Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26

Samuel

Biegałem akurat na bieżni, gdy mój telefon się rozdzwonił. Spojrzałem na wyświetlacz, ale zobaczyłam imię Rose, więc rozłączyłem i biegałem dalej. Pewnie chciała kolejny raz żalić się na Willa, jaki to on nie był zły, bo nie kupił jej truskawek. Pogłośniłem muzykę w słuchawkach i patrzyłem przed siebie. Starałem się ignorować dzwoniący telefon, ale po czwartym razie w końcu odebrałem.

– Rose, pali się? – odebrałem dość nieprzyjemnym tonem.

– Nie, ale może. Właśnie spotkałam twoje dziewczyny, niedaleko skrzyżowania z naszą ulicą. Jak chcesz to może zdążysz się z nią zobaczyć.

– A mówisz mi to, bo...?

– Bo wiem, że chcesz je zobaczyć, albo chociaż Cassidy. Wiesz, zegar tyka, a one idą do przodu, a nie cofają się.

– Dzięki, Rose – rozłączyłem się i kilka sekund walczyłem sam ze sobą.

Miałem ogromną ochotę iść do nich, żeby je zobaczyć, ale sam nie wiedziałem, co miałem robić. Emma, dość jasno się wczoraj wieczorem wyraziła na mój temat oraz naszej relacji. Chwilę stałem w miejscu i patrzyłem przez okno. Westchnąłem, spojrzałem na telefon i zszedłem z bieżni. Poszedłem do szatni, przebrałem się i szybko wybiegłem z budynku. Nie brałem samochodu i tego teraz pożałowałem. Zacząłem iść jak największymi skrótami, jakie znałem, żeby je spotkać. Wyszedłem w końcu na moją ulicę, ale ich nigdzie nie widziałem.

Co ja, do cholery, odpierdalałem?

Goniłem je, jakby mi uciekły, a nie, żeby je spotkać. Pokręciłem głową i zacząłem iść w powolniejszym tempie. Na przeciwko mnie szedł Dean z jakimś jego kolegą, którego nie znałem. Blondyn go pożegnał i podszedł do mnie.

– A ty, co taki zdyszany? – zagadnął, klepiąc mnie po plecach.

– Byłem na treningu, bo w porównaniu do ciebie, ja się, tylko z tego utrzymuje.

– Dla mnie piłka też jest ważna, ale masz rację mniej, niż u ciebie. Dzisiaj robię imprezę z kilkoma chłopakami z agencji mamy. Przyjdziesz?

– Stary, nie dam rady. W moim życiu osobistym zrobił się wielki burdel. Muszę najpierw to ogarnąć i zobaczyć do czego mnie to doprowadzi.

– Rozumiem, ale jakbyś zmienił zdanie, to wiesz, wystarczy zapukać do moich drzwi, albo zadzwonić jeśli nie będzie mnie w domu.

– Zawsze mnie to interesowało. Dlaczego mieszkasz z nami, a nie sam? Przecież u ciebie kasy, jak lodu.

– Po rozwodzie rodziców byłem dzieckiem, które nagle zostało samo i nie chciałem być już dłużej sam, ale spokojnie, zastanawiam się nad kupnem apartamentu w centrum Londynu.

– To przez Rose? – zapytałem, a dopiero później ugryzłem się w język.

– Nie, tylko przez nią. Wiesz, że ten dom należy do rodziców Willa, więc tylko patrzeć, kiedy oni się o niego upomną, jak dowiedzą się, że Will się stamtąd zwinął.

– Tutaj masz rację – zgodziłem się z nim, ale i tak czułem, że w większej mierze chodziło tutaj o Rose.

– Tata! Tata! – usłyszałem głośny krzyk i zacząłem się rozglądać.

Zobaczyłem Emmę z Jennifer oraz moją córkę, Cassidy. Dziewczyna, postawiła na ziemię małą, a ta zaczęła biec w moim kierunku. Schyliłem się i wziąłem ją na ręce, ale rzuciłem jeszcze szybkie spojrzenie Emmie, która mówiła coś do Jennifer.

– Widać, że to twój dzieciak – powiedział Dean, przyglądając się Cassidy.

– Zgadza się. Jesteśmy podobni, prawda księżniczko? – odezwałem się do córki, łaskocząc ją po brzuszku.

– Tak – powiedziała i uśmiechnęła się szeroko. – Ceść – odwróciła się do blondyna.

– Cześć, mała – poczochrał ją po włoskach. – Jest strasznie podobna do ciebie, jak wam się przyjrzałem.

– Cześć – powiedziała nieśmiało Emma, patrząc na Deana. Ten jedynie kiwnął jej głową na przywitanie.

– Jestem, Jennifer. Przyjaciółka, Emmy – podała dłoń, Deanowi.

– Pamiętam cię – oddał uścisk. – To ty wtedy zrobiłaś najazd na nasz dom.

– Dokładnie. Nie myśl, że zmieniłam front, Carter. Jeśli coś im zrobisz drugi raz, już taka miła nie będę – Jennifer, patrzyła na mnie, gdy to mówiła.

– Już cię lubię, dziewczyno. Dobra towarzystwo, ja się zbieram, bo muszę jeszcze skoczyć w parę miejsc. Miło było cię poznać, dziewczynko – dotknął ramienia Cassidy i odszedł.

– Cholera! Zapomniałam, że muszę do sklepu podskoczyć – nachyliła się i pocałowała Emmę w policzek. Widziałam, jak brunetka patrzyła na nią błagalnym wzrokiem, żeby tego nie robiła. – Ej, blondyn! Czekaj na mnie! – krzyknęła za Deanem i pobiegła za nim.

Emma, zacisnęła mocniej ręce na wózku, aż jej knykcie zrobiły się białe. Nic nie powiedziała, tylko uśmiechnęła się nerwowo do córki i zaczęła iść. Czułem się zajebiście niezręcznie. Powiedziałem, że ją kocham, a teraz nawet nie odezwała się do mnie, ani słowem, gdy się zobaczyliśmy. Wzruszyłem ramionami, popatrzyłem na Cassidy i zacząłem iść za nią. Nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać od niej. Chciałem choć jakiejkolwiek reakcji doświadczyć z jej strony; czy to wyzwiska w moją stronę, czy uderzenia w twarz, bo raczej na; kocham cię z jej strony, nie miałem, co liczyć. Aby przerwać tą ciszę, zacząłem mówić do Cassidy. Córeczka od razu reagowała, albo odpowiadała na pół wyraźnie. Byłem na siebie zły i też na Emmę, że te najważniejsze rzeczy w jej życiu ominęły mnie. Nie widziałem jej pierwszych kroków, albo pierwszego słowa. Mi zostało to brutalnie odebrane. Tego zazdrościłem Willowi. On to wszystko będzie widział i cieszył się z tych małych rzeczy.

– Jakie było jej pierwsze słowo? – odezwałem się do Emmy, aby zniwelować ciszę między nami.

– Tata – odpowiedziała, nawet na mnie nie patrząc.

– Skąd wiedziała, że jestem jej ojcem, gdy mnie pierwszy raz zobaczyła? – ta kwestia ciekawiła mnie od samego początku.

– Pokazywałam jej zdjęcia, gdy była mniejsza. Chciałam, żeby wiedziała, że istniejesz. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek tobie powiem o niej, ale chciałam, żeby ciebie znała.

– Emma, czego ty się boisz? – stanąłem i ona zrobiła to samo. Dopiero wtedy na mnie spojrzała. Chwilę wpatrywała się w moje oczy, aby zaraz pomrugać i spojrzeć na Cassidy.

– Usnęła. Wsadź ją do wózka – odchyliłem córkę i zobaczyłem, że Emma miała rację. Włożyłem delikatnie ją do wózka i przykryłem.

– Emma, zadałem tobie pytanie. Czego ty się boisz? – położyłem na jej dłoni, swoją. – Może inaczej zadam pytanie. Czy wciąż mnie kochasz? – powróciła do mnie wzrokiem i znów zapadła ta cisza.

– Ja... – zacięła się i odwróciła ode mnie wzrok. To była odpowiedź, która złamała mi serce. – Boję się, że znów będzie to samo – odpowiedziała wymijająco. – Ale szczęście Cassidy, jest dla mnie najważniejsze.

– Więc, co postanowiłaś, Emma? Bo już za tobą nie nadążam. Raz dajesz sygnały, że chcesz być ze mną, a drugim razem nie.

– Chcę, żeby Cassidy była szczęśliwa i miała obojga rodziców. Samuel... – popatrzyła na mnie i westchnęła. – Nie wiem, czy dam radę być z tobą. Kiedy jestem przy tobie szczęśliwa, wystarczy choć mały bodziec, żebym zaczęła myśleć, czy znów mi czegoś nie powiesz. Boje się.

– Więc, co? Mamy zostać przyjaciółmi, którzy mają dziecko? Przepraszam, Emma, ale chyba ja nie dam rady. Kocham cię, ale to, co wymagasz ode mnie jest nie do wykonania, rozumiesz? Przynajmniej z mojej strony.

– Wiem, Samuel, wiem... – spojrzała na naszą córkę. – Po prostu nie naciskaj na mnie. Możesz przychodzić, kiedy chcesz do Cassidy. Oczywiście też tam wtedy będę. Może to mi pomoże – wzruszyła ramionami.

– Będzie, jak chcesz – powiedziałem przez zaciśnięte zęby i zaczęliśmy kontynuować marsz.

Emma, starała się za wszelką cenę nie patrzeć w moją stronę, ale widziałem, jak kilka razy jej spojrzenie na mnie. Udawałem, że tego nie widziałem. Było mi bardzo ciężko. Kobieta, którą kochałem chciała, żebym trzymał się od niej na dystans, a to było niewykonalne. Chciałem ją przekonać do siebie, ale nie wiedziałem, co mogłem zrobić. Ona się zmieniła i ja tak samo, a połączyło nas dziecko.

– Chodź ze mną na kolację – wyrwało się nagle spomiędzy moich warg. Emma, spojrzała na mnie i pomrugała kilka razy powiekami.

– Z Cassidy?

– Nie. Tylko ty i ja, jak dawniej. Chcę, żebyś przekonała się, jaki teraz jestem.

– Czy jesteś tego pewien?

– Jestem – stanęliśmy na przeciw jej domu. – Ten jeden raz. Jeśli nam nie wyjdzie, będę twoim przyjacielem – podszedłem do niej bliżej i dotknąłem policzka.

Wtuliła się we wnętrze mojej dłoni i popatrzyła dużymi zielonymi oczami. Widziałem w nich, jej wewnętrzną walkę. Uśmiechnęła się do mnie smutno. Potrafiłem dostrzec w niej dalszą miłość do mnie, ale i ogromny żal. Sam to do niej czułem, ale wtedy kilka lat temu, ale nie teraz. Wierzyłem w to, że mnie kocha i da mi jeszcze jedną szansę. Teraz już nie chodziło, tylko o samą Emmę, ale też o moją córkę. Nie chciałem, żeby wychowywała się w rozbitej rodzinie.

– Dobrze. Ten jeden raz, ale nie obiecuję, że on coś zmieni.

– Mam tego pełną świadomość. Przyjadę po ciebie jutro o czwartej. Chcę, żeby ten wieczór należał, tylko dla nas – uśmiechnąłem się do niej pełen nadziei. – Będzie miał kto zostać z Cassidy, czy mam poprosić Rose?

– Będzie Jennifer, ale jak Rose będzie chciała to niech też przyjdzie. Chcę, żeby Cassidy zaczęła się przyzwyczajać do twoich znajomych.

– Dobrze – zniżyłem głowę, aby pocałować ją w usta. Zamknęła oczy, co dało mi wolną drogę.

– Emma?! – usłyszałem znów głos tego dupka, z którym wczoraj się spotkała. Emma, odskoczyła ode mnie w pośpiechu i odwróciła się do niego.

– Kaiden, miło cię widzieć. Właśnie wracamy ze spaceru, tylko Jennifer, gdzieś nam się zapodziała – zaczęła się przed nim tłumaczyć, co dla mnie było niezrozumiałe.

Może on teraz był w jej sercu i dlatego nie chciała już mnie? Na samą myśl o tym, ścisnąłem pięści i popatrzyłem na tego sukinsyna. Spojrzałem z powrotem na niego i starałem się zrozumieć, co takiego miał on, czego nie miałem ja. Był blondynem, ale wyglądał gorzej ode mnie. Jego twarz nie przypominała mężczyzny, tylko chłopca. Przysunąłem się bliżej Emmy, która posłała mi szybkie spojrzenie i wróciła do niego wzrokiem.

– Wczoraj było bardzo fajnie. Może powtórzymy jeszcze to wyjście, póki jestem w mieście? Wiesz, że później nie wiadomo, kiedy wrócę, a będę za tym tęsknił – zacząłem kaszleć, gdyż facet ewidentnie za dużo sobie pozwalał.

– Jasne, że tak, tylko jutro mam zajęty wieczór chyba, że spotkamy się do południa? Wezmę ze sobą, Cassidy.

– No, kurwa, nie! – wyrwało mi się. Oboje spojrzeli na mnie. – Przepraszam, przypomniałem sobie, że powinienem, gdzieś być o tej porze i ty Emma ze mną. W końcu przyjaciele trzymają się razem, prawda? – aż sam poczułem tą ironię, jaka była w tym zdaniu.

– Na prawdę? Nie przypominam sobie, Samuel – zacisnęła wolną dłoń w pięść. – Przepraszam, Kaiden, ale widzisz, mój kolega jest niecierpliwy. Napisz mi wiadomość, o której jutro, żebym mogła wcześniej się przygotować i moją córkę też – powiedziała do niego przepraszającym tonem.

– Oczywiście, Emi. Do jutra – podszedł do niej i pocałował w policzek.

Facet sobie robił prostą drogę na tamten świat. Emma, nic mu nie powiedziała, tylko na dodatek lekko się uśmiechnęła. Moje ciśnienie zaczęła rosnąć i to w bardzo szybkim tempie. Poczekałem, aż tamten sukinsyn od niej odejdzie i zniknie nam z pola widzenia. Kiedy tak się stało, chwyciłem Emmę za łokieć i zbliżyłem do siebie.

– Co ty robisz, dziewczyno?! To jakaś twoja pieprzona gra, żeby zrobić nim tatusia dla Cassidy? Jeśli mnie nie chcesz to powiedz wprost, a nie baw się w pierdolone gierki! Bo to, że pocałował ciebie na moich oczach, musiało tobie się bardzo spodobać, że nawet się nie odsunęłaś – popatrzyła na mnie dużymi oczami ze strachu.

– Nie o to mi chodziło. To jest, tylko dobry znajomy! Nikt oprócz ciebie mnie nigdy w życiu nie obraził, Carter. Dalej nie umiesz mi zaufać! Wkładasz w moje czyny, czy usta coś, czego nie miałam zamiaru zrobić – wyszarpała się z mojego uścisku. – Chyba będzie lepiej, gdy jutro spotkamy się dopiero na kolacji o ile do niej dojdzie. Teraz przepraszam, ale wracam do swojej rodziny. Muszę zająć się córką – odeszła ode mnie dość szybkim krokiem.

Patrzyłem za nią, dopóki nie weszła do domu. Byłem na siebie wkurwiony, że tak zareagowałem, ale nie mogłem na to pozwolić, aby on się kręcił obok moich dziewczyn. Dla Emmy, mógł być kolegą, ale nie wiedziałem, jak to było z drugiej strony. Ruszyłem z miejsca i zacząłem kierować się do domu. Emma miała rację z tym, że oboje mamy problem z zaufaniem. Ona, chyba większe ode mnie. Znów wszystko spierdoliłem.

– Ty, Carter! Poczekaj – odwróciłem się i zobaczyłem Jacoba, jak starał się mnie dogonić.

– Chcesz mi wpierdolić?

– Bardzo bym chciał, ale wiem, że wtedy mi się oberwie od Emmy – powiedział z uśmiechem, ale zaraz spoważniał. – Coś ty znowu jej powiedział? Wyglądała, jak wtedy, gdy wróciła ze spotkania z tobą.

– Wiesz, że spotyka się z Kaidenem? – zapytałem prosto z mostu. Chciałem wiedzieć, czy jego ukrywała przed nim, czy tylko może mnie.

– Oczywiście, że wiem. Kaiden to nasz sąsiad.

– Zajebiście – odwróciłem od niego wzrok. Coraz mniej mi się to zaczynało podobać.

– Ma dziewczynę. Teraz przyjechał na kilka dni do matki.

– Ma dziewczynę? – powtórzyłem, niedowierzając. – Kurwa! Myślałem, że zarywa do Emmy.

– Moja rada, Carter. Jeśli chcesz przekonać do siebie znów Emmę, najpierw pierdolnij się porządnie w czoło zanim coś powiesz. Tyle chciałem tobie przekazać – odwrócił się i poszedł z powrotem do domu.

Również się odwróciłem i wróciłem do domu. Rzuciłem przez pokój torbę sportową i włączyłem laptopa. Zacząłem szukać restauracji, która będzie dla nas odpowiednia. Wiedziałem, jaka była Emma. Nie lubiła niczego, co wyglądało luksusowo i drogo. Była normalną dziewczyną, której to nie interesowało. Ze mną było trochę inaczej. Od kiedy przeszedłem na zawodowstwo i pojawiły się kwoty z kilkoma zerami na końcu, nie pasowało mi pokazywanie się w tanich miejscach. Oczywiście to nie było tak, że wyszedłem na ulicę i nagle fotoreporterzy koło mnie się zebrali, ale bywały osoby, które mnie rozpoznawały i chciały zdjęcie, czy autograf. Zawsze mogło być też tak, że moglibyśmy trafić do reprezentacji Anglii, a wtedy wszystko, co robiliśmy do tej pory, wyszło by na jaw.

Na mojej liście, pojawiło się kilka restauracji godnych zaufania. Zostało mi jedynie do nich zadzwonić i zapytać się, czy będą mieli wolny stolik na jutro, co mogłoby się okazać wyczynem. Chciałem pokazać Emmie, że nie byłem zły. Musiałem jedynie wyćwiczyć swoje zaufanie, które na każdym kroku gubiłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro