Rozdział 23
Emma
Nie mogłam wysiedzieć od rana w domu. To, co wczoraj się stało, dalej we mnie siedziało. Nie umiałam się przemóc do Samuela. Przynajmniej psychicznie. A to, że poznał Cassidy, wszystko zepsuło. Był jej ojcem, ale nie chciałam mu jeszcze teraz o niej mówić. Może nawet nigdy nie chciałam. Bardzo się bałam, że ten świat, który z nią stworzyłam, znów się rozpadnie. Dosyć miałam już pustych słów i obietnic. Zostało mi tylko zastanowienie się, co z tego, co mówił, było prawdą, a co kłamstwem. Moim błędem było to, że za szybko go pokochałam, a jego, że mi nie zaufał. Gdyby nie to, może nigdy nie doszłoby do takiej sytuacji, jak sprzed prawie dwóch lat. Pewnie skończyłabym studia i była nauczycielką. A teraz? Teraz miałam jedynie ponad półtoraroczny cud o zielonych oczach i brązowych włosach. Wszystko działo się po coś i widocznie, taki miałam napisany scenariusz na życie.
Samuel, sprowadził mnie na samo dno, ale dzięki temu wstałam silniejsza i wiedziałam, że nie można wszystkim tak łatwo zaufać. Emma, którą teraz byłam, nie była już tą nieśmiałą dziewczynką, która wbijała paznokcie we wnętrze dłoni, żeby dać upust złości. Teraźniejsza Emma, była kobietą i matką, która choćby świat się walił, musiała być silna. Nie dla siebie lecz dla córki. W mojej podświadomości wiedziałam, że rodzice patrzyli się na mnie i byli ze mnie dumni.
Wszystko od rana robiłam mechanicznie. Najpierw jedzenie dla Cassidy, później przebranie jej i na końcu siebie. Siedziałam na kanapie i patrzyłam się na nią, dopóki nie zaczęłam płakać. Musiałam wyjść z domu, dlatego ubrałyśmy się i poszłyśmy się przejść. Tym razem nie brałam wózka. Poszłyśmy na plac zabaw, który był niedaleko domu i mały spacer. Gdy na dworze zaczynało się już robić chłodniej i ciemniej, wróciłyśmy do domu. Cassidy, szła koło mnie, podskakując sobie. Była taka malutka i nie wiedziała, że jej rodzice toczyli ze sobą wojnę. Kiedy skręciłam w naszą ulicę, zobaczyłam mojego brata, a później Samuela w drzwiach. Nie wiedziałam, co on miał w planach, ale bałam się tego. Nawet bardziej, niż porodu.
– Samuel? – zapytałam, gdy już byłam koło domu. Jacob, spojrzał na nas, a później wszedł do domu.
– Tata! – krzyknęła Cassidy i pobiegła do niego.
– Moja słodka królewna – podniósł ją i przytulił.
– Co tutaj robisz? Myślałam, że wczoraj wszystko sobie wyjaśniliśmy.
– Chyba nie wszystko. Chciałbym z tobą porozmawiać. Może pójdziemy do tej kawiarni tutaj niedaleko? – najpierw spojrzał na mnie, a później na córkę.
– Chodźmy – westchnęłam i szłam kilka kroków za nimi.
Cassidy, co chwilę do niego coś mówiła, a Samuel jej odpowiadał. Wyglądaliśmy, jak prawdziwa rodzina. Lecz nią nie byliśmy. Bycie rodziną, wymaga otwartości na siebie i uczciwości. Bycie rodziną, wymaga ochrony. Wzajemnej ochrony. Bycie rodziną, wymaga nie obrażania się na siebie, a szacunku. My byliśmy tylko rodziną z nazwy i oczu kogoś obcego. Bo jak na razie, każdy z tych punktów zawaliliśmy.
Doszliśmy do kawiarni i Samuel, zajął pierwsze wolne miejsce. Zauważyłam, jak dużo osób zaczęła patrzeć się na nas. Wtedy nagle zrozumiałam, że muszę się wybudzić ze swojego snu. To nie był ten sam Samuel, którego ja znałam. Teraz on był Samuelem Carterem, mężczyzną, który grał w jednym ze znanych zespołów angielskiej piłki nożnej. Już nie był anonimowy, jak wtedy. Dzisiaj, każdy go już znał.
– Więc o czym chcesz rozmawiać? – nachyliłam się i wzięłam od niego córkę, jakby miała być moją tarczą.
– Po pierwsze chcę, żeby Cassidy nosiła moje nazwisko. Doskonale wiemy, kto jest jej ojcem.
– Dobrze. Zmienię to jutro – wiedziałam, że nawet nie miałam argumentów, aby się z nim spierać.
– Następna sprawa. Chcę z nią spędzać więcej czasu. Chcę nadrobić ten stracony czas i ją poznać. Wiedzieć, co lubi, a czego nie. Być po prostu w jej życiu.
– Oczywiście, nie zabronię tobie tego. Nie jestem, aż taką suką, ale kiedy, jak ty masz treningi i mecze? Wiem, że teraz jesteś w dość dobrej drużynie, a co za tym idzie, będziesz miał dużo mniej czasu dla Cassidy.
– Chcę, aby poznała moich przyjaciół. Nie chcę, żeby Cassidy wychowywała się bez wujków, czy cioć. Nie mam co prawda rodzeństwa, ale oni są dla mnie, jak rodzina.
– Rozumiem.
– Ty też pójdziesz z nami, jako mama mojej córki. Prawda, kochanie? – nachylił się do małej i dotknął jej pyzatego policzka.
– Jako mama – powtórzyłam ciszej. Poczułam, jakby zaczynało mi brakować powietrza. – Muszę iść do łazienki – podałam mu córkę i jak najszybciej odeszłam od stolika.
Wzrokiem poszukałam toalety, a później do niej weszłam. Oparłam dłonie na umywalce i zaczęłam płakać. A może bardziej szlochać. Łzy leciały jedna za drugą po policzkach. Dotarło do mnie, że wszystko, co będziemy robić, będzie dotyczyć tylko Cassidy. Też tego chciałam, ale na samym początku. Teraz chciałam, że może, gdzieś była dla nas szansa, ale widocznie już nie. Nienawidziłam go, ale kochałam jednocześnie. Musiałam o tym zapomnieć i znów wybudować mur wokół mojego serca. Musiałam się w nim odkochać. Gdy ludzie się odkochują, nie możesz na nich w żaden sposób wpłynąć. Nie kochają cię i już. Dostałam moją odpowiedź, że Samuel się we mnie odkochał, a chciał tylko widzieć córkę.
Kiedy się uspokoiłam, ochlapałam twarz wodą, żeby zatrzeć ślady płaczu. Przybrałam na twarz sztuczny uśmiech i wyszłam z łazienki. Usiadłam przy stoliku, a Samuel tłumaczył coś Cassidy. Przymknęłam na chwilę oczy, aby nie rozpłakać się ponownie. Do stolika podeszła kelnerka z tacą, na której miała herbatę oraz sernik. Spojrzałam na bruneta, który posłał mi uśmiech. Pamiętał, co jadłam. Starał się ze wszystkich sił, aby nie wbić paznokci we wnętrze dłoni, ale mi się nie udało. To wszystko zaczynało mnie przerażać.
W kawiarni spędziliśmy godzinę. Prawie przez cały czas się nie odzywałam. Uśmiechałam się tylko, albo kiwałam głową. Chciałam stamtąd, jak najszybciej wyjść. Gdy w końcu opuściliśmy kawiarnię, wzięłam Cassidy na ręce i niosłam do samego domu.
– Emma? – z domu sąsiadki, wychodził jej syn Kaiden, którego ostatni raz widziałam przed moim wyjazdem.
– Kaiden! – powiedziałam szczęśliwa. Był moim jedynym kolegą przed poznaniem Jennifer. – Co ty tutaj robisz? – zmienił się. Nawet bardzo. Z chudego chłopaka, stał się rosłym mężczyzną, który był bardzo przystojny.
– Przyjechałem na chwilę do mamy. Trzeba od czasu do czasu zostawić Stany i wrócić do domu. A co u ciebie? – podszedł do mnie bliżej i przyglądał się dziewczynce, która już spała na moim ramieniu.
– Jak widzisz, dużo się zmieniło. To moja córka Cassidy, a to kolega, Samuel – pokazałam na bruneta. Podniósł brwi i zacisnął szczękę. On sam, tego chciał.
– Jaka słodka. Podobna do ciebie. Może spotkamy się jutro i nadrobimy stracony czas?
– Przykro mi, ale mamy już plany na jutro – odpowiedział za mnie, Samuel. Popatrzyłam na niego zdziwiona.
– Na prawdę?
– Tak. Idziemy do moich przyjaciół.
– To może innym razem – wzruszył ramionami, Kaiden. – Muszę lecieć jeszcze na zakupy. Do zobaczenia, Emma.
– Do zobaczenia – odpowiedziałam i rozeszliśmy się w swoje strony. Podniosłam trochę wyżej Cassidy i zaczęłam się zastanawiać, w którym momencie zgodziłam się na jutrzejsze wyjście, ale nie mogłam sobie przypomnieć. – Więc, o której jutro mamy przyjść?
– Gdzie przyjść? – Samuel, pomrugał parę razy i popatrzył na mnie.
– Do twoich przyjaciół? Przecież tak przed chwilą powiedziałeś.
– Napiszę tobie jeszcze. Nie zmieniłaś numeru telefonu?
– Nie – pokręciłam głową i zaczęłam szukać kluczy od domu w kieszeniach.
– Co to miało przed chwilą znaczyć, Emma? Chciałaś się z nim umówić?! I czemu powiedziałaś, że jestem kolegą?
– A kim ty dla mnie jesteś? Mamy tylko razem dziecko, Samuel. Co miałam mu powiedzieć? Wiesz to mój były, który zrobił mmi dziecko i nazwał chciwą suką dla pieniędzy? Przepraszam, jeśli tego oczekiwałeś, a nie spełniłam twoich wymogów. Napisz, o której mam przyprowadzić, Cassidy – weszłam do domu i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Może trochę za mocno, bo brunetka spojrzała na mnie. – Cii, kochanie. Już idziemy spać.
Zaniosłam córkę do swojego pokoju i położyłam na łóżku. Zdjęłam jej odzież wierzchnią i przebrałam w piżamkę. Przeniosłam ją do łóżeczka, dałam smoczka i dopiero wtedy się rozebrałam. Przebrałam się w piżamę i zeszłam na dół. W kuchni zauważyłam, Jennifer. Podeszłam do niej i usiadłam obok. Siedziała nad papierami, a bok niej stała butelka wina. Niewiele myśląc, wzięłam jej kieliszek i nalałam sobie połowę.
– Ciężki dzień? – spojrzała na mnie kątem oka.
– Ciężki, to mało powiedziane. Carter, tutaj był i byliśmy razem w kawiarni. Chciał, żebym zmieniła nazwisko Cassidy, a później mówił tylko o niej. Mnie w jego planach względem naszego dziecka nie było – wzruszyłam ramionami i dopiłam trunku. Byłam szczęśliwa, że brunetka tak chętnie odstawiła mleko.
– A ty go kochasz? Tego, debila?
– Sama nie wiem – westchnęłam. – Wydawało mi się, że tak, ale widzisz teraz, jak między nami jest. A może bardziej, że między nami nic nie ma – prychnęłam. – Jutro ma poznać jego przyjaciół, żeby miała ciocie i wujków.
– A ty?
– A ja? Jennifer, ani razu nie powiedział, żebym tam też przyszła, a jak spotkaliśmy Kaidena, to nagle wymyślił to spotkanie.
– Czekaj, czekaj. Wcześniej nic nie mówił o tym spotkaniu?
– Coś tam mówił, ale nie podał daty, że to jutro, a tu nagle wyskoczył z takim czymś – spojrzałam na nią. Miała wielki uśmiech na twarzy. – Co się tak uśmiechasz?
– Ale jesteś nierozumna. Był o ciebie zazdrosny i dlatego tak powiedział.
– Przedstawiłam go jako kolegę – uciekłam wzrokiem i nalałam sobie jeszcze alkoholu.
– Emma, jak mogłaś – zaczęła się głośno śmiać. – Charakterek tobie się wyostrzył. To teraz wnioskuje, że jest wkurwiony i zazdrosny. Zrobimy tak. Po jutrzejszym spotkaniu, zaproponujesz mu opiekę nad Cassidy. Na pewno zapyta się, czemu ma z nią być, jeśli może zostać ze mną, albo Jacobem. Powiesz, że jesteśmy w pracy, a umówiłaś się z kimś. Odpieprzę ciebie, żebyś wyglądała, jak chodzący seks. Musimy tylko wpaść na Kaidena – zamyśliła się , a ja mogłam dostrzec, jak jej trybiki w głowie pracują. – Jakoś to zrobimy. Udowodnimy mu, że nie chodzi tutaj tylko o Cassidy.
– Czy ja mam coś do powiedzenia? – podniosłam brew, ku górze.
– Niestety nie, kochana. Już nie mogę doczekać się jutra – powiedziała podekscytowana. Przewróciłam oczami na jej zachowanie i dopiłam wino, które miałam w kieliszku.
– Idę spać. Dobranoc – pocałowałam ją w policzek.
– Dobranoc, moja hot mamuśko.
Pokręciłam głową ze śmiechem i poszłam na górę. Przykryłam jeszcze Cassidy, która rozkopała całą kołdrę dookoła siebie i położyłam się do łóżka. Może Jennifer miała rację? Może on tylko udawał, że chodziło o Cassidy? Zastanawiałam się, patrząc w sufit. Sama nie wiedziałam, jaką opcję wolałam. Gdzieś wewnątrz mnie, dalej była ta ogromna nienawiść do niego. To była nienawiść, pomieszana z bólem. Bałam się, że znów nie będziemy umieli sobie nawzajem zaufać.
***
Nazajutrz po godzinie piętnastej, zaczęłam się szykować z Cassidy do odwiedzenia, Samuela. Napisał, żebym była u niego o szesnastej, a z małym dzieckiem, wszystko schodziło dwa razy dłużej. Ubrałam córeczkę w najlepszą sukienkę i związałam jej bujne włoski na czubku głowy. Do swojego wyglądu, nie przywiązywałam, aż tak wielkiej wagi. Miałam na sobie zwykłe czarne spodnie i bluzkę z dekoltem, który miał parę pasków na sobie. Zeszłyśmy na dół, gdzie zaczepiła mnie, Jennifer.
– Poczekajcie na mnie. Jadę do galerii na wyprzedaże – w pośpiechu ubierała buty, aby wyjść równo z nami.
– Nie śpiesz się tak, bo nogę jeszcze złamiesz – zaśmiałam się, widząc jak ubierała te buty.
– Ha, ha. Bardzo śmieszne, Emma. – Dobra ja już gotowa. Wychodzimy?
– Wychodzimy – wyjechałam wózkiem i poczekałam, aż przyjaciółka zamknie za nami drzwi.
– Emma, znów się spotykamy – odwróciłam się i dostrzegłam, Kaidena. Jennifer, stanęła obok mnie i dźgnęła łokciem.
– Kaiden. Miło cię znowu widzieć.
– Wczoraj twój kolega, nie dał nam porozmawiać. Może byłabyś chętna na jakieś spotkanie i powspominanie starych czasów?
– Emma, jest bardzo chętna – wcięła się, Jennifer. – Nie martw się. Zajmę się, Cassidy.
– Tak, Jennifer ma rację – zaczęłam grać w grę, którą wczoraj wymyśliła.
– Świetnie. Może spotkamy się o szóstej? – szybko w głowie sprawdziłam drzemki Cassidy i powinna o tej porze usypiać.
– Pasuje mi.
– Nawet nie wiesz, jak się cieszę – uśmiechnął się i mogłam przysiąść, że patrzył na mnie ciut za długo. – Do zobaczenia jutro. Cześć, Jen.
– Cześć – odpowiedziała mu i poczekała, aż odejdzie od nas. – Zabiorę jutro, gdzieś Jacoba, aby Carter czuł się naturalnie w domu. Cholera, że nie będę widziała jego reakcji. Prawda, kochanie? – schyliła się do Cassidy i dotknęła rączki. – Ale z niego jakie ciacho się zrobiło. Teraz już nie dziwie się, Carterowi, że tak zareagował. Dobra, ja lecę, bo mu wszystko wykupią – pocałowała mnie w policzek i poszła do samochodu.
Westchnęłam i skierowałam się w przeciwną stronę. Jak na prawie początek października, było bardzo ciepło i nie zanosiło się na deszcz, który o tej porze był już dość częstym zjawiskiem. Podczas spaceru, jaki zrobiłam sobie idąc do Samuela, zastanawiałam się nad tym, czy dobrze zrobiłam. Doszedł do mnie dość szybko efekt, jaki mogę tym osiągnąć. Jeżeli pozwoli Kaidenowi zabrać mnie od siebie, w końcu zobaczę, że nigdy mu na mnie nie zależało. Jak to się stanie, dowiem się, że jego miłość, nigdy nie była prawdziwa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro