Rozdział 12
Samuel
Poczekałem, aż Emma wejdzie do domu i dopiero wtedy odszedłem. Wsadziłem ręce do kieszeni kurtki, a uśmiech sam cisnął mi się na usta. Emma, była moja. Nareszcie to się stało. Wiedziałem, że Jacob, będzie na nią wkurwiony, kiedy się dowie, ale byliśmy w tym razem. Nie miałem zamiaru jej opuszczać, dopóki ona sama ode mnie nie odejdzie, a nawet wtedy będę o nią walczył. Zostało teraz ukrywanie prawdy przed przyjaciółmi, a najbardziej przed Willem. Nie chciałam na razie, aby ktoś wiedział o Emmie. Chciałem ją mieć tylko dla siebie. Chociaż Will, był moim prawdziwym przyjacielem, który przychodził do mnie z problemem, albo ja do niego to i tak chciałem na razie zachować brunetkę w tajemnicy.
– Gdzieś ty się podziewał całą noc? Czyżby to było związane z tą seksowną dziewczyną z urodzin, Adama? – to były pierwsze słowa, jakie usłyszałem po przekroczeniu progu domu.
– Może – odpowiedziałem, wzruszając ramionami.
– Należy tobie się coś od życia po Kate – klepnął mnie w ramię, Dean. – Ile można być z jedną dziewczyną i pieprzyć tą samą cipkę?
– Zobaczymy, co ty powiesz, kiedy tobie się trafi dziewczyna.
– Mi? – powiedział z obrzydzeniem. – Nigdy nie będę miał dziewczyny. Za dużo pięknych i seksownych dziewczyn chodzi po świecie, żebym skończył tylko z jedną.
– Innymi słowy, chcesz powiedzieć, że dziewczyny w taki sposób załatwiają sobie choć rozmowę u twojej matki w agencji?
– Z pięć procent. Reszta numerów ginie w niewyjaśnionych okolicznościach – wzruszył ramionami.
– Jesteś jeszcze gorszy, niż Will – uderzyłem go lekko w głowę i odszedłem do salonu.
Jak zawsze na kanapie siedział, Archie i grał w jedną z gier na Xobox. Usiadłem obok niego i oparłem się o sofę. Założyłem ręce za głowę i popatrzyłem na sufit z uśmiechem na twarzy. Nie mogłem uwierzyć, że to się działo na prawdę. Teraz moim największym problemem były treningi oraz Jacob. Przed przyjaciółmi będę musiał grać faceta, który znalazł sobie chętną dziewczynę do zaspokojenia potrzeb.
– Byłeś u tej dziewczyny? – uśmiech zamarł mi na ustach i popatrzyłem na Archiego, który nie odrywał wzroku od telewizora.
– Skąd tobie to przyszło do głowy?
– Widziałem po waszych spojrzeniach, że się znacie.
– Znaliśmy się tyle, co na imprezie. Porozmawialiśmy i powiedziała, że nie chce tam być. Później był ten numer z jej koleżanką i tyle.
– To czemu wróciłeś dopiero dzisiaj?
– A coś ty taki ciekawski się zrobił? Prowadzisz jakiś dziennik, kto i o której przychodzi? – podniosłem brew do góry. Archie, stąpał po niebezpiecznych wodach. Wiedziałem, że on by nikomu nie powiedział, ale wolałem Emmę, zostawić tylko dla siebie.
– Nie. Byłem po prostu ciekaw – wzruszył ramionami. – Żaden z chłopaków nawet by się o tym nie dowiedział.
– Wiem o tym – położyłem mu dłoń na ramieniu. – To tylko znajoma.
– Tylko zapytałem. Nie chciałem ciebie wkurzyć.
– Nic takiego się nie stało – wstałem z kanapy. – Idę na siłownię, jakby, któryś z chłopaków pytał.
Wszedłem na górę pokonując, co dwa stopnie. Będąc w pokoju, wziąłem szybki prysznic i z obwiązanym w pasie ręcznikiem wróciłem do pokoju. Na łóżku zobaczyłem rozwalonego Willa, który przeglądał coś w telefonie. Nie wiedziałem, po co przyszedł, ale zawsze to nie kończyło się dobrze. Nie przejmując się nim odwiązałem ręcznik i ubrałem bokserki, a później dresy i popatrzyłem na niego.
– Powiesz mi w końcu, co tutaj robisz?
– Słyszałem, że idziesz na siłownię i pomyślałem, że zabiorę się z tobą, a poza tym znalazłem to na tylnym siedzeniu – wyciągnął z kieszeni mały przedmiot i rzucił do mnie. Złapałem go i od razu rozpoznałem szminkę. – Nie wiem z kim balowałeś w moim samochodzie, ale masz przynajmniej pamiątkę. Zbierajmy się już.
Will, schował telefon do kieszeni i wstał z łóżka. Umówiliśmy się na dole za pięć minut i wyszedł z pokoju. Przytaknąłem tylko głową, bo zacząłem się zastanawiać, do której z nich należała ta szminka. Zaczynałem wątpić, że to Emmy, gdyż przy Jacobie raczej by nie trzymała takich rzeczy. Wzruszyłem ramionami i odłożyłem ją na szafkę. Podniosłem torbę z rzeczami na siłownię i zszedłem na dół. Will, czekał już na mnie przy samochodzie. Kiedy mnie dostrzegł wsiedliśmy do środka i pojechaliśmy na siłownię.
Każdy z nas musiał być w swoich myślach, gdyż podczas jazdy nie odezwaliśmy się, ani słowem. Na siłowni rozdzieliliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę. Po dwugodzinnym treningu, postanowiłem wrócić sam. Poinformowałem Willa, żeby na mnie nie czekał i poszedłem powolnym tempem do domu.
Będąc niedaleko domu Emmy, wpadł mi do głowy pewien pomysł. Aby zapunktować u niej, poszedłem do księgarni, do której wziąłem ją ostatnio na obiad. Poczekałem na najbliższy autobus i udałem się do niej. Pamiętałem dokładnie, gdzie leżała, więc gdy przestąpiłem jej próg, poszedłem do półki, gdzie leżała. Nie znałem się na książkach, ale widząc jej uśmiech, który spowodowała wiedziałem, że w jej oczach zobaczy normalnego Samuela, a nie piłkarza, który okryty był złą sławą.
Idąc do domu, przeglądnąłem go uważając, aby nie zagiąć żadnej strony. Włożyłem książkę pod mój strój na trening i udałem się do domu. Miałem nadzieję, że niespodzianka mi się uda i spodoba się Emmie.
***
Następnego dnia, znów pożyczyłem samochód od Willa, tym razem pamiętając, żeby go zatankować. Wjechałem na parking przed uczelnią i czekałem, aż brunetka będzie szła. Stałem blisko wejścia, żeby nie przeoczyć tego momentu. Kiedy zobaczyłem ją wchodzącą na teren kampusu razem z Jennifer, wysiadłem z samochodu i oparłem się o jego maskę. Najpierw zobaczyła mnie jej przyjaciółka. Nachyliła się do Emmy i coś powiedziała, a zielonooka, spojrzała w moją stronę. Mruknęła coś do koleżanki i skierowała się w moją stronę. Szybko rozejrzałem się jeszcze, czy nie ma, któregoś z moich współlokatorów i podszedłem do niej.
– Nie powinieneś być teraz na wykładach? – zatrzymała się ode mnie w odległości kilku kroków.
– Powinienem, ale mam lepsze zajęcie – wyciągnąłem ręce przed siebie i przysunąłem ją bliżej.
– Ktoś może nas zobaczyć – położył dłonie na moim torsie i zaczęła się nerwowo rozglądać.
– Nikt nas nie zobaczy, skarbie – zauważyłem, że zarumieniła się.
– Nie mów tak do mnie. Poza tym, muszę już iść na wykłady – starała się ode mnie odejść, ale zaplotłem dłonie za jej plecami, umożliwiając Emmie, poruszenia się. – Samuel! – zaczęła się coraz mocniej wyrywać.
– Uspokój się, bo zwracasz na nas uwagę. Chodź, porywam cię, ale oddam na czas, żeby Jacob się o ciebie nie martwił.
– Uwierz mi, że nawet nie zauważy, że mnie nie ma – westchnęła, a w jej oczach zobaczyłem ból. – Ale nie zmienia to faktu, że muszę iść na wykłady.
– Jesteś tego pewna?
– Aha – mruknęła, a w jej oczach zobaczyłem wyzwanie.
– Jak tak chcesz – uśmiechnąłem się kącikiem ust i podniosłem ją, przerzucając sobie przez ramię.
– Puszczaj mnie! Ludzie się na nas patrzą! – waliła mnie pięściami po plecach.
– Sama mnie do tego zmusiłaś. Było wsiąść do samochodu po dobroci.
Otworzyłem drzwi i wsadziłem ją do środka. Szarpała się, ale przypiąłem ją pasem i pocałowałem delikatnie, żeby się uspokoiła. Zobaczyłem, jak jej ręka sięga do zapięcia pasów, odsunąłem się i zamknąłem drzwi, a później samochód. Posłałem Emmie szeroki uśmiech i odszedłem od samochodu. Stanąłem na przeciw Jennifer, która przyglądała nam się przez cały czas.
– Tylko jej nie skrzywdź, bo ciebie będzie to bolało dwa razy bardziej – mówiąc to, wbijała mi za każdym razem paznokieć w tors.
– Nie mam takiego zamiaru. Czemu mnie nie lubisz od samego początku?
– Bo wiem, jacy potraficie być. Wasze zachowanie najczęściej jest na pokaz.
– To ty nagadałaś tyle Emmie o zawodnikach w szkole? – zaplotłem ramiona na piersi.
– Nie to akurat sama widziała, jak zachowywał się jej brat, a w tym jednym przypadku się z nim zgadzam.
– Niech ci będzie, ale przyszedłem tu z inną intencją. Wiem, że na niektórych wykładach, można dopisać obecność, więc... – wcięła się w moją wypowiedź.
– Więc, jak się da, mam to zrobić. Rozumiem. Będę już szła, bo się jeszcze spóźnię przez ciebie – odwróciła się z zamiarem odejścia, ale wróciła i podeszła do mnie bardzo blisko. – Nie wkurwiaj Emmy dzisiaj, bo Jacob czymś jej dopierdolił wczoraj. A teraz, pa! – uśmiechnęła się słodko i odeszła w stronę budynku.
Odwróciłem się i poszedłem do samochodu. Zastanawiałem się przez ten czas, co mógł zrobić Jacob, żeby zdenerwować Emmę. Wydawali się idealnym rodzeństwem przez ten czas, od kiedy ją znałem. Wsiadłem do środka i spojrzałem na brunetkę. Siedziała cicho i była bardzo spokojna. Aż za spokojna. Patrzyła się na punkt przed sobą i nawet nie zwróciła na mnie uwagi. Dotknąłem delikatnie jej ramienia i dopiero wtedy na mnie spojrzała.
– Mamy czas do szesnastej, później muszę już być w domu.
– Wyrobimy się – odpaliłem auto i wyjechałem z parkingu.
– Czy dzisiaj przypadkiem nie miałeś mieć treningu? – odezwała się po dłuższej przerwie i odwróciła się w moją stronę.
– Miałem, ale jedna nieobecność nic mi nie zrobi. A ty przypadkiem nie miałaś pomóc sąsiadce?
– Miałam, ale po zajęciach. Więc i tak zdążę, jak wrócę do domu – wzruszyła ramionami.
Kiwnąłem głową w odpowiedzi. Dojechaliśmy do wielkiego lodowiska, które było niedaleko Big Bena. Zaparkowałem i wysiedliśmy z samochodu. Chwyciłem Emmę za rękę i poszliśmy w kierunku kasy. Brunetka chciała wyrwać dłoń, ale czym bardziej ona starała się ją wyciągnąć, tym silniej ją chwytałem. Popatrzyła się z niemą prośbą w oczach, żebym ją puścił, ale tego nie zrobiłem. W kasie, poprosiłem o łyżwy dla nas.
– Umiesz jeździć? – zapytałem się, patrząc, jak nie poradnie wiąże sznurówki.
– Super wyczucie czasu, żeby o to pytać. Tak na prawdę to nie umiem. Parę razy jeździłam jako dziecko, ale mi to nie wychodziło i odpuściłam.
– Emma, przepraszam, Myślałem, że umiesz jeździć.
– Przez to, że mam brata, który o mnie dba? To się przeliczyłeś – wstała i chwyciła się moich ramion, bo inaczej by się przewróciła. – Chodźmy już jeździć.
Wziąłem ją za rękę i weszliśmy na lód. Najpierw jeździliśmy koło bandy, żeby miała się czego przytrzymać, jakby upadała. Trzymałem ją za drugą dłoń i prowadziłem. Gdy zobaczyłem, że już jej lepiej szło, oddaliliśmy się od bandy na środek lodowiska. Parę razy, Emma się przewróciła, ciągnąc mnie za sobą. Śmiałem się z tego, ale widząc mordercze spojrzenie mojej dziewczyny, momentalnie byłem cicho.
– Może teraz spróbujesz sama? – powoli puszczałem jej ręce.
– Niech będzie – westchnęła i jechała zaraz na przeciw mnie.
Popatrzyła na mnie, a na jej ustach, pojawił się szatański uśmiech. Wyprzedziła mnie i zaczęła jechać sama po całym lodowisku, mijając innych ludzi. Odwróciła się i jechała przez pewien czas tyłem, uśmiechając się do mnie. W końcu wykonała piruet i podjechała do mnie, szybko się zatrzymując.
– Przepraszam, ale dłużej już nie mogłam wytrzymać – wybuchła śmiechem. – Szkoda, że nie widziałeś swojej miny.
– Umiesz jeździć na łyżwach? – powiedziałem, będąc dalej w szoku.
– Od ósmego roku życia. Już mi się ciebie szkoda zrobiło i dlatego pokazałam swoje umiejętności. Mama, nas nauczyła jeździć. Naszą tradycją było co roku przychodzenie na lodowisko i jeżdżenie do godzin nocnych. Tata, miał dość, ale siedział z nami do końca – uśmiechnęła się, ale to był smutny uśmiech. Odchrząknęła i wróciła wzrokiem na mnie. – Wyścigi?
– Oczywiście, że tak. Zobaczymy, kto jest szybszy.
Zacząłem odliczać, ale Emma mnie oszukała i ruszyła pierwsza. Chciałem ją dogonić, ale była na prawdę szybka. Odwróciła się przez ramię, żeby zobaczyć, jak daleko od niej byłem i wystawiła mi język. Zmrużyłem brwi i przyśpieszyłem. Złapałem ją za rękę i starałem się zatrzymać, ale straciliśmy równowagę i upadliśmy na lód. Emma, leżała pode mną. Uśmiech, zamarł na jej ustach, a w oczach zobaczyłem, że była podniecona. Schyliłem się i połączyłem nasze usta razem.
Na początku nie oddawała pocałunków, ale później zaczęła delikatnie muskać moje wargi. Czułem się, jak w niebie. Właśnie takiej dziewczyny potrzebowałem. Potrzebowałem dziewczyny, w której głowie mogłem się zakochać, a nie tylko w ciele. Pogłębiłem pocałunek. Brunetka, przyciągnęła mnie do siebie jeszcze bardziej i zaplotła ręce na moim karku. Całowaliśmy się, dopóki nie usłyszeliśmy brawa wokół nas. Emma, przerwała pocałunek, a jej policzki były pokryte rumieńcem. Przyłożyła dłoń do ust i spojrzała na mnie speszona.
– Wstańmy już – zaczęła się podnosić.
Cofnąłem się i wstałem, pomagając jej. Pojechaliśmy do wyjścia z lodowiska. Oddaliśmy łyżwy i zabrałem dziewczynę do kawiarni, która była zaraz koło lodowiska. Poprosiłem o dwie gorące czekolady, a Emma poszła zając wolne miejsce. Kiedy odebrałem zamówienie, dołączyłem do niej.
– Mam nadzieję, że lubisz gorącą czekoladę.
– Uwielbiam – uśmiechnęła się do mnie szeroko i upiła łyk, gorącego napoju. – Dziękuje, że zabrałeś mnie na łyżwy.
– Czyli warto było opuścić zajęcia?
– Warto. Nie wiem, co robisz, ale rób to dalej, bo jestem szczęśliwa – oparła głowę na dłoni i patrzyła na mnie.
– Nic nie robię. Po prostu chcę tobie pokazać, że taki nie jestem, jak założyłaś oraz, że zależy mi na tobie, Emma.
– To najmilsza rzecz, jaką usłyszałam. Wiem, że Jacobie też zależy, ale on jest moim bratem, więc to jest normalne.
– A co z twoimi rodzicami? Nie mieszkają z wami, że Jacob się tobą opiekuje? – jej całe ciało się spięło. Spojrzała na mnie ze strachem w oczach i upiła czekoladę.
– Moi rodzice nie żyją – przełknęła nerwowo ślinę i zacisnęła wolną dłoń w pięść. – Zginęli w wypadku.
– Przepraszam, nie chciałem poruszać takiego tematu.
– To było dziesięć lat temu. Od tamtej pory zajmuje się mną Jacob, który przejął nade mną prawną opiekę – mówiła to, patrząc się na jeden punkt za moimi plecami. Czułem się, jak skurwiel, poruszając taki temat.
– Moja mama, jest w szpitalu psychiatrycznym. Trafiła tam przez ojca – chciałem się przed nią otworzyć, żeby wiedziała, że rozumiałem choć trochę jej ból.
– Współczuję tobie – dotknęła mojej dłoni. – Odwiedzasz ją?
– Jak mam czas, pomiędzy treningami, a uczelnią. Dlatego też brałem, jak najwięcej zajęć w poprzednich latach, żeby szybciej skończyć szkołę i zabrać mamę do domu.
– Rozumiem. Dobra, ale zejdźmy z tych tematów, bo zrobiło się dość smutno. Co jest takiego w Samuelu Carterze, czego nie wiedzą inni? – oparła obie dłonie na blacie stolika i patrzyła na mnie, jakby chciała mi prześwietlić duszę.
– Nie lubię obchodzić swoich urodzin. To jest chyba coś, czego nikt nie wie, a zawsze Will, robi mi imprezę – westchnąłem na wspomnienie mojego ostatniego przyjęcia niespodzianki.
– Każdy lubi obchodzić urodziny, nawet ja – zaśmiała się i upiła czekoladę. – A kiedy masz urodziny?
– Dwunastego maja. A ty?
– Moje dopiero, co były. Dwudziestego ósmego grudnia.
– Muszę zapamiętać, żeby kupić tobie prezent.
– Nie przesadzaj – uderzyła mnie delikatnie w ramię. Wyciągnęła telefon i spojrzała na godzinę. – Zacznijmy się zbierać, żebym wróciła w czasie do domu.
– Jacob, jest z rodzaju nadopiekuńczych braci?
– Zgadza się. Pracuje ciężko, ale też jest zawsze na czas i martwi się o mnie, gdy nie daje znaków życia.
– Też bym się martwił, gdybym miał, tak piękną siostrę, jak on – mrugnąłem do niej okiem.
Dopiliśmy swoje czekolady i wstaliśmy od stolika. Pomogłem jej założyć kurtkę i wyszliśmy z kawiarni. Złączyłem nasze dłonie i nie puszczałem, dopóki nie doszliśmy na parking i wsiedliśmy do samochodu. Za każdym razem, gdy spojrzałem na Emmę, widziałem delikatny uśmiech na jej twarzy, przez który sam się również uśmiechałem. Zatrzymałem się kilka domów dalej, żeby jej brat nas nie widział.
– Dzięki za dzisiaj. Na prawdę było bardzo fajnie – chwyciła klamkę, ale położyłem na jej ramieniu dłoń.
– Mam coś jeszcze dla ciebie – zmarszczyła brwi, przypatrując mi się. Sięgnąłem na tylne siedzenie i wziąłem książkę. – Proszę – podałem ją.
– Nie musiałeś – posłała mi najszerszy uśmiech, jaki dotąd widziałem.
– Ale chciałem. Widziałem, jak ostatnio ją oglądałaś.
– Bardzo dziękuje – nachyliła się i mnie przytuliła.
Objąłem ją i wtuliłem głowę w jej włosy. Zaciągnąłem się specyficznym zapachem, Emmy. Zaczynałem się od niego uzależniać. Odchyliła się i popatrzyła mi głęboko w oczy, jak nigdy dotąd. Chyba oboje wtedy zaczynaliśmy do siebie czuć coś dużo większego, niż zauroczenie. Przysunęła się i pocałowała mnie w policzek.
– Jeszcze raz, dziękuję. Do zobaczenia – wysiadła z samochodu.
Stanęłam na poboczu, dopóki nie odwróciła się do mnie przed domem i nie pomachała. Gdy upewniłem się, że jest już w domu, pojechałem w stronę swojego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro