Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

2 lata wcześniej

Samuel

Byłem na ostatnim roku studiów, na profilu matematycznym. Grałem również w uniwersyteckiej drużynie piłki nożnej, razem z innymi moimi przyjaciółmi, z którymi mieszkałem w jednym domu. Pasowało mi takie rozwiązanie, gdyż dokładałem się jedynie do opłat. Do zakończenia studiów, zostało mi cztery miesiące, a nasz trener, Prescon, już poinformował nas, że szepnął swojemu od lat koledze, który był trenerem Charlton Athletic. Trener Jones, był również łowcą talentów. Od razu było wiadomo, że Will dostanie się do drużyny z Krystianem. Oni z nas byli najlepsi. Ja, Dean oraz Archie, musieliśmy się bardziej napracować. Choć Uniwersytet w Greenwich, otwierał nam drzwi kariery nie tylko sportu, to i tak wybraliśmy właśnie zawodowstwo. Byliśmy bardzo zapaleni na tym punkcie.

Przechodząc korytarzem, nie było dziewczyny, żeby na nas nie spojrzała. Każda dziewczyna, ucząca się na tym uniwersytecie, chciała znaleźć się w naszym łóżku. Czy to, któremuś z nas przeszkadzało? Absolutnie, nie. Na imprezach, które odbywały się przeważnie u nas w domu, można było spotkać bardzo chętne panie, które były po paru głębszych albo wzięły dragi. Przeważnie przymykaliśmy na to oko, gdyż nieraz zdarzyło się to wziąć jednemu z nas.

Will i Dean, działali, jak magnesy na dziewczyny, czy kobiety. Nie było szansy, żeby jakaś przeszła obok nich obojętnie, a oni nigdy nie odmawiali. Ja byłem tym spokojniejszym, ale nie mogłem narzekać na powodzenie. W swoim akademickim życiu, zaliczyłem kilkanaście jednorazowych numerków. Archie, ostatni z nas, był najbardziej spokojny. Jego świat opierał się na piłce nożnej oraz grach. Kiedy wychodziła, jakaś nowa gra na konsolę, on był pierwszy, który ją miał.

– Dobra, chłopaki do później – pożegnałem się z nimi, idąc do swojej sali.

– Do zobaczenia, Sam – Will, podniósł rękę w geście pożegnania.

Jako jedyny z nich byłem na profilu matematycznym. Will, był na finansach, ze względu na rodzinny interes, Dean, na marketingu, a Archie, na informatyce, jakby to kogoś miało zdziwić.

– Sam, miło ciebie widzieć – podeszła do mnie dziewczyna, z mojego roku i uczepiła się mojej ręki. Zmarszczyłem brwi i próbowałem sobie ją przypomnieć.

– Hmm... Ciebie również... – zrobiłem dłuższą przerwę, mając nadzieję, że wyjawi mi swoje imię.

– Ashley. Spotkaliśmy się ostatnio na imprezie, u was w domu.

– A tak, już pamiętam – powiedziałem, najbardziej przekonująco, jak umiałem. Nie mogłem sobie jej przypomnieć, ani nawet ułamek sekundy tej imprezy. To było chyba najgorsze będąc dziewczyną. Jeśli się z nią przespałem, to i tak tego nie pamiętałem, a ona zaczęła robić nie wiadomo, jak wielkie nadzieję.

– Może spotkamy się po zajęciach; na kawę, herbatę?

– Wybacz, ale mam trening, a po nim inne plany. Może innym razem – usiadłem na najdalsze miejsce, ale dziewczyna, nie zraziła się tym, tylko stała nade mną.

– Tutaj masz mój numer, jak jednak będziesz miał czas, zadzwoń – uśmiechnęła się i odeszła ode mnie, przesadnie kręcąc biodrami.

Spojrzałem na karteczkę, na której był starannie napisany numer telefonu i odbity czerwony całus.

Kolejna do kolekcji.

W całym planie zajęć zawsze nie mogłem się doczekać treningów. Choć miałem głowę do przedmiotów ścisłych, to i tak nigdy mnie nie kręciły, tak jak właśnie sport. Czemu poszedłem właśnie na ten kierunek? Do tej pory było to dla mnie pytanie bez odpowiedzi. Nim się zorientowałem, byłam na ostatnim roku, a przez bycie w drużynie, miałem pewne przywileje. Brałem też, jak najwięcej przedmiotów na wcześniejszych latach, aby teraz poświęcić się karierze piłkarskiej.

Pięć minut później, do sali wszedł profesor i zaczął prowadzić zajęcia. Ashley, siedziała kilka rzędów niżej i co jakiś czas, posyłała mi znaczące spojrzenia. Starałem się je ignorować, bo nie była w moim typie. Owszem była piękna i wszystko miała na miejscu, ale jednak nie miała w sobie tego czegoś, co szukałem u dziewczyn. Spojrzałem na zegarek, który miałem na lewym nadgarstku i z niezadowoleniem stwierdziłem, że zostało jeszcze pół godziny. Nie słuchałem profesora, tylko notowałem to, co powiedział, że będzie na zaliczeniu. Podczas przerwy, przeglądałem media społecznościowe. W czasie tego zajęcia, przyszła do mnie wiadomość od Deana.

Dean: Trening o czternastej. Wyrwij się z zajęć wcześniej.

Ja: Ok.

Jeszcze tylko godzina i będę mógł w końcu iść na boisko. Nie czułem się dobrze od ostatnich paru tygodni. Ciągle przypominała mi się Kate i nasze rozstanie. Co prawda, to ja ją rzuciłem, ale to ona zrobiła z tego dramat, w którym były wciągnięte wszystkie jej koleżanki. Po przerwie została mi jeszcze nie pełna godzina zajęć. Podszedłem na początku do profesora i powiedziałem, że będę musiał wcześniej wyjść. Nas, z ostatniego roku, traktowano trochę inaczej, a jak byłeś w dodatku zawodnikiem, tak miałeś immunitet, który chronił przed wyjściem wcześniejszym z zajęć, czy nie przyjścia na zaliczenie.

Kiedy, w końcu wybiła godzina, która oznaczała dla mnie uwolnienie z tego miejsca, podniosłem się z krzesła i wyszedłem z sali. Na korytarzu minąłem kilka dziewczyn, które uśmiechały się do mnie w lubieżny sposób. Nie zauważyłem nawet, gdy nie chcąco trąciłem ramieniem dziewczynę, która stała przy wyjściu z budynku szkoły.

– Szlag! – przeklęła dziewczyna. Odwróciłem się do niej i zobaczyłem, jak kucała i zbierała książki, które wyleciały z jej rąk.

– Pomogę ci – kucnąłem obok niej. Nie podniosła głowy, dlatego nie mogłem zobaczyć jej twarzy. – Przepraszam za to – w dalszym ciągu była cisza.

Sięgnęliśmy po tą samą książkę, a nasze dłonie się spotkały. Dopiero wtedy podniosła głowę i spojrzała na mnie. Była brunetką z intensywnie zielonymi oczami. Chwilę tkwiliśmy w tej pozycji. Kurwa. Po raz pierwszy poczułem coś dziwnego w stosunku do dziewczyny. Brunetka, mrugnęła parę razy i wzięła książkę, którą do tej pory trzymaliśmy razem.

– Hej, jestem Sam – podałem jej dłoń na przywitanie, ale ona tylko spojrzała na nią i się podniosła, przez co zrobiłem to samo.

– Hej... – nie dokończyła, gdyż zawołała ją jakaś inna dziewczyna.

– Ej! Nie będę czekała na ciebie wieczność – była w odległości kilku kroków.

– Przepraszam, ale muszę już iść – powiedziała cicho dziewczyna i odeszła ode mnie.

Stałem tam, jak posąg i patrzyłem za piękną nieznajomą. Przestępując próg drugiego budynku, odwróciła się i spojrzała na mnie przelotnie. Wydawała się być spokojna i nieśmiała, albo mi się tak po prostu wydawało. Kiedy zniknęła mi z pola widzenia, zacząłem kierować się w stronę hali, na której mieliśmy treningi. Wchodząc na trening w głowie dalej miałem tamtą dziewczynę, której nie poznałem nawet imienia.

Przywitałem się z resztą chłopaków i poszedłem do swojej szafki. Wyciągnąłem strój i przebrałem się w niego. Podczas wiązania butów, podszedł do mnie Will i usiadł obok, na ławce.

– Stary, gadam do ciebie od pięciu minut, a ty nawet nie reagujesz. Co jakaś laska siedzi tobie w głowie? – zaśmiał się i klepnął mnie w ramię.

– No jasne, czy nam może coś innego siedzieć w głowie? – spojrzałem na niego. – Dostałem dzisiaj numer, do Ashley. Nie pamiętam nawet tej dziewczyny.

– Może widziała ciebie na jednej z imprez.

–Może, może. No dobra, co mówiłeś?

– Mało ważne rzeczy, ale pamiętaj dzisiaj piątek – poruszył dwuznacznie brwiami. – Mają przyjechać chłopaki z sąsiedniego uniwerku. Podobno wzięli ekstra towar.

– Will, chyba nie bierzesz tego świństwa? Rozumiem w ograniczonych ilościach, ale ty bierzesz prawie na każdej imprezie. Chyba nie muszę tobie przypominać, jak to się ostatnio skończyło? Prawie zostałeś wyrzucony.

– Sam, weź wyluzuj. Przecież nikomu nie oddam mojego miejsca kapitana, więc nie pamiętajmy już tamtego czasu. Wziąłem za dużo, miałem pecha, ale wszystko jest okej – wstaliśmy z ławki i wyszliśmy z szatni.

Weszliśmy na boisko i tak jak zawsze, Will prowadził rozgrzewkę, a trener go doglądał. W Willu, można było dostrzec doświadczonego piłkarza, a nie studenta, który grał dla profitów. Od pierwszego roku mówił, że to właśnie z nogą wiązał przyszłość, a nie z normalną pracą, czy przejęciem interesów po ojcu. Kilka razy słyszałem ich wymianę zdań, która nigdy nie kończyła się dobrze. Will, był moim najlepszym przyjacielem, a ja jego. Znaliśmy się jeszcze z czasów liceum, ale prawdziwa przyjaźń właśnie narodziła się tutaj.

– Siema – podszedł do mnie, Krystian i przywitał się, a do reszty kiwnął głową.

Od zawsze, nie mogłem się przyzwyczaić do jego dziwnego akcentu. Przyjechał kilkanaście lat temu z Polski, ale dalej mówił inaczej od nas. Kiedy przychodziłem do niego do domu, jego mama mówiła właśnie tylko w tym języku.

Po rozgrzewce, trener podzielił nas na dwie drużyny. Czerwonych i białych. Zaczęliśmy ze sobą rywalizować. Byłem kapitanem czerwonych, a Will białych. Oboje lubiliśmy taką rywalizację. Popatrzyliśmy na siebie z wyzwaniem w oczach. Moja drużyna zaczynała, więc kiedy tylko usłyszałem gwizdek, szybko podałem, do Adama. Chłopak był dopiero z pierwszego roku, ale bardzo dobrze sobie radził. Trener, widział w nim potencjał, na następce Willa. W pierwszej połowie meczu, czerwoni prowadzili 2:1. To pięciu minutowej przerwie, wznowiliśmy grę. Tym razem biali, nie byli tak łatwymi przeciwnikami. Kiedy wydawało się, że piłka będzie w bramce, to nagle, któryś z nich ją przejmował i biegł w kierunku naszej bramki. Końcowy wynik meczu był 4:2. Wygrała drużyna, Willa. Przechodząc obok mnie, pokazał mi gest zwycięstwa, na co odpowiedziałem mu środkowym palcem. Nie lubiłem przegrywać. Chyba każdy z nas nie lubił.

– Jadę do domu. Zabrać was? – zwrócił się do nas Dean, który stał przed halą, gdy wyszliśmy po treningu.

– Ja nie odmówię transportu – powiedziałem od razu, a Archie zgodził się ze mną. – A ty Will? – popatrzył na niego blondyn i wskazał swój samochód.

– Przyjechałem swoim. Muszę jeszcze podskoczyć w jedno miejsce.

– Yhym. My już wiemy w jakie – poruszyłem brwiami.

– No co? Jestem po treningu, a dziewczyna zawsze jest chętna. Do zobaczenia w domu – podniósł rękę w geście pożegnalnym i skierował się do swojego Audi.

– Siedzę z przodu! – wyrwał się Archie i podbiegł do BMW, Deana.

– Ej, ja ostatnio też siedziałem z tyłu – powiedziałem oburzony.

– Kuźwa, kłócicie się jak dzieci. Najlepiej zróbcie rozpiskę, kto w jakie dni, gdzie siedzi – odezwał się blondyn i pokręcił głową.

– A, to nie głupi pomysł – zgodziłem się z nim, a on tylko opuścił ramiona w odpowiedzi.

Podczas jazdy do domu, zobaczyłem tą samą brunetkę, której nie zdążyłem poznać imienia. Tym razem szła sama i rozmawiała z kimś przez telefon. Byłem ciekawy, jak miała na imię. Była wysoka, ale dalej niższa ode mnie – przy moim metr dziewięćdziesiąt – szczupła i wszystko, co trzeba miała na miejscu. Obserwowałem ją, dopóki nie zniknęła mi w szeregu domów, zaledwie kilka przecznic ode mnie.

Jakim cudem, mogłem jej nie zauważyć wcześniej w szkole?

Musiałem dowiedzieć się, kto to był. Jeszcze nigdy żadna dziewczyna, tak mnie nie zainteresowała, jak piękna nieznajoma. Przez całą pozostałą jazdę, stukałem palcami w kolano i zastanawiałem się, czy przypadkiem już jej kiedyś nie spotkałem, ale nie mogłem jej sobie przypomnieć. Teraz i tak musieliśmy przygotować dom do imprezy, którą zawsze organizowaliśmy w piątki, więc to zajęło moje myśli.

Po dwudziestej drugiej, dom był już cały zapełniony. Wszędzie byli pijani lub nie raz naćpani ludzie. Will, miał rację, że Luke, z najbliższego uniwersytetu, przywiezie coś ekstra. Podczas, gdy moi przyjaciele się upijali, ja pilnowałem porządku oraz Willa, żeby nie wziął czegoś. Z butelką piwa w ręce, stałem w kuchni i doglądałem wszystkiego, a nieznajoma, znów pojawiła się w moich myślach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro