Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Halvor

Cóż, dzień naprawdę szedł nie po naszej myśli.

Najpierw spóźniliśmy się jednak na tą pieruńską matmę (otrzymując za to taki ochrzan, jakbyśmy co najmniej przejechali komuś kota), potem na chemii Daniel oparzył się jakimś kwasem (bo będąc totalną pierdołą strącił probówkę ze statywu, a ta się rozbiła i wtedy odrobinka substancji prysła mu na wierzch dłoni), no i Johann musiał z nim iść do pielęgniarki. Nie wrócili już do końca zajęć, więc lekko zaniepokojony zaraz po dzwonku ruszyłem do gabinetu lekarskiego.

Gdy tam dotarłem, wychodzili z niego właśnie moi przyjaciele. Tande miał obandażowaną dłoń, ale nie wyglądał na strasznie cierpiącego, co skwitowałem z ulgą. Cóż, może i całe zajście nie wyglądało jakoś strasznie poważnie, ale zawsze się o siebie troszczyliśmy. Moje zmartwienie było więc logiczne oraz na miejscu.

– Jak tam? Boli bardzo, sierotko? – spytałem z głupawym uśmiechem. Blondyn odpowiedział mi serdecznym środkowym palcem.

– Nie moja wina, że ten statyw pochodzi chyba z czasów zamierzchłych i się tak chybocze. – wywrócił oczami – Może być. Piguła powiedziała, że za maks tydzień mi zejdzie, także mogło być gorzej.

Forfang objął go i czule przycisnął wargi do jego głowy.

– Mój wojownik. Byle kwas nie da ci rady. – skwitował. Daniel dumnie wypiął pierś.

– Oczywiście. To pikuś, nawet nie poczułem.

– Hm, warto wiedzieć. – zachichotałem. Mój przyjaciel uniósł brew.

– Planujesz jeszcze kiedyś mnie oblać kwasem? – udał zszokowanego. Wzruszyłem ramionami.

– Cóż, jeżeli sobie na to zasłużysz... – uśmiechnąłem się wrednie. Szybko jednak pożałowałem tego żartu, ponieważ w jednym momencie rzucili się na mnie obaj z kuksańcami. Broniłem się zajadle, lecz z taką przewagą byli nie do zdarcia.

– Dwóch na jednego, to nie fair! – jęknąłem, nieudolnie próbując się od nich odgonić niczym od natrętnych komarów.

– Życie nie jest fair, nie będziesz mi tu atakował mojego biednego chłopaka, parówo! – krzyknął brunet, unieruchomiając moją głowę pod swoją pachą i energicznie mierzwiąc mi fryzurę, nad którą trochę się rano napracowałem. Usiłowałem wygiąć swoje ramię by sięgnąć dłonią do jego twarzy i zmusić go do puszczenia mnie, lecz był ode mnie silniejszy. Musiałem więc wywiesić białą flagę.

– Okej, okej, poddaję się! Włos twojemu Danielkowi z głowy nie spadnie, ale przestań!

W końcu poczułem wolność. Odruchowo sięgnąłem do swoich włosów, usiłując je na nowo ułożyć. Wiedziałem jednak, że niewiele już zdziałam. Posłałem mordercze spojrzenie tym dwóm debilom, którzy lustrując mnie rozbawionym spojrzeniem nie umieli powstrzymać śmiechu.

– No już, pięknisiu, czekaj. Pomogę ci, bo aż przykro patrzeć. – parsknął Danny i podszedł, by nieco ogarnąć bałagan na mojej głowie. Westchnąłem, przestając się ruszać by mu to ułatwić.

– Voila. – oznajmił po minucie, odsuwając się nieco, by przyjrzeć się swojemu dziełu z zadowoleniem. Nieco podejrzliwie, sięgnąłem do kieszeni po telefon i otwierając przedni aparat przejrzałem się. Tande na to wywrócił oczami.

– Cóż za zaufanie. Myślisz, że pozwoliłbym mojemu najukochańszemu przyjacielowi na świecie paradować po szkole nastroszonemu niczym kakadu?

– Jak pod dobrym seksie. Przynajmniej ludzie będą wiedzieli, że ma powodzenie. I wtedy twoja dziewoja być może się na ciebie skusi. – skwitował Forfang z łobuzerskim uśmieszkiem. Zarumieniłem się, ku ich uciesze.

– Przypominam wam, że jesteście jedynymi, w których towarzystwie się obracam. Już prędzej pomyśli, że ja z wami się coś tego... – wzdrygnąłem się, oni również.

– Chryste, jesteś atrakcyjnym skurczybykiem, ale bez przesady. Przecież nie pocałowałbym niemal rodzonego brata. – mruknął blondyn, wpatrując się we mnie z tym znajomym, złośliwym błyskiem w oku. Skrzywiłem się znacząco.

– I vice versa. Tulenie tak, buziaki już lekka przeginka. Zresztą Jo by mnie zabił. – zachichotałem z zażenowaniem. Chłopak potwierdził z tą samą miną.

Postanowiliśmy przejść się na stołówkę, by zjeść lunch, póki był jeszcze czas. Zresztą stwierdziliśmy, że nawet jak się trochę spóźnimy na następne zajęcia, nie będzie wielkiej tragedii. Pan Larsen na biologii nigdy nie robił uczniom z tego powodu wyrzutów, w przeciwieństwie do tej szczoty z matmy – pani Hagen. Darła się jak stare prześcieradło, gdy ktoś wszedł do klasy choćby kilka sekund po ostatniej osobie, która na czas przekroczyła próg. A do tego była chyba najwredniejszą nauczycielką w tej budzie. Siała postrach od pierwszych klas do ostatnich. Jak w podstawówce bardzo lubiłem matematykę, tak ona mi ten przedmiot w liceum skutecznie obrzydziła.

Zajęliśmy z chłopakami nasz standardowy stolik przy oknie i wyciągnęliśmy kanapki z plecaków oraz butelki z napojami. Rozmawialiśmy z ożywieniem o najbliższej wycieczce klasowej do Oslo. Żaden z nas jeszcze nigdy nie był w stolicy, o dziwo, więc z ekscytacją wyczekiwaliśmy tego wyjazdu. Jechaliśmy tam na trzy dni, więc zwiedzania miało być mnóstwo.

Bardzo liczyłem też na to, że w tym czasie uda mi się bardziej zbliżyć do Karoline. Naprawdę zależało mi na dziewczynie, przy niej czułem się jakbym ważył mniej niż powietrze i mógł odlecieć w przestworza. Moje serce przyspieszało swój bieg za każdym razem, gdy na mnie spojrzała, chociażby przelotnie. Kiedy się uśmiechała, miałem wrażenie, że nic innego nie istnieje. Tylko ona i jej piękna twarz, rozjaśniona przez uśmiech.

– Ziemia do szeregowego Halvora, halo!

Zamrugałem zdezorientowany, kiedy Johann zamachał mi ręką przed twarzą. Zorientowałem się, że przez ten cały czas obserwowałem z rozmarzeniem obiekt swoich westchnień, siedzący na drugim końcu stołówki, ignorując kompletnie moich dwóch kompanów. Gdy odwróciłem się w ich stronę, tylko wywrócili oczami.

– Nawet ja tak nie odpływałem, będąc przecież zabujanym w Johannku po uszy. – pokręcił głową Daniel, przechylając się lekko na swoim krześle i kładąc głowę na ramieniu wspomnianego chłopaka.

– Wiesz, i tak niezbyt ciężko mi było to odgadnąć, skarbie. – zauważył Forfang, z czułością całując go w czubek głowy.

– Aww, kochanie. – zachichotał blondyn.

Westchnąłem. Cieszyłem się ich szczęściem, naprawdę. Patrzenie na nich sprawiało mi wielką radość, lecz musiałem przyznać, iż coraz bardziej w takim towarzystwie doskwierał mi fakt braku drugiej połówki. Tak właściwie to jeszcze nigdy w całym swoim osiemnastoletnim życiu nie byłem w związku. Co prawda mogło to być zasługą mojego cichego, z reguły nieśmiałego charakteru, ale w końcu musiałem chyba ruszyć tyłek i zacząć podbijać ten uczuciowy świat. Jak nie teraz, to kiedy? I z kim, skoro na razie moja koleżanka z ławki na lekcjach biologii wydawała się najlepszą kandydatką?

– Boże, Granerud... Weź ty ją w końcu zagadnij jakoś mądrze na tej biolce. Poznajcie się, zaproś ją na jeszcze jakieś spotkanie, a potem od słowa do słowa bum! – rozłożył ramiona brunet – Miłość rośnie wokół nas.

– I że to niby takie proste? – zapytałem go z ironią wyraźnie słyszalną w moim głosie. Prychnął z rozbawieniem.

– Oczywiście, że nie. Ale miłość potrzebuje czasu, więc nie oczekuj, że to się stanie ot tak. Cierpliwość jednak popłaca, uwierz mi. – znacząco objął swojego partnera ramieniem. Pokiwałem głową.

– Cierpliwość. Okej, zanotowałem. Coś jeszcze, miłosni eksperci?

– Cierpliwość, wytrwałość, troska, zaanagażowanie. No i jeszcze trochę się znajdzie. Lecz uwierz mi, nawet jeśli teraz ci się wydaje, że kompletnie nie wiesz co robić, by tą osobę do siebie zbliżyć... – przerwał w połowie Tande, po czym spojrzał mi z mocą w oczy – To przekonasz się w swoim czasie, że odruchowo bedziesz potrafił to zrobić. A to jest moja rada. – mrugnął do mnie.

– Dzięki chłopaki. – wyszczerzyłem się, po czym wgryzłem się w swoją kanapkę. Może mieli rację i miłość miała z czasem sama do mnie przyjść. A co za tym idzie nie powinienem tak po sobie cisnąć. Wszystko się ułoży.

☆☆☆

Zadzwonił dzwonek, ale nie ruszyliśmy się jeszcze z miejsc, gdyż musieliśmy dokończyć drugie śniadanie. Tak jak wcześniej wspomniałem, nie śpieszyliśmy się zbytnio, bo nie mieliśmy raczej dostać tak strasznego opieprzu jak na matmie, a poza tym pan Larsen i tak przychodził zawsze nieco spóźniony. Dopiero gdy dokończyliśmy posiłek, zerwaliśmy się z krzeseł i biegiem ruszyliśmy do klasy. Mieliśmy dziś strasznie zabiegany dzień.

Docierając pod salę, dyszeliśmy ciężko. Odnotowałem sobie w myślach fakt, że powinienem zacząć bardziej dbać o kondycję. Kto wie, czy kiedyś nie miało by mi się to przydać gdybym, no nie wiem... uciekał przed mordercą albo nastała apokalipsa zombie? Dobra, może nieco przesadzałem z przykładami, niemniej jednak byłoby miło mieć możliwość pokonania dłuższego odcinka bez walki o własne życie ze swoimi własnymi płucami. Mógłbym też wciągnąć w swój aktywniejszy i zdrowszy tryb życia tych dwóch głąbów, co by mi było lżej.

Kiedy byliśmy już prawie przed drzwiami, dostrzegłem idącego w naszym kierunku wysokiego chłopaka. Zziajani, przed samą klasą oczywiście zwolniliśmy do marszu, lecz w tym samym momencie wręcz przystanęliśmy. Zdziwił nas chyba przede wszystkim wygląd nieznajomego. Rzadko kiedy w naszych stronach spotyka się kogoś o aż tak ciemnych włosach, niemal czarnych. Kiedy uniósł na nas wzrok, dostrzegłem że jego oczy były równie ciemne.

I mroczne.

Zmroziło mnie jego spojrzenie. Kryło w sobie ciemność, inaczej nie umiałbym tego określić. I nie chodziło tu o odcień tęczówek bruneta. Kiedy tylko nasze spojrzenia się spotkały, poczułem niewiadomego pochodzenia dreszcz wzdłuż kręgosłupa. O dziwo, nie było to do końca nieprzyjemne uczucie. Odczułem też dziwną pokusę, by tak stać i wpatrywać się w te hipnotyzujące oczy, dopóki nie dotarłbym w ich głąb i nie odczytał wszystkiego, co się tam kryło.

Potrząsnąłem głową, zamroczony i zarumieniony, przygryzając wargę. Nie miałem bladego pojęcia, czemu on tak na mnie oddziaływał. Przecież to tylko jakiś prawdopodobnie nowy uczeń. To było jedyne wytłumaczenie, jakie mi się zresztą nasunęło na myśl. Z dziwnym ociąganiem odwróciłem głowę od tajemniczego młodego mężczyzny i ruszyłem za moimi przyjaciółmi, którzy z lekką konsternacją czekali na mnie przy drzwiach.

Kiedy wchodziliśmy do klasy, niewytłumaczalny odruch nakazał mi ponownie zerknąć na nieznajomego. On jakby wpadł na ten sam pomysł, również odwrócił głowę w moją stronę. I ponownie wpatrywałem się w te nietypowe, kryjące coś mrocznego oczy... Jak najszybciej spuściłem wzrok, zwracając się w przeciwną stronę i przekroczyłem próg, po czym zamknąłem za nami drzwi.

Co jest, do cholery? Jakiś hipnotyzer? Czułem się oszołomiony, jakbym przed momentem wybudził się z jednej z tych drzemek, po których człowiek nie wie w jakiej jest galaktyce, a tym bardziej ile czasu przespał oraz który mamy rok. Wymamrotałem razem z chłopakami znajomą frazę "przepraszamy za spóźnienie", po czym zająłem swoje miejsce.

– Halvor... Wszystko w porządku? – usłyszałem z boku ten ukochany przeze mnie głos koleżanki. Uniosłem głowę znad plecaka, skąd wypakowywałem książki oraz piórnik i posłałem jej najbardziej normalny uśmiech, na jaki było mnie teraz stać.

– Tak, czemu pytasz?

Powoli otrząsałem się z tego dziwnego stanu sprzed chwili, więc mogłem już normalnie modulować głos. Przynajmniej tyle. Za to teraz o wariacje serca przyprawiało mnie zatroskanie Karoline. Przejmowała się mną. Czyli w jakimś stopniu mnie na pewno polubiła. To dodawało mi otuchy.

– Nie no, nic takiego, po prostu jak tu wszedłeś to miałeś taki wyraz twarzy, jakbyś ducha zobaczył. – zaśmiała się cicho, zerkając na chwilę na nauczyciela, który zaczął czytać listę obecności. Speszyłem się, wzruszając lekko ramionami. Nie chciałem jej wyznawać, że jakiś randomowy typek zrobił na mnie takie wrażenie, więc zmyśliłem coś na szybko.

– Ach, ja tylko... Johann opowiadał nam fabułę jakiegoś horroru, który ostatnio oglądał i nie mogę przestać o tym myśleć. – skrzywiłem się, miałem nadzieję że przekonująco, po czym otworzyłem zeszyt, żeby przypomnieć sobie co robiliśmy ostatnio. Jednak słysząc uroczy chichot blondynki, sam nie mogłem się powstrzymać od uśmiechu.

– A ty widzę, że nie przepadasz za strasznymi filmami?

– Nie bardzo. – szepnąłem, kręcąc głową – Pod tym względem się z nimi dwoma nie dogaduję. Nie wiem po jakiego grzyba w ogóle oglądać filmy, które mają człowieka przyprawić albo o zawał serca, albo o mdłości.

– Tak, tutaj cię rozumiem. Też nie lubię horrorów. – posłała mi uroczy uśmiech, a ja aż zaniemówiłem na ten widok.

– No co? – spytała, unosząc brew.

– Nic, nic. Po prostu fajnie wiedzieć, że coś jeszcze nas łączy. Oprócz tej ławki na biologii. – zażartowałem, pokuszając się o odrobinę flirtu. Cóż, byłem w tym raczej beznadziejny zważywszy na brak doświadczenia, ale raczej nie zaszkodziło by mi trochę spróbować.

Ku mojej uciesze zobaczyłem na jej twarzy delikatny, ale jednak rumieniec. Nie wierzyłem, czyżby to zadziałało? Obdarzyła mnie ciepłym spojrzeniem.

– W takim razie ciekawe czy mamy jeszcze jakieś inne wspólne rzeczy, partnerze. – powiedziała cicho z tajemniczą miną, po czym odwróciła się i skupiła się na panu Larsenie i tym, co mieliśmy dzisiaj omawiać. Ucieszony takim obrotem sprawy, również zwróciłem się w stronę tablicy, jednak za nic nie umiałem się skupić. Ledwo zdołałem się powstrzymać od podrygiwania w miejscu.

☆☆☆

– Dobrze, to wszystko na dzisiaj. I pamiętajcie o zadaniu domowym! – zawołał nauczyciel, przekrzykując dzwonek oraz gwar uczniowskich rozmów, które rozgorzały standardowo po dzwonku. Odczułem, że reszta klasy jest dzisiaj bardziej podekscytowana, niż zazwyczaj. Zmarszczyłem nieco brwi ze zdziwieniem, ale zdecydowałem, że zanim odkryję tego powody, muszę załatwić najważniejszą dla mnie sprawę.

– Hej, Karoline? – zacząłem, stając przy blondynce, kiedy ta się pakowała. Wyprostowała się i odgarnęła zbłąkany kosmyk włosów za ucho.

– Tak, Halv?

Na chwilę odwróciłem wzrok, niepewny. Serce waliło mi niczym dzwon, napędzone dodatkowo uroczym zdrobnieniem, którego użyła moja rozmówczyni. W końcu wziąłem się w garść. Przecież to nic takiego, najwyżej miała mi odmówić i tyle.

– Wiesz... Może chcesz ze mną znowu gdzieś wyjść? Na przykład tym razem do kina? – rzuciłem propozycją. Dziewczyna przez chwilę się zastanawiała, po czym rzuciła mi kolejny, rozbrajający uśmiech.

– Jasne, z przyjemnością. Tylko nie na żaden horror, prawda? – upewniła się. Wyszczerzyłem się do niej, czując w sobie cudowną lekkość.

– Nie no, co ty. Możemy na przykład iść na "Red", podobno dobry film akcji, a przy tym można się jeszcze pośmiać. Ale ty też możesz coś zaproponować. – wzruszyłem ramionami, odwzajemniając jej uśmiech.

– Cóż, ja ostatnio niezbyt patrzyłam na repertuar, także nie wiem za bardzo co teraz grają. Myślę więc, że ci zaufam w tej kwestii. – przyznała, przekładając ramiączko plecaka przez jedno ramię – Napiszę ci dzisiaj po lekcjach kiedy będę mieć czas i się umówimy.

– Okej. – pokiwałem głową – No to... Do zobaczenia. – pomachałem jej nieśmiało ręką i chciałem się już odwrócić, kiedy niespodziewanie Karoline przyciągnęła mnie do krótkiego ale serdecznego uścisku. Na początku byłem zesztywniały, po sekundzie jednak otrzeźwiałem i z równie dużym entuzjazem go odwzajemniłem. Kiedy się ode mnie odsunęła, ścisnęła jeszcze moje ramię.

– Cześć, Halvor. – pożegnała się z niezmiennie pogodnym wyrazem twarzy, po czym odeszła w stronę drzwi. Stałem jeszcze przez chwilę, targany chaotycznymi emocjami. Nie mogłem uwierzyć we własne szczęście. Może i zachowywałem się niczym zakochany kundel, lecz nie bardzo umiałem postępować inaczej. To była moja szansa na pierwsze romantyczne doświadczenia. Nie zamierzałem jej zmarnować.

– No, no... Czyżby szykowała się randeczka? – aż podskoczyłem, gdy poczułem na ramieniu dłoń Daniela. Odwróciłem się, zmieszany.

– A was nikt nie uczył, że to nieładnie podsłuchiwać? Poza tym... Nawet nie wiem, czy to będzie się liczyć jako randka, przynajmniej dla niej. – westchnąłem i ruszyłem na korytarz. Zaraz rzecz jasna ułyszałem za sobą ich kroki.

– Oj się już tak nie dobijaj. Wujcio Forfą już czuje, że z tego coś będzie! – brunet wydał z siebie pełen entuzjazmu okrzyk, na który nie mogłem zareagować inaczej niż śmiechem.

– Jesteście niemożliwi.

– Za to nas kochasz, bejb. – Daniel zrównał się ze mną i objął mnie ramieniem. Wywróciłem oczami.

– Niech wam będzie. Hej, wiecie może o co wszystkim chodzi? O co jest afera? – znacząco omiotłem spojrzeniem tłum zgromadzony na korytarzu. Grupki ludzi gromadziły się przy ścianach. Z ożywieniem, z różnymi emocjami widocznymi na twarzach ze sobą dyskutowali. To było dosyć niecodzienne, ostatni raz kiedy tak tu huczało był wtedy, gdy jedna z nauczycielek zaszła w ciążę. A krążyły plotki, jakoby miała romans z żonatym dyrektorem naszej szkoły...

Dołączył do nas w końcu Forfang, który wcześniej przez chwilę trudził się z zapięciem swojej bluzy. I to on odpowiedział na moje pytanie.

– Słyszałem na biolce od Pedersena, że podobno jest jakiś nowy w budzie.

– I to jest taką sensacją? – zdziwiłem się – Przecież średnio co semestr dochodzi tu ktoś nowy. Do której klasy go przypisali?

– Niby nic wielkiego, ale ponoć koleś jest strasznie... nietutejszy. A przynajmniej w sensie fizycznym, bo wygląda niby jak Hrabia Drakula. Ciemne włosy, ciemne oczy, no wiesz. A jeśli chodzi o rocznik, to nie mam pojęcia.

– Jo, a to nie byłby ten gość, którego mijaliśmy idąc teraz na biologię? Przynajmniej rysopis by się zgadzał, z tego co mówisz. – zastanawiał się głośno Daniel, a ja w tym momencie poczułem kolejny, dziwny dreszcz.

Kiedy przypomniałem sobie te niemal czarne tęczówki, które zdawały się mieć zdolność hipnozy... Które zdawały się mnie wciągać w głąb duszy ich posiadacza, jakby posiadał jakiś mroczny sekret, który ukrywał przed światem...

– Tobie zimno, Halv? Jesteś najbardziej opatulony z nas wszystkich i jeszcze narzekasz. – zauważył uszczypliwie blondyn. Potrząsnąłem tylko głową, usiłując pozbyć się ze swojego umysłu tych wywiercających we mnie dziurę oczu tajemniczego nieznajomego.

– Nie, nie. Ten koleś, o którym mówicie... Patrzył na mnie wtedy jakbym był jakimś kawałkiem mięsa. Trochę to było creepy. – zaśmiałem się niemrawo, patrząc w ziemię. Gdy przystanęliśmy koło naszych szafek, zlustrowali mnie uważnym spojrzeniem. Zawstydzili mnie tym.

– Hm... Zawsze uważałem, że nawet i wśród facetów miałbyś niezłe powodzenie. No i proszę. – wyszczerzył się do mnie Johann, szturchając swojego chłopaka porozumiewawczo w ramię. Tande zachichotał. Wytrzeszczyłem oczy.

– No chyba nie uważacie, że typek ze spojrzeniem mordercy mógłby się mną zauroczyć? Za bardzo was ta gejowa fantazja ponosi, a poza tym ja takich zapędów nie mam, o czym doskonale wiecie. – zmroziłem ich wzrokiem i z godnością odwróciłem się, by wyjąć kurtkę z szafki. W poniedziałki kończyliśmy po biologii. Chłopaki poszli w moje ślady.

– Są różne sposoby okazywania zainteresowania, niektóre niezbyt typowe. – rzucił Forfang, myszkując w swojej szafce.

– No i on o tym przecież nie wie, a poza tym... – Danny przygryzł wargę, na chwilę zwracając się w moją stronę – Wiesz, ja też nie wierzyłem, że mogą mi się podobać faceci, ale odkąd zobaczyłem Jo... To było jak grom z jasnego nieba. – pokręcił głową z rozmarzeniem. Brunet podszedł do niego od tyłu i pocałował go z rozczuleniem w policzek. Zaśmiałem się.

– Tak gołąbeczki, jakbym sam nie wiedział jak to z wami było.

– No widzisz. Ludzie czasem dosyć późno odkrywają swoje preferencje. Nigdy nie eksperymentowałeś ze swoją orientacją, niczego nie możesz być pewien. – stwierdził mój ciemnowłosy przyjaciel. Dalej nie byłem przekonany.

– Ale co to ma do tego, co ten typ sobie o mnie mógł pomyśleć? Mi wpadł w oko tylko dlatego, że wygląda nietypowo jak na tutejsze standardy, a poza tym jest chodzącym wieżowcem. Ciężko się nim nie zainteresować, i to we wcale nie romantycznym sensie. – westchnąłem, zakładając wierzchnie okrycie oraz czapkę.

– Ale nie przyznasz, że na ciebie jakoś nie zadziałał... Przecież widzieliśmy twoją reakcję, dosyć długo nie mogłeś od niego oderwać wzroku. – zauważył Tande. Na chwilę zamarłem, chcąc przenaalizować swoje odczucia.

– Nie no, to nie tak, że zabujałem się w nim od pierwszego widzenia czy coś. Ale... – zawiesiłem na chwilę głos, by jakoś to ubrać w słowa – Tak jakoś mnie... zaintrygował? – to zabrzmiało jak pytanie, lecz sam już nie wiedziałem jak miałem to interpretować.

Z natury zawsze byłem ciekawski, mimo swojej nieśmiałości lubiłem bawić się w detektywa i odkrywać drugie oblicza ludzi. Niektórzy twierdzili nawet, że to już jest wścibskość, jednak naprawdę interesowały mnie rzeczy, które niektóre osoby chowały przed całym światem. Fascynowało mnie to. Ale to nie było tak, że chciałem wydrzeć im ich tajemnice i na przykład je upublicznić. Nie, ja takie rzeczy zawsze trzymałem dla siebie, po prostu dobrze mi było posiadać taką wiedzę. Dzięki temu lepiej rozumiałem ludzkie umysły i mogłem to wykorzystywać, by samemu pracować nad swoimi relacjami z innymi.

A ten nowy chłopak zdawał się być idealną osobą, do której mógłbym w ten sposób dotrzeć...

Kiedy ponownie skupiłem się na swoich towarzyszach, dostrzegłem znajome, cwaniackie uśmiechy. Wiedziałem, co się święci.

– No to co cię powstrzymuje przed dopuszczeniem do siebie teorii, iż wpadłeś w oko jakiemuś egzotycznemu, tajemniczemu przystojniakowi? Od takiej fascynacji zaczynają się najlepsze romanse. – puścił mi perskie oko Daniel.

– Ale ja nie jestem gejem, do jasnej ciasnej. – jęknąłem.

Wychodziliśmy właśnie przez drzwi wyjściowe i modliłem się tylko, by w pobliżu nie było Karoline. Jeszcze tego by brakowało, bym został kandydatem na przyjaciela geja...

– Nie musisz być gejem, starczy że będziesz bi lub pan. Możliwości jest mnóstwo, kochany. Jeszcze nie wiadomo co szykuje dla ciebie los. – stwierdził Johann z irytującym przekonaniem w głosie. A najgorsze było to, że nie umiałem znaleźć żadnego przeciwstawnego argumentu.

– Jak ja was nienawidzę. – mruknąłem tylko, naciągając kaptur. Zaczęło powoli sypać śniegiem, a był dopiero koniec września. Ech, uroki skandynawskiej aury...

Usłyszałem tylko ich śmiechy, po czym ruszyli za mną, by zaraz dotrzymać mi kroku.

– Też cię kochamy.

– Dobra ciołki, ja muszę spadać, bo mam dzisiaj odebrać Karoline ze szkoły. – zerknąłem mimichodem na godzinę na telefonie. Chodziło rzecz jasna o moją młodszą siostrę, która aktualnie uczęszczała do 2 klasy podstawówki. Kochałem tą małą rozrabiakę nad życie, tak samo jak chłopaki. Zresztą widać to było po ich uśmiechach na jej wspomnienie.

– Pozdrów naszego skrzacika. Na razie, zakochańcu!

Pokręciłem tylko głową. Co za ludzie... Ale z takimi mi przyszło żyć i nie zamierzałem na to narzekać. Poza tym, mieli rację.

Nie wiadomo, co miało mnie czekać w przyszłości.

~~~~~~
Długo czekaliście, ale musiałam regenerować siły oraz chęci do życia po sesji. No i z napływem weny też nie było zbyt prosto. Ale w końcu jest, i to się liczy.

Pierwsze rozdziały może i nieco nudne, lecz myślę że jeśli cierpliwie poczekacie, akcja się rozkręci 😁

Jak zwykle, rozdział dedykuję: Mrs_Leyhe_Huber, x_fantasyy_x, Winter_-_Falcon, WorldCup18, flourentte-, kaja_kate_kk, Volley_fan, pourvelle, zzzddd2, FankaPLskokow

Jak o kimś zapomniałam, to przepraszam ale wolę za każdym razem ręcznie dodawać dedykacje.

Widzimy się w następnym, misie kochane <3

War_Eternal 🖤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro