Rozdział 1
Halvor
– Halvor, leniwa klucho, wstawaj!
Hm... To nie brzmiało jak mój standardowy budzik. Ale doskonale znałem ten głos.
– No dalej, ruszaj szanowny tyłek i się zbieraj.
Poczułem, że mój gość brutalnie zrywa ze mnie kołdrę. Skrzywiłem się i otworzyłem oczy. Musiałem je najpierw przetrzeć, by dobrze widzieć. Przy łóżku stał Daniel, czyli mój pożal się Boże najlepszy przyjaciel. Nie dziwiła mnie nawet jego obecność w moim pokoju. Miał dobre relacje z moimi rodzicami, więc pozwalali mu na wszystko. Czasem potrafiło być to wkurzające, zwłaszcza kiedy traktowali go lepiej niż swojego rodzonego syna.
– Ugh... Czym zasłużyłem sobie na tak okrutną pobudkę? – mruknąłem. Dalej nie byłem skory, by opuścić ciepłe legowisko. Zwłaszcza, że temperatura w pokoju zdecydowanie nie porażała.
Tande założył ręce na piersi. Miał na sobie szarą bluzę i jasne jeansy. Na jego stopach standardowo znajdowały się białe vansy.
– No chyba pamiętasz, że chodzisz ze mną do szkoły, ciołku? – wywrócił oczami, posyłając mi standardowy, wredny uśmieszek. Otrzeźwiałem w sekundę.
– Dzisiaj? Przecież dzisiaj jest-
– Poniedziałek.
– Jak to poniedziałek?! A nie niedziela? – jęknąłem i z wysiłkiem podniosłem się do siadu. Daniel wybuchnął śmiechem.
– Łauu, widzę że się wczoraj poszalało. Dalej żyjesz weekendem? Czy po prostu tak dobrze bawiłeś się z Karoline? – poruszył znacząco brwiami. Posłałem mu mordercze spojrzenie.
– Tak, bardzo dobrze się bawiliśmy, jak już chcesz wiedzieć. Siedzieliśmy w kawiarni do siódmej, pogadaliśmy sobie, pośmialiśmy się... A potem w trybie normalnym wróciłem do domu.
Wstałem z łóżka, a mój odkryty tors natychmiast pokrył się gęsią skórką. Szybko rzuciłem się do szafy, chcąc znaleźć jakieś ciepłe ciuchy. Pogoda na zewnątrz ostatnio raczyła nas temperaturami grubo poniżej -10 stopni Celsjusza.
– Wow, no to żeś faktycznie szalał. – zachichotał za moimi plecami –Czyli co, seks po ślubie?
– No przecież nie zaciągnę jej do łóżka na pierwszej randce. A tak właściwie... To przecież nawet nie była randka. Chciałem jej tylko tak podziękować za te notatki z biologii. Bez jej pomocy to bym na bank ujebał ten sprawdzian. – westchnąłem, bez skrępowania się przy nim przebierając. I tak już nieraz widzieliśmy się nago. Praktycznie się razem wychowywaliśmy, nasze rodziny od zawsze się przyjaźniły. Byliśmy dla siebie jak bracia.
– Tak, tak, ty sobie tak gadaj, że zrobiłeś to tylko z wdzięczności. Przecież wcale nie snujesz nam o niej poematów miłosnych praktycznie codziennie i przy każdej okazji. – wyszczerzył się blondyn i uwiesił się na mnie. Spąsowiałem. Zaśmiał się w reakcji.
– Przestań, wcale nie. – fuknąłem z miną obrażonego dziecka. Nie dał mi ani chwili wytchnienia.
– Halvi i Karoline, zakochana paraaaa! – zanucił, tanecznym krokiem zmierzając w stronę wyjścia. Czasem potrafił być naprawdę nieznośny.
– Powiedz mi, czy ja ci tak dokuczałem kiedy zarywałeś do Johanna?
Przez chwilę udawał, że się zastanawia.
– Niby nie... Ale wcale nie byłeś jakoś mega dyskretnym skrzydłowym. – wywrócił oczami po raz kolejny. To był już jego znak firmowy, na stale przyklejony do jego usposobienia, razem z sarkazmem i ciętymi ripostami.
– Ekskjuz mi? Śmiesz twierdzić, że to wcale nie moja zasługa, że w końcu jesteście razem po tych wszystkich latach błądzenia po omacku w swoich uczuciach? – oburzyłem się, zakładając ręce na biodra. Już na pierwsze wspomnienie o swoim ukochanym rozjaśniła się mu twarz. Teraz uśmiechnął się jeszcze szerzej, co natychmiast wywołało uczucie ciepła w moim sercu. Kochałem widzieć go takiego. A odkąd w końcu, po wielu latach niedomówień, związał się z Forfangiem, widywałem ten uśmiech niemal cały czas.
Z brunetem poznaliśmy się na etapie szkoły podstawowej i odtąd byliśmy we trójkę nierozłączni. Już rok temu, gdy zaczynaliśmy naukę w liceum, miałem pewne przypuszczenia na temat tej dwójki. Nie, to nie tak, że czułem się przez nich odtrącony lub coś takiego. Niemniej jednak doskonale widziałem tą tworzącą się między nimi chemię. W którymś momencie nie wytrzymałem i po prostu zdecydowałem się pogadać o tym z Danielem. Z nim znałem się najdłużej, więc jak na dłoni wiedziałem, że coś mu leży na sercu. Nasze zaufanie zawsze działało w obie strony. Bez wahania wyznał mi, że zależy mu na naszym przyjacielu. A ja postanowiłem, iż zrobię wszystko by ich ze sobą połączyć. I z dumą mogłem przyznać, że mi się to udało.
– No okeeej. Przecież i tak wiesz, że wszystko najlepsze, co mnie spotkało w życiu, to właśnie ty i Jo. – przytulił mnie, jeszcze bardziej mnie tym rozczulając. Wiedziałem doskonale, o czym mówi. Sam czułem się szczęściarzem, mając tych dwóch przy sobie.
– Dobra, chodźmy już mój budziku, bo się spóźnimy w końcu. – wyplątałem się z jego ramion i otworzyłem drzwi, stając z boku, by go przepuścić.
– Szczęśliwe gołąbki przodem. – machnąłem szarmancko ręką. Z bananem na twarzy wyszedł na korytarz.
– Już niedługo też nim zostaniesz i wtedy będziemy mieć problem z pierwszeństwem! – zawołał już na schodach.
– Pożyjemy, zobaczymy. – pokręciłem głową.
☆☆☆
Gdy dotarliśmy na teren naszego liceum (o dziwo nie spóźnieni), przed wejściem czekał już na nas nasz przyjaciel oraz druga połówka Daniela w jednej osobie. Przywitali się czułym pocałunkiem, a potem Johann przyciągnął mnie do siebie w męskim uścisku.
– I jak tam randewu z twoją wybawczynią? – zaśmiał się brunet, poklepując mnie po plecach. Jęknąłem z zażenowaniem.
– No nie... Nastepny.
Tande zachichotał.
– Nie masz co wypytywać, kochanie. Już zdradził mi pikantne szczegóły intymnej schadzki w kawiarni. – wypaplał, po czym pokazał mi język. Jego partner parsknął śmiechem.
– No no, ogierze. Widzę, że się nie pierdzielisz w tańcu.
– Już wiem! Na następne spotkanko powinieneś ją wziąć w to twoje ukochane miejsce na górce i razem będziecie się gapić w gwiazdy.
– O tak, tam pokażesz jej swój teleskop. – rzucił dwuznacznym komentarzem Forfang, po czym obaj wpadli w rechot.
Tak ze mnie szydzili, a ja miałem ochotę ich udusić.
– Wiecie, że może nie wszystko w randkowaniu kręci się wokół seksu? A poza tym my się nawet dobrze nie znamy. – westchnąłem ciężko, ostatnie zdanie wypowiadając ze smutkiem. Chciałem, by było inaczej.
Owszem, byłem zauroczony naszą koleżanką z klasy, lecz nigdy nie umiałem znaleźć w sobie wystarczająco odwagi, by podjąć bardziej zdecydowane kroki. To i tak cud, że zaprosiłem ją na tą kawę. Nie wspominając o mojej nieśmiałej prośbie o podesłanie mi swoich notatek, gdyż akurat na biologii dzieliliśmy jedną ławkę. Tylko na tych lekcjach miałem możliwość złapania z nią bliższego kontaktu, mimo że nasze rozmowy ograniczały się do tematów typowo szkolnych. Ale lepsze to niż nic.
Moi przyjaciele patrzyli na mnie z politowaniem. Prychnąłem.
– A jeśli chodzi o mój magiczny zakątek, to raczej nie ma szans, bym zaprowadził tam kogolwiek. Jak sama nazwa wskazuje: jest mój. To tam przychodzę, kiedy chcę mieć chwilę spokoju od was wszystkich i od całej cywilizacji. Relaksuję się tam. – wyjaśniłem im. To były fakty. Nawet oni nie wiedzieli, gdzie dokładnie znajduje się ta odosobniona polanka.
– No dobra. Nie było tematu. Ale stary, błagam... – Daniel chwycił mnie za ramię oraz popatrzył mi prosto w oczy – Rusz się w końcu i do niej podbij. Potem ktoś ci ją może zmieść sprzed nosa. No i stracisz okazję na szczęśliwy związek. A wiemy, jak ci na niej zależy.
– Jak coś to wiesz, że na nas możesz liczyć jeśli szukasz skrzydłowych. – Forfang dumnie poklepał się po piersi. Uniosłem brew.
– Doceniam wasze chęci, naprawdę. Ale nie uważacie, że no... Jako geje niezbyt się znacie na podrywaniu dziewczyn?
Obdarzyli mnie pełnymi wyższości spojrzeniami.
– Kochany. Jako geje, czyli najlepsi przyjaciele kobiet, znamy je najlepiej i wiemy, czego oczekują od facetów. – uśmiechnął się cwanie Daniel.
– Zresztą, wiemy czego sami oczekujemy od facetów, więc w ten sposób też ci możemy podpowiedzieć. – poparł go jego chłopak. W końcu westchnąłem cierpiętniczo.
– No dobra. Zgłoszę się w razie potrzeby. Ale najpierw chcę być dużym chłopcem i chociaż spróbować załatwić to sam. – oznajmiłem, chcąc już uciąć temat, by nie oszaleć.
– Oczywiście. Bier ją tygrysie. – wyszczerzyli się obaj jak głupi do sera i zaczęli mnie szturchać. Mimowolnie zacząłem się śmiać. Ich humor zawsze był zaraźliwy. To byli idioci, ale najlepsi idioci pod słońcem.
Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem telefon. Kiedy spojrzałem na ekran, przekląłem.
– Szlag! Za minutę mamy matmę! Jak się spóźnimy, wiedźma się wkurwi.
Johann i Daniel wytrzeszczyli oczy. Straciliśmy poczucie czasu. Popchnąłem ich do przodu, sam puszczając się biegiem za nimi.
Dzień zapowiadał się wprost cudownie...
~~~~~~
Witam witam w pierwszym rozdziale 😁
Początki nie będą jakieś porywające, ale liczę na to, że doczekacie do rozwinięcia akcji ^^
Dedykacja dla: bloody_roses_2, x_Illuminati_x, Winter_-_Falcon, WorldCup18, flourentte-, pourvelle, kaja_kate_kk, Volley_fan, zzzddd2, FankaPLskokow ❤
Do następnego, misie!
War_Eternal 🖤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro