Rozdział 24
Samuel
Musiałem się uspokoić z dwóch powodów. Jednym z nich był ten facet, którego wczoraj spotkaliśmy z Emmą, a drugi ze stresu, dzisiejszym spotkaniem. Cholernie się bałem, że Emma, albo moi przyjaciele, nie przyjmą jej dobrze. Rose, mnie uspokajała, ale i tak to mało, co dawało. Ciągle słyszałem w myślach to, że Emma, nazwała mnie kolegą. Myślałem – a może nawet miałem nadzieję – że powie, iż jesteśmy parą, ale tak się nie stało. Chciałem jej pokazać, że jestem jej wart. Że znów może mi zaufać, żebyśmy byli razem. Jedna za każdym razem, widziałem w jej oczach autentyczny ból. Gdy przenosiła wzrok na Cassidy, od razu zastępowała to miłość.
Westchnąłem i spojrzałem na zegarek w telefonie. Powinny tutaj być za dziesięć minut. Wszystko było przygotowane. Jakieś przekąski i napoje. Moi przyjaciele, oprócz Rose, wiedzieli jedynie, że chcę im kogoś przedstawić. Nie mieli pojęcia, że za chwilę poznają moją dziewczynę oraz córkę. Kiedy usłyszałem dzwonek, poderwałem się z kanapy.
– Spokojnie – odezwała się cicho, Rose i dotknęła mojego ramienia.
– Nie dam rady. Wspieraj mnie, jakby coś poszło nie tak.
– Zawsze będę. A teraz idź otwieraj, bo chcę poznać tą słodką Cassidy – popchnęła mnie do drzwi.
Odchrząknąłem i otworzyłem drzwi, za którymi stała Emma z wózkiem. Wpuściłem je do środka i pomogłem jej zdjąć kurtkę. Popatrzyłem do wózka, gdzie mojej córeczce zamykały się oczy, ale gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się.
– Cześć – powiedziała Emma i wyjęła córkę z wózka, rozbierając ją. – Jeżeli nie chcesz, żebym tutaj była to wystarczy słowo.
– Nie! Ty jesteś tutaj najważniejsza – dotknąłem jej dłoni. Spojrzała najpierw w tamto miejsce, a później na mnie. Przełknęła ślinę i wyciągnęła dłoń z mojego uścisku. – Daj mi ją – wziąłem od niej Cassidy i weszliśmy do salonu.
Wszyscy spojrzeli na mnie. Na twarzach Willa, Deana, czy Archiego, zobaczyłem zdziwienie, ale tylko na twarzy Rose, ujrzałem uśmiech. Patrzyła na mnie to na dziewczyny obok mnie. Spojrzałem kątem oka na Emmę, która wyglądała, jakby chciała stąd uciec.
– To jest Emma, z to moja córka, Cassidy. Chciałem, żebyście je poznali. Nie chciałem mieć przed wami więcej tajemnic.
– Miło mi poznać, ale muszę spadać – odezwał się Dean i przeszedł obok nas, dotykając główkę, Cassidy. Emma, spojrzała na mnie z niemym zapytaniem.
– Ma trudny czas – odpowiedziałem cicho i wróciłem wzrokiem do zebranych.
– Ona jest taka słodka, jak mówiłeś! – podeszła do nas Rose i zaczęła bawić się jej rączkami. – Jestem, Rose. Dziewczyna, Willa.
– Miło mi. Który miesiąc?
– Szósty. Czemu nie mogę mieć tak pięknej dziewczynki – wzięła ode mnie Cassidy, która odszukała wzrokiem Emmę, jakby wołała pomocy. Byłem zadowolony, że nie płakała. Emma, poszła za Rose na kanapę, a ja z Willem i Archiem, usiedliśmy przy stole.
– Więc masz córkę – powiedział bezpłciowo Will, patrząc na nasze dziewczyny. – Jesteś z Emmą?
– To skomplikowane – westchnąłem. – Urządziłem jej piekło na ziemi, prawie dwa lata temu, a teraz chciałbym z nią stworzyć rodzinę.
– Dalej ją kochasz – odezwał się, Archie.
– To ty o niej wiedziałeś? – popatrzył na niego, Will.
– Wiedziałem, ale nie wiedziałem, że to tak poważne. Ale za to wiadomością o córce też jestem zaskoczony.
– A taką miałem nadzieję, że będę pierwszym ojcem wśród nas – zaśmiał się Will i zaplótł ramiona na torsie. Popatrzył na Rose, która rozmawiała o czymś z Emmą i bawiła się z Cassidy. – Przynajmniej tyle, że Cass, odziedziczyła urodę po Emmie.
– No dzięki, stary – uderzyłem go w ramię. – Chciałbym jej stworzyć rodzinę, na jaką zasługuje. Wiecie; tata, mama w jednym miejscu, a nie między dwoma domami. Będę musiał zrobić wszystko, żeby mi wybaczyła.
– To coś ty jej zrobił te dwa lata temu? – Archie, popatrzył na mnie.
– Zostawiłem na środku parku i nawet jej nie wysłuchałem. Powiedziałem okropne, bardzo okropne rzeczy, Archie.
– To, dlatego tak naciskałeś na mnie w przypadku, Rose? – popatrzył na mnie, Will.
– Zgadza się. Nie chciałem, żebyś popełnił moich błędów. I patrz. Teraz oboje jesteśmy ojcami. Czy to nie popieprzone?
– Nie. Ja jestem z tego zadowolony. Za dwa miesiące wyprowadzamy się stąd. Będzie mi trochę tego brakować.
– Racja mi też – westchnąłem. – Nie mówiłem jeszcze o tym nikomu, ale jak wyjdzie wszystko z Emmą, zamierzam jej zaproponować, abyśmy zamieszkali raz. Myślałem nad kupieniem małego domu.
– To najlepsze rozwiązanie dla was. Macie już swoje rodziny, a nie tak jak ja, czy Dean. Zawsze bez problemu się stąd wyniesiemy, jak będziesz chciał sprzedać dom – Archie, zwrócił się do Willa.
– Spokojnie. Jeszcze tego nie zamierzam zrobić.
– Tata – Cassidy, podeszła do mnie i pokazała, żebym wziął ją na ręce.
– Co księżniczko? U cioci nie było wygodnie?
– Ciocia, Osi jest fajna – popatrzyła na Rose, a później na moich przyjaciół. Przypatrywała im się dużymi zielonymi oczami. – Ciocia będzie mieć dzidzi.
– Zgadza się, a to tata tej dzidzi – pokazałem na Willa.
– Dzidzi – zaczęła klaskać obślinionymi rączkami.
– Ale tobie się trafiło urocze dziecko – powiedział, Will i wziął ode mnie, Cassidy.
Przez następną godzinę, zaczęliśmy stopniowo rozmawiać o wszystkim. Zauważyłem, że Emma zaczęła się czuć w ich towarzystwie całkiem swobodnie. Właśnie o taki efekt mi chodziło. Jedynie nie poznała tak dobrze Deana, bo wrócił dopiero, kiedy dziewczyny się zbierały. W tamtej chwili – jeśli to w ogóle było możliwe – pokochałem je jeszcze mocniej. Pomogłem im się ubrać i odprowadziłem do domu. Byłem szczęśliwy, że Emma złapała taki dobry kontakt z Rose. To znaczyło, że może uda jej się przekonać do mnie brunetkę. Nie chciałem tego robić na siłę, ale czułem, że długo bez nich nie dam rady funkcjonować.
Emma, szła obok, a ja jechałem wózkiem. Po raz pierwszy dała mi go prowadzić, a ja czułem się zajebiście dumnie z tego powodu. Każdy mógł zobaczyć, że byłem ojcem. Cassidy w czasie naszego powrotu, usnęła. Emma, odzywała się do mnie tylko zdawkowo, ale swoją ocenę na temat moich przyjaciół już powiedziała i to bardzo pozytywną.
– Dzięki, że nas odprowadziłeś – powiedziała, gdy stanęliśmy przed domem.
– Żaden problem – wzruszyłem ramionami i wsadziłem ręce do kieszeni spodni.
– Mam do ciebie pytanie. Mógłbyś jutro przed szóstą przyjść do mnie? Muszę, gdzieś wyjść, a nie mam z kim zostawić Cassidy.
– A Jennifer i Jacob?
– Będą w pracy, albo idą, gdzieś na jakąś randkę – przewróciła oczami. – Mogę na ciebie liczyć?
– Oczywiście. W końcu to moja córka.
– Świetnie. Jeszcze przypomnę tobie jutro SMS'em. Cześć – pożegnała się ze mną uśmiechem i weszła do domu.
– Cześć – mruknąłem cicho i odszedłem w stronę powrotną.
Zmarszczyłem brwi i zastanawiałem się, gdzie o tak później porze będzie jutro wychodziła i to bez Cassidy, z którą się nie rozstaje. Przez myśl przeszła mi randka, ale nie miała z kim iść, oprócz mnie. Nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Nie dawało mi to spokoju. Może specjalnie tak powiedziała, a tak naprawdę wychodziła z Jennifer? Sam nie wiedziałem, co mam o tym myśleć.
Wszedłem do domu i zobaczyłem, że została sama Rose. Sięgnąłem i wziąłem ze stołu parę ciastek, kierując się na górę, ale jej głos mnie zatrzymał.
– Kocha cię, tylko ją zraniłeś.
– Skąd jesteś tego taka pewna? – odwróciłem się do niej i oparłem o poręcz schodów.
– Widziałam, jak o tobie mówiła. A poza tym, jestem kobietą i widzę pewne rzeczy, których ty nie widzisz – wzruszyła ramionami. – Dobra, idę jeść, bo jestem potwornie głodna – wyszła z salonu, zostawiając mnie z głową pełną myśli.
Jeśli miała rację i mnie kochała to, dlaczego zrobiła się taka oziębła w stosunku do mnie? Może, gdzieś zrobiłem błąd, którego sam nie wyhaczyłem. Myślałem, że widziała po moim zachowaniu, że nie zależy mi tylko na Cassidy. Chciałem je obie. Jedną pokochałem już kilka lat temu, a drugą kilka tygodni, ale skradła moje serce od razu. Wszedłem do swojego pokoju i położyłem się na łóżku, dając ręce za głowę. To wszystko dla mnie było nowe, jak i dziwne. Nagle wszystko się zmieniło i miałem nadzieję, że zmieni się jeszcze bardziej na lepsze.
***
Popatrzyłem na zegarek i przyśpieszyłem kroku. Miałem dwadzieścia minut, żeby dotrzeć do Emmy. Nasz trening dzisiaj się przedłużył o całe pół godziny. Nigdy nie miałem nic przeciwko, bo to było moje źródło utrzymania, ale do kurwy, nie dzisiaj. Wrzuciłem torbę na tylne siedzenie, a później zająłem miejsce kierowcy.
– Gdzie się tak śpieszysz?! – krzyknął Will, idąc do swojego Audi.
– Muszę lecieć do Cassidy! – krzyknąłem i odpaliłem silnik.
Sprawdziłem, czy nie było żadnej wiadomości od Emmy, ale była cisza. Starałem się jechać szybko, ale też na skróty, żeby być jak najszybciej na miejscu. Nie chciałem jej zawieść i pokazać, że mogła na mnie polegać w każdej chwili. Chyba każdy się zmówił przeciwko mnie, gdyż wszyscy jechali, jak na złość pomału.
Kurwa!
Kląłem pod nosem, gdy zobaczyłem, że zostało mi pięć minut do umówionego czasu. Kiedy w końcu podjechałem pod jej dom w biegu wysiadłem z samochodu i poszedłem do drzwi. Zacząłem w nie walić, mając nadzieję, że jeszcze nie wyszła.
– Samuel. Właśnie miałam do ciebie dzwonić, kiedy będziesz – otworzyła mi z Cassidy na rękach.
Musiałem pomrugać parę razy, żeby wrócić do rzeczywistości. Miała na sobie mocny makijaż i usta pomalowane na krwistą czerwień. Włosy spięte, a wokół jej twarzy kilka kosmyków. Zacisnąłem szczękę na sukienkę, jaką miała na sobie. To wyglądało, jakby miała na sobie drugą skórę. Była bordowa, bardzo obcisła i miała opadające ramiączka. Do tego miała srebrne dodatki. Teraz już przekonałem się, że nie spotyka się z żadną koleżanką, lecz jakimś facetem.
Wszedłem do środka, a Emma wcisnęła mi Cassidy na ręce. Było słychać tylko dźwięk szpilek, jak chodziła koło nas. Dla mnie nigdy się tak nie odpieprzyła. Obserwowałem ją, a złość w moim ciele, tylko narastała. Poszedłem z córką do pokoju i patrzyłem, jak Emma się jeszcze poprawia. Usłyszałem dzwonek do drzwi i wstałem z kanapy, dając Cassidy na ziemię. Musiałem zobaczyć z kim się spotykała.
– Kaiden. Już wychodzę, tylko pożegnam się z córką.
Kaiden?
Minąłem się z Emmą w drzwiach i zobaczyłem tego samego faceta, który ostatnio nas zaczepił. Zacisnąłem jeszcze mocniej szczękę, aż było słychać szczęk zębów. Oparłem się o ścianę i go obserwowałem, a on mnie. Nie wiedziałem, na co liczył, ale na pewno tego nie dostanie.
– Cassidy, zjadła dopiero, a za chwilę powinna iść spać. Jakby coś się działo to dzwoń do mnie – wzięła skórzaną kurtkę z wieszaka i wyszła razem z tym maminsynkiem.
Podszedłem do okna i patrzyłem, jak otworzył jej drzwi, a później odjechali. Stałem tam chwilę, chcąc się uspokoić. Nie mogłem być wkurwiony przy córce. Oparłem ręce na ścianie i oddychałem głęboko.
– Tata! – Cassidy, krzyknęła i poklepała miejsce obok siebie.
– Już tata idzie – usiadłem obok niej zacząłem bawić się w dopasowywanie zwierząt do kształtów. – Tata, nie pozwoli, żeby mam spotykała się z kimś innym, córeczko. Mama, będzie tylko taty.
Przez następne dwie godziny, jakie spędziłem sam na sam z córką, nauczyłem się już, co lubiła, a co ją denerwowało. Bałem się jedynie, że mogę coś zrobić, albo ją nieświadomie zranić. Chwilami, musiałem się domyślać, co mówiła, ale wydawało mi się, że szło mi całkiem nieźle. O dwudziestej położyłem ją spać, choć spotkało się z to z niezadowoleniem z jej strony. Nosiłem ją na rękach, dopóki nie usnęła. Kiedy położyłem ją do łóżeczka w salonie, usiadłem na kanapie i co chwilę patrzyłem na zegarek. Specjalnie nawet włączyłem telewizor, aby zająć czymś umysł, ale to było na nic. Ciągle myślałem, tylko o niej.
Kiedy w końcu zobaczyłem podjeżdżające światła pod dom, zgasiłem wszystko, a w całym domu zapanował mrok. Wstałem z kanapy i poszedłem na korytarz, czekając na nią. Jak nie teraz, to nigdy jej nie powiem, że ją nadal kochałem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro