Rozdział 21
Emma
Minęło kilka dni od mojego spotkania z Samuelem. Byłam zdziwiona, że nie chciał się ze mną skontaktować. Chciałam wierzyć w to, że da mi spokój. Samuel, chociaż zmienił się pod względem fizycznym, zdawało mi się, że pod psychicznym wciąż był sobą. On zbudował sobie już nowe życie i ja nowe, ucząc się zapomnieć o nim. Tak było dobrze dla nas obojga.
Wstałam z łóżka, na którym leżałam i popatrzyłam na moją córeczkę. Miała już ponad półtora roczku. Jak to szybko zleciało. Dotknęłam jej pulchnego policzka i westchnęłam. Umiała już chodzić i mówić, a dopiero pamiętałam, gdy miała kilka tygodni. Patrzyłam na nią, dopóki się nie obudziła i spojrzała na mnie dużymi zielonymi oczami. Uśmiechnęłam się do niej.
– Cześć, córeczko – nachyliłam się i pocałowałam w gęste brązowe włosy.
– Mama – powiedziała i uśmiechnęła się do mnie.
– Chodź, idziemy zobaczyć, co wujek robi.
Wzięłam małą na ręce i poszłam z nią na dół. Jennifer nie było, gdyż zaczęła staż, a Jacob miał akurat wolne. Znalazłam go w salonie przed laptopem ze stertą papierów. Usiadłam obok niego, a Cassidy poszła od razu do zabawek. Czasami szkoda mi było Jacoba, bo całe dnie spędzał w pracy, a część brał nawet do domu. Wzięłam pierwsze lepsze wydruki i zaczęłam je czytać. Przez te kilka tygodni odkąd wróciłam, gdy miałam wolny czas, pomagałam bratu. Zaczęłam się już odnajdywać w tej papirologii. Myślałam, żeby wrócić na studia, ale nie miałby się kto zająć, moją córką. Jennifer, miała staż, a Jacob pracę. Nie chciałam już wracać do Szkocji. Chociaż odpoczęłam tam psychicznie od Samuela, to jednak dziadkowie nie byli zadowoleni, gdy byłam u nich przez te półtora roku. Trudno było mi powrócić do funkcjonowania w tym mieście, ale małymi krokami się udawało.
– Słyszałem, że spotkałaś, Cartera – powiedział Jacob, patrząc przez cały czas na papiery. Ręka niebezpiecznie mi zadrżała. Nie myślałam, że Jennifer mu to powie.
– Spotkałam. Powiedziałam, że pracuję jako opiekunka do dzieci.
– Co?! – odwrócił wzrok w moją stronę. – Nie mogłaś wymyśleć czegoś innego?
– A co miałam mu powiedzieć? Cześć, Samuel. To ja twoja była dziewczyna, którą zostawiłeś w parku, a to nasza piękna córeczka. Może pójdę do ciebie i stworzymy dla niej piękny dom, pełen miłości i ciepła? Jacob, pomyśl choć raz. Nawet nie jestem pewna, czy mu to kiedykolwiek powiem, że mamy dziecko.
– Zobaczy ciebie tylko z Cassidy i myślisz, że się nie domyśli? Co prawda, dalej jestem na niego wkurwiony i mam ochotę go uderzyć, ale to nie zmienia faktu, że powinien dowiedzieć się o dziecku – wzruszył ramionami. – Ale zrobisz, jak będziesz chciała.
– Dokładnie zrobię tak, bo nie mam zamiaru znów z nim tworzyć czegokolwiek. Wszystko, co z nim stworzyłam, skończyło się dwa lata temu. On wtedy dla mnie umarł – wstałam z kanapy i wyszłam z salonu. – Wychodzę! – krzyknęłam i po chwili mnie już nie było w domu.
Jacob, podniósł mi tym ciśnienie, ale wiedziałam, że na swój sposób miał rację. Każdy zasługiwał na prawdę. Nawet taki dupek, jak Samuel. Nie miałam ze sobą nic, ani telefonu, ani pieniędzy, ale właśnie tego potrzebowałam. Wiedziałam, że zrobiłam źle zostawiając Cassidy, bez wyjaśnienia z Jacobem, ale chwilami mnie to wszystko przytłaczało. Starałam się być dobrą mamą, ale sama nie wiedziałam, czy mi się to udaje. Za szybko stałam się matką. Wszystko, stało się za szybko. Stanęłam na środku chodnika i odchyliłam głowę do tyłu. Musiałam się uspokoić i zacząć myśleć trzeźwo. Chciałam wrócić do mojego stanu, jakiego się nauczyłam.
– Emma – usłyszałam za mną.
Tylko nie ty.
– Tak – odpowiedziałam, nie odwracając się za siebie. Nie musiałam długo czekać, żebym zobaczyła twarz Samuela przed sobą.
– Możemy porozmawiać w bardziej ustronnym miejscu?
– O czym ty chcesz ze mną rozmawiać, Carter?!
– Emma, proszę – popatrzył się na mnie tym wzrokiem, na który nigdy nie umiałam odpowiedzieć; nie.
– Prowadź – Samuel, przez cały czas szedł obok mnie. Weszliśmy do małej kawiarni, która znajdowała się niedaleko mojego domu. Zajęliśmy miejsca, najbardziej oddalone od innych. – Więc? – ponagliłam go.
– Nasze ostatnie spotkanie nie zaliczało się do najlepszych. Chciałbym cię przeprosić za to, co wtedy powiedziałem. Miałaś rację, że będę tego żałował i żałuje do teraz nie powinienem ciebie tak potraktować. Kochałem ciebie i kocham dalej – parsknęłam śmiechem na jego słowa.
– Ty się słyszysz? Dokładnie pamiętam, co mi powiedziałeś tamtego dnia. Carter, ty mi nie ufałeś! Zaufałeś, jakimś głupim zdjęciom, zamiast swojej dziewczynie. Wtedy, każde słowo wylatujące z twoich ust było dla mnie, jak uderzenie w policzek. Ale nie zdawałeś sobie z tego sprawy! Nakarmiłeś mnie nadzieją, którą potem kazałeś brutalnie zwrócić. Powtórzę to, co wtedy tobie powiedziałam – wstałam z miejsca i oparłam ręce na blacie stołu. – Umarłeś dla mnie w tamtej chwili, w tamtym parku, Carter. UMARŁEŚ! – wyszłam z kawiarni, nie patrząc za siebie.
Nie mogłam tego znieść, że dalej choć byłam na niego zła, wściekła, miałam ochotę go zabić, to i tak tonęłam w jego oczach. Najgorsza i najtrudniejsza do wyleczenia jest nienawiść, która zajęła miejsce wielkiej miłości. Nienawidziłam go, tak mocno, jak go kochałam. Byłam między sercem, a rozumem. Między nimi jest bardzo duża odległość. Odległość, którą sama nie wiedziałam, czy chcę pokonać.
– Proszę, porozmawiajmy! Wina też leży po twojej stronie – Samuel, chwycił mnie za ramię i pociągnął w swoją stronę.
– Po mojej?! W którym momencie? W tym zostawieniu mnie na środku w parku, czy w tym, że się w tobie zakochałam? Nienawidzę i przeklinam tamten dzień! Jacob, miał rację, że każdy piłkarz był taki sam – wyrwałam rękę z jego uścisku. – Nie podchodź do mnie więcej. Nienawidzę cię.
Odeszłam od niego. Gdzieś w środku, miałam nadzieję, że mnie znów zatrzyma i będzie chciał wszystko wyjaśniać, ale tak się nie stało. W moich oczach pojawiły się łzy, lecz sama nie wiedziałam, co je spowodowało. Bezsilność, złamane serce, czy głupie nadzieje, jakimi przez cały czas żyłam. Nienawidziłam za to siebie i jego. Ale była za to jedna rzecz, za jaką byłam mu bardzo wdzięczna. Cassidy.
Weszłam do domu i poszłam do salonu, gdzie była po raz ostatni, Cassidy. Teraz spała na sofie, a Jacob siedział na fotelu i robił coś na laptopie. Podeszłam do miejsca, gdzie spała moja córeczka i usiadłam obok niej na podłodze. Patrzyłam, jak miarowo oddycha i zalałam się łzami. Patrzyłam na nią i płakałam. Nie umiałam sobie poradzić z tą sytuacją. Popełniłam zbrodnię zakochując się w nim. Jacob, miał rację, że powinien dowiedzieć się o małej, ale nie umiałam z nim już rozmawiać. Za każdym razem, gdy patrzyłam na niego, widziałam nas stojących w parku i słyszałam jego słowa. Nie umiałam ich wyprzeć z umysłu.
Cassidy, obudziła się i spojrzała na mnie dużymi oczami. Wytarłam mokre policzki i wzięłam ją na ręce. Podeszłam z nią do okna i odsunęłam firankę. Przytuliłam ją do siebie, składając na jej włoskach pocałunki. Oparłam głowę na jej i wtedy zobaczyłam samochód Samuela, który stał po drugiej stronie ulicy. Odeszłam szybko od okna i stanęłam przy ścianie. Miałam nadzieję, że mnie nie zauważył. Choć miał już miliony na koncie, dalej jeździł samochodem po mamie i mieszkał z grupą przyjaciół.
– Co się stało? – popatrzył na mnie Jacob. Nic nie odpowiedziałam, tylko tuliłam do siebie Cassidy, jakby miała być moją tarczą przed nim. Wstał z miejsca i podszedł do okna. – Ja mu, kurwa pokażę.
Nim zdążyłam zarejestrować to, co się działo koło mnie, Jacob był już na dworze. Przestraszyłam się, jak mogło to spotkanie się zakończyć, dlatego włożyłam Cassidy do łóżeczka, które było w salonie.
– Mama, za chwilę wróci – pocałowałam jej policzek i wyszłam za bratem.
Jacob, stał już przy samochodzie Samuela. Brunet, wysiadł z niego i stanął na przeciwko mojego brata, nic sobie nie robiąc z jego postawy. Jacob, popchał go na samochód i ścisnął materiał kurtki.
– Co ty sobie, kurwa wyobrażasz?! Że możesz tak stać pod moim domem i obserwować moją siostrę?! Dwa lata temu ciebie nie obchodziła! Przez ciebie musiała wyjechać, ty śmieciu. Nie jesteś nic wart – Jacob, zamachnął się i uderzył go pięścią w twarz.
– Jacob! – krzyknęłam w przerażeniu i zakryłam usta dłonią.
– Emma, nie wtrącaj się! Mógł myśleć, a nie cwaniaka zgrywać, który wszystko lepiej wiedział – uderzył go ponownie.
– Masz rację. Mogłem, ale nie myślałem. Żałuję każdego wypowiedzianego wtedy słowa – odezwał się, Samuel.
– Nie wierzę tobie! Wykorzystałeś moją siostrę i dałeś jej nawet dojść do słowa!
– Ile razy mam powtarzać, że kurwa żałuję! – toczyli walkę na spojrzenia. Po jednej stronie miałam brata, a po drugiej mężczyznę, z którym miałam dziecko.
– Jacob, wystarczy już – odciągnęłam brata za ramię. – Lepiej stąd odejdź – zwróciłam się do Samuela. – Chodźmy – pociągnęłam brata w kierunku domu. Po chwili usłyszałam odgłos zapalanego silnika i odjazd samochodu. – Siadaj tu – odezwałam się do brata, gdy byliśmy już w kuchni. Posadziłam go na krześle i podałam paczkę mrożonek. – Nie musiałeś tego robić.
– Musiałem. Musiał ten, skurwysyn dostać nauczkę za to, co tobie zrobił. I tak mu się lekko oberwało – zaczął zginać i prostować rękę.
– Idę po Cassidy – westchnęłam i poszłam do salonu. Dziewczynka siedziała w łóżeczku i bawiła się zabawkami, które w nim miała. Wróciłam z nią do kuchni i posadziłam na blacie, trzymając ją przez cały czas.
– Wujek, ziazia – pokazała paluszkiem na rękę, Jacoba.
– Tak, cukiereczku. Wujek zrobił sobie ziazia, ale tamten wygląda gorzej – powiedział dumnie.
– Jacob – zganiłam go. – Nie mów tak przy dziecku. Idziecie dzisiaj z Jen, na tą kolację?
– Taki mamy plan. Ale jeśli wolisz, to zostaniemy w domu.
– Nie przesadzaj. Jestem szczęśliwa, że mój brat i najlepsza przyjaciółka są razem. Nie mogę wam tego odebrać. I tak już się wepchałam do waszego życia z buciorami.
– To też twój dom, nie mogłem tobie zabronić tutaj wrócić.
– Już jestem! – krzyknęła przyjaciółka, wchodząc do domu. – Co tobie się stało? – podeszła do Jacoba i chwyciła jego dłoń.
– Samuel – odpowiedziałam jej.
– Trzeba było mocniej – nachyliła się do niego i pocałowała w policzek, a mi opadły ramiona. Wiedziałam, że należało mi się za to, co mi zrobił, ale mogłam sama wymierzyć sprawiedliwość. – Cześć, słodka – dotknęła policzka, Cassidy.
– Ciocia! – uśmiechnęła się i wyciągnęła ręce w jej kierunku.
– Zdrajczyni – powiedziałam do córki, która tuliła się do Jennifer. – Zrobię coś na obiad.
Odwróciłam się i zaczęłam szukać odpowiednich produktów. Nie miałam w ogóle pomysłu, co zrobić, więc co mi wpadło w dłonie, to zostawiałam. Zrobiłam klasyczny obiad, na który składały się ziemniaki, mięso i sałatka. Dla Cassidy, zrobiłam puree ziemniaczane. Jennifer, bawiła się z brunetką w moim pokoju, a Jacob dalej siedział przy stole z paczką mrożonek w ręce. Pomógł mi rozłożyć talerze i zrobić herbatę. Kiedy danie było gotowe, poszłam po dziewczyny na górę. Kilka minut później, siedzieliśmy już wszyscy przy stole i jedliśmy danie. Mi szło dość opornie, bo karmiłam jeszcze córkę. Gdybym tego nie zrobiła, zawartość jej talerza, byłaby wszędzie, tylko nie w żołądku.
Dokładnie kilka godzin później, siedziałyśmy w pokoju i patrzyłyśmy na Jennifer, która szykowała się do wyjścia z Jacobem. Była pięknie umalowana, włosy wysoko spięte i piękna czarna sukienka, która idealnie opinała jej ciało. Patrzyłam na jej figurę z zazdrością. Po Cassidy, zostało mi kilka kilogramów oraz większe piersi, dlatego większość moich starych ciuchów, musiałam wyrzucić.
– I jak? – obróciła się Jennifer.
– Pięknie – odpowiedziałam z zachwytem.
– A ty, co myślisz, moja młoda damo? – nachyliła się do dziewczynki.
– To, co mama – zaklaskała w dłonie.
– W takim razie, możemy wychodzić.
Wyszłyśmy z pokoju i poszłyśmy na dół, gdzie na korytarzu, czekał już na nas, Jacob. Był ubrany w elegancki garnitur, a w ręku trzymał jedną pojedynczą różę. Kiedy usłyszał odgłos szpilek, odwrócił się w naszą stronę.
– Wyglądasz ślicznie – podszedł do Jennifer i ją pocałował. – Możemy iść?
– Możemy. Jakby coś się działo, masz mi natychmiast dać znać i wrócę nawet z talerzem w ręce – odwróciła się w moją stronę, Jennifer i pokazała palcem.
– Oczywiście – przekręciłam oczami. – A teraz idźcie, bo wam homar wystygnie – wygoniłam ich z domu. – To, co? Zostałyśmy same – schyliłam się po Cassidy i wzięłam ją na ręce.
Przeniosłam ją do salonu i posadziłam na ziemi. Usiadłam obok niej i przybliżyłam do nas klocki. Zaczęłyśmy budować różne dziwne rzeczy, które nawet nie miały nazwy. Cassidy, jak na swój wiek była bardzo mądra. Chciała mówić coraz więcej i robić wszystko najlepiej. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego dziecka.
Usłyszałam pukanie do drzwi, więc dotknęłam włosków córeczki i wstałam z podłogi.
– Mama za chwilę wróci. Pewnie ciocia czegoś zapomniała – podeszłam do drzwi, nie sprawdzając, kto za nimi stał. – Czego zapomniałaś? – zapytałam z uśmiechem, ale ten uśmiech zamarł mi na ustach. – Samuel?
– Też cię miło widzieć – jego policzek był siny, a warga rozcięta. Spojrzałam w stronę salonu, ale Cassidy nie zareagowała.
– Co tutaj robisz?
– Chciałbym z tobą porozmawiać, póki nie ma adwokata diabła – przepchał się w drzwiach i wszedł na korytarz. – Nic się tutaj nie zmieniło.
– Czego chcesz? Ostatnio nie wyjaśniłam się jasno?!
– Wyraziłaś, ale chciałem tobie wszystko wytłumaczyć – zaczął iść w moim kierunku, a ja cofać, dopóki nie uderzyłam plecami o ścianę.
– Samuel, to nie jest dobry czas.
– Właśnie, że jest, Emma – przysunął się blisko mojej twarzy. Przełknęłam nerwowo ślinę. Ta bliskość nie działała na mnie zbyt dobrze. Patrzyliśmy na siebie. Nie umiałam odwrócić wzroku. Znów czułam się, jak wtedy.
– Tata! – krzyknęła Cassidy, a mi cały świat się rozpadł na kawałki. Patrzyłam na niego ze strachem w oczach. Teraz żałowałam, że pokazywałam jej zdjęcia, Samuela.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro