Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

Kilka miesięcy później

Stałam właśnie w pokoju, gdzie było zebranych kilka dziewczyn. Każda miała na rękach coś związanego z weselem, a Cassidy, siedziała przy wstążkach i się nimi bawiła. Patrzyłam na to z wielkim uśmiechem na twarzy. Wszędzie były kwiaty, suknie dla druhen, czy inne przyozdobienia w kolorach bieli i bladego różu, wszystko wyglądało wspaniale. Wzięłam Cassidy z ziemi na ręce i podeszłam do wielkiego lustra. Popatrzyłam na nasze odbicie i się uśmiechnęłam. Miała już ponad dwa latka i jeszcze więcej rozumiała, niż do tej pory. Westchnęłam, pocałowałam ją w czoło i oddałam Jennifer. Wygładziłam swoją sukienkę, patrząc przez cały czas w odbicie lustra.

– Nie mogę uwierzyć, że bierzesz ślub – odezwała się, Amy.

– Ja tak samo – odpowiedziała Rose, ubrana w piękną suknie ślubną o kroju księżniczki z trenem i równie długim welonem. Choć urodziła dopiero pół roku temu, nie było po niej już widać, że była w ciąży. Wyglądała ślicznie.

– Pójdę zobaczyć do Julii, czy się nie obudziła – powiedziała, Amy i poszła do wózka, który stał w rogu pokoju.

– A co z tobą i Samem? Trudno za wami nadążyć. Raz jesteście raz, a za chwilę, żeby się z tobą zobaczyć muszę jechać do Jacoba – odezwała się Rose i stanęła obok mnie.

– Rose, sama chciałabym wiedzieć – odwróciłam się do niej. – Chyba nie umiem wybaczyć Samuelowi tak, jak ty Willowi. Cassidy, jest już coraz większa i rozumie, coraz więcej. Czasami pyta się, dlaczego śpimy u wujka, a ja nie umiem odpowiedzieć. Wiem, że nie mogę już dłużej szukać schronienia u brata. Zaręczyli się, Jennifer jest w ciąży, potrzebują stworzyć swój dom, a nie ze mną na głowie.

– Emma, domyślam się, że jest tobie ciężko, ale proszę przemyśl to. Samuel, bardzo się stara. Popatrz, kupił nawet dom dla waszej trójki – dotknęła mojego ramienia. – Przemyśl to.

Do pokoju weszła mama Rose i zaczęły rozmawiać w swoim języku. Oparłam się o szafę za mną i przyłożyłam do twarzy dłonie. To wszystko było ponad moje siły. Bardzo go kochałam, ale nie umiałam zapomnieć. Cassidy, potrzebowała obojga rodziców w tym samym miejscu, a nie w dwóch różnych domach. Jej pytania; Za ile przyjdzie do nas tata? Były już wyczerpujące, a ja nie umiałam zapewnić jej rodzinnego ciepła. Chyba już nie umiałam kochać.

– Mamo – podeszła do mnie Jennifer z Cassidy. Wytarłam wierzchem dłoni ślady łez i przybrałam na twarz uśmiech.

– Tak, kochanie?

– Chcę iść do taty.

– Ciocia ciebie zaprowadzi, księżniczko – popatrzyłam na Jennifer, która kiwnęła głową.

– Ale ja chcę iść z tobą. Mamo, proszę – popatrzyła na mnie dużymi oczkami, a ja nie umiałam się nie zgodzić.

Nigdy nie chciałam stanąć pomiędzy Samuelem, a Cassidy. Nie chciałam ograniczać jej kontaktu z ojcem, chociaż niewiadomą było, czy będziemy razem. Pragnęłam, aby moja córka miała obojga rodziców. Wzięłam ją na ręce i wyszłyśmy z pokoju. Przeszłam na drugi koniec korytarza i zapukałam do drzwi. Poczekałam chwilę, aż ktoś nam otworzy. Jak mogłam się spodziewać, otworzył nam Samuel.

– Cassidy, chciała przyjść do ciebie – podałam mu córkę.

– Moja, mała córeczka chciała przyjść do taty? – uśmiechnął się do niej i pocałował w policzek. – Może wejdziesz? – otworzył szerzej drzwi.

– Dziękuję, ale muszę wrócić do dziewczyn – odwróciłam się i odeszłam.

Chciałam, żeby mnie zatrzymał, ale tego nie zrobił. Usłyszałam za to dźwięk zamykanych drzwi. Zrozumiałam wtedy, że taki właśnie był koniec naszej historii. Każde z nas, musiało zacząć iść własną drogą. Nie potrafiłam wstrzymywać już łez, które zebrały się w oczach. Weszłam szybko do łazienki i zaczęłam płakać. Oparłam dłonie na bokach umywalki i po prostu płakałam. Dałam w końcu upust emocjom. Tutaj był nasz koniec. Nie było już Emmy i Samuela. Była Emma i był Samuel. Usłyszałam pukanie do drzwi, więc szybko przełknęłam gulę w gardle.

– Zajęte – odezwałam się, ale nawet sama słyszałam, że to nie był mój głos.

– Emma, otwórz – powiedziała po drugiej stronie, Jennifer. Podeszłam do drzwi, otworzyłam je, a przyjaciółka bez słowa mnie przytuliła. – Kochana – zaczęła mnie w opiekuńczym geście głaskać po plecach.

– Jen, ja nie umiem – zaczęłam od nowa płakać. – Kocham, ale nie umiem.

– Bądź silna. Na przestrzeni tych kilku miesięcy schodziliście się i rozstawali, to dlaczego teraz nie dasz rady, Emma? Co się stało?

– Sama przed sobą, nie umiem mu wybaczyć i tu jest problem. Nie chcę, żeby wiecznie na mnie czekał. Będziemy wychowywać Cassidy, jak rodzina, tylko na odległość.

– To do was należy decyzja, kochana. A teraz przestań płakać, bo za chwilę ceremonia i Rose ciebie zabije za rozmazany makijać – zaśmiałam się przez łzy. Wiedziała, jak polepszyć mi humor.

– Wróć do nich, ja się poprawię i wyjdę – odeszłam od niej i puściłam wodę. W odbiciu lustra zobaczyłam jej smutny uśmiech, a później wyszła z pomieszczenia.

– Musisz być silna, Emma – powiedziałam do siebie i poprawiłam makijaż.

Wychodząc z łazienki, natknęłam się akurat na Samuela razem z Cassidy. Posłałam mu szybkie spojrzenie, a później odwróciłam głowę. Przyśpieszyłam kroku i weszłam do pokoju, w którym się wszystkie przygotowywałyśmy. Wzięłam torebkę, którą tam zostawiłam i uśmiechnęłam się do Rose. Chciałam być jak ona i wybaczyć swojemu ukochanemu, ale nie umiałam.

– Dean i Archie już są? – zapytała Rose, zatrzymując mnie.

– Dean, powiedział, że się spóźni, a Archie już jedzie.

– Jak zawsze – przekręciła oczami i odwróciła się do przyjaciółek, które przyjechały z Polski.

Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół do reszty gości, którzy się przygotowywali razem z nami. Zostałam pociągnięta za łokieć i przyparta do ściany. Samuel, patrzył na mnie poważnym wzrokiem i miał spiętą szczękę. Ostatnie parę dni spędziliśmy osobno i widocznie nie przeżyliśmy tego oboje dobrze.

– Samuel... – powiedziałam cicho.

– Czy jest jeszcze dla nas szansa? Emma, ja się na prawdę staram, ale więcej już nie umiem. Robiłem wszystko, co w mojej mocy, żebyśmy byli szczęśliwi.

– Wiem, ale chyba to jeszcze nie jest czas dla nas Samuel. Daj mi trochę czasu. Samej. Chcę to sobie wszystko poukładać.

– A co z Cassidy?

– Nie zabraniam tobie się z nią widywać. Po prostu ja, muszę pobyć sama ze sobą. Przepraszam... – dopowiedziałam już ciszej i spuściłam głowę.

– Rozumiem. Jeśli pojawi się ktoś inny, to mi o tym powiedz. Oboje zaczniemy układać sobie życie na nowo – nachylił się, pocałował mój policzek i odszedł ode mnie.

To było nasze pożegnanie. Pożegnania nie są na zawsze. Pożegnania nie są końcem. One po prostu znaczą, że będę za nim tęsknić, dopóki nie spotkamy się ponownie na jednej drodze. Nienawiść i miłość są siostrami. U mnie, niestety wygrała ta zła siostra. Patrzyłam za mężczyzną, którego kochałam, ale nie umiałam z nim być. Patrzyłam, jak miłość mojego życia odchodzi, ale wiedziałam, że tak będzie lepiej dla nas obojga. Przyjdzie taki czas, gdy stanę przed nim i powiem, że jestem gotowa. Ten czas jeszcze nie nadszedł, ale nadejdzie. Nawet, jeślibym musiała o niego walczyć.

Koniec.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro