Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♡twenty-two♡

 Nie chcę Cię zranić. 

To jedyna droga,

w jakiej możemy być razem


I znów ja robię to, ponieważ nie mam wyboru. 

Słów: 5660

Zdarzyło mi się naprawdę wyjątkowo mocno upić, naćpać się, uprawiać seks w szkole, prawie spaść z najwyższego budynku, na jakim byłem, oraz mało brakowało, a zostałbym ofiarą gwałtu i to trzy razy. Jednak najlepsze w tym wszystkim było to, że nic nie równało się ze stresem, który odczuwałem w tym momencie.

— Obawiam się, że zostanie plama — mruknął, wyrzucając do śmietnika kolejną kulkę papieru, nasiąkniętą wodą. Moje palce mocno zaciskały się na krawędzi zimnego blatu, na którym właśnie siedziałem, a oczy obserwowały każdy najmniejszy ruch Chanyeola. — Oddam ci za nie pieniądze.

— Nie trzeba — syknąłem, kiedy znów zaczął wycierać papierem moje udo, mocno je szorując.

To nie było przyjemne.

Czułem się co najmniej dziwacznie. Uprawiałem seks z Chanyeolem, widział mnie nago, całował praktycznie każdą część mojego ciała, kłóciliśmy się milion razy i nawet oglądał moje słone łzy, cieknące po różowych policzkach, a i tak głupio mi było, gdy nachylał się delikatnie do moich nóg, tylko po to, żeby zmyć lepką czekoladę.

Żadne z nas nie chciało ze sobą rozmawiać, a przynajmniej tak to wyglądało. Dalej pamiętałem każde, najmniejsze słowo, które wypowiedział prosto w moje zapłakane oczy, powodując tylko mocniejszy ból w klatce piersiowej.

— Wydaje mi się, że już nic więcej z tym nie zrobimy — przyznał, prostując się i stając naprzeciwko mnie. Mimo tego, że siedziałem na łazienkowym blacie, czerwonowłosy dalej był ode mnie wyższy, jednak była to kwestia kilku milimetrów.

Był zdecydowanie za blisko mnie, a jego wzrok był zdecydowanie zbyt intensywny i zbyt skupiony na mojej osobie. Pragnąłem jego atencji, chociaż z drugiej strony forma tej uwagi, którą mi dawał, była jak kolejna dawka bolesnej trucizny.

Wręcz wyniszczała mnie od środka.

— Myślę, że mogę już iść — odchrząknąłem, kiedy jego obecność zaczęła zbyt mnie dołować, tak samo, jak cała ta sytuacja, w której się znajdowaliśmy.

Nawet mimo tego, że naprawdę miałem wrażenie, że go potrzebuję, wiedziałem, że byłem tylko i wyłącznie jego kilku nocną zabawką i przyjemnym, krótkim i nic nieznaczącym doznaniem.

Zeskoczyłem z blatu, karząc tym samym odsunąć się Chanyeolowi, który dalej dziwnie na mnie patrzył i zaciskał mocno usta. Moje spodnie były praktycznie całe mokre, przez co lepiły się nieprzyjemnie do mojej skóry, która już powoli mnie swędziała, jakby dodając sił do ciosu prosto w twarz. Miałem po prostu wszystkiego dość i chciałem jak najszybciej znaleźć się w domu.

— Cześć — mruknąłem, zmuszając się do pożegnania, bo tak naprawdę nie miałem pojęcia, co mógłbym mu powiedzieć.

Stawiając kilka kroków naprzód, wziąłem głęboki oddech, żegnając się z mocnym zapachem Chanyeola, który przez cały ten czas zatruwał przyjemnie moje nozdrza. Byłem gotów, żeby dzisiejsze pożegnanie było tym ostatnim. Chciałem cofnąć czas o dwa miesiące wstecz, kiedy Chanyeol był tylko i wyłącznie obiektem moich cichych westchnień oraz zwykłym znajomym ze szkolnego korytarza.

Jednak znów coś musiało sprawić, aby grube liny zacisnęły się na moim ciele, obwijając się również wokół Chanyeola.

— Baekhyun — powiedział, łapiąc stanowczo mój nadgarstek, który już prawie dotknął klamki od drewnianych drzwi, w jasnym kolorze brązu. Po moim ciele przeszedł paraliż, na samą formę jego zdradzieckiego dotyku, który obwijał się wokół mojej chudej dłoni. — Zaczekaj.

— Po co, Chanyeol? — prychnąłem, marszcząc brwi i odwracając się delikatnie w jego stronę. Dobrze wiedziałem, że muszę jak najszybciej wyjść, bo każda chwila rozmowy w cztery oczy tylko mnie do niego zbliżała, lub mocno raniła. Sam jego wzrok był dzisiaj zupełnie inny, zupełnie tak, jakby nawet on sam nie wiedział, co się dzieje i co my właściwie tutaj robimy. — Jestem pewien, że chyba już wszystko mi powiedziałeś podczas naszej ostatniej rozmowy — dodałem pretensjonalnie, dziwiąc się, jak bardzo wrednie brzmi mój głos. Nawet się nie starałem i nie dbałem o to, żeby teraz wytykać mu wszystkie błędy. Byłem zmęczony.

— Naprawdę tak uważasz? — uniósł brwi, a ja miałem wrażenie, że jego dotyk parzy mnie coraz bardziej. Jego twarz nie była groźna, zła, czy też agresywna. W dziwny sposób wydawało mi się, że Chanyeol jest wręcz smutny, a jego oczy biją zmęczeniem i przygnębieniem. Nie patrzył na mnie z tymi iskrami pewności siebie i dumy w źrenicach, co było dla mnie czymś nowym.

Byłem jednak pewien, że to tylko zwyczajne złudzenie. Przecież Park Chanyeol nie może być smutny.

— Tak, naprawdę tak uważam — oznajmiłem, zaciskając boleśnie wargi, aby powstrzymać się przed krzykiem bądź żałosnym łkaniem. — Nie chcę znów przez ciebie płakać, nie jesteś wart mojej najmniejszej łzy — syknąłem, próbując wydostać swój nadgarstek z jego niemocnego uścisku.

— Przecież doskonale wiesz, że powiedziałem to pod wpływem emocji — oznajmił, podchodząc do mnie bliżej i mocniej zaciskając się na mojej ręce.

— Nie wątpię w to — odpowiedziałem, nie bojąc się patrzeć w jego zmieszane tęczówki. Unosiłem wręcz głowę do góry, żeby tylko mocno spoglądać w jego oczy. — Lepiej powiedzieć prawdę pod wpływem emocji, niż kłamać przez kolejne miesiące, nie uważasz?

— A jeżeli kłamałem? — szybko odpowiedział, a jego oddech delikatnie przyspieszył. Pomachałem głową na boki, nie wierząc w to, co właśnie słyszę.

— Chanyeol, jest tyle innych, ładnych i równie co ja naiwnych osób, czemu dalej zależy ci na seksie akurat ze mną? — uniosłem brew, przymrużając oczy.

— Kto tutaj mówi o seksie, Baekhyun?

— Wybacz, ale znam cię zbyt dobrze — syknąłem. — Zależy ci tylko i wyłącznie na seksie.

— Nie gadaj głupot — warknął, podchodząc niebezpiecznie blisko mnie tak, że nasze ciała prawie się stykały. Mogłem wyczuć, że traci cierpliwość, bo jego dłoń z każdym moim słowem ściskała mnie jeszcze bardziej, a jego oczy niespokojnie błądziły po całej mojej twarzy.

— Więc na czym ci w tym momencie zależy, co? — zapytałem, przybierając najgroźniejszy wyraz twarzy, na jaki tylko było mnie stać.

— Naprawdę nie wiesz? — prychnął, na chwilę przenosząc swój wzrok w bok i kręcąc przy tym głową. Zacisnął na moment wargi, zupełnie tak, jakby ta rozmowa była dla niego czymś trudnym.

Musiałem przyznać, że gdzieś głęboko w moim sercu zrodziła się niewinna myśl, mówiąca o tym, że może faktycznie mu zależy. Jendnak mój umysł szybko ją zignorował, przypominając sobie wszystkie złe rzeczy, które mi zrobił.

— Zależy mi, kurwa, na tobie, Baekhyun — przyznał, znów wbijając swój wzrok głęboko w moje oczy. — Przez cały ten czas zdążyłem zrozumieć, że jednak potrzebuję Cię przy sobie, rozumiesz? Nie chodzi mi tylko i wyłącznie o seks, a o twoją obecność... Nie chcę być ta —

— Przestań — warknąłem, wreszcie wyrywając swoją dłoń z jego silnego uścisku. — Nie chcę dalej słuchać tych kłamstw — powiedziałem, patrząc głęboko w jego przejęte oczy. — Po prostu sobie odpuść, Chanyeol. To nie ma sensu, już dawno powiedziałeś mi, kim tak naprawdę jestem — prychnąłem, machając na boki głową.

Rzuciłem mu ostatnie spojrzenie, które w tamtym momencie traktowałem jako ostatni raz, gdy rozmawiamy i ostatni raz, kiedy mnie rani.

Zanim moje słone łzy zdążyły opuścić szklane oczy, trzasnąłem łazienkowymi drzwiami, zostawiając za nimi Chanyeola, jak i cały swój niszczący ból.  




  — Jest zdecydowanie za gorąco — mruknąłem, kiedy ręka Tao zaciskała się na moim ramieniu, ciągnąc mnie w stronę trybun. Słońce nieprzyjemnie parzyło całe moje ciało i oślepiało moje oczy, dlatego nie miałem ochoty dzisiejszego dnia świetnie bawić się na szkolnych trybunach.

Ja już nawet nie potrafiłem świetnie się bawić.

— Jest sobota, nie wierzę, że jestem w szkole — jęknąłem jeszcze raz, kiedy cała trójka mnie ignorowała i udawała, że wcale nie słyszy moich narzekań.

— A ja uważam, że to moja najlepsza sobota w życiu — pisnęła Taeyeon, wręcz podskakując, kiedy jej oczy zarejestrowały rozciągających się graczy na boisku, z czego połowa była bez koszulek. — Cholera, spójrzcie tylko na ich brzuchy — mruknęła przeciągle, wskazując palcem na grupę chłopaków. Ich spocone ciała mieniły się na słońcu, a każdy mięsień był idealnie wyeksponowany i napięty.

Mimo tego, że byli naprawdę dobrze zbudowani i szalenie w moim typie, nawet nie miałem ochoty na nich patrzeć. Dobrze wiedziałem, że podczas dzisiejszego meczu będzie grać Chanyeol, co naprawdę mnie nie cieszyło.

Chciałem odpocząć od jego widoku i najlepiej zapomnieć o jego istnieniu, co było nie lada wyzwaniem.

— Spokojnie, Taeyeon — odpowiedział Luhan, wpychając sobie do buzi kolejną garść popcornu. — I tak żaden cię nie zechce.

— Zamknij się — syknęła, uderzając blondyna w głowę, przez co znów rozpętała się między nimi wojna. Tao wreszcie puścił moje ramie, śmiejąc się głośno z kłócących przyjaciół, kiedy ja rozglądałem się dookoła.

Było tutaj pełno ludzi, mogłem nawet się założyć, że na dzisiejszy mecz przyszła praktycznie cała szkoła, co naprawdę mnie martwiło. Nie wiedziałem, jak mam się zachować, gdy tylko pojawi się tutaj Jongin, Lay bądź Kris.

Nie było nawet nikogo, kto by mnie w tym momencie obronił, bo oprócz Chanyeola i Sehuna, nikt nie wiedział, co się wydarzyło.

— Uspokójcie się, musimy znaleźć cztery miejsca koło siebie — odezwał się Tao, przywracając do porządku kłócącą się dwójkę.

— Prawie rozwaliłaś mi aparat, idiotko — syknął Luhan, przytulając do swojej piersi sporych rozmiarów urządzenie.

— Dalej musisz robić zdjęcia? — zmarszczyłem brwi, spoglądając na Luhana.

— Tak, inaczej pani Hyuna dostanie zawału — przewrócił oczami. — Przecież aparat jest mi przeznaczony! — zacytował, śmiejąc się pod nosem.

— Możemy wreszcie się ruszyć? Stoimy jak kołki, a zaraz na trybunach nie będzie miejsc — syknął Tao, nie odrywając wzroku od swojego telefonu komórkowego. Naprawdę czasami zastanawiało mnie, co on przez cały czas tam robi i czemu za każdym razem uśmiecha się w taki dziwny sposób do ekranu.

Przeniosłem swój wzrok na czerwone trybuny, kiedy zaczęliśmy przepychać się przez tłumy, szukając wzrokiem miejsc, które są jak najdalej od nielubianych przeze mnie ludzi. Dostrzegłem siedzącego Kyungsoo wraz z Dahyun oraz kilka wolnych miejsc zaraz obok nich, więc modliłem się, żeby to właśnie tam udali się moi przyjaciele.

— Luhan — syknąłem szybko, kiedy nagle na moim polu widzenia pojawiła się sylwetka Jiwoo i Jennie, które schodziły razem z trybun, zapewne udając się po przekąski bądź do szatni graczy.

W końcu to Jiwoo była dziewczyną Chaneyola.

— Co jest?

— Pójdę po coś do picia, chcesz? — zapytałem szybko, przenosząc wzrok na twarz blondyna.

— Nie mam pieniędzy.

— Super, więc ci coś kupię — odpowiedziałem, klepiąc go po ramieniu i dokładnie obserwując, gdzie idzie Jiwoo. Naprawdę nie chciałem jej mijać, szczególnie że dzisiaj obydwie miały wyjątkowo zdenerwowane miny. — Zajmij mi miejsce! — krzyknąłem, gdy odwróciłem się już w stronę przeróżnych stoisk z jedzeniem i piciem.

Mijałem wszystkich naprawdę bardzo szybko, można by stwierdzić, że wręcz biegłem, ciągle mijając roześmiane twarze uczniów. Miałem wrażenie, że Jiwoo wraz z Jennie idą dosłownie za mną, co było idiotyczne, bo skręciły już w pierwszej alejce z maskotkami drużyny.

— Cholera — syknąłem cicho do siebie, kiedy głos prowadzącego rozbrzmiał na całym boisku wraz z letnimi hitami tego roku. Kiedy dyrektor ogłosił czas trzydziestu minut do rozpoczęcia meczu, wraz z prośbą o zajmowanie miejsc, miałem wrażenie, że tłum się wręcz na mnie rzucił, pchając się w stronę trybun.

Tylko ja, jako skończony idiota, szedłem w przeciwnym kierunku do wszystkich.

Dostrzegając stoisko z lemoniadą, skręciłem w stronę boiska, wyciągając z tylnej kieszeni ostatnie pieniądze. Nie spodziewałem się, że nagle mój telefon zawibruje, a charakterystyczny dźwięk przychodzącej wiadomości da o sobie znać. Zmarszczyłem brwi, wyciągając komórkę i patrząc na treść dziwnej wiadomości.

Nieznajomy 9.54

Chcesz odzyskać filmy, które mam?

Nieznajomy 10.38

Wystarczy, że będziesz robił grzecznie to, co ci będę kazać.

Zmarszczyłem brwi jeszcze bardziej, nie odwracając wzroku od ekranu komórki i jeszcze raz czytając wiadomości. Byłem pewny, że była to tylko głupia pomyłka, lub ktoś po prostu robił sobie żarty. Wzdychając cicho pod nosem, chciałem już chować telefon do tylnej kieszeni, kiedy nagle do moich uszu dobiegł głośny krzyk.

— Uwaga! — podniosłem szybko swoją głowę, kierując twarz w stronę dochodzącego krzyku, co było naprawdę złym pomysłem. — Uważaj! — usłyszałem, kiedy coś z niewyobrażalną siłą nagle uderzyło mnie prosto w nos, a moje ciało mocno upadło na brudną ziemię, wypuszczając z dłoni telefon.

— Auć — syknąłem, łapiąc się za bolący nos oraz głowę, która jeszcze przed chwilą uderzyła w ziemię. Nie miałem pojęcia, co właśnie się zadziało.

— Cholera, przepraszam cię, Baekhyun — usłyszałem czyiś głos tuż nad sobą. — Nic ci nie jest? — otworzyłem oczy, chwilę później dostrzegając twarz blondyna, którą skądś już znałem. — Przecież krzyczałem, żebyś uważał. Chodź — dodał, podając mi rękę, którą po sekundzie ścisnąłem. Chłopak z wyjątkową łatwością podniósł moje wiotkie ciało z ziemi, kiedy ja w dalszym ciągu nie miałem pojęcia, co się dzieje. — Chyba masz szok pourazowy, co? — uśmiechnął się, ukazując rząd idealnie prostych i białych zębów.

— Niezbyt wiem co się właśnie dzieje — mruknąłem, marszcząc brwi i rozglądając się dookoła. Tłum trochę zmalał, przez to, że większość uczniów zajęła już swoje miejsce na trybunach, jednak było tak samo gorąco, a mój obraz zaczął delikatnie wirować.

— Dostałeś przed chwilą z piłki prosto w twarz — przyznał, przyglądając się uważnie mojej buzi. — Przepraszam cię, ale nie wiedziałem, że te piłki tak dziwnie się kręcą.

— Czy my się w ogóle znamy? — zapytałem, dalej marszcząc brwi i uważnie obserwując, jak chłopak podnosi z ziemi mój telefon i otrzepując go z kurzu, wręcza mi go do rąk.

— Taemin — przedstawił się, podając mi z uśmiechem dłoń, którą po chwili ścisnąłem.

— Boże, jakim cudem cię nie poznałem? — zapytałem, dalej trzymając jego dłoń. Pamiętałem go jako drobnego bruneta, który jeszcze rok temu mijał mnie na szkolnym korytarzu. Teraz wyglądał o wiele lepiej i promienniej, nawet jego sylwetka zmężniała, a blond włosy i zniewalający uśmiech tylko dodawały mu uroku. — Przepraszam, ale trochę się zmieniłeś. Mieszkasz obok mnie, prawda?

— Tak — zaśmiał się, puszczając moją dłoń. — Wróciłem ostatnio do Korei i byliśmy zmuszeni zmienić miejsce zamieszkania na jakieś bliżej centrum. Przepraszam, że jeszcze nie wpadłem do ciebie w gościnie z ciastkami — dodał, dalej się śmiejąc, na co również odpowiedziałem mu śmiechem.

Nawet zapomniałem już o bolącym nosie.

— Nie powinieneś być już na trybunach? Za piętnaście minut zaczyna się mecz — oznajmił.

— Jakoś mnie do nich nie ciągnie. Wątpię, żebym został do samego końca meczu — zmarszczyłem brwi, patrząc przez chwilę z grymasem na trybuny, na których zdecydowanie siedziało zbyt dużo osób, których nie lubiłem.

— Więc... może chcesz mi pomóc? — zapytał niepewnie, wskazując do tyłu swoim kciukiem. — Samorząd uczniowski wykonuje ostatnie poprawki, więc nie mam nikogo do pomocy z namiotem na imprezę końcową — dodał, uśmiechając się do mnie przyjaźnie. Przez ten moment zrodziło się we mnie obiecujące przeczucie, że naprawdę mógłbym go polubić.

— Pewnie, z przyjemnością — uśmiechnąłem się promiennie do chłopaka.

Długo nie czułem się przy kimś tak dobrze i nawet zapomniałem o tych głupich wiadomościach. 

C H A N Y E O L:

  — Już po rozgrzewce? — usłyszałem głos Sehuna, który wręczył mi do dłoni zimną butelkę wody.

— Ta, dzięki — odetchnąłem, odbierając od przyjaciela trunek, po czym bez zbędnego czekania wypiłem połowę zimnej wody. Kropelki potu zdążyły już pojawić się no mych skroniach przez wysiłek, jaki włożyłem w rozgrzewkę oraz parzące promienie słoneczne.

— Dzisiaj najważniejszy mecz w całej naszej karierze. — zapytał, kiedy przejeżdżałem wzrokiem po trybunach, które były dość daleko od naszej szatni. — Dasz sobie radę?

— Zawsze daje sobie radę, Sehun — powiedziałem, starając się uformować mój oddech. — Trenowałem zbyt intensywnie i zbyt długo, żeby dzisiaj nie wygrać.

— Nawet jeżeli Baekhyun siedzi na trybunach? — zapytał, kiedy znów przykładałem gwint butelki do ust, jednak gdy tylko usłyszałem, co powiedział, oddaliłem go od swoich warg i uniosłem brwi. — Widziałem go, Chaneyol.

— Przyszedł? — dopytałem, na co Sehun pokiwał spokojnie głową. — Kurwa — syknąłem, uderzając pięścią w ścianę.

Baekhyun przez ostatnie dni wręcz wyniszczał mnie od środka, przez co nie byłem w stu procentach skupiony na treningach, które pod koniec roku są niezwykle ważne. Miałem nadzieję, że chociaż podczas meczu będę mógł się skupić, abyśmy go wygrali, jednak ten blondas będzie na trybunach, a fakt, że będzie mnie oglądał, wcale mi nie pomagał.

— Spokojnie, przecież nie będziesz go stąd widzieć — zapewnił mnie, klepiąc po plecach.

— Sehun, ja widzę go wszędzie — odparłem, wzdychając głośno i przejeżdżając dłonią po twarzy. — W snach, w myślach, w drodze do szkoły, w czasie kąpieli, w jedzeniu, w każdym najmniejszym detalu widzę Baekhyuna.

— Chanyeol, ty go kochasz — odpowiedział, patrząc na mnie z szokiem na twarzy. Jego oczy były otwarte niewyobrażalnie szeroko, tak samo, jak usta, a brwi wysoko uniósł ku górze.

Naprawdę dziwnie było widzieć Sehuna w niepoważnej minie.

— Cholera jasna, ty go kochasz — powtórzył, łapiąc mnie mocno za ramiona i obracając mnie przodem do siebie. Pierwszy raz widziałem, jak przez jego twarz przepływa tyle emocji naraz, a w szczególności euforii, której na co dzień mu wręcz brakowało.

— Sehun, wszystko dob — zacząłem, jednak nie było mi dane dokończyć, bo już po kilku sekundach poczułem mocny cios z otwartej dłoni prosto w lewy policzek. Uderzenie było tak mocne, że cała moja głowa przekręciła się w bok, a głośny syk opuścił moje usta. — Sehun?! — warknąłem, łapiąc się za bolące miejsce. Nie wiedziałem, co właśnie się działo, a tym bardziej nie przyjmowałem do siebie myśli, że Sehun właśnie mnie spoliczkował.

— Nie pozwolę ci znów czegoś zwalić — powiedział ostrym tonem, patrząc prosto w moje oczy. Pierwszy raz widziałem takiego Sehuna i nawet nie miałem pojęcia, co było powodem jego wybuchu. — Masz w tej chwili do niego iść, Chanyeol.

— Ale o co ci —

— Kochasz go, drogi jezu — przerwał mi, wbijając mocno swoje palce w moje ramiona. — Nie wierzę, że Park Chanyeol kogoś kocha.

— Przecież nic takiego nie powiedziałem — zmarszczyłem brwi. Naprawdę zacząłem się bać, że Oh od zbyt długiego biegania na słońcu dostał silnego udaru.

— Wiem, ale jesteś zbyt głupi, żeby na razie powiedzieć śmiało całemu światu, że Baekhyun to cały twój sens egzystencji — prychnął. — Masz teraz do niego iść, przeprosić, powiedzieć, że go kochasz, pocałować i... dalej rób to, co chcesz, lepiej nie będę wnikać.

— Sehun — zaśmiałem się, w dalszym ciągu patrząc na niego z niedowierzaniem. — Co ty gadasz?

— Mówię, że go koch —

— Chanyeol, Sehun! — usłyszeliśmy krzyk, który przerwał nam w naszej dziwacznej rozmowie. Obydwoje odwróciliśmy się w stronę Jongina, który opierał się o drzwi do szatni, patrząc na nas dość podejrzanie.

Jedno spojrzenie na jego osobę sprawiało, że krew we mnie buzowała, a pięści same rwały się do jego twarzy. Tak, jak kiedyś byliśmy dobrymi przyjaciółmi, tak teraz byliśmy swoimi największymi wrogami.

— Może pomoglibyście wreszcie, co? — prychnął w naszą stronę, przez co automatycznie zacisnąłem dłoń. — Ruszcie się wreszcie.

— Jakim cudem jeszcze nie wywaliłem cię z tej drużyny? — warknąłem w jego stronę, czując jak dłoń Sehuna zaciska się na moim ramieniu, dając mi znać, abym odpuścił.

— Takim cudem, że jeszcze trochę, a ta drużyna będzie moja — zaszydził, mrużąc oczy i zaczesując do tyłu mokre kosmyki włosów, które mieniły się w słońcu. Uśmiechnął się do mnie w ten specyficzny i bestialski sposób, powodując, że traciłem cierpliwość.

— Przysięgam, że jeszcze raz —

— Chodź, Chanyeol — jak zwykle niedane było mi dokończyć, ponieważ Sehun pociągnął mnie za dłoń. Rzuciłem ostatnie, wybredne spojrzenie w stronę uśmiechniętego i pewnego siebie Jongina, obiecując sobie, że to ostatni raz, kiedy moja pięść nie ląduje na jego twarzy.

— Ostatnio ciągle mi w czymś przerywasz, Sehun — mruknąłem, mówiąc zupełnie poważnie.

— To tylko i wyłącznie dla twojego dobra, Chanyeol — oznajmił, dalej ciągnąc mnie za ramię w stronę dużego namiotu, który znajdował się bliżej trybun. — Chodź, pomożemy w przygotowaniach i przynajmniej nie będziesz tyle o tym wszystkim myśleć.  

  Byłem zdziwiony zachowaniem Sehuna i to naprawdę mocno. Zazwyczaj był bardziej opanowany niż dzisiejszego dnia, a w szczególności przed ważnymi meczami. Siedział zawsze w szatni, w spokoju czekając, aż trener nas zwoła i będzie czas, abyśmy wchodzili na boisko. Natomiast dzisiejszego dnia zdążył uderzyć mnie w twarz, mówić, że kocham Bekhyuna, a teraz kazał mi pomagać w ostatnich poprawkach namiotu, w którym po każdym meczu odbywały się małe imprezy dla wszystkich drużyn.

— Chanyeol, Sehun! — znów usłyszeliśmy swoje imiona, gdy tylko przekroczyliśmy wejście do olbrzymiego namiotu. Praktycznie wszystko były w kolorowych serpentynach, balonach oraz imprezowych szyldach, a pod ścianami umieszczone były stoły z przeróżnym piciem i jedzeniem. Po kilku sekundach dostrzegłem Taemina, który podchodzi do nas z uśmiechem na twarzy, klaszcząc w swoje dłonie. — Zaraz wasz mecz, zgubiliście się? — zaśmiał się promiennie, przeczesując swoje włosy.

— Nie, właściwie to chcieliśmy pomóc — powiedział Sehun, kiedy dalej rozglądałem się po sali. Miałem naprawdę ogromną nadzieję, że to moja drużyna dzisiaj będzie królować przez zajęcie pierwszego miejsca. Ten mecz był dla mnie naprawdę ważny i byłem w stanie poświęcić się mu w stu procentach.

— Pomóc? — chłopak uniósł brwi ku górze, nawet nie kryjąc swego szoku. — Tego się nie spodziewałem. Ale jeżeli już chcecie, to możecie pomóc rozwieszać ostatnie banery z napisami. Nie wszyscy są tak wysocy, jak wy — zaśmiał się, palcem wskazując na kilkanaście osób, które starały się sięgać do wysokich ścian, aby zawiesić grube płótno.

Spojrzałem na Sehuna, który nawet nie czekając na mnie, ruszył pewnie do przodu. Z cichym westchnięciem i zmarszczeniem brwi podążyłem za nim, chociaż naprawdę bardzo nie podobał się mi ten pomysł.

Zaraz miałem rozgrywać mecz, a nie pomagać w jego organizacji.

— Pomóc? — odezwał się blondyn do kilku niskich dziewczyn, które, gdy tylko go zobaczyły, wręcz pisnęły, śliniąc się na jego widok. Ja jedynie cicho prychnąłem, stojąc z założonymi rękoma.

— Nie możemy dosięgnąć do haczyków — odezwała się niska blondynka, wskazując palcem na kilka prętów, wystających z materiału kilka metrów wyżej. — Możliwe, że gdybyście nas podnieśli, to nie byłoby problemu — uśmiechnęła się w moją stronę, zaraz wracając oczami do Sehuna, gdy zmierzyłem ją dość wrednym wzrokiem.

— Pewnie, nie ma problemu — odpowiedział Sehun, na co uniosłem jedynie wyżej swoje brwi. Wiedziałem, że chętnie pomaga, ale nie byłem przygotowany na to, że kilkanaście minut przed meczem będzie podnosił tyłki gimnazjalistek, aby pomagać w zawieszaniu baneru. — Rusz się, Chanyeol — pogonił mnie, odwracając się w moją stronę.

— Która wchodzi? — westchnąłem, podchodząc do podekscytowanych nastolatek w białych koszulkach z logiem szkoły. Wszystkie patrzyły na mnie z iskierkami w oczach, jednak żadna z nich nie miała na tyle dobrych pośladków, abym poświęcił im chwilę uwagi.

— Może Baekhyun, jest najzwinniejszy — powiedziała rudowłosa, wskazując palcem w bok i uśmiechając się przy tym dziwacznie.

— Kto? — zapytałem, marszcząc brwi, zupełnie tak, jakbym się przesłyszał.

Jednak rudowłosa dziewczyna miała rację, a przekonałem się o tym dokładnie wtedy, gdy moje oczy spotkały się z tymi czarnymi tęczówkami, których kolor mieszał się z milionem gwiazd. Automatycznie poczułem się jak w niebie, kiedy ujrzałem Baekhyuna oraz jego piękną twarz. Czułem jak tonę w miękkim puchu, kiedy delikatny uśmiech, wywołany przez zakłopotanie, pojawił się na jego twarzy. Jego smukłe palce delikatnie dotykały czerwonych wstążek, które zwijał w małe gromadki. Miałem wrażenie, że po prostu czas się zatrzymał, a jedyną rzeczą, jaką w tamtym momencie słyszałem, było ciche oddychanie Baekhyuna i delikatne unoszenie jego klatki piersiowej.

Zdążyłem powoli się uśmiechnąć w jego stronę, zdając sobie sprawę, jak bardzo brakowało mi jego widoku, jednak po chwili koło blondyna pojawił się Taemin, mówiąc coś do niego z ogromnym uśmiechem, przez co Baekhyun odwrócił się do mnie plecami.

I rzeczywistość nagle we mnie uderzyła z niezwykłą prędkością.

— Chanyeol — usłyszałem swoje imię, wybudzając się z transu. Zdałem sobie wreszcie sprawę, że przez dłuższą chwilę zapatrzyłem się na Baekhyuna, zapewne wyglądając jak skończony idiota. — Podniesiesz mnie? — zapytała brunetka, która ciągnęła mnie mocno za rękę. Mimo tego, że miała naprawdę ładne oczy, miałem ochotę przyłożyć jej w twarz.

Chciałem dalej oglądać Baekhyuna, nawet jeżeli stał do mnie tyłem.

— Już — powiedziałem, schylając się tak, aby dziewczyna mogła wspiąć się na moje barki. Bez problemu wstałem z jej ciałem na plecach, bo nawet nie czułem, aby cokolwiek ważyła. Nie potrafiłem racjonalnie myśleć, widząc kątem oka Baekhyuna, który wyjątkowo pięknie uśmiechał się w stronę Taemina, chociaż jego twarz nagle pobladła, a smukłe dłonie delikatnie się trzęsły.

Byłem pewien, że tylko ja mogłem to dostrzec.

— Trochę w bok, Chanyeol — powiedziała dziewczyna, kiedy nawet nie patrząc przed siebie, po prostu stałem z nią na plecach, będąc zbyt zapatrzonym w Baekhyuna. — Pomóż mi, Sana! — pisnęła dziewczyna, kiedy wykonałem jej polecenie, a materiał zaczął plątać się w jej rękach.

Nie miałem nawet zamiaru jej pomagać, dalej stałem, trzymając ją delikatnie za łydki i wpatrując się w sylwetkę Baekhyuna. Nawet tego nie ukrywałem i byłem przekonany, że czuje mój wzrok na sobie, szczególnie kiedy znów się odwrócił bokiem do mnie, rzucając mi nerwowe spojrzenia.

Coś było nie tak i dobrze to wiedziałem.

Dostrzegłem, jak jego oczy niespokojnie błądzą po wszystkim dookoła, nie mogąc znaleźć punktu zaczepności, jego dłonie niebezpiecznie się trzęsą, a cała jego twarz bladła z sekundy na sekundę.

Zmarszczyłem brwi, nachylając się trochę, aby Sehun z inną dziewczyną na plecach nie zasłaniał mi sylwetki Baekhyuna.

— Chanyeol, uważaj! — krzyknęła dziewczyna, uderzając głową w ścianę namiotu. Jej wysoki i niezwykle denerwujący pisk nawet mnie nie przejął, ponieważ każda moja myśl kręciła się w tym momencie wokół Baekhyuna.

— Pospiesz się — rzuciłem szybko w jej stronę, ściskając mocniej jej łydki, które wbijały się w moje ramiona. Widziałem, jak Sehun uśmiecha się przyjaźnie do dziewczyny, która zeszła z jego pleców, zawieszając już swój baner.

— Spokojnie, już kończę — sapnęła, delikatnie podnosząc się na moich barkach, po czym znów na nie mocno opadła. — Już możesz mnie puszczać — powiedziała, a ja miałem ochotę po prostu zwalić ją na ziemię najlepiej, żeby uderzyła w nią głową. Jednak zbierając w sobie resztki cierpliwości, powoli ugiąłem kolana, aby mogła spokojnie zejść, jednocześnie pozwalając moim mięśniom na odpoczynek. 

  Spojrzałem na Sehuna, który tylko pomógł przypiąć kolejnej nastolatce balony do słupa. Nie miałem pojęcia co robić — czy podejść do Baekhyuna, czy po prostu odejść, udając, że nic nie widzę. Wiedziałem, że blondyn ma słabe zdrowie i częste mdlenia, a dzisiejsza pogoda pewnie tylko i wyłącznie pogarszała sprawę.

Z nim ewidentnie działo się coś złego.

— Wszystko dobrze, Baek? — usłyszałem głos Taemina, który znów zwrócił się w jego stronę. — Sana, te przekąski na drugi stół! — rzucił szybko w międzyczasie do dość zagubionej dziewczyny, noszącej talerz pełen przeróżnego jedzenia, które prawie wypadało jej z rąk. Wiedziałem, że powinienem jej pomóc, ale miałem to głęboko gdzieś, mając przed sobą obraz Baekhyuna. — Jest dobrze?

— Tak, spokojnie — zapewnił, kiedy podszedłem trochę bliżej, udając, że szkole gazetki wyjątkowo mnie interesują. — Po prostu trochę mi tutaj duszno i...

— Chcesz się przewietrzyć albo napić się wody? — zapytał, przerywając uśmiechającemu się blondynowi. Widziałem, jak w oczach Taemina nagle pojawia się dziwaczna nadzieja, która zaczęła źle wpływać na moje nerwy.

Czemu to nie ja się teraz o niego troszczyłem?

— Spokojnie, jest okej — zapewnił, uśmiechając się w sztuczny sposób. Prychnąłem cicho pod nosem, zbyt dobrze znając jego zachowanie, gdy mdleje. Był w tym momencie zbyt grzeczny i zawstydzony, żebym nie stwierdził, że źle się czuje i nie chce tego przyznać.

— To świetnie — uśmiechnął się wyższy, dalej wpatrując się w jego twarz ze swego rodzaju zaczarowaniem. — Pomóc ci zwijać wstążki? — zapytał, podchodząc do Baekhyuna i muskając jego dłoń, wziął do swojej jedną ze wstąg.

Byłem zły.

Nie dość, że totalnie olał wygląd, zachowanie oraz samopoczucie Baekhyuna, to jeszcze miał czelność stać tak blisko jego ciała.

Bliżej niż ja.

— Wszystko dobrze, Baekhyun? — zapytałem, nawet nie zdając sobie sprawy, kiedy to zrobiłem. Moje serce zaczęło niebezpiecznie szybko bić, kiedy blondyn uniósł głowę, a jego zamglone oczy spojrzały prosto na mnie. Był naprawdę blady, jego dłonie dalej się trzęsły i miałem wrażenie, że nie może utrzymać się na własnych nogach.

— Tak — powiedział, zupełnie tak, jakby ledwo potrafił wymówić najprostszą sylabę. — Czemu pytasz? — zmarszczył brwi, kiedy ja dalej intensywnie się na niego patrzyłem, czując na sobie równie intensywne spojrzenie Taemina.

— Bo nie wyglądasz najlepiej — powiedziałem powoli, podchodząc o krok bliżej. Widziałem Baekhyuna za każdym razem, gdy mdlał i pamiętałem, że własnie tak wyglądał za każdym tym razem.

— Od kiedy obchodzi cię, jak się czuje? — uniósł brew, uśmiechając się delikatnie, co zapewne miało formę prześmiewczą.

— Od zawsze, Baekhyun — odpowiedziałem wprost, nie przejmując się jego nagłym, dość wrednym tonem. Miałem gdzieś fakt, że większość nastolatek dookoła to słyszy, oraz że Taemin patrzy na mnie dziwnie, jakbym nagle go zaczął denerwować.

— Przestań — zaśmiał się, słabo kręcąc głową na boki. — Lepiej idź już do szatni, zaraz rozpoczyna się mecz — dodał, wzdychając cicho pod nosem.

Był smutny.

— Dokładnie, Chanyeol — usłyszałem głos Sehuna, który nagle pojawił się tuż za moimi plecami. — Musimy się zwijać, mam nadzieję, że pomogliśmy — dodał, klepiąc mnie po barkach i ciągnąc delikatnie za łokieć w stronę wyjścia.

Walczyłem z samym sobą. Nie wiedziałem, czy olać Baekhyuna i iść spokojnie na boisko, czy pokazać mu, jak ważny dla mnie jest i mu pomóc, bo na pewno nie było z nim dobrze. Jednak wystarczyło jedno spojrzenie na Taemina, który patrzył na niego z marzeniem w oczach. Obserwował każdy, najmniejszy ruch Byuna oraz sprawiał, że blondyn delikatnie się uśmiechał, dalej zawijając wstążki swoimi smukłymi palcami.

I właśnie w tamtym momencie, kiedy ostatnie gwizdki, mówiące, że powinniśmy biec na boisko, zdałem sobie sprawę, że to już doskonała pora, aby odejść.

— Chodź, Chaneyol — powtórzył Sehun, którego głos słyszałem jak przez wodę. Miałem wrażenie, że wszystko nagle ciemnieje, a tylko sylwetka Baekhyuna jest widoczna w moich oczach.

Powoli dochodził do mnie fakt, że Baekhyun zasługuje na kogoś o wiele lepszego. Kogoś, kto będzie przy nim w każdym dniu rozpaczy, kogoś, dla kogo będzie jedyną swą miłością, kogoś, kto będzie miał tylko go, a nie w dodatku dziewczynę na boku, która go nienawidzi.

Nie wiem, co w tamtym momencie się we mnie zrodziło. Nie wiem, czy robiłem wszystko z nienawiści, smutku, czy po prostu silnej miłości.

Ale czy ja faktycznie go kochałem?

W tamtej sekundzie, kiedy idąc tyłem, już prawie opuszczałem namiot, zdecydowałem, że dzisiejszy dzień zakończy wszystko, co łączyło mnie z Baekhyunem. Nie chciałem znów go ranić, samemu cierpiąc z tęsknoty i żałosności, którą byłem.

Mrugnąłem kilka razy, patrząc na niego tak długo ostatni raz w moim życiu. Byłem już w miarę gotowy, aby Baekhyun stał się moim słodkim wspomnieniem, a jego ciało, uśmiech, słowa czy gesty pojawiały się tylko i wyłącznie w moich snach.

— Cholera jasna, Chanyeol — warknął Sehun, mocniej ciągnąc mnie za rękaw. — Musimy za chwilę wbiegać na boisko, co ci jest? Nie zdajesz sobie nagle powagi tego meczu? — zapytał, unosząc brwi. Czułem się jak w transie, widząc jak coraz bardziej oddalam się od Baekhyuna, stojącego do mnie tyłem.

Tak bardzo chciałem, aby się do mnie uśmiechnął.

— Spokojnie — powiedziałem, biorąc głęboki wdech i wreszcie wybudzając się z transu. — Biegnijmy, nie możemy się spóźnić — dodałem, łapiąc jego dłoń, gotowy, by spieszyć się do reszty drużyny, która pewnie nas już szukała.

I naprawdę miałem nadzieję, że ten dzień po meczu szybko się zakończy, tak samo, jak wszystko, co łączyło mnie z Byun Baekhyunem. Oczywiście się myliłem.

— Sehun, Chanyeol! — zdenerwowany głos trenera z oddali obił się o moje uszy, wraz z głośnym trzaskiem spadającego talerza ze stołu.

Wszystko nagle przyspieszyło.

Krzyk trenera, głos pospieszającego mnie Sehuna, oraz wrzaski Taemina i reszty nastolatek mieszały się boleśnie w mojej głowie wraz z dźwiękiem mojego szybko bijącego serca. Nie wiem, co kazało mi podążyć wzrokiem za odgłosem rozbitego szkła, jednak gdy tylko odwróciłem się do tyłu, zamarłem.

Ciało Baekhyuna leżało na ziemi, a zaraz obok niego część przekąsek ze stołu. Przez szparę płacht namiotu dostrzegłem, jak Taemin nieporadnie próbuje go podnieść i uspokoić przerażone nastolatki.

— Sana i Somi, zawołajcie pomoc!

— Chanyeol, nasza drużyna już wchodzi na boisko, pospiesz się do cholery!

— Chanyeol, Sehun! Co to ma znaczyć? Zaraz nie wpuszczę was na boisko!

— Pomocy, zemdlał!

Wszystkie krzyki mieszały się w mojej głowie, a ciało stało na samym środku, nie wiedząc co robić. Patrzyłem to na krzyczącego trenera, to na Sehuna, który ciągnął mnie za rękę i na ciało Baekhyuna, które leżało na ziemi.

Miałem wrażenie, że powoli wszystkie krzyki milkną, a ja słyszę tylko i wyłącznie wolno bijące serce Baekhyuna oraz to moje, którego tętno było zdecydowanie zbyt wysokie.

Nawet nie pamiętam dokładnie momentu, w którym wyrwałem się z uścisku Sehuna, zignorowałem trenera i odepchnąłem mocno Taemina od ciała Baekhyuna. Znalazłem się przy nim dosłownie w ciągu kilku sekund, z przerażeniem patrząc na jego bladą i spokojną twarz.

— Baekhyun, słyszysz mnie? — zapytałem, starając się uformować swój oddech i nie przejmować się wszystkimi ludźmi wokół, którzy albo krzyczeli, albo coś do mnie mówili. Jego różowe wargi były delikatnie rozchylone, oczy były zamknięte, jednak powieki zaczęły niespokojnie mrugać, co tylko podniosło moje ciśnienie.

Nie obchodziło mnie, że właśnie straciłem pozycję kapitana w drużynie, którą zawiodłem i beze mnie prawdopodobnie nie wygramy tego meczu, do którego przygotowywałem się prawie cały rok.

Ważny był tylko i wyłącznie mój Baekhyun.  



___

[z góry przepraszam za błędy, jestem już wszystkim zbyt zmęczona, aby kolejny raz przeglądać rozdział].

jedyne, co wypada mi tutaj napisać po miesiącu bez rozdziały, to wielkie przepraszam, w waszą stronę. przez brak czasu i weny nie miałam jak pisać rozdziału, ciągle albo byłam poza domem, albo moja wena wyjeżdżała na wakacje.

mam nadzieję, że mimo wszystko ktokolwiek tutaj dalej jest.

wszystkim, którzy są tak bardzo cierpliwi dziękuję z całego serca,

wszystkim, którzy już dawno stracili cierpliwość przepraszam, że Was zawiodłam.

jak zwykle - dbajcie o siebie, cieszcie życiem oraz nadchodzącą wiosną i niech piękny uśmiech nie schodzi z waszych twarzy.

jeszcze raz przepraszam, see you soon!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro