♡twenty-three♡
Robię to co noc, skarbie.
Pod twoją dłonią gasnę.
Całuje zanim zaśniesz.
Gasnę, odpal mnie, ja gasnę.
Słów: 4440
Nie przypuszczałem, że to wszystko potoczy się tak szybko.
Gdyby ktoś powiedziałby mi dwa miesiące temu, że po seksie z Baekhyunem, po jednej nieuważnej nocny, kilku drinkach więcej i sporej dawce dotyku, Byun stanie się całym moim światem, najzwyczajniej w świecie bym go wyśmiał. Teraz natomiast biłem się ze swoimi myślami, biegnąc z jego wątłym ciałem w swych ramionach i z całej siły powstrzymywałem swoje łzy w oczach.
Nawet nie wiem czemu, po raz pierwszy od kilkunastu lat zachciało mi się płakać.
Miałem wrażenie, że wszystko nagle pociemniało, bo nawet na niebie pojawiły się kłębiaste, czarne chmury, które tylko bardziej mnie pobijały. Widziałem tylko i wyłącznie Baekhyuna i jego bladą twarz, opartą na moim ramieniu. Z każdą sekundą moje nogi wykonywały szybsze ruchy, aby jak najprędzej dostać się do szkoły, gdzie była pielęgniarka. Przeklinałem w myślach cały świat, nie mogąc zrozumieć, co właśnie się dzieje.
— Kurwa — mruknąłem, kiedy z tylnej kieszeni spodni Baehyuna wypadł jego telefon, przez co musiałem się schylić, a z jego ciałem na rękach było to nie lada wyzwanie. Z cichym sapnięciem podniosłem komórkę z ziemi i włożyłem do kieszeni swoich sportowych spodni, pokonując ostatnie schodki na szkolnym korytarzu.
Z dość głośnym dyszeniem, zapukałem energicznie w charakterystyczne drzwi szkolnej pielęgniarki, naprawdę mając nadzieję, że ją tam zastanę. Nie czekając na odpowiedź, otworzyłem je łokciem i kopnąłem je lekko nogą, wchodząc z Baekhyunem, który po takiej długiej drodze robił się z sekundą coraz cięższy.
— Chayeol? — rudowłosa pielęgniarka podniosła zmęczony wzrok znad kilku kartek papieru, od razu zdejmując z nosa okulary. — Boże, co znów się stało? — zapytała, chaotycznie podrywając się z krzesła i podchodząc do mnie. Z niewielkim grymasem na twarzy odłożyłem delikatnie ciało Baekhyuna na kozetkę, z przejęciem patrząc na jego bladą twarz.
— Zemdlał podczas meczu — odpowiedziałem, odsuwając się krok do tyłu, aby pielęgniarka miała do niego lepszy dostęp. Od razu zaczęła go badać i mierzyć puls, a ja jedynie stałem obok, próbując wyrównać swój szybki oddech. — Od razu go tutaj przyniosłem.
— Bardzo dobrze zrobiłeś, Chanyeol — powiedziała, podnosząc zamknięte powieki Baekhyuna i świecąc mu w oczy. — Cieszę się, że taka mała niezdara jak on, ma przy sobie kogoś, kto zawsze go tutaj przyprowadzi — odrzekła, odwracają na chwilę w moją stronę swój wzrok i wpuszczając na twarz delikatny uśmiech. Poczułem się co najmniej speszony, gdy spojrzałem w jej matczyne oczy, które wręcz przepełnione były szczerym entuzjazmem.
To przeze mnie zemdlał.
— Może lepiej poczekam na zewnątrz, sam muszę trochę odsapnąć — oznajmiłem, kciukiem wskazując za siebie.
— Dobrze, tylko wróć tutaj za chwilę. Jeszcze będzie potrzebował twojej pomocy — powiedziała, znów na chwilę na mnie spoglądając i uśmiechając się delikatnie.
— Pewnie, wrócę — dodałem, kierując się pewnym krokiem w stronę drzwi. Łapiąc za klamkę, obejrzałem się jeszcze na chwilę za siebie, patrząc na bladą twarz Baekhyuna i jego ciało, leżące dennie na kozetce. — Tym razem go nie zostawię — dodałem szeptem, chwilę później zamykając drzwi do gabinetu pielęgniarki i jak najszybciej tylko mogłem, zacząłem zbiegać schodami na sam dół, chcąc zaczerpnąć wreszcie świeżego powietrza. Zaczęło wręcz kręcić mi się w głowie przez to, jak szybko pokonywałem wysokie stopnie, a moje nogi co jakiś czas zaczęły się plątać, co było do nich niepodobne.
— Hej, spokojnie! — nagle moja klatka piersiowa uderzyła w coś dość twardego, przez co moje ciało się zatrzymało, wpadając na wysokiego bruneta. — Chanyeol, człowieku. Co ty odwalasz?
— Przepraszam, Jaebum — sapnąłem, masując swoje skronie. Przez to wszystko zaczęła boleć mnie głowa i naprawdę miałem dość dzisiejszego dnia. — Nic ci nie jest? — zapytałem, wzrokiem lustrując sylwetkę chłopaka.
— Mi nie, ale tobie zdecydowanie coś dzisiaj się dzieje — zmarszczył brwi.
— Spokojnie, przecież nic mi nie jest — skłamałem, czując, jak wszystko wymyka się spod mojej kontroli. — Co ty w ogóle tutaj robisz?
— Ja? — zmarszczył brwi, nagle przybierając zmieszany wyraz twarzy. — Byłem w sklepiku, musiałem kupić sobie wodę — zaśmiał się nerwowo, wskazując palcem w stronę korytarza.
— Od kiedy sklep jest na trzecim piętrze, a nie parterze? — zapytałem, marszcząc brwi, bo naprawdę coś tutaj mi nie pasowało, a sama mimika twarzy Jaebuma była dość zmieszana i zestresowana. Spojrzałem na chwilę w głąb korytarza, dostrzegając uchylone drzwi do sali od monitoringu, co zaniepokoiło mnie jeszcze bardziej.
— Książkę piszesz, Chanyeol? — zapytał, unosząc jedną brew. — Przebierałem się w sali, która jako jedyna nie ma kamer w tej szkole. Śpieszę się do pracy.
— Dobra, przepraszam — sapnąłem, dochodząc do faktu, jakim idiotą jestem, żeby wypytywać go o to, co robi.
— Czy ty nie powinieneś właśnie być na boisku?
— Kurwa, zdecydowanie powinienem tam teraz być — warknąłem, uderzając pięścią w ścianę. Dopiero teraz doszło do mnie, ile pracy, czasu, potu i krwi straciłem, w ostatniej sekundzie uciekając przed meczem, do którego przygotowywałem się cały rok.
— Okej, Chanyeol, czy ty coś brałeś? — znów zmarszczył brwi, łapiąc mnie mocno za ramiona i dokładnie przyglądając się mojej twarzy. — Co się dzieje?
— Kurwa — syknąłem znów pod nosem, wpatrując się w boisko, które było widać przez okno, znajdujące za plecami Jaebuma. Widziałem, jak moja drużyna rozpoczyna zagrywkę, a z każdą kolejną sekundą niebo jakby ciemniało, chcąc uświadomić mi, jak bardzo bezradny jestem. — Jesteś w stanie coś dla mnie zrobić, Jaebum?
— Zabrać cię do domu? Kurde, ty naprawdę coś brałeś?
— Przestań, nic nie brałem — warknąłem, zdejmując jego dłonie ze swoich ramion. — Słuchaj, przejdziesz się dla mnie do szatni po moją torbę z ciuchami? To naprawdę ważne — poprosiłem, patrząc intensywnie w jego zmieszane oczy, które starały się zrozumieć moje zachowanie, chociaż sam nie miałem pojęcia, co ja właściwie robię.
— Śpieszę się do baru, nie możesz sam tego zrobić? — wytłumaczył, marszcząc przy tym delikatnie nos.
— Przed chwilą uciekłem przed trenerem i nie zagrałem meczu, więc proszę cię, zrób to dla mnie — sapnąłem. — Nie mogę tam teraz wrócić, bo chyba mnie zabiją.
— Dobra — westchnął, klepiąc mnie po ramieniu, a ja pozwoliłem sobie na delikatny uśmiech. — Ale masz u mnie dług, stary.
— Uwielbiam cię, Jaebum.
♡
— Łap — usłyszałem, kiedy siedząc na schodach przed szkołą, drobne krople deszczu zaczęły powoli opuszczać ciemne chmury, kapiąc delikatnie na mój kark. Podniosłem swój wzrok, od razu łapiąc w swoje dłonie sporych rozmiarów czarną torbę. — Lepiej szybko się przebież i wracaj, zaraz będzie ulewa — zmarszczył czoło, spoglądając do góry na ciemne niebo.
— Dzięki, Jaebum — powiedziałem, wzdychając cicho pod nosem.
— Nie ma za co, ale pamiętaj, że jeszcze kiedyś to wykorzystam — powiedział, puszczając mi oczko i uśmiechając się dumnie. — A teraz cześć, bo jeżeli wywalą mnie z pracy, to możesz żegnać się ze swoim życiem — dodał szybko, po czym pomachał mi i odwrócił się na pięcie, odchodząc.
— Jaebum! — zawołałem, chaotycznie podnosząc się ze schodów i podbiegając kilka metrów do chłopaka.
— Co znów, Chan? — zmarszczył brwi, odwracając w moją stronę głowę.
— Ostatnia prośba, okej? — powiedziałem, unosząc delikatnie brwi, żeby tylko go nie denerwować. — Masz może jakiś towar przy sobie?
— Oszalałeś? — prychnął, patrząc na mnie z lekką pogardą. — Mam policję na karku, nie noszę nic przy sobie.
— Kurwa, liczyłem, chociaż na skręta.
— Czekaj — westchnął, sięgając dłonią do swojej czarnej katany, po czym wyciągnął z niej opakowanie papierosów. — Masz u mnie kolejny dług — dodał, kiedy otworzył paczkę, a ja od razu sięgnąłem po jednego papierosa.
— Jasne, dzięki — powiedziałem, wkładając go do ust, po czym klepnąłem na odchodne Jaebuma w plecy. Wiedziałem, że prędzej czy później będę tego żałować, bo dług u niego zawsze jest dosyć ciężki, ale nie chciałem teraz o tym za dużo myśleć.
Jak najszybciej poszedłem do szkolnej łazienki, zdejmując z siebie niewygodny strój sportowy i wreszcie nakładając na siebie coś wygodniejszego, czym jak zwykle były te same czarne spodnie z dziurami i zwyczajna bordowa koszulka, w której moja skóra mogła wreszcie oddychać. Wpychając sprawnie resztę ubrań do torby i trzymając papierosa w ustach, usłyszałem powiadomienie z telefonu Baekhyuna, który dalej znajdował się w moich sportowych spodenkach.
Bez większych skrupułów wyciągnąłem urządzenie, uśmiechając się, kiedy spostrzegłem, że chłopak nie ma żadnej blokady, co naprawdę było dziwne i nie wiedziałem, jak tacy ludzie mogą spokojnie funkcjonować z myślą, że ich telefon nie ma zabezpieczeń. Jednak uśmiech z moich ust zszedł tak szybko, jak pojawiały się w jego telefonie nowe wiadomości.
Nieznajomy 9.54
Chcesz odzyskać filmy, które mam?
Nieznajomy 10.38
Wystarczy, że będziesz robił grzecznie to, co ci będę kazać.
Nieznajomy 11.15
Nie bój się, mały. Nie jestem wcale taki zły.
Nieznajomy 11.27
Jeszcze mnie polubisz.
Nieznajomy 11.29
Halo? Przecież wiem, że tam jesteś.
Nieznajomy 11.49
Słodki Baek chyba nie zdaje sobie sprawy, że jedno nagranie i po nim.
Automatycznie przez moje ciało przeszło milion emocji naraz, zaczynając od przerażenia i kończąc na złości. Doskonale wiedziałem, że była to Jiwoo, bo tylko ona posiadała nagrania ze szkolnego monitoringu i nawet mi nimi groziła. Zaciskając mocno pięści, bez większego zastanowienia wcisnąłem zieloną słuchawkę, przyciskając urządzenie do swojego ucha. Niestety, moje próby połączenia zakończył jeden, długi sygnał, uświadamiający mnie, że nie dodzwonię się do numeru prywatnego.
— Kurwa — syknąłem, przygryzając mocno dolną wargę.
Ja 11.54
Nie pogrywaj sobie, Jiwoo. Wiem, ze to ty.
Tutaj Chanyeol.
Ja 11.55
Zniszczę cie, suko, jezeli jeszcze raz będziesz mu grozic.
Rozumiesz?
Nieznajomy 11.55
Lepiej uważaj na słowa, Channie.
Nieznajomy 11.56
Od zawsze wiedziałem, że nie grzeszysz wysoką inteligencją, ale żeby aż tak?
Chciałbyś, żebym był Jiwoo, haha.
Nieznajomy 11.57
Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo, lepiej uważaj na słowa.
Ja 11.57
Kim ty, kurwa, jestes i o co ci chodzi?
Nieznajomy 11.58
Jeżeli dostanę od Baekhyuna to, co mi odebrał, to zostawię go w spokoju.
Ale ci radzę się w to nie mieszać.
Ja 11.59
Nie wiesz, z kim pogrywasz.
Znajde cie, durniu i pogadamy sobie w cztery oczy.
Będzie zabawnie.
Ja 12.00
Ale radze cie sie odpierdoloc.
*Odpierdolić.
Konwersacja; czy na pewno chcesz usunąć wszystkie wiadomości (23)?
Anuluj | Usuń.
Kontakty; czy na pewno chcesz zablokować ten numer?
Anuluj | Zablokuj.
♡
Papieros w moich ustach żarzył się wyjątkowo powoli, a chłodne krople deszczu nasiliły na częstotliwości swoich upadów, przez co byłem już cały mokry. Nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie. Miałem wrażenie, że silny deszcz w jakimś stopniu zmywa ze mnie, chociaż część bezradności i obłudy, a dym, opuszczający moje usta zniknie wraz z moimi zmartwieniami.
Z uwagą obserwowałem, jak gęsty smog mieszał się z kroplami deszczu, które już zmoczyły całe moje ciało co do nitki. Założyłem na ramiona moją skórzaną kurtkę, opierając się o pachołek naprzeciwko szkoły i westchnąłem, starając się rozluźnić swoje mięśnie. Nie wiedziałem, czy wrócić już po Baekhyuna, czy dalej tutaj czekać, jednak wszystkie moje wątpliwości zostały rozwiane, kiedy przez gęste krople dostrzegłem jego drobną sylwetkę. Blondyn wyszedł na zewnątrz, a czując silny deszcz, momentalnie delikatnie skulił się w sobie, ze swoich dłoni robiąc daszek nad głową.
Mimowolnie się uśmiechnąłem.
— Baekhyun — powiedziałem głośno, odpychając się od pachołka i zrobiłem kilka kroków w jego stronę. Chłopak spojrzał na mnie, otwierając delikatnie usta i wpuszczając na swoją twarz odrobinę zakłopotania. — Chodź! — dodałem, machając do niego dłonią w swoją stronę. Przez tę chwilę ulewa naprawdę się nasiliła, a deszczu było tak dużo i tak mocno padał, że musiałem podnosić ton głosu, aby Baekhyun w ogóle mnie usłyszał.
— Pada deszcz.
— Co? — krzyknąłem, kompletnie nie słysząc, co mówi, chociaż stałem no końcu schodów, więc dzieliło nas jakieś sześć stopni.
— Mówię, że pada! — powtórzył, o wiele głośniej. Rozbawił mnie fakt, że zamiast podejść do siebie, jak normalni ludzie, woleliśmy stać kilka schodów dalej i krzyczeć do siebie. — Zmoknę! — dodał, na co westchnąłem głośno, wreszcie zmniejszając dystans, jaki nas dzielił.
— Im szybciej pójdziesz, tym szybciej znajdziesz się w domu — powiedziałem, stojąc o wiele bliżej niego. Obserwowałem, jak krople deszczu spokojnie spływają po jego nadal bladych policzkach, a blond włosy kleją się do mokrego czoła. Nawet nie wiedziałem, kiedy złapałem delikatnie jego twarz, kciukami wycierając wszystkie krople i przeczesałem jego mokre włosy. — Co mówiła pielęgniarka? Dobrze się już czujesz? — zmieniłem temat, dalej nie puszczając jego buzi. Mimo tego, że przez ostatnie tygodnie nasza relacja była dziwna, nie krępowałem się dotykać go w taki sposób.
— Jest dobrze, mam pić dużo wody i jak najszybciej wrócić do domu — wytłumaczył, a ja z uwagą patrzyłem prosto w jego ciemne oczy, patrzące na mnie spod mokrych rzęs.
— Odwiozę cię — powiedziałem, puszczając jego mokrą twarz i dwoma ruchami zdjąłem sprawnie kurtkę ze swoich ramion, nakładając ją na ciało Baekhyuna. — Trzymaj tak, to mniej zmokniesz — wytłumaczyłem, zakładając skórę na jego włosy, kiedy blondyn uśmiechnął się i pomachał delikatnie głową. — Chodźmy — dodałem, bez zastanowienia łapiąc jego zimną dłoń w swoje palce i delikatnie ciągnąć w stronę parkingu.
Szedłem dość szybko, przez co Baekhyun był metr za mną, jednak zależało mi, żeby blondyn jak najszybciej znalazł się w ciepłym samochodzie, nie moknąc zbytnio. Rozglądałem się dookoła uważnie, modląc się, aby nie minąć nikogo z drużyny. Wątpiłem bardzo w fakt, że mecz dalej się rozgrywa, ponieważ zawsze w taką ulewę nawet nasze treningi były odwoływane.
— Chanyeol, nie daje rady tak szybko — usłyszałem głos Baekhyuna, który wręcz za mną biegł. — Nie mam takich długich nóg — sapnął, na co się zatrzymałem i cicho zaśmiałem. Spojrzałem na niego, stwierdzając, że naprawdę jestem idiotą, karząc mu iść tak szybko chwilę po tym, jak zemdlał.
— Racja — westchnąłem, lustrując jego przemoczoną sylwetkę i ramiona, które delikatnie opadały przez ciężką, mokrą skórzaną kurtkę. — Chodź — dodałem, bez zbędnego gadania łapiąc go w pasie i pod kolanami. Usłyszałem, jak mówi coś pod nosem, zapewne mrucząc w niezadowoleniu, jednak naprawdę nie robiło mi to nic. Wręcz uśmiechnąłem się, przypominając sobie, jak jeszcze ponad miesiąc temu niosłem do tak samo na swoich rękach, po bójce z Krisem. Spojrzałem na jego twarz, którą chował pod moją kurtką, jednak widziałem, jak drobny uśmiech pojawia się na jego ustach.
Wszystkie ubrania się do mnie kleiły, kiedy zacząłem powoli biec do swojego auta, które stało na szczęście blisko. Widziałem, jak z boiska zaczyna iść spora grupa ludzi, a w zasadzie praktycznie wszyscy, wracając zapewne do szkoły przez ulewę. Przyspieszyłem, mocniej trzymając w ramionach Baekhyuna, który skulił się, chowając swoją głowę w mojej klatce piersiowej.
— Jesteśmy — powiedziałem, kiedy wreszcie znaleźliśmy się koło samochodu. Powoli postawiłem Baekhyuna na ziemię, upewniając się, czy na pewno może stać na własnych nogach. Wyciągając szybko kluczyki z kieszeni moich spodni, mogłem dostrzec, jak blondyn trzęsie się z zimna, jednak dalej na jego twarzy widnieje niewielki i drobny, ale za to szczery, uśmiech. — Wskakuj — dodałem, otwierając przed nim drzwi do auta, a on posłusznie wykonał moje polecenie, zdejmując z głowy moją kurtkę. Zatrzasnąłem za nim drzwi, szybko obiegając auto dookoła i otwierając tym razem drzwi od strony kierowcy.
— Możesz się tym wytrzeć — powiedziałem, sięgając do tylnego siedzenia i podając mu moją pierwszą, lepszą koszulkę. Blondyn bez słowa odebrał ode mnie ubranie, po chwili wycierając swoje ręce, twarz i przede wszystkim włosy. — Bardzo ci zimno? — zapytałem, szybko wyjeżdżając ze szkolnego parkingu, byle nikt z wracających do szkoły uczniów nas nie zobaczył, szczególnie gracze.
— Możesz trochę podwyższyć temperaturę — przyznał, spoglądając na mnie swoimi szczenięcymi oczyma, które delikatnie przykryte były mokrymi blond włosami. Wykonałem jego polecenie, włączając ogrzewanie, aby tylko się nie przeziębił na sam koniec roku szkolnego i to w dodatku po części przeze mnie. — Gdzie jedziemy?
— Myślałem, że chcesz jechać do domu — powiedziałem, wjeżdżając pewnie na drogę szybszego ruchu.
— Tak, problem w tym, że nie wiem, czy jest tam moja mama. Nie wejdę, dopóki jej tam nie będzie, nie mam kluczy — westchnął, unosząc delikatnie swoje biodra, aby przeszukać wszystkie swoje kieszenie. — Wiesz może, gdzie mój telefon? — zapytał niespokojnie, marszcząc w niepokoju swoje brwi.
— Tak, ja go mam — powiedziałem, wyciągając ze swoich spodni białe urządzenie, które od razu oddałem w jego ręce. Złapałem mocniej kierownicę, bojąc się o wiadomości, które ktoś do niego wypisywał i o to, że jeszcze mu się to nie znudziło. Musiałem mieć to pod kontrolą i obiecywałem sobie, że za wszelką cenę dowiem się, kim jest ta osoba i jaki jest jej cel.
— Dzięki — odpowiedział, kiedy zatrzymałem się powoli na czerwonym świetle, starając się jak najmniej perfidnie obserwować jego mimikę twarzy. Mogłem przysiąc, że w momencie, w którym blondyn spojrzał na ekran i zmarszczył brwi, stanęło mi serce.
— Co jest? — zapytałem, starając się zachować spokojnie. Bałem się, że może przez przypadek jednak nie usunąłem wiadomości, albo ten ktoś wysłał je po raz drugi.
— Wygląda na to, że mojej mamy nie ma w domu — westchnął, odkładając telefon. — Jeżeli podsadzisz mnie do balkonu, to wejdę bez kluczy, nie ma innej opcji — dodał, wreszcie spoglądając na mnie.
— Nie ma sprawy — powiedziałem z odczuwalną ulgą w głosie. — Chyba że chcesz jechać do mnie, jest bliżej.
— Do ciebie? — uniósł brew, przyglądając mi się przez dłuższą chwilę, zapewne rozważając w głowie głosy za i przeciw. — Dobra.
Nie mogłem nic poradzić na to, jak mocno się uśmiechnąłem.
♡
— Czemu nagle tutaj taki ruch? — zmarszczyłem brwi, kiedy po niecałych dwudziestu minutach drogi wreszcie wjechaliśmy na odpowiednią dzielnicę. Ciągle mijały nas auta wypchane po pęczki ludźmi z naszej szkoły, w tym wielkie dżipy z piszczącymi nastolatkami na przyczepach.
— Hm? — blondyn uniósł swój wzrok znad telefonu, spoglądając na ulicę. — Dziwne, przecież deszcz już dawno przestał padać — zmarszczył brwi, przyglądając się autom. — Nie powinni wznowić meczu, jeżeli pogoda już się poprawiła? — zapytał, wreszcie przenosząc swój wzrok na moją osobę.
— Nie, boisko pewnie jest zalane i nie wyschnie do wieczora — odpowiedziałem, machając na boki głową. — Może urządzają gdzieś tutaj imprezę — mruknąłem, patrząc, jak kolejne samochody nas wyprzedzały, jadąc pod prąd.
— Jongin?
— Wątpię, jechaliby w drugą stronę.
— Taemin?
— Już dawno się przeprowadził, jest przecież twoim sąsiadem — powiedziałem, unosząc na niego brew.
— Oh, racja. W takim razie może Jennie?
— Wątpię, ostatnio robiła u siebie imprezę z okazji jedenastych urodzin.
— No to może Jiwoo?
— Przecież to nawet nie jest ta dzielnica — prychnąłem, znów machając na boki głową. — Lepiej już nie zgadujmy, bo raczej nam się to nie uda. Może po prostu ktoś z rocznika niżej wyprawia imprezę.
— Okej — westchnął, znów opierając głowę na zagłówku i patrząc w szybę. Wyłączyłem ogrzewanie, czując, jak promienie słońca wreszcie przedarły się przez chmury, tym samy znów zamieniając pogodę w istną Saharę, co powoli robiło się nie do zniesienia. Dodałem gazu, mając dosyć już takiego ruchu na, zazwyczaj, spokojnej dzielnicy i wydzierających się, niewyżytych nastolatków. Miarka przebrała się też wtedy, gdy ktoś rzucił z okna czarnego samochodu czerwony kubek z piwem, który uderzył w maskę mojego auta i rozlał się na dopiero co mytej masce.
— Niewyżyta banda gówniarzy — warknąłem, znów przyspieszając, tak aby znaleźć się na wysokości czarnego samochodu. O mało co nie spowodowałem wypadku, wjeżdżając w zaparkowany na chodniku samochód sąsiada, jednak nawet nie zwróciłem na to większej uwagi.
— Chanyeol! Czy ty postradałeś zmysły? — warknął Baekhyun, łapiąc się za klatkę piersiową. — Chyba nie masz zamiaru się ścigać, prawda? — rozszerzył swoje oczy, patrząc na mnie z przerażeniem.
— Spokojnie, chcę tylko złapać tego gówniarza — prychnąłem niespokojnie, znów dodając gazu i zaciskając mocno dłonie na kierownicy. Między mną a sprawcą tego wandalizmu dzieliło mnie tylko jedno, wolno jadące, auto, które po kilku sekundach sprawnie wyminąłem, wreszcie znajdując się na równej linii z czarnym autem. — Zobaczmy, kto jest taki cwany, żeby rzucać w moje czyste dziecko — warknąłem, podjeżdżając jeszcze bliżej samochodu.
I jaki był mój szok, kiedy w otwartym oknie dostrzegłem te przeklęte, długie i ciemne włosy, rozwiane przez wiatr, oraz te czerwone usta, wykrzywione we wrednym i egoistycznym uśmiechu.
Nie chciało mi się uwierzyć w to, co właśnie widzę.
Jednak gdy dziewczyna wreszcie odwróciła się w moją stronę, uśmiechając się jeszcze wredniej i jeszcze szerzej, wszystkie wspomnienia uderzyły we mnie z niewyobrażalnie dużą siłą.
Wróciła.
— Seulgi — szepnąłem, jak zahipnotyzowany patrząc na roześmianą dziewczynę.
— Kto? — Baekhyun zmarszczył brwi, odwracając głowę w stronę ciemnowłosej, która właśnie mi pomachała. — Chanyeol, uważaj! — krzyknął, sprawiając, że w ostatnim momencie chaotycznie skręciłem w bok, o mało nie wjeżdżając w kolejny zaparkowany samochód.
— Kto do kurwy parkuje na środku jebanej brogi?! — wydarłem się, pięścią uderzając w kierownicę, przez co niechcący zatrąbiłem, delikatnie się tego wystraszając. Przetarłem twarz rękoma, opierając czoło na kierownicy i wzdychając głośno. — Przepraszam, jestem po prostu trochę tym wszystkim zmęczony.
— Spokojnie, Chanyeol — usłyszałem jego cichy i uspokajający głos, w tym samym momencie, gdy jego dłonie znalazły się na moich plecach, delikatnie je masując. I kto by pomyślał, że taki mały gest doda mi tyle otuchy. — Nic się nie stało, po prostu skup się na drodze, przecież to ju — przerwał, kiedy obydwoje usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk nowej wiadomości. — To mój? — zapytał spokojnie, kiedy ja momentalnie spiąłem swoje mięśnie jeszcze bardziej.
— Tak, sprawdź kto to — odpowiedziałem szybko.
Niespokojnie obserwowałem, jak blondyn odpala urządzenie, wchodząc w wiadomości i nagle marszcząc brwi.
— Więc? Kto to? — zapytałem niespokojnie, mocniej łapiąc się kierownicy.
— Czy to przypadkiem nie jest adres Jongina? — zmarszczył mocniej brwi, podając mi urządzenie do rąk.
Nieznajomy 15.08
Będę bardzo zaszczycony, jeżeli pojawisz się na imprezie, Baekhyun.
Adres: Hangang-daero 18
Do zobaczenia, słodziutki.
— Baekhyun — powiedziałem, jeszcze raz czytając wiadomości i upewniając się, że na pewno dobrze wszystko przeczytałem.
— Hm? Wiesz kogo to adres? — zapytał, patrząc z zaciekawieniem na mnie, kiedy o mało co się nie udusiłem, przez szok, jaki właśnie odczuwałem. — Chanyeol, o co chodzi?
— To mój adres.
— Co? — zaśmiał się, patrząc na mnie w szoku. — Jak to możliwe?
— Dobre, kurwa, pytanie — warknąłem, zaciskając mocno wargi.
— Spokojnie, Chanyeol. Może ten ktoś się po prostu pomylił, co?
— Jesteś czasem taki żałosny, Baekhyun — zaśmiałem się nerwowo, prychając i machając na boki głową.
— Słucham?
— Dobra, okej — uniosłem ręce. — Przepraszam, po prostu mam już wszystkiego dość — westchnąłem, przecierając twarz dłońmi. — Kurwa.
— Jedź szybko i sprawdź, czy to faktycznie nie jest błąd — powiedział spokojnie, odbierając z moich rąk swój telefon. — Tylko proszę, spokojnie — dodał, widząc, jak znów przyciskam pedał gazu.
Miałem ochotę coś zniszczyć.
Krew zaczęła buzować w moich żyłach niespokojnie, a oddech przyspieszył, przez co bałem się, że zaraz znów rozpętam jakąś kłótnie pomiędzy mną a Baekhyunem. Naprawdę starałem się, aby nad sobą panować, co było trudniejsze, niż przypuszczałem. Z niesamowitą prędkością zacząłem wymijać kolejne auta, które powoli zaczęły parkować na chodnikach i kątem oka widziałem, jak Baekhyun w stresie zaciska dłonie na drzwiach.
— Baekhyun, przysięgam, że ja kogoś zabiję — warknąłem, kiedy w ułamku sekundy znaleźliśmy się pod moim domem, a ogród był wypełniony masą ludzi ze szkoły. Chaotycznie zaparkowałem samochód we wjeździe, mało co nie wjeżdżając w inne auto, które już tam stało. — Zabiję, kurwa — powtórzyłem, czując, jak ze złości całe moje ciało się trzęsie. Widziałem, jak ludzie przedostali się już do dalszej, o wiele większej części ogrodu i nawet trzymali już w dłoni czerwone kubki, wypełnione alkoholem, tańcząc do muzyki, grającej z wielkiego głośnika.
Nim Baekhyun zdążył cokolwiek zrobić, wyszedłem z auta, trzaskając mocno drzwiami. Słysząc piski i krzyki nastolatków, wymieszane z głośną muzyką i skokami do zapewne mojego basenu, nie potrafiłem nad sobą panować.
— Chanyeol! — usłyszałem krzyk Baekhyuna, który również wyszedł z auta, zamykając drzwi o wiele spokojniej, niż ja. Nie przejąłem się jego wołaniem, ponieważ doskonale wiedziałem, kogo szukać i już po chwili wpatrywania się we wszystko dookoła, dostrzegłem swój cel.
Wielkie, czarne auto zaparkowało z piskiem tuż obok mojego, a jego głośny silnik mieszał się ze śmiechem i głośną muzyką, która wydobywała się przez otwarte okna. Bez zbędnego myślenia zacząłem przeciskać się między ludźmi, wręcz ich popychając, byleby tylko znaleźć się tam jak najszybciej. Widziałem, jak z tylnych drzwi wychodzi dobrze znana mi czwórka, czyli nikt inny, jak moja ukochana dziewczyna, jej przyjaciółeczka oraz Lay i Jongin, uśmiechający się od ucha do ucha jak skończony idiota. Zaraz po nich zza kierownicy wyszedł Taemin, którego spodziewałem się w tym aucie najmniej.
Jednak prawdziwą wisienką na torcie była czarnowłosa dziewczyna, która opuściła samochód jako ostatnia, śmiejąc się pod nosem diabelsko i zakładając na nos okulary przeciwsłoneczne, co było jej tradycją.
Teraz byłem pewien, że nic nie zdoła mnie zatrzymać.
— Wiem, że to ty, Seulgi — warknąłem, podchodząc do całej szóstki, która wreszcie mnie spostrzegła i zaśmiała się chórem. Wbiłem wzrok w ciemnowłosą, stojąc dosyć blisko niej i czując te same perfumy, jakich używała jeszcze niecały rok temu. — Kilka dni w rodzinnym mieście i już rozrabiasz? — zapytałem, podchodząc jeszcze bliżej, tak, że nasze klatki piersiowe prawie się ze sobą stykały. Cieszyłem się, że dziewczyna ma na sobie okulary przeciwsłoneczne, bo byłem pewien, że ni dałbym rady patrzeć w jej oczy.
— Również miło mi ciebie widzieć, Chanyeol — odpowiedziała szorstkim głosem, uśmiechając się. — Tęskniłeś? — zapytała, bezwstydnie przewieszając swoje ramiona przez mój kark.
— Zostaw mnie — warknąłem, wyswobadzając się z jej uścisku. — Dobrze radzę Ci się stąd zmywać, wiem, że to wszystko to twoja sprawka — syknąłem, wskazując palcem na masę ludzi.
— Od kiedy ci to przeszkadza, Channie? — zapytała, szczerząc się jeszcze bardziej.
— Trochę zmieniło się po twoim wyjeździe — syknąłem, stykając swoje czoło z tym należącym do niej. Wbiłem palec w jej klatkę piersiową, dysząc ciężko i nie potrafiąc już opanować swoich nerwów na wodzy.
— Święta racja — zaśmiała się dźwięcznie, nawet nie odsuwając się ode mnie na krok. Odważna jak zawsze. — Koniecznie musisz mi przedstawić Baekhyuna. Muszę poznać tego biedaka, który wpadł w twoje sidła.
— Po co wracałaś, Seulgi? — warknąłem, czując, jak nawet moje oczy robią się szklane przez tę złość, którą odczuwałem. Złapałem mocno jej nadgarstek, unosząc go delikatnie wyżej, kiedy dziewczyna zdjęła drugą dłonią swoje okulary, przez co odsunąłem się krok dalej.
Tego właśnie najbardziej się bałem.
Tego strasznego, przeszywającego i paraliżującego spojrzenia, komponującego się z wrednym i egoistycznym uśmiechem.
Dziewczyna natomiast znów się do mnie zbliżyła, przykładając swoje usta blisko mojego ucha i szepnęła słowa, których obawiałem się najbardziej.
— Wróciłam dla ciebie, Chanyeol.
_________
[z góry przepraszam za powtarzające się słowa\błędy, przez zmęczenie mogłam coś pominąć].
witam Was, słoneczka, po kolejnej długiej przerwie, nah.
znów Was przepraszam i znów jest mi głupio z powodu tak długiego czasu między publikacją rozdziałów, jednak śmierć ważnej dla mnie osoby spowodowała, że bardzo trudno było mi cokolwiek pisać.
mimo wszystko, mam nadzieję, że nie zawiodłam Was i rozdział się Wam spodobał!
czekam na Wasze opinie\przeżycia\przemyślenia i życzę Wam wszystkiego najlepszego, przede wszystkim sporej dawki uśmiechu.
see u soon, lovely. ♥
!snapchat, gdzie informuję nabierząco o kolejnych publikacjach ---> mavtqq!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro