Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♡twenty-four♡

i'll keep you safe in these arms of mine

hold on to me pretty baby 

you will see I can be all you need.

Wszystko definitywnie zaczęło mnie zbyt przerastać.

Osłabiony Baekhyun, powrót Seulgi i miliony osób pod moim domem, pukających do środka i chcących przedostać się przez okna czy też drzwi. To było zdecydowanie za dużo jak na jeden dzień.

— Spokojnie, Chanyeol — usłyszałem głos Baekhyuna, który widocznie starał się przywrócić mnie do porządku i wyprowadzi ze stanu głębokiej frustracji i furii. — Jakoś sobie poradzimy, dobrze?

— Jak mamy sobie niby poradzić, Baekhyun? — warknąłem, wplątując swoje palce we włosy. Byłem rozwścieczony do granicy możliwości i mimo tego, że wiedziałem, że Baekhyun stara się mi pomóc, byłem zły również na niego. Nawet nie wiedziałem czemu i bałem się, że jeszcze przez to wszystko znów powiem mu rzeczy, które nie powinny opuścić moich ust.

— Zadzwoń na policję — zaproponował, wzruszając bezradnie ramionami i patrząc na mnie zmęczonym wzrokiem. Widziałem, że był wykończony i czułem się okropnie z myślą, że nie mogę nic na to poradzić.

— Nie mogę zadzwonić na policję — warknąłem, opierając się o kuchenny blat i rzucając surowe spojrzenie dwóm nastolatkom, które natrętnie pukały w szyby i zaglądały do środka przez szczelinę między zasłonami. — Nie biję kobiet, ale te szmaty to bym zatłukł.

— Hej, spokojnie — powiedział, podchodząc do mnie i kładąc dłoń na moich spiętych plecach. — Czemu nie chcesz zadzwonić na policję?

— Wolałbym nie mieć z nimi do czynienia — westchnąłem, przecierając twarz dłońmi. — Nie ufam im.

— A może masz po prostu coś za uszami, co?

— Ta, to też poniekąd prawda — syknąłem, przyznając mu rację, na co uśmiechnął się delikatnie.

— A twoi rodzice? Nie zrobią z tym nic?

— Może i zrobiliby coś z tym kabaretem, ale nie będzie ich przez trzy dni w domu — westchnąłem. Odwróciłem się z powrotem do szyb, gdzie przez niedużą szczelinę między zasłonami było widać, jak ludzie gniotą się i głośno śmieją, czekając na imprezę. — Nie mogę ich stąd zabrać, już za późno. Muszę ich wpuścić.

— Zwariowałeś? Nie wyniosą się stąd pewnie do rana — powiedział blondyn, grymasząc się.

— Nie mam wyjścia, Baekhyun — powiedziałem, wymijając go i kierując się w stronę drzwi. — Chociaż, czekaj — zatrzymałem się, przypominając sobie o stanie, w którym był Baekhyun. Nie mogłem pozwolić, aby znów zemdlał przez hałas, duchotę i ilość ludzi, która zaraz tutaj wbiegnie. — Zaprowadzę cię do pokoju, zostaniesz tam przez jakiś czas, okej? — uniosłem brew, spoglądając na chłopaka.

— Mam tam siedzieć przez cały czas? — zmarszczył brwi. — Przecież nie wytrzymam w jednym pokoju tyle czasu.

— Baekhyun — westchnąłem. — Idziesz do pokoju, bez dyskusji. Nie dasz rady wytrzymać w takim tłoku, jeszcze godzinę temu zemdlałeś.

— Nie ma mowy, zostanę tutaj i ci pomogę — oburzył się, zakładając ręce na klatce piersiowej. Wyglądał poniekąd zabawnie, kiedy jego wyraz twarzy przybrał na pewności siebie i był święcie przekonany, że wszystko pójdzie po jego myśli.

— Nie karz mi powtarzać, idziesz do pokoju — powiedziałem, zaciskając wargi i wskazując dłonią na schody, prowadzące do sypialni. — No już, na co czekasz?

— Ty też nie karz mi powtarzać — powiedział, tupiąc delikatnie nogą. — Zostaję tutaj, chcę ci pomóc.

— W takim razie mi pomóż i w podskokach na górę — powiedziałem, delikatnie podnosząc swój ton i czując, jak krew zaczyna we mnie buzować.

— Nie, Chanyeol. Już powiedzi —

— Okej, sam tego chciałeś — powiedziałem, zrywając się z miejsca i idąc w stronę Baekhyuna, którego oczy nagle otworzyły się szerzej. Widocznie biedak już wiedział, co mam w planach.

— O nie, nie, nie — zaczął, robiąc kilka kroków w tył. — Nie zrobisz mi tego, nie masz prawa.

— Właśnie, że mam — prychnąłem śmiechem, obserwując, jak blondyn nabija się tyłem na kuchenny blat, z cichym sykiem na ustach szybko go omijając i masując się po plecach. W dalszym ciągu patrzał na mnie niepewnym i delikatnie przestraszonym wzrokiem, idąc do tyłu i potykając się o prawie wszystko, co napotykał na swojej drodze. — Ty myślisz, że ze mną wygrasz, tak? — zapytałem prześmiewczo, obserwując, jak blondyn nie ma zamiaru się poddawać.

— Szanse są dość nikłe, ale zawsze są — przyznał, wzruszając ramionami. Nie spodziewał się jednak, że po chwili uderzy plecami w wielką lodówkę, która doszczętnie odetnie jego drogę ucieczki.

— No widzisz? — uniosłem brwi, podchodząc do niego spokojnie. — I po co to wszystko?

— Dobra, masz mnie — westchnął, przewracając oczami. Uśmiechnąłem się zwycięsko, zmniejszając pomiędzy nami dystans i patrząc na niego z góry. Jego oczy błyszczały szklaną otoczką, a źrenice powiększyły się, gdy tylko podniósł głowę, aby na mnie spojrzeć. — I co masz zamiar teraz zrobić? — zapytał, unosząc niepewnie jedną brew. 

—  Zanieść cię grzecznie do pokoju — powiedziałem, uśmiechając się przebiegle i bez zbędnego gadania podniosłem go, umieszczając swoje dłonie pod jego udami. I oczywiście nie obyłoby się bez kilkunastu uderzeń pięściami w moje plecy, zaprzeczających krzyków i gróźb, które popełni, gdy zaraz go nie odstawię go na miejsce. Chyba nie muszę dodawać, że po prostu skierowałem się w stronę sypialni, jedynie śmiejąc się z jego marnych prób pokonania mnie. — Uspokój się, to ci nic nie da — prychnąłem. 

  — Zawsze warto próbować — westchnął, wreszcie opuszczając swoje dłonie wzdłuż ciała i poddając się. Musiałem przyznać, że czułem się niezwykle dobrze z jego nogami owiniętymi wokół mojego pasa i rękoma zaczepionymi na szyi, bo przynajmniej wreszcie czułem, że ktokolwiek jest tuż obok mnie.

— Tylko nie próbuj uciekać — ostrzegłem, otwierając jedną ręką drzwi od mojego pokoju i wreszcie stawiając Baekhyuna na ziemi, co przyszło mi z trudem.

Nie chciałem go tak szybko puszczać.

— Nie mam zamiaru — przyznał, odwracając się do mnie tyłem i zaczął rozglądać się po ciemnoszarym pokoju, który należał do mnie. Miałem nadzieję, że podczas moje nieobecności nie będzie grzebać mi po szafkach, bo mimo tego, że zdążyłem już mu w jakimś stopniu zaufać, nie ufałem sobie oraz rzeczą, jakie kryją się w zakamarkach tego pokoju. — To twój pokój, prawda? — zapytał, przecierając dłonią blat biurka.

— Prawda — odpowiedziałem, drapiąc się po karku. — Mam dać Ci jakieś cichy na zmianę? — zapytałem, wskazując gestem dłoni na jego spodnie i bluzkę, które jeszcze lekko wilgotne przylegały do jego ciała.

I mimo tego, że nie patrzyłem na Baekhyuna już tylko od strony jednej nocy i seksu, to nic nie mogłem poradzić na to, że blondyn za bardzo mnie podniecał, szczególnie gdy jego ubrania tak przylegały do idealnego ciała.

— W sumie to — zaczął, łapiąc w dłonie materiał koszulki i delikatnie odsłaniając brzuch, na co szybko przeniosłem wzrok na ramki ze zdjęciami i dyplomy. — Faktycznie są dość mokre — mruknął.

— Okej, dam ci coś — powiedziałem, podchodząc do komody i wyciągając z niej pierwszą, lepszą koszulkę. — Proszę, powinieneś się w nią zmieścić — zażartowałem, cicho się śmiejąc i obrywając od Baekhyuna z materiału w ramię.

— Zabawny jesteś — powiedział, przekręcając oczami i udając obrażonego, co niezbyt mu wychodziło, ponieważ widziałem ten skryty uśmiech, który pojawił się na jego ustach.

— Obawiam się, że nie będę miał spodni, w których byś się nie utopił — powiedziałem, przeglądając ciuchy w szafce.

— Koszulka w zupełności mi wystarczy — zapewnił. — Chanyeol, możesz to potrzymać?

— Pewnie — powiedziałem, obracając się do niego przodem i mocno rozszerzając oczy, gdy ujrzałem go bez koszulki.

Cholera, miał tak seksowny i jednocześnie uroczy brzuch, że miałem ochotę po prostu wycałować go całego i zaznaczyć kilkoma malinkami.

Jeżeli dalej tak pójdzie, to po prostu przy nim nie wytrzymam.

— Masz — powiedział, wręczając mi do rąk mokrą koszulkę, którą od razu rozwiesiłem na krześle obok. — Długo cię nie będzie? — zapytał, kiedy wreszcie nałożył na siebie moją koszulkę, która poczochrała mu delikatnie włosy.

— Nie mam pojęcia, też nie mam zamiaru tam siedzieć — mruknąłem, chcąc dodać, że wolałbym spędzać ten czas tylko i wyłącznie z nim. — Chcesz zostać w tych mokrych spodniach? — zmarszczyłem brwi.

— Oh, zapomniałem o nich — zaśmiał się delikatnie, spoglądając na swoje nogi. Nie sądziłem, że zacznie ściągać je w tej chwili, ukazując połowę swoich jędrnych i mlecznych ud, cholera. — Jezu, są bardziej mokre, niż przypuszczałem — mruknął, starając się zdjąć przylegający do skóry materiał. Widziałem, jak bardzo się z tym męczy, więc bez większego zastanowienia najzwyczajniej w świecie podszedłem, klękając przed jego ciałem siedzącym na łóżku.

— Daj, pomogę ci — powiedziałem, na co blondyn od razu zareagował i uniósł swoją zgrabną nogę, umieszczając ją na moim ramieniu.

Spokojnie, Chanyeol. Przecież to tylko noga.

Złapałem mocno materiał tuż koło jego kostek, jednym i sprawnym ruchem ściągając mokre spodnie z jego nóg, na co chłopak dość głośno syknął.

— Coś nie tak? — uniosłem wzrok, spoglądając na jego twarz, która była wykrzywiona w niemałym grymasie.

— Cholerstwo podrażniło mi okropnie nogi — syknął, dotykając dłonią swoje udo, które faktycznie było całe czerwone.

— Boże, przepraszam. Zdejmę drugą nogawkę delikatniej, a potem dam ci jakąś maść.

I tak jak powiedziałem, tak zrobiłem.

Odstawiając z powrotem na ziemię nogi Baekhyuna, powiesiłem spodnie zaraz obok mokrej bluzki i zacząłem szukać po szafkach maści na podrażnienia. Wiedziałem, że gdzieś musi tutaj być, bo po ostatnim treningu na boisku miałem całe ranne nogi i łokcie.

— Jest — powiedziałem, łapiąc w dłonie pudełeczko z maścią i wracając do Baekhyuna. Starałem się nie zważać na fakt, jak pięknie wyglądał w potarganych włosach i mojej szarej bluzce, która sięgała mu do połowy ud.

— Tylko rozgrzej ją najpierw w dłoniach, błagam — powiedział, od razu stawiając z powrotem nogę na moim ramieniu i wprowadzając mnie w niemałe zdziwienie. Byłem pewien, że on chce to zrobić, ale widocznie odpowiadało mu to, że mam go dotykać.

— Dobrze — powiedziałem, machając głową i rozcierając maść w palcach. Wraz z momentem, w którym przyłożyłem dłonie do rozgrzanego uda Baekhyuna, chłopak oparł się na łokciach, patrząc albo na mnie, albo na sufit i cicho wzdychając. — Coś nie tak? — uniosłem swój wzrok na niego, słysząc głośny syk.

— Trochę mnie to boli — przyznał. — Chyba musisz smarować wyżej.

Cholera jasna.

Przełknąłem cicho ślinę, obejmując dłońmi wyższe partie uda Baekhyuna. Masowałem je powoli, czując, jak jego noga na moim ramieniu zaczyna delikatnie drgać, a blondyn ciągle wbija we mnie swój wzrok, zaciskając mocno wargi.

Naprawdę starałem się nad sobą panować.

— Jest dobrze? — zapytałem, spoglądając na niego i w dalszym ciągu masując rozgrzane udo.

— Bardzo dobrze — powiedział, patrząc na mnie tym swoim cholernie seksownym i przygaszonym wzrokiem, oczywiście do tego wszystkiego jeszcze się uśmiechając. — Ale mógłbyś jeszcze trochę wyżej?

— Pewnie — powiedziałem, masując już prawie jego podbrzusze. Wiedziałem, że nie chodzi już tutaj o nogę, tylko o sprawianie mu przyjemności, bo ta czynność zdecydowanie mu się spodobała, co widać było między innymi przez gęsią skórkę lub twarz, która co chwilę wykrzywiała się w usatysfakcjonowanym uśmiechu.

I nie mam pojęcia, co wpłynęło na mnie, że podjąłem decyzję o pocałowaniu go. Możliwe, że to przez ilość wrażeń w ciągu kilku godzin, przez stres, powrót Seulgi, albo tylko i wyłącznie przez Baekhyuna, który działał na mnie w niewytłumaczalnie dobry sposób, a jego wargi sprawiały, że zapominałem o bożym świecie, skupiając się tylko na nim i na ruchu jego ust.

— Chanyeol, co ty ro — zaczął, jednak nie było dane mu dokończyć, bo już po sekundzie podniosłem się z ziemi, złączając wreszcie nasze usta.

I w tamtym momencie stało się coś cudownego, zupełnie tak, jakbym całował się po raz pierwszy, jakby dwa zupełnie inne światy złączyły się, gojąc swoje rany i tworząc coś na wzór raju boskiego.

Ująłem jego policzki w swoje dłonie, przyciągając go do siebie jeszcze bardziej. Łaknąłem i pragnąłem go całego, chciałem pozbawić się wszystkich negatywnych emocji, zamieniając je w te pozytywne, które mogłem mu ofiarować. Bez pytania o pozwolenie, złapałem w swoje ramiona jego ciało, unosząc go i nakazując gestem, aby oplótł swoje nogi wokół mojego pasa, kiedy delikatnie przycisnąłem go do ściany.

— Baekhyun — wydyszałem cicho, kiedy nasze usta na chwilę oderwały się od siebie, a moje czoło oparło się o to jego, dalej pozostawiając nasze wargi bardzo blisko. — Tak cholernie przepraszam za to wszystko, co ostatnio ci powiedziałem — rzekłem, wplątując swoje dłonie w jego włosy i nie odsuwając się na chociaż milimetr. — Nie chciałem tego mówić, ja nawet nie wiem, skąd to wziąłem, skoro tak nie uważam. Wiem, że cię to zraniło, ale uwierz mi, że cierpię jeszcze bardziej z myślą o skrzywdzeniu cię. Przepraszam — westchnąłem, czując, jak wreszcie robi mi się lżej na sercu.

— Przeprosiny przyjęte — uśmiechnął się, kciukiem gładząc mój policzek i uśmiechając się słodko, co szybko odwzajemniłem. Byłem tak bardzo szczęśliwy w tamtej chwili, czując, że może wcale nie jest za późno na to wszystko, że jeszcze mogę wszystko naprawić.

Oczywiście się myliłem, a Baekhyun popełnił wielki błąd, przebaczając mi.

Szkoda tylko, że jeszcze wtedy o tym nie mieliśmy pojęcia.  


  — Wrócisz szybko, prawda? — zapytał z nadzieją w głosie, kiedy uśmiechnąłem się do niego, łapiąc za klamkę od drzwi.

— Tak. Mam nadzieję, że już część osób zrezygnowała, ale sam to słyszysz — westchnąłem, kiedy pukania w okna i do drzwi nasiliły się.

— Zwierzęta — mruknął. — No cóż, będę czekać — wzruszył ramionami, uśmiechając się delikatnie. Opuściłem pokój z bólem serca, ostatni raz podziwiając jego piękno, szczególnie gdy siedział w rozczochranych włosach i mojej, przydużej koszulce.

Obiecałem sobie, że wrócę jak najszybciej, aby znów móc podziwiać ten obraz.


  Muzyka zaczęła z każdą piosenką grać zdecydowanie za głośno, a ludzie, zamiast się uspokajać, tylko przybywali w większych ilościach i rozlewali alkohol na białe dywany mojej mamy.

— Cholera jasna — warknąłem pod nosem, kiedy tańczący ludzie skakali po moich kanapach, stołach czy też kuchennych blatach. Dalej do końca nie wiedziałem, co tak naprawdę się tutaj dzieje i miałem ogromną ochotę na zabicie Seulgi, która za tym wszystkim stała.

Chciałbym po prostu wyjść na spokojnego papierosa, upajając się letnią nocą, zapachem wolności i obrazem szczęśliwego Baekhyuna.

— Chanyeol! — usłyszałem za sobą czyiś pijacki głos, co najzwyczajniej w świecie zignorowałem, dalej przepychając się przez tańczący, pijany tłum. Wszyscy dookoła mnie zaczepiali, wciskali do dłoni alkohol, nagrywali ze mną filmiki z fleszem, przypadkowe dziewczyny dotykały mnie po całym ciele, nie zważając nawet na moje niedelikatnie odpychanie ich od siebie.

Jeszcze kilka miesięcy temu cieszyłbym się jak ostatni idiota, upijając się do nieprzytomności i dotykając przypadkowe nastolatki, jednocześnie czując się jak król. Teraz jednak najważniejszy był dla mnie tylko i wyłącznie Baekhyun, co z początku mnie irytowało, jednak teraz zaczynałem rozumieć, że jego szczęście jest też moim i powinienem robić jak najwięcej, aby był szczęśliwy, szczególnie przy mnie.

— Seulgi! — krzyknąłem głośno, wreszcie zauważając czarnowłosą dziewczynę w kuchni, która siedziała wokół kuchennej wyspy, trzymając w dłoni cienkiego papierosa. Na mój widok dziewczyna uśmiechnęła się, mówiąc coś do reszty osób wokół niej, która już po chwili również na mnie spojrzeli.

Miałem dość już widoku i uśmiechu tych fałszywych i zakłamanych ludzi, którzy ciągle tylko mnie dołowali, nie pozwalając na spokojne życie.

Dziewczyna po chwili zgasiła o mój stół papierosa, uśmiechając się chytrze i wstając z krzesła, zanim jeszcze zdążyłem do niej podejść. Moje wszystkie mięśnie automatycznie się napięły, kiedy zaczęła iść w moją stronę, stawiając specyficznie stopy i uśmiechając się w ten najgorszy sposób, który zawsze oznaczał kłopoty.

— I jak podoba ci się impreza, Channie? — zapytała ze zdradzieckim uśmiechem na czerwonych ustach, upijając łyk alkoholu z kubka, który później mi wręczyła do ręki. — Od zawsze mi mówiłeś, że taka impreza to twoje marzenie — powiedziała, podnosząc ręce i rozglądając się dookoła. — Widzisz? Spełniłam twoje marzenie — uśmiechnęła się, klaszcząc w dłonie.

— Naprawdę? — prychnąłem, patrząc na nią z obrzydzeniem. — To teraz spełnij drugie i stąd wyjdź — warknąłem, z nerwów ściskając w dłoni kubek coraz mocniej.

— A nie uważasz, że teraz to ty powinieneś mi się zrekompensować? — kontynuowała swoją grę z dumnym uśmieszkiem, podchodząc do mnie niebezpiecznie blisko i zarzucając swoje chude dłonie na mój kark.

Miałem wrażenie, że zacząłem wręcz wrzeć.

— Nic już dla ciebie nie zrobię — warknąłem, z początku delikatnie ją odpychając.

Naprawdę nie chciałem używać całej swojej siły, co było trudne, ale byłem pewien, że przez złość, która we mnie buzowała, mógłbym ją zabić.

Jednak miarka się przebrała, kiedy dziewczyna uśmiechnęła się perfidnie na moje ruchy, odchylając do tyłu głowę. Przybliżyła się jeszcze bardziej, patrząc na mnie z pewnością siebie w oczach i nagle przyciągnęła mnie za kark, usadawiając swoje udo na mojej miednicy.

— Jesteś pewien, że nic dla mnie nie zrobisz, Channie? — szepnęła do mojego ucha, a ja czując jej ciało tak blisko mojego i zimny oddech na policzku, wiedziałem doskonale, że miarka się przebrała.

I już nawet nie zależało mi na kontrolowaniu swoich emocji.

Popchnąłem jej ciało z niewyobrażalną siłą do tyłu, widząc jej przerażenie na twarzy. Miałem na tyle szczęścia, że nikt za nią nie stał, więc dziewczyna upadła mocno na podłogę, uderzając o kuchenną wyspę i sycząc z bólu. Nie obchodziło mnie to, że nagle wszyscy się zbiegli, w szoku nas obserwując i nagrywając wszystko komórkami. Obserwowałem jedynie minę Seulgi, która patrzała na mnie z dołu, uśmiechając się smutno i zapewne knując już, jak mnie zniszczyć.

— Co ty, kurwa, robisz! — usłyszałem czyiś krzyk i przewracające się krzesło, a już po sekundzie obok mnie pojawił się Jongin, praktycznie na mnie wbiegając i uderzając swoją klatką piersiową o mój tors. Był na tyle blisko, że czułem jego zdenerwowany oddech na swoim nosie.

— Chyba nie chcesz znów ze mną przegrać, Jongin — warknąłem, odpychając go od siebie i patrząc prosto w jego brązowe oczy.

— Jesteś zwykłym chamem, Chanyeol — powiedział, wymierzając na mnie palcem. — Jaki normalny facet uderza kobietę? — zapytał, unosząc ramiona i patrząc na mnie z odrazą.

— Zastanów się, jaka jest różnica między kobietą a szmatą, która wpierdala ci się w życie i błaga o twój dotyk — powiedziałem, prawie krzycząc i patrząc na Seulugi, która nadal siedziała na podłodze, odwracając wzrok w drugą stronę.

— Ty kurwo — warknął pod nosem, zaciskając mocno pięść, która już po kilku sekundach znalazła się na moim policzku.

I właśnie w tym momencie rozpętała się wojna.

Złapałem Jongina za kołnierz koszulki, kopiąc go z kolana w brzuch, przez co brunet miał problem ze złapaniem oddechu, co jednak nie przeszkadzało mu, aby po raz kolejny przyłożyć mi mocno z pięści w policzek. Obydwoje byliśmy rozzłoszczeni, a pioruny wręcz strzelały z naszych oczu, uświadamiając sobie nawzajem, jak bardzo się nienawidzimy.

I gdzieś w tych kopnięciach w żebra, popychaniach się na ściany, pięściach, wrzaskach, krzykach i nienawiści, zrozumiałem, jak bardzo boli mnie fakt, że oczy mojego niegdyś najlepszego przyjaciela od piaskownicy, teraz zamieniły się w chłodne źrenice przepełnione pogardą i gniewem.

Najgorsze jednak było to, że obydwoje nie zdawaliśmy sobie sprawy, że ta nienawiść narodziła się między nami przez innych ludzi.

Okładałem Jognina mocnymi ciosami, popychając go na ściany i starając się unikać jego pięści, co rzadko kiedy mi się udawało. Nawzajem zadawaliśmy sobie ból, krew ciekła się z mojego nosa tak samo, jak z jego łuku brwiowego, a my pozostawaliśmy pomiędzy murami nienawiści, nie zważając na resztę krzyczących ludzi.

Odpychałem wszystkich, którzy starali się nas powstrzymywać i nie miałem zamiaru przestawać, dopóki nie poczuję, jak wszystkie moje negatywne emocje ulatują z mojego ciała.

Miałem dość krzywdzenia ważnych dla mnie ludzi przez to, że sam zostałem pokrzywdzony.

— Chanyeol! — usłyszałem znajomy krzyk, kiedy seriami uderzałem pięściami w zakrwawioną twarz Jonigna, który z kolei kopał mnie ostatkiem sił w żebra. — Chanyeol! — krzyk nasilił się, jednak byłem tak zaabsorbowany uderzeniami, że nie miałem najmniejszego zamiaru się odwracać. — Chanyeol, do cholery! Uspokój się!

— Co?! — wrzasnąłem, wreszcie odwracając się tyłem do Jongina, który nagle bezwładnie zsunął się na ziemię, już po chwili zostając podnoszony przez Laya i Jennie, którzy zaprowadzili go na kanapę. Ja natomiast stanąłem jak wryty, uspakajając oddech, kiedy moim oczom ukazała się zapłakana twarz Baekhyuna. Od razu miałem wrażenie, że cały tłum dookoła nie istnieje, moja twarz wcale nie krwawieje, a płuca są niezwykle spokojne. — Baekhyun? — wydyszałem, przecierając dłonią krew, lejącą się z nosa. — Co się dzieje? Czemu płaczesz?

— Chaneyol... — powiedział szeptem, patrząc na mnie z przerażeniem w oczach. — Coś ty zrobił? — zapytał, wskazując dłonią na rozbity, szklany stół, zerwaną półkę i zbitych kilka wazonów z kwiatami.

— Widzicie, co zrobiliście?! — wrzasnąłem do wszystkich, zwracając na siebie znów uwagę. Nawet nie pamiętałem, w którym momencie wszystkie światła się zapaliły, a muzyka została wyciszona. — Wynoście się stąd, wszyscy! — krzyknąłem, mając nadzieję, że chociaż teraz ktokolwiek mnie posłucha, widząc jak daleko to wszystko zaszło. Rzuciłem wzrokiem również na Jongina, który przy pomocy został skierowany do wyjścia, również rzucając mi jedno spojrzenie.

Nawet Seulgi opuściła dom bez żadnego wścibskiego zdania, odwracając ode mnie wzrok i podchodząc do Jongina, podpierającego się o ramię Laya.

To wszystko znów zakończyło się tak samo, znów nienawiść i kłamstwa wygrały z nami wszystkimi.  


  — Matka mnie zabije — westchnąłem nerwowo, obserwując poniszczone kanapy, białe dywany, stłuczony stół i ulubione wazony mojej mamy, pokruszone na kawałeczki. Nie chciało mi się wierzyć, że to wszystko się tak potoczyło.

— Nie pochylaj tej głowy — mruknął Baekhyun, łapiąc w swoje dłonie moją brodę i znów przykładając zimną szmatkę do mojej rany nad brwią. Syknąłem cicho przez nieprzyjemne uczucie, jednak obraz skupionego Baekhyuna, opatrującego moją twarz i przygryzającego wargę, zdecydowanie rekompensował mi cały ból. — Nie patrz tak na mnie — uśmiechnął się, wbijając swój wzrok w moją rozciętą wargę. Schylił się do miski z zimną wodą, przemywając szmatkę i znów przykładając ją do mojej rany.

— Niepatrzenie na ciebie jest trudniejsze niż matematyka — powiedziałem, uśmiechając się na jego reakcję.

— Nie wierzę, że to powiedziałeś — prychnął, zaciskając w rozbawieniu wargi. — Rozumiem, że to miał być podryw, tak? — uniósł brew, ostatecznie odkładając szmatkę do miski i umieszczając swoje dłonie na moim karku.

— Owszem — oznajmiłem, patrząc na niego z dołu i przyciągając go do siebie nieco bliżej, łapiąc w ramiona jego talię.

— Nie masz żadnej poważniejszej rany — zmienił temat, oglądając moją twarz. — Mógłbyś mi powiedzieć, czemu znów się biliście? — westchnął, unosząc brew.

— Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak cholernie mnie to boli, Baekhyun — powiedziałem, przełykając ślinę. — Po prostu przez to wszystko popchnąłem Seulugi, co nie spodobało się Jonginowi — wzruszyłem smutno ramionami. — To cholernie przykre, kiedy patrzysz w jego oczy i zamiast czegoś na wzór empatii, widzisz pole nienawiści.

— Brakuje ci go? — zapytał wprost, patrząc głęboko w moje oczy.

— Wielu ludzi mi brakuje, ale na szczęście ty mi ich zastępujesz — powiedziałem, uśmiechając się delikatnie, widząc jak Baekhyun również to robi. — O której musisz wracać do domu? — zapytałem niechętnie, spoglądając na zegar.

— Około dwudziestej drugiej — westchnął, wkładając swoje palce między moje potargane włosy. — Powiem mamie, że zostałem w szkole pomagać w sprzątaniach po festynie.

— Skoro mamy dwie godziny... — zacząłem. — Mogę zabrać cię na przejażdżkę? — zapytałem z nadzieją w głosie, błagając w myślach, aby się zgodził.

— Pewnie — uśmiechnął się w najpiękniejszy sposób, sprawiając, że ja również szeroko się uśmiechnąłem.

— Świetnie.  


Najbardziej ze wszystkich pór roku lubiłem ten czas, kiedy letnie słońce zachodziło, miasto pachniało nocą i wolnością, a obok mnie siedział uśmiechnięty Baekhyun w mojej bluzie, wyglądając jak ósmy cud świata.

— Niebo jest dzisiaj wyjątkowo piękne — powiedział blondyn, uśmiechając się do zachodzącego słońca i z zapałem otwierając szybę, już po chwili wyciągając głowę na zewnątrz.

Nie mogłem skupić się na drodze, kiedy jego włosy były rozwiewane przez wiatr, zaróżowione promienie słońca oświetlały jego gładką twarz, a malinowe usta ułożone były w uśmiechu prawdziwego, szczerego szczęścia.

— Szybciej, Chanyeol! — krzyknął, uśmiechając się do mnie i wychylając z okna jeszcze mocniej. Łapał między swoje dłonie ciepły wiatr, a ja przyspieszyłem, jadąc praktycznie pustą drogą.

— Nagle nie boisz się ze mną jeździć? — uniosłem brew. — Przypominam ci, że nie mam prawa jazdy — zaśmiałem się, przypominając sobie, w jaką panikę wpadł chłopak, kiedy dowiedział się tego po raz pierwszy.

— Ufam ci — powiedział, uśmiechając się do mnie delikatnie, po czym znów wrócił do zabawy z wiatrem, który muskał jego delikatną skórę i zamknięte powieki.

A ja poczułem, jak robi mi się cieplej.

Zanim dojechaliśmy na miejsce, słońce zdążyło już się schować, pozostawiając na niebie jedynie kolorową paletę barw i pierwsze, małe gwiazdy.

— Żwirownia? — Baekhyun zmarszczył brwi, czytając napis na tabliczce. — Zakaz wstępu, grozi niebezpieczeństwem, wchodzenie karalne?

— Nie zwracaj na to uwagi. W ciągu kilkunastu lat tylko raz widziałem tutaj policję, z resztą oni wolno biegają — uśmiechnąłem się, łapiąc jego rękę i ciągnąc go za sobą w górę. — Musimy przejść mały kawałek — dodałem, rozglądając się dookoła. — Nie pamiętam, kiedy ostatnio tutaj byłem, ale na pewno nie przez najbliższe trzy lata, które były przepełnione problemami i spiskami.

— Co to w ogóle za miejsce?

— Przychodziłem tutaj często, kiedy całe dzieciństwo rodzice byli zapracowani — wytłumaczyłem, niechętnie wracając do tamtych czasów. — Może to głupie, ale czasami mam wrażenie, że właśnie to miejsce mnie wychowało — prychnąłem.

— Stara żwirownia?

— Dokładnie. Tutaj pierwszy raz byłem pijany, pierwszy raz się całowałem, urządziłem pierwszą imprezę, pierwszy raz się biłem. W czasach gimnazjum przychodziliśmy tutaj praktycznie całą bandą, niekiedy łamiąc drzewa — uśmiechnąłem się, przypominając sobie, jak Jongin zawiesił się na grubej gałęzi, która po kilku sekundach spadła wraz z nim, przez co dobry miesiąc chłopak chodził z guzem na czole. 

— Dalej tak naprawdę nie mam pojęcia, przez co wy wszyscy się pokłóciliście — mruknął Baekhyun, rozglądając się po polach, ciągnących się dookoła i małym laskom, tuż pod wzgórzem.

— Szczerze? — uniosłem brew, patrząc w jego oczy. — Chyba nikt z nas tego nie wie. Zaczynało się od drobnych sprzeczek, niewłaściwych związków i toksycznych miłości, pomieszanych z ciągłymi aktami zazdrości. 

  — I to tyle? — zmarszczył brwi, kiedy doszliśmy już na samą górę. Uśmiechnąłem się smuto, obserwując małe, oddalone domki, ogromne pola, małe lasy i kolorowe niebo, dodające wszystkiemu uroku. Wielka przepaść wypełniona była śpiewami ptaków, cichym strumykiem na samym dole i osuwającymi się kamieniami. — Nie mówię, że to mało, ale czy naprawdę można aż tak się znienawidzić?

— Wiesz co nas tak naprawdę zniszczyło? — zapytałem, spoglądając na niego i ściskając trochę mocniej jego dłoń. Chłopak spojrzał mi głęboko w oczy, machając na boki głową, a ja znów odwróciłem wzrok ku widokowi. — Miliony kłamstw, Baekhyun. Kłamstw, które nie powinny mieć nigdy miejsca, kłamstw, które nas zniszczyły i zostały w nas na zawsze.  

A Baekhyun jedynie zamilkł, również przyglądając się niebu i chyba nadal nie zdając sobie sprawy z tego, jak niebezpiecznie toksyczny mogę być dla niego.


 Śpiew ptaków mieszał się z radosnym i głośnym śmiechem Baekhyuna, który zaczął dusić się moim papierosem, z małym grymasem na twarzy oddając mi go i dalej wymachując nogami nad przepaścią.

— Nie przypuszczałem, że będziesz taki — odezwał się wreszcie, przyglądając się moim ustom, wypuszczającym dym.

— Jaki? — uniosłem brew, opierając się o jedną rękę i bawiąc się dymem. Czułem na swoim policzku delikatnie chłodny wiatr, który rozwiewał blond włosy Baekhyuna i mieszał się z zapachem naszej wspólnej nocy, która była wręcz idealna.

— Od zawsze wydawałeś mi się bardziej chłodny — przyznał, wzruszając ramionami. — Nie pomyślałbym nigdy, że kiedykolwiek mogłoby być ci przykro. Zawsze uważałem cię za zwykłego idiotę i dupka, któremu chodzi tylko o jedno. W sumie to przykre, że ludzie oceniają innych tak szybko.

— Ta — sapnąłem. — Chociaż jestem dupkiem.

— Nie uważam tak.

— Naprawdę? — zmarszczyłem brwi, patrząc prosto w jego uśmiechnięte oczy i wypuszczając powtórnie dym.

— Tak, bo poznałem cię bliżej — powiedział, spuszczając wzrok na dłonie, które bawiły się kamieniami. — Jesteś naprawdę dobry, Chanyeol.

I właśnie wtedy, poczułem tak cholerne ciepło, rozsadzające mnie od środka, że gdybym w tym momencie go nie pocałował, nie byłbym sobą.

Baekhyun mruknął cicho z zaskoczenia, kiedy przyciągnąłem go blisko do siebie i złączyłem nasze usta razem, wreszcie czując go najbliżej siebie. Całowaliśmy się powoli, upajając się tą nocą i ciesząc się z tego, że byliśmy w tamtej chwili razem.

Starałem się każdą sekundę i każdy pocałunek doceniać z całego serca i delektować się nim najmocniej, jak tylko potrafię. Objąłem dłońmi jego policzki, czując się tak, jakbym trzymał właśnie cały swój świat i tak, jakby to właśnie Baekhyun był tą jedyną osobą, z którą mógłbym robić dosłownie wszystko.

— Baekhyun — wysapałem, kiedy oderwaliśmy się od siebie z cichym mlaśnięciem. Oparłem swoje czoło o jego, patrząc się prosto w jego radosne oczy, wypełnione po brzegi czymś, co powodowało, że czułem się szczęśliwszy. — Chcę cię, rozumiesz? Chcę z tobą cieszyć się każdą sekundą, każdym oddechem, każdym dniem. Chcę z tobą przeżyć całą swoją młodość, upijać się o wschodzie i zachodzie słońca, żegnać cię przed snem i witać od razu po twoim przebudzeniu. Pragnę cię widzieć, jak się skupiasz, denerwujesz na mnie, śmiejesz się, patrzysz na mnie tak jak teraz. Chcę być przy tobie zawsze i do końca, nie wiem, czy oszalałem, ale wiem, że nie chcę cię ani ranić, ani żegnać cię na długo. Nienawidzę patrzeć, jak już odchodzisz i nie wiedzieć, kiedy znów cię zobaczę gdzieś indziej niż w myślach lub zastanawiać się godzinami czy napisać, zadzwonić, spotkać przypadkiem czy po prostu ignorować i... — nabrałem powietrza, nie kontrolując już powoli swoich słów i głaszcząc miękkie policzki Baekhyuna. Wypuściłem powietrze z ust, zamykając oczy i delikatnie spuszczając głowę w dół, oblizując usta. — Przepraszam, chyba za dużo powiedziałem — dodałem, widząc jak twarz Baekhyuna dalej pozostaje tak samo obojętna.

— Park Chanyeol — odezwał się po kilku sekundach ciszy, sprawiając, że znów na niego spojrzałem. Jego policzki były delikatnie zaróżowione, wzrok patrzał na mnie łagodnie, a oczy stały się szklane. — Czy to znaczy, że czujesz to, co ja? — zapytał, patrząc na mnie z nadzieją w oczach.

I nie miałem pojęcia, czy to odpowiedni moment, czy powonieniem tak powiedzieć, czy nie pospieszyłem się, ale wiedziałem najważniejsze.

Wreszcie wiedziałem, co czuję.

— Kocham Cię, Byun Baekhyun — powiedziałem z małą nutą niepewności w głosie, bojąc się o to, co powie. On jedynak roześmiał się melodyjnie, łapiąc w swoje dłonie moje ręce i ścisnął je.

— Kocham Cię również, Park Chanyeol.

I mogłem przysiąc, że były to najpiękniejsze słowa, jakie kiedykolwiek usłyszałem.

Wszystko wyglądało tak idealnie, a wisienką na torcie miał być nasz pocałunek, jednak jak zwykle coś musiało pójść nie tak.

Zauważyłem, jak Baekhyun podnosi głowę, patrząc na coś za mną, a światła odbijały się w jego oczach, mieszając się z przerażeniem i strachem. To wglądało tak realistycznie, że aż bałem się odwrócić, nie chcąc wiedzieć, co znajduje się za mną.

— Chanyeol? — szepnął niepewnie, na co zmarszczyłem mocno brwi, po chwili odwracając się powoli do tyłu i natychmiastowo czując, jak moje serce przestaje bić.

— O kurwa.  




















________

po tak długiej przerwie, aż nie chcę mi się wierzyć, że wreszcie pojawił się rozdział:(

przepraszam Was bardzo mocno, brak czasu i inne prace robią swoje, a gdy dochodzi do tego brak weny - totalna porażka. 

mimo to, mam nadzieję, że nie zawiodłam Was rozdziałem i dalej ktokolwiek to czyta!♥

obiecuję, że kolejny part pojawi się szybciej, tym samym życzę Wam udanego sierpnia i masę wypoczynku!

see u soon, lovely.♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro