♡seventeen♡
jestem zbyt wystraszony, by zacząć.
mogę posmakować gorzkiego zapachu w moich ustach.
Słów: 4260
Nie potrafiłem panować nad swymi czynami i ruchami. Moje pięści same ciągnęły się do twarzy Jongina, chociaż doskonale wiedziałem, że powinienem przestać. Z moim kolejnym uderzeniem z jego nosa polała się krew, o jego dłonie próbowały mnie odpychać, co niestety mu nie wychodziło.
- Czy ty, kurwa, nie potrafisz trzymać łapsk przy sobie?! - krzyknąłem, kopiąc go z kolana w brzuch. Po chwili poczułem jak oddaje mi cios, uderzają mnie mocno z pięści w twarz.
- Ty mi to mówisz? - wysapał, mocno popychając mnie na szafę. Starł rękawem krew cieknącą z jego nosa, po czym kopnął mnie w podbrzusze, przez co ciche sapnięcie wydobyło się spomiędzy moich warg. - Ja przynajmniej nie zdradzam dziewczyny, sukinsynu. I nie pieprzę go gdzie popadnie. I przynajmniej Baekhyun woli mnie, nie Ciebie.
- Ty skurwielu - wycedziłem przez zęby, czując jak przez jego słowa moja krew się gotuje. Złapałem jego głowę, szarpiąc nią mocno w dół i kopnąłem go mocno z kolana w nos. Jego syknięcie i jęk bólu był w tamtym momencie moim ulubionym dźwiękiem. - Zabiję Cię - powiedziałem, popychając go mocno do tyłu. Miałem ochotę złapać za pierwsze lepsze ostre narzędzie i przeciąć jego krtań, patrząc jak umiera i powoli się wykrwawia.
- Baekhyun nigdy nie będzie twój, idioto - powiedział, ukazując swoje brudne od krwi zęby. - Nawet na niego nie zasługujesz w jednym procencie.
- Zamknij się wreszcie, bo przysięgam, że zaraz Cię zabiję - warknąłem, przyciskając go mocno do ściany. Kilka ramek ze zdjęciami i obrazów spadło na podłogę, jednak nie zwróciłem na to uwagi. Byłem zbyt zajęty zaciskaniem mojej dłoni na jego gardle.
- Co ty w nim widzisz, że tak Ci zależy, co Yeol? - wysapał, przez co moja ręka zacisnęła się jeszcze bardziej. - Przecież już zaliczyłeś tę dziwkę, dał Ci dupy.
Byłem pewny, że nie da się mnie już bardziej zdenerwować. Nie przypuszczałem nawet, że ktoś będzie zdolny do takiego wyprowadzenia mnie z emocji i wywołania we mnie tyle złości i szału jednocześnie. Przez chwilę po prostu na niego patrzałem, jakby ktoś właśni mi powiedział, że zamordowano mi matkę. Moja dłoń dalej zaciskała się na jego krtani, a idiotyczny uśmiech nie schodził z jego ust, chociaż już widziałem, że brakuje mi powietrza.
- Chanyeol! - stłumiony krzyk Taemina obił się o moje uszy, jednak nie zwróciłem na to uwagi. - Chanyeol!
Przecież już zaliczyłeś tę dziwkę, dał Ci dupy.
Dziwkę.
Dał Ci dupy.
- Chanyeol, ty go zaraz udusisz!
Miałem wrażenie, że przez tyle emocji naraz, które miały kontrolę nad moim ciałem i umysłem, zaraz oszaleję. Wszystko działo się okropnie szybko, a jednocześnie powoli. Nie pamiętałem nawet momentu, w którym złapałem mocno ledwo przytomnego Jongina za koszulkę i z całej siły nim potrząsnąłem. Jego ciało było wiotkie, jednak nawet to nie zatrzymało moich ruchów. Powiedziałem kilka wulgarnych obelg w jego stronę, których już nawet nie pamiętam i ostatnią rzeczą, jaką zrobiłem z jego ciałem, było mocne popchnięcie na szklany stolik, stojący w rogu pokoju.
- Chanyeol!
Usłyszałem tylko krzyk i głośny trzask, kiedy nagle pełno szkła rozleciało się dookoła, a wyczerpane ciało Jongina leżało na całym skupisku pękniętego stolika. Po chwili cały pokój wypełnił się dźwiękiem mojego głośnego dyszenia i syknięć Jongina.
- Chanyeol czy ty oszalałeś?! - nagle Taemin pojawił się koło mnie, a widoczne przerażenie w jego oczach uświadomiło mnie o tym, co właśnie przed chwilą zrobiłem. Blondyn złapał mnie za ramię, patrząc mi prosto w twarz. - Uspokój się, prawie go zabiłeś.
- Mogłem go zabić - warknąłem, strzepując jego rękę. Taemin za to podbiegł do Jongina, pomagając mu wstać ze szkła, co uczynił w miarę sprawnie. Przetarłem rękawem twarz, kiedy poczułem, że z mojej brwi i kącika ust spływa powoli krew. Starałem wyregulować swój oddech i się uspokoić, kiedy Kai z syknięciami na ustach zawieszał się na Taeminie.
- Widzisz, co zrobiłeś? Czemu jesteś tak bardzo popierdolony? Zapłacisz mi za to - warknął w moją stronę, rzucając kawałkiem szkła. Miał całe rozerwane spodnie i koszulkę, a kilka głębokich ran z kawałkami szkła mocno krwawiły.
- Musimy jechać do szpitala, Chanyeol - powiedział Taemin, na co jedynie parsknąłem.
- I co jeszcze? Może mam go przeprosić i opłacać lekarza? Nie pomagam sukinsynom i gwałcicielom.
- Zamknij się, bo jak -
- Cicho, Jongin - przerwał mu Taemin, poprawiając jego ramię na swoim barku. - Zabieram Cię do szpitala.
Po tych słowach zaczął pomagać Jonginowi w stawianiu kroków, wypytując o dokumenty i komórkę. Obserwowałem niespokojnie tę scenę, dopóki nie znaleźli się na mojej wysokości, wychodząc już z pokoju.
- Pamiętaj, że mi za to zapłacisz - syknął opryskliwie w moją stronę. - Wynoś się z tego domu jak najszybciej i więcej się tutaj nie pojawiaj.
- Nie mam najmniejszego zamiaru - warknąłem. - A ci radzę pogodzić się z porażką - na moje usta wpłynął zwycięski uśmiech, a widząc jak Jongin się denerwuje, marszcząc mocno brwi i ledwo kuśtyka do drzwi, rozpierała mnie duma. Co prawda byłem zdziwiony, że już po kilku minutach usłyszałem dźwięk zamykanych, frontowych drzwi, a ta dwójka zostawiła mnie samego w domu Jongina, co było swego rodzaju dziwne. Przecież mogłem w tym momencie zrobić cokolwiek chciałem.
Gdy rozejrzałem się po pokoju, dalej będąc przytłoczony zdarzeniami sprzed kilku minut, moje serce zamarło. Stanąłem jak wryty, wpatrując się w obraz, jaki się przede mną malował.
Wiotkie ciało Baekhyuna leżało na rozwalonym prześcieradle, z rozpiętymi spodniami i pogniecioną koszulką. Jego włosy roztrzepane były na całej głowie, a spokojny wyraz twarzy sprawiał, że sam zacząłem czuć, jak ogrania mnie spokój. Podszedłem do łóżka, dalej wpatrując się w jego piękno i opanowanie, aż wreszcie zrozumiałem, czemu tak jest.
Przecież on zemdlał.
Momentalnie uleciał ze mnie cały spokój, a na jego miejscu pojawiła się niechciana przeze mnie panika. Bez większego namysłu nachyliłem się nad nim, dotykając powoli jego policzka.
- Baekhyun? Słyszysz mnie? - zapytałem, ostrożnie ściskając jego ramię. - Baekhyun? - powtórzyłem, gdy chłopak nie odpowiedział mi ani się nie poruszył. Sprawdziłem mu niepewnie puls, nie mając pojęcia jak to właściwie zrobić. Jednak gdy poczułem spokojne tętno, przykładając dwa palce do jego nadgarstka, delikatnie się uspokoiłem. Dalej nie wiedziałem, co robić w takiej sytuacji. Oczywiście najchętniej po prostu patrzyłbym na niego, kiedy rysy jego twarzy są tak delikatne i spokojne, a jego malinowe wargi pozostają lekko uchylone, chociaż nie było to najlepszym wyjściem.
Postanowiłem, że najlepiej będzie, jak zaniosę go do mojego auta i zawiozę do domu. Delikatnie podniosłem jego drobne ciało z materaca, układając go w swoich ramionach. Był zimny, co bardzo mnie zaniepokoiło i jednocześnie zmotywowało do dalszego działania, przez co już po sekundzie znalazłem się w holu. Czułem jego ciepły oddech na mojej szyi, a sposób w jaki jego ciało leżało w moich rękach i to, jak bardzo kruche było, powodowało znów narastającą we mnie złość na Jongina.
Jak najszybciej opuściłem ten okropny dom, a gdy już znalazłem się przy moim aucie, usłyszałem cichy głos Bekhyuna.
- Chanyeol?
- To ja - uśmiechnąłem się, widząc jak chłopak marszczy brwi, otwierając powoli oczy. Poczułem ogromną ulgę słysząc jego głos.
- Czekaj - mruknął, patrząc na mnie niewyraźnie. Rozejrzał się dookoła, aż wreszcie znów powrócił swoimi przymrużonymi oczami na moją twarz. - Co się dzieje? Co ty tu robisz? I czemu mnie gdzieś niesiesz?
Zaśmiałem się jedynie na jego słowa, otwierając drzwi do samochodu.
- Znów Cię ratuję, księżniczko.
♡
- W szpitalu? - Baekhyun wytrzeszczył szeroko oczy, gdy jadąc autem opowiadałem mu wszystko, co się wydarzyło. - Boże, Chanyeol co ty mu zrobiłeś?
- Ma trochę ran, ale i tak go oszczędziłem - mruknąłem. - Baekhyun, on cię prawie zgwałcił, do kurwy nędzy. Powinieneś mi dziękować, że się tam pojawiłem. Inaczej byś teraz miał jego penisa między nogami, a chyba tego nie chciałeś, prawda? - uniosłem brwi, zaciskając mocniej dłonie na kierownicy.
- Nie - odpowiedział cicho, spuszczając delikatnie wzrok na swoje dłonie. Nie wiedziałem czemu atmosfera między nami była tak napięta, jednak nie potrafiłem w tamtym momencie racjonalnie myśleć. Dalej miałem przed oczami twarz Jongina i jego okropne słowa w głowie, a najgorsze było to, że Baekhyun wyglądał zupełnie tak, jakby fakt, że o mało nie został zgwałcony przez Kai'a, w ogóle go nie przejmował.
- Mów mi gdzie mam jechać - mruknąłem cicho w stronę blondyna, wjeżdżając na skrzyżowanie. Kiedy po kilku sekundach nie otrzymałem od niego odpowiedzi, wreszcie na niego spojrzałem.
I naprawdę nie spodziewałem się, że po całej jego twarzy będą spływać słone łzy.
- Baekhyun?
- Na lewo i cały czas prosto - załkał, przecierając dłońmi łzy. - Tylko błagam, szybko.
♡
- Naprawdę nie chcesz mi nic powiedzieć? - zmarszczyłem brwi, czując się skrępowany. Pierwszy raz przejąłem się czyimś płaczem i naprawdę chciałem pomóc Baekhyunowi, jednak nie wiedziałem ani w czym, ani jak to uczynić. Dlatego jedynie spytałem się, czy wszystko w porządku, nerwowo zaciskając dłonie na kierownicy.
- Tak, po prostu za dużo emocji naraz we mnie uderzyło - odpowiedział, pociągając głośno nosem. - Już jest dobrze, przepraszam.
- Nie masz za co przepraszać - mruknąłem, odwracając zmieszany wzrok od blondyna. Wbiłem swoje spojrzenie w przednią szybę, uciszając radio, które cicho grało letnie hity tego roku.
- Powinienem już iść - powiedział, odpinając powoli pasy. Naprawdę chciałem go zatrzymać, powiedzieć, aby został i mi się wyżalił, aby dał mi szansę żebym mógł poprawić mu humor i sprawić, żeby na jego twarzy znów zagościł ten promienny uśmiech. Miałem ochotę przyłożyć sobie w twarz, gdy na jego słowa jedynie pokiwałem głową.
- Poradzisz sobie?
- Tak. Jestem sam w domu, więc nie będę musiał się tłumaczyć mamie - odpowiedział, spoglądając na mnie ostatni raz szklanymi oczami, po czym złapał za klamkę. - Jeszcze raz dziękuję. Cześć.
- Tak, cześć.
Dopiero wtedy, gdy głośny trzask drzwi rozbrzmiał po wnętrzu samochodu, a mój wzrok powędrował do sylwetki Baekhyuna wchodzącego na teren domu, zrozumiałem, jak bardzo chciałem go zatrzymać.
I nawet wesołe, wakacyjne ballady radiowe nie zdołały zastąpić mi jego obecności.
B A E K H Y U N:
Nie potrafiłem się uspokoić.
Nie wiedziałem, czy bardziej bolał mnie fakt, że prawie zostałem zgwałcony przez swojego przyjaciela, czy przez to, że Chanyeol po prostu odjechał, zostawiając mnie samego. Lub może też przez to, że od kilkunastu minut przeszukiwałem cały dom, szukając czegokolwiek słodkiego do jedzenia. W zamrażalce nie było nawet lodów, a lodówka świeciła pustkami, świetnie.
- Ugh - jęknąłem, opierając się o ścianę, po czym zjechałem na dół, siadając na zimnej podłodze. Miałem wrażenie, że moje oczy płoną przez ilość wylanych łez, których nawet już nie miałem w zapasie. Wyciągnąłem telefon z tylnej kieszeni, wybierając numer Luhana. Był moją ostatnią deską ratunku.
- Halo?
- Luhan, dzięki Bogu - westchnąłem. - Już bałem się, że nie odbierzesz.
- Coś się dzieje? Masz jakiś przygnębiony głos.
- Um, mógłbyś do mnie przyjechać? Najlepiej teraz?
- Dzieje się coś poważnego? - zapytał, z lekkim przejęciem.
- Czy to istotne? - zmarszczyłem brwi. - Po prostu mam okropny humor, potrzebuję Cię. I to bardzo.
- Baek... - westchnął. - Wiesz, nie wiem czy to najlepszy pomysł. Jestem teraz trochę zajęty...
- I nie dasz rady przyjechać? Proszę, nie chcę być teraz sam - powiedziałem, łamiącym się głosem. Nie wiem co takiego się stało, jeszcze miesiąc temu na samo hasło "mam zły humor", Luhan biegłby do mnie z siatką jedzenia. - Słuchaj, wiem, że ostatnio nie jest między nami najlepiej. Ty masz Sehuna, ja spotykałem się z J-jonginem i mamy dla siebie coraz mniej czasu... - pociągnąłem nosem. - Jednak dalej jesteś moim przyjacielem, Luhan. Jeżeli tylko potrzebujesz pomocy, jestem gotów dla Ciebie rzucić wszystko. Pamiętasz, jak codziennie piliśmy Coca-Colę na bosiku? Albo jak złamałeś sobie nogę na sankach, gdy wjechaliśmy razem w drzewo? - powiedziałem, cicho się śmiejąc. - Wiemy o sobie praktycznie wszystko, albo wiedzieliśmy do czasu. Nie możemy pozwolić, żeby ktoś między nas wszedł, żadna osoba i żaden sekret, Lu... Poza tym, kocham Cię całym se -
- Baek - nagle głos Luhana przerwał mi mój monolog, a ja już zdążyłem ucieszyć się, że mi pomoże i przyjdzie mnie nakarmić. - Muszę kończyć, przepraszam.
- Ale, Lu...
- Przepraszam, naprawdę. Muszę iść... pomóc tacie, właśnie mnie woła - powiedział, a ja już wiedziałem, że było to jedno wielkie kłamstwo.
- Oh, rozumiem...
- Może zadzwoń do Jongina. On na pewno Cię wysłucha - powiedział, starając się mówić jak najprzyjaźniej tylko umiał, co i tak mu w tej chwili nie wychodziło.
- Tak, pewnie. Zadzwonię do J-jongina - zająkałem się, czując jak łzy nagle napływają do moich oczu. Czułem się jak najgorsze ścierwo i wyrzutek, jakby nikt na tej planecie nie chciał mi pomóc i choć przez chwilę mnie wysłuchać. Nawet Luhan, który poprawiał mi kiedyś humor nawet wtedy, gdy narzekałem na to, że mam za mało ubrań. - Cześć.
Gdy tylko chłopak się rozłączył, rzuciłem telefonem w kuchenny blat, czując jak frustracja i smutek wyżerają mnie od środka.
Ostatnią rzeczą, jaka mi pozostała było wypłakanie się w mój różowy kocyk i zatopienie się w wielkim łóżku. Jednak zanim to uczyniłem, kilkoma sprawnymi ruchami zrzuciłem ramki ze zdjęciami z moich ścian w pokoju. Wszystkie były poświęcone specjalnie dla Luhana, mnie oraz naszych wspólnych, najlepszych chwil.
Mój płacz komponował się z dźwiękiem rozbijanego szkła i cichym, żałosnym łkaniem.
♡
- Co do cholery... - ciche sapnięcie wypłynęło z moich warg, kiedy głośny trzask drzwi frontowych i rozbitego szkła dotarł do moich uszy. Przetarłem oczy, mrucząc pod nosem, po czym przewróciłem się na drugi bok, przypominając sobie, jak bardzo niezdarna moja mama potrafi czasem być. Westchnąłem głośno, kiedy usłyszałem kolejny trzask dobiegający z dołu. - Moment - mruknąłem, marszcząc brwi.
To nie moja mama hałasuje na dole.
Moja mama jest kilkadziesiąt kilometrów stąd.
Moje serce momentalnie zaczęło bić z niewiarygodną szybkością, a myśli w mojej głowie definitywnie nie pomagały mi w uspokojeniu się.
To kolejny gwałciciel.
Boże, a co jak to Jongin?
Mamo, wracaj. Jednak nie mam aż piętnastu lat, ja mam tylko piętnaście lat.
Jaki był numer na policję? 766?
Boże, ten ktoś chce mnie porwać.
Czy ja zamykałem drzwi od domu?
Gwałciciel, morderca, psychopata.
Jak skoczę z trzeciego piętra to umrę?
To nie jest sen, Baekhyun.
A co jak jestem opętany i to tylko w mojej głowie?
Czemu ja nie mam jeszcze psa obronnego?
Przyłożyłem sobie dłoń do czoła, czując jak robi mi się okropnie gorąco. Pierwszy raz byłem w takiej sytuacji i nie miałem najmniejszego pojęcia, jak się zachować. Jednak kulminacyjny moment był wtedy, gdy do moich uszu dobiegł dźwięk wchodzenia po schodach. Kimkolwiek była ta osoba, nie była na pewno dyskretna. Mogłem usłyszeć każdy jej krok, szelest siatek i ciche przekleństwa.
Starałem się myśleć racjonalnie i wpaść na jakiś plan, tak samo jak Kevin sam w domu, jednak gdy nagle ktoś złapał za klamkę od mojego pokoju, rzuciłem się na poduszki, udając, że śpię.
Gratulację, Baekhyun.
Skrzypnięcie drzwi i głośny szelest siatki dobiegły do moich uszu, alarmując mnie, że gwałciciel, morderca lub psychopata właśnie znajduje się w moim pokoju. Nawet nie przypuszczałem, że tak cholernie trudne będzie symulowanie snu, gdy nieznajoma mi osoba właśnie chodzi po moim pokoju.
Ewidentnie słyszałem szelest kilku siatek i zderzających się ze sobą butelek, co tylko potęgowało mój strach. Zacisnąłem mocno powieki, bojąc się je otworzyć, gdy poczułem, jak ktoś zbliża się do mojego łóżka.
Spodziewałem się dosłownie wszystkiego - gwałciciela, mordercy, psychopaty, pedofila, demona, nawet przez myśl przeszła mi Jennie bądź Jiwoo, ale nigdy nie pomyślałbym, że jeszcze tego dnia i w tym momencie moje nozdrza wyczują mocny, męski perfum a ciepła dłoń Chanyeola pogładzi mój policzek.
Dopiero teraz moje serce naprawdę oszalało.
- Jesteś naprawdę śliczny, kiedy śpisz - powiedział, zataczając kciukiem relaksujące kółka na moim policzku, który zapewne topił się już w czerwieni. - Ale nie musisz już udawać.
I właśnie tymi słowami zepsuł cały nastrój, jednocześnie powodując, że oblała mnie fala zażenowania.
- Musiałem udawać, bo byłem pewny, że jesteś mordercą - powiedziałem, chcąc brzmieć wrednie, jednak jego dłoń na mojej twarzy sprawiała, że miałem ochotę latać i rozsyłać miłość wszystkim ludziom na ziemi, w tym jemu. - Co ty w ogóle tu robisz? Jak tu wszedłeś i czemu nawet nie dzwoniłeś? - zapytałem, wreszcie zbierając w sobie odwagę, aby otworzyć oczy. Zrobiłem to bardzo powoli, przygotowując się na widok, jaki zaraz miałem ujrzeć. Oczywiście i tak dostałem palpitacji serca.
Jego czerwone włosy delikatnie opadały na świecące oczy, usta były wyjątkowo czerwone a sposób, w jaki na mnie patrzył sprawiał, że na całym moim ciele pojawiały się ciarki. Nie mogłem uwierzyć, że Chanyeol właśnie siedzi obok mnie, przyglądając się mi intensywnie i głaszcze delikatnie kciukiem mój policzek.
- Dzwoniłem, ale nie odbierałeś - odpowiedział, zabierając swoją dłoń z mojej twarzy, przez co nagle otuliło mnie nieprzyjemne zimno. - Stwierdziłem, że nie powinienem tak cię zostawiać, jeżeli widziałem, że płaczesz i... Nie wiem, coś po prostu kazało mi tutaj wrócić i tylko zapytać, czy wszystko dobrze.
- Um, okej - mruknąłem. - Dziękuję.
To było jedyne, na co było mnie stać. Miałem ochotę na niego wskoczyć i całego wyściskać, powiedzieć jak bardzo potrzebowałem kogoś obecności i chociaż garstki troski, jednak jedynie mu podziękowałem, czując się dziwnie z faktem, że przyjechał tutaj specjalnie dla mnie.
- Jak nie odbierałeś trochę się zmartwiłem, dlatego po prostu przyjechałem - odparł, dalej na mnie patrząc. - Nie powinieneś chować klucza w doniczce koło drzwi, to banalne - prychnął, na co jedynie zgromiłem go wzrokiem. Doniczka była o wile lepsza od wycieraczki. - Wchodząc do domu zbiłem jakiś wazon, przepraszam, ale nie widziałem go.
- Jeżeli mówisz o złotym wazonie mojej mamy, to wiedz, że już po tobie.
- Nie, to był chyba żółty - powiedział, marszcząc w zamyśleniu brwi. Odetchnąłem z ulgą, wiedząc, że złoty wazon jest cały. Mama zabiłaby mnie, gdyby coś się mu stało. - Dużo płakałeś, prawda?
- Czemu tak wnioskujesz? - tym razem to ja zmarszczyłem brwi.
- Masz szklane i czerwone oczy - powiedział, kiwając głową w moją stronę. Musiałem przyznać, że fakt, że to zauważył był okropnie rozczulający. - Poza tym twój głos jest jakiś taki... przygnębiony?
- Uh, przepraszam. Pewnie wyglądam koszmarnie - mruknąłem, bijąc się w myślach. Przecież mogłem przewidzieć to, że ktoś włamie się mi do domu i się pomalować, albo chociaż ułożyć włosy. Momentalnie poczułem jak moje oczy robią się mokre, przez myśl, że wyglądam źle przy kimś takim jak Chanyeol. Chciałem dla niego wyglądać idealnie, sprawiać aby jego zmysły szalały, gdy tylko na mnie spojrzy, nosić ubrania, jakie się mu podobają i po prostu być dla niego sztuką. - Pójdę do łazienki się ogarnąć - oznajmiłem, niespokojnie wstając z łózka, jednak silna dłoń czerwonowłosego mi w tym przeszkodziła.
- Przestań, wyglądasz pięknie - powiedział, unosząc delikatnie brwi. - Zawsze ładnie wyglądasz - dodał, przyciągając mnie delikatnie w swoją stronę, tak, że stałem naprzeciwko niego, patrząc w jego oczy z góry.
- Naprawdę?
- Tak i nie musisz się tak bardzo przejmować wyglądem. Nikt Ci nie dorówna - powiedział, patrząc prosto w moje oczy. Czułem, jak moje serce odmawia posłuszeństwa, a świat zaczyna wirować przez ilość miłych słów, jakie Chanyeol wypowiedział przez te kilka minut. Sama jego obecność sprawiała, że szalałem, tak samo jak jego dłoń na moim nadgarstku.
- Dziękuję - szepnąłem, delikatnie się uśmiechając. - Ale i tak pójdę do łazienki.
- Czekaj - powiedział, wstając z łózka. - Lepiej tam nie idź, na podłodze jest sporo szkła.
- Jakim cudem ty w ogóle zbiłeś ten wazon? - prychnąłem, uśmiechając się.
- Siatka wyślizgnęła mi się z rąk i w niego uderzyła, przepraszam.
- Czekaj, właśnie - powiedziałem, przypominając sobie o reklamówkach, które tak okropnie szeleściły. - Co jest w tych siatkach? - zapytałem, unosząc do góry brew.
- Oh, no właśnie - powiedział, drapiąc się po karku. - Nie chciałem przychodzić z pustymi rękoma i... Sam nie wiem, czy to lubisz, ale pojechałem do sklepu, a potem stwierdziłem, że kupię Ci coś lepszego i tak jakoś wyszło, ale...
- Moment - przerwałem mu, czując jak moje serce przechodzi piąty zawał w ciągu kilkunastu minut. Wytrzeszczyłem delikatnie oczy, powtarzając w głowie jeszcze raz słowa Chanyeola. - Kupiłeś mi... jedzenie?
- Tak, jedzenie - odpowiedział, patrząc na mnie z lekkim zdziwieniem.
- I słodycze też?
- Tak, słodycze też - odpowiedział, marszcząc brwi. Ja natomiast w tamtym momencie byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, a widząc, jak bardzo wypchane są obydwie siatki, nie mogłem powstrzymać się przed głośnym piskiem. Nie panowałem przez moment nad moimi ruchami, dlatego już po sekundzie wskoczyłem na zdumionego chłopaka, owijając swoje nogi wokół jego pasa i ręce na karku.
- Chanyeol! - pisnąłem, kiedy nasze twarze dzieliły milimetry. Uśmiechnąłem się jak najszerzej tylko potrafiłem, czując jak ciepło wyżera mnie od środka. - Uwielbiam Cię!
- Ja też Cię uwielbiam, Baekhyun - zaśmiał się, delikatnie łapiąc mnie za plecy. Nasze twarze były naprawdę blisko i wystarczyłoby tylko kilka milimetrów, aby nasze wargi złączyły się ze sobą. W porę jednak się ocknąłem, dalej z szerokim uśmiechem na ustach zeskakując z Chanyeola.
- Chodźmy jeść.
♡
- Nie wiedziałem jakie lubisz, więc wziąłem jedno czekoladowe, drugie truskawkowe, a trzecie czekoladowo-truskawkowe - powiedział, kiedy po kolei wyciągał zwartość siatek. Siedziałem po drugiej stronie blatu, patrząc jak powoli wyciąga wszystko i opisuje, a moje serce biło niewyobrażalnie szybko. Miałem ochotę zjeść to wszystko naraz, widząc jak Park wyciąga najróżniejsze ciasta, babeczki, muffiny i ciasteczka na stół.
- Boże... Jedzenie to najlepsze, co mogłeś wybrać - powiedziałem, opierając brodę na łokciach. - Ale chyba wydałeś na to wszystko fortunę.
- Możliwe, ale widząc twój wielki uśmiech, gdy na to patrzysz, nie żałuję żadnych pieniędzy, jakie na to wydałem - powiedział, jakby był nieświadomy swoich słów i wyrzucił puste siatki do kosza. Patrzyłem na niego w zdziwieniu z lekko rozwartymi wargami, przetwarzając jeszcze raz wszystkie słowa, jakie przed chwilą powiedział.
- To... miłe. Dziękuję - powiedziałem, czując jak oblewa mnie rumieniec. Nie byłem gotowy na taką dawkę czułości z jego strony i szczerze nie miałem pojęcia, co się z nim stało. Przecież nigdy taki nie był.
- Mam coś jeszcze - powiedział, szybko zmieniając temat. - Tak na poprawę humoru, chociaż jesteś jeszcze za młody.
- Chanyeol, czy ty kupiłeś dwa wina? - powiedziałem, wyszczerzając mocno oczy, gdy chłopak z ostatniej siatki wyciągnął dwie, duże butelki.
- Tak, alkohol czasem trochę pomaga, uwierz mi - zaśmiał się.
- Lepiej będzie jeżeli nie będę pił, czasem nad tym nie panuję - mruknąłem, wiedząc jak bardzo alkohol na mnie działa.
- Twoi rodzice wracają dzisiaj do domu?
- Nie, moja mama będzie dopiero za dwa dni - odpowiedziałem, patrząc jak Chanyeol zaczyna zanosić wszystkie produkty na stolik w salonie. - Czemu pytasz? - zmarszczyłem brwi, gdy chłopak dalej zajęty był przenoszeniem jedzenia, nie odpowiadając mi na moje słowa. - Chanyeol? - podniosłem delikatnie ton głosu, kiedy jego dłonie złapały za ostatnią rzecz, jaka pozostała na blacie, czyli dwie butelki alkoholu.
- Więc pieprz to, Baekhyun - powiedział, podchodząc do mnie z winem. - Pozwól sobie zapomnieć i zaszaleć.
- Co masz na myśli? - zapytałem niepewnie, unosząc delikatnie brew.
- Strać nad sobą kontrolę - wyszeptał, znajdując się zdecydowanie za blisko mnie. - Pozwól, aby tej nocy to zmysły tobą rządziły, oczyść swoje myśli.
- Ale...
- Nie pożałujesz, Baekhyun - zaśmiał się, zdecydowanie ze nisko, aby to na mnie nie podziałało. - Obiecuję - po tych słowach na moim całym ciele pojawiła się gęsia skórka, a moje myśli wirowały tylko i wyłącznie wokół tych kilku dwuznacznych zdań, które wypowiedziały jego grzeszne usta.
- Podaj kieliszki.
- Tym razem nie będą potrzebne nam kieliszki, księżniczko.
♡
- Smakuje Ci? - zapytał, kiedy opierając się na kanapie o jego rozgrzany tors jadłem rurkę z bitą śmietaną, która ubrudziła całe moje ręce i twarz. Właśnie tak chciałem spędzić od dłuższego czasu sobotni wieczór, czyli na siedzeniu na sofie i wpychaniu w siebie pełno kalorii. To wszystko uzupełniał Chanyeol, który od czasu do czasu podawał mi butelkę wina, a sama jego obecność powodowała, że czułem ogromne szczęście.
- Mhm - mruknąłem, oblizując palec. - Daj mi jeszcze się napić - powiedziałem, wyciągając rękę w stronę butelki.
- Jeszcze się upijesz - powiedział, podnosząc wino tak, że nie mogłem go dosięgnąć. Zaśmiał się, widząc moje marne próby odbicia alkoholu z jego rąk. Najdziwniejsze było to, że zamiast się irytować, również zacząłem się śmiać, wspinając się na chłopaka.
Chyba byłem troszkę pijany.
- Chanyeeeeeol - mruknąłem przeciągle, siadając okrakiem na kolanach czerwonowłosego. Dalej trzymał butelkę wysoko nad swoją głową, przez co moje usta wygięły się w podkówkę, pozwalając, aby grymas wpłynął na moją twarz. - Daj mi to.
- Najpierw musisz zasłużyć - zaśmiał się, patrząc lekko przekrwawionymi oczami prosto na moją twarz. - Pokaż mi, że zasługujesz.
- W takim razie sam sobie wezmę drugą butelkę - prychnąłem, chcąc już schodzić z jego kolan.
- To jest ta druga, pierwszą już dawno opróżniłeś.
- Oh - sapnąłem w zdziwieniu, nie pamiętając, abym pił aż tak dużo. - W takim razie co mam zrobić? - zapytałem, słysząc od razu jego niski śmiech koło mojego ucha. Jego gorący oddech na mojej szyi na pewno nie pomagał mi w racjonalnym myśleniu, tak samo jak jego duże dłonie, głaszczące moje uda w zbyt erotyczny sposób.
- Zaskocz mnie, księżniczko.
No i jak ja miałem mu odmówić?
____
hii, słoneczka moje kochane!
i jak, dalej ktoś team Kai? ;)
przepraszam, że rozdziału nie było od ponad dwóch tygodni, ale trochę dzieje się w moim życiu.
mam nadzieję, że warto było czekać! z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy - połowę pisałam nocami, połowę dniami, potem dochodziłam do wniosku, że nic nie jest spójne i to usuwałam, potem znów pisałam nocą i dniem usuwałam i... zrozumcie.
uwielbiam Was, dziękuję za gwiazdki i komentarze, chyba nic nie uszczęśliwia mnie tak bardzo jak te rzeczy:(
trzymajcie się cieplutko, uważajcie na siebie i swoje zdrowie!
see you soon, bby!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro