♡nineteen♡
ponieważ prawda rani bardziej niż kłamstwo,
zakryjesz uszy swoimi dłońmi, kochanie.
Słów: 5000
C H A N Y E O L:
Westchnąłem cicho, przeciągając się na łóżku. Promienie słońca, przedzierające się przez szparę między zasłonami, drażniły moje oczy, jednocześnie wybudzając mnie ze snu, a mój umysł był przyćmiony, kiedy zacząłem rozglądać się powoli po pomieszczeniu.
Byłem pewny, że mój pokój wyglądał zupełnie inaczej, chyba że ktoś go przemalował, gdy spałem.
Jednak wszystkie moje myśli o tym, gdzie właściwie się znajduję, zostały rozwiane przez sylwetkę najpiękniejszego stworzenia na tej ziemi.
— Wstałeś — uśmiechnął się słodko, odstawiając na biurko szklankę z wodą. Ja natomiast nie mogłem nadziwić się temu, jak bardzo Baekhyun był piękny, szczególnie z rana, w wielkiej koszuli w kratę, która sięgała mu do połowy ud i odsłaniała delikatnie obojczyki. Jego blond włosy były rozczochrane jak nigdy, a oczy dalej leniwie mrugały, domagając się więcej snu.
I mimo tej lekkiej aury zmęczenia, która od niego biła, miałem wrażenie, że jego osoba promieniuje jasnością, spokojem i czystym szczęściem. I naprawdę mnie to cieszyło.
— Czemu nawet z rana jesteś taki piękny? — mruknąłem, skanując jeszcze raz jego ciało. Chłopak uśmiechnął się delikatnie, cicho wzdychając. — I czemu tak szybko wstałeś? Chodź tutaj — zażądałem, odsłaniając kołdrę.
— Poszedłem po wodę — odpowiedział, z delikatnym uśmiechem wspinając się na łóżko. Już po chwili mogłem poczuć jego drobne ciało, przytulające się do mojego nagiego torsu, a moment, w którym oplotłem go w talii, mocniej do siebie przyciskając, był jednym z najlepszych momentów w moim życiu. Mógłbym robić to bez przerwy. — Jak ci się spało?
— Wyjątkowo wspaniale — odpowiedziałem, uśmiechając się. Zaciągnąłem się zapachem jego włosów, które delikatnie drażniły moją twarz, a już po chwili moje nozdrza delektowały się jego brzoskwiniowym szamponem. — Jedynie jakieś okropne odgłosy ciągle mnie budziły, tutaj gdzieś jest jakaś budowa?
-- To pewnie nowi sąsiedzi, dzisiaj miał ktoś się wprowadzić do domu obok. -- wyjaśnił. -- Ja też to niestety słyszałem.
-- Wyspałeś się chociaż?
— Tak — powiedział. — Chociaż w pewnych momentach miałem wrażenie, że zaraz mnie zmiażdżysz swoimi ramionami — zaśmiał się cicho, przejeżdżając placem po moim brzuchu.
— Po prostu chcę cię tylko dla siebie.
— W takim razie czemu nie masz? — zapytał, unosząc delikatnie głowę, aby na mnie spojrzeć.
— Nie mam?
— Przypominam Ci, że to Jiwoo jest twoją dziewczyną, nie ja — mruknął.
— O mój boże, Jiwoo — nagle mnie oświeciło, przez co już po kilku sekundach zerwałem się z łóżka, nieumyślnie spychając z siebie głowę zdezorientowanego Baekhyuna.
— Chyba nie zamierzasz teraz do niej wrócić, Chanyeol — powiedział, kiedy zacząłem niespokojnie rozglądać się po pokoju, szukając telefonu.
— Baekhyun, gdzie mój telefon? — zapytałem niespokojnie. — Potrzebuję go natychmiast.
— Ty chyba nie mówisz poważnie, prawda? — zapytał, podnosząc się do siadu.
— Baekhyun — westchnąłem, odwracając się przodem do niego. — Proszę, to ważne. Muszę szybko do niej zadzwonić, chodzi o... interesy.
— Interesy?
— Tak, interesy — powtórzyłem, tracąc powoli cierpliwość. Dobrze wiedziałem, że blondynka będzie na mnie zła, tak jak reszta osób i zapewne przespałem kolejne spotkanie. — Baekhyun, to mój telefon. Gdzie on jest?
— A to mój dom, Chanyeol — powiedział, wychodząc powoli z łóżka. Zagryzłem mocno wargę i zacisnąłem swoje pięści na włosach, aby nie wpaść w szał. — I nie chcę, aby Jiwoo nam teraz przeszkadzała, dobrze? — uśmiechnął się słodko, podchodząc do mnie i delikatnie obejmując mnie za kark.
— Ale nie możesz mi zabierać telefonu, Baekhyun — warknąłem, patrząc prosto w jego oczy. Czułem, jak jego palce delikatnie muskają mój kark, co i tak nie wygnało ze mnie złości. Nie tym razem. — To moja komórka.
— Spokojnie, dam Ci ją przecież — powiedział, starając się mnie uspokoić. — Wiem, że jest twoja. Nie chcę po prostu, abyś przy mnie myślał o Jiwoo...
— To moja dziewczyna, Baekhyun — warknąłem, strącając jego ręce z mojego ciała. Widziałem, jego lekki strach i rozczarowanie, które pojawiło się w jego oczach, którymi kilka razy szybko zamrugał. — Właściwie to teraz powinienem być z nią, nie z tobą.
— Chanyeol, przecież... — zaczął, patrząc na mnie w szoku.
— Po prostu oddaj mi ten telefon, do kurwy! — wrzasnąłem, ciągnąc się mocno za włosy. Mój oddech i puls przyspieszył, a moja irytacja i zdenerwowanie sięgało zenitu. — Nie masz prawa mi mówić, co mam robić, Baekhyun. Co ty sobie wyobrażałeś? — zapytałem, wymachując dłonią. Widziałem, że był przestraszony, przez co odsunął się kilka kroków w tył, opierając się o biurko. — Myślisz, że jak kilka razy pójdę z tobą do łóżka to od razu będziesz dla mnie ważniejszy niż Jiwoo?
I naprawdę nie chciałem, aby te słowa wyszły z moich ust. Były to czyste kłamstwa, które tylko zraniły Baekhyuna, jak i mnie. Prawda była taka, że tylko przy nim mogłem poczuć się wolny i nie przejmować się całym związkiem z Jiwoo, który był najgorszą rzeczą, jaką wżyciu spotkałem.
Pragnąłem po prostu całego Baekhyuna i jego szczęścia, które coraz częściej niszczyłem.
— W kuchni na blacie, zostawiłeś go tam wczoraj — szepnął łamiącym się głosem, a ja mogłem dostrzec łzy, które zbierały się w jego oczach.
— Było tak szybciej mówić — mruknąłem, kierując się w stronę drzwi od pokoju, z ogromnym bólem serca łapiąc za klamkę.
— I proszę, nie wracaj już tutaj.
♡
— Przysięgam, że daję Ci tylko minutę, a potem od razu się rozłączam — warknąłem do telefonu, rozglądając się dookoła niespokojnie. Nie byłem pewny, czy z salonu nie słychać mojego głosu w pokoju Baekhyuna, a moja rozmowa z Jiwoo była ostatnią rzeczą, którą chłopak powinien usłyszeć.
— Oh tak? — usłyszałem jej sarkastyczny śmiech, na co od razu moje pięści same się zacisnęły. — Może najpierw pozwolisz mi zapytać, co ty do cholery robiłeś wczoraj z Baekhyunem?
— To nie twoja sprawa, Jiwoo — syknąłem, wystawiając głowę zza ściany, aby jeszcze raz upewnić się, że blondyn dalej siedzi w swoim pokoju. — Przejdź do rzeczy, dobra?
— Chciałabym cię tylko poinformować, że twoja nowa dupa rujnuje nam skład, Chanyeol.
— O czym ty gadasz? — zmarszczyłem brwi, starając się mówić jeszcze ciszej.
— O tym, że Jongin jest na ciebie wkurwiony, idioto.
— On na mnie? — uniosłem w rozbawieniu brwi. — Zdajesz sobie sprawę z tego, że chciał zgwałcić Baekhyuna?
— Doskonale wiesz, że Jongin robił już o wiele gorsze rzeczy, w tym molestował twoją kuzynkę — burknęła. — Dlatego nie pierdol mi tu o Baekhyunie, on jest najmniej istotny.
— Dobra, czego chcesz?
— Jongin przechodzi do węży, Chanyeol. Tracimy ludzi, Taemin wrócił do miasta i też wkracza do akcji, węże znów wygrają.
— Taemin? — zmarszczyłem brwi. — Przecież on nie zrobi nic przeciwko nam.
— Zrobi, Chanyeol. Jongin to dobry manipulator, ty powinieneś wiedzieć o tym najlepiej.
— Ty też masz dużo za uszami, Jiwoo — syknąłem. — Nie powinienem ci ufać.
— Radzę ci to robić, Chanyeol — zaśmiała się. — Beze mnie nie przetrwasz, doskonale o tym wiesz.
— Jiwoo, przysięgam, że jak tylko wyjdę z tego bagna, skończę z tobą raz i na zawsze — warknąłem, łapiąc się za skronie.
— Masz być dzisiaj równo o jedenastej tam, gdzie zawsze ani minuty później — syknęła, a ja naprawdę miałem ochotę po prostu ją zabić. — I weź ze sobą Baekhyuna, to ważne.
— Nie wezmę go tam, nie ma takiej opcji — powiedziałem stanowczo. Dobrze wiedziałem, że nie skończy się do dobrze, szczególnie w nocy przy porcie, gdzie kręciło się stanowczo za dużo osób, które chciałyby skrzywdzić chłopaka.
— Oh, nie przesadzaj, Chanyeol — westchnęła ironicznie. — Pokaż mi tamtego siebie, niech ta bestia wróci.
— Lecz się, Jiwoo.
— W takim razie albo pojawisz się tam z Baekhyunem, albo wasza seks taśma ze szkolnego kantorka jeszcze dzisiaj trafi do wszystkich uczniów — powiedziała, a mnie totalnie zamurowało. — Do nauczycieli oczywiście też.
— Słucham?
— Słyszałeś. I lepiej to przemyśl.
— Kurwa, Jiwoo. Nie pozwolę, żebyś tym razem też coś spierdoliła.
— Tym razem to nie ja — odparła. Mogłem usłyszeć jej cichy śmiech, który nigdy nie zwiastował niczego dobrego. — Tym razem to ty spierdoliłeś, kochanie.
♡
— Baekhyun? — zapytałem, kiedy delikatnie otworzyłem drzwi do jego pokoju. Starałem się, aby mój głos brzmiał łagodnie, mimo tego, że krew we mnie buzowała i miałem ochotę uderzyć pięścią w ścianę. — Jesteś tutaj? — powiedziałem, kiedy usłyszałem cichy szelest. Wszedłem więc do pokoju i pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłem, był Baekhyun zawinięty po uszy w kołdrę.
— Mówiłem, żebyś nie wracał — mruknął, a ja dalej nie widziałem jego twarzy, jedynie kilka blond kosmyków dawało mi znać, że faktycznie tam leży. — Jiwoo nie tęskni?
— Przestać, Baekhyun — powiedziałem zmiękczonym głosem, podchodząc do łóżka. Wiedziałem, że musiałem go jakoś przekonać do siebie, aby móc udać się z nim dzisiaj do portu. — Powiedziałem jej, że jestem teraz z tobą.
— I? — zapytał, delikatnie wyciągając oczy spod kołdry. Uśmiechnąłem się do niego promiennie, siadając na łóżku, zaraz obok niego. Spojrzałem prosto w jego przekrwawione i szklane oczy, delikatnie głaszcząc go po głowie.
— Powiedziałem jej wprost, że jesteś najważniejszy — skłamałem, starając się wyglądać jak najbardziej naturalnie. Nie mógł przecież widzieć mojego bólu, który uderzał we mnie z każdym kolejnym, zakłamanym zdaniem. — I że ma dać nam święty spokój, bo teraz jesteśmy tylko my.
— Naprawdę to zrobiłeś? — uśmiechnął się delikatnie, wreszcie ukazując mi swoją całą, lekko czerwoną, twarz. Potarłem delikatnie kciukiem jego policzek, na co jego uśmiech powiększył się znacząco.
— Oczywiście, że tak — zaśmiałem się cicho, lustrując dokładnie jego piękną twarz. — Dla Ciebie zrobiłbym wszystko, Baekhyun.
I naprawdę nie rozumiałem, czemu te kłamstwa tak bardzo mnie bolały.
Przecież Baekhyun nie były nikim ważnym, prawda?
♡
— Chanyeol — ciche syknięcie wydostało się z ust Baekhyuna. — Staram się skupić na zadaniu.
— Przecież nic takiego nie robię — zaśmiałem się nisko, robiąc kolejną malinkę na karku blondyna. Lekko ścisnąłem jego udo, znów przejeżdżając po całej długości. Jego delikatna i aksamitna skóra powoli mnie uzależniała i wręcz błagała, abym naznaczył najmniejszy skrawek jego ciała.
— Rozpraszasz mnie — mruknął, zatrzymując dłonią moje ruchy na jego udzie. — Mam w poniedziałek sprawdzian z matematyki.
— Nie musiałeś siadać na moich kolanach, skarbie — szepnąłem, ignorując jego słowa i znów zacząłem dotykać jego gładkich nóg. Nie mogłem powstrzymać się, kiedy jego pośladki naciskały na moje krocze, a wieczorne, letnie powietrze pachniało wolnością. — I nie trzeba było mieć tak cholernie seksownego ciała — dodałem, zaciągając się zapachem jego skóry.
— Naprawdę nie możesz wytrzymać chociaż kilkunastu minut bez dotykania mnie? — prychnął, zapisując wyniki ołówkiem w zeszycie. — Możesz w tym czasie posprzątać wazon, który zbiłeś.
— Albo po prostu daj mi siebie na te kilka minut — powiedziałem, zostawiając kolejną malinkę na jego karku. Moja druga dłoń powędrowała na jego brzuch, wpełzając pod koszulkę. Poczułem, jak delikatne drgania przechodzą po całym jego ciele, kiedy dotykałem go w taki sposób. — Odstresujesz się.
— Nie mogę, Chanyeol — powiedział stanowczo, wyciągając moją dłoń zza swojej bluzki. Z jednej strony podniecała mnie jego asertywność, chociaż z drugiej byłem zawiedziony faktem, że Baekehyun nie błaga o mój dotyk, a wręcz mnie odpędza. Tak nie mogło być. — Przestań mnie rozpraszać, proszę.
— Czyli odmawiasz mi? — zapytałem, unosząc wysoko swoją brew, czego blondyn nie mógł zobaczyć, siedząc do mnie tyłem. Ale miałem zamiar zupełnie zmienić nasze pozycje.
— Tak, muszę się pouczyć.
— Nauka może poczekać, kochanie.
I po tych słowach, wstając z krzesła, na którym siedzieliśmy, złapałem go mocno w talii, przekręcając przodem do siebie. Chłopak momentalnie wydał z siebie pisk, oplatając swoje nogi w moim pasie.
— Puszczaj mnie, idioto! — krzyknął, wypuszczając z dłoni ołówek. Uśmiechnąłem się, mając jego piękną twarz tak blisko mojej i słodki oddech tuż przy szyi. Złapałem mocno jego pośladki, uśmiechając się zwycięsko. — W tej chwili.
— Nie mam zamiaru — powiedziałem, przygryzając wargę. — Nie wtedy, gdy mam Cię tylko dla siebie i tak blisko.
— Jesteś głupi — prychnął, uśmiechając się delikatnie i przewracając oczami.
— I nakręcony — przyznałem, sadzając ciało Baekhyuna na biurko. Moje dłonie automatycznie wylądowały na jego pełnych udach, które uwielbiałem w nim najbardziej, oczywiście zaraz po jędrnych pośladkach. Rozsunąłem jego nogi, wchodząc między nie i spojrzałem prosto w jego oczy, uśmiechając się szatańsko. — Nie patrz tak na mnie, bo zaraz Cię zjem.
— W takim razie mnie puść i pozwól mi się uczyć — powiedział, unosząc do góry brwi, jakby było to okropnie oczywiste.
— Nie pozwolę Ci teraz iść — zaśmiałem się. — Nie potrafię Ci się oprzeć, księżniczko.
— Chanyeol, jutro mam ważny spraw —
— Zamknij się już, Baekhyun — przerwałem mu, przyciskając mocno swoje usta do jego słodkich warg.
Momentalnie się uśmiechnąłem, kiedy blondyn uderzył mnie w ramię, jednak już po chwili oddał pocałunek, oplatając swoje ręce wokół mojego karku. Mruknąłem cicho w jego usta, przyciągając go jeszcze bliżej mnie. Moje ręce zacisnęły się mocno w jego talii, sprawiając, że miałem wrażenie, że należy tylko i wyłącznie do mnie.
Jego wargi smakowały czystym grzechem. Dużą dawką słodyczy i kilkoma kroplami gorzkiego posmaku, który mnie ekscytował. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim ulatniał się zapach słodkich kłamstw i sekretów, ale obydwoje to zignorowaliśmy.
— Chanyeol — mruknął, kiedy moje usta zjechały na jego szyję, zasysając się mocno na jego obojczyku. Kochałem jego zapach, smak, gesty i słowa. Uwielbiałem w nim wszystko i ciągle go pragnąłem, ciągle chciałem sprawiać, aby najpiękniejsze jęki opuszczały jego spuchnięte usta i abym to ja był powodem jego uniesień. — Pieprzyć matematykę.
Zaśmiałem się cicho na jego słowa, łapiąc krańce jego delikatniej koszulki. Letni podmuch wiatru znów dał o sobie znać, owiewając nasze ciała i wszystko było naprawdę idealne.
Oprócz pewnego jednego incydentu, który przekreślił nasze plany na ten ciepły wieczór.
— Zasłoń rolety — sapnął, wplątując swoje palce w moje czerwone włosy.
— Rolety są teraz najmniej istotne — zaśmiałem się, ściągając szybko jego koszulkę, po czym znów przyssałem się do jego słodkiej szyi.
— Ale ktoś tam jest, Chanyeol — powiedział, co na początku zupełnie zignorowałem. Dopiero gdy jego drobne ręce delikatnie mnie od siebie odepchnęły, spojrzałem na niego, regulując swój oddech.
— Co? — zmarszczyłem brwi, widząc jak Baekhyun z przejęciem spogląda na okno.
— Chyba już wiemy, kto jest moim nowym sąsiadem.
I naprawdę spodziewałem się tam wszystkich, tylko nie Taemina, który stojąc przed lustrem, nakładał na siebie skórzaną kurtkę.
— Ciekawe czemu wybrał akurat ten dom po powrocie. Czy on nie mieszkał z rodziną poza miastem? — zapytał, co zupełnie zignorowałem.
Bardziej przejął mnie fakt, że jego czarna kurtka była mi bardzo dobrze znana. Dopiero gdy chłopak w pełni stanął do nas tyłem, na jego plecach dostrzegłem dużego, jadowitego węża, co mogło oznaczać tylko jedno.
Jiwoo miała rację.
♡
— Czekaj, bo zaczynam się już gubić — blondyn po raz kolejny rzucił spodniami na podłogę, bezradnie wzdychając. — Mamy iść do klubu, ale nie mogę ubierać nic obcisłego?
— Tak, ubierz dresy — powiedziałem, siedząc na krześle i popijając jakiś sok. — Już Ci tłumaczyłem, że nie możesz wyglądać wyzywająco.
— Przecież idę tam z tobą — zmarszczył brwi, opierając swoje ręce na biodrach. Musiałem przyznać, że wyglądał naprawdę seksownie w samej koszuli, która sięgała mu tylko do połowy ud i grymasem na twarzy, który chciałem zastąpić słodkimi jękami. — Czemu miałoby mi się coś stać?
— Bo to dość niebezpieczne miejsce — wzruszyłem ramionami, dopijając napój do końca.
— To czemu tam w ogóle idziemy? — zmarszczył brwi. — Możemy iść gdzieś się przejść albo zostać po prostu w domu, Chanyeol. Przecież wiesz, że we dwoje też potrafimy się bawić — uśmiechnął się słodko, zaciskając delikatnie wargi.
— Tak, ale twój nowy sąsiad nam w tym przeszkodził — stwierdziłem, odkładając pustą szklankę na komodę obok. — Po prostu ubierz się w coś pierwszego lepszego i chodźmy.
— Dobrze, w takim raz —
— I to nie ma być nic obcisłego, Baekhyun — przypomniałem mu, wstając z krzesła i pokazując na niego palcem. Nie chciałem, aby rzucał się w oczy wszystkim potencjalnym gwałcicielom, którzy uwielbiali takie osobniki jak Baekhyun. Szczególnie w jego ulubionych ubraniach, które oczywiście podkreślały jego kształty i kusiły.
— Dobrze, ubiorę dresy — westchnął, przewracając oczami. Uśmiechnąłem się zwycięsko, podchodząc do niego. — Ale dalej nie widzę w tym sensu.
— Nie musisz widzieć — przyznałem, przyciągając go do siebie, na co jego usta wykrzywiły się w uśmiech. — Idę już do auta, nie każ mi na siebie długo czekać, dobrze? — oznajmiłem, spoglądając na zegarek. Nie mieliśmy za dużo czasu, a dobrze wiedziałem, że nie mogliśmy się spóźnić.
— Nie możesz na mnie zaczekać?
— Muszę jeszcze zadzwonić do Sehuna — skłamałem, skradając soczysty pocałunek z jego słodkich warg. — Będę czekać.
Sumienie, które wypełniało całe moje serce, zniknęło razem z nadzieją na lepszy los, gdy wybierałem numer do Jiwoo, schodząc po schodach.
♡
— Baekhyun, czego nie rozumiesz w zdaniu „nie ubieraj się wyzywająco" lub „ubierz dresy"? — zapytałem, srogim wzrokiem lustrując sylwetkę chłopaka, który trzasnął drzwiami auta.
— Naprawdę myślałeś, że pójdę do klubu w dresach? — prychnął, poprawiając swoje ułożone włosy. — Chyba mnie nie znasz, Chanyeol.
— To mogłeś ubrać chociaż zwykłe spodnie, ale nie te skórzane i w dodatku najbardziej obcisłe, jakie masz — warknąłem, widząc jak rozbawiony nastolatek żuje gumę do żucia, puszczając ciągle balony. — I wyjmij tę gumę, jak do ciebie mówię.
— Co ty takie spięty, Channie? — uśmiechnął się, mlaskając różową gumą. — Dzisiaj i tak byłem zbyt grzeczny.
Nie odpowiedziałem na jego słowa, jedynie głośno westchnąłem. Dobrze wiedziałem, że w takim ubiorze Baekhyun będzie rzucał się w oczy i kusił wszystkich dookoła, czego nie chciałem. Bałem się, że nie będę umieć go ochronić, szczególnie że będę musiał rozmawiać z Jiwoo, co pewnie nie potrwa krótko.
Mógłbym też zadzwonić do Sehuna, aby przyszedł i zajął się blondynem, ale on i klimaty portu to zły pomysł. Sehun ma uczulenie na takie miejsca, tak samo, jak ja na wszystkie jego galerie sztuk.
Wyciągnąłem papierosa z tylnej kieszeni, szybko go odpalając starą zapalniczką, którą później rzuciłem niedbale na siedzenia z tyłu.
— Palenie zwiększa ryzyko impotencji — oznajmił, kiedy gęsty dym opuścił moje usta, wylatując przez szybę auta. Uśmiechnąłem się na jego słowa, delikatnie machając głową na boki i odpalając samochód.
— O moją impotencję nie musisz się martwić. Mogłeś powiedzieć, że palenie zabija — stwierdziłem, po raz kolejny zaciągając się papierosem. Czułem się jak młody bóg, kiedy trucizna opuszczała moje płuca. — Widocznie bardziej obchodzi cię mój penis niż życie.
Baekhyun jedynie zaśmiał się na moje słowa, otwierając swoje okno. Dzisiejszy wieczór był naprawdę ciepły, a pełno nastolatków chodziło w grupach bez celu po mieście, puszczając muzykę lub głośno się z czegoś śmiejąc. Cieszyłem się, że mam przy sobie Baekhyuna. Nie potrafiłem stwierdzić czemu, ale doskonale wiedziałem, że dawał mi poczucie szczęścia.
— Daj mi spróbować — odezwał się po chwili, patrząc na mnie swoimi pomalowanymi oczami. Spojrzałem na niego na chwilę, mało co nie wjeżdżając w śmietnik, na co blondyn znów się zaśmiał. Jednak uwielbiałem jego śmiech, był jeszcze piękniejszy, kiedy jego usta wykrzywiały się w szczerym uśmiechu, ukazując idealnie białe zęby.
— Czego? Papierosa? — zapytałem, unosząc brew i znów zaciągając się trucizną.
— Mhm — potwierdził, patrząc na mnie i uśmiechając się diabelsko.
— Nie ma mowy. Nawet o tym nie myśl.
— Chcesz mi powiedzieć, że upijasz mnie i pieprzysz gdzie popadnie, ale papierosa już mi nie dasz?
— Wyjątkowo mocno mnie dzisiaj podniecasz — oznajmiłem, przygryzając wargę. Lubiłem słodką stronę Baekhyuna, jednak ten pyskaty dzieciak podniecał mnie do granic możliwości, szczególnie kiedy się mnie nie słuchał. Kochałem patrzeć na to, jak go dominuję i sprawiam, że jego ciało szaleje, a przyjemność rozlewa się na jego twarzy. — Cholera.
— Co?
— Czemu ty musisz być tak cholernie seksowny, Baekhyun? — zapytałem, kręcąc na boki głową. Moja dłoń automatycznie powędrowała do jego uda, automatycznie je ściskając.
Baekhyun znów uśmiechnął się, tym razem o wiele bardziej zadziornie i przybliżył się delikatnie do mojego ucha, cicho szepcząc.
— Żebyś szalał na moim puncie, Channie.
B A E K H Y U N:
— Mhm — mruknąłem, kiedy długie palce Chanyeola zaciskały się na moich biodrach, a jego usta drapieżnie mnie całowały. — Robi mi się gorąco, Chaneyol.
— Przepraszam, że aż tak bardzo cię podniecam — mruknął, gładząc dłonią moje udo. — Ale to przez ciebie. Twoje pośladki właśnie naciskają na moje krocze.
Zduszony śmiech wydobył się z moich ust, kiedy jego słowa do mnie dotarły, a wargi znów przyssały się do mojej szyi. Uwielbiałem, gdy mnie całował, kochałem jego wargi na sobie i z każdym pocałunkiem pragnąłem więcej.
— Rozbierz mnie — szepnąłem. — I całuj po całym ciele.
— Mhm — mruknął w odpowiedzi, dalej pieszcząc moją szyję. Kierownica boleśnie wbijała się w moje plecy, a moja głowa stykała się z sufitem auta, jednak nawet to nie zaprzestało moich ruchów. Podniosłem głowę Chanyeola i mocno wbiłem się w jego opuchnięte wargi, dociskając swoje pośladki mocniej do swojego krocza.
— Baekhyun, przysięgam, że jak wrócimy do domu to zrobię z tobą wszystko — odezwał się, zatrzymując moje ruchy. — Ale nie teraz, musimy już iść.
— Gdzie? Przecież kluby są otwarte całą noc — uśmiechnąłem się, znów nachylając się do jego ust, jednak tym razem stanowczo mnie odepchnął. — O co Ci chodzi?
— Muszę coś załatwić w tym klubie, to potrwa tylko chwilę — powiedział, marszcząc brwi. Coś mi tutaj nie pasowało. — Wezmę kilka rzeczy od kolegi, który jest barmanem i spadamy do domu, dobra?
— Zapamiętam to sobie — prychnąłem, schodząc nieudolnie z jego kolan. Otworzyłem drzwiczki auta i wyskoczyłem na zewnątrz, od razu marszcząc mocno brwi. Gęsty dym podrażnił moje płuca, a dookoła było słychać jedynie czyjeś zgłuszone krzyki, ciągle rozbijane szkła i miauczenia bezdomnych kotów. Spróchniałe budynki, stare garaże, poniszczone łódki w porcie i okropny odór pleśniejących ryb. — Chanyeol gdzieś ty mnie wywiózł? — zapytałem, przykładając sobie dłoń do ust, żeby nie wdychać tego okropnego powietrza. Spojrzałem na chłopaka, który zamykał auto, wyczekując niecierpliwie odpowiedzi.
— Klub jest za tymi budynkami — wskazał palcem. — Zaparkowałem tutaj, żeby było bezpieczniej.
— Bezpieczniej? — uniosłem wysoko brwi. — Rozejrzyj się dookoła. Co tam ma w ogóle znaczyć? Wracajmy do domu.
— Spokojnie, księżniczko — powiedział, podchodząc do mnie i łapiąc mnie w talii. Zaczął prowadzić mnie w kierunku budynków, co naprawdę mi się nie podobało. — To tylko moment i wracamy, obiecuję.
— Dobra — westchnąłem, przewracając oczami.
♡
— O mój boże — powiedziałem, kiedy Chanyeol puścił mnie przodem, otwierając drzwi jakiegoś klubu. Po samej tej dzielnicy mogłem stwierdzić, że nie będzie to miejsce, które mi się spodoba, ale na pewno nie spodziewałem się czegoś takiego. Mimo okropnego smrodu było tutaj strasznie dużo osób, głównie nastolatkowie w skórzanych kurtkach i do połowy rozebrane, pijane dziewczyny. Czułem się jak w jakimś filmie albo jakby ktoś robił mi słaby kawał. Ktoś ciągle coś krzyczał, niektóre dziewczyny wchodziły na stoły i w pijacki sposób tańczył do muzyki, a reszta albo siedziała na starych kanapach i piła, albo w dużej ilości się biła. — Boże, Chanyeol. Przecież oni zaraz się zabiją — powiedziałem, wskazując na czwórkę chłopaków bijących się. Jeden miał cała zakrwawioną twarz, a drugi rozbitą butelkę na głowie. Nie miałem pojęcia, co tam robię.
— Spokojnie, tutaj to codzienność — powiedział mi do ucha, pchając mnie w stronę baru. — Zostawię Cię tu na chwilę, dobrze? — powiedział, patrząc prosto w moje oczy. — Będziesz grzecznie siedzieć na tym krześle i się nie ruszał, okej?
— Nie ma mowy, Chanyeol — powiedziałem, łapiąc go mocno za ramię, żeby czasem nie odszedł. Bałem się zostać tutaj samemu, widząc, jak wszyscy faceci patrzyli się na moje nogi i szeptali coś między sobą.
Mogłem ubrać te nieszczęsne dresy.
— Boję się zostać tutaj samemu — przyznałem, rozglądając się niespokojnie. — Nie mogę iść z tobą?
— Nie zostaniesz sam, spokojnie — powiedział, a ja miałem ochotę strzelić mu w twarz. Nie mogłem zrozumieć tego, że Chanyeol chciał właśnie zostawić mnie samego w klubie pełnym zboczeńców i potencjanych morderców. Przecież mieliśmy spędzić tę noc razem. — Jaebum! — zawołał do barmana, który czyścił ścierką kieliszki. Ciemnowłosy chłopak uśmiechnął się przyjaźnie, od razu podchodząc do Chanyeola. Jako jedyny nie wyglądał w tym klubie strasznie.
— Chanyeol! Kopę lat — przywitał się, ściskając dłoń Parka. — Co sprowadza w stare, ciemne strony?
— Jak zwykle interesy i kłopoty — westchnął, wzruszając ramionami. Ja jedynie przyglądałem się im, marszcząc brwi. Nie mogłem niczego zrozumieć, zupełnie tak, jakbym już był pijany. — Słuchaj, mogę zostawić Ci na chwilę Baekhyuna? Nie chcę go zostawiać tutaj samego, sam rozumiesz.
W tym momencie miałem ochotę go zabić. Zabić, powiesić, zastrzelić, zadźgać, utopić, spalić — cokolwiek, co mogłoby go zabić. Właśnie zachował się jak ojciec pięciolatka, a przecież ja miałem piętnaście lat i Chanyeol nie był moim ojcem. Mimo tego, że naprawdę się bałem tutaj zostać samemu, nie chciałem, żeby jakiś nieznajomy się mną teraz opiekował i traktował jak dziecko.
Nie byłem już dzieckiem.
— Nie ma sprawy, stary — uśmiechnął się, spoglądając na mnie. — Przyda mi się ktoś trzeźwy do towarzystwa.
— Dzięki, to nie zajmie dużo czasu — powiedział, po czym odwrócił się do mnie, łapiąc mnie za ramię i spoglądając prosto w moje oczy. Miałem ochotę mu przywalić. — Będziesz tutaj grzecznie siedział, okej? I nie rozmawiaj z nikim obcym, nie odpowiadaj na zaczepki i nigdzie nie idź sam, nawet do łazienki.
— Chanyeol, nie jestem dzieckiem — warknąłem, strzepując jego dłoń. — Dam sobie radę.
— Wrócę za moment — powiedział, całując mnie w czubek głowy, po czym zniknął w tłumie, idąc w nieznanym mi kierunku.
Niezręcznie odwróciłem się do przystojnego barmana, który wciąż na mnie spoglądał, uśmiechając się ciepło.
— Chcesz czegoś do picia? — zapytał, czyszcząc kolejną szklankę. — Mogę zaproponować ci sok pomarańczowy albo porzeczkowy.
— Zabawne — prychnąłem, siadając na wysokim krześle i oparłem się na łokciach. — Nie piję soczków, stać mnie na coś mocniejszego.
— Mówisz? — uniósł brew. — Ile ty masz w ogóle lat?
— Piętnaście — odpowiedziałem zupełne poważnie, na co ciemnowłosy wybuchł śmiechem. — Co? — zmarszczyłem brwi, czując się w pewien sposób urażony. Do tego wszystkiego miałem już dość tego miejsca, hałasu i duszności, która tutaj panowała. Takie miejsca kojarzyły mi się z samymi kłopotami.
Miałem nadzieję, że tym razem nie zemdleję.
— Jesteś jeszcze dzieciakiem, Baekhyun — zaśmiał się jeszcze głośniej, machając na boki głową. — Nie powinieneś teraz robić lekcji? Albo już spać?
— Chyba sobie ze mnie żartujesz — powiedziałem, czując jak złość powoli mnie wypełnia. — Przynieś mi lepiej coś do picia.
— Nie podam Ci nic, dopóki nie podasz mi dowodu — powiedział, dalej się śmiejąc. — Nie obrażaj się, przecież się tylko droczę. Pierwszy raz widzę takiego dzieciaka u nas.
— I ostatni — prychnąłem, nie chcąc na niego już patrzeć. Swój wzrok zająłem kolejną bójką, która tym razem wyglądała na poważniejszą.
— Nie boisz się tutaj być? — zapytał, widząc mój lekki strach. — To niebezpieczne miejsce.
— Mógłbyś nic do mnie nie mówić? I zająć się pracą? — starałem się przybrać jak najwredniejszy ton głosu, żeby po prostu irytujący barman dał mi święty spokój. Naprawdę nie miałem ochoty na żarty, szczególnie że nie czułem się bezpiecznie, a złość przejęła nade mną kontrolę. Chciałem jak najszybciej znaleźć się już w domu. — Podaj mi jakiegoś drinka.
— Nie ma mowy, dzieciaku — prychnął, układając najróżniejsze alkohole na szklanych, brudnych półkach. — Lubię cię, ale nie sprzedam ci alkoholu, cukiereczku.
— W takim razie ja poproszę dwa mocne drinki — nagle obok mnie usłyszałem znajomy głos, przez co obróciłem się na krześle obrotowym, a ciemnowłosy chłopak był ostatnią osobą, której bym się tutaj spodziewał. — Cześć, Baekhyun — uśmiechnął się do mnie, puszczając mi oczko. Pamiętałem, że poznaliśmy się na imprezie u Jongina oraz to, że był dla mnie naprawdę miły. Więc jeżeli zacznę z nim rozmawiać, to raczej nic mi się nie stanie, prawda?
Zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, mój ulubiony barman znów się odezwał.
— W tym barze nie sprzedajemy nic wężom — warknął. Nie miałem pojęcia, o co mu chodziło, ale nie byłem na tyle głupi, aby nie zobaczyć jak coś, ewidentnie złego, wisiało między nimi.
— Spoko, mi też nic nie chce sprzedać — prychnąłem, znów zwracając na siebie uwagę obydwojga.
— Tak? — chłopak uśmiechnął się cwaniacko, opierając się ręką o bar. Patrzał na mnie w dziwny sposób, jednak byłem pewny, że to przez świecące na fiolotowo neony baru. Myliłem się. — Mam coś mocniejszego w aucie, może chociaż to cię zadowoli — zaśmiał się. — Co ty na to?
— Baekhyun nie może się stąd ruszać, więc nawet nie radzę ci go przekonywać — odpowiedział barman, a ja jedynie głośno westchnąłem, nie mogąc dłużej słuchać jego irytującego gadania.
— Przestać, Jaebum — zaśmiał się nisko, przyciągając moje ciało odrobinę do swojego. Mimo tego, że zachowywał się dziwnie, nie przeszkadzało mi to. Byłem zbyt przejęty tym okropnym smrodem i dużą ilością nieznajomych mi osób, abym odmówił teraz komuś ucieczki z tego miejsca. — Przecież nic mu nie zrobię — dodał, na co barman tylko uniósł wysoko brew, machając na boki głową. Mogłem wyczuć od niego mocny zapach potu zmieszanego z męskimi perfum, oraz duszącym dymem. — To jak, Baekhyun? Masz ochotę porozmawiać ze starym znajomym?
— Pewnie, Lay.
...bo skąd miałem wiedzieć, jak to się skończy?
____
cześć, słoneczka!
pragnę was przeprosić za takie przerwy między rozdziałami, ale raz mam wenę i nie mam czasu albo mam czas a nie mam weny, wrr.
wymęczył mnie okropnie ten rozdział, sama nie wiem czemu. pisałam go raz w noc, raz w dzień, więc mam nadzieję, że będziecie wyrozumiali, haha.
będę ogromnie wdzięczna, jeżeli mi napiszecie co o nim sądzicie, bo czytając to jestem zażenowana moim stylem pisania i nic mi się nie podoba, więc ocenę końcową zostawiam wam (i liczę na szczerość).
dużo uśmiechu, skarby! dziękuję za wszystkie miłe słowa, to strasznie kochane. ♡
see you soon, bby!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro