Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♡eight♡

Słów: 3600 (trochę się zapędziłam)

- W takim razie jesteśmy zmuszeni przełożyć sesję na za tydzień. Nie chcę, żebyś mi jeszcze padł przed aparatem - powiedziała rudowłosa, kiedy wyszliśmy z gabinetu pielęgniarki. Znów nie miałem pojęcia jakim cudem się tam znalazłem i czemu znów zemdlałem, ale widząc to okropne spojrzenie Chanyeola na sobie, czułem, że w każdej chwili moje czoło znów może spotkać się z podłogą. - Powinieneś odpoczywać o wiele dłużej. Ciesz się chociaż, że Chanyeol był tak miły i Cię tam zaniósł - powiedziała, mrugając do mnie okiem. Nie wiem o co jej właściwie chodziło, dlatego uśmiechnąłem się blado, unikając spojrzenia Parka. 

- Dobrze, będę na siebie uważał - powiedziałem, poprawiając swoją torbę na ramieniu. 

-Powinieneś się z nim umówić w podzięce! -krzyknęła na odchodne, jednocześnie irytując mnie swoim zachowaniem. Brakowało mi tylko tekstu 'na randki to po lekcjach', który słyszałem za każdym razem, kiedy tylko rozmawiałem z Luhanem na lekcji. 

Po tych słowach rudowłosa wróciła do sali fotograficznej, w której odbywały się kolejne sesje, tym samym zostawiając mnie samego z Chanyeolem. Wszystko mnie irytowało, nawet jego zbyt głośne mruganie. Najlepiej, żeby stał nieruchomo, nie ruszał się i nie oddychał, robił to wszystko zdecydowanie zbyt głośno. 

Okej, może i był moim celem i powinienem mu się podlizywać, a nie mierzyć wzrokiem i wrednie odpowiadać, ale zbyt mnie denerwował, żebym był milutki. 

-Kolejny raz zemdlałeś -odezwał się wreszcie, tym samym podwajając moją irytację i niechęć do wszystkiego. 

-Serio? Nie zauważyłem -prychnąłem w jego stronę, od razu udając się na schody. Nie miałem zamiaru wracać na lekcje, tym bardziej, że dalej nie czułem się najlepiej. Chciałem tylko znaleźć Luhana, którego ostatni raz widziałem na sesji z Sehunem. Prychnąłem jeszcze głośniej, kiedy usłyszałem kroki Chanyeola, który szedł za mną. 

Czy on naprawdę nie potrafi żyć ciszej? I z dala ode mnie?

- Nie musisz się fatygować i mnie odprowadzać, poradzę sobie sam. 

- Kto powiedział, że Cię odprowadzam? -powiedział, nabierając szorstkiego tonu. Musiałem przyznać, że zrobiło mi się trochę głupio, kiedy to powiedział. Czemu w ogóle pomyślałem, że idzie ze mną? Nie zważając na niego, przyspieszyłem kroku, chcąc znaleźć się jak najdalej i od Chanyeola i od tej paskudnej szkoły. 

Jednak nie mogłem nie zacisnąć pięści, kiedy do moich uszu dobiegła jego rozmowa ze swoją dziewczyną, zapewne przez telefon. 

- Będę tam za chwilę, skarbie. Daj mi góra dwadzieścia minut -jego głos rozbrzmiał po korytarzu, a ja wbiłem swoje paznokcie w swoją wewnętrzną część dłoni. - Wiem, Jiwoo.

Jak najszybciej tylko mogłem, wyszedłem z budynku, z hukiem zamykając drzwi. Denerwował mnie Chanyeol przez to, że połowę dnia spędziłem z nim i przez to, że resztę dnia spędzę bez niego. Nie chodziło o to, że go polubiłem. Po prostu nienawidziłem tego, kiedy moje cele nie spełniały się tak szybko, jakbym tego chciał. W dodatku wszystko uprzykrzała mi Jiwoo, która do tego była przyjaciółką Jennie, największego diabła w ludzkiej postaci. Świetnie. 

Wyciągnąłem szybko telefon z tylnej kieszeni, czując wibracje. Miałem nadzieję, że będzie to Luhan, który wreszcie zdradzi mi, gdzie właściwie się podziewa, lub chociaż będzie to jakaś pozytywna wiadomość, która nie popsuje mi humoru jeszcze bardziej. 

od: mommy 

baek, skarbeczku. pospiesz się, zaraz będzie u Nas ciocia Hani, bardzo za tobą tęskniła! 


Błagam, tylko nie to. Odkąd tylko pamiętam, ciocia Hani uprzykrzała mi życie, tymi swoimi pytaniami o mojego kawalera i tymi jej całusami w policzki. Chciałem jedynie zakopać się pod kołdrą, oglądając serial i przy okazji okrzyczeć Luhana, że nigdy nigdzie go nie ma, kiedy powinien. Niekoniecznie uśmiechało mi się siedzieć i słuchać opowiadań o jej rudym kocie, który bije tylko ciepłe mleko.

Jednak ten dzień jeszcze się nie skończył, a wręcz dopiero zaczynał. 

- Cześć, Baek - usłyszałem za sobą niski głos, kiedy przeskoczyłem dwa stopnie schodowe na raz, aby jak najszybciej uciec z tego miejsca. Modliłem się w myślach, żeby to tylko nie był Kris. Wszystko, tylko nie on i tylko nie dzisiaj. Wolałbym już zastać tam Chanyeola. 

I w momencie, w którym się odwróciłem, żałowałem, że się urodziłem w Korei. Czemu los nie umieścił mnie w Stanach, na Hawajach, tylko w Korei, razem z bandą tych idiotów?

- Czekaj, czekaj -zawołał Kris, kiedy po chłodnym zmierzeniu go wzrokiem, obróciłem się na pięcie, chcąc stamtąd uciec. Oczywiście, nie miałem żadnych szans z wysportowanym, siedemnastoletnim chłopakiem. Dlatego zatrzymałem się, patrząc jak zmierza w moją stronę. 

- O co chodzi, Kris? -westchnąłem, zakładając ręce na klatce piersiowej. - Śpieszę się. 

- Naprawdę? Musisz trochę zwolnić, Baekhyun - zaśmiał się melodyjnie, stając naprzeciwko mnie. Jego oczy były całe czerwone i normalnie to pomyślałbym, że płakał, jednak to był Kris i po prostu pewnie coś ćpał. Nie ukrywam, że trochę się bałem, szczególnie, że Chanyeol nagadał mi jakiś głupot o Krisie. Wiem, że się mu podobam od dłuższego czasu, ale nie uwierzę, że chce mi podać narkotyki i zgwałcić. Przecież to brzmi jak jakiś słaby serial, który ogląda Luhan. -Pamiętam, że w szatni też Ci się spieszyło - mruknął, a moje ciało na samą myśl o ostatniej sytuacji w szatni całe się spięło. Nie chciałem, żeby Kris o tym pamiętaj i mi to wypominał czy też przypominał. 

Odsunąłem się kilka kroków w tył, jednak szary mur mi w tym przeszkodził, zatrzymując moja ciało. 

Cholera. 

Nie miałem już innego wyjścia, musiałem porozmawiać z Krisem, co niezbyt mnie cieszyło. Dalej czułem się osłabiony i przygaszony, dlatego też oparłem swoje ciało o mur. 

- Mam nadzieję, że twoja koszulka jest już czysta - odparłem po chwili, z zamyślenia przygryzając wargę. - Jeszcze raz przepraszam za ten sok. 

- Bardzo lubiłem tę koszulkę, wiesz? - powiedział, przybliżając się. Mogłem poczuć jego mocne perfumy i dziwny zapach, który zapewne należał do jakiegoś skręta lub narkotyku. Nie znałem się na tym i nie zamierzałem, narkotyki to ostatnie, co bym wziął.

- Okej...W takim razie Ci ją odkupię. 

- Nie, nie zależy mi na nowej koszulce - zaśmiał się, patrząc swoimi przekrwawionymi oczami prosto w moje. Przerażał mnie jego wzrok, szczególnie kiedy mrużył oczy, zastanawiając się nad odpowiedzią. - Ale wiem, czym mógłbyś mi ją zrekompensować -mruknął, usadawiając swoją rękę zaraz przy mojej głowie. Przez mój kręgosłup przebiegły ciarki strachu, a dłonie zaczęły się trząść. Mój wzrok zatrzymywał się na dosłownie wszystkim, tylko nie na oczach Krisa. Modliłem się, żeby ze szkoły wyszedł ktokolwiek, kto mógłby mi pomóc i odciągnąć tego dupka ode mnie. 

- Kris, jestem zmęczony - odważyłem się wreszcie odezwać, kiedy jego wzrok wypalał we mnie jeszcze większą dziurę. Chciałem jak najdelikatniej dać mu do zrozumienia, żeby mnie puścił i sobie poszedł, bo coś czułem, że w takim stanie w jakim jest,  jak wykrzyczę mu jak bardzo go nienawidzę, może się zdenerwować i mi coś zrobić. Albo po prostu naoglądałem się za dużo tych głupich seriali Luhana. - Możemy porozmawiać kiedy indziej?

- Rozmawiać? Nie chcę rozmawiać - zaśmiał się, coraz mocniej napierając swoim ciałem na moje. 

Błagam, niech ktoś wyjdzie z tej głupiej szkoły i mi pomoże. 

- Mam do Ciebie tylko jedno pytanie, na które musisz odpowiedzieć.

 Bałem się, co to będzie za pytanie, szczególnie, że moje myśli ciągle były zaprzątane Park Chanyeolem i jego słowami, przez co naprawdę nie potrafiłem myśleć racjonalnie. A w szczególnie wtedy, kiedy zobaczyłem te przeklęte czerwone włosy, kiedy wychodził ze szkoły. Wbiłem w niego wzrok, totalnie odcinając się od reszty świata. Jedna część mnie chciała, żeby tu podbiegł i odciągnął Krisa, jednak druga część się buntowała, chcąc pokazać Chanyeolowi, że jego słowa sprzed dwóch godzin wcale mnie nie ruszyły i dalej chcę pogrywać z Krisem.

Słyszałem tylko, że Kris coś do mnie mówi, jednak nie potrafiłem zrozumieć jego bełkotu. Nie wtedy, gdy czarne jak węgiel tęczówki Park Chanyeola nagle wbiły we mnie wzrok, a jego szczęka mocno się zacisnęła, co mimo dość dużego dystansu między nami, potrafiłem zauważyć. Wszystko jakby ucichło i zwolniło, jednak moje myśli dalej pędziły, zastanawiając się co ja właściwie tutaj robię. Zmarszczyłem brwi, powoli lustrując sylwetkę Jiwoo, która podbiega do Parka. 

Zaraz.

Czemu Jiwoo do cholery całuje go w policzek, dosłownie kilkanaście metrów ode mnie? I czemu to Jiwoo go całuje a nie ja, Byun Baekhyun? 

Nagle wielka zazdrość zaczęła wyżerać mnie od środka, kiedy Chanyeol uśmiechnął się do Jiwoo, kompletnie już na mnie nie patrząc. Poczułem, jak całe moje ciało się gotuje, a oddech przyspiesza, przez kumulującą się we mnie złość. Moja szczęka mocno się zacisnęła, nie mogłem pozwolić sobie na to, żeby Park Idiota Chanyeol doprowadzał mnie do takich emocji. 

I dobrze wiem, że nie powinienem po raz kolejny wykorzystać zapatrzonego we mnie Krisa, w celach osiągnięcia Park Chanyeola. Ale obiecałem sobie, że dzisiejszy dzień będzie tym ostatnim, kiedy daję Krisowi jakiekolwiek nadzieje. 

Dlatego bez jakiegokolwiek zastanowienia, wypowiedziałem te nieszczęsne trzy słowa, które w najbliższym czasie przyniosą mi jeszcze więcej problemów. 

- Pocałuj mnie, Kris - szepnąłem, jednocześnie delikatnie przyciągając go jeszcze bardziej do siebie. 

I po tych słowach ostatnią rzeczą jaką zobaczyłem, był wpatrzony we mnie Park Chanyeol, kompletnie ignorujący swoją dziewczynę. Później tylko zamknąłem oczy, czując jak zostaję lekko unoszony i przyciśnięty jeszcze bardziej do muru. Usta Krisa chaotycznie przywarły do moich, od razu wpychając do środka zimny język. Wisząc w powietrzu, oplotłem nogi wokół jego pasa, zaciskając mocno ręce na jego karku. Nie chciałem skupiać się za bardzo na pocałunku, starałem się tylko oddawać jego wszystkie pocałunki i mieć to wszystko za sobą. 

Dopiero wtedy, kiedy Kris drażnił moje usta językiem i lekko przygryzał moje wargi, doszło do mnie, jak wielki błąd popełniłem. Chciałem udowodnić coś Chanyeolowi, żeby go zdenerwować, tym samym raniąc samego siebie i Krisa. 

W mojej głowie zaczęły pojawiać się chore wyobrażenia, że te usta wcale nie należą do Krisa, a do Chanyeola, który całuje mnie z o wiele większą pasją i delikatnością. W tym samym czasie po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy, spowodowane zmęczeniem i tym całym przytłoczeniem, jakie mnie otaczało. Chciałem odepchnąć od siebie Krisa, szczególnie kiedy jego dłonie zacisnęły się na moich pośladkach. Czułem się okropnie, dlatego moje nogi opadły, nie zaciskając się już wokół jego pasa. Odepchnąłem go z całych sił, ale on jedynie mruknął w moje usta, zupełnie ignorując moje czyny.

Jednak po chwili mocno zderzyłem się z ziemią, uderzając głową w mur. Zacisnąłem mocno powieki, wypuszczając jeszcze kilka łez i starając się ignorować odgłosy wokół mnie. Jednak po kilku sekundach otworzyłem oczy, dostrzegając jedynie Krisa podnoszącego się z ziemi, z widoczną złością na twarzy. 

Zmarszczyłem brwi.

- O co Ci chodzi, do cholery? - warknął, podnosząc rękę na stojącego przed nim Parka. 

Zaraz.

- Chanyeol? - szepnąłem do siebie, widząc wszystko jak przez mgłę. Czerwonowłosy trzymał Krisa za kołnierz, zaciskając mocno szczękę. Jego klatka piersiowa znacznie się unosiła, a on sam wyglądał, jakby zaraz miał zabić Krisa. Czułem się po części winny, że to przeze mnie Kris dostanie w kość, ale z drugiej strony to gdyby nie Park, ten idiota nigdy by się ode mnie nie odkleił.

- Nie możesz trzymać łapsk przy sobie, Kris? - warknął, mocno popychając go do tyłu. Warga szatyna była mocna rozcięta, przez co krew spływała z jego kącika ust. - Dalej Ci mało?

Naprawdę chciałem stanąć między nimi i ich zatrzymać, jednak byłem zbyt słaby, żeby jakkolwiek się ruszyć. Jedynie siedziałem na chodniku, dalej wypuszczając pojedyncze łzy i obserwując całą tą scenę z ogromnym bólem w sercu. 

- A jak zareagujesz na to, jak powiem Ci, że sam mnie o to prosił? 

Moje serce na chwilę się zatrzymało, tak samo jak oddech. Poczułem na sobie wzrok ich obydwojga, przez co moje oczy zalały się łzami jeszcze bardziej. Czułem się winny, za wszystko. Chanyeol patrzał na mnie zdyszany, a na jego policzku widniało spore zadrapanie, z którego lekko spływała krew. Spojrzałem na niego niepewnie, bojąc się jego reakcji. 

- Nie uwierzę w to, Kris - prychnął, wracając wzrokiem do szatyna. - Jesteś naćpany a poza tym to on jest cały zalany łzami -powiedział, wskazując na mnie dłonią. Kris spojrzał na mnie, mocno mrużąc oczy. Bałem się. - Naprawdę jesteś aż tak niewyżytym dupkiem i bestią, żeby dopierać się do młodszych chłopczyków pod szkołą? 

- Baekhyun, powiedz mu prawdę. Powiedz, że kazałeś mi Ciebie pocałować. 

Po tych słowach moje serce zamarło po raz kolejny, a ja czułem jak zaraz udławię się swoimi łzami. Nie wiedziałem co powiedzieć, nie chciałem nic mówić, tym bardziej prawdy. Było mi głupio powiedzieć, że chciałem żeby mnie pocałował, po tym jak się popłakałem a oni zdążyli się pobić. Błądziłem wzrokiem po całym placu i szkole, mając jeden wielki mętlik w głowie. 

Kris jest naćpany, przecież równie dobrze mógł sobie to wyobrazić albo się przesłyszeć, prawda?

- Baekhyun? - odezwał się Chanyeol, ze słyszalną nadzieją w głosie. 

- Nie kazałem - powiedziałem, ledwo słyszalnie z wielkim bólem w sercu. Czemu tak naprawdę  bolało mnie to? Kris to dupek, powinien dostać raz w kość. Jednak z drugiej strony to ja byłem tutaj największą bestią, po raz kolejny wpakowując siebie i Krisa w kłopoty, jednocześnie dokładając do tego Chanyeola. 

- I co? Nie dość, że jesteś bestią to jeszcze kłamiesz mi prosto w twarz - warknął Chanyeol w stronę Krisa, który wbijał wzrok we mnie. Szybko spuściłem głowę, nie chcąc patrzeć na to wszystko. Byłem okropnym kłamcą i manipulatorem. -Jesteś tak naćpany, że pewnie sobie to ubzdurałeś. 

- Pożałujesz tego, Baekhyun - wysyczał w moją stronę, odchodząc kilka kroków do tyłu. Zacisnąłem wszystkie swoje mięśnie, w tym oczy, nie chcąc widzieć tego rozczarowania w oczach Krisa. - I ty też, Chanyeol. 

Po tych słowach słyszałem tylko jego kroki, kiedy oddalił się i opuścił teren szkoły przez zieloną bramkę. Kolejne łzy spłynęły po moich policzkach, kiedy doszło do mnie co wlaściwie zrobiłem. Zachowałem się bestialsko i dobrze o tym wiedziałem. Miałem ochotę wykrzyczeć całą prawdę Chanyeolwi w twarz i powiedzieć, żeby to mnie pobił, a nie Krisa. Chociaż to też nie było tak, że był niewinny, bo nie był. Ale ja również nie byłem, szczególnie, że wykorzystałem Krisa już drugi raz.

- Wszystko w porządku? - nagle usłyszałem niski głos tuż nade mną. 

Błagam, Chanyeol. Nie przejmuj się mną. 

- Głupie pytanie, przepraszam. Dasz radę wstać? - zapytał mnie, szturchając lekko w ramię. Podniosłem wreszcie na niego wzrok, znów przyprawiając moje serce o zawał. W jego oczach widziałem troskę i zmartwienie, chociaż na twarzy dalej widniał cień tego jego zadziornego uśmiechu, z którym chyba nigdy się nie rozstawał. 

- Nie wiem - wyjąkałem, mocno pociągając nosem. Nie chciałem już płakać i z całych sił próbowałem zatrzymać moje łzy, co niekoniecznie mi wychodziło. Cała moja złość na Chanyeola sprzed dwóch godzin ustała, zastąpiona dziwnym uczuciem sympatii i wdzięczności. - Chyba jestem zbyt słaby, żeby jakkolwiek się poruszyć -zaśmiałem się cicho przez łzy, mówiąc czystą prawdę. Dalej widziałem przez mgłę, a moje zawroty głowy ciągle powracały. - Ale spokojnie, posiedzę tutaj chwilę, a potem wstanę i pójdę do domu. Nie musisz na mnie czekać, czy coś. Dam radę, możesz iść. Ten beton wcale nie jest taki twardy - powiedziałem, znów pociągając nosem. Jednak w duchu modliłem się, żeby mnie tutaj nie zostawiał, tylko mi pomógł. 

- Chyba mocno uderzyłeś się w głowę - zaśmiał się nisko na moje słowa, kucając tak, że jego twarz była niewiele wyżej niż moja. Z bliska był jeszcze bardziej przystojny, a w jego oczach zawsze kryły się inne emocje, które fascynowały mnie najbardziej. -Podniosę Cię, okej?

Na jego słowa mocno wyszczerzyłem oczy, już wyobrażając sobie jak mnie podnosi. Dalej nie schudłem pięciu kilo, a w sobotę razem z Luhanem jedliśmy najbardziej tłuste i niezdrowe jedzenie jakie tylko się dało. Chanyeolowi prędzej złamie się kręgosłup, niż podniesie mój tłusty tyłek. 

- C-co? Nie, poradzę sobie sam -od razu zaprzeczyłem, machając na boki głową. - Wątpię, żebyś dał radę mnie unieść, jestem ciężki i...

Nie dokończyłem, bo kilka sekund po moich słowach poczułem jak czerwonowłosy wsadza swoje ręce pod moje ramiona i mnie podnosi, przez co z moich ust wydobył się cichy, ale niemęski jęk. 

- Wyglądam na takiego słabego? - zaśmiał się, kiedy ledwo stałem przed nim. Dalej mnie trzymał, bo moje nogi były jak z waty, przez co nie potrafiłem nawet ustać prosto. - Bez przesady, chodzę na siłownię. A ty jesteś okropnie lekki.

Boże, ile bym dał, żeby zobaczyć jak ćwiczysz.

- Dasz radę iść na własnych nogach? Wyglądasz na trochę przerażonego. 

- Oczywiście, że dam - skłamałem, marszcząc brwi. Co on sobie w ogóle myślał? - Po prostu jestem zmęczony, tak to czuję się świetnie -prychnąłem.

Jednak kiedy tylko Chanyeol cofnął swoje dłonie, zakręciło mi się w głowie, przez co moje czoło spotkało się szybko z jego klatką piersiową.

- Baekhyun! - krzyknął zbyt głośno, chyba lekko przestraszony moimi próbami stania samemu. -Chyba jednak potrzebujesz pomocy - zaśmiał się, kiedy znów złapał mnie wokół mojej klatki piersiowej. Jednak teraz praktycznie mnie przytulał, delikatnie przyciskając do siebie. A ja umieściłem bezwstydnie ręce na jego barkach, czując się wreszcie bezpieczny i spokojny. 

Potem mnie podniósł, co oczywiście mnie przeraziło, jednak tym razem nie wydałem z siebie żadnego pisku, przez co byłem z siebie naprawdę dumny. Chanyeol uniósł mnie jak typową księżniczkę, trzymając mnie za plecy i pod kolanami, a ja dalej nie dopuszczałem do siebie myśli, że to wszystko dzieje się naprawdę. 

Czułem jego ciepły oddech, kiedy schowałem swoją, zapłakaną i zapewne całą czerwoną, twarz w zagłębieniu jego szyi. Moje nozdrza delektowały się jego zapachem męskich perfum i miętowych papierosów. Nie pochwalałem palenia, a tym bardziej narkotyków, chociaż musiałem przyznać, że ten zapach był bardzo podniecający, szczególnie, jeżeli należał do Chanyeola. 

Nie dbałem nawet o to, gdzie właściwie mnie prowadzi, skupiłem się tylko na tym uczuciu spokoju i błogości, których już dawno nie czułem. Zapomniałem nawet o czekającej na mnie ciotce Hani i mojej mamie, czy też o Luhanie. Liczyła się tylko ta chwila. 

- Idziemy do auta, zawiozę Cię do domu - oświadczył po chwili, kiedy wyszliśmy przez bramę szkoły, na co pomachałem jedynie głową, nie chcąc się odzywać. 

Ostatnią rzeczą, jaką widziałem na terenie szkoły, była robiąca nam z oddali zdjęcie Jiwoo, lecz nie skupiłem się na tym tak bardzo, jak powinienem bo...

przysięgam, że czułem jak duży kciuk Chanyeola zatacza na moim udzie przyjemne koła, przez które moje ciało skupiło się tylko i wyłącznie na tym błogim uczuciu.  

- Musisz mi mówić jak mam jechać do twojego domu, nie mam pojęcia gdzie mieszkasz -powiedział Chanyeol, kiedy siedzieliśmy w jego aucie. A właściwie to nie jego, tylko jego ojca. Już po samym aucie mogłem stwierdzić, że Chanyeol nie należy do jednych z biedniejszych rodzin, wręcz przeciwnie.

Czułem się lekko skrępowany tym, że siedzę sam na sam z Chanyeolem w bajecznie drogim aucie, w dodatku wykorzystując go do zawożenia mnie do domu. 

Jednak na samą myśl o tym, że w domu czeka na mnie moja mama i ciotka Hani, chciało mi się zwrócić całe moje śniadanie. Naprawdę nie chciałem tam wracać, chociaż z drugiej strony byłem strasznie zmęczony. 

- Baekhyun? O czym tak rozmyślasz, nie pamiętasz drogi do swojego domu?

- Nie, po prostu... - zawahałem się, dalej zastanawiając się, czy chcę tam wracać. - Nie zbyt chcę jechać do domu - odpowiedziałem skrępowany, mocno przygryzając wargę. Spojrzałem niepewnie na Chanyeola, który wręcz wypalał swoim wzrokiem dziurę w moich ustach. 

- Czemu? - zmarszczył brwi, jednocześnie odpalając swoje auto. Musiałem przyznać, że dźwięk silnika sprawiał, że moje podniecenie rosło. 

- Jestem strasznie zmęczony, a w moim domu czeka na mnie dwu godzinny wywiad z ciocią, która właśnie przyjechała - westchnąłem, opierając głowę o szybę. - Możemy pojechać do Line Friends? Proszę

- Line Friends? - zmarszczył brwi. - Czy Ci chodzi o tą najsłodszą i najbardziej kiczowatą herbaciarnię w całej Korei? - parsknął śmiechem, przez co spiąłem wszystkie swoje mięśnie. 

- Słucham? Line Friends to najlepsza herbaciarnia w całej Korei i wcale nie jest kiczowata i słodka, tylko klimatyczna i przyjazna - wysyczałem, mocno mrużąc oczy. Jak on mógł nazywać tak moje ulubione miejsce na całej ziemi? Zjawiałem się tak minimum raz w tygodniu, po najpyszniejszy sernik brzoskwiniowy i najlepszą herbatę w całym mieście. Chanyeol się nie znał. 

- Dobrze, w takim razie tam jedziemy - odparł, wyjeżdżając z parkingu przed szkołą. Na mojej twarzy zagościł dumny uśmiech. Uwielbiałem wygrywać. - Bardzo łatwo Cię zdenerwować -zaśmiał się, na co jedynie odpowiedziałem mu milczeniem, bo bardzo możliwe, że miał rację.

- Moment, jakim cudem ty w takim wieku masz prawo jazdy? - zmarszczyłem brwi, przypominając sobie, że Chanyeol ma dopiero siedemnaście lat. To o wiele za wcześnie. 

- Nie mam - odpowiedział, patrząc ciągle na drogę. Wytrzeszczyłem oczy, momentalnie bojąc się tej jazdy. Nic nie wskazywało na to, że Chanyeol źle prowadzi, ale sam fakt, że nie ma prawa jazdy mnie przerażał. -Ale spokojnie, jestem świetnym kierowcą. 

I po tych słowach położył swoją dłoń na moim udzie, przez co moje ciało całe się spięło. Jego duża ręka, z wystającymi żyłami właśnie delikatnie ściskała moje udo, dosłownie parząc mnie swoim ciepłem. To było okropnie przyjemne, nawet jeżeli jego dłoń w ogóle się nie ruszała to i tak potęgowało moje podniecenie. Spojrzałem tylko na niego, spodziewając się jakiejkolwiek reakcji z jego strony. Jednak dopiero po sekundach wpatrywania się w niego, spojrzał na mnie, głęboko patrząc mi w oczy.

- Przeszkadza Ci to? - zapytał, nawet nie ruszając swojej dłoni. Miałem wrażenie, że wręcz zacisnął ją mocniej. 

- Nie, po prostu...Uda to mój czuły punkt - odpowiedziałem niepewnie, czując jak moje policzki się rumienią. 

- Oh, tak? - zaśmiał się melodyjnie, wracając wzrokiem na jezdnię. Mogłem podziwiać jego idealny profil i wargi, które seksowanie oblizywał. - W takim razie to świetnie, bo uda to twój drugi, najlepszy atut. 

- Słucham? - kaszlnąłem, będąc pewnym, że się przesłyszałem. Czy Park Chanyeol zdążył ustawić sobie listę moich najlepszych atutów?

- Słyszałeś. Po prostu są idealne - odpowiedział, powodując u mnie kolejny zawał i spore rumieńce na twarzy. 

I to była nasza ostania rozmowa w aucie, bo już po chwili zaparkowaliśmy przed herbaciarnią, przez co czułem jak rozsadza mnie ogromna radość. Uwielbiałem to miejsce i od samego patrzenia na nie, poprawił mi się humor. 

Jednak nie spodziewałem się, że przy moim ulubionym stoliku, zaraz koło dużej, szklanej ściany, zobaczę przez szybę Luhana wraz z Sehunem, który złożył na jego ustach słodki pocałunek. 

Niech ten dzień już się skończy.


___

hi, słońca. 

oficjalnie witam was w najdłuższym rozdziale w mojej historii jakiegokolwiek fanfiction jeżeli chodzi o ilość słów i czas pisania. 

mam nadzieję, że było warto spędzić te kilkanaście godzin przed laptopem, naprawdę. włożyłam w to całe serce, więc liczę na dobre przyjęcie tego rozdziału.

dziękuję za każdy komentarz, naprawdę je kocham i jesteście max kochani :(

z góry przepraszam za błędy, musicie mnie zrozumieć, mam już trochę dość czytania tego piąty raz, meh.

see you soon, bby! miłego końca weekendu! 






















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro