Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7- Pięć minut

Scott:

Gdy Wood zasnęła mi na ramieniu, wziąłem ją na ręce i położyłem na kanapie stojącej niedaleko. Była bardzo lekka, a jej drobne ciało w tych ciuchach było dobrze uwydatnione, mimo to wydawała mi się zbyt chuda i drobna. Zatrzęsła się z zimna przez sen, a ja rozejrzałem się za jakimś kocem, ale nie znalazłem niczego takiego. Dziewczyna obróciła się, a jej bluzka delikatnie się podwinęła. W słabym świetle dostrzegłem kreski, czerwone kreski na jej brzuchu. Gwałtownie nabrałem powietrza i zamknąłem oczy.

Zdjąłem swoją bluzę i delikatnie ubrałem ją dziewczynie, była na nią dużo za duża i sięgała jej do końca spódniczki. Spełniała swoje zadanie, ogrzewała dziewczynę i zasłaniała rany. Tylko o to chodziło.

Dopiero teraz dotarło do mnie, że Wood na pewno nie przyszła tu sama. Rozglądałem się po całym domu w poszukiwaniu jej przyjaciółki. W końcu znalazłem ją upitą prawie do nieprzytomności przy basenie w ogrodzie.

*

Śpiącą Wood na rękach włożyłem do auta jak dziecko, kazałem kierowcy poczekać i przyprowadziłem Kim, która ledwo szła. Pomogłem jej wsiąść i podałem kierowcy adres Kim. Zapłaciłem z góry za ich transport i wróciłem na imprezę. Po chwili dopadł mnie David.

- Staaaaryyy – chłopak zatoczył się i przytrzymał ściany. -Chooodź naaaapijemy siiiiię.

Przytrzymałem go za ramie i posadziłem na krześle w kuchni. Ludzie jest wtorek do jasnej cholery, ogarnijcie się!

Podałem mu kubek z colą, a sobie nalałem whisky. Zostawiając Davida, bez słowa w kuchni wróciłem na taras z whisky w ręku.

Nie mogłem przestać myśleć o kreskach na ciele Wood. Chciałem o nich zapomnieć, zapomnieć o tej dziewczynie i całym świecie. Wypiłem zawartość kubka i podszedłem do znajomego dilera.

- Siema

Chłopak starszy ode mnie o dwa lata sprzedawał niezły towar.

- Ooo, kogo me oczy widzą. Scott Sallow. Czego dusza pragnie?

- Mocnego. Chcę coś mocnego.

- No i to ja rozumiem, nareszcie jakiś porządny klient.

Chłopak zaczął grzebać w kieszeni kurtki. Nie widziałem jego twarzy, staliśmy poza światłem z latarni. W końcu wyjął zapalniczkę, heroinę, łyżkę i strzykawkę.

- Jutro zapłacisz i oddasz sprzęt.

- Spoko, dzięki.

*

Szybko zadzwoniłem jeszcze do Matta, mówiąc mu, że jego pijana siostra i jej przyjaciółka jadą do domu. Chłopak westchnął i podziękował.

Gdy już moje sumienie przestało krzyczeć, zająłem się herą.

*

Heroiny starczyło na dwie dawki. A towaru się nie marnuje. Po chwili czułem jej działanie.

Willow:

Obudziłam się, w ładnie urządzonym pokoju śpiąc na fotelu. Bolały mnie plecy, ale też głowa. Usiadłam i rozejrzałam się, prawie od razu zdałam sobie sprawę, że jestem u Kim. Której nie widziałam. Wstałam, więc i podeszłam do drzwi od łazienki połączonej z pokojem. Szarpnęłam za drzwi, ale te protestowały. Po chwili usłyszałam głos dziewczyny.

- Chwila! - nie minęły trzy sekundy, a drzwi uchyliły się.- Radzę zmyć resztki makijażu, umyć się i zejść na śniadanie. Co ty na to ?

- Całkowicie popieram.

*

Ubrana w ciemne, szerokie jeansy Kim i w zieloną bluzę zeszłam na dół. Nie do końca pamiętam skąd ją mam, ale pachniała znajomo. Trochę ostrymi męskimi perfumami, ale przytłumionymi dymem z zioła i papierosów. Bez zbędnych rozmyśleń usiadłam przy wyspie kuchennej w jasnej kuchni obok Kim.

- Masz aspirynę ? - po chwili namysłu dodałam. - Albo pistolet ?

- Pistoletu nie, ale mam gwarantowany opieprz, ból, wstyd i aspirynę.

- To daj to ostatnie, bo reszta i tak mnie czeka.

Obie wyglądałyśmy jak żywe trupy, gdy do kuchni wszedł Matt i już miałyśmy przerąbane. Kim nawet nie zaczęła wstawać po wcześniej wymienione tabletki, uprzedził ją w tym brat.

Nalał wody i postawił dwie szklanki przed nami, do tego wyjął z szafki tabletki i rzucił opakowaniem w Kim. Dziewczyna próbowała je złapać, ale ostatecznie pudełko trafiło ją w rękę i upadło na blat. Wzięłyśmy tabletki i popiłyśmy wodą. Teraz czeka nas nie za fajna rozmowa. Matt stał po drugiej stronie wyspy, opierając się o nią rękami i mierzył nas wzrokiem.

- A teraz, dlaczego do jasnej cholery we wtorek! Jebany wtorek, szlajacie się po imprezach ?! I dlaczego musi mnie o tym informować Sallow!?

Obie z przyjaciółką milczałyśmy.

- No dalej słucham! - warknął Matt -Kim, tłumacz się.

- B-bo, to ja namówiłam Willow. -wyznała przyjaciółka, jąkając się i patrząc pod nogi.

- Uwierz, że tego się domyśliłem. - już chciałam coś powiedzieć, gdy chłopak się do mnie odezwał. - Nawet nie próbuj Willow. Zaraz i tak będziesz miała swoje pięć minut.

Zamknęłam się więc i ze współczuciem patrzyłam na dziewczynę obok.

- Kimberly, dlaczego poszłaś na tą jebaną imprezę ? Co? Ja naprawdę rozumiem iść w sobotę, ale to był jebany wtorek! Jesteś teraz ledwo żywa i co ja powiem rodzicom ?

- Oni nie wiedzą ? - Kim uniosła gwałtownie głowę. - Boże dziękuje! Proszę, nie mów im. Zrobię wszytko, tylko nie mów im. Błagam.

Doskonale rozumiałam, dlaczego Matthew jeszcze im nie powiedział i dlaczego Kim tak zależy, by tak zostało. Życie moje i jej jest wbrew pozorom identyczne. Jasne, nie mam starszego brata, tak gigantycznego domu ani rodziców w najbardziej znanej firmie na świecie. Natomiast i moi, i jej rodzice są stanowczy. Mają takie samo podejście praktycznie do wszystkiego. Czasem po prostu obie mamy dość.

Odleciałam trochę myślami i nie usłyszałam, gdy Matt zwrócił się do mnie.

- No Willow, tak się wyrwałaś do opowieści, to proszę. Twoje pięć minut. - stanął krzyżując ręce. Bałam się go, gdy patrzył na mnie zirytowany. - Masz dosłowne pięć minut, na przekonanie mnie bym nie mówił nic rodzicom.

Zestresowana zaczęłam pocierać spocone dłonie o spodnie. Ze spuszczoną głową wzięłam głęboki oddech wdychając przy tym specyficzny zapach bluzy.

- Przepraszam. Wiem, że był wtorek. Wiem, że wiele razy prosiłeś mnie, bym protestowała głupim pomysłom Kim. My naprawdę musiałyśmy tam być.

- Musiałyście ? Dlaczego? - jego postawa powoli traciła na wrogości, delikatnie mnie to uspokoiło.

- Chodzi o Scotta, bo....

- Bo co Willow, bo co ?

Podniosłam głową, spojrzałam na Kim przepraszającym spojrzeniem i mrugnęłam szybko trzy razy. Przeniosłam spojrzenie na Matta i powiedziałam spędzonym głosem.

- Bo się w nim zakochałam.

______________________________________________________________________________________________________________

Jest rozdział :)

Jak wam się podoba ?

Delikatnie krótszy niż zwykle, delikatnie naciągany ,ale mam nadzieję, że mimo to fajny.

Nie zdążyłam go dokładnie sprawdzić (wiadoma nawet jak to robię to i tak są błędy), więc przepraszam wszystkich (szczególność mia_ania967, która zwraca mi na błędy uwagę dzięki czemu rozdziały są bardziej dopracowane. Jeszcze raz dziękuje ci za to <3)

Dziękuje też Wioli za pomoc z opublikowaniem tego rozdziału dziś, gdyby nie ona rozdział był, by jutro albo nawet w poniedziałek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro