Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18 -Wodospad łez

Ta niezręczna cisza.

Szczerze, to nie wiem, czy gorsza była złość Scotta, czy cisza, w której słyszałam szybkie bicie swojego serca, a biło tak szybko z jednego powodu.

Scott to pirat drogowy! Nigdy więcej nie wsiądę z nim do auta, na pewno nie. Jest też szansa, taka mała i cieniutka jak nić, że nie panuję nad sobą, gdyż miłość i nienawiść dzieli cienka granica. Starałam się zostać na nienawiści do chłopaka, ale nie wyszło to za dobrze. I teraz, nie wiem, po której stronie granicy się znajduję. Jest to strasznie frustrujące.

Przejechaliśmy kilometr, możne dwa. Chłopak zjechał na pobocze i wyłączył silnik. Nie wiem, co czuje do Scotta, ale ciszy nienawidzę całym sercem. Gdy jechaliśmy, byłam w stanie wytrzymać. Warkot silnika był wystarczający, by jakoś mnie uspokoić. Nie wiem jakim cudem, ale wytrzymałam całe pięć minut, w ciszy. Nie wiedzieć czemu, akurat w najmniej pożądanej sytuacji poczułam zbierające się w moich oczach łzy. Ręce zaczęły mi drgać, a powietrze nie trafiało do moich płuc. No, bo oczywiście atak paniki postanowił mnie zaskoczyć, gdy akurat siedzę z osobą porządnie na mnie wkurzoną.

W głowie słyszałam głosy, głosy rodziców, Kim, Luka, nauczycieli.

Każdy z tych głosów coś krzyczał. Słyszałam masę wyzwisk, wszystkie w moją stronę.

Głupia

Niepotrzebna

Gruba

Brzydka

Atencjuszka

Niewdzięczna

Zepsuta

Wiedziałam, co muszę robić, nauczyłam się to opanować...ale nigdy pośród tych głosów nie było Kim. Doskonale wiedziałam, jak bardzo, ją skrzywdziłam swoją głupotą. Moje starania, by unormować oddech, były bezskuteczne. Miałam mroczki przed oczami, nic nie widziałam przez czarne plamki i załzawione oczy.

Poczułam rękę na ramieniu, podskoczyłam.
Spojrzałam w stronę chłopaka, który zwrócił moją uwagę.
Obraz jego twarzy był rozmazany, widziałam, że porusza ustami i się rozgląda.
Po chwili wyjął telefon, znów coś mówił.
Starałam się skupić na poczynaniach chłopaka. Głosy delikatnie ucichły, łzy płynęły, a czarne plamki nie zasłaniały mi już obrazu.

Brałam gwałtownie powietrze, trzęsłam się, a w głowie zaczęło mi się kręcić, zacisnęłam powieki. Moje policzki były całe mokre od łez.

Otworzyłam oczy, gdy w ręce poczułam telefon. Usłyszałam przytłumiony głos Kim, tej prawdziwej Kim.
Coraz wyraźniej słyszałam, co dziewczyna do mnie mówi, a głosy rodziców, brata czy wyimaginowanej Kim ucichły, prawie, że całkowicie.

- Willow, skarbie. Policz razem ze mną do dziesięciu. Weź głęboki wdech, spokojnie. - głos dziewczyny działał na mnie kojąco.

- J-jeden...

- Mhm... spokojnie, jak się uspokoisz, Scott przywiezie cię do mnie. Plan był inny, ale to nic.

- Dwa...- powiedziałam na wydechu. - Trzy.

I znów wdech.

Po doliczeniu do dziesięciu oddychałam dużo lepiej. Miałam delikatne zawroty głowy, szklisty wzrok, ale oddychałem dużo spokojniej, a ręce przestały mi drgać.

Rozmawiałam z przyjaciółką. Nie zauważyłam kiedy Scott odpalił auto i wrócił na drogę.
Niedługo potem zatrzymaliśmy się przed posesją domu Kim. Dziewczyna stała pod bramą, czekając na nas.

Chłopak gwałtownie zatrzymał się, nigdy więcej nie wsiądę z nim do auta.

Dziewczyna rozłączyła się, a ja oddałam telefon Scottowi, kiwając głową w ramach podziękowania.
Chłopak schował telefon, nie specjalnie zadowolony z przebiegu naszej podróży.

Nie uśmiechało mi się, siedzieć w tym aucie, a do tego jeszcze z tym kierowcą to w ogóle. Dlatego szybko odpięłam pasy i pociągnąć za klamkę. Skrzywiłam się bo, szwy delikatnie naciągnęły skórę na rękach, przez co nawet nie do końca przemyślany ruch, bolał.

Mimo wszystko drzwi się otworzyły, obok mnie znalazła się. Kim przytrzymująca mnie.
Okazuje się, że wysiadanie jest trudniejsze niż wsiadanie.
Na szczęście z dużą pomocą przyjaciółki się udało.

Potem powoli, i to baaaaardzo powoli, dotarliśmy do środka, Kim kazała mi się położyć w salonie. Nie sprzeciwiałam się.

Przymknęłam powieki, odchyliłam głowę w tył. Kim ma strasznie wygodny narożnik w salonie...
Słyszałam stłumioną rozmowę chłopaka z moją przyjaciółką. Oczy mi się zamykały, czułam się zmęczona i pozbawiona siły. Szuranie i skrzypienie drzwi. Głośne wetchnięcie i szybkie kroki.

- Willow, musisz coś zjeść. - otworzyłam delikatnie oczy, dziewczyna stała nade mną, wpatrując się w bandaże na moich rękach.

- Mhmmm... nie chcę...

- To nie było pytanie, w klinice stwierdzili niedowagę. Musisz jeść, szczególnie po tych lekach, które dostałaś.

- Mmm...- zacisnęłam oczy. Tylko tego brakowało.

- Mhm, ale najpierw porozmawiamy.

- To ja już wolę jedzenie. - mruknęłam niewyraźnie i podniosłam się do siadu.

- Co się stało? - dziewczyna usiadła obok mnie, kładąc rękę na mojej tam, gdzie kończyły się bandaże. - Dlaczego weszłaś na ten dach? Dlaczego się pocięłaś?

- Myślisz, że ja to wiem? Nie mam pojęcia. Czułam się strasznie.

- Nie mogłaś do mnie zadzwonić ? Porozmawiać?

- Doskonale wiem, że tobie nie jest łatwo, nie potrzebujesz moich problemów. - Podciągnęłam nogi i oparłam brodę o kolana, odwracając wzrok.

- Jestem twoją przyjaciółką, mam swoje problemy, ale nic nigdy nie będzie ważniejsze niż ty. Chcę wiedzieć kiedy jesteś smutna, kiedy ćpasz, a kiedy się śmiejesz. Kiedy się tniesz i kiedy złościsz. O wiele gorzej czuje się, gdy muszę cię szukać po dachach budynków, niż jak powiesz, że się pocięłaś i potrzebujesz pogadać.

Pociągnęłam nosem, a pojedyncze łzy spłynęły po moich policzkach.

- Jakoś o piątej rano...napisałam do Scotta. Wysłałam mu nagranie, na tym nagraniu byliśmy razem. To było na tej imprezie, na filmiku się całujemy. Spytałam się go o to. Chciałam z nim o tym pogadać, nie pamiętam takiej sytuacji, niezbyt pamiętam tamtą imprezę. - wzięłam gwałtowny wdech. - Filmik ten znalazłam na profilach paru osób, między innymi Melanii...

Dziewczyna gwałtownie nabrała powietrza.

- Japierdole...

- Scotta w ogóle to nie obeszło, chwilę przed tym jak znalazłam to nagranie, napisała do mnie ta suka. Napisała, że mnie zniszczy. - przetarłam oczy. Spojrzałam na Kim.

Dziewczyna patrzyła na mnie szklistym wzrokiem, jej twarz ukazywała zmęczenie.

- Wiedziałam, że trzeba było sprać tę sukę. Jakoś...jakoś sobie poradzimy. Damy radę, skarbie, będzie dobrze.

- Nie Kim, nie będzie. Czuje się okropnie, nie wyrabiam. Opuściłam się w nauce, nie potrafię funkcjonować, w mojej głowie jest masa myśli i pomysłów na samobójstwo. Pale i nie mogę rzucić,tnę się. Kiedyś palenie zapobiegało ranom, a teraz... Teraz już nie... Jest tragicznie. Moja głowa pęka. Nienawidzę siebie, swojego ciała, swojego życia... Ja chcę pomocy, tylko się boję... Obawiam się, tego co mnie czeka, boję się rozmawiać z rodzicami... Wiem, że to zmieni wszystko, a ja chcę tylko normalności...

Załkałam, nie powstrzymałam wodospadu łez, który ostatnio co chwile jest na mojej twarzy. Kim nic nie powiedziała, zrobiła coś, co było zdecydowanie mi najbardziej potrzebne. Była, wysłuchała mnie i przytuliła. Nic więcej nie było mi wtedy potrzebne.

- Nie zostawię cię, będę z tobą. Pomogę ci...

Nie sądziłam, że jest to możliwe. Jestem już zepsuta do szpiku kości. Co jeśli nie ma dla mnie ratunku ?

___________________________

Tak, też jestem w szoku. Udało mi się napisać rozdział!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro