Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16 - Dziecko we mgle

Pov. Willow

Japierdole...

Japierdole, japierdole, japierdole...to się kurwa nie dzieje! Nie całowałam się ze Scottem! TO NIEPRAWDA!

Po mojej twarzy płynęły łzy. Zaciskałam oczy, nie mogąc uwierzyć, co zobaczyłam na filmiku. Trzęsłam się, nie mogłam zaczerpnąć oddechu. Bałam się. Czułam, że tracę kontrolę, kontrolę nad swoim ciałem i życiem.

Zablokowałam Scotta. Nie wiem, co mogę jeszcze zrobić, obawiam się tego co będzie w szkole. Kim zbliżyła się do chłopaka, wszyscy wypytują mnie o ich związek i relację, jakbym to ja była nią. Bardzo chciałabym być nią, jest piękna, mądra, zabawna i potrafi rozmawiać z ludźmi.

Nie to, co ja.

Nie chciałam iść do szkoły i nie poszłam. Było strasznie wcześnie rano. Cała we łzach przebrałam się w sportowy zestaw ciuchów. Leginsy, koszulkę i cienką bluzę. Założyłam nowe buty do biegania. Czułam, że nie daję rady. I ani kreska, ani papierosy tu nie pomogą. Wolałam zmęczyć się fizycznie, przeczyścić głowę, poczuć ból w płucach, gdy będę biec.

Wyłączyłam telefon i włożyłam go do kieszeni bluzy. Biegałam po okolicy, a przynajmniej tak myślałam. Mało co widziałam przez łzy w oczach, gdy się zatrzymałam, okazało się, że jestem prawie w drugim mieście. Stąd do domu, było jakieś siedem kilometrów, ale ja nie chciałam wracać do domu. W naszym mieście jest parę wyższych biurowców. Przetarłam twarz, odetchnęłam i udałam się w ich stronę.

Bieg prawie mnie nie zmęczył, odczuwałam masę emocji. Byłam sfrustrowana, nadal się bałam. Na samej górze jednego z biurowców pracowała moja mama. Uruchomiłam wyłączony telefon i sprawdziłam godzinę. Jest trochę po szóstej.Jeszcze nie ma jej w pracy.

Krążyłam trochę pod budynkiem niepewnie, zastanawiając się jak tam wejść. Ostatecznie wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka.

Zastałam tam coś, co wyglądało jak spodek, wbrew pozorom był to blat od biura recepcji. Chociaż w sumie nie wiem, jak to nazwać. Za ladą siedziała starsza brunetka. Podeszłam szybkim krokiem do kobiety.

- Dzień dobry.

- Dzień dobry, w czym ci pomóc dziecko ?

- Moja mama. - nerwowo bawiłam się palcami, kobieta mierzyła mnie wzrokiem - Moja mama tu pracuje, w biurze na górze. Prosiła bym, przed szkołą weszła i zabrała jakieś papiery.

- Dlaczego twoja mama nie weźmie ich sama?

No właśnie Willow dlaczego ?

- Mama jest chora, a musi wypełnić te papiery. Mogę wejść na górę ?

- Byle szybko-kobieta niechętnie kiwnęła głową i podała mi kartę do drzwi.

- Oczywiście, dziękuje.

Obróciłam się i biegiem udałam się do bramek. Zbliżyłam kartę i przeszłam rzez bramki podobne do tych na lotniskach. Gdy byłam poza zasięgiem wzroku recepcji, rzuciłam się biegiem na schody. Czułam, jak mój oddech przyspiesza, było mi słabo, a z oczu leciały łzy.

Prawie dostałam zawału, gdy mój telefon wydał z siebie odgłos budzika. Szybko wyłączyłam alarm. Odczuwałam masę emocji. Przysiadłam na schodach, wyjęłam z tyłu etui do telefonu małe ostrze. Podwinęłam rękawy bluzy i po kolei nacinałam skórę na nadgarstkach. Nie liczyłam kresek. Jedne były małe i głębokie, a inne długie i płytkie. Ze wszystkich leciała krew, patrzyłam, jak czerwona ciecz ucieka z mojego ciała. Poczułam małą ulgę. Podniosłam się, zachwiałam i chwyciłam poręczy. Jestem już blisko...

*

Stałam na dachu, przy jego krawędzi krzycząc do telefonu. Chłodny wiar rozwiewał mi włosy, było mi zimno. Ten filmik, to było za dużo. To, co czuje, to mnie dobija, to mnie zabija.

Przysiadłam na krawędzi dachu, spuściłam nogi, odchyliłam głowę do tyłu.

Przed oczami miałam cały dzisiejszy dzień.

Chciałam napisać do Kim, ale dziewczyna do mnie dzwoniła. Nie wiem, czemu odruchowo odebrałam. Mój głos się łamał, a dziewczyna krzyczała. Nie wiem, co mówiłam, nie wiem, co ona odkrzykiwała. Czułam przez cały czas zimne powietrze na twarzy. W pewnym momencie również zaczęłam krzyczeć, po czym się rozłączyłam. Chciałam do niej napisać, może się pożegnać. Litery mi się rozmazywały, a ja czułam się beznadziejnie.

Nie wiem kiedy, nie wiem jak. Poczułam dłoń na ramieniu, wzdrygnęłam się. Ktoś mnie podniósł, zdjął z krawędzi dachu i posadził kawałek dalej. Przez załzawione oczy nic nie widziałam, słyszałam rozmowy, ale ich nie słuchałam. Nie skupiałam się na nich, nie poznawałam głosów. Nie wiem, ile to wszytko trwało. Nie wiem czy ktoś zauważył moje ręce. Czułam się jak dziecko we mgle. Czułam, że nie znam odpowiedzi na nic.

Płakałam w niebo głosy, krzyczałam, a w pewnym momencie nawet próbowałam wrócić na krawędź dachu. Wtedy usłyszałam swoje imię i poczułam dwie pary rąk na moich ramionach, przytrzymujące mnie.

- Willow. Willow, spójrz na mnie. Skarbie popatrz tu.

- Kim...- nic więcej nie potrafiłam wykrztusić.

Dziewczyna klęczała przy mnie, ocierała mi łzy, a gdy podniosłam na nią wzrok, przytuliła mnie. Dwie osoby przytrzymujące wcześniej moje ramiona, odeszły na bok, w jednej z sylwetek rozpoznałam Scotta. Druga natomiast osoba była mi nie znana, był to chłopak. Tego byłam pewna, był wyższy ode mnie, ale niższy od Sallowa. Nie zauważyłam więcej szczegółów

Nie wiem, co było potem. Czułam się zmęczona. W pewnym momencie po prostu film mi się urwał. I tyle, a ja zastawiałam się, czy to jest koniec?

_____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

Krwinki, proszę nie brać przykładu z Willow. Dbajcie o siebie kochani, proście o pomoc. Wiem, że będzie dobrze, dacie radę! Kocham was <333

(dziś trochę krótszy, ale chyba się nie gniewacie, mam nadzieję :))

Uprzedzam pytania, nie wiem kiedy next :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro