1-Walone poniedziałki
Pov.Willow
- Walone poniedziałki. – Kim ze złością trzasnęła drzwiczkami od szafki. - Jak ja nienawidzę historii.
- Walone poniedziałki, nienawidzę angielskiego.
Marudziłyśmy już tak od piętnastu minut.
- Odczep się od angielskiego, teraz omawiamy lektury, to najlepszy moment!
Ale po co taka ekscytacja?
- Ta, jak przeczytasz lekturę, to jest nawet łatwo. - mruknęłam pod nosem, ale nie na tyle cicho by Kim nie usłyszała.
- Cholera, Willow! - jej głos poniósł się korytarzem, a paru uczniów obróciło się w naszą stronę. - Powiedziałaś, że przeczytasz - wysyczała przez zęby.
- Chyba kłamałam. - przyjaciółka posłała mi wkurzone spojrzenie.- Ej, chciałam to przeczytać naprawdę. Ale...
- Ale, się zjarałam?- Przewróciłyśmy oczami w tym samym momencie. - Wiem, jak jest, Willow. Musisz przystopować.
Nie chcąc słuchać nudnego tłumaczenia Kim, obróciłam się na pięcie i szybkim krokiem zaczęłam zmierzałam do klasy. Nie powstrzymało to jednak mojej przyjaciółki, dobiegła do mnie i znów prawiła morały. Przerwałam jej szybkim argumentem: - A kto mi to pokazał co ? Kto pokazał, jak dobrze jest palić?
Dziewczyna zamilkła i spuściła głowę.
- Wiesz, że tego żałuje, wiesz, że nie chcę, żebyś paliła. Wiesz to a jednak ciągle to robisz, bo wiesz, że cię kocham i będę wspierać.
Podniosła głowę, napotkałam jej załzawione oczy. Starałam płynące łzy i przytuliłam ją.
- Wiem Kim, przepraszam. Też cię kocham, jesteś moją przyjaciółką. - Puściłam dziewczynę, której łzy zmoczyły mi bluzę, ale to nie było ważne. - Wiem też, że jest ci ciężko po zerwaniu z chłopakiem, ale masz mnie. Ja też cię wspieram, okej?
- Okej. - Delikatny uśmiech wkradł jej się na usta.- Chodź, bo się spóźnimy.
- Nienawidzę angielskiego.
- Wiem.
Ze zrezygnowaną miną, powłócząc nogami, ruszyłam pod salę.
***
Zrywając się z ławki od razu na odgłos dzwonka, wybiegłam z klasy jako pierwsza. Pan od angielskiego wołał za mną, ale jakby to ująć... Nie obchodziło mnie co mówi. Wybiegłam przed szkołę, za bramą wjazdową skręciłam w prawo. Nie będąc już na terenie więzienia, wyciągnęłam paczkę Marlboro. Otworzyłam ją, a w środku ukazała mi się pustka. Aha, świetnie, wypaliłam wszystko wczoraj, zajebiście. Nerwowo żułam wargę, myśląc co teraz. Wkurzona na cały świat, kopnęłam kamyk leżący pod moimi nogami. Podskoczyłam na dźwięk głosu dobiegającego zza moich pleców.
- Już się zjarałaś Wood ?- Głos ten był podszyty kpiną i pogardą.
Jakby sam nigdy nie zapalił.
- Odwal się Sallow. Nie twój interes.
Kipiałam złością, co tylko go nakręciło.
- Ojej, co się stało? Komuś się skończyły pety? - Nie chciałam tego, ale odwróciłam się do niego przodem. I tak, jak myślałam, uśmiechał się złośliwie. Jego czarne oczy błyszczały z zadowolenia a ciemne włosy rozwiane na wszystkie strony, delikatnie kręciły się przy końcach. Luźne ciemne jeansy i za duża czarna koszula, powiewały na delikatnym wietrze. - Chcesz?
Wyciągnął w moją stronę otwartą paczkę L&M BLUE LABEL.
- Ile? - spytałam.
- Co, ile?
- Ile chcesz? - Patrzył na mnie z autentycznym rozbawieniem. - Serio pytam. Za ile?
- Dziesięć dolców. - powiedział to poważnie, a już wiedziałam, co kombinuje. - Za sztukę.
- Pojebało? Nie dam tyle, przecież za to mogę kupić całą paczkę!
- Możesz, ale nie teraz. Nie zdążysz. U mnie kupisz i zapalisz albo do końca dnia nie palisz. Wybieraj.
- Dawaj. - Wyciągnęłam pogniecione pieniądze. - Dziesięć dolców, ale milczysz.
- Jesteś idiotką. - Jego śmiech niósł się po ruinach, zagłuszał dzwonek na lekcje.- I do tego desperacko uzależnioną. Nie chcę twojej kasy, wiesz, że nie potrzebuję.
Rzucił w moją stronę zamkniętą paczkę. Złapałam ją, uchyliłam i wyjęłam papierosa. Zapaliłam i od razu poczułam się lepiej. Głosy w głowie przycichły, nie byłam już taka zła i ze spokojem patrzyłam na Scotta.
Chłopak z rozbawieniem patrzył na mnie, dokładnie świdrując mnie wzrokiem. Powoli wypuszczałam szary dym.
- Jesteś spóźniona na lekcję. - Nagle jego uśmiech zniknął. - Kończ i idź do szkoły.
- Też jesteś spóźniony. - Zaciągnęłam się. - Mamy teraz wf, mi nie zależy.
- Zauważyłem. Ukrywaj się lepiej. Nie pierwszy raz widzę, jak jarasz.
- No shit Sherlock.
Bez słowa obrócił się i odszedł. Odprowadziłam go wzrokiem. Nie przejęłam się tym, że zamiast w lewo skręcił w prawo. Wywalone w tego idiotę.
***
Wypaliłam połowę paczki. Przez cały wf paliłam sobie w ruinach. Gdy wróciłam na teren szkoły, zastałam Kim siedzącą na ławce. Zerwała się, gdy mnie zauważyła.
- Kurde, kamień z serca. Cholera Willow, gdzie cię wcięło?!
- Poszłam zapalić. - Przytuliłam przyjaciółkę, która jak się okazało, cała się trzęsła. - Kim? Dlaczego się trzęsiesz?
- ...nie wiem.
Co jest ? Nie do końca wiedziałam, co robić. Może to z nerwów albo, albo co?
- Kim, jadłaś coś dziś ? - Dziewczyna pokręciła głową. - Fuck. Dobra, zaczekaj.
Biegiem udałam się do szkoły, przepychając się przez tłum, doszłam do stołówki. Kupiłam pierwszą rzecz jaka wpadłą mi w rece. Wróciłam do trzęsącej się Kim.
- Masz.
- Nie chcę.
- Jedz.
- Oddam ci kasę. - Zapewniała, ale to nieważne.
- Nie przejmuj się kasą.
Objęłam przyjaciółkę ramieniem i tak przesiedziałyśmy przerwę.
- Willow, a ty jadłaś? - Spojrzałam w zmartwione oczy przyjaciółki. - Nawet nie próbuj kłamać.
- Nie, nie jadłam.
Kim westchnęła głęboko. Wiedziała, że czego by nie powiedziała, niczego/nic to nie zmieni.
- Zjedz coś potem, proszę.
- Jasne.
- Nie Willow. Palisz za dużo, nie jesz. To się źle skończy. Proszę, zjedz coś.
Widziałam jej zaszklone zielone oczy, to właśnie one przekonały mnie do, czy zjeść coś.
- Postaram się. A teraz idziemy.
- Ale ja nie chcę chemii.
A ja nie chcę matmy.
- Nie zaczynaj. Sallow ma z tobą chemię. Wiem, że się w nim zadurzyłaś.
Kim nagle stała się czerwona na policzkach.
- Nie prawda, to idiota.
- Który ci się podoba.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Może
- Podoba, podoba. Widzę, jak się na niego gapisz.
- Wszystkie się na niego gapią, on może mieć każdą. Nie zechciałby mnie. Widziałaś jego klatę ?!
- Widziałam. Tom Cruise i tak lepszy.
- No oczywiście tylko stary już trochę. - Kim patrzyła na mnie jak na delikatnie rąbniętą, że porównuje idiotę z Tomem. -Tak jak Leonardo DiCaprio. Dlatego oglądamy ich tylko w tych filmach, w których są młodzi.
- Właśnie, robię dziś maraton. Titanic, Top Gun i takie tam. Przyjdziesz?
Uśmiech mojej przyjaciółki wystarczył mi za odpowiedź.
- Głupio pytasz. - Uśmiechała się szeroko, chyba skutecznie zmieniłam temat z mojego jedzenia na chłopców i aktorów. - Napisz, potem o której.
Nad naszymi głowami zaczął dzwonić dzwonek. Szybko rzuciłyśmy do siebie „pa" i ruszyłyśmy do klas. Stałam już pod klasą, gdy ktoś pociągnął mnie za rękę do kantorka z miotłami.
Walone poniedziałki.
_______________________________________________
Wiem, że nie dałam wyglądu Kim i Willow za co przepraszam ale będzie w następnym rozdziale. Który nie wiem kiedy będzie niestety.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro