Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 44


Harry

- Tato! Oddaj mi ten samochodzik! - zawołał Luke.

Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się szeroko. Gdy się złościł wyglądał jak Louis, czyli bardzo słodko. Miał już trzy lata i wraz z Emily ciągle kłócili się  o zabawki. Teraz dziewczynka siedziała w domu razem z Lou i Katy. Nasze trzecie dziecko okazało się dziewczynką. Byliśmy bardzo dumni ze swojej rodziny.  Kilka dni po porodzie pobraliśmy się. Staliśmy się oficjalnie państwem Tomlinson.

- Masz drugi samochód. - powiedziałem. - Teraz ja się tym bawię.

- Tato! - zawołał i tupnął nogą.

Już dawno wiedzieliśmy, że chłopiec wyrośnie na Omegę z charakterem. Nie da sobie wejść na głowę. Gdy nie reagowałem, odszedł sobie. Tym o to sposobem zostałem sam przed domem z trzema zabawkowymi autami. Czerwone było moje ulubione, zawsze chciałem mieć takie.

Zabawa mnie tak pochłonęła, że nie zwracałem uwagi na cokolwiek. Dopiero, gdy ktoś zasłonił mi słońce, spojrzałem w górę. Przede mną stał Louis z założonymi rękami. Patrzył na mnie wyczekująco, ale kompletnie go nie rozumiałem.

- Tak? - postanowiłem zaryzykować, wyglądał na zdenerwowanego.

- Możesz mi wytłumaczyć co ty robisz? - zapytał, wystukując palcami rytm o swoje ramię.

- Bawię się z synem. - odparłem.

- Tata zablał mi zabawki! - usłyszałem Luke'a, który wychylił się zza nóg szatyna.

Wskazał na mnie palcem i zrobił smutną minkę. Louis zawsze się na to nabierał. Co za przebiegły smyk.

- Harry?

- Może bawić się ze mną, przecież dobrze się dogadywaliśmy, co synku?  - popatrzyłem na chłopca, uśmiechając się szeroko.

- To moje samochodziki! - zawołał.

- Chodź, Harry. - zawołał mnie niebieskooki. - Trzeba wykąpać Katy.

- Ale...

- Bez dyskusji, Harold! - mruknął i pogłaskał synka po główce.

Wstałem z koca, który rozłożony był przed budynkiem. Ostatni raz z żalem popatrzyłem na czerwone autko, po czym ruszyłem za swoim mężem. Luke był zadowolony. Od razu zaczął bawić się zabawkami. Zaczekam aż zaśnie...

Razem z szatynem wróciliśmy do domu. Katy bawiła się z Emily na puszystym, kolorowym dywanie. Bawiły się lalkami i był to bardzo uroczy widok.

- Gdzie są moje małe księżniczki? - zawołałem.

Dziewczynki spojrzały na mnie i szeroko się uśmiechnęły. Podeszły do mnie, przytulając się do moich nóg. Było to bardzo urocze. Podniosłem je do góry i przytuliłem do siebie. Uwielbiałem dzieci.

- Wykąp Katy, a ja zrobię kolację, dobrze? - zapytał szatyn, na co skinąłem głową.

Louis był wspaniałą osobą. Dobrze spisywał się  jako Omega. Nigdy nie wymagałem od niego, że zajmie się całym domem. Obowiązki dzieliliśmy na pół. Nie zmuszałem go do nauki gotowania, sam chciał. Uczył się od swojej matki i coraz lepiej mu to wychodziło. Zauważyłem, że pieczenia ciasteczek sprawia mu ogromną radość. Często przygotowywał jakieś ciasta i desery.

- Pomożesz tatusiowi, Emily?  - popatrzyłem na starszą córkę. - Wykąpiemy siostrzyczkę, w porządku?

- Taaak! - pisnęła tuż nad moim uchem. - Ale ja też chcę!

Przygotowałem kąpiel i po kilku minutach obie dziewczynki były wykąpane. Emily uwielbiała chlapać się wodą i bawić gumową kaczuszką, więc nie mogła przegapić żadnej kąpieli. Ciężko  było z Luke'm. On nie znosił się kąpać. Potrafił wylać połowę wody z wanny. Najgorzej było z myciem włosów, kiedy to chlapał pianą na całą łazienkę. Ale był z nim ubaw! Aby odwrócić jego uwagę od mycia włosów, dawaliśmy mu dużo zabawek. Niestety i wtedy podłoga nie była sucha. Mały rozrabiaka manewrował statkami i robił tsunami, które często wylewało się za brzegi wanny.

- Kolacja! - zawołał szatyn.

Siedzieliśmy teraz z dziewczynkami na kanapie. Rozczesywałem im włosy, co nie było wcale takie łatwe. Nie mogłem mocniej pociągnąć szczotką, ponieważ z każdym wyrwanym włosem głośno krzyczały.

- Moje księżniczki są głodne? - zapytałem i zaniosłem obydwie do stołu.

- Taaak! - zawołały radośnie.

- Pójdę po Luke'a. - poinformował mnie szatyn i wyszedł na zewnątrz.

Nałożyłem na talerze  zapiekankę makaronową dla wszystkich. Zaczęliśmy jeść w ciszy. Po chwili Emily postanowiła obrzucić brata makaronem i tym samym wywołała bitwę na jedzenie. Szybko z Lou  zareagowaliśmy i zażegnaliśmy spór.

- Tato? - zapytał Luke niebieskookiego.

- Tak, kochanie? - spojrzał na niego uważnie i odgarnął mu niesforną grzywkę na bok.

- Chciałbym mieć blaciszka... - mruknął.

- Masz już dwie kochające siostrzyczki. Możesz się z nimi pobawić. Nawet tata Harry chętnie pobawi się z tobą samochodzikami. - wytłumaczył spokojnie, lekko się czerwieniąc.

- Ale ja chcę blaciszka! - upierał się przy tym i odłożył widelec.

- Luke... - szatyn westchnął i spojrzał na mnie, szukając wsparcia.

- Jeśli chcecie braciszka, musicie być bardzo grzeczni. Wyjedziecie do babci na kilka dni, a my z tatusiem postaramy się o kolejnego dzidziusia! - zawołałem ucieszony.

- Tak! - zawołała Emily.

- Ale ma być to blaciszek! - uparł się chłopiec.

- Harry! - szatyn zgromił mnie spojrzeniem.

Uśmiechnąłem się do niego głupkowato i pocałowałem w skroń. Odszukałem jego dłoń pod stołem  i złączyłem nasze palce razem.

- Przecież nie odmówisz dzieciom. - szepnąłem mu na ucho.

Chłopak wywrócił oczami i westchnął ciężko. Nic nie powiedział, tylko zaczął znów jeść makaron. Po kolacji zmyłem naczynia. Louis włączył dzieciom bajkę i  w domu zapanowała cisza. Szatyn przyszedł do mnie i oparł się biodrami o szafeczkę, przyglądając mi się  jak wycieram talerze.

- Przez ciebie one nie dadzą mi spokoju. - powiedział. - Obiecałeś im braciszka. A jak będzie to trzecia dziewczynka?

- To wtedy, kochanie... - podszedłem do niego bliżej.

Złapałem go za biodra i posadziłem na szafeczce. Znalazłem się między jego nogami i dłońmi wkradłem się pod jego bluzkę. Mruknął cicho i zamknął oczy. Uwielbiałem gdy rozpływał się pod moim dotykiem.

- Wtedy kochanie... będziemy próbować do skutku. - szepnąłem mu na ucho, przygryzając płatek.

- Jesteś niemożliwy. - zaśmiał się i pokręcił głową.

- Dzieciaki będą oglądać bajkę jeszcze przez jedenaście minut. - spojrzałem na zegarek na ścianie. - Znając Luke'a, włączy następną bajkę, więc mamy już pół godziny. - zacząłem wyliczać. - Zakładając, że zasną podczas oglądania mielibyśmy całą noc dla siebie...

- Do czego zmierzasz? - zapytał.

- Dawno się nie kochaliśmy, Loueh. - szepnąłem.

Złapałem go pod kolanami i w górze pleców. Zacząłem kierować się w stronę schodów. Zerknąłem na dzieciaki które oglądały z ogromnym skupieniem swoją ulubioną bajkę. Za nic nie oderwały by się teraz od telewizora.

- A co z dziećmi? - zapytał. - Nie możemy, kiedy one...

- Dzieciaki! - zawołałem. - Idziemy z tatusiem zrobić wam braciszka! - zaśmiałem się. - Oglądajcie grzecznie bajkę i później połóżcie się do łóżek.

- Harry! - oburzył się. - Co ty im mówisz? Mają dopiero po trzy i dwa lata!

- Powinni uczyć się od najmłodszych lat. - wyszczerzyłem się.

Zacząłem wchodzić po schodach. Będąc w sypialni ułożyłem szatyna na pościeli i sam zacząłem ściągać bluzkę przez głowę. Zamknąłem sypialnię na klucz, aby nie zaliczyć wpadki jak ostatnim razem. Musieliśmy tłumaczyć maluchom, że tatuś Lou krzyczał, bo użądliła go osa.

- Oczywiście Emily i Katy będą mogły spotykać się z chłopcami dopiero po skończeniu dwudziestu pięciu lat. Nie zniósłbym myśli, że ktoś mógłby skrzywdzić moje wspaniałe księżniczki. - powiedziałem.

- Jesteś naprawdę niemożliwy, Harreh. - zaśmiał się.

Z pomocą Louisa pozbyłem się wszelkich ubrań. Teraz kończyłem rozbierać niebieskookiego. Po pięciu minutach obściskiwania i składania pocałunków, zacząłem go rozciągać. Zawsze dziwiłem się, że po tylu stosunkach ciągle pozostawał idealnie ciasny. Szatyn przystawił sobie poduszkę do twarzy, aby nie jęczeć za głośno. Gdy dobrze go rozciągnąłem i nawilżyłem, chciałem w niego wejść, lecz ten od razu mnie odsunął.

Spojrzałem na niego zdziwiony. Nigdy nie odmawiał, gdy mieliśmy się kochać. Odwróciłem się, aby spojrzeć w stronę drzwi. Te były jednak zamknięte. Czyżby się rozmyślił? A może był chory?

- Bez tego nawet nie próbuj. - powiedział, rzucając we mnie paczką gumek.

Zaśmiałem się cicho i spojrzałem na przedmiot. Podniosłem wzrok i zerknąłem na niebieskookiego. Patrzył na mnie wyczekująco. Mówił poważnie.

- Na pewno nie chcesz mieć teraz małego Harolda Juniora? - zapytałem z nadzieją. - Dzieciaki będą zachwycone z braciszka...

- Nawet nie zaczynaj, Harry. Jeszcze przed trzydziestką dorobię się całej drużyny futbolowej. - zaśmiał się. - Nie miałbym nic przeciwko, gdybyś to ty urodził połowę z naszych dzieci...

- W porządku. - skinąłem głową. - Ty urodzisz pierwszą szóstkę, ja resztę. Nad zawodnikami rezerwowymi pomyślimy.

Pocałowałem go w usta i przytuliłem do siebie. W końcu znalazłem kogoś, kto mnie szczerze pokochał. Obaj darzyliśmy się ogromną miłością. Byliśmy idealnymi połówkami pasującymi do siebie.  Znalazłem ukochaną Omegę, miłość, a Louis odnalazł w końcu szczęście i wolność, której nigdy wcześniej nie zaznał. Byłem naprawdę szczęśliwy, a tym powodem był Louis Tomlinson - moje słodkie stworzenie.


🐾🐾🐾🐾🐾

Witajcie kadeci/wilki/wodorosty!


To już ostatni rozdział w ,,Sweet Creature"


Dziękuję wszystkim, którzy komentowali, dzielili się swoją opinią, dawali gwiazdki.

Cieszę się, że udało wam się dotrwać do końca.

Mam już kolejną książkę, która czeka na dodanie pierwszego rozdziału.

Kto czyta ,,Nominacie porucznika'' ten wie o czym będzie książka i jaki tytuł nosi.

Niedługo dodam tutaj informacje na temat nowej pracy, czekajcie więc cierpliwie.


Na kogo mogę znów liczyć w trakcje pisania kolejnego ff? ^.^



Jeszcze raz dziękuję za to, że byliście ze mną ~ porucznik Sieg

xx




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro