Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 41


Louis


- Harry! - zawołałem.

Siedziałem w salonie na kanapie. Chłopak rozpakowywał zakupy, które zrobił w mieście. Słyszałem cichą piosenkę, którą sobie podśpiewywał. Dziś miał  bardzo dobry humor, zresztą jak zawsze. Spojrzałem na korytarz, lecz chłopak się nie pojawiał.

- Harry! - krzyknąłem głośniej.

Złapałem się za brzuch i skuliłem się. Od kilku dni dzieciaki były bardzo ruchliwe, ale teraz stanowczo przesadzały. Od kilku godzin nie dawały mi spokoju. Podniosłem się do pozycji siedzącej. Złapałem poduszkę i zacisnąłem na niej dłonie. Obawiałem się, że to nie kopanie maluchów. Ponownie złapał mnie skurcz. To zdecydowanie nie było to.

- Wołałeś, kochanie? - spytał zielonooki.

W końcu pojawił się w pomieszczeniu. Szedł wolnym krokiem tak, że wolniej się kurwa nie  dało! Wycierał ręce w ściereczkę. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech.

- Rodzę! - warknąłem przez zaciśnięte zęby.

- C-co?! Jak to? Teraz?! - złapał się za włosy, ciągnąc za swoje loki.

- Harry! -  mruknąłem.

- Oddychaj, kochanie. - polecił  i sięgnął do kieszeni po komórkę.

Ręce trzęsły mu się okropnie, gdy wybierał numer. Dwa razy o mało co nie wypuścił urządzenia. Zadzwonił do Malika, który przyszedł po kilku minutach. Zielonooki przez ten czas dotrzymywał mi towarzystwa i oddychał ze mną głęboko. Przeżywał to gorzej niż ja.

- Już jestem. - powiedział mulat.

Przyszedł razem z blondynem. Harry zaniósł mnie do sypialni i położył na łóżku. Zayn polecił zielonookiemu przyniesienie ręczników i innych potrzebnych mu rzeczy.

- Nie jedziemy do szpitala? - zdziwiłem się, zaciskając mocno zęby.

- Nie może nikt cię zobaczyć. Spokojnie, odbierałem niejeden poród Omeg. - zapewnił Malik i uśmiechnął się delikatnie. - Wszystko będzie dobrze.

- A-ale... - zacząłem.

- Spróbuj się uspokoić. - polecił blondyn. - Jesteś w dobrych rękach. Oddychaj głęboko.

- Mam! - zawołał brunet i wbiegł do sypialni.

Spojrzałem na fioletową zasłonę do salonu, którą miał w ręce. Westchnąłem i w duchu cieszyłem się, że to nie on jest lekarzem. Obawiałbym się o siebie i dzieci. Miał przecież przynieść ręczniki...

- Chodź, Harry. - powiedział blondyn, kręcąc rozbawiony głową. - Pokażesz mi gdzie trzymacie czyste ręczniki.

Gdy wyszli, zostałem z Zaynem sam. Chłopak był opanowany i nie panikował tak jak ja czy zielonooki. Znał się na rzeczy.  Poprawił mi poduszki pod plecami i usiadł na skraju łóżka.

- To dopiero skurcze, Lou. - wyjaśnił. - Oddychaj powoli i głęboko. A teraz podniesiemy się  z łóżka. Pomogę ci, w porządku?

Skinąłem głową i z pomocą Malika podniosłem się z materaca. Kazał mi się o siebie oprzeć i zaczęliśmy chodzić po pokoju. Skurcze nieco zelżały. Harry z Niallem zdążyli wrócić i przyglądali się temu w milczeniu. Po chwili Styles zmienił się z Zaynem. Ostrożnie objął mnie ręką wokół pasa. Chodziliśmy tak kilka minut.

- Niedobrze mi. - powiedziałem po chwili.

Usiadłem na łóżku. Niall podał małą miednicę i zwymiotowałem całą treść żołądka. Było mi duszno i bolał mnie kręgosłup. Nie tak wyobrażałem sobie poród. Chciałbym mieć to już za sobą. Skurcze trwały znacznie dłużej i następowały szybciej.

- Od kiedy masz skurcze? - zapytał mulat, siedząc po drugiej stronie łóżka.

- Chyba od kilku godzin. - powiedziałem. - Myślałem,  że to dzieci kopią. Ja nigdy nie rodziłem, nie znam się na tym i...

- Spokojnie. - posłał mi delikatny uśmiech. - Nie denerwuj się i oddychaj powoli.

Harry usiadł obok mnie i zaczął mówić jakieś pokrzepiające słowa. Delikatnie gładził mnie po plecach. Wszystko to zaczynało mnie powoli irytować. Jak może mi mówić, że dobrze sobie radzę, skoro nic jeszcze nie robię?

Poczułem mokro w spodniach. Zdecydowanie nie było to normalne. To niemożliwe, abym się zsikał. Co za upokorzenie... Rozejrzałem się, modląc, aby nikt nie zauważył. Na moje nieszczęście, tak się właśnie stało.

- Zayn? - zielonooki popatrzył na przyjaciela z wielkim przejęciem.

- Pękł pęcherz płodowy - poinformował i podszedł do nas.

- Ile jeszcze będzie tak boleć? - zapytałem, gdy poczułem kolejny mocniejszy skurcz.

- Harry, możesz rozebrać Louisa? - popatrzył wyczekująco na Stylesa. - Ciepła kąpiel pomoże.

Nie trzeba było mu powtarzać dwa razy. Ściągnął ze mnie ciepłą bluzę wraz z t-shirtem. Na sam koniec pozbył się moich przemoczonych dresów oraz bielizny. Niall przygotował kąpiel w wannie i tam zostałem zaniesiony przez Stylesa. Wstydziłem pokazywać się przy nich nago. Jedynie Harry mnie takim widział, ale nie miałem wyboru.

- Będzie rodzić w wannie? - zdziwił się loczek, nawijając sobie moje włosy na palce. - Przecież dzieci się potopią!

- Harry, błagam! -  warknąłem. - Jak nie odczepisz się od moich włosów, to osobiście utopię cię w tej wodzie!

- Kochanie, nie denerwuj się... - powiedział i pogładził mnie po policzku.

Byłem zirytowany. Wymieniłem spojrzenie z Zaynem. Mulat westchnął i poprosił chłopaka na zewnątrz. Niechętnie chciał ode mnie wyjść, lecz nie miał wyboru. Zostałem teraz z blondynem.

- Długo ten poród będzie trwał? - zapytałem, spoglądając na swój brzuch.

- Już połowa sukcesu za tobą. - uśmiechnął się delikatnie. - Dobrze się czujesz?

- Jestem zmęczony i śpiący. - przyznałem.

- Gdy wyjdziesz z wanny, możesz się przespać. - powiedział. - Pomogło trochę? - wskazał na wodę.

Pokiwałem głową. Dzięki ciepłej kąpieli skurcze były znośne. Jeszcze przez kilka minut siedziałem w łazience, po czym z pomocą blondyna przeszedłem do sypialni, opasany ręcznikiem wokół bioder.

Harry siedział na łóżku i żywo dyskutował z mulatem. Gestykulował energicznie rękami. Dopiero gdy mnie zauważył, podniósł się z miejsca i podszedł do mnie. Spytał o samopoczucie i pomógł usiąść na łóżku. Oparłem się o poduszki w pozycji siedzącej. Przez kolejne minuty nie działo  się nic, do czasu aż skurcze powróciły. Były zdecydowanie mocniejsze. Nie mogłem powstrzymać głośnego krzyku. To chyba wszystkich postawiło na nogi.

- Zaczęło się. - powiedział Malik.

- A-ale jak mam rodzić? - zawołałem.

Harry znalazł się przy mnie i trzymał za rękę. Ściskałem jego dłoń mocno i dziwiłem się, że jeszcze mu jej nie zmiażdżyłem.  Wszystko działo się bardzo szybko. Klęczałem na łóżku i opierałem klatką piersiową o kolana zielonookiego. Moje usta opuszczały krzyki, nad którymi nie potrafiłem zapanować. Oddychałem szybko.

- Dasz radę, Louis. - usłyszałem głos Zayna. - Jeszcze trochę.

Zamknąłem oczy i  zacisnąłem zęby. Do moich uszu dotarł płacz dziecka. Byłem wykończony. Potrzebowałem odpoczynku.

- Jeszcze drugie dziecko, jesteś dzielny. - usłyszałem głos Harry'ego. - Dasz radę.

Pokręciłem głową bezsilnie. Chciałem powiedzieć, że nie mam siły. Nie dam rady urodzić drugiego. To było zbyt męczące. Poczułem usta zielonookiego na swojej skroni.

- Jestem zmęczony. - powiedziałem cicho.

- Oddychaj głęboko i powoli. - polecił Malik. - Już prawie koniec.

Zacząłem znów przeć i na świat przyszło drugie maleństwo. Opadłem na kolana Harry'ego. Nie miałem już siły się poruszać. Chłopak odgarnął mi z czoła zlepione kosmyki karmelowych włosów. Ponownie pocałował mnie w głowę. Pomógł mi usiąść na łóżku i oprzeć o poduszki. Po chwili dostałem do rąk swoje maleństwa. Owinięte były w białe pieluszki.  Jedno z nich płakało, lecz gdy Harry zaczął do nich mówić, przestało.

- Macie przepiękne dzieci. - powiedział blondyn.

- Mogę odpocząć? - spytałem patrząc się na Malika.

- Jeszcze tylko łożysko. - powiedział. - I będziecie mogli nacieszyć się swoimi pociechami.

Niall posprzątał brudne ręczniki, ponieważ Harry nie odstępował mnie na krok. Gdy było już po wszystkim, zielonooki zabrał ode mnie dzieci. Nawet nie pamiętałem momentu, kiedy zasnąłem. Nie zdążyłem podziękować Zaynowi i Niallowi, ale zmęczenie nade mną wygrało. Byłem zmęczony, ale bardzo szczęśliwy. W końcu miałem kochającą rodzinę.


🐾🐾🐾🐾🐾

Witajcie kadeci/wilczki/wodorosty!

Kto ma pomysł na imię dla dzieci?

Możecie napisać swoje propozycje tutaj -->

Chłopiec:

Dziewczynka:

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Do następnego! xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro