Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19


Louis

Obudziłem się w środku nocy. Znów śnił mi się koszmar. Rozejrzałem  po otoczeniu i dopiero wtedy przypomniałem sobie, że znajdowałem się u Stylesa. Leżałem na łóżku zwinięty w kłębek. Spojrzałem na chłopaka. Smacznie sobie spał. Ciemne loki leżały rozrzucone na poduszce, a zielone tęczówki zasłaniały powieki. Starałem się zasnąć ponownie, ale nie mogłem. Podniosłem się i zeskoczyłem z łóżka. Nosem otworzyłem sobie szerzej drzwi sypialni. Na korytarzu było ciemno. Chciało mi się pić, więc skierowałem się do kuchni, lecz nie potrafiłem odkręcić kranu. Zlew był za wysoko. Zawróciłem i poszedłem do łazienki. Na moje nieszczęście nawet w wannie nie znalazłem ani kropelki. Wyskoczyłem z niej i próbowałem zlokalizować umywalkę. Było tu ciemniej niż w sypialni. Spojrzałem na białą, porcelanową muszlę klozetową. Strzał w dziesiątkę.

Podszedłem bliżej i przez chwilę się zastanowiłem. To było oczywiste, że nie zniżyłbym się do tego poziomu, żebym musiał pić wodę z kibla. To już byłaby lekka przesada. Na szczęście klapa była zamknięta, więc wskoczyłem na nią i pyskiem sięgnąłem do kurka od wody. Odkręciłem sobie zębami, co było dość trudne. Z kranu zaczęła lecieć zimna woda. Zacząłem szybko pić. Gorzej było z zakręceniem kurka. Pomogłem sobie nawet łapą, ale i to nie pomogło. Z kranu co kilka sekund kapała kropelka wody. Jak Harry wstanie to sobie ja zakręci. - pomyślałem.

Gdy pozbyłem się pragnienia, wróciłem do kuchni. Pyskiem otworzyłem drzwiczki lodówki i w pomieszczeniu zrobiło się jasno od światełka, które się zapaliło wraz z otwarciem. Spojrzałem na jej zawartość. Nie było nic ciekawego do zjedzenia. Sam ketchup, kostka masła i ogórek. Gdy chciałem już wracać, coś przykuło moją uwagę. Na samym dole leżały dwie marchewki obok pomidora. Wyciągnąłem pomarańczowe warzywo i zamknąłem lodówkę. Położyłem się na podłodze i zacząłem powoli zjadać swój przysmak. Musiałem przyznać, że bardzo mi posmakowało, kiedy Harry ukrył to pomarańczowe cudo w mięsku. Niestety nie mogę tego powiedzieć o tym zielonym paskudztwie. Zastanawiałem się ile mu zajmie znalezienie brokuł, które schowałem pod dywan.

Gdy skończyłem z nocną przekąską, ruszyłem do sypialni. Harry wciąż spał. Dziwiłem się, że nie obudził go trzask drzwi lodówki czy huk gdy wpadłem na donicę na korytarzu. Miał mocny sen. Wskoczyłem na łóżko i położyłem się obok niego. Przez chwilę po prostu mu się przyglądałem. Jedynie przez blask księżyca widziałem jego rysy twarzy, na którą długie rzęsy rzucały cienie. Wtuliłem się w zielonookiego. Powiedział coś pod nosem i objął rękami, przyciągając do siebie. Czułem się jak pluszak, ale nie narzekałem. Czując żar bijący od jego cała, szybko zasnąłem.

Gdy nastał ranek obudziłem się jako pierwszy. Ziewnąłem przeciągle i spojrzałem na chłopaka. W ogóle nie zmienił pozycji, więc ciągle przytulał mnie do siebie. Chciałbym poleżeć dłużej, ale mój brzuszek domagał się jedzenia. Miałem wręcz wilczy apetyt.

Tym razem nie dałbym rady wyciągnąć sobie czegoś do jedzenia. Harry sprytnie umieścił wszystko na najwyższych półkach. Jestem pewien, że zrobił to specjalnie, a skoro tak, to musiałem go obudzić. Pacnąłem go łapą w twarz, lecz tylko się skrzywił. Zacząłem więc lizać go po twarzy. Dopiero teraz otworzył oczy i westchnął, napotykając moje spojrzenie.

- Mam nadzieję, że niczego nie zniszczyłeś, Lou... - zaczął, wpatrując się we mnie uważnie.

Pokręciłem głową i jeszcze raz liznąłem go po nosie. Zielonooki przetarł swoją twarz dłonią, którą następnie wytarł w pościel. Zacząłem spychać go z łóżka. Zielonooki przesuwał się coraz bliżej krawędzi. Chyba przejrzał mój plan, bo przyciągnął mnie do siebie i obaj wylądowaliśmy na podłodze. Upadek do miłych nie należał. O ile on mógł stłuc sobie kość ogonową, ja naprawdę upadłem na ogon, przez co z piskiem zerwałem się z podłogi. Już nie zliczę ile to razy mój puszysty ogonek ucierpiał.

- Wiesz co Lou? - spojrzał na mnie i z przyzwyczajenia zaczął drapać mnie po łebku. - Liczyłem, że gdy zechcesz wyjść z domu to się przemienisz i będę mógł poznać cię w ludzkiej formie. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym z tobą porozmawiać i dowiedzieć się tylu rzeczy...

Spojrzałem na niego smutno i słuchałem dalej co mówił. Harry był inny niż mój były Alfa. Aaron z początku też był w porządku. Był miły i się starał. Zrobił wrażenie nawet na mojej matce. Zmienił swoje złe zachowanie i stworzył pozory. Nigdy przez myśl mi nie przeszło, że to tylko gra. Ja naprawdę zacząłem się w nim zakochiwać. Zachowywał się tak, jak teraz Styles. Uwierzyłem mu, a potem już było tylko gorzej. Traktował mnie jak własność, jak przedmiot, który może sobie wziąć, wykorzystać i odstawić. Przez te długie miesiące powoli mnie wyniszczał. Pod koniec sam mu uwierzyłem, że jestem beznadziejny i bezużyteczny. Nawet zacząłem przepraszać za to, że żyję. Często wpadałem w histerię, ale mogłem płakać jedynie wtedy, gdy tylko Aaron gdzieś wychodził. Przy nim nie mogłem uronić choć jednej łzy, bo go to bardzo wyprowadzało z równowagi. Najgorsze było to, że nie mogłem zrobić z tym kompletnie nic. Tak musiało po prostu być.

Nie potrafiłem w pełni zaufać komukolwiek. Każdy zakładał maski i grał swoją rolę. Wyjątkiem nawet nie był Harry. Uratował mnie tyle razy, to fakt, zajmował i traktował dobrze, ale to wciąż za mało. Aaron też taki był. Osoby, które stoją z boku wyśmiewają moje zachowanie, ale oni nie rozumieją, nikt nie rozumie. Uważają mnie za niewdzięcznika i tchórza, ale żadna z tych osób nie przeżyła chociaż połowy tego piekła, przez które przeszedłem. Mogą mnie nazwać głupcem, bo nie potrafię zaufać Harry'emu, nie chcę się przemienić, ale to wcale nie wydaje się łatwe. Czemu wszyscy pochopnie mnie oceniają, skoro nawet nie wczuli się w moje uczucia, nie znają historii jaka kryje się za moją wilczą formą? Dlaczego szepczą coś i patrzą z urazą, choć tak naprawdę mnie nie znają? Dla nich jestem tylko denerwującą osobą, ale prawda jest zupełnie inna, lecz jej nie poznają. Przynajmniej nie teraz. Teraz czuję się wolny i naprawdę szczęśliwy. Pierwszy raz od tylu lat.

- Lou? Słuchasz mnie? - Harry trącił mnie ręką, na co drgnąłem.

Spojrzałem na niego i chwilę po prostu mu się przyglądałem. Na czole zielonookiego pojawiła się zmarszczka, która po chwili znikała. Posłał mi delikatny uśmiech i w końcu wstał z podłogi, próbując wyplątać się z prześcieradła.

- Chodźmy coś zjeść, wilczku. - powiedział i przeczesał moją sierść ręką.

Szedłem tuż za nim, wesoło merdając ogonem. Wizja jedzonka była wspaniała. Nie pogardziłbym soczystym stekiem, a nawet pulpecikami z tym zielonym paskudztwem i pomarańczową wspaniałością.

- Ale chyba wpierw wybiorę się do miasta po zapasy. Nie mam już żadnego mięsa. - westchnął i zatrzasnął lodówkę. - Widzę, że ci posmakowała. - podniósł z podłogi zieloną nać marchewki.

Harry przebrał się w strój codzienny i zgarnął kluczyki do samochodu. Wyszliśmy przed budynek i zapewnił mnie, że za godzinkę powinien być z powrotem. Miał jechać tylko do sklepu i zrobić zapasy. Nie mogłem się doczekać. Gdy auto chłopaka zniknęło mi z oczu, pobiegłem do lasu.

Nie byłem w nim tylko kilka godzin, a już się stęskniłem. Biegałem między drzewami i przeskakiwałem przez powalone pnie drzew. Pogoniłem nawet wiewiórkę. Już miałem pobiec za zającem, gdy poczułem okropny ból brzucha. Zalała mnie fala gorąca. Cichutko pisnąłem i wróciłem do naszej kryjówki, kładąc się na legowisko z liści. Ból ani na chwilę nie ustępował. Nie chciałem być teraz sam. Przez te ostatnie dni i wydarzenia zupełnie zapomniałem o zbliżającej się gorączce.


🐾🐾🐾🐾🐾

Witajcie kadeci/wilczki!

Nasza biedna i kochana  kuleczka szczęścia została teraz sama w lesie. Jakieś pomysły co się może zdarzyć? o.O

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro