Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#8

Komentujcie, proszę...

- Chcesz jeszcze się gdzieś przejść? - spytałem go, odsuwając twarz delikatnie w tył, aby móc cmoknąć go krótko w czoło.

– A ty? – odpowiedział mi pytaniem na pytanie, zbliżając do siebie nasze usta w czułym pocałunku, po czym spojrzał na mnie dużymi, zielonymi oczami.

- Cokolwiek zechcesz ty, zrobię i ja. - zapewniłem z małym półuśmieszkiem.

– Możemy jeszcze gdzieś pójść i porobić sobie zdjęcia, tak jak kiedyś. – zachichotał, zmieniając nasze pozycje tak, że teraz ja trzymałem go w talii, a jego ręce luźno obejmowały moją szyję.

- A jak zobaczy nas jakiś ksiądz tak jak ostatnio? - poruszyłem w lekkim rozbawianiu brwiami.

– To grzecznie się z nim przywitamy? – bardziej spytał, niżeli udzielił mi twierdzącej odpowiedzi. – Potrzebuję nowej tapety na telefon, aktualna mi się znudziła.

- No wiesz co? - wydąłem dolną warge. - Jest cudowna! - uśmiechnąłem się, odruchowo przypominając sobie to śliczne zdjęcie, ktore zrobił nam Liam, gdzie chłopak siedzi między moimi nogami podczas oglądania jakiegoś filmu.

– Chcę nową, tamta na jakieś osiem miesięcy! – oburzył się, jeżdżąc końcem nosa po moim policzku.

- Ja non stop zmieniam tapetę na zdjęcia, na których śpisz. - zaśmiałem się lakonicznie.

– Poważnie? – Harry skrzywił się. – Muszę wyglądać na nich głupio.

- No popatrz tylko! - zawołałem z entuzjazmem, wyjmując z kieszeni komórkę i podając mu. - Wyglądasz na nich ślicznie!

– Ew... Śmiesznie. – zaśmiał się. – Ale kocham twoje hasło. Jest takie oczywiste.

- Wcześniej to była twoja data urodzin, wiec uznałem, że dzień, w którym zostaliśmy parą będzie bardziej kreatywny.

– To takie urocze. – oddał mi telefon i cmoknął szybko mój policzek, nim ruszyliśmy w stronę dobrego miejsca na robienie zdjęć.

- To drzewo jest takie zajebiste. - zachwycałem się, krążąc w okół niego. - Ustaw się pod nim, najlepiej z dupą wypiętą to będę miał tapetę idealną.

– A co jeśli ktoś ją zobaczy? – Harry parsknął, jeżdżąc dłonią po korze drzewa. – A po drugie, czy ja ci wyglądam na modela?

- Tak. - od razu mu odpowiedziałem. - Masz idealne wymiary i jesz tylko powietrze. Modelom więcej nie trzeba.

– Jem tyle, ile we mnie wciskasz. – naburmuszył się, opierając plecy o drzewo.

- O, dokładnie tak! Nie ruszaj się! - zawołałem, szybko włączając aparat w telefonie.

– Mogę oddychać? – zaśmiał się, ukazując swoje zęby, był to perfekcyjny moment do zrobienia zdjęcia.

- Możesz. - puściłem mu oczko, prędko uwieczniając to na zdjęciu. - No królewicz...

Harry stanął do mnie tyłem tak, jak go poprosiłem, by następnie spojrzeć do kamery zza ramienia. Oblizałem usta, robiąc zdjęcie.

- Kiedyś zrobię ci nagą sesje. - obiecałem.

- W życiu! - pokręcił głową.

– Zrobię! – odkrzyknąłem do niego pewny swych słów. – Może jeszcze nagraj jak ci obciagam, co? – parsknął, obejmując się ramionami.

- To właściwie wcale nie taki głupi pomysł... - mruknąłem, zastanawiając się nad tym.

– Jesteś straszny. – Harry zachichotał. – Chodź tu. Zróbmy wspólną sesję pod tym... dębem.

- Czyli mam robić nam zdjęcia z ręki? - spytałem, wedle jego prośby podchodząc bliżej.

Harry przytaknął, kiedy stanąłem obok niego, a on wtulił się w mój bok i uśmiechając do kamery wystawił język, a następnie dodatkowo pocałował mnie. Szczerze mówiąc, chciałem dodać te zdjęcia na Instagram, by móc pochwalić się związkiem całemu światu.

- Teraz chcę zdjęcie z dłuższym pocałunkiem. - poprosiłem go, później przymykając powieki.

Harry od razu położył dłoń na moim policzku i zbliżył do siebie nasze wargi, zamykając je w pocałunku. Od razu oddałem tę pieszczotę, mocno zasysając jego usta i nasłuchiwałem mlaskania, które wydostawało się spomiędzy naszych złączonych warg. Pocałunek stał się bardziej mokry, gdy dołączyliśmy do niego język, a ja nawet nie zauważyłem że mój telefon ustawiony jest na opcję "nagrywanie". W końcu i tak rzuciłem go gdzieś w trawę obok naszych stóp by skupić się na całowaniu Harry'ego. Kiedy zabrakło nam powietrza, odsunęliśmy się od siebie, a ja spojrzałem w jego piękne oczy, ujmując dłoń Harry'ego w dwie własne i nakierowałem ją na swoją klatkę piersiową, wkładając nasze dłonie pod moją bluzę.

– Czujesz? – spytałem, patrząc w jego oczy. – Ono bije tak szybko i mocno. Moje serce. Bije dla ciebie.

- To ciut niepokojące, że bije tak szybko... - zachichotał słodko, ponownie mnie całując.

- Dlaczego ty zawsze psujesz wszystkie romantyczne chwile? - jęknąłem marudnie.

– Przepraszam, przepraszam. – pokręcił głową z rozbawieniem. – Moje też bije szybko. Nie słyszę własnych myśli. Ich rytm się wyrównuje.

- Ale będziemy wkurwiać ludzi jak już wyjdziemy z szafy. - powiedziałem, ponownie go całując. - Będziemy jedną z tych par, która wiecznie się mizia.

– A ja myślę, że ludzie będą nas shippować. Pamiętasz co mówił Liam? Larry Stylinson is real. – zaśmiał się Harry, zjeżdżając dłonią na mój bok.

- Oczywiście, że będą nas shipować. - machnąłem ręką. - Ale to raczej fani. Mówię o ludziach na galach, na które będę cię zabierał. Ja znam Rihannę osobiście już siedem lat, a nadal mnie onieśmiela.

– Wow, teraz uświadomiłem sobie ile gwiazd wtedy poznam. – uśmiechnął się lekko. – Ale mam już swojego ulubionego celebrytę. – spojrzał mi w oczy.

- Proszę, wszystko tylko nie to słowo. - skrzywiłem się. - Kojarzy mi się z Kardashiankami.

– Masz lepszy tyłek, naturalny, niż one wszystkie, wypchane dupy. – skrzywił się. – Jestem gejem tak bardzo.

- A idź! Jak myślę o tym, że sekstaśma Kim ma tyle odsłon na pornhubie to zastanawiam się co jest nie tak z hetero facetami. - wzdrygnąłe się.

– Spójrz. Oni lubią duże tyłki dziewczyn. Ale na przykład większość facetów ma suche tyłki i i tak inni faceci na nich lecą. – zaśmiał się.

- A ja ci powiem, że mam dużo znajomych którzy są hetero facetami i oni wolą szczupłe dziewczyny. - wzruszyłem ramionami.

– Ważne jest też to, co człowiek ma w środku. – odparł. – Ktoś może być najpiękniejszy, mieć świetne kształty, ale ważniejsze jest to, jakim jest człowiekiem. Ja to tak postrzegam.

- Oczywiscie, że tak. - pokiwalem głową. - Wiesz, większość facetów jest wzrokowcami, ale ja zdecydowanie od nich odstaję, bo nigdy, jeśli miałem chłopaków to nie patrzyłem najpierw na ich wygląd. To czy się w nich zakochiwałem przychodziło dopiero po czasie.

Harry uśmiechnął się do mnie. – Rzeczywistoście, może na początku spodobałeś mi się bardzo z wyglądu. Wręcz latałem za tobą, obserwowałem na Instagramie i Twitterze, słuchałem nałogowo twojej muzyki i w końcu kupiłem bilet na koncert. Ale skradłeś moje serce dopiero, kiedy cię poznałem. Ponieważ teraz doskonale się znam, wiem jaki jesteś i nie mógłbym mieć lepszego partnera.

- Ja wręcz podziwiam tych którzy są z kimś tylko, na przykład dla kasy. - parsknąłem. - Trzeba mieć mega silną wolę!

– Lub dla seksu. Wiesz, naprawdę istnieją tacy ludzie. A przecież seks w związku jest momentem w którym można przekazać całą swoją miłość. Więc jak wygląda seks bez niej? Przecież to ona jest jego najlepszym, najważniejszym składnikiem.

- Bez miłości to jest po prostu... czynność. - zmarszczyłem brwi. - Nie wiem jak mogłem kiedyś tak żyć.

– Teraz do końca życia będziesz uprawiał seks tylko ze mną. – parsknął. – Cieszysz się?

- Nie, wiesz? - pokazałem mu język, sarkastycznie przywracając oczami na co wybuchł śmiechem. - Ty jak już czasem coś powiesz to nie wiem czy się śmiać czy płakać.

– Chodź. Wracajmy do domu. Wieczorem jedziemy do Doncaster. – powiedział Harry.

Słysząc to, natychmiast się ożywiłem i po podniesieniu telefonu spomiędzy trawy, ruszyłem razem z nim z powrotem do domu Stylesów.

*

– M-mamo, czy Mitchell tutaj wrócił? – spytał Harry po powrocie do domu, na co się wzdrygnąłem.

- Co? - kobieta spojrzała na niego zszokowana. - Nic mi o tym nie wiadomo... Dlaczego pytasz?

– Spotkaliśmy go – odezwał się Harry, przełykając delikatnie sok. – Ale to m-musi oznaczać, że zrezygnował z pracy.

- Pies go jebał. - prychnęł, wrzucając z frustracją talerz do zlewu. Wzdrygnąłem się, nie spodziewając tego po niej.

– Mamo... – jęknął Harry

– Co mamo? No co? – spytała go. – Uwierz mi, że mogę dopilnować tego, by go wypieprzyli z tego miasta.

- Ja chcę po prostu udawać, że ten związek nigdy nie nie miał miejsca. - mruknął.

– Porozmawiajmy o czymś przyjemnym! – szybko zaproponowałem, stając naprzeciw Harry'ego, który opierał się o kredens kuchenny. Skrzywiłem się widząc jego niemrawą minę. – Harry Edward Styles proszony o natychmiastowy uśmiech. – powiedziałem, pstrykając go w nos. – Rozwesel się, jego już nie ma i nigdy nie będzie. Nie pozwolę mu zbliżyć się do ciebie nawet na dziesięć metrów. – przekonywałem go, łapiąc jego policzki i zacząłem wycalowywac całą jego twarz, aż usłyszałem najcudowniejszy śmiech i ciche "przestań już, przestań".

- Jesteście głodni? - spytała nas Anne, starając się nie wpatrywać zanadto na nasze czułości.

– A może pozwoliłabyś dzisiaj nam wykazać się nabytymi zdolnościami kulinarnymi? – spytałem ją, kładąc dłoń w dole jej pleców. – Usiądź w salonie, Anne, włącz telewizję i zrelaksuj się. Daj nam zająć się wszystkim.

- Relaks? Jaki relaks? - zmarszczyła brwi. - Zapomniałam co to jest odkąd urodziłam pierwsze dziecko!

– Poczytaj jakąś książkę, pomaluj paznokcie, lub zrób sobie maseczkę odprężającą na twarz i połóż się. My naprawdę potrafimy czasem zrobić coś efektownego. – przekonywałem ją.

- Ale ja nie umiem się relaksować. - marudziła. - Ja wiecznie muszę coś robić!

- Ugh! Zupełnie jak moja mama! - prychnąłem.

– Chodź, mamusiu. – pałeczkę przejął Harry. – Mam kilka ciekawych czasopism w torbie. Znajdę coś co ci się spodoba.

- Dzieci, wy mnie nie rozumiecie. - jęknęła, gdy brunet zaczęła prowadzić ja do salonu.

- Nie musimy. - odpowiedział jej Harry.

Po chwili, kiedy Anne ostatecznie zrelaksowała się przed telewizją, ja spojrzałem na ułożone przeze mnie przeróżne produkty. Gdy Harry wrócił do kuchni, oboje umyliśmy dłonie i zaczęliśmy zastanawiać się co przyrządzić. – Nie patrz na mnie, ty jesteś tu szefem, aniołku. – zarzekłem.

- Dlaczego zawsze ja tutaj gotuję? - zmarszczył brwi. - Ty wcale nie jesteś taki zły jak myślisz, skarbie.

– Oczywiście, że nie. – wzruszyłem ramionami z dumą, po chwili śmiejąc się. – Ale ty w kuchni wykazujesz się większą kreatywnością. Twoje potrawy mają więcej kolorów i smaków. Możesz rządzić w kuchni.

- No dobrze, dobrze. - poddał się. - W takim razie na co masz ochotę? I nie mów, że na mnie!

Zachichotałem na jego słowa. – Mamy tu dużo warzyw. Możemy zrobić jakąś kombinację sałat. Tu jest też ser feta, mam ochotę na sałatkę grecką. – uśmiechnąłem się lekko, mówiąc dalej. – Mamy pokaźny wybór drobiu, ale co powiesz na jakieś... Ravioli?

- Ale masz życzenia, wow. - zaśmiał się, a następnie pocałował mnie krótko, aczkolwiek z uczuciem. - Więc niech będzie sałatka.

– Może skomponujmy do tego jakiś ciekawy sos? – spytałem. – I dodanie rukoli będzie dosyć nietypowe, ale może okazać się smaczne. – chwyciłem w dłoń zielone listki.

- Ty lepiej nawet nie zabieraj się za cokolwiek co ma związek z robieniem sosu. - zaśmiał się Harry. - To akurat nigdy ci nie wychodzi.

– Wiem, wiem. – pokręciłem głową. – zawsze jakimś cudem wsypuje mi się tam zbyt duża szczypta soli. – przewróciłem oczami. – Za to ty, mógłbyś pomyśleć nad farszem do makaronu. Ja mogę zrobić ciasto, to akurat mi wyjdzie.

- Najlepiej będzie jak po prostu zrobisz to w czym będę chciał, abyś mi pomógł a przy okazji ładnie wyglądał. - uszczypnął mój policzek.

– Nie lubię cię. – spojrzałem na niego zgorzkniale, mimo wszystko łamiąc się po trzech sekundach i zwyczajnie wzruszyłem ramionami, zabierając się do mieszania składników na ciasto makaronowe.

*

- Ciężko uwierzyć mi w to, że kiedyś mieszkałeś na małej wiosce, a teraz twoja rodzina ma dom w tak zamożnej dzielnicy... - mruknął Styles.

– Nie tak znowuż zamożnej. – pokręciłem głową, łapiąc go w tali i przyciągnąłem szczupłe ciało jeszcze bliżej siebie. – Nie bądź spięty, kotku.

- Dobrze wiesz jak niezręcznie mi ilekroć jestem z Twoja rodziną. - westchnął. - Są tacy... idealni.

– Za to ja zawsze miałem takie zdanie o twojej rodzinie. – szepnąłem do niego. – Wiesz, idealna kobieta, jej pracowity mąż, zaręczona córka i najwspanialszy syn; wszystko tak perfekcyjne, nie sądzisz? Tak naprawdę jeśli w rodzinie jest prawdziwa miłość to nieważna jest ilość dzieci, stanowisko, czy nawet miejsce zamieszkania. Bo to ona dodaje tej perfekcyjności i ona jednoczy nas. – odparłem pewnie, stając na przeciw Harry'ego. – A jestem pewien, że moja rodzina cię kocha, dlatego chcieliby cię tutaj. Bardzo.

Chłopak ułożył wygodniej w swoich rękach torbę, kiedy zza okna na pierwszym piętrze ujrzałem jedną z moich sióstr, Felicite.

Uśmiechnąłem się, machając do niej delikatnie. Z moich ust wydobył się szept, gdy oczy dziewczyny stały się wielkie, a ona szybko zniknęła za zasłoną. – Tęskniłem...

- Zaraz się na ciebie rzuci cała szóstka, mówię ci. - zachichotal Harry, całując mnie w policzek, gdy weszliśmy na taras.

Uśmiechnąłem się wesoło, kiedy sekundę później drzwi otworzyły się, a z pomiędzy nich wybiegła dwójka małpek.

Były to najmłodsze, trzyletnie bliźniaki Ernest i Doris. Mały blondynek ze smoczkiem w buzi, wyciągnął od razu do mnie rączki, kiedy ruda dziewczynka zaczęła wesoło piszczeć.

– Louis, Louis! – wołali obydwoje, natychmiast swoimk małymi ramionami oplatając mnie, gdy ukucnąłem, by zniżyć się na ich poziom. Następne dwie wybiegły Daisy i Pheobe.

Widziałem kątem oka jak brunet stanął grzecznie z boku, obserwując to jak bliźniaczki, a następnie moje kolejne dwie siostry wyskoczyly po kolei na dwór, mocno mnie przytulając.

– Harry! – zawołała Pheobe, rzucając się w objęcia mojego chłopaka, który zdezorientowany, natychmiast objął ją tak samo mocno, jak ona jego. Uśmiechnął się zza jej ramienia, gdy dziewczyna go tuliła.

- Ale masz już długie włosy! - po chwili również wykrzyczala Daisy idąc w ślady siostry.

– Śliczne! – zawołała, przytulając Harry'ego i dotknęła kosmyk jego włosów.

– Ten sadysta chce je ściąć. – uprzedziłem je, podchodząc do mojego ojczyma.

- Nie wolno ci! - zsynchronizowały swoje oburzone okrzyki, kiedy przytuliłem się mocno do mężczyzny.

– Witaj, synu. – powiedział, wplątując palce w moje włosy, przez co jeszcze szerzej uśmiechnąłem się, zaciskając palce na jego granatowym polarze.

- Właśnie mieliśmy iść wszyscy... - odchrząknął cicho, zerkajac na swoje najstarsze córki. - do mamy...

– Oczywiście, wybierzemy się wszyscy. – powiedziałem, patrząc na moją rodzinę. – Później wyciągniemy nasze walizki z bagażnika. Przyjechaliśmy na kilka dni.

Ernest wypluł (jak to miał w zwyczaju) smoczek na ziemię, podbiegajac do mojej nogi, którą przytulił.

– Zostań na zawsze z Hallym. – wyseplenił, patrząc na mnie z dołu wielkimi oczami. Postanowiłem wziąć go na ręce, pomimo iż nie był już tak lekki jak ostatnio.

- Zostane, stary, nie martw się o to. - pogłaskałem jego rzadkie włoski, następnie całując w skron. - Nie uciekniesz od Achoo, Hally? - spytałem bruneta, specjalnie nazywając się tak jak kiedyś mówił do mnie Ernest.

– Nie mam takiego najmniejszego zamiaru. – odparł kędzierzawy, przyswajając się całkiem szybko do sytuacji. Uśmiechnąłem się do niego, podążając lekko z tyłu z najmłodszym rodzeństwem. Harry najwięcej rozmawiał ze starszymi bliźniaczkami, a Fizzy szła obok taty.

Daisy i Pheobe dosłownie uwiesiły się na ramieniu chłopaka co było dla mnie wręcz cudownym widokiem.

– Cholera, tęskniłam za wami. – usłyszałem głos Lottie obok siebie. – Sama staram się przyjeżdżać tu często, ale z tobą i Harrym nie widziałam się sto lat. Zdecydowanie za długo.

- Kobieto, żebyś ty widziała jak on trząsł portkami przed przyjazdem tutaj. - zaśmiałem się powracając chłopca w swoich ramionach.

– Naprawdę? – zaśmiała się. – To oznacza, że mu zależy.

- Wiem. - uśmiechnąłem się leniwie. - On jest na ogół dość nieśmiały i boi się, że może go nie lubicie.

– Kochany go, nie mógłbyś mieć lepszego partnera, moim zdaniem. – odparła Lottie. – Jest cudowny. Podoba mi się w nim dosłownie wszystko. Jest mieszanką wszystkich najlepszych cech, gdzie ty go wytrzasnąłeś?

- Na moim koncercie, tam same najlepsze partie się spotykają w jednym miejscu. - zacmokałem z fałszywą skromnością.

– Chyba muszę wybrać się na twój koncert. Czuję się chujowo od zerwania po trzech latach z Tommym. – powiedziała przeklinając, co było raczej niepodobne do Lottie, zwłaszcza w obecności całej rodziny. – Tęsknię za nim, Lou.

- Wiem, Lotts, wiem. - mruknąłem, wolną ręką ją obejmując. - Boli, doskonale zdaję sobie z tego sprawę bo sam mam za sobą już parę zerwań. To nie jest nic miłego, ale uwierz, że potem jest już lepiej.

– Ale minął rok Louis. Rok i trzy miesiące od zerwania. I nie jest lepiej, w ogóle. – odparła twardo. – Zwłaszcza, że wyobrażam sobie, iż te czternaście miesięcy mogłam spędzić z nim.

- Nie wyobrażam sobie jak przeżyłbym to jeśli rozstałvtm się z Harrym... - praktycznie szepnąłem. - Dlatego tak bardzo ci współczuję, siostrzyczko...

– Chciałabym wiedzieć co u niego, czy uśmiecha się tak często, jak wtedy, gdy byliśmy razem. Czy kogoś ma. Jak się czuje. Czy jest szczęśliwy tak jak wtedy gdy obchodziliśmy rocznicę związku, a teraz obchodzimy rocznicę zakończenia go.

- Przestań, mała. - westchnąłem, składając w jej włosach mały pocałunek. - Łamiesz mi tym serce.

– Za to ty, Louisa ty promieniejesz coraz bardziej z każda wizytą. Co on z tobą robi? Ten chłopak, nie dość, że wygląda jak anioł, to jeszcze jest cudotwórcą. – zaśmiała się, znów przybierając uśmiech na twarz.

- Przecież wiesz dobrze, że pojawił się w najgorszym momencie mojego życia, gdy po śmierci mamy zacząłem siebie niszczyć. Mniej lub bardziej świadomie. - odpowiedziałem. - To on sprawił, że zacząłem się wtedy w końcu uśmiechać.

– Dlatego tak bardzo go uwielbiam, miedzy innymi właśnie dlatego. – uśmiechnęła się. – To jak? Kiedy ślub? – dźgnęła mnie prześmiewczo w bok.

Moje oczy o mało nie wypadły z oczodołów po usłyszeniu tego, pozoru niewinnego pytania. - Em... ja jeszcze nie... - zacząłem się jąkać.

– Jezu, spokojnie Louis. Robię sobie żarty, bez pośpiechu, nie musicie od razu stawać przed urzędnikiem i wymieniać się obrączkami.

- Jesteśmy razem dopiero rok. Ty chcesz, żebym go kompletnie wystraszył? - syknąłem, upewniając się, iż na pewno mnie nie usłyszy.

– Wystraszył? Jestem pewna, że już teraz powiedziałby sakramentalne tak. – parsknęła śmiechem.

- Nie wiem. - pokręciłem głową. - Wierzę w to, że szczerze mnie kocha, ale... mam niskie poczucie wartości, okej?

– Nie okej, nie podoba mi się to. – pokręciła głową. – Zawsze możesz spróbować i wtedy zobaczymy.

- Może rozmowa z mamą mi pomoże. - powiedziałem pewnie, zauważając, że byliśmy już coraz bliżej cmentarza. Dziewczyna ucichła.

– Rozmowa z nią zawsze pomaga. – zauważyła Lottie, kładąc głowę na moim ramieniu. Potarła przyjemnie moje plecy, a ja uśmiechnąłem się do Harry'ego, który posłał mi spojrzenie pytające czy wszystko w porządku, gdy weszliśmy na cmentarz.

Następny w piątek!

KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro