Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#7

- Louis! Louis, pomóż mi! - moja głowa natychmiast poderwała się z poduszki, całkowicie zmywając sen z powiek przez rozdzierający wrzask Harry'ego dochodzący z łazienki, o poranku.

Zmarszczyłem brwi, od razu podnosząc głowę w osłupieniu i lekkim szoku po tym jak okropnie zostałem wybudzony ze snu. Nie zważając na to, że moje stopy zderzyły się z zimną podłogą czego nienawidziłem tak strasznie jak to możliwe, wstałem i ruszyłem do Harry'ego.

- Co się dzieje? - zapytałem poruszonym lecz delikatnie zaspanym głosem, gdy zauważyłem jak Harry praktycznie stoi na ubikacji

- Pająk! To jakaś czarna wdowa! - wskazał spanikowany na mały dywanik przy brodziku.

– Pająk? – przetarłem dłońmi swoje oczy, wzdychając. - Rzeczywiście, okropieństwo. - delikatnie kucnąłem przy stworzeniu, unosząc pajączka w ręce. – Otwórz mi okno, nie będę go zabijać. – oznajmiłem spoglądając na maluszka, wielkości moich trzech palców.

- Ma prawo żyć, a-ale niech mnie nie straszy... - wymamrotał, drżącą ręką otwierając mi okno.

- Gwarantuję Ci, że on boi się ciebie bardziej. - przewróciłem oczami, odkładając stawonoga na ścianę budynku.

– Ja chciałem się tylko wykąpać, a prawie na niego nadepnąłem. Stanęło mi serce. – powiedział, zakrywając dłońmi swoją twarz. Odkąd znam Harry'ego panicznie boi się: wszelkich pajęczaków, stworzeń latających, ciemności, węży i... właściwie ma też lęk przed ciasnymi pomieszczeniami oraz lęk wysokości.

- Ja to nie wiem czemu te pająki tak do ciebie lgną. - zaśmiałem się. - Ja rzadko kiedy widzę ja sam, a jak tylko jestem z tobą, same przychodzą.

– Odechciało mi się czegokolwiek. – wzdrygnął się szybko, zasłaniając rolety.

- A mnie? - wydąłem dolną wargę, uśmiechając przy tym półgębkiem.

– Ah, no tak. – zachichotał podchodząc do mnie i ułożył dłoń na moim boku. – Dzień dobry, Loubear. – pocałował moje usta, uśmiechając się.

- Miałem dość gwałtowną pobudkę. - zmarszczyłem nos. - Byłem przekonany, że coś ci się stało.

– Stało się! – przytulił się do mnie. – To był odruch. Zagrażało mi niebezpieczeństwo i po prostu zawołałem cię. Możesz teraz wrócić do spania, albo zejść na dół na śniadanie. – zaproponował.

- No tak. Ten malutki pajączek mógłby cię przecież połknąć w całości. - wywróciłem oczami.

– Nie przypominaj mi o żadnych pająkach. – odsunął się ode mnie, wskazując na mnie palcem. Odwrócił się, stojąc przed lustrem i ściągnął z nadgarstka gumkę do włosów, następnie zbierając te z czubka głowy, by zrobić z nich mały koczek. – Louis czuję na sobie twój wzrok, czy masz zamiar patrzeć na mnie, bo chcę się rozebrać? – zaśmiał się, zwracając mi uwagę.

- Tak. - odparłem prosto, następnie siadając na zamkniętej desce klozetowej. - Rozbieraj się.

Chłopak zmarszczył brwi, patrząc na mnie jakby oczekiwał tego, że sobie żartuję, ale żadne "nie mówię poważnie, już sobie idę" nie nastąpiło, więc zaczął on rozwiązywać sznurek swoich dresów.

- Będę cię oglądać jak się myjesz. - powiedziałem mu, uśmiechając się też na widok jego miny.

– Jesteś po prostu... głupi. – skomentował, wzruszając ramionami i ściągnął spodnie, a następnie koszulkę rzucając te rzeczy na wiklinowy kosz na pranie. Dopiero teraz zauważyłem, że na umywalce leży jego telefon. Chwilę później włączył muzykę tak, jak miał to robić w zwyczaju, gdy brak prysznic. Kiedy pomieszczenie wypełniło się jedną z piosenek Ariany Grande, zaczął pozbywać się bokserek.

- Zatańczysz dla mnie? - spytałem z nadzieją.

- Nie. - prychnął, aby potem zakryć się bezczelnie zasłonką prysznicową.

– Harry! – zawołałem zawiedziony, słysząc jak włącza strumień wody, który mieszał się ze słowami piosenki.

On jedynie odpowiedział mi donośnym, rozweselonym śmiechem. O nie, nie dam mu znowu tej satysfakcji, pomyślałem z determinacją, ściągając bokserki.

Schowałem się po tej stronie zasłony, do której stał tyłem. Powoli, by pozostać niezauważonym złapałem go nagle od tyłu przyciągając do siebie. – Pająk na ścianie! – zawołałem.

- Louis, co ty! - pisnął, próbując mi się wyrwać. Strumień ze słuchawki prysznicowej ochlapal moją twarz przez co się wzdrygnąłem.

– Jestem pająkiem. – zacisnąłem ramiona wokół niego, zaczynając kąsać plecy i kark chłopaka. – Zły pająk.

- Jesteś najobrzydliwszą tarantulą. - kręcił głową, wyginając plecy na wszelakie możliwe sposoby.

– Wiem, wiem. O to mi chodzi. – zaśmiałem się, lekko uspokajając, kiedy kąszenia zamieniły się na pocałunki rozmieszczane po mokrej skórze Harry'ego.

- Co? Musiałeś moją dupę zobaczyć z bliska? - drażnił się, specjalnie napierajac posladkami na mnie.

– Wymyję cię, w porządku? – spytałem całując jego skroń. – I tak oboje mamy już mokre włosy. – zaśmiałem się wyplątując z jego włosów gumkę. Sięgnąłem po płyn do kąpieli o cudownym, intensywnym zapachu i najpierw zacząłem wcierać go w barki i ramiona chłopaka cały czas będąc ustami bardzo blisko jego ucha i szyi.

Czułem jak odpręża się pod moim dotykiem tak jak robił to zawsze gdy masowałem go w tamtym miejscu. Widziałem i sam zresztą mówił jak bardzo mi ufa, gdy znajdował się w moich ramionach i przysiegam, że chyba nie istniało dla mnie nic lepszego.

Powoli przeniosłem ręce na jego klatkę piersiową obserwując jak piania zostaje rozmywana przez wodę. Następnie ułożyłem dłonie na jego biodrach, gładząc wystające kości. – Jesteś najpiękniejszy, wiesz? – powiedziałem do jego ucha ucha.

- Stojąc przy tobie jestem ziemniakiem, więc nie kłam. - zachichotal słodko, przekręcając głowę, aby cmoknąć mnie w policzek.

– Jesteś perfekcyjny dla mnie. – powiedziałem całkiem szczerze stając do niego przodem. Zaczęliśmy się obmywać wzajemnie.

- Wiesz o czym pomyślałem? - uśmiechnął się szeroko, a ja posłałem mu jedynie pytający wzrok. - Jak ludzie będą w szkole dla mnie fałszywie mili, gdy już się wszyscy dowiedzą o naszym związku.

– Pieprzyć ich. To ostatni rok. – mruknąłem, cmokając szybko jego nos.

- Wiadomo, mam ich w dupie. - prychnął. - Ale będzie to na pewno komiczne, ich lizanie dupy.

– Pewnego dnia odbiorę cię ze szkoły, żeby zabrać cię do studia. Zobaczymy ich reakcję. – zaśmiałem się wcierając szampon we włosy Harry'ego, który wyłączył wodę.

- O Chryste, oni by mi buty czyścili chyba. Zwłaszcza laski. - wybuchł śmiechem. - To tak wkurwia gdy się tobą podniecają...

– Harry, zaczynam się martwić. – pokręciłem głową. – Od tego momentu za każde przekleństwo dajesz dwa funty do słoiczka. I nawet nie dyskutuj.

- Jesteś bogaty, wiec nie mam z tym problemu. - pokazał mi język, a ja zmrużyłem oczy. - No co? Mógłbyś wykupić całą moją szkole razem z ludźmi.

– Zrobiłeś się pyskaty, nie wiem co ma na to wpływ, ale gdzie mój grzeczny Harry i co z nim zrobiłeś? – pociągnąłem za jego włosy.

- Ty możesz bluzgać na prawo i lewo, więc ja w czym jestem gorszy? - spojrzał na mnie zadziornie, z cieniem uśmiechu.

– To do ciebie nie pasuje. – mruknąłem. – I to, że ja coś robię nie oznacza byś brak ze mnie przykład. Zwłaszcza, że wiem, iż nie powinieneś. Koniec z bluzganiem, dzieciaku.

- Jestem peł-no-let-ni. - przesylabował ostatnie słowo, nie mogąc znieść już dłużej tej powagi nim zaśmiał się słodko jak miał w zwyczaju.

– A ja jestem głową w tej rodzinie. To znaczy związku. Ale jak będziemy mieć rodzinę to będę w niej głową. – przewróciłem oczami. – Koniec z twoim pyskowaniem, bo zacznę stosować inne kary.

- Nie będziesz mi rozkazywał. - burknął, odwracając się do mnie plecami, aby odłożyć swój płyn do kąpieli.

– Będę. – odpowiedziałem twardo, kpiącym tonem głosu, parskając cierpko. – Wychodzę stąd, płucz swoje włosy sam. – odparłem, czekając aż zacznie mnie zatrzymywać, co nastąpiło niemal ułamek sekundy później.

- To twoja specjalność, nie? - zbił mnie z tropu tym, że odpowiedział równie ostrym tonem głosu. - Gdy tylko coś ci się we mnie nie podoba, uciekasz.

– Po prostu wtedy czekam na to, aż zrozumiesz swój błąd, przyjdziesz do mnie i powiesz, że jednak mam rację. – zaśmiałem się, głaszcząc jego ramię. – Ja naprawdę po prostu nie chcę, byś zszedł na złą drogę, nawet jeśli chodzi o jakieś głupie przeklinanie.

- Jeśli mam zamiar już niedługo żyć w taki sposób w jaki żyjesz ty, nie mogę sobie pozwolić na bycie pizdą, Loueh. - pokręcił głową z rozbawianiem. - Wybacz, stary Harry nie może podejść teraz do telefonu. Dlaczego? Oh... bo nie żyje!

- Czy ty naprawdę zacytowałeś Taylor Swift? - parsknąłem.

- Tak. - splótł ramiona na klatce piersiowej.

– Obiecaj mi, że nie będziesz starał się być złym chłopcem. – spojrzałem na niego groźnie. – Masz być grzecznym Hazzą.

- W łóżku też? - prychnął. - Bo szczerze wątpię że tego również byś chciał.

– O tym mówię! Pyskaty gówniarz. – zmyłem pianę ze swojego ciała. – Mam nadzieję, że jak wrócisz do szkoły to twoje nastawienie się zmieni, bo nie chce się z tobą użerać.

- Dzięki. - przewrócił oczami. - Ja nie jestem pyskaty. Tylko ładnie ci odpowiadam.

– Tak, tak. – pokręciłem głową wzdychając, po czym wczułem się w swoją rolę żartując, poważnym tonem: – Jeśli się nie zmienisz.... Z nami koniec!

- Ty jak chcesz to umiesz kłamać, ale teraz ci kompletnie nie wyszło. - przewrócił na mnie oczami.

– Masz rację. Nie potrafię kłamać w kwestii naszego związku. – zaśmiałem się, cmokając go szybko w usta. – Zostajesz tu? Zaczyna mi być zimno i serio chcę już wyjść.

- Mogę wyjść. - pokiwal głową, prędko zabierając się za spłukiwania szamponu ze swych wyprostowanych pod wpływem wody włosów.

– Urosły. – skomentowałem, pociągając za kosmyk, gdy włosy Harry'ego ociekały, a duże krople spadały na jego ciało.

- Wiem. - skrzywił się. - Przydałaby mi się wizyta u fryzjera bo trochę wkurzają.

– Jeśli tego chcesz... – odparłem, sięgając po ręcznik, który leżał na podłodze. Chwyciłem go, ponownie stawając obok Harry'ego. – Ale bardzo lubię za nie ciągnąć w różnych sytuacjach.

- Zbok! - zawołał, ochlapujac mnie wodą nim całkowicie ją wyłączył.

– Lubisz to. – wzruszyłem ramionami, wycierając swoje ciało, poczynąwszy od torsu. – A może po programie zrobię sobie jakiś tatuaż tutaj? – pomyślałem na głos. – Co myślisz?

- Jaki? - od razu wykazał swoje zainteresowanie a ja podałem mu ręcznik. - Jakiś napis?

– Tak. Może. – pokiwałem głową. – Porozmawiam z Zaynem. Tylko on może mnie tatuować.

- Ja też chciałbym mieć kiedyś tatuaż... tylko nie mam pojęcia jaki. - przyznał.

– Musisz być pewien tego, czego chcesz. Gdy się zdecydujesz wtedy zrobimy tatuaż dla ciebie. – powiedziałem łagodnie. – Nie pogardziłbym jakbyś wytatuować duże "L" na pół pośladka.

- Chyba cię główka boli. - parsknął. - Nic nie będę sobie tatuował na tyłku bo na starość mi obwisnie.

– Właściwie to... Czemu jeszcze nie wytatuowałem sobie nic związanego z tobą? – spytałem marszcząc brwi. Powinienem zrobić to już dawno.

- Bo wiesz, że może się stać wszystko i nie będziesz mnie już chciał... - powiedział z przekąsem.

– Nienawidzę tych tekstów. – bąknąłem, następnie odsuwając zasłonę i wyszedłem z spod prysznica, wyciągając dłoń do Harry'ego, by bezpiecznie stanął obok mnie.

- W takim razie co chciałbyś sobie wytatuować związanego ze mną? - zamrugał pseudo zalotnie oczami.

– Coś kreatywnego zapewne. – powiedziałem. – Nie chcę, by to było zwykle serduszko z twoim imieniem w środku. Pomyślę o tym z Zaynem.

- Chcę wiedzieć o tym pierwszy, ej! - oburzyl się, tupnal w złości nogą jak rozkapryszone dziecko.

– Będziesz wiedział pewnie jako ostatni. – podszedłem do niego całując go czule w usta. – Zrobię z tego niespodziankę.

- Wal się. - prychnął.

- Już nie fochaj się tak... Kurwa, zapomniałem gaci z walizki. - uderzyłem się z otwartej dłoni w czoło.

– Gaci i całej reszty, kochanie. – zaśmiał się, samemu sięgając po bieliznę która leżała na koszu na pranie.

- Bo na spontanie postanowiłem się umyć! - tłumaczyłem się, zawiązując ręcznik naokoło mojej talii.

– Seksownie. – Harry zamruczał, patrząc na mnie spod długich rzęs.

- Wiem, wiem. - machnąłem z fałszywą skromnością dłonią. Następnie odwrocilem się do niego tyłem aby przekręcić klamkę i wyjść za drzwi.

Słyszałem jak Harry śmieje się za mną, zakładając spodnie. Pokręciłem głową zamykając za nim drzwi i kiedy odwróciłem się, wstrzymałem powietrze.

- Louis?! Cześć! - o mało nie zemdlałem na widok Gemmy - starszej siostry Harry'ego, która właśnie przechodziła obok łazienki a następnie rzuciła się na mnie do uścisku.

Otworzyłem oczy szeroko, trzymając swój ręcznik na biodrach i klnąc w myślach. Nie dość że byłem nagi, to jeszcze moje włosy były mokre.

- H-hej, Gemma... - wymamrotałem z nerwowym uśmiechem. - Zapomniałem bielizny i dlatego tak wyglądam...

– Nie no, rozumiem, nie przejmuj się. – machnęła ręką, uśmiechając się szeroko. – To gdzie jest Ha– Zatrzymała się w środku zdania, gdy drzwi toalety otworzyły się.

- Gemma? - brunet spojrzał na nią zdziwiony, zgarniając mokrą grzywkę z czoła. - Nie wiedziałem, że przyjedziesz.

– Nie przeszkadzajcie sobie, ja tylko chciałam przywieść mamie kilka rzeczy. – zachichotała, patrząc na nas.

- Zachowujesz się jakbyś nigdy nie widziała nas po prysznicu. - parsknął Harry, obejmując siostrę na przywitanie.

– Nigdy nie wiem co mogliście tam robić. – parsknęła. – Dobra, dzieci. Daje wam pięć minut, a po tym muszę wam coś przekazać.

- Juz się boję. - rzucił chłopak, potem ciągnąc mnie gwałtownie w stronę sypialni.

Czym prędzej zamknął za nami drzwi, kiedy ja w końcu zrzuciłem wilgotny ręcznik na łóżko, patrząc na nieg z zakłoptaniem, ponieważ siostra mojego chłopaka właśnie myśli, że uprawialiśmy seks. Ja pierdolę.

- Coś ty tak nagle zamilkł? - zaczepił mnie roześmiany Harry.

- To było takie niezręczne! - fuknąłem, naciągając na siebie bokserki.

- Serio? - zaśmiał się po raz kolejny. - Przecież to tylko Gemma, skarbie.

- Tak, tylko twoja siostra, która widziała mnie praktycznie nago i myśli, że brałem cię pod prysznicem. - wzrygnąłem się, kładąc dłoń na biodrze.

- Straszne, rzeczywiście. - kręcił głową.

- Dla ciebie może i nie, bo wychowywales się z nią, ale ja teraz jej w oczy nie spojrzę!

- Będziesz musiał. - wzruszył ramionami, całując mój policzek, na co się uśmiechnąłem. - Wybiorę ci coś do ubrania, a ty znajdź w tej głupiej torbie suszarkę.

- Teraz to mam ochotę napełnić wodę wanną, wejść do niej i wrzucić tam tę suszarkę...

- Louis! - ponownie się zaśmiał, zasłaniając ręką usta.

- No co? Wyobraź sobie siebie na moim miejscu i Lottie na miejscu Gemmy. - odparłem, szukając w torbie suszarki.

- Fakt... to byłoby niezręcznie. - mruknął. - Ale na pewno bym tak nie dramatyzował jak ty, marudo.

- Tak, ponieważ już byś się wtopił w ziemię, albo uciekł z domu, skoczył przez okno, cokolwiek! - pokręciłem głową, wyciągając sprzęt.

- Ubieraj się i nie ględź już! - burknął, rzucajac mi w twarz koszulką.

*

Gdy weszliśmy do jadalni, zastaliśmy przy stole Anne i Gemmę, gdyż Robin pojechał już do pracy. Jedliśmy spokojnie śniadanie, kiedy dziewczyna postanowiła pochwalić nam się nowiną. - W porządku, więc... niestety jestem tu dziś sama, bo Michael nie mógł zmienić godzin w klinice, ale nieważne. - machnęła ręką. - Pobieramy się!

- O mój Boże! - wykrzyczał Harry równocześnie ze swoją mamą, praktycznie wyskakujac zza stołu. Ja uśmiechnąłem się szeroko, po chwili również wstając.

- Gnieciesz mnie, dziciaku - odparła, gdy Harry uwiesił się na jej szyi i nie chciał puszczać.

- Gdzie pierścionek? - spytała Annie.

Gemma wyciągnęła łańcuszek spod swojej koszulki, ukazując cudowny pierścień. - Ten kołek kupił za duży, ale to da się naprawić. - zaśmiała się, a jej oczy błyszczały.

Pocałowałem dziewczynę w policzek, kątem oka zerkajac na uśmiechającego się od ucha do ucha bruneta. Cholera... on także zasługuje na wspaniałe, najpiękniejsze na świecie oświadczyny. Nie wiem kiedy zdobędę się na odwagę, aby zrobić tak duży krok w naszej relacji lecz... jestem pewny, że będzie to coś wielkiego.

- Już myślałam, że jesteś w ciąży! - Annie roześmiała się. - Rzeczywiście szkoda, że nie ma z nami Michaela, ale i tak- Boże, gratuluję, kochanie. - przytuliła ją mocno.

- Zastanawiałem się, kiedy wreszcie będzie miał na tyle jaj by cię zapytać. - zaśmiał się Harry. - Widziałem, że już czaił się jakiś czas.

- Sama to przeczuwałam, ale momentu, to którym to zrobił kompletnie nie przewidziałam. - pokręciła głową, gdy wszyscy znów zasiadliśmy przy stole.

- Piękny pierścień. - powiedziałem jej, sięgając do jej łańcuszka aby dokładniej go obejrzeć.

- Jest naprawdę śliczny - odparł Harry, uśmiechając się. - To kiedy ślub? Znając ciebie chciałabyś wyjść za mąż latem. Lecz znając Michaela, wolałby zimę, albo jesień.

- W takim razie trzeba będzie pójść na kompromis i zrobić to w lato. - odparła.

- Ale to nie jest kompromis... - zaczął Harry.

– Może wiosna? – wzruszyłem ramionami, opierając łokieć na stole. – Wiosna jest piękna. Wszystko zaczyna kwiatnąć... Jest tak kolorowo i nie za gorąco.

- Mam w wiosnę zasmarkany nos. - prychnęła. - Ooo... - zagruchałem. - Jak Harry!

– Nie lubię wiosny. – zarzekał się. – Chociaż fakt, że jest piękna jest prawdziwy!

Po pożywnym (jak zawsze w wykonaniu Anne) śniadaniu, Harry uparł się aby wyciągnąć mnie na spacer, korzystając z tego, że dzisiejszy dzień był dość pochmurny i dzięki temu nie gorący.

Cieszyłem się tym, że miasteczko było naprawdę spokojnym, przyjemnym miejscem, idealnym do takich okazji. Szliśmy bezcemoralnie, machając naszymi połączonymi dłońmi. Śmialiśmy się, co jakiś czas skradając sobie pocałunki. Dzisiejszy dzień był chłodniejszy, ale słońce nadal pięknie wyglądało zza chmur. W pewnym momencie nawet zaczęliśmy się wygłupiać, kiedy obkręciłem Harry'ego jakbyśmy tańczyli. Kochałem oglądać go takiego; uśmiechniętego, roześmianego, po prostu szczęśliwego. Ja sam byłem przeszczęśliwy, gdy słyszałem jego śmiech i byłem świadomy, iż wywołany został przeze mnie.

- Jak dobrze, że moja wioska jest tak zacofana, że raczej nikt nie wie kim ty do cholery jesteś w mediach. - zaśmiał się. - Możemy zachowywać się swobodnie.

Skinąłem głową, cmokając go w policzek. – To miejsce jest naprawdę cudowne. Już niedługo będziemy mogli tak spacerować wszędzie. – potarłem jego dłoń. – Spójrz jak tu cudownie widać linię horyzontu!

- Wiesz, na polach to nie trudne. - drażnił się ze mną. - Nie zasłaniają go żadne budynki ani nic z tych rzeczy... Dużo bardziej wolę wieś od miasta.

– Wiesz, że ja też? – spytałem go, kładąc dłonie na jego biodrach, gdy stanąłem za nim, opierając swoją brodę o moje ramię. – Tak widok kojarzy mi się z domem. Tym, co było przed momentem, kiedy Louis Tomlinson stał się "tym Louisem Tomlinsonem" – westchnąłem. – Chciałbym mieszkać w takim miejscu, nawet jeśli daleko mi do studia. Mógłbym mieć takie... Domowe studio.

- Więc je sobie załatw, dla ciebie to w końcu pryszcz. - wzruszył ramionami. - Nie rozumiem. Masz kasy jak lodu, a wydajesz ją na głupoty zamiast na coś co jest ci serio potrzebne.

– Na głupoty? Na co ostatnio wydałem pieniądze? – spytałem go, obserwując jego profil.

- Na jakieś brzydkie dresy, które wiszą na tobie jak worek. - prychnął.

Parsknąłem na jego słowa, mocniej go obejmując. – Dresy są wygodne i podobają mi się, hej, nie obrażaj mojego stylu! – pacnąłem go w bok. – I nie przeznaczam na nie tych największych pieniędzy... Pokaźną sumę mam odłożoną na koncie i cały czas coś tam wpada. Chcę to zostawić na przyszłość.

- A jak kupiłeś mi moje sztyblety to się upierałeś, że one są gównem. - zmarszczył brwi. - Są piękne!

– Na pewno nie użyłem takich słów. – pokręciłem głową, bronić się. – Teraz myślę, że są w porządku. Komponują się całkiem fajnie do twoich spodni. Z resztą, co tu wiele mówić o twoich ubraniach? Z takim ciałem wyglądasz dobrze we wszystkim. Wszystko leży na tobie dobrze.

- Jestem wysokim szczypiorem, na pewno nie we wszystkim mi dobrze. - odparł ze śmiechem.

– Właśnie, że w absolutnie każdej kreacji. – kłóciłem się z nim. – Nawet w tym okropnym garniturze na ślubie twojej ciotki wyglądałeś cudownie, a był naprawdę paskudnym smokingiem.

- Sam jesteś paskudny! - burknal, uderzając mnie lekko w ramię. - Był cudowny!

– Przecież przyznałeś, że był brzydki! – zaśmiałem się, kąsając jego szyję, nim się odsunałem znów go przytulając. – Jesteś niezdecydowany. Czy to ciąża?

- Zmienił mi się gust od tamtego czasu. - odparł. - Podobają mi się teraz pstrokate ubrania.

– Tu nawet nie chodzi o materiał... – pokręciłem głową. – Kształt tego czegoś był dziwny moim zdaniem. Jakby ktoś na siłę chciał zrobić arcydzieło i wyszyć cudo, w momencie gdy najładniej wyglądają proste i zwyczajnie szyte garnitury.

- Ja nie lubię nudnych rzeczy! Mimo, że sam jestem nudny masakrycznie... - zachichotał krótko.

– Jeśli chcesz można załatwić jakieś ładne garnitury. O mój Boże! Musimy kupić kreacje na wesele twojej siostry. – oświeciło mnie. – Wyobrażasz to sobie? Nasza dwójka taka elegancka?

- Kochanie, do tego jeszcze mnóstwo mamy czasu, spokojnie. - pogłaskał moje ramię.

– Wiesz, że lubię robić zakupy odzieżowe. – pogłaskałem jego brzuch, wślizgując dłonie pod jego sweter. – Takie rzeczy trzeba mieć gotowe wcześniej. Tak samo jak prezent dla pary młodej. Kocham śluby!

- A ja nie. - pokręcił nosem, spojrzałem na niego lekko zdziwiony. - Po prostu... wydają mi się takie sztuczne.

– Wszystko zależy. – mruknąłem. – Faktem jest to, że teraz w żadnym ślubie nie ma kompletnie nic wyjątkowego. Wszystkie są takie same.

- O tym mówię właśnie. - westchnął. - Nie znoszę tego jak... o Jezu, Louis, wiejmy! - widziałem jak mimika jego twarzy momentalnie się zmieniła po zauważeniu czegoś w oddali.

– Huh? Dlaczego? – spytałem podążając wzrokiem w punkt, w który on widocznie był wpatrzony i gdzieś w oddali zauważyłem zbliżającego się mężczyznę.

- Mój były na dwunastej, powtarzam, mój były na dwunastej! - syknął przez zęby.

– Świetnie! Poznam go. – wzruszyłem ramionami, używając pogodnego, zbyt pogodnego głosu, gdy przymrużyłem oczy, wypatrując bruneta. – Masz okropny gust, Harry.

- Wtedy mi ale podobał, ale chodźmy już, nie chcę się z nim widzieć. - jęknął, ciągnąc mnie za rękę.

Jednak zanim zdążyliśmy postawić chociażby krok, usłyszałem głos chłopaka. – Harry! Hej! – zawołał, na co słyszałem jak mój chłopak wstrzymuje powietrze. Nie wiedziałem czemu tak negatywnie reaguje na swojego byłego ale musiałem się dowiedzieć.

- Hej, Mitch... - uśmiechnął się do niego niemrawo, minimalnie chowając się za moimi plecami.

– Cześć, Harry – odezwał się ponownie. – Wpadłeś zapewne do rodziny?

- Tak. - odparł wymijająco. Zmarszczyłem brwi, nie rozumiałem co sprawiało, że chłopak czuł się przy brunecie tak niepewnie.

– To super, jak ma się Anne? Cudowna, kochana kobieta. – uśmiechnął się szeroko, spoglądając na mnie. – Cześć, jestem Mitch.

- Louis. - uścisnąłem od razu jego rękę, patrząc uważnie na niego z góry na dół.

– Śpieszymy się. – powiedziałem. Jeśli Harry czuł się tak niekomfortowo przy chłopaku i wręcz zaciskał palce na moim ubraniu, nie chciałem, by dłużej musiał przebywać w obecności tego kolesia.

- W porządku. - zerkał na mnie spode łba dosyć nieprzychylnym wzrokiem, a ja uniosłem brew do góry.

Złapałem mojego chłopaka w tali, nie mogąc się powstrzymać od posłania facetowi ostatniego, ostrzegawczego spojrzenia. Mimo iż nie znałem sytuacji, czułem, że nie jest dobrym człowiekiem. Kiedy z Harrym wyszliśmy z polan, szliśmy wzdłuż wąskiej ulicy, a chłopak cały utrzymywał swoje usta zamknięte, co mnie martwiło. Jak najszybciej chciałem wypytać go o tego chłopaka.

- Harry, co jest? - w końcu spytałem go, gdy byliśmy już dostatecznie daleko od miejsca, w którym spotkaliśmy Mitcha.

– Nic, nie przejmuj się. – powiedział, patrząc przed siebie. Jego głos był zupełnie obojętny.

- Kochanie, ja umiem kłamać całkiem całkiem, ale ty nie. Proszę, powiedz o co chodzi, bo martwię się. - pogladzilem opiekuńczo jego ramię.

– Niepotrzebnie. – wzruszył ramionami, spoglądając na mnie. – Po prostu to było niezręczne.

- Harry, nie denerwuj mnie, bo doskonale widziałem i czułem przede wszystkim jak spięty byłeś i wręcz się trzęsłeś w jego otoczeniu. Tak nie zachowuje się nikt na widok zwykłego spotkania z byłym. - zmarszczyłem brwi, mówiąc do niego surowym tonem.

Harry spojrzał na mnie zatrzymując się, ale jego wzrok po chwili padł na podłogę, jakby tam miały być wypisane słowa, jakie miał powiedzieć. Widziałem jak zbiera myśli w głowie, marszcząc brwi. Stanąłem naprzeciwko niego, kładąc dłoń na policzku bruneta by na mnie spojrzał. – On... Kilka razy... – przełknął ciężko ślinę – Kilka razy mnie uderzył.

- Co, kurwa?! - wyrwało mi się, gdy odruchowo zacisnalem jedną dłoń w pięść. - Jak to?! Dlaczego?! Kiedy?!

– Jak byliśmy razem. – spojrzał gdzieś w bok. – To był najbardziej toksyczny związek, w jakim mogłem się znaleźć. Ja i Mitchell byliśmy najlepszymi przyjaciółmi w dzieciństwie. Był najcudowniejszy, gdy powiedział mi kilka słodkich rzeczy i zostaliśmy parą. Ale później okazało się, że wcale nie był takim dobrym człowiekiem i-i gdy za pierwszym razem to się zdarzyło, przepraszał mnie cały dzień i następny tydzień, mówiąc, że mnie kocha, że się zmieni, że nigdy więcej mnie nie skrzywdzi. Ale później zrobił to znów, i znów. Powiedziałem o tym rodzicom, a później wyjechałem do miasta.

Odruchowo zasłoniłem usta ręką, drugą przyciągając chłopaka do swojej klatki piersiowej. Jak można było skrzywdzić tak cudowną istotę jak Harry? Przecież on zasługiwał na całe dobro tego świata, na wszystkie najpiękniejsze rzeczy, więc... jak?!

– To było dawno. Już o tym zapomniałem. – powiedział, wtulając się do mnie. – On też opuścił to miejsce, nawet wyjechał gdzieś dużo dalej do dobrej pracy. A teraz to wygląda na to, że wrócił.

- Chyba się przejdę do niego... - warknąłem, przekręcając głowę w tamtą stronę skąd ostatni raz widziałem wysokiego bruneta.

– Nie. – Harry zacisnął ręce na mojej klatce piersiowej. – Nie walcz jego bronią, nie chce byś mu coś robił. Zapomnijmy o tym i wróćmy do domu.

- Jak mam udawać, że nic się nie stało skoro właśnie dowiedziałem się, że jakiś skurwysyn bił mojego chłopaka?! - wyrzucił em ostentacyjnie ręce od góry.

– Po prostu bądź ze mną. To najlepsze co możesz teraz mi dać. Siebie – odparł łagodnie, trzymając rąbek mojej bluzy.

Spojrzałem mu głęboko w oczy, aby upewnić się, że mówił on serio, jedynie westchnąłem cicho gdy on uśmiechnął się dodatkowo.

Znów zgarnąłem go w ciasne objęcia tak, by mógł on wcisnąć swój policzek w mój kark. Zacząłem pocierać jego plecy lekko nami kołysząc. Kurwa, chciałem zrobić wszystko by teraz poczuł się lepiej.

- Wiesz, że ja nigdy bym cie nie skrzywdził w taki sposób, prawda? - szepnąłem mu na ucho.

– Oczywiście, Lou. Nie zadawaj takich głupich pytań – odparł, zapewne przymykając teraz powieki, tak jak zrobiłem to ja w tym momencie. – Chcę być z tobą do końca świata. Wiem, że z tobą jestem bezpieczny i... kochany.

- Nie obiecuje, że nigdy nie powiem czegoś głupiego, bo wiesz, że w złości pieprze głupoty, ale... nigdy nie użyłbym siły. Przenigdy. - pocałowałem jego szczękę.

– Wiem to – powiedział, kładąc dłoń na tyle mojego karku. – Wiem to.


Następny już jutro, przepraszam za opóźnienie! x

KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro