Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#6

Kiedy obudziłem się rano, po tym jak spędziliśmy w domku już dwa dni, od razu wstałem, by wziąć prysznic. Harry spokojnie sobie pochrapywał, więc delikatnie zdjąłem jego ramiona ze mnie, a głowę pokrytą gęstymi loczkami ułożyłem delikatnie na poduszce. Ten mruknął coś we śnie, zgarniając kołdrę i wtulił się w nią, co totalnie roztopiło moje serce.

Po prysznicu, odświeżyłem się i postanowiłem zrobić śniadanie, nic specjalnego; wziąłem grube pieczywo smarując je masłem, a następnie twarożkiem, dając na to trochę szczypiorku. Drugą kanapkę zrobiłem z czymś innym, i tak powstały cztery większe kromki. Do tego nalałem do jednego kubka sok pomarańczowy, a dla siebie zrobiłem kawę. Wracając do sypialni uśmiechnąłem się, widząc jak Harry nadal śpi, lecz jego sen nie wyglądał na tak głęboki jak wcześniej, co tylko mogło mi pomóc w wybudzeniu go. Odłożyłem tacę ze śniadaniem na łóżko, lekko odkrywając jego ramiona, wydostając je spod pierzyny. Nawet nie zauważyłem, że nieświadomie oblizałem wargi, widząc jak obojczyk chłopaka pokrywają ślady moich ust, wyglądało to pięknie. Po tych dwóch dniach naprawdę odczuwałem wielkie zrelaksowanie, porównując mój stan przed wyjazdem. Przygryzłem dolną wargę, kładąc się na boku obok mojego anioła, by zacząć rozmieszczać subtelne muśnięcia warg na jego ciele i twarzyczce.

- Pierdol się... - wymamrotał niewyraźnie z cały czas zamkniętymi oczyma, a ja wybuchłem śmiechem, chwile później wzdychając z udawanym oburzeniem.

- Coś powiedział?!

- Nie chcę wstawać. - odparł z sennością, ruszając nogą i kręcąc tyłkiem. Powoli sięgnął do swojej twarzy, by włożyć kciuka w usta.

- Hej, hej, ja się nie zakochałem w niemowlaku tylko w młodym mężczyźnie. - siłą wyciągnąłem mu kciuk z buzi.

Dopiero wtedy Harry uchylił powieki spoglądając na mnie. - Daj mi w spokoju poleniuchować.

- Nie ma! - zacząłem bezlitośnie łaskotać jego żebra, a on momentalnie wybuchnął śmiechem i zaczął się wręcz trząść próbując przede mną uciec. - Zrobiłem ci śniadanie i masz je zjeść!

- Ty? Dla mnie? - pytał, unosząc się nonszalancją, podziwem i podkoloryzowanym szokiem. - Nie wierzę... I wstałeś pierwszy? - zmarszczył brwi. - To znaczy że... Ile ja spałem?

- Nieźle cię w nocy wymęczyłem, więc wcale nie jestem zdziwiony, że trochę pospałeś. - zaśmiałem się, zerkając na zegar, który wskazywał godzinę dwunastą.

- Nie pamiętam, kiedy ostatni raz spałem tak dług. - pokręcił głową z chichotem. O poranku Harry był chyba najpiękniejszy. Jego loczki były w kompletnym nieładzie, każdy w inną stronę. Oczy zaspane, lecz głęboko zielone, a usta czerwone, tak intensywnie jak o żadnej porze dnia. - Loueh. Chyba się zamyśliłeś!

- Ja po prostu podziwiam. - puścilem mu zawadiackie oczko, następnie sięgając po tacę, którą ułożyłem na jego kolanach gdy usiadł.

- Wygląda smakowicie. - uśmiechnął się, gdy ja wgramoliłem się pod pościel obok niego.

- Wygląda, ale kto wie czy też tak jest jak mówisz. - parsknąłem, kradnąc z talerza jedną kanapkę.

- Pychota! - powiedział zajadając, przez co nie mogłem się nie uśmiechnąć na ten uroczy widok. Nachyliłem policzek w stronę Harry'ego, by chłopak mógł wycisnąć niedaleko mojej żuchwy buziaka. Objąłem go jednym ramieniem. - Pomyślałem, że zmienimy plany i możemy dzisiaj udać się do Holmes Chapel. - podjąłem temat, gdy Harry pił swój sok. - Wiesz, to jest bliżej, skarbie.

- Jeśli to dla ciebie w porządku to jak najbardziej! - zagruchał, cmokając mnie szybko w usta, zanim wrócił do kontynuowania jedzenia.

- Stęskniłem się za Anne. - odparłem całkowicie szczerze, trzymając w ręku kanapkę z jajkiem.

- Ja też. - pokiwał energicznie głową. - Ale jak znam życie, na twój widok ucieszy się bardziej niż na mój. - prychnal.

- Jeśli wyjedziemy zaraz po śniadaniu dojedziemy na piętnastą, chcesz ich uprzedzić, czy zrobimy niespodziankę? - spytałem, głaszcząc jego włosy i wyciągnąłem tam pocałunek.

- Niespodziankę. - odparł. - Mam nadzieję, ze mama tym razem się nie wzruszy. Ona przeżywa nawet jak wyjadę gdzieś ledwo na dwa dni.

- Jest taka kochana! - uśmiechnąłem się, przytulając z Harrym, gdy odłożyliśmy tace na podłogę obok łóżka. - Tylko jednej rzeczy nie przemyśleliśmy, Harry.

- Jakiej? - zmarszczył brwi, patrząc na mnie z rozkojarzeniem.

- Właściwie jest kilka takich rzeczy. - mówiłem, utrzymując śmiertelną powagę. - Co z tym? - zaśmiałem się, całując malinkę na jego ramieniu. Po chwili zacząłem obcałowywać wszystkie znaki, łaskocząc Harry'ego ustami, mówiąc "i tym.. i tym i tym" pomiędzy pocałunkami.

- Nie będę paradowal przy rodzicach nago, to raz. - odparł. - A dwa, nie muszę się im tłumaczyć z tych malinek. Jestem dorosły.

- Ale jak zobaczą, a tej tutaj nie zakryjesz - dotknąłem palcem śladu zaraz pod linią jego szczęki - to Robin znów uzna, że jestem jakimś niewyżytym szczeniakiem!

- Pewnie ci zazdrości, bo jesteś młody i masz sprawne wszystko. - zacmokał ze śmiechem.

Parsknąłem na jego słowa, myśląc o tym, iż naprawdę chciałbym mieć lepszą relacje z Robinem. On był naprawdę w porządku, tylko nie wiem co zrobić, by zaufał mi, kurwa, że naprawdę kocham Harry'ego i traktuję jak miłość swojego życia, którą właśnie jest, że chcę się nim opiekować i po prostu- chciałbym, by jego ojciec nie musiał czuć potrzebę bycia tak ostrożnym co do mnie. Pokręciłem głową, całując Harry'ego, nim odkryłem nas całkiem, wyciągając go z łóżka.

- Pakuj się i jedziemy. - klepnąłem go zawadiacko w tyłek, chichocząc, gdy podskoczyl z piskiem.

- Na jaki czas się tam zatrzymamy? - spytał, kładąc na łóżku kilka koszulek i w końcu zdecydował ubrać się białą koszulę, która nie była elegancka, ale jednak była śnieżnobiała i Harry wyglądał w niej bardzo gorąco.

- Pewnie na maks trzy dni, żeby nie męczyć twoich rodziców. - odpowiedziałem mu, składając spodnie.

Harry uśmiechnął się szeroko, spryskując ciało dezodorantem. Teraz wielkim plusem było to, że kąpiel wzięliśmy wczorajszego wieczoru, ponieważ zaoszczędziliśmy sobie trochę czasu i mogliśmy na spokojnie przygotować się do (kolejnego) wyjazdu. Widziałem to, jak Harry szczęśliwy jest, mogąc odwiedzić swoją słodką rodzinę. A ja chciałem, żeby był najszczęśliwszą gwiazdką.

*

- Harry, przysięgam, że jak puszczą znowu moją piosenkę, włączam radio Maryja. - oznajmiłem, kiedy moja już trzecia z rzędu na tej stacji piosenka dobiegła końca.

- Jesteś popularny skarbie! - pisnął, klepiąc moje kolano kilka razy. - Ja się wcale nie dziwię, każdego poranka jak tylko włączam ten mały sprzęt w kuchni, słyszę "Miss You" lub "Just Like You".

- Te piosenki wydają mi się takie odległe... - westchnąłem. - W sensie, sam proces ich tworzenia. Teraz już napisałem całe mnóstwo innych, lepszych.

- Kocham je mimo to, bo-

- A teraz coś, co na pewno was zaciekawi. W końcu możemy oficjalnie potwierdzić, że Louis Tomlinson, autor, tudzież tekściarz, który napisał poprzednio puszczone piosenki jest w związku, nasi mili! Dokładnie tak, i jest to związek z mężczyzną. Już na naszej stronie internetowej możecie znaleźć zdjęcia jak Louis Tomlinson opuszcza samochód ze swoim kochankiem tuż po nagrywkach do X Factor, w którym Lou będzie tegorocznym jurorem. A teraz coś zupełnie z innej beczki! Posłuchajmy czegoś wolniejszego.

- No to są jakieś kurwa żarty. - jęknąłem, już gotów przełączyć lecz zatrzymał mnie Harry.

- Kotku, spokojnie. I tak mają spóźniony zapłon, bo cały twitter trąbi od tego już dwa dni.

Pokręciłem głową, spoglądając na Harry'ego i kiwnąłem głową, posyłając mu tylko uśmiech.

- Mówiłem ci, że Just Like You było ostatnią piosenką jaką napisałem na mój poprzedni album? - zazagadnalem. - Już zaczęliśmy być wtedy parą.

Harry kiwnął głową, a na jego twarzy malował się zrelaksowany uśmiech. - Tomlinson, wydaj coś w końcu bo naprawdę... To było dawno!

- Pamiętasz linijkę "Mam papieros w lewej ręce, a cały świat w prawej"? - kontemplowałem, a gdy chłopak pokiwał szybko głową, wyjaśniłem mu co miałem na myśli. - Ten "cały świat" to ty.

- Dlaczego akurat w prawej? - zachichotał, głaszcząc moje udo, gdy zbliżaliśmy się do celu.

- Bo tak się mówi. Że ktoś jest twoją prawą ręką. - wzruszyłem ramionami. - To miało dla mnie sens pisząc to.

- To urocze. - stwierdził krótko, przymykając oczy. - Ty również jesteś całym moim światem.

Chwyciłem jego dłoń w swoją i następnie uniosłem do gór, aby pocałować jej wierzch. - Jaka jest twoją ulubiona piosenka, którą napisałem?

- Oczywiście, że Sweet Creature. - zachichotał od razu. - Jest magiczna. Kocham ją!

- A ja myślałem już, że może No Control... - poruszyłem figlarnie brwiami, szczypiąc wnętrze jego uda.

- Chciałbyś. - pokazał mi język, odpinając pas bezpieczeństwa, gdy wjechaliśmy na podjazd. - Na pewno są na ogrodzie z grugiej strony. Ciocia Megan przyjechała, to jej auto.

- O nie. - wyrwało mi się, jednak szybko zasłoniłem usta dłonią. - Przepraszam, po prostu... jest ciut męcząca. - mruknąłem. Na samo wspomnienie tego jak niesamowicie wręcz molestuje mnie swoimi pytaniami, dostawałem dreszczy.

- Nie znoszę jej gadania, ale kocham Darcy! - Harry pisnął na myśl o dziewczynce, której ojcem chrzestnym był.

- Ten aniołek jest wspaniały! - zgodziłem się z nim. - To najcudownieksze dziecko z jakim miałem do czynienia zaraz po Erneście i Doris.

- Gotowy na spotkanie z teściami? - Harry dźgnął palcem w moje zebra gdy przystanąłem obok czerwonego Passata jego cioci.

- Z Anne tak, ale Robina nadal się boję. - mruknąłem, ostatecznie dając mu się pociągnąć w stronę ogródka.

- Będzie dobrze, kochanie. - Harry zachichotał, łącząc na moment nasze usta, nim uczepił się mojego boku, a ja pogłaskałem jego udo, kładąc tam rękę.

- Znajdzie się miejsce na jeszcze dwóch innych gości?! - zawołał Harry, widząc swoich rodziców, ciocię oraz kuzynkę już z daleka.

- Harry! - zaskoczona Anne jako pierwsza podeszła do nas, biorąc syna w objęcia. - Cóż za niespodzianka, kochani!

- Idź sobie, H, wszyscy wiemy, że to na mój widok Anne cieszy się najbardziej. - uderzyłem chłopaka z bioderka, wtulając się od razu w niską kobietę, która zaśmiała się serdecznie.

- Mój skarb. - zachichotała, pocierając moje plecy. - Zawsze pachniesz tak samo ładnie! Przystojniak!

- Dzięki mamo, ja ciebie też. - prychnął sarkastycznie Harry, kierując się w stronę już pędzącej do niego z wyciągniętymi rączkami małej dziewczynki.

- Wujek! - zawołała słodka, dwu i pół letnia blondyneczka, chichocząc, gdy Harry wziął ją na ręce. W tym czasie ja i Robin odbywaliśmy swój męski uścisk, gdy ten przyciągnął mnie do siebie. - Co za miła niespodzianka. - odparł, owijając ramię wokół tali swojej małżonki.

- Nie mogliśmy juz dłużej zwlekać z odwiedzinami. Zwłaszcza, że teraz mamy dużo wolnego przed kolejnym etapem X Factora. - uśmiechnąłem się.

- Oh, to ta wielka sprawa. - zaśmiała się ciotka. - Co tak wszyscy stoicie? - spytała, uśmiechając się szeroko.

Ukłoniłdm się uprzejmie przed kobietą, nim uścisnąłem ją serdecznie. - Miło znowu panią zobaczyć.

- Ciebie też Louis. - kiwnęła do mnie głową. - Siadajcie do naszego tarasowego stolika. Mamy dużo ciast! - odparła Anne, natomiast mała Darcy miała chyba inne plany.

- Wujek tam! Wujek... Kwiatuszki, patrz! - ciągnęła Harry'ego w stronę stokrotek porozrzucanych na intensywnie zielonej trawie.

- Chcesz pozbierać kwiatki? - spytał ją, poruszając się praktycznie na czworakach, by być na jej poziomie.

- Ładne, chodź! - zaśmiała się, biegnąc i w ten sposób uciekając przed Harrym, kiedy ja już siedziałem przy stole i Anne nakładała mi ciasto na talerzyk.

Starając się udawać, że słucham opowieści ciotki, przyglądałem się ukradkiem z brodą podpartą na dłoni mojemu skarbowi. To jak zaangażowany był w zabawę z Darcy był niesłychanie urocze.

- Pachnie, tak. - śmiał się, gdy Darcy przykładała mu kwiaty do nosa. - Kwiatki ślicznie pachną.

Uśmiechnąłem się z roczuleniem, gdy wsunął jedną łodyżkę stokrotki we włosy dziewczynki.

- I tak doszłam do wniosku, że jednak nie ma nic lepszego, niż mąka z naszego swojskiego młynu. Ciasto bez niej to nie ciasto, nie jest tak puszyste. - ciotka zakończyła swoją opowieść, kiedy skosztowałem wypieku, chwaląc oczywiście mamę Harry'ego ponieważ to było naprawdę niebo w moich ustach.

- Louis, nie dało się przegapić gadających o tym na prawo i lewo tabloidów, gdy twój związek z Harrym prawie wyszedł całkowicie na jaw. - powiedział Robin. - Co zamierzasz dalej z tym zrobić?

- Po programie ogłosimy się oficjalnie, to jest najwyższy czas na to. Oboje tego chcemy, a teraz jedynie musimy uporać się z tym, jak to powiedziałeś "plotkami". Chcemy być szczęśliwi, więc tak... - powiedziałem, dziękując Anne za lemoniadę którą dla mnie zrobiła.

- Harry jest świadomy w pełni konsekwencji związanych z takim życiem?

- Myślę, że będąc ze mną już rok, zdecydowanie. - odparłem. - Dużo o tym rozmawialiśmy.

- Nie obgadujcie mnie za dużo! - zaśmiałem się, słysząc głos Harry'ego który siedział na trawie z dziewczynką między nogami i plótł warkocza z jej, o dziwo długich i gęstych włosków.

- O tobie mogę ile tylko chcę! - przesłałem mu buziaczka. Darcy uśmiechnęła się do mnie słodko, gdy to zobaczyła.

Harry za to przewrócił oczami na moje słowa, zrywając więcej kwiatów. Uśmiechnąłem się pod nosem szeroko.

- Jestem z niego taka dumna! - Anne zaklaskała kilka razy w dłonie. - Wiedziałam, że ma ogromny talent i powinien spróbować!

- Ma najpiękniejszy głos, chociaż i konkurencję na poziomie - przyznałem rację.

- Boje się tylko, że może się zawieźć jeśli coś tam nie pójdzie po jego myśli. - westchnął Robin. -Wszyscy wiemy jak Harry wszystko przeżywa.

- Cały czas ma moje wielkie wsparcie, staram się dbać o to, by nie czuł się tym zanadto zdenerowany - kiwnąłem głową.

- Widzimy to. - skinął głową.

- Robin, wyjmij kij z tyłka! - jego żona skarciła go uderzeniem w bark.

Ciotka niemal zaczęła krztusić się powietrzem, dlatego spojrzałem na nią z lekkim przerażeniem, poklepując jej plecy. Wysłałem nerwowy uśmiech Harry'emu, który zwrócił na nas uwagę z drugiego końca ogrodu.

- Jestem całkowicie wyluzowany, Anne. - przewrócił oczami. - Ja po prostu traktuję niecodzienny styl życia z większym dystansem niż wy wszyscy.

- Nie ukrywam, nie jest to tak różowe jak przedstawiają media, więc zgadzam się w całej rozciągłości.

- Wyluzuj się trochę, daj żyć młodym, widzisz, że między nimi jest prawdziwa miłość. - Anne nadal trzymała swego, kręcąc głową na boki.

- Dobra, przyznaję, na początku myślałem, że nie traktujesz Harry'ego poważnie. - powiedział mi poddańczym tonem.

- Nietrudno było zauważyć... - mruknąłem.

- To było szokujące, zgodzę się z tym. - Anne zachichotała. - Ale mi nie zajęło długo, by dostrzec błysk w twoich oczach, Lou, gdy patrzyłeś na mojego syna.

- Dla mnie jest największym cudem z tego wszystkiego i tak fakt, że H w ogóle się mną zainteresowal nie kierując moimi pieniędzmi jak to bywało wcześniej. - westchnąłem ciężko.

- Chcę tylko mieć pewność, że on jest na właściwym miejscu z godną posiadania go osobą. - odparł Robin

- Nigdy nie będę go godny. - wzruszyłem ramionami, krzywiac się przez tą gorzką z moich ust prawdę.

Robin zmarszczył brwi, patrząc na mnie z wzrokiem którego nie potrafiłem rozszyfrować.

- Taka prawda. - ciągnąłem. - On właściwie nie ma wad, a ja mam ich całe mnóstwo. Jest absolutne uroczy i życzliwy, ja mógłbym uczyć się od niego.

Widziałem jak Anne już pragnie się odezwać i jest krok od tego, jednak przerwał jej głośny śmiech małej Darcy, która podbiegła do niej, wdrapując się na jej kolana. Już chciałem się odwrócić, by zobaczyć gdzie jest Harry jednak nim to uczyniłem, poczułem zapach chłopaka i... kwiatów, gdy coś lekkiego wylądowało na moich włosach. O mój boże, czy Harry zrobił mi wianek?!

- Oficjalnie osiągnąłeś szczyt gejostwa. - wymamrotalem z małym uśmiechem.

- Ja?! - udał oburzenie. - To ty masz kwiatki we włosach!

Zdjąłem zawiniątko z moich włosów, by obejrzeć pracę Harry'ego, kiedy chłopak usiadł obok mnie na plastikowym, niebieskim krzesełku. - Jest piękny, dziękuję. - powiedziałem. - Załóż mi go znów.

- Bozia rączek nie dała? - drażnił się, koniec końców jednak układając na mojej głowie wieniec ze stokrotek.

Poprawił jeszcze kilka kosmyków moich włosów, żeby wszystko wyglądało perfekcyjnie. W końcu odsunął się ode mnie delikatnie.

- No księżniczka no. - wyszczerzył się, a ja ledwo powstrzymałem się, aby nie przewrócić czule oczami.

- Tobie byłoby na pewno z nimi ładniej. - stwierdziłem pewnie, głaszcząc jego podbródek.

- Kiedy nowa muzyka, Louis? - zagadnęła mnie z uśmiechem ciocia.

- No nie wierzę. - zaśmiałem się. - Nawet pani?

- To już rok bez twojej muzyki, chciałam cię tylko uświadomić
- rzekła Anne z powagą. - Rok. Wiesz ile to dni? Dużo! Za dużo!

- Oj bez przesady. - machnąłem ręką. - Byłem jakieś pół roku w trasie, więc wcale nie minęło znowu tak dużo czasu odkąd jestem nieaktywny.

- Pół roku... Wiesz ile nowych piosenek mógłbyś wydać w pół roku? - sapnęła ciocia. - Zbieraj ten boski tyłek i wracaj z nową muzą.

- Album jest już prawie gotowy...

- Mówisz tak od kilku miesięcy! - wyrzucił mi Harry.

- Nie moja wina, że jestem perfekcjonistą!

- Czy otaczają mnie zdesperowane nastolatki w tym jeden nastolatek, które tak bardzo ekscytującą się Louisem jak ludzie w moich czasach Jaksonem? - parsknął Robin. - Ponoć to ja nie daję Louisowi powietrza.

- Boże, niech mnie pan do Michaela nie porównuje. - jęknąłem. - Nie można stawiać króla i jakieś truchełko obok siebie.

- Wszystko zależy od gustów. - ciotka machnęła ręką. - Mi się nigdy nie podobała muzyka tego człowieka. No i czasy się zmieniają.

- On tak naprawdę stworzył prawdziwy pop. - odparłem. - Dzięki niemu powstaje dziś taka muzyka jaką tworzę między innymi ja. Nigdy nie osiągnę czegoś takiego jak on.

- Ale również możesz być legendą, ale wiesz co robił Jackson, czego nie robisz ty? - Harry zbliżył się do mnie blisko, by następnie krzyknąć w moje ucho: - Wydawał piosenki, durniu!

- Czy ja wyglądam ci na tańczącego jak na księżycu czarnego chudzielca? - prychnąłem. - On wydał przez całe życie co najmniej dwadzieścia płyt!

Harry pokręcił głową, poddając się i porzucając temat mojej twórczości. Ciocia patrzyła na nas jak w obrazek, trzymając na kolanach Darcy i nazwała nas kilka razy słodziakami.

- Boże, kiedy to lato się skończy... - jęknął Harry. - Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek w Anglii było tak ciepło odkąd żyję.

- W zimę będziesz narzekał, że jest zimno. - tym razem Anne wywróciła oczami. - Tymczasem mógłbyś zjeść trochę orzechowca, bo zmizerniałeś. No dalej, jedz.

- A cio wujcio ma na szyi? - spytała Darcy z zaciekawieniem wyciągając pulchny paluszek w stronę najbardziej wyraźnej malinki Harry'ego. Parsknąłem śmiechem.

- Ugryzł mnie komar w nocy. - powiedział Harry ze stuprocentową pewnością w głosie, starając się utrzymać powagę.

- Wielkości szopa? - parsknęła Anne, sprawiając, że już nie zdołałem powstrzymać swojego śmiechu.

- Większy, mamo. - Harry w końcu zakrył twarz w swoich dłoniach, podciągając momentalnie swoją koszulkę tak, że zasłaniała jego twarz aż po nos.

- Ktoś tu się zawstydził? - spytałem szczypiąc jego boczki.

- Jakbyś mnie nie pogryzl to teraz, by tak nie było. - powiedział do mnie z wyrzutem.

- Żałujcie, że nie widzieliście jaką ma niżej! - zawołałem. - Jest co najmniej wielkości...

- Zamknij się! - pisnął brunet.

Wszyscy zaśmiali się, gdy siłą wziąłem ręce Harry'ego z jego czerwonej twarzy, łącząc nasze palce i ucałowałem wierzch jego obu miękkich i delikatnych dłoni z miłością.

- Może chodźmy do środka? - zaproponował lekko rozesmiany Robin, wstając od stołu. - Zaraz zlecą się tutaj komary, które nie są w przeciwieństwie do tych w Londynie wielkości Louisa.

Zachichotałem, ciągnąc mojego chłopca do góry, a on od razu uczepił się mojego boku, na co nie mogłem obejść bez rozczulonego chichotu.

- Wujcio kocha Louisa? - mała, uwieszona na szyi swojej mamy, złapała Harry'ego za koszulkę, wyczekując jego odpowiedzi.

- Bardzo, bardzo, bardzo. - Harry zaśmiał się, podszczypując jej różowy, okrągły policzek. - Tak bardzo jak ciebie!

- Mnie bardziej. - mała zmrużyła na mnie oczy, a ja wybuchłem śmiechem.

- Oczywiście, że wujcio kocha ciebie bardziej. - powiedziałem jej. - Kto by tam wolał mnie od takiej slicznotki!

- Ty też jesteś śliczny! - powiedziała, tuląc się sennie do mamy.

- Ona majaczy przez sen, sama nie wie co mówi. - parsknąłem, idąc jeszcze z Harrym do auta po nasze bagaże.

- Jesteś piękny, Loubear. - szeptał do mnie Harry, gdy otwierałem bagażnik. Przygryzłwm wargę, podając torbę Harry'ego w jego ręce, by ją potrzymał, nim wziąłem również tę swoją. Wtedy, gdy moje były wolne, złapałem go za policzki, przyciągając jego twarz do swoich ust, łącząc nasze wargi w delikatnym i wolnym pocałunku.

- Nie przed domem, ośle. - zganił mnie, uderzając lekko w klatkę piersiową. - Na przeciwko mieszka babcia z kółka różańcowego.

- Nie obchodzi mnie ona. - przewróciłem oczami, głaszcząc jego policzek. - Nie obchodzi mnie nic póki mam ciebie przed sobą. - patrzałem w jego cudowne oczy, podziwiając jak pięknie mieniły się, gdy słońce już zaczęło zachodzić za linię horyzontu.

- A co jeśli twoi fani uznają, że jestem um... - urwał na chwile przegrywając warge. - Nieodpowiedni i niegodny ciebie?

- Kochanie, skąd to głupie pytanie? - zdziwiłem się. - Nigdy nie myślisz tak pesymistycznie.

- No bo teraz tak powiedziałeś o tym, że nie obchodzi cię co mówią inni, gdy jesteś ze mną... ale ta myśl właściwie ciągnie się za mną i męczy mnie już od dłuższego czasu... - przyznał.

- Kwiatuszku, jeśli mowa o moich fanach, już wiem, że oni zwyczajnie pokochają cię bez granic. - zachichotałem, głaszcząc jego miękką skórę. - Dopóki jestem z tobą tak szczęśliwy, a oto im chodzi, to będziesz niemalże porwany w ich sercach, a jestem pewien, że nigdy nie będę tak szczęśliwy, jak z tobą, Ponieważ to ty sprawiasz, że moje życie jest tak cudowne; ty jesteś tu dla mnie i ze mną, zawsze. Zawsze ty. I zawsze będę cię kochał, jestem pewien że moi fani też.

- Kocham cię. - zagruchał slodko, robiąc z ust dzióbek i wyczekując aż go w niego cmoknę.

Uczyniłem to chwilę później, następnie biorąc własny bagaż. - Nie jestem dobry w mówieniu o tym, jak wiele dla mnie znaczysz, ale obiecuję, że napiszę o tobie setki piosenek i będę śpiewać ci je do snu. Od teraz wszystkie będą o tobie, wiesz o tym?

- Nie rób wszystkich o mnie. - skrzywił się. - Nie obrażę się jeśli będzie ich dużo, ale ludzie jeszcze będą gadać, że jesteś tandetny czy coś...

- Kochasz tandetne romanse w moich piosenkach. - parsknąłem, odbierając od niego torbę.

- Kocham, ale krytycy nie znoszą. - pokazał mi język. - Nie doceniają tego bo zazdroszczą, mówię ci.

- Mam ich w kutasie. - przewróciłem oczami.

- Mówi się "w chuju". Nie wyszło ci bycie oryginalnym. - dźgnął mnie palcem wskazującym między zebrami.

- Mam ich w chuju, będzie? - zacząłem ciągnąć za sobą walizki.

- Ale ty się łatwo fochasz. - wywrócił oczami, podążając za mną na taras.

- Co za różnica: kutas, chuj, czy palma? - wyrzuciłem ostentacyjnie ramiona w górę, wzruszając nimi.

- Kutas to ktoś wredny, chuj to penis, a palma to drzewo, kretynie. - zaśmiał się.

- Boże, jesteś taki niewinny, że w momencie, gdy mówisz "penis" to brzmi jak cukierek, lub motylek!

- A jak mam niby to wypowiadać? - znowu przewrócił oczami ściągając buty. - Jakbym miał zaraz ci obciągnąć, czy ty mi?

- Dobrze, że nie mówisz siusiak. Już wolę określenie palma. - wystawiłem do niego język.

- Nikt tak nie mówi. - zmarszczył brwi. - No, przynajmniej ja nigdy nie słyszałem, by ktoś tak mówił prócz ciebie.

- Jestem wyjątkowy? - zamrugałem kilkukrotnie, ściągając buty.

- Tak. W byciu totalnym idiotą, gratki. - w ironiczny sposób zaczął mi bić brawo.

- Nie potrafisz być romantyczny pokręciłem głową. - A teraz idź przodem, a ja będę wnosił te bagaże po schodach na wysokości twojego tyłka i bez skrępowania na niego patrzył.

- Nie musiałeś mi mówić o swoich planach, wiesz zboczeńcu? - spojrzał na mnie z politowaniem.

- Szczerość w związku jest podstawą. - puściłem mu oczko, uśmiechając się szeroko, gdy brunet mnie wyminął idąc przede mną kierunku schodów.

Unioslem brew do góry, widząc jak chłopak (na pewno) specjalnie zaczął kręcić biodrami tuż przed moim nosem.

Mój oddech szybko zaczął robić się cięższy i właściwie to zaczęło brakować mi powietrza w płucach. Cholera, cholera... zacząłem przypominać sobie te pośladki w koronce i mój język w ciasnej, różowej dziurce.

- Gówniarz. - warknąłem, a Harry w odpowiedzi jedynie spojrzał na mnie zza ramienia z tym pierdolonym, tak bardzo niewinnym wyrazem twarzy.

Chłopak sięgnął do swoich wygodnych dresów, podciągając je delikatnie, przez co duża dłoń sunęła również po prawym pośladku. Nie mogłem uwierzyć w to, jak mnie prowokował.

Oczyściłem gardło, mając nadzieję, że chłopak nie uśmiechał się w tej chwili bezczelnie. Nie miałem zamiaru dać mu wygrać.

Kiedy stanęliśmy na piętrze, Harry otworzył drzwi do naszej tymczasowej sypialni, w której stała duża szafa, mniejszy kredens z telewizorem i gigantyczne łóżko.

- Ah, w końcu! - wykrzyczał, wskakujac na miękki, gigantyczny materac w którym wręcz się zapadł.

- Czym niby tak się wymęczyłeś? - parsknąłem unosząc brwi do góry.

- Jazdą chociażby! - odparł. - Jestem bardzo delikatny i potrzebuję dużo odpoczynku!

- Oh, no tak. - zaśmiałem się, podchodząc do szafy, by stanąć do Hazzy tyłem. Nie chciałem dać mu satysfakcji, ponieważ przez jego gorące ruchy moja męskość i tak była twardsza, niż powinna.

- Gorąco jest nawet w domu. - żachnął się, a po chwili kątem oka zauważyłem jak na podłodze wylądował jego t-shirt.

- Więc otwórz okno. - mruknąłem, wpakowując ubrania niedbale do szafy.

- Ale wtedy wlecą komary. - odparł marudnie, a ja poczułem obok siebie ruch. Przekręciłem lekko głowę w jego stronę, po chwili niesamowicie tego żałując, ponieważ brunet rozpinal spodnie.

- Nie ma ich, Harry. - pokręciłem głową, twardo ignorując jego zaloty.

Chciałem, by się postarał i wysilił o moją uwagę, zaczęliśmy zachowywać się jak dzieci, ale po prostu uwielbiałem się z nim drażnić i patrzeć na to jak stara się mnie uwieść. Opróżniłem małą walizkę, zamykając szafę.

- Są! - prychnął uparcie. - Robin mówił, że są. - dodał beznamiętnie, przechodząc obok mnie i kurwa, naumyślnie ocierając się o moje pieprzone krocze.

- Cóż... - odchrząknąwszy zamknąłem szafę. - W takim razie chyba wezmę pierwszy prysznic. - pomasowałem dłonią swój spięty bark.

- Nie marnujmy wody. - chłopak machnął ręką. - Umyjmy się od razu we dwójkę i będzie z głowy.

- Nie wiem czy zasłużyłeś. - odwróciłem się do niego, podziwiając jego klatkę piersiową

- Na umycie się? - parsknął. - No tego to chyba raczej mi nie odmówisz. - pokręcił głową.

- Mogę. - wzruszyłem ramionami, odgarniając włosy z czoła. - Próbujesz być tak prowujacy, Harry... - pokręciłem głową.

- Ja chcę się tylko umyć! - tupnął nogą. - To ty masz jakieś kosmate myśli... - mówiąc to, bez ostrzeżenia chwycił moje krocze.

- Skoro tak bardzo chcesz się umyć, to idź. - znów wzruszyłem ramionami, spoglądając na jego dłoń. Czułem to tak dobrze przez cienkie spodnie.

- Chciałeś być pierwszy. - również wzruszył ramionami, napierając na mnie swoją ręką jeszcze bardziej. Zacisnąłem zęby.

- Więc idę. - odparłem łagodnie, patrząc w zielone oczy i chwyciłem jego dłoń, zdejmując ją z krocza. Wziąłem w rękę parę czystych bokserek i ruszyłem do łazienki, która była zaraz obok naszej sypialni.

- Kurwa. - sapnąłem, od razu zakluczając drzwi i opierając się o nie plecami. Mój kutas był dosłownie twardy jak skała i Harry na sto procent to czuł.

Westchnąłem ciężko, od razu pozbywając się bluzy oraz spodni. Zostałem w samej bieliźnie, ściągając ją nim wszedłem pod prysznic. Nie zważając na to, czy woda miała lecieć zimna czy ciepła.

*

- Jak ja za wami tęskniłam... - westchnęła Anne przy kolacji gdy ciotka (na szczęście) pojechała.

- My za tobą też - zaśmiałem się słysząc jak mój i Harry'ego głos się synchronizują. - Z każdą wizytą wyglądasz coraz piękniej, Anne! Jak to robisz?

- Dziękuję za Twoje miłe słowo, skarbie, ale niestety nie robię się, tak jak mówisz, piękniejsza. - westchnęła. - Juz czterdzieści parę lat na karku.

- Uwierz mi, w życiu bym ci tyle nie dał. - pokręciłem głową. - Podobna sytuacja jest z Harrym. Wygląda na szesnaście lat! Dzieciak.

- Zazdrościsz mi, bo w wieku czterdziestu lat będę wyglądał na trzydzieści. - pokazał mi język. No mówię. Jak dziecko.

- Ty, Louis, też nie wyglądasz jakbyś miał dwadzieścia siedem lat. - Robin zwrócił mi uwagę. - Może trochę zarost cię postarza, ale... I tak dałbym ci dwadzieścia!

- Ja? - zdziwiłem się. - Ja wyglądam bardzo męsko!

- Bardzo męski pedał. - parsknął brunet.

- Odezwał się Harry Styles, najbardziej hetero facet na ziemi. - przewróciłem oczyma.

- Ja przynajmniej nie pieprzę głupot, że jestem męski, bo wiem, że nie jestem. - zaśmiał się.

- Ja jestem męski.

- Nie jesteś.

- Oh, nie? Powiedz mi to samo w momencie, gdy będziemy w łóżku, skarbeńku.

- Możecie sobie darować przy mnie? - jęknął Robin. - Nie mam ochoty słuchać o waszym życiu erotycznym. Już muzyka Louisa zdradza mi za dużo.

- Przestań, Rob. Seks to nie temat tabu. - Anne machnęła ręką. - Komuś jeszcze kawałek lasagne?

- Ja juz nie mogę. - Harry pokręcił głową.

- Nałóż mu, Anne. - poprosiłem kobietę. - Musi przytyć trochę.

- Ale ja nie wcisnę więcej. - Harry naciskał twardo.

- To ci pomogę. - wzruszyłem ramionami, biorąc do ręki jego widelec, kiedy kobieta nałożyła mu na talerz kolejną porcję jedzenia.

- Jesteś taki uparty! - Harry uderzył mnie w bark, posyłając mi obrażone spojrzenie.

- Wiem i przypominam, że to jedna z tych cech która cię we mnie kręci. - parsknąłem, nadziewajac na widelec kawałek potrawy.

- Dureń. - westchnął, rumieniąc się, a ja wepchnąłem mu jedzenie między wargi, by nie mógł już mi się sprzeciwić. Uśmiechnąłem się dumnie, gdy zaczął przeżywać, a drugą ręką gładziłem jego kolano pod stołem.

- Nie lubię jeść. - marudził z pełną buzią.

- Chyba, że są to chipsy albo słodycze, co? - drażniłem się.

- Ciebie też nie lubię.

- Jesteś naprawdę marudny. To znaczy, że pora na spanie, kochanie.

- A co ja, kurwa, dziecko?!

- Nie klnij przy rodzicach bo jeszcze będzie, że mam na ciebie zły wpływ.

- Po pierwsze... - do Harry'ego zwróciła się mama. - nie podnosimy głosu, Harold, a po drugie nie klnij, kiedy Louis chce dla ciebie dobrze.

- Chcesz żebym się obrzygał. To nie jest miłe. - przewrócił oczami.

- Chcę, żebyś się podniósł i poszedł do sypialni. - wyjaśniłem mu łagodnie, w głowie dopowiadając "nie zachowuj się jak baba w ciąży". Humorki mojego chłopaka były niedorzeczne, ale przy nim nauczyłem się anielskiej cierpliwości. - Czy możesz to zrobić? - spytałem, palcem unosząc jego brodę, aby na mnie spojrzał.

- Nie. - odparł bezczelnie, mimo to wstając od stołu i kierując się w stronę schodów. Burknąłem, kręcąc głową.

- Czasem zachowuje się nawet gorzej niż kobieta podczas okresu. - pokręciłem głową. - Pomóc w sprzątaniu? - spytałem, ale Anne od razu pokręciła głową przecząco. - Ale ja nalegam. Naświniłem i pani ma po mnie sprzątać? - zmarszczylem brwi.

- Wystarczy jak odniesiesz swój i Harry'ego talerz do kuchni. - powiedziała, dotykając dłonią mój policzek. Zupełnie tak jak robiła to moja mama.

Zmarkotniałem nieznacznie przez nagłe wspomnienia, biorąc do ręki prędko moje oraz Harry'ego nakrycie.

Zaniosłem je do sporawej kuchni, kładąc puste talerze do zlewu. Zauważyłem jak Robin zmierza w moją stronę z pozostałymi dwoma.

- Harry zmienił się dzięki tobie prawie nie do poznania. - powiedział. - Jest dużo bardziej rozgadany i bezczelny.

- Naprawdę nie wiem jak do tego doszło. - zaśmiałem się, patrząc na niego. - Ma takie swoje dni, ale na co dzień jest nadal tak samo grzeczny i uczynny. Trochę porozpieszczałem go na tych wakacjach, ale gdy wróci do szkoły opamięta się.

- Jaki ma stosunek do twojego związku ten cały Simon? - spytał mnie z krzywą miną.

- Nie jest zadowolony, nie będę ukrywać, jest wstrętnym człowiekiem, który nie rozumie miłości. - westchnąłem. - Mimo to, ja nie daję sobie wejść na głowę. On wie, że jestem w związku i może mu się to nie podobać, ale dopóki nie naruszy mienia mojego chłopaka jego zęby i żebra będą całe.

Robin zaśmiał się krótko, ku mojemu zaskoczeniu poklepując mój bark. - Dobry z ciebie chłopak, Louis.

- Staram się zapewnić Harry'emu... szczęście. - odparłem cicho, choć pewnie. - Na tym zależy mi najbardziej i będę tego trzymał się dopóki żyję i mogę z nim być.

- I widzę to. Chciałem cię tylko trochę... postraszyć. - przyznał. - Musiałem zobaczyć jak bardzo Ci zależy.

- Pewnie w zupełności zrozumiem to dopiero mając swoje dzieci, ale... ogarniam - zaśmiałem się, kiwając głową.

- A teraz leć do niego, mimo wszystko widać, że ty również jesteś zmęczony.

Machnąłem ręką. - Raczej nie tak jak on. - Mój rekord w nie spaniu to dwadzieścia osiem godzin.

- Jak ze snem Harry'ego? - spytał mnie jeszcze Robin.

- Jak już zaśnie to śpi jak zabity. - powiedziałem mu szczerze, z małym uśmiechem.

- Chciałem to usłyszeć. - uśmiechnął się, po czym wymieniliśmy się krótkimi "dobranoc" i ruszyłem w stronę schodów. Nie mogłem po drodze nie uśmiechnąć się dumnie, kiedy mając świadomość tego, że Robin zaczął mi ufać, mój kontakt z jego rodzicami był naprawdę dobry. A to cieszyło mnie niezmiernie! Musiałem o tym powiedzieć mojemu aniołkowi. Kiedy wszedłem do sypialni, było w niej całkowicie ciemno, oprócz małej zaświeconej lampki obok łóżka mojego chłopaka. - Nie śpisz? - spytałem, poczynąwszy ściągać swoje ubrania.

- Nie. - usłyszałem jego cichutki głos. - Rozmyślam sobie na różne... tematy.

- Zawsze za dużo myślisz przed snem
- westchnąłem, kręcąc głową, choć nie mógł tego zauważyć. Kiedy pozostałem już w samej bieliźnie podszedłem do okna zsuwając rolety w dół.

- To najlepsza pora na rozmyślanie. - odparł, a ja usłyszałem jak porusza się pod kołdrą.

- O czym więc rozmyślasz? - spytałem, znów okrążając łóżko, żeby ułożyć się na swojej stronie twarzą do Harry'ego.

- O wszystkim, serio. - wyciągnął rękę w stronę mojego policzka. - O tym co było wczoraj, co było dziś i będzie dziś. O tobie, x factorze...

- Za dużo tego Harry, jestem poważny; zawalasz swoją głowę zbyt wielką ilością myśli. - odparłem łagodnie, przymykając powieki.

- No to ciesz się, że nie siedzisz mi w głowie. - odparł prosto. - Ja lubię rozmyślać.

- A lubisz się przytulać? - spytałem, uśmiechając się leniwie.

- Kocham. - powiedział z entuzjazmem, od razu wciskając się w mój tors.

- I to jest coś, co możemy robić razem. - zaśmiałem się, jedną dłoń kładąc na nagich plecach, a druga we włosach Harry'ego. - Ten dzień był przyjemny. Kocham Twoich rodziców, całkiem oficjalnie.

- Nawet tatę który niemal sztyletował cię wzrokiem? - parsknął.

- Rozmawiałem z nim, on jest w porządku. - uśmiechnąłem się. - I twoja mama. Zazdroszczę ci jej.

- Twoja na pewno też była wspaniała, Lou... - praktycznie szepnął, głaszcząc czule moją szczękę.

- Była najcudowniejsza. - pocałowałem jego dłoń. Moje oczy zaczęły się do siebie kleić, jednak Robin miał rację z tym całym zmęczeniem. - Wiesz, myślę, że powoli zaczynam odbierać twoją rodzinę tak, jakby była moją własną.

- Naprawdę? - nawet w ciemnościach mogłem zobaczyć jak rozpromienił się. - To... wspaniałe!

- Czuję się z tym naprawdę dobrze. - kiwnąłem głową.

- Wiesz, ja... - urwał na chwilkę. - Ja też kocham twoją rodzinę. Twojego tatę, siostry, brata... mam tylko wrażenie, że oni nie lubią mnie aż tak...

- O czym ty mówisz? - zdziwiłem się. - Są zakochani w tobie. Jedynie... Wszyscy jeszcze bardzo przeżywają śmierć mamy. Nie wyszli z tego, tak szybko, jak ja. Dziewczyny nadal często piszą, że Erni płacze w nocy.

- Całkowicie ich rozumiem. - westchnął. - Ja osobiście nie wyobrażam sobie stracić mamę w taki sposób. Nie przeżyłbym tego chyba.

- Teraz wiem, że ja przeżyłem tylko dlatego, bo chciałem być silny dla nich, a później poznałem ciebie. Wyciągnąłeś mnie z wielkiego błota.

- Jesteś taki silny. - pocałował mnie krótko w usta, następnie wtulając twarz w zagłębienie mojej szyi.

- Tylko dzięki tobie. - przytuliłem go mocniej, wychylając ramię, by wyłączyć nocną lampkę.

- Dziwnie szybko pobiegłeś dziś do tej łazienki, wiesz? - zagadnął mnie ze śmiechem.

- Droczyłeś się ze mną, byłem poirytowany. - argumentołem, głaszcząc jego łopatki.

- To ty jesteś na mnie wiecznie napalony i nie umiesz się powstrzymywać. - odpowiedział niewinnie.

- Umiem, przecież nawet cię dzisiaj nie dotknąłem! - burknąłem, jeżdżąc dwoma palcam po jego kręgach.

- Ale stał ci w pełni gotowy i mało brakowało, abyś się na mnie nie rzucił. - zachichotal.

- Jesteś okropny i zrobiłeś się bardzo pyskaty. - zmarszczyłem brwi odchylając głowę by na niego spojrzeć. - Muszę ci przypomnieć jakieś zasady panujące w tym związku.

- To tu są jakieś zasady oprócz tego, że jesteś na górze a ja na dole? - spojrzał na mnie z politowaniem.

- Okropny dzieciak. - pstryknąłem go nos. - A teraz chodźmy spać, proszę.

- Dobrze. - uniósł się minimalnie, by cmoknąć mnie w czoło, nim ułożył się z powrotem głową na mojej piersi.

- Kocham cię, pyskaty kwiatuszku. - parsknąłem, przytulając go do siebie i pocałowałem jego ramię. Chłopak odpowiedział mi niewyraźnie, na co uśmiechnąłdm się tylko, zasypiając.

Kolejny rozdział tak jak według pierwotnego planu, w piątek x

KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro