#2
Przebudziłem się dużo szybciej niż zazwyczaj, gdy po około minucie leżenia w łóżku z zamkniętymi oczami podniosłem się, nie słysząc budzika.
Uniosłem powoli głowę, nadal będąc nie rozbudzonym i przyćmionym po tym jak się obudziłem. Zacisnąłem powieki, następnie uchylając je i zmarszczyłem brwi, kiedy leżałem przytulony do białej poduszki zamiast do Harry'ego. Cholera, która jest w ogóle godzina? Gwałtownie podniosłem głowę, przez co zaczęło mi się w niej kręcić. Nie zwróciłem na to uwagi, wyciągając spod mojej poduszki telefon.
Alarm był ku mojemu zaskoczeniu wyłączony, a ja obudziłem się o dziesięć minut za późno! - Kurwa. - zakląłem, prędko zrywając się z łóżka.
Od razu podszedłem do szafy, biorąc pierwszą lepszą koszulkę, nałożyłem ją na siebie i podreptałem do kuchni, gdzie znalazłem spokojnie gotującego sobie Harry'ego.
- Dlaczego nie śpisz? I co ważniejsze, dlaczego mnie kurwa nie obudziłeś?! - podniosłem głos.
Chłopak zerwał się nagle przez co prawie upuścił patelnię, na której coś smażył. Szybko odwrócił się w moją stronę, bawiąc rąbkiem mojego swetra, który sięgał mu do połowy ud. Spojrzał na mnie zdezorientowany, wyłączając gaz. - Ja... Miałem cię obudzić?
- Nie, kurwa! Budzik, który wyłączyłeś nie dzwonił tak po prostu! - wyrzuciłem ostentacyjnie ręce w powietrze.
- Mogłem wyłączyć odruchowo, a-albo zapomnieć. - pomiędzy brwiami chłopaka pojawiła się zmarszczka.
- Ja pierdolę! - pokręciłem głową. - To, że ty masz wolne, bo jest lato, nie znaczy, że inni również siedzą cały dzień na dupie! Ja dzięki temu kontraktowi mogę wreszcie uwolnić się od jebanego Syco!
Oczy Harry'ego na moment rozszerzyły się za sprawą tego jak manewrowałem swoim głosem. Odwrócił się, nachylając do piekarnika. - Idź się szykować, zapakuję ci śniadanie do pudełka. - odparł, unikając mojego wzroku, gdy wyjął naczynie z piekarnika, kładąc je na blacie kuchennym.
Automatycznie zacząłem odczuwać jak moja złość gwałtownie zmalała i po chwili zastąpiły ją wyrzuty sumienia. Kurwa, nie powinienem był tak na niego krzyczeć...
Widziałem, że chłopak zajmuje się potrawą i- kiedy on to zrobił? Jest pieprzona siódma rano, kiedy to wygląda jak coś, co ja bym robił trzy godziny! Rzeczywiście brunet wyciągnął z szafki śniadaniowkę i nałożył tam porcję czegoś, co pachniało naprawdę dobrze i smakowicie. W pokoju było wszystko, nawet pieprzone śniadaniówki, za hotel oczywiście zapłacił Simon, który musiał pokazać że stać go na najwyższe progi, ale miałem to teraz w dupie.
- Przepraszam, Harry, nie bądź na mnie zły. - westchnąłem poddańczo, obejmując go od tyłu. - Jesteś cudowny, a ja... tak zajebiście się stresuję...
- Nie jestem zły. - powiedział, spokojnie wyjmując przypieczone pieczywo z tostera. - Tylko nie lubię kiedy na mnie podnosisz głos.
- Naprawdę mi głupio... - podparłem głowę na jego barku. - Dziękuję za śniadanie, ale... - ściągnałem brwi. - Czemu ty nie śpisz?
- Wybacz, że wyłączyłem twój budzik, wiesz jaki jestem rano... Rozkojarzony. - zbył mnie, smarując miodem złocistego tosta i ugryzł kawałek.
- To w porządku. - machnąłem ręką. - Uber będzie dopiero i tak za pół godziny, więc zdążę jeszcze ogarnąć swoje włosy i umyć zęby.
- W porządku. - kiwnął głową, zawzięcie robiąc wszystko, co wcale nie było potrzebne, ale nadal nie zwracał na mnie większej uwagi, kiedy sięgał po dwa kubki do których wsypał po łyżeczce kawy.
- Harry, o której wstałeś?
- Dlaczego to jest ważne, skarbie? - obdarzył mnie swoim spojrzeniem.
- Ponieważ jesteś rannym ptaszkiem, ale bez przesady. - pokręciłem głową. - Zrobienie tego śniadanie na pewno zajęło ci dość dużo czasu.
- Sam nie wiem, nie tak dużo. - wzruszył ramionami. - Przepraszam. - mruknął, wymijając mnie gdy czajnik stojący na kuchence zaczął piskliwie gwizdać. Wrócił z nim, na wcześniejsze miejsce zalewając kubki. - Może trochę. Po prostu obudziłem się i zaatakowały mnie różne myśli. Pomyślałem, że mogę zrobić tyle rzeczy o poranku. W końcu jemy coś pożywniejszego niż kanapki z serem i pomidorem, spójrz. - zachichotał.
- Co racja to racja, ale nie zmienia to faktu, że wstawanie samemu z siebie tak rano jest pojebane. - powiedziałem, następnie cmokajac go w czoło.
- Oh, dziękuję, jesteś naprawdę miły. - wywrócił oczami, uderzając mnie w ramię. - Powinieneś mi dziękować za to, że w ogóle coś jesz o porankach. Gdyby nie ja, pewnie pomijałbyś śniadanie tak, jak zwykłeś to robić w przeszłości.
- Gdybym żył sam, byłaby to dla mnie strata czasu. - wzruszyłem ramionami. - Dlatego w trasie głównie żyłem na zupkach błyskawicznych i jogurtach.
- W dwutysięcznym dziewiętnastym... Przewidujesz trasę? - spytał mnie delikatnie, wręczając do mych rąk kubek z ciepłym napojem. Tak jak zawsze. Idealne proporcje kawy i mleka. Harry to mój anioł.
- Najpierw wydam album, później promo i zapewne wyjadę na przełomie dwutysiecznego dziewiętnastego i dwudziestego. - pokiwałem głową.
- Ile trwa taka trasa? - spytał mnie, siadając na blacie i zaczął popijać swoją kawę. - To długi czas?
- Moja ostatnia, najdłuższa trasa trwała aż siedem miesięcy, jednak Liam mówi, że tym razem powinienem także spróbować sprzedać bilety w krajach azjatyckich i w paru afrykańskich. To może być takie ekscytujace! - westchnąłem z rozmarzeniem.
Harry kiwnął głową, zasłaniając niemal pół swojej twarzy kubkiem, gdy wziął łyk napoju z przymkniętymi oczami. Prawie jego całe dłonie były zasłonięte przez rękawy szarego swetra.
- Ale na szczęście do tego czasu już skończysz liceum i mógłbym... jeśli chcesz oczywiście... - przygryzłem niepewnie wargę. - Zabrać cię ze sobą.
Chłopak automatycznie spojrzał na mnie spod na naczynia, marszcząc brwi i skanował moją twarz, jakby się czegoś doszukiwał. - Mówisz poważnie? Jak... Chciałbyś mnie na swojej trasie? Dookoła świata?
- Pewnie miałbyś dość oglądania codziennie tego samego koncertu, ale w drodze, czy też podczas zwiedzania byłoby na pewno wesoło... - mruknąłem. Harry od początku naszego związku powiedział mi, że niespecjalnie podoba mu się wizja jego własnej osoby pod ostrzałem mediów, dlatego też nie byłem pewny tego jaka będzie odpowiedź.
- Ja po prostu nigdy nie wybiegałem w przyszłość. - powiedział, odkładając kubek i włożył kosmyk swoich włosów za ucho. - To oczywiste, że chciałbym ciebie do końca życia, jutro, za tydzień, miesiąc rok i dalej, ale nie zastanawiałem się co wtedy będzie i teraz- to jest takie wielkie, ale chciałbym tego. - pokiwał głową. - Przecież nie możemy rozstać się na siedem miesięcy, wyobrażasz to sobie? - spytał mnie.
- W wypadku tak wielkiej trasy, nawet na ponad rok... - poprawiłem go, z małym uśmiechem obserwując jego reakcję.
- Wow, bardzo chciałbym zobaczyć jak to wygląda. Chciałbym podróżować i być cały czas z tobą, wspierać się, być blisko - westchnął. - A teraz już już, idź się szykuj. Kawę dopijesz później!
*
- Eksperymentujesz z nowymi brzmieniami czy może wolisz zostać przy swym starym stylu? - Ayda odkąd tylko weszliśmy na halę nie dawała mi żyć, bez przerwy zadając pytania.
- Chcę, by na płycie znalazło się dużo rzeczy, jak- różne style, ale w tym samym kontekście. - mówiłem tak, żeby nie zdradzić jej dużo, ale, by odpowiedź była satysfakcjonująca. Nie powiem jej przecież "napiszę i moich psychicznych załamaniach, o tym jak poznałem miłość mojego życia" i wszędzie tylko HarryHarryHarry, on jest odpowiedzią na każde pytanie o tej płycie. - Ayda, myślę że Robbie czeka na ciebie tam gdzieś za sceną. Mówił coś o nowej kreacji.
- Tak myślisz? - kobieta zerknęła w tamtym kierunku. - W takim razie biegnę, bo niewiele czasu nam zostało do końca przerwy! - rzuciła, następnie pozostawiając mnie za sobą w tyle a ja odetchnąłem z ulgą.
- Potrafi zmęczyć swym gadulstwem, co? - niestety moja wolność nie potrwała długo, gdyż głos, który mnie zagadnął należał do Simona.
- Jest uroczą kobietą, ale czasem za dużo mówi. - pokiwałem głową, wkładając ręce w kieszenie. - Chyba to wiesz, sam wybierałeś ludzi do tego programu.
- Robbie bardzo mnie prosił o zaproszenie do nas Aydy i nie zawiodłem się. - odparł. - Jest bardzo profesjonalna.
- Jest profesjonalna, gdy dajesz jej kartki z wypisanym tekstem jaki ma mówić przy danym uczestniku już przed jego występem. - powiedziałem, patrząc na niego ze złączonymi w linię ustami. - Ale nie mnie to jest oceniać, szefie. - podkreśliłem ostatnie słowo, akcentując je.
Cowell postanowił przemilczeć moją złośliwą uwagę, zmieniając gwałtownie temat. - Twój rzecznik prasowy bardzo podkreśla to jak cenisz prywatność w swoim związku... ale mi chyba możesz zdradzić kto jest twoją wybranką?
Wzdrygnąłem się na określenie- na- o kurwa... "Wybranką"? Ja pierdolę... Niech cię, stary preclu... Kobiety, cycki, Ayda, o nie! Zdecydowanie jestem gejem!
- Em... - wymamrotałem. - Jednak wolałbym utrzymać w tajemnicy przed jak największą ilością osób tożsamość mojego chłopaka. - odparłem, starając się nie wybuchnąć śmiechem przez minę Simona.
Cowell wpatrywał się we mnie z otworzonymi szeroko oczyma, chwilę później, począwszy kasłać w otwartą dłoń. Poklepałem kilka razy jego plecy. Nie chcę mieć go na sumieniu, czy coś, jakby dostał wylewu.
- Mogę cię jedynie zapewnić, że jest wspaniały, praktycznie cały album opowiada właśnie o nim i wyjście z szafy będzie pierwszą rzeczą jaką zrobię po zakończeniu tej edycji programu. - cały czas uśmiechałem się z lekka cynicznie.
- Zobaczysz, że nie wyjdzie ci to na korzyść, Louisie. - powiedział, patrząc na mnie z góry od dołu. - Jeszcze zobaczysz, że do mnie wrócisz, kiedy tylko oprzytomniejesz z tego... Zauroczenia. - powiedział, odchodząc.
- Chciałeś powiedzieć, że nie wyjdzie to na twoją niekorzyść? - mruknąłem pod nosem, gdy nie mógł mnie już usłyszeć.
Westchnąłem, słysząc, że za dwie minuty przerwa dobiega końca, dlatego od razu skierowałem się na fotel jurorski, gdzie już wszyscy, cała trójka przenajświętsza zasiadła na swoich miejscach.
- Louis, coś ty dzisiaj taki nie w sosie? - zapytał mnie Robbie.
- Gorszy dzień. - machnąłem ręką, patrząc na niego. Chyba go lubię najbardziej z nich wszystkich. Wydaje się być najbardziej szczery, przynajmniej w stosunku do mnie. - Rano miałem problemy i małą sprzeczkę z... - ugryzłem się w język. Właśnie chciałem powiedzieć o Harrym, cholera.
Cała trójka niestety od razu zauważyła, że zawahałem się dlatego też Ayda szybko przemówiła. - Wiedziałam, że kogoś masz!
- Ja... Erm- no tak. - zaśmiałem się nerwowo, przysuwając do stołu. Nagle dwie minuty zaczęły lecieć nieubłaganie wolno. - Mam. Tak. Ale... Zostawcie to dla siebie.
- Jesteś chyba pierwszym młodym chłopakiem jakiego znam, który nie chce chwalić się swoją kobietą na prawo i lewo. - parsknęła blondynka, a ja o mało nie zakrztusiłem się wodą, której wziąłem łyka.
- Dlaczego od razu kobietą? - zaśmiał się jej mąż. W tym samym momencie zaczęło się ponowne odliczanie. Dzięki Bogu...
*
- Co moje uszy właśnie usłyszały... - wymamrotał Robbie, oszołomiony tragicznym występem uczestnika.
- I ujrzały. - dopowiedziałem.
- Ja... Uważam, że... To nie twój czas, kochana. - powiedziała delikatnie Ayda do uczestniczki o jasnych włosach i krótkich, pulchnych nogach. - Poczekamy na ciebie do następnej edycji, musisz poćwiczyć, na przykład; cóż... Musisz poćwiczyć.
- Co ma niby wyćwiczyć? - wciął się Simon. - Jakąkolwiek zdolność śpiewania? - prychnął, a co najmniej pół widowni zaśmiała się.
Spojrzałem na niego z uniesioną brwią, przełykając ślinę. - A może ty chcesz nam pokazać swoje zdolności, co Simon? - spytałem go. - A może lepiej nie? Nie chcemy wszyscy stracić słuchu.
Tym razem już cała arena wybuchła śmiechem, a ja wyprężyłem się dumnie, posyłając kobiecie ciepły uśmiech.
- Nie przejmuj się, słońce. Jestem pewien, że żona Simona już ma dość jego wycia pod prysznicem, a tobie niestety dzisiaj daje "nie", ale jestem pewien, że jeśli popracujesz nad głosem, będzie o niebo lepiej. - puściłem jej oczko.
Nastolatka zarumieniła się, skrępowana moim śmiałbym gestem. Po tym gdy reszta jury dala jej "nie", zeszła ze sceny. - Simon, nie musisz być tak wredny. Przecież to tylko dziecko. - burknąłem.
- Jestem szczery. - wzruszył ramionami. - Ludzie, ci oglądający i ci z tyłu chcą szczerości, chcą show. Zawsze mogłem jej powiedzieć, że jakby poszła do chóru kościelnego wszystkie okna, by powylatywały z krat. - pokręcił głową, wzdychając. - Dajcie już kolejnego gówniarza.
Zmrużyłem na niego wrogo oczy i już w momencie, w którym miałem coś powiedzieć, Ayda położyła rękę na moich plecach i szepnęła "nie warto".
Poprawiłem się na swoim niewygodnym siedzeniu zaciskając dłonie na szklanym kubku z wodą, która tak w ogóle była strasznie nie dobra. Każdy, kto mnie zna wie, że nienawidzę smaku wody gazowanej. Smakuje gorzej niż ciepłe mleko. Jak woda z toalety.
Spuściłem wzrok w dół, lecz szybko podniosłem go do góry, gdy tylko po publiczności rozniósł się podniecony pisk (głównie dziewczyn) i... o mój Boże...
Nie słyszałem własnych myśli przez pisk ludzi, po których wędrowały zielone tęczówki. Szybko zakrztusiłem się lekko swoją wodą, odstawiając bezpiecznie kubek na blat, kiedy w końcu Simon uciszył publiczność gestem ręki ze znudzonym wyrazem twarzy.
- Jak się nazywasz, chłopcze? - Robbie uśmiechnął się lekko do mlodziutkiego bruneta w loczkach, który zerkał na mnie z uśmiechem.
- Nazywam się Harry Styles. - powiedział, przegryzając swoją dolną wargę i uśmiechnął się szeroko, kiedy nastoletnie dziewczyny znów krzyknęły cholernie głośno. - Cześć? - zaśmiał się do nich, machając nieśmiało ręką.
- Co cię do nas sprowadza, młody? - zapytałem, z przesadną życzliwością którą z pewnością chłopak wyłapał sądząc po jego zakłopotanej minie.
- Cóż, chciałem spełnić swoje marzenie. - wzruszył subtelnie ramionami, otrzymując falę oklasków. To zaczynało mnie irytować.
Nie potrafię nawet opisać tego jak wiele mnie kosztowało, aby w tej chwili nie wstać i nie zaciągnąć go za kulisy, by zrobić porządną awanturę. Nie mogłem. Nie kurwa ana oczach kamer lub co gorsza Cowella.
- Widzimy, że zyskałeś już grono fanów. - zażartowała Ayda, śmiejąc się gdy Robbie dopowiedział "w szczególności fanek", na co i Cowell parsknął, kręcąc głową. - Jesteś naprawdę uroczy! Widzę, że będziesz grał na instrumencie. - dopiero teraz zwróciłem uwagę na jego gitarę przewieszoną przez ramię. - A co nam zaśpiewasz?
Uśmiechnął się do mnie w iście bezczelny, ale równocześnie też niewinny sposób nim rzekł wskazując na mnie ręką: - Sweet Creature tego oto pana!
Uniosłem brwi do góry bawiąc się długopisem w swojej prawej dłoni, kiedy kilka fanek wydało z siebie niezły jazgot, a sama Ayda zabiła brawo. - Cudownie. Masz naprawdę wielki urok, a teraz chciałbym usłyszeć twój głos, więc zróbcie na chwilę ciszę, by Harry mógł zaśpiewać. Louis, chcesz coś dodać? - odezwał się Cowell.
- Powodzenia, skarbie. - powiedziałem, starając się aby to ostatnie słowo brzmiało jak najbardziej obojętnie. Czułem jak Simon dosłownie wywiercał w mojej głowie dziurę przez odezwanie się w taki sposób do kogoś płci męskiej.
Harry uśmiechnął się lekko, ustawiając mikrofon na statywie, zrobił mały wdech i chwilę później spod jego palców zaczęły uciekać pierwsze dźwięki, a złość odeszła w zapomnienie, kiedy znajoma mi bardzo dobrze melodia uderzyła w moje uszy.
Chłopak już od jakiegoś czasu mówił mi, że chciałby spróbować coś w jakimś talent show... ale dlaczego mi o niczym nie powiedział?!
Już chwilę później, kiedy podparłem łokcie na stole, brunet zaczął śpiewać, przymykając przy tym powieki. Obserwowałem jak jego palce gładko suną i błądzą po strunach, a głos idealnie komponuje się z dźwiękami gitary. Widziałem spokój na jego twarzy, taką łagodność i po prostu... piękno.
Niesamowicie wkurwiało mnie to jak musiałem się kontrolować, aby dosłownie nie pożerać Harry'ego wzrokiem. Często odwracałem, czy też spuszczałem wzrok, żeby nie wydać się zbyt podejrzanym.
W końcu, gdy każdy był tak wpatrzony w mojego chłopaka, pozwoliłem sobie oprzeć brodę na dłoni i skupiłem na nim swoje spojrzenie do końca piosenki. Obserwowałem jak kosmyk włosów Harry'ego opadł na jego czoło, ale chłopak był zbyt pochłonięty słowami piosenki, by poprawić fryzurę. Na sobie miał zwykłą koszulę w jasnym, przygaszonym żółtym kolorze i czarne dżinsy które opinały się idealnie na jego długich, tyczkowatych nogach. Uśmiechnąłem się delikatnie, kiedy idealnie wybił się w wyższym dźwięku.
"Mój utalentowany skarb" - powiedziałem w myślach, gdy zakończył on swój występ, a cała arena obdarzyła go głośnymi oklaskami. Ja sam (razem z Aydą) wstaliśmy zza naszych miejsc, by zaklaskać dla niego na stojąco.
Harry uśmiechał się szeroko, kilka razy oddychając głęboko, a ja pokiwałem do niego głową, klaszcząc, kiedy Ayda położyła dłoń na moim barku mówiąc "był niesamowity, prawda?". Uśmiechnąłem się szeroko, siadając.
- Wow. - powiedział Simon, uśmiechając się delikatnie do bruneta.
- O mój Boże, Simon Cowell powiedział coś miłego i to do mnie! - westchnął dramatycznie.
Arena zaśmiała się, a głos przejął Robbie. - Myślę, że powinien wypowiedzieć się na temat tego występu sam Louis na początek. Więc... Louis?
Przełknąłem ślinę, a następnie oczyściłem gardło zanim przybrałem pozornie obojętny wyraz twarzy, którym uraczyłem chłopaka. - Piosenka ta otworzyła mi drzwi do kariery lata temu... - zacząłem, uśmiechając się przy tym półgębkiem. - To naprawdę wspaniałe móc zobaczyć jak ktoś z tak wielkim potencjałem jak ty postanowił zaśpiewać na początku swojej kariery tak symboliczny dla mnie utwór.
Harry spojrzał na mnie ciepło, kiwając głową i pędząc się lekko. On jest taki niewinny, Boże! Jak ja kocham tę niewinność. - Myślę, że występ był bezbłędny i chciałbym cię usłyszeć w wielu innych utworach. Posiadasz coś ciekawego w swoim głosie- jak... Śpiewasz tak dojrzale, ale myślę, że Twój urok pokochali już wszyscy tutaj zgromadzeni. Wielkie "tak" ode mnie.
Pozwoliłem sobie na puszczenie mu przy tym oczka, które, o dziwo dla mnóstwa osób na arenie, on odwzajemnił.
- Gorąca atmosfera, proszę państwa! - zawołał Robbie, patrząc na mnie wielkimi oczyma. - Wielkie "tak" również ode mnie, to niesamowite jak twój głos idealnie komponuje się do tych słów. Mimo twojego młodego wieku muszę przyznać, że masz ogromny potencjał i nie zmarnuj tego chłopsku. Odniosłem wrażenie, że tu gdzieś jest osoba, dla której śpiewałeś tę piosenkę. Możesz teraz złamać serca całej widowni, ale powiedz mi Harry, masz kogoś, kolego? - spytał zawiadzko, żartując, przez co Ayda poklepała jego ramię.
- Um... - nie potrafiłem za żadne skarby swiata powstrzymać swego uśmiechu kiedy widziałem to małe zakłopotanie na jego twarzy gdy za wszelką cenę unikał mego wzroku. - Mam...
Nagle w pomieszczeniu rozniosły się dźwięki zswiedzenie i głośne buczenie, przez które miałem ochotę wypiąć pierś do przodu i powiedzieć "tak, dziwki, jest zajęty przeze mnie", lecz nie mogłem tego zrobić. - On jest mój! - powiedziała Ayda unosząc ramię do góry. Wszyscy się zaśmiali. - Ogromne, ogromne "tak" również ode mnie! Simon?
- Zdecydowanie "tak"! - Simon pokazał mu uniesiony kciuk w górę a ja zmruzylem na niego oczami. W jego oczach dosłowne pojawiły się kształty dolarów, jaką kreskowkach.
- Masz cztery razy na tak, przechodzisz dalej! - zawołałem, przez co chłopak uśmiechnął się szeroko dziękując i machając poblicznosci. Po tym jak wysłał mi ostatnie spojrzenie zniknął, a ja wiedziałem, że muszę go znaleźć po przesłuchaniach. Esemes o treści "będę na ciebie czekał w samochodzie, Evan zawiezie nas do hotelu" bardzo ułatwił mi sytuację.
*
- Co. To. Kurwa. Pierdolona. Mać. Miało. Być?! - krzyknąłem, zaledwie po otwarciu drzwi już po kolejnym dniu przesłuchan.
- Przepraszam, mamo. Louis już jest. - powiedział speszony nastolatek, a ja dopiero teraz ujrzałem telefon przyłożony do jego ucha. - Nie, oczywiście, że nie. Tak, ja ciebie też. Pa pa. - odparł, rozłączając się gdy usiadłem w samochodzie z hukiem zamykając za sobą drzwi. - O co chodzi, Lou?
- Dlaczego łaskawie nie powiedziałeś SWOJEMU chłopakowi, któremu zdecydowałeś jebaną piosenkę o tym, że planujesz udanie się do X Factora?! - kontynuowałem swój krzyk. - Ponadto, zdajesz sobie sprawę z tego w jaki niekomfortowej sytuacji mnie postawiłeś?!
- Możesz na mnie nie krzyczeć? - spytał, skacząc wzrokiem po moich tęczówkach. - Uspokój się, do cholery, mam dość twojego unoszenia się!
- No kurwa, chyba sobie ze mnie kpisz... - zaśmiałem się ironicznie. - Harry, dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? Powinienem o tym wiedzieć jako twój chłopak!
- Nie, mam tego dość i nie będziemy rozmawiać dopóki się nie uspokoisz. - trzymał na swoim. - Naprawdę, Louis. Ostatnio nie robisz nic innego, tylko krzyczysz. Rano wrzeszczysz na mnie, później gdy wracasz do domu też to robisz! Dobrze wiesz, że nie umiem się z tobą kłócić, nie umiem nawet na ciebie podnieść głosu i nie sprawiaj, że czuję się przy tobie tak słabo za każdym razem! Po prostu się uspokój, albo znajdę sobie inny transport, lub wrócę do domu!
- Kurwa, jak z dzieckiem. - prychnąłem i wychyliłem się w kierunku kamerdynera. - Proszę jechać.
- Nie, nie jedź, Evan. - powiedział szybko Harry, nim Evan przekręcił kluczyk w stacyjce. - Zaraz stąd wyjdę, Louis, przysięgam.
- To czego ode mnie oczekujesz? - usadowiłem się w jego stronę bokiem w pseudo nonszalanckiej pozie. - Już powiedziałem ci na panelu, cudowny występ, jestem z ciebie też niesłychanie dumny, ale to nie zmienia też faktu, że nie zachowałeś się dobrze. O takich rzeczach musisz mnie informować.
- Chciałem ci zrobić niespodziankę. - powiedział łagodnie. - Chciałem żebyś się ucieszył, myślałem, że tak będzie...
- Kochanie... - westchnąłem, biorąc go za rękę. - Jestem. Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo musiałem powstrzymywać swój uśmiech, gdy występowałeś... I w tym jest problem właśnie. Nie przygotowałeś mnie i zaryzykowałem tym, że ludzie się domyślą. Plus mnie okłamałeś. Bardzo.
- Przepraszam - westchnął, poprawiając swoje włosy. - Wiedziała tylko mama, nawet tata nie miał pojęcia. Chciałem tylko spróbować tego. - przegryzł wargę, patrząc na mnie. - Ale nie podoba mi się to, że ostatnio cały czas się kłócimy. Ty jesteś nerwowy, rozumiem i chcę cię wspierać w tym czasie, ale to nie wychodzi korzystnie na nasz związek i myślałem, by wrócić do domu na czas castingów. - powiedział cicho, a ja zmarszczyłem brwi.
- Proszę, Harry, nie jedź... - przycisnąłem jego dłoń do mojej klatki piersiowej. - Ty jesteś jedynym powodem, dla którego mam motywację do robienia tego wszystkiego!
- Nie chcę jechać. - pokręcił głową przecząco. - Ale czy widzisz jak to wszystko wygląda?
- Przepraszam, przepraszam... - powtarzałem. - Dobrze wiesz jak łatwo mnie zdenerwować i jak mało mam cierpliwości.
- Wiem, dlatego zostanę, ale jeśli takie sytuacje będą się powtarzać, to nie będę się wahać. - odparł twardo, łącząc obie nasze dłonie. - I dla mnie też to jest trudne, Lou. Cały ten sekret, to, że musimy tak uważać i ukrywać się. To bolesne, ale sam powtarzasz, że "już niedługo". - wypuścił z pomiędzy warg ciepły oddech.
- W grudniu finał X Factora, a tym samym zerwanie kontraktu z Syco. Będziemy wolni i... będę mógł powiedzieć wszystkim, że jesteś mój.
Od razu zobaczyłem jak w oczach Harry'ego pojawiły się wesołe, skaczące iskierki, a on uśmiechnął się delikatnie, puszczając moje dłonie i przytulił mnie, wciskając brodę w zagłębienie między moim barkiem a szyją. Również uśmiechnąłem się na tę wizję naszego wolnego związku, kiedy trzymałem go mocno, masując plecy.
- Przepraszam, mi też jest zawsze przykro jak na ciebie nakrzyczę, bo ty jesteś zbyt miły, aby zrobić to samo...
- Nie potrafię na ciebie krzyczeć. - mruknął, odsuwając się. - Sam jestem zdziwiony tym, że w pewnym sensie właśnie ci się postawiłem.
- Nie powinieneś być taki pobłażliwy, gdy przesadzam. Musisz umieć też na mnie krzyczeć i mnie opierdalać. - powiedziałem stanowczo.
- Kiedy ja naprawdę nie potrafię. - marudził. - To chyba ma związek z moim wychowaniem. Zawsze musiałem słuchać się wszystkich i przytakiwać, a kiedy robiłem coś źle, po prostu nie mogłem popełniać tego błędu. Wiesz, jaka jest moja mama. Nigdy nie pozwalała podnosić głosu. - zachichotał, bawiąc się moją bluzą. - Wiem, że w tym przypadku to nie jest koniecznie właściwie.
- Dawaj mi buziaka. - zaśmiałem się krótko, robić z ust dzióbek, w który chłopak mnie szybko cmoknął. - Jeszcze się nauczysz. Mamy przed sobą całe życie razem.
- Całe życie razem brzmi jak marzenie. - pisnął, znów całując mnie z uczuciem. - Evan? Możesz jechać do hotelu, proszę. - zwrócił się do mężczyzny, który dzielnie czekał na polecenie.
- Zrobię ci loda jako nagrodę za to cudne przesłuchanie. - szepnąłem mu na ucho z figlarnym uśmieszkiem.
- Louis! - oburzył się, kłapiąc mnie w udo i zaśmiał się, czerwieniąc. - Wolałbym żebyś obejrzał ze mną jakiś film, moglibyśmy spędzić razem przyjemnie wieczór.
- No to przecież mówię. - mruknąłem, głaszcząc pieszczotliwie jego udo. - Będzie ci przyjemnie.
Harry ponownie zachichotał: - Tak sobie teraz pomyślałem... Zaplanujemy coś na wtorek najbliższego miesiąca? Nasza pierwsza rocznica związku.
- Akurat przesłuchania kończą się w poniedziałek, wiec lepiej się złożyć nie mogło! - klasnąłdm w dłonie.
- To cudownie. - zamruczał, zbliżając się, by pocałować miejsce za moim uchem. To zawsze sprawiało, że czułem się taki spokojny...
- Co byś powiedział na wyjazd do jakiegoś domku nad jeziorem na przykład? - uniosłem do góry brew, uśmiechając się zachęcająco.
- Brzmi bardzo romantycznie i kusząco. - uśmiechnął się szeroko, kładąc głowę na moim ramieniu. - Tylko my...
- Kochanie, przecież nikt nie śledzi mnie na dosłowne każdym kroku. - zaśmiałem się. - Paparazzi rzadko, kiedy wyskakują dosłownie z krzaków, chyba że zapłacę im.
- Wiem, ale kiedy już będziemy wolni, chciałbym wyjść również w publiczne miejsce. - powiedział, trzymając moje ramię. Siedzieliśmy dosłownie zgnieceni na tylnych siedzeniach pojazdu i oboje czuliśmy się ze sobą cudownie.
- Harry, będziesz miał mnie wtedy już dość. - machnąłem ręką. - Będę zabierał cie ze sobą na dosłownie każde czerwone dywany, gale, występy...
- Przynajmniej w ten sposób będę pilnował sytuacji. - odparł całkiem poważnie. - Będę miał wszystko pod ręką. O, wiem, będę chodził z kosą w kieszeni. Kiedy tylko ktoś się zbliży... - westchnął. - I nigdy nie będę miał cię dość!
- Jesteś zdecydowanie zbyt zazdrosny, słońce. - zacmokałem. - Przecież doskonale wiesz, że kocham tylko ciebie.
- Tak, oczywiście, dlatego tobie ufam w stu dziesięciu procentach, ale nie ufam tym wszystkim innym gwiazdom. - wyjaśnił. - Doskonale wiesz, jak ogromne powodzenie masz i to u obu płci! Kiedy będę u twojego boku, każdy będzie widział, że kogoś masz.
- Myślę, że ty masz równie duże powodzenie co ja, H. - odparłem. - Ilekroć chodźmy na jakieś imprezy, muszę wszystkich zabijać wzrokiem.
- Chodzimy na imprezy raz na pół roku! - zaśmiał się, spoglądając na mnie. - Możemy powiedzieć, że jesteśmy oboje o siebie bardzo zazdrośni. W takim samym stopniu.
- Ty kiedy jesteś zazdrosny jesteś niemal uroczy. - powiedziałem całkowicie szczerze. - Natomiast ja gdy czuję zazdrość zachowuje się... no niemiło. - postanowiłem na mocno grzeczne określenie.
- Ponieważ wszystko, co robię ją jest urocze! Jestem uroczym chłopcem. - uśmiechnął się do mnie. - A ty jesteś tym... Dominantem.
- Na pewno nie chcesz tego loda? - ponownie go spytałem ściszonym tonem głosu. - Nie pogardziłbym małym sześćdziesiąt dziewięć...
- Zboczeniec! - Harry przewrócił oczami, czerwieniąc się. - Jesteś taki zdesperowany seksu, czy mnie, tatusiu?
- Myślałem, że to praktycznie to samo... - wyszczerzyłem się, ściskając krótko, aczkolwiek z czuciem krocze chłopaka.
Usłyszałem jak przez moment Harry gwałtownie wciągnął powietrze do swoich ust. - Oh, właśnie. Zmieniłem nazwę kontaktu. Dzisiaj przed castingiem jakaś dziewczyna chamsko zaglądała mi do telefonu, kiedy napisałem do ciebie. Spytała: "dlaczego piszesz tak sprośne rzeczy do swojego ojca?". Byłem tak zażenowany, Lou... A Przysięgam, że gdy piszę do ciebie zawsze jakoś zasłaniam telefon.
Wybuchłem głośnym i histerycznym śmiechem, zwracając tym samym uwagę kierowcy. - Chciałbym zobaczyć twoją minę.
- To było takie straszne. - chłopak pokręcił głową. - Spójrz, zbliżamy się do hotelu.
- Coraz bliżej do sześćdziesiąt dziewięć...
- Louis, uspokój się!
- Pragnę cię. - jęknąłem, przekręcając głowę, patrząc na niego.
- A ja czuję cię jeszcze po wczorajszym! Nie możesz być tak zdesperowany. - pokręcił głową z rozbawieniem. - Może to jakiś... Nagły wyskok libido wieku średniego?
- Ja ci zaraz dam wieku średniego jak ci przyrżnę już na miejscu w dupę! - oburzyłem się.
- Przecież zgodnie stwierdziliśmy, że nie bawimy się w "kary", które ani mnie, ani ciebie nie podniecają. - prychnął, unosząc brew. Nagle samochód stanął w miejscu. Podziękowaliśmy Evanowi, krocząc do hotelu.
- Ale to nie jest żadną gra wstępna. - burknąłem, uderzając go dosyć mocno w prawy pośladek tuż pod drzwiami hotelu.
- Lou! - podskoczył, łapiąc się za tamto miejsce. - Co jeśli ktoś nas zobaczy?! Uh, chodź... Muszę zaspokoić swojego mężczyznę. Dzisiaj zrobimy to na moich zasadach.
- Uuu... - zawyłem gdy znaleźliśmy się już w pustej windzie. - I tak będziemy je łamać...
- Oh, zamknij się już, Tomlinson. Przez ciebie nie wziąłem gitary z bagażnika, cholera. - uderzył się z otwartej dłoni w czoło.
- Za chwilę dam znać Evanowi, by potem ci ją przywiózł a tymczasem zajmijmy się czymś dużo ciekawszym. - mruknąłem, następnie mocno go całując.
- Mmm... - wymruczał przez pocałunek, następnie odrywając się ode mnie i zachichotał. Wiedziałem, że będzie się droczył. - Taki władczy? Zepsułeś mi makijaż! - pokiwałem głową, patrząc na jego usta. Harry oblizał je, następnie samemu poczynąwszy mnie całować.
Przeniosłem dłonie błądząc po talii mojego kochanka, napierając na niego swoim ciałem. Byłem spragniony Harry'ego. W każdym momencie. On jest taki cudowny, cały mój, nigdy nie będę miał dość całowania go i pieszczenia językiem. Chciałem miło spędzić ten wieczór. Zacząć od deseru, później leniuchować w łóżku, przytulać się nago do jakiejś komedii, a następnie walczyć na poduszki w czasie wyczekiwania na zamówione jedzenie. Właśnie tak minął mi i Harry'emu ten wieczór. Po prostu cieszyliśmy się tymi beztroskimi momentami; cieszyliśmy się sobą, swoją bliskością i miłością. I naprawdę mógłbym tak żyć do końca moich dni.
Jak wam mija dzionek, kochani??
Następny rozdział już za dwa dni, dla zachęty ^^
KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro