Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#1

Ponownie chwyciłem kilka karmelowych, miękkich za sprawą przeróżnych odżywek kosmyków włosów, mierzwiąc je delikatnie pomiędzy opuszkami moich koślawych palców. Poprawiłem swoją grzywkę, by opadała bardziej na bok, tak jak miałem w zwyczaju robić w sytuacjach stresujących. Spoglądałem cały czas w mój wygaszony telefon, kontrolując czy aby na pewno żaden niesforny włos nie uciekł z mojej fryzury, stercząc na czubku głowy; żaden okropny pryszcz nie wyskoczył na czole, lub zwyczajnie ćwiczyłem mimikę twarzy do telefonu, zupełnie tak, jak zwykłem to robić w pokoju hotelowym przed lustrem jeszcze godzinę temu. To, że się denerwowałem mógłbym uznać jako niedomówienie, ponieważ czułem kisiel w swojej bieliźnie - sam nie wiem, dlaczego po tylu latach w branży naprawdę odczuwam niepokój. W końcu nie wiedziałem jakiej sytuacji mam się spodziewać, czy naprawdę będzie tam tyle ludzi, jak pokazują w telewizji? Rozwydrzeni fani, którzy ciągle zadają zbyt prywatne pytania, westchnąłem na to w myślach. Kocham ich nad swoje życie, to dzięki nim mam to wszystko, bez nich nie osiągnąłbym szczytów, jednak czasem mam wrażenie, że mają ochotę wejść mi do-

Zmarszczyłem brwi, czując wibracje telefonu, który zaciskałem w dłoni. Zdjąłem z nosa okulary przeciwsłoneczne i ułożyłem komórkę wygodniej w obu rękach. Uśmiechnąłem się od razu, widząc wiadomość od nikogo innego, jak mego "sekretnego kochanka".

Od: H 💕

Już dojeżdżasz?

Westchnąłem pogodnie, od razu zabierając się za odpisywanie mu.

Do: H 💕

A co? Już się stęskniłeś? Będę na miejscu za jakieś dziesięć minut według kierowcy.

Od: H 💕

Zacząłem tęsknić już od momentu, w którym przekroczyłeś próg.

Wiesz, że nie potrzebuję wiele do tęsknoty hahaha. xxx

Do: H 💕

Na pewno nie jest tak źle, nie narzekaj. Przypomnieć ci jak czułeś się, gdy wyjechałem w trasę na ponad pół roku i w ciągu tego czasu widzieliśmy się tylko parę razy?

Od: H 💕

Jak możesz mi to w ogóle przypominać, L? Ja nadal nie wiem jak to przeżyłem, jeszcze ta jedna z tańczących dziewczyn tak się do ciebie kleiła...

Zaśmiałem się cicho.

Do: H 💕

Ale, skarbie... taka była choreografia, Pamela ma męża

Od: H 💕

No to niech jego sobie obmacuje, ty jesteś zajęty!

Do: H 💕

Skargi i zażalenia do mojego choreografa. Dać ci numer?

Od: H 💕

Poproszę! xxxx

Parsknąłem ponownie, zwracając tym na siebie małą uwagę kierowcy ubera.

Do: H 💕

No chyba cię pojebało, młody!

Od: H 💕

Hej, hej. Nie jestem młoody, jestem maluuuchem!

Do: H 💕

Masz nadal mnie podpisanego w kontaktach "tatuś"? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Od: H 💕

Nie. Mam cię zapisanego jako "stary pryk, którego kocham pomimo jego dennego poczucia humoru". Tak, mam cię zapisanego jako tatuś, Louis.

Do: H 💕

Mam denne poczucie humoru, tak? Zobaczymy jak znowu będziesz wrzucał snapy, oglądając mnie w telewizji jak kwiczysz niczym zarzynana świnia ze śmiechu przez moje żarty.

Od: H 💕

Już się tak nie awanturuj, bo wyskoczą ci siwe włoski. I nie kwiczę jak świnka, gdy się śmieje!

Do: H 💕

Kwiczysz, a ja lecę, bo widzę już arenę, a muszę się prezentować ładnie na czerwonym dywanie i nie mogę być na telefonie. hahah x

Od: H 💕

Trzymam za ciebie kciuki, kochanie! Pamiętaj, że jesteś wielki. xxx

Do: H 💕

Przypomnę ci to, gdy znowu będziesz śmiał się tego, że jestem niski. xx

Odpisałem, zaraz potem chowając komórkę do kieszeni.

Szybko patrząc w szybę, przyłapałem się na bezceremonialnym uśmiechaniu do samego siebie. Pokręciłem głową, myśląc o tym, jak wiele szczęścia daje mi mój chłopiec.

Odkąd poznałem Harry'ego, moje życie wywróciło się do góry nogami; a może powinienem rzec, że ono było wywrócone do góry nogami, kiedy byłem kompletnie zraniony i biedny, biedny miłości, cierpiący na jej brak. Kiedy dziewięć miesięcy temu doświadczyłem straty najcenniejszej kobiety mojego życia, doświadczyłem największego upadku. Tracąc moją przepiękną mamę, poczułem jak lecę, a następnie spadam; spadam głową w dół do głębokiej wody, uderzając całym ciałem w przejrzyste, kryształowe fale. Straciłem matkę, ale zyskałem anioła, Harry'ego, który pomógł mi wydostać się z tej lśniącej wody; z każdym dniem jego uśmiech, obecność, bliskość, pomalowane paznokcie, dziwny styl (perfekcyjnie wyrażający jego charakter) oraz mięciutkie loki, dawały mi możliwość pokonywania wszystkich lęków, i jednego, największego strachu: poczucia samotności.

Po tym, gdy kierowca zatrzymał się we wskazanym mu przez mojego menadżera (i tym samym najlepszego przyjaciela Liama) miejscu, otworzyłem drzwi, przyklejając na twarz szeroki, czarujący uśmiech, który powitał okrzyki moich wspaniałych fanów.

Do moich uszu dotarły piski i nawoływania. Ten cały harmider, jazgot i rumor dodały mi pewności siebie, to zawsze działało na mnie tak samo. Uniosłem lekko ramiona do góry, wydając z siebie przeciągłe dźwięki poitania grupy dziewczyn, które stały przy metalowych barierkach, czekając aż złożę na ich płytach, zdjęciach i innych papierowych kwitkach autografy.

- Kocham cię... - zaszlochała jedna z nich, która wychylila sięz aby mnie z całych sił objąć, co odwzajemnilem, kciukiem głaszcząc jej plecy.

- Nie płacz, skarbie, jestem tu. - powiedziałem jej, przymykając powieki z frustracją, gdy poczułem rękę poklepującą moje barki, a później głos ochroniarza, mówiący "idziemy dalej".

"Spierdalaj" - pomyślałem i cholera, tak niesłychanie mnie korciło, aby jednak rzec te słowa na głos. Mimo wszystko zdobyłem się jedynie na szybkie pożegnanie z fanami, którym przesłałem jeszcze całusy.

Starałem się pomachać jak największej części moich cudownych fanów, dostrzegając również matkę z młodszą, na oko siedmioletnią dziewczynką. Posłałem jej najszczerszy, szeroki uśmiech, puszczając do małej oczko.

- Louis! Jak dobrze cię widzieć! - no kurwa, no nie. Tylko tego zgrzybiałego starucha mi tutaj brakowało. Wiedziałem, że będzie nieodłączną częścią tego spektaklu, ale nie spodziewałem się go już w tym momencie... - Odzew ludzi na program w tegorocznej edycji jest wprost niesamowity!

- O to chodziło, czyż nie? - zaśmiałem się, zupełnie obscenicznie, ale Simon nie mógł wiedzieć tego, iż to nie jest szczere. On znał gwiazdę, celebrytę, ale nie znał Louisa Tomlinsona. - Ustawmy się do zdjęć, dobrze cię widzieć. - starałem się mu podlizać.

Założyłem okulary przeciwsłoneczne, aby uchronić moje dość wrażliwe na słońce oczy przed jego mocnymi tego dnia promieniami. Uśmiechałem się pogodnie, starając nie wzdrygnąć, kiedy Simon objął mnie ramieniem.

Szybko ustawiłem się do zdjęcia, uśmiechając i podnosząc kciuk do góry. Obok nas podjechało wielkie, czarne auto i już wiedziałem kto to.

"Jak ja was wszystkich nie znoszę". - myślałem podczas sztucznego uśmiechała się do Robbiego Williamsa, (który jeszcze kilka lat temu właściwie był całkiem spoko, nie wiem czemu nagle uderzyła mu woda sodowa po tylu latach kariery) i jego żony Aydy (najbardziej pustej blondynki, jaką w życiu poznałem).

- Louis! Druhu! - zwołał Robbie, posyłając mi szeroki uśmiech, nim zbliżył się do mnie, by uścisnąć mnie "po męsku" na powitanie. Roześmiałem się, gdy kątem oka dostrzegłem, że suknia Aydy przytrzasnęła się w drzwiach samochodu, a ona wrzeszczała na kierowcę, który nie mógł jej wyciągnąć.

- Pardon, lepiej pobiegnę jej pomóc. - przeprosił mnie, oraz Cowella, nim z powrotem podbiegł do czarnego auta. Przewróciłem oczami.

- Zachowuj maniery, synu - wzdrygnąłem się na głos Simona, który poklepał miejsce między moimi łopatkami. - Uśmiechaj się do kamer i machaj do tych panienek.

- Masz na myśli moich pięknych fanów? - zmrużyłem na niego oczy, dodatkowo ozdabiając mój cyniczny wyraz twarzy niby niewinnym uśmieszkiem.

- Tak, Louisie. - sapnął Simon, kiwając głową. Szybko obok mnie pojawiła się wcześniejsza dwójka. Ayda od razu wycisnęła mokry pocałunek na moim ogolonym policzku. Sorry, maleńka. W doborze błyszczyków mógłby pomóc ci Harry, oh losie. O-hy-da.

Zapozowaliśmy całą czwórką jeszcze kilka minut do zdjęć, a w momencie, kiedy już myślałem, że lada chwila się rozpuszczę w tym upale, Simon na szczęście zarządził pójście do środka areny.

*

- Wystarczy, naprawdę. - sapnąłem, przekręcając lekko swoją twarz w prawo, mimo dłoni, która przytrzymywała dwoma palcami mój podbródek. Miła kobieta, w wieku około trzydziestu lat, kiwnęła głową posyłając mi łagodny uśmiech, ni. oddaliła od mojego policzka puchaty pędzel i zamknęła okrągłe opakowanie z pudrem, odchodząc.

- Nie jesteś fanem makijażu, hmm? - Simon zagadnął mnie, w oczywisty sposób nawiązując do swojej niechęci do malujacych się chłopców. Zmarszczyłem brwi.

- Nie czuję potrzeby posiadania pięciocentymetrowej warstwy pudru na mojej twarzy. - mruknąłem do niego, sięgając po szklankę wody, nim upiłem łyk, oblizując wargi.

- Co u ciebie, Louis? - tym razem to Ayda się do mnie odezwała. - Nie mówisz o sobie zbyt dużo. Pracujesz nad czymś nowym w studiu obecnie?

- Owszem. - kiwnąłem głową, poprawiając się lekko na swoim miejscu. - Kończę tworzyć album, wiesz, chciałem go wydać na początku nowego roku. Mam dużo inspiracji.

- Na przykład jakie? - podparła brodę na swojej dłoni, przechować przy tym delikatnie głowę, gdy patrzyła się na mnie z uśmiechem.

- Ehm...dużo rzeczy się... dzieje. - powiedziałem, wzdychając. - Chcę na swoim albumie przekazać różne... rzeczy. - odchrząknąłem, ukrywając brak sensu w mojej dennej wypowiedzi.

- Oh, to wspaniale! - ok, ona jest bardziej tępa niż wydawało mi się już na konferencjach prasowych. Z kim ten stary, poczciwy Rob się związał...

- Piękności moje, nie męcz naszego młodego Louisa. - zaśmiał się wcześiej wspomniany mężczyzna. Posłałem mu uśmiech. Kurwa, "piękności", ile ta kobieta musiała mieć kompleksów, by zoperować sobie całą twarz?

Postanowiłem ukradkiem, zasłaniając ekran dłonią, odpisać Harry'emu, ponieważ już od pół godziny czułem co najmniej trzy wibracje.

- Zaraz rozpoczynamy. - usłyszałem głos Cowella po swojej lewej. - Ale nie przeszkadzaj sobie, oczywiście.

- Spokojnie, ja jestem z tego pokolenia, które nie pisze sms-y przez pół godziny. - odparłem lekko tak, jakbym wcale go właśnie świadomie nie obraził.

Simon zaśmiał się cierpko, kładąc łokcie na stole, kiedy ja lekko schowałem dłonie z komórką pod blatem. Miałem wrażenie, że tym "śmiechem" chciał przekazać "oh, nie pozwalaj sobie, dzieciaku", ale mam to w dupie. Jestem tu, by mieć spokój, święty, cudowny spokój, i obiecałem Harry'emu, że po zerwaniu kontaktu zabiorę go w jakieś piękne, spokojne miejsce, z dala od ludzkości.

Moim oczom ukazały się, tak jak właśnie przypuszczałem, trzy wiadomości od mojego chłopca.

Od: H 💕

Daj już znać co się dzieje, gdy będzie jakaś przerwa czy coś.

Bardzo wkurwia cię Simon? :c

Tylko bądź dla niego miły, proszę, nie chcę, żebyś miał problemy!!

Zagryzłem wargę, by ukryć uśmiech, który chciał (skurczybyk, pieprzony) wpłynąć za wszelką cenę na moją twarz po przeczytaniu wiadomości. To było cudowne, mieć taką osobę, każdego dnia dziękuję za niego światu.

Do: H 💕

Nie martw się o mnie, kwiatuszku. Simon to Simon, zachowuje się jak zawsze. Za dosłownie moment zaczynamy, bądź spokojny.

Od: H 💕

Kwiatuszku? Tak nie mówiłeś do mnie jeszcze ani razu. x

Do: H 💕

Muszę to zmienić. Napiszę w przerwie, kochanie. x

Od: H 💕

Czekam!!!

Westchnąłem rozanielony, kładąc komórkę na stole zaraz obok mojej szklanki i długopisu.

- Zaczynamy za trzy... dwie... - usłyszałem głos niewiadomo skąd, więc ostatni raz proprawiłem swoją bluzę, oraz usiadłem wygodnie na fotelu.

Widownia zaczęła głośno piszczeć ze względu na to, że większość niej, stanowiły nastolatki. Na scenę wszedł prowadzący programu.

Uśmiechnął się szeroko  jeszcze bardziej pobudzając widownię wymachując rękoma czy podskakując. Widzałem, że to jego miejsce, to naprawdę daje mu dużo frajdy. Uśmiechnąłem się znowu, a wszyscy zaczęli bić brawa.

- Witam wszystkich w jedenastej edycji programu X Factor! - przywitał się z ludźmi, powodując u nich kolejne salwy okrzyków. - Jak już na pewno zdążyliście zauważyć, zmienił nam się skład jury...

- LOUIS, ROZPIERDOL TO! - usłyszałem wrzask za sobą, zaciskając usta nerwowo i uśmiechnąłem się tylko, przestając słuchać prowadzącego. Dopiero wtedy, gdy zawołał "Louis Tomlinson", przedstawiając mnie, poderwałem się do góry, odwracając do tłumu i przywitałem ich oklaskami, dodatkowo uśmiechając się do kamer.

- Simon, to między innymi dzięki tobie ludzie dowiedzieli się o tak niesamowicie utalentowanym artyście, jakim jest Louis. - Dermont spojrzał na Cowella, a ja o mało nie wybuchłem śmiechem widząc jak zaczął on się dumnie prężyć.

- Jesteśmy w tym programie po to, by dawać szansę na sukces takim osobom jak Louis. Mam przyjemność pokazać mu program od tej strony. - powiedział Simon, zerkając na mnie.

"Powstrzymaj złośliwy uśmiech, powstrzymaj złośliwy uśmiech, powstrzymaj złośliwy uśmiech..." - powtarzałem w myślach, kiedy spojrzałem na Cowella.

- Ciesze się, że mogę tu być i teraz to ja mam możliwość dać uczestnikom szansę, zupełnie tak, jak ja ją otrzymałem tyle lat wstecz. - powiedziałem do mikrofonu, kiwając głową. - To jest X Factor, ludzie, zróbcie hałas!

Przymknąłem delikatnie powieki, rozkoszując się tym boskim odgłosem krzyków. Przysięgam, nigdy mi się to nie znudzi.

- Jesteście gotowi na rozpoczęcie programu? - spytał nas wszystkich Dermont. - Czy jesteście gotowi na powitanie pierwszego uczestnika? X-Factor czas zacząć!

Poniesiony euforią jaka krążyła w moich żyłach, sam zacząłem energicznie klaskać obserwując jak scena rozświetliła się na dwa różne odcienie gdy prowadzący zszedł ze sceny.

- Jestem podekscytowana. - ogłosiła Ayda, po tym, gdy Simon odparł "zaczynamy show" z chytrym uśmieszkiem. Ja sam pokiwałem tylko głową, skupiając wzrok na scenie.

Po chwili wkroczył na nią z pewnością młodszy ode mnie, czarnoskóry chłopak, który niepewnie uśmiechał się do widowni.

Widziałem jak trzymając mikrofon w obu dłoniach jego usta ułożyły się, wypowiadajac krótkie "wow", kiedy zrobił z prawej dłoni daszek i rozglądnął się po widowni.

- Wiem o co ci chodzi, młody. - jako pierwszy zabrałem głos. - Ja od siedmiu lat się nie umiem przyzwyczaić. - zaśmiałem się lakonicznie.

- Jak się masz i kim jesteś? - powiedział miło Simon, przemawiając, kiedy chłopak posłał nam wszystkim uśmiech.

- Nazywam się Oscar, mam... em... ile ja mam lat? - zastanowił się na głos, a ja, jak i cała reszta areny wybuchliśmy śmiechem. Chłopak speszył się lekko. - Osiemnaście...

- Zawsze mógł zapomnieć nazwiska, to jest stres, nie śmiejcie się zanadto. - przemówiłem lekko odwracając się na krześle. - Skąd jesteś, Oscar? - posłałem mu uspokajający uśmiech. - I spokojnie, zrób dwa wdechy.

Chłopak westchnął głęboko, nim ponownie przemówił, tym razem ciut pewniej. - Jestem z Cheshire.

- Oklaski dla Cheshire! - uśmiechnąłem się szeroko, klaszcząc kilka razy w dłonie. Harry tyle opowiadał mi o tym miejscu, sam pochodzi ze wsi Holmes Chapel, w dystrykcie Cheshire East. Od razu to skojarzyłem.

Chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej, a po języku jego ciała, od razu dostrzegłem, że znacznie się rozluźnił. - Co nam zaśpiewasz, Oscar? - spytał go Robbie.

- Ja... zaśpiewam Beyoncé. - powiedział, uśmiechając się promieniście. - Będzie to "Halo".

- Ooo! - mruknąłem, klaszcząc dla niego krótko. - Więc zaczynaj, kiedy tylko będziesz gotowy.

Chłopak kiwnął głową spuszczając głowę, by mentalnie przygotować się do występu, tak przeczuwałem. Po chwili spojrzał w lewo wysyłając do prowadzącego kciuka w górę. W pomieszczeniu rozbrzmiała klasyczna, znana każdemu, jednak bardzo wyjątkowa piosenka. Byłem ciekaw jak skomponuje się to z męskim głosem osiemnastolatka.

Juz od momentu wyśpiewywania przez niego pierwszej linijki odsunąłem się na swoim fotelu do tyłu, a moje oczy powiększyły się przez to jak zachwycony byłem jego barwą.

Od razu ludzie zachwycili się równie mocno jak ja, wypuszczając z ust dźwięki zachwytu i poniekąd... zadziwienia, ale przede wszystkim... oczarowania. Widziałem jak chłopak wręcz... żyje muzyką, zatracając się w melodii i tych cudownych słowach, w tym wszystkim był dojrzały, ale i posiadał wielki urok.

Położyłem palec wskazujący na moich ustach jak miałem w zwyczaju kiedy się nad czymś mocno skupiałem. Uśmiechałem się delikatnie, czując jak na mojej skórze w pewnym momencie pojawiła się nawet gęsia skórka.

Zdziwiłem się zupełnie, oraz zdezorientowałem, gdy nagle Simon podniósł dłoń do góry, muzyka przestała grać, a chłopak otworzył oczy, przestając śpiewać. Co ten stary wrzód odpieprza?

- Myślę, że nam starczy. - powiedział.

- Że jak?! - wyrwało mi się a uwaga wszystkich została zwrócona na mnie. - Zaraz miał być najlepszy moment!

Wokół usłyszałem głośne "buuu" jakim obdarzył tłum Simona. Mężczyzna spojrzał się surowo za siebie. - Z każdą edycją ktoś przedstawia tę piosenkę, masz dobry głos, Oscar, ale szukamy czegoś wyjątkowego. Czegoś innego.

- Czegoś wyjątkowego, czegoś innego... - przedrzeźniałem go, doprowadzając tym do śmiechu praktycznie wszystkich, nawet osiemnastolatka na scenie. - Przypominam ci, ze jest to konkurs talentów, Simon. Ja na swoim pierwszym przesluchanu byłem do dupy, a jednak przepuściłeś mnie dalej! Ten chłopak nie zaśpiewał choćby przez sekundę nieczysto!

- Może zadecydujmy o jego przejściu wspólnie? Ja jestem sto razy na tak! - głos zabrał Robbie. - Chłopak ma to coś, jest wyjątkowy, jest diamentem, wystarczy go podszlifwać.

Posłałem mężczyźnie zwycięski uśmiech, kiedy po chwili głos zabrała blondynka która po (nie mającym najmniejszego sensu monologu) również dala chłopakowi "tak".

- Myślę, że masz ogromny talent i będę o ciebie walczył, jestem na tak. - powiedziaemł, a chłopak podskoczył do góry, szybko jednak uspokajając się i spojrzał błagalnie na Simona przegryzając swoje palce.

- Wiesz Oscar... - zaczął ciężko Simon. - Wiem, że teraz wszyscy znienawidzą mnie jeszcze bardziej ponieważ jestem na "nie"... - cała arena (łącznie ze mną) zaczęła buczeć. - ale i tak przechodzisz dalej więc nie zmarnuj tego!

"Stary, głupi dziad..." - przewróciłem oczami mówiąc właśnie te słowa, nim ruszyłem na scenę z szeroko otwartymi ramionami do szczęśliwego chłopaka, który szybko w nie wpadł.

- Nie przejmuj się nim, jest przed okresem. - szepnąłem mu na ucho, uprzednio zasłaniając całkowicie mikrofon dłonią.

- Dziękuje za to. - chłopak wtulił się we mnie, jego przyjemnie duże dłonie wesoło klepały moje plecy, kiedy się odsunąłem. - Nie zawiodę cię!

- Trzymam za słowo! - zawołałem do niego jeszcze na odchodne zanim wróciłem do stołu jurorskiego aby zasiąść na swoim miejscu.

*

Kiedy winda stanęła na właściwym piętrze wyszedłem z tego "prostokątnego pudła", kierując się pod właściwy pokój. Jestem tak strasznie wdzięczny Harry'emu za to, że przyjechał tu ze mną, teraz nie wracam do pustego, zimego pokoju, a do mojego chłopca, który tam na mnie czeka.

Byłem totalnie wykończony po całym dniu nagrań i krótkiej, zbyt krótkiej przerwie na obiad, na której ktoś cały czas mnie zaczepial i podlizywal się. Jedynie Harry poprawiał mi w tej sytuacji humor.

Spostrzegłem stojąc przed drzwiami hotelowymi, że nie mam tej głupiej karty, którą powinienm je otworzyć, pewnie została na stole. Przez to musiałem zadzwonić dzwonkiem, buńczucznie przy tym wzdychając; jednakże moja twarz rozpromieniła się, widząc Harry'ego stojącego przede mną w swojej uroczej pidżamce z loczkami, które przytrzymywała bandana i paczką orzeszków w ręce.

- Zaraz przeszukam szafę, czy nie ma w niej kochanka. - pogroziłem mu żartobliwie.

Harry na mój widok rozweselił się, odkładając paczuszkę na komodę (wow, tu jest komoda, nie zauważyłem jej wczoraj) i wpadł w moje ramiona, przez co wcisnąłem twarz w jego włosy, zanosząc się jabłkowym zapachem.

- A ty czemu dzwoniłeś? - spytał mnie po tym jak cmoknąłem go w wargi. - Gdzie twoja karta?

- Musiała zostać albo w stercie ubrań, albo na stole. - zachichotałem, obejmując go ramieniem w talii, wprowadzając do mieszkania i zamknąłem za nami drzwi. - Tęskniłem za twoim towarzystwem dzisiaj. Jestem taki zmęczony! Musisz mi opowiedzieć co dziś robiłeś.

- Ja na pewno nic tak ciekawego jak ty. - odparł, wtulając się w moje ramię. - Chodziłem po mieście, głównie po sklepach i nawet natrafiłem na jakieś zaryczane laski, które mówiły o tym, jak cudownie pachniesz. - burknął.

- No wiem, zawsze pachnę tak seksownie i pięknie. - zaśmiałem się, szczerząc i zdjąłem buty, zrzucając je ze stóp gdzieś w korytarzu. - Chociaż nie, teraz śmierdzę zmęczeniem i chętnie wziąłbym prysznic. A ty? Czemu jesteś taki gotowy do spania o tej wczesnej godzinie?

- Drzemałem. - wzruszył ramionami. - Nudziło mi się tutaj jak już wróciłem bez ciebie i właśnie mnie obudziłeś.

- Mój śpiący kotek! Co będziesz robił w nocy, skoro jesteś taki wypoczęty, co? - spytałem, wplątując dłonie w jego loczki. Chłopiec zagryzł wargę, zugerując pomoc w kąpieli, na co uniosłem brew do góry, cmokając go w nos. - Wiesz, ja zawsze bardzo chętnie. - poruszyłem brwiami, niespodziewanie chwytając go pod udami, unosząc w ten sposób do góry, a on pisnął zaskoczony.

- Loueh! - roześmiał się, chwytając mnie w barkach, drugą dłonią oplatając mój kark. - Mówiłeś, że jesteś zmęczony. - zaśmiał się, gdy wkroczyłem z nim do łazienki. Uśmiech mojego skarba to najpiękniejsza rzeczna świecie.

- Ale ja zawsze znajdę trochę siły na czczenie takiego tyłka jak twój. - odparłem, odkładając go na zamkniętą deskę klozetową.

- Wyskakuj z ubrań, nie mogłeś wziąć czegoś lżejszego? - Harry pokręcił głową, zdejmując z włosów swoją bandanę, przez co loczki zaatakowały jego twarz. - Chętnie popatrzę jak to ściągasz.

- Ah, pamiętam jeszcze czasy, gdy byłeś takim niewinnym chłopcem. - otarłem niewidzialną łzę z policzka. - Już nie wrócą.

- Nadal jestem niewinny! - oburzył się. - Moja niewinność wcale nie uciekła ze mnie. - pokręcił głową, gdy zacząłem ściągać moje spodnie.

- Nie wiedziałem, że klęczenie z kutasem w ustach jest uznawane za niewinne. - zaśmiałem się.

- Boże, Boże, Boże... - zakrył swoją twarz dłońmi, kiedy jego kark zaczął robić się czerwony. Zacząłem ściągać spodnie, a Harry w tym momencie wyjrzał zza dłoni.

- Nie podglądaj! - skarciłem go, chichocząc przy tym, a on w odpowiedzi pokazał mi język. - A ty czemu się nie rozbierasz, gówniarzu?

- Posadziłeś mnie tu, więc jako grzeczny chłopiec nie zmieniam swojej pozycji. - zachichotał, wstając i złapał za rąbek białej koszulki w różowe wzorki. - Tak bardzo przeszkadzają ci moje ubrania na mnie?

- Zwłaszcza, gdy zasłaniają za dużo. - odparłem, obserwując dokładnie jego reakcję po tym, gdy zdjąłem moje bokserki.

Chłopak mimowolnie spojrzał w dół, szybko jednak zasłaniając się swoją koszulką, którą zaczął zdejmować. Teraz stał przede mną w samych spodenkach do połowy uda. Podszedłem do niego, pomagając mu zdjąć te gorące szorty, pod którymi nie było wcale bielizny. - Wiesz co? Nie powinieneś nikomu otwierać drzwi w takim stroju, Hazz. - pouczyłem go, zsuwając materiał z jego bioder. - Ktoś mógłby się na ciebie rzucić.

- Kto by niby chciał takie chude truchło prócz ciebie? - prychnął, obejmując moją szyję.

Przewróciłem oczami, prowadząc go pod prysznic. Zamknąłem kabinę, puszczając od razu wodę, ustawiając ją na ciepłą, oczywiście, na początku poleciała zimna. Kurwa.

Harry pisnął, odskakując ze śmiechem pod ścianę kabiny zanim wreszcie woda nie zmieniła temperatury a ja nie przyciągnąłem go do swego torsu.

- Zawsze to robisz. - oskarżył mnie. - Przecież lepiej najpierw–  przewróciłem oczami, łapiąc go mocniej nim wpiłem się w jego słodkie wargi z tęsknotą i namiętnością, czując jak woda spływa w dół po naszych ciałach odbijając się od naszych ramion i płynąc po plecach. Chłopak od razu zaczął oddawać pocałunek z taką samą gracją i miłością, jaką okazywał zawsze, całując mnie.

Szybko opuściłem moje dłonie z jego talii na jego pośladki, które począłem z uwielbieniem ściskać, przechylając chłopaka lekko do tyłu.

Chłopak oderwał się ode mnie dopiero wtedy, gdy oboje poczuliśmy brak powietrza. Wtedy rozłączył nasze wargi z odbijającym się od ścian mlasknięciem i stróżką ściny pomiędzy nimi. Sapnął przymykając powieki, kiedy woda spływała po jego twarzy, wpłatał dłonie w moje włosy, kiedy począwszy całować jego kark, zaczął wydawać sprośne dźwięki.

- Oh, kurwa, jak ja cię kocham. - szepnąłem, zasysając się na jego wystający delikatnie obojczyku. Rozchyliłem mimowolnie małe, lecz krągłe pośladki i uśmiechnąłem się, gdy chłopak sapnął głośno.

- Kocham cię. - powiedział, otwierając oczy przez co ujrzałem najpiękniejszą zieleń, okalającą przez mokre, posklejane kroplami ody rzęsy.

Przesunąłem opuszką mojego palca wskazującego po lekko odsłoniętej już dziurce, obserwując przy tym dokładnie jego wyraz twarzy.

Jego rozkoszne wargi rozchyliły się i znów zamknęły, kiedy oblizał je językiem, błodząc dłonią po moim torsie. Delikatnie popchnałem go na zimne kafelki, a kiedy oparł się o nie plecami, zacząłem bawić się jego leywm sutkiem. - Potrzebuję, lubrykantu, kwiatuszku. - powiedziałem, przez co ten jęknął.

- Nie zostawiaj mnie...

- Zawsze mogę przestać... - zacząłem z chytrym uśmieszkiem, lecz chłopak szybko mi przerwał niemal wypychając z kabiny.

Zignorowałem to, że woda ze mnie kapała, gdy szybko, tylko na ułamek wyszedłem spod prysznica, by sięgnąć po żel stojący na półce przy lustrze. Przegryzłem wargi, wracając pod wodę, gdzie czekał na mnie Harry, wypychając biodra do przody, tym samym inicjując bym zajął się jego ociekającą erekcją.

Uklęknąłem na jedno kolano, bezceremonialnie owijając usta w okół jego członka, równocześnie odkładając lubrykant na brodzik, nim nie rozchyliłem nieznacznie jego nóg.

- Oh, Louu. - zajęczał, kiedy bawiłem się jego główką, dłonią odnajdując jego jądra. Chłopak wypuszczał ze swoich ust pomruki i jęki, kiedy sprawnie jeździłem po jego męskości językiem. - Kocham cię, tak strasznie.

Wycisnąłem na swoją dłoń odrobinę żelu, który rozprowadziłem po palcach, następnie, nie przestając pieścić bruneta ustami, wsunąłem jeden palec w jego wejście.

- Oh! - plecy Harry'ego wygięły się subtelnie w łuk, gdy jęknął, przez co wsunął swoją męskość głębiej do mojego gardła, a ja jeszcze chwilę wykonywałem staranne ruchy, gdy ciągnął za moje włosy, stękając. Po rozciągnięciu go trzema plecami, wstałem na równe nogi, rozprowadzając żel na moim członku i obkręciłem Harry'ego. - To w porządku, kwiatuszku? - spytałem, całując jego kark oraz łopatki, a on wypiął do mnie swój tyłek.

- Wiesz doskonale, że możesz robić co chcesz. - westchnął, gdy nakierowałem mój penis na jego dziurkę. - U-ufam ci.

- Kocham cię. - przegryzłem skórę pod jego uchem na tyle mocno, by pozostał tam ślad. Zacząłem się w niego wsuwać, trzymając dłonie na jego biodrach, które przysunąłem bardziej do siebie.

Chłopak przycisnął prawy policzek do chłodnych kafelków, a spomiędzy jego opuchniętych od naszych pocałunków warg zaczęły uciekać mimowolne jęki.

- Mój najpiękniejszy chłopiec. - odgarnąłem splątane włosy z jego twarzy, całując policzek, kiedy docisnąłem jego pośladków swoją miednicę, wchodząc do końca i dając mu moment na przyzwyczajenie. Nigdy nie używaliśmy gumek, oboje woleliśmy kochać się bez prezerwatyw.

- L-Lou... - zaskomlał wyciągając jedną ze swych dłoni do góry, a ja od razu zrozumiałem o co mu chodzi, dlatego też splotłem ze sobą nasze palce i oparłem je na kafelkach.

Drugą dłonią pieściłem jego wystającą kość biodrową, notując w swej głowie, by przypomnieć Harry'emu by więcej jadł, ponieważ jest za szczuplutki.

- Już mogę, kochanie? - spytałem, oddychając szybko i płytko, a gdy tylko zobaczyłem jak kiwa głową, wykonałem pierwsze pchnięcie.

Chłopak od razu wydał z siebie stęknięcie, zamykając oczy i rozkoszując się tym, jak dobrze mój członek wchodził w niego, a dźwięk uderzania naszych ciał rozniósł się w pomieszczeniu. Po chwili zaczęliśmy się kochać w równym tempie, co jakiś czas wymieniając czułymi słowami i pocałunkami.

- Sz-szybciej... - poprosił mnie, a ja od razu dostosowując się do jego życzenia, przyspieszyłem, upewniając się, iż cały czas wsuwałem się w niego pod odpowiednim kątem.

- Właśnie tak, skarbie, możesz być głośno, nie powstrzymuj się. - pochwaliłem go, kiedy jęknął całkiem głośno, a ja złapałem za jego członka, czując jak mnie samego przechodzi fala gorąca.

Mimo tego, że Harry powierzył swą cnotę w moje ręce, w dalszym ciągu nie potrafił się przede mną stuprocentowo otworzyć w sferze sekusalnej. Dlatego też ja cierpliwie starałem się, aby wreszcie zaczął kochać siebie chociaż w połowie tak mocno jak ja jego.

Kiedy wiedziałem, że jest już bardzo blisko, zmieniłem naszą pozycję, przez co chłopak sapnął, gdy z niego wyszedłem. Szybko jednak, kiedy tylko obróciłem go w swoją sronę ponownie go wypełniłem, całując jego usta, gdy uniosłem jego nogę do góry, by mieć łatwiejszy dostęp do jego rozkosznie zaciskającej się na mnie dziurki.

Jego łydki zaczęły delikatnie dygotać po czym rozpoznałem, że jest już praktyczne na samym skraju, dlatego nie przerywając swego stałego rytmu chodźby na moment, ścisnąłem z czuciem jego członka.

Kiedy ostatni raz natrafiłem na jego czuły punkt, chłopak złapał się mocno mojego karku, a w swojej dłoni zacząłem odczuwać ciepłą ciecz.

Sam doszedłem zaledwie moment później, pojękując krótko w jego wargi, które powoli pocałowałem.

Chłopak wypuścił w moje usta oddech pełen ulgi, kiedy wślizgnąłem się językiem w jego usta, powoli poruszając dłonią, by przedłużyć rozkoszny orgazm chłopaka.

Uśmiechnąłem się leniwie następnie wysuwając spokojnie i powolutku z jego wnętrza. Pogłaskałem oba policzki, podziwiając spowijające je rumieńce.

Chłopak otworzył oczy, patrząc na mnie łagodnie, kiedy oparłem o siebie nasze czoła, zgarniając go w objęcia, gdy pocałowałem spuchnięte usta, mówiąc chłopcu jak bardzo go kocham, co on powtórzył po mnie.

- Teraz się umyjmy bo się kleimy. - zachichotałem. - Zwłaszcza ty.

*

- Zabij mnie, mam budzik na siódmą... - jęknąłem, opadając bezwładnie na hotelowe łóżko.

- Siódma to nie koniec świata. - powiedział Harry, w przeciwieństwie do mnie zgrabnie odsuwając rąbek pachnącej pościeli. W dalszym ciągu wmasowywał przyjemny balsam w swoje ramiona, gdy usiadł na łóżku.

- Dla kogoś, kto lubi spać do trzynastej jest. Kataklizm. - prychnąłem, wciskając twarz w poduszkę.

Harry zachichotał, a ja obserwowałem go kątem oka. Widziałem jak sięga po swoją książkę z szafki nocnej, musiał ją czytać w ciągu dnia. Chwycił zakładkę z jakimiś wzorkami i zaznaczył stronę mniej więcej w połowie, gdzie skończył ją czytać. Odłożył lekturę i poprawił się do pozycji leżącej przy tym grymasząc przez ból.

- Coś cię boli? - poruszyłem figlarnie brwiami, szczypiąc go pod kołdrą w udo.

- Loueh - jęknął odsuwając nogę. - Tak, boli mnie, głupio pytasz. - zaśmiał się wywracając na mnie oczami. Zgasił lampkę, wślizgując pod kołdrę.

- Było dobrze? - spytałem go, tak jak robiłem to już odkąd zaczęliśmy uprawiać seks. Zawsze chciałem być pewny, że podobało mu się w stu procentach i czy nie zrobiłem czegoś nieodpowiedniego.

- Boże, Lou, dobrze? - spytał, zbliżając się do mnie i przełożył nogę przez moje biodro. - Jesteś najlepszy, to było niesamowite - zagryzł wargę, nawet przez ciemność widziałem, że się zarumienił. - Za każdym razem jak się kochamy czuję się najcudowniej w świecie.

- Wiesz czemu pytam, Harry. - mruknąłem. - Nie miałem kiedyś w końcu w zwyczaju być specjalnie delikatnym.

- Kochanie, to było przed naszym związkiem, najważniejsze jest to, co mamy teraz - powiedział, kładąc dłoń na moim policzku. - Nigdy nie byłem tak szczęśliwy, sprawiasz, że jestem najszczęśliwszą osobą. - zaśmiał sie, przegryzając wargę. - Za każdym razem wiem, że wszystko, co robisz, robisz z miłością i to dlatego czuję się tak dobrze. - powiedział z niezwykłą pewnością swych słów.

- Skoro już jesteśmy przy poważnych kwestiach... - zacząłem. - Kotek, muszę cię trochę podtuczyć. - powiedziałem obserwując, czego się spodziewałem, jak jego uśmiech maleje.

- Ale przecież wyglądam dobrze. - bronił się, gdy począwszy bawić się jego włosami, on schował na moment twarz w mojej szyi. - I naprawdę dobrze się czuję, jem dużo, czasem pobiegam...

- Ja wiem, kochanie, że niezły z ciebie żarłok i oczywiście jesteś przepiękny taki jaki jesteś... po prostu się martwię, wiesz? - westchnąłem. - Często wyjeżdżam i ilekroć znowu cię widzę, zdajesz się być coraz to chudszy...

- A może jest to znak, byś nie wyjeżdżał? - zachichotał, bawiąc się palcami mojej dłoni. - Jest ze mną dobrze, Lou.

- Musisz jeść, bo za chwilkę znikniesz, słonko. - upierałem się. - I kogo ja wtedy będę tulił, całował, kochał i marudził na Cowella?

- Nadal od tego wszystkiego masz mnie! - powiedział, wtulając się we mnie mocno, jakby chciał mi to pokazać, przez co zachichotałem, całując go w czoło. - A teraz może chodźmy już spać? - spytał, odchylając głowę by na mnie spojrzeć.

- Mam ci dziś śpiewać czy dzisiaj obejdzie się bez tego? - spytałem.

- Zaśpiewaj, proszę - powiedział, cmokając moją brodę i szczękę. - Wiesz jak dobrze po tym sypiam.

- Ty mi może zaśpiewaj tym razem, hmm? - zaproponowałem, a Harry zarumienił się, od razu kręcąc głową.

- Innym razem, ty jesteś profesjonalistą. - uparł się, jeżdżąc palcami po moim obojczyku. - Zaśpiewaj cos nowego, przecież non stop pracujesz nad nowymi tekstami.

- Ale mam tylko i wyłącznie jakieś fragmenty albo są one po prostu... do dupy. - mruknąłem.

- Loueeh. - sapnął, ziewając krótko. - Cokolwiek, nie musi być długie. Wiesz, że twój głos działa lepiej niż jakiekolwiek leki.

Odetchnąłem głęboko i przelecialem w głowie przez wszystkie ostatnie utwory jakie ostatnio komponowałem, ostatecznie zatrzymując się na piosence jaką napisałem z myślą o mojej mamie od której śmierci niedługo miały minąć już dwa, długie lata. Śpiewałem Harry'emu piosenkę, starając się skupiać głównie na głaskaniu jego pleców oraz wyśpiewywaniu w poprawny sposób melodii, aniżeli na łamiących mi serce słowach. Lecz niestety emocje wzięły nade mną górę i pod koniec popłynęły mi niekontrolowane łzy, które lokaty brunet jak najprędzej scałował z moich policzków. Chryste, jak ja mam przeżyć bez tego chłopca dziewięć tygodni gdy już przyjdzie czas live'ów?

Uczyńmy 14 września świętem Larries, proszę

KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro