Rozdział 5
*Harry*
- Więc ty nie masz rodziny...Znaleźliśmy cię w ciemnum zaułku zawiniętego w niebieski kocyk.
Te słowa odbijały się echem w mojej głowie.
Nastała cisza. Przerażająca, niekomfortowa cisza. Nikt się nie odzywał. Nikt się nie ruszał. Jakby bał się, że jak wyda jakiś dźwięk, to ta druga osoba zniknie. Rozpłynie się. I nigdy nie wróci.
*Louis*
Nie wiem dlaczego nagle zacząłem być miłym dla loczka. Kiedy zobaczyłem jak mulat go gwałcił to coś we mnie pękło. Tak jakby ktoś mnie uderzył z całej siły w klatkę piersiową. Nie wiem co czuć, ani co myśleć...
*Harry*
Louis siedział przy, jak myślę, jego łóżku i wyglądał na zamyślonego. Wpatrywał się w przestrzeń po jego lewej. Ja cały czas patrzyłem w jego tęczówki. Miały oceaniczno-niebieski kolor i były hipnotyzujące. Wpatrywałem się w niego cały czas. Wodziłem oczami po jego twarzy i zawiesiłem spojrzenie na jego malinowych ustach. Były przepiękne, wręcz idealne.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro