Rozdział 24
Harry:
Szarooki podszedł do Nialla i zaczął mu szeptać coś do ucha, nie mogłem jednak nic zrozumieć, ponieważ zostałem wyciągnięty z pokoju przez drugiego mężczyznę. Przymknął drzwi, ale ich nie zakluczył i zaczął wciągać mnie po schodach po chwili rzucając mnie na kanape.
-Nie odzywaj się i nawet nie próbuj się stąd ruszać.- warknął odbierając telefon- Halo?... Oh, to ty, dawno nie rozmawialiśmy, co?... Mhm... A więc to twoje?...Widzisz, siedzi sobie na kanapie w moim - dał nacisk na słowo "moim" - salonie, więc nie wydaje mi się żeby to była twoja własność.- prychnął.- Chcesz to przyjeżdżaj. -mruknął i rozłączył się rzucając telefon na stolik od kawy.
-Widzisz, jednak ktoś cię szuka, kotku.
Louis:
No co za idiota. Jakim cudem byliśmy przyjaciółmi... Wbiegłem do centrum handlowego i zadzwoniłem po taxi. Na szczęście nie musiałem długo czekać i po podaniu adresu, ruszyłem ratować Harrego.
Droga minęła mi szybko. Wysiadłem płacąc taksówkarzowi i zacząłem iść w kierunku domu, a raczej willi tych dwóch pacanów.
Wpadłem bez pukania do domu i zobaczyłem Hazze, którego obmacywał Josh.
-Lou Lou! - pisknął zielonooki i zaczął wyrywać się mężczyznie.
-Puść go. - warknąłem.
-Ani mi się śni Tomlinson... Jest teraz mój. - wstał, w dalszym ciągu trzymając chłopaka i uśmiechnął się ukazując swoje jak narazie równe zęby...
Prychnąłem kpiąco i delikatnie uniosłem prawy kącik ust powoli zbliżając się do bruneta i zajebałem ciemnookiemu prawym sierpowym prosto w szczękę. Chłopak zaskoczony takim obrotem spraw lekko zatoczył się do tyłu i upadł na tyłek pod wpływem siły uderzenia. Parsknąłem pod nosem kopiąc go jeszcze dwa razy w krocze i trzy razy w brzuch.
-Chodź Hazz. - powiedziałem i wyciągnąłem rękę do hybrydy, na co lokowaty podbiegł do mnie i wtulił się w mój bok cichutko płacząc.
-Już cichutko. - Cmoknąłem go w czoło i wyszliśmy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro