7
*Julia*
Uwielbiałam jak Harry trzymał mnie za rękę. Wiem, że robił to dopiero od kilku minut, ale jego dłoń była duża i ciepła, ogarnęła całą moją i może to dziwne, ale dzięki temu poczułam się bezpiecznie. Nie mam na myśli chwili obecnej, tylko całe moje przyszłe życie. Jakby już zawsze miał być obok i mnie ochraniać, nie tylko przed zimnem, ale przed całym nieszczęściem tego świata. To było niesamowite uczucie i zupełnie mi nieznane, iść tak za rękę z facetem. Do tego psychiczny wewnętrzny spokój, że milczenie nie krępuje, że powiedzenie jakiejś głupoty nie skutkuje ocenianiem. Uścisnęłam lekko dłoń Harrego, a on patrząc na mnie i uśmiechając się odwzajemnił mój gest.
Lekko oparłam głowę o jego ramię, a on puścił moją dłoń i objął mnie w pasie, oplotłam go swoim ramieniem i dalszą drogą przebyliśmy w ten sposób. Nic dziwnego, że na mnie działał, przecież to Harry Styles, on działa nawet na facetów, dziwne było jednak to, że się na niego tak szybko otworzyłam, choć w mojej świadomości krążyła myśl, że za trzy dni wyjedzie, a ja znów zostanę sama. Postanowiłam na te dni, co jest u mnie Harry, zamknąć sklepik, potem będę musiała nadgonić i może choć trochę poradzę sobie z tym, że odjedzie i już się nie spotkamy. Nawet poczułam dumę, że tak zdrowo do tego podchodzę. Będę czerpać z tych chwil to co najlepsze, by mieć co wspominać. Od zawsze uważałam, że do grobu zabiorę tylko wspomnienia i muzykę. Cała reszta, to tylko ziemski nabytek.
- O czym myślisz? - spytał Harry.
- O tym, co zrobić na kolację - skłamałam.
- Dziś moja kolej - odpowiedział i wyjął z kieszeni telefon. Napisał chyba do kogoś SMS'a bo usłyszałam sygnał wysłanej wiadomości.
- Za długo będziemy?
- Za jakieś dwadzieścia minut, tu już jest ten lasek co widziałeś z okna.
- Super - odpowiedział i ciaśniej mnie objął.
*Harry*
Julia postanowiła iść jako druga pod prysznic, bo najpierw chciała spędzić trochę czasu z Rockym, by wynagrodzić mu nieobecność. Po prysznicu wskoczyłem w czarne rurki, czarny t-shirt, a do ręki wziąłem jeden z moich ulubionych swetrów. Gdy schodziłem po kąpieli zobaczyłem jak bawi się z psem.
Leżała na trawie, próbując bezskutecznie ochronić się przed jego językiem. Pies szczekając wesoło, robił wszystko, by polizać ją po policzkach.
Gdy wyszedłem na werandę, przerwał i podbiegł do mnie.
- Uratowana! Moja kolej! - Zawołała i szybko przebiegła obok mnie, wskoczyła na górę po schodach i poszła wziąć prysznic. Po chwili zadzwonił dzwonek do drzwi i poszedłem otworzyć, oczywiście z Rockym plątającym się pomiędzy moimi nogami. Tak jak się spodziewałem, przed drzwiami stał Mitch z dużym pudłem. Rocky próbował wypchnąć się zza mnie, ale zamknąłem drzwi i wyszedłem przed dom.
- Cześć Haaza, co słychać? - Przytulił mnie, a ja poklepałem go po plecach.
- Cześć brachu, odpoczywam przed kolejnymi koncertami, dziś byłem na wycieczce nad jeziorem, tak po prostu, uwierzysz? - Wyszczerzyłem się.
- No co Ty! Bardzo się cieszę, muszę przyznać, że wszyscy są zadowoleni, że dałeś sobie tych kilka dni, ostatnio zasypiałeś gdzie popadło.
- Taaa - mruknąłem - takie wybrałem sobie życie i kocham to, ale czasem muszę naładować baterie.
- Jak każdy - przyjaciel wręczył mi pudło i poklepał mnie po ramieniu - kiedy mam po Ciebie przyjechać?
- Pojutrze wieczorem - zamilkłem na chwilę - albo wiesz co? Po pojutrze rano, ok 9.
- Jesteś pewien? Musimy zdążyć na koncert, a jeszcze próba.
- Na koncert zdążymy, reszta niech jedzie jutro lub pojutrze i zrobi próbę dźwięku, a my przecież damy radę.
- W sumie tak, to będę we wtorek o 9, lecę teraz na kolację z chłopakami, pisz jakbyś czegoś potrzebował.
- Jasne, trzymaj się i dziękuję za wszystko.
- Weź przestań - uśmiechnął się i po chwili odjeżdżał już samochodem.
Gdy Julia brała prysznic, szybko rozstawiłem jedzenie na werandzie, przekładając na szklane talerze, by wszystko ładniej wyglądało. Przeszukałem szafki w kuchni i znalazłem kieliszki do wina. Mitch spisał się na medal przywożąc nawet świeczki i zapałki. Pisałem o tym z nim rano, wiedział też co poczułem do Julii. Gdy usłyszałem, że zbiega ze schodów zapaliłem świeczki. Z pudła wyjąłem ostatnią rzecz, o którą poprosiłem Mitcha. W tej chwili na werandę wpadła dziewczyna zatrzymując się gwałtownie. Miała na sobie długą szarą sukienkę z długimi rękawami, ale na każdym ramieniu było wycięcie w sam raz dla jej tatuaży. Włosy miała mokre po prysznicu i luźno rozpuszczone, a na stopach grube skarpety. Zauważyłem, że nawet bez makijażu wygląda dobrze, naturalnie i delikatnie.
Jej zdumiony wzrok mówił wszystko. Popatrzyła na mnie, potem na kolację, potem na mnie, potem na malutki kwiat w doniczce, który trzymałem w dłoniach i wtedy jej usta rozciągnęły się w uśmiechu.
- Proszę, to dla ciebie - podałem jej doniczkę, nawet nie podchodząc bliżej. Czułem się jak szczeniak, który przy pięknej dziewczynie stracił pewność siebie.
- Gardenia jaśminowa! - westchnęła z radością, od razu powąchała białe kwiaty - czujesz? - Przysunęła się i podstawiła mi kwiat pod nos. A potem wspięła się na palce i pocałowała mnie w policzek.
- Dziękuję - wyszeptała mi do ucha, a moje serce łomotało jak oszalałe. Do tego otulił mnie jeszcze jej zapach.
- Naprawdę pięknie - powiedziałem zdumiony, myśląc o tym jak pachniała, a nie o kwiatku. Czułem intensywny, lekko słodki zapach, pomimo tego, że był mocny, był na tyle wyważony, że nie przeszkadzała nawet jego intensywność.
- Harry, skąd to wszystko?- Zapytała patrząc mi w oczy.
- Gdybym Ci powiedział, musiałbym Cię zabić. To mój sekret. Chodź, jedzmy bo wystygnie.
Roześmiała się szczerze.
Przysunąłem jej krzesło, a gdy usiadła, otworzyłem i rozlałem wino.
- Uwielbiam lasagne - powiedziała.
- Cieszę się, że trafiłem - podnieśliśmy kieliszki i stuknąwszy się nimi upiliśmy nieco wina. Zjedliśmy w ciszy, często patrząc na siebie.
Nagle wpadłem na jeszcze jeden pomysł.
- Poczekaj - powiedziałem i pobiegłem na górę po swój głośnik bluetooth. Gdy schodziłem, dziewczyna chowała naczynia do zmywarki.
- Jeszcze tylko miska i sztućce, możesz przynieść? - Zwróciła się do mnie.
- Nie - odpowiedziałem, a ona spojrzała na mnie zdziwiona - zostaw to i chodź - pociągnąłem ją za rękę na werandę, gasząc po drodze światła.
Ustawiłem głośnik i wyszukałem w moim iPhonie piosenki na nowy album, którą w wersji roboczej nagraliśmy kilka dni temu. Włączyłem nie za głośno i podszedłem do dziewczyny. Był wieczór, na balustradzie świeciły słabym światłem lampki solarne, ale i tak mogłem widzieć jej twarz. Nie mogłem rozgryźć co wyrażała, ale zaryzykowałem. Wziąłem ją za ręce i zaczęliśmy tańczyć. Splotła palce z moimi, ale nasze ręce znajdowały się nadal wzdłuż tułowia.
Patrzyliśmy sobie w oczy tak przenikliwie, że powoli brakowało mi tchu. Nagle Julia przestała tańczyć. Stała i patrzyła we mnie. Przybliżyłem swoją twarz pochylając się do jej ust. Wspięła się lekko na palce, a ja dotknąłem delikatnie jej warg. Były miękkie i zimne, ale wiedziałem, że potrafię je rozgrzać. Patrzyłem jak zamyka oczy i czeka na więcej.
- Juls - wyszeptałem - czy mogę...
Otworzyła oczy.
- Boże, Harry... Obiecałeś rano, że wrócimy do tego, czekam cały dzień, jeśli będziesz nadal zwlekał i czekał na kolejny, by spełnić swoją obietnicę, to jak Boga kocham wezmę i Ci przywalę, w to miejsce, w które najczęściej obrywałeś od Louisa.
Wyszczerzyłem się jak mysz do sera, a potem pchnąłem ją na ścianę i wpiłem się w jej usta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro