Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

*Julia*

Gdy obudziłam się rano o 8, po głowie chodziło mi tylko jedno: kawa, kawa, kawa. Kompletnie nie miałam ochoty wstawać, ale za godzinę miał być pan Korey po cebulki tulipanów. Zawsze ubierałam się po śniadaniu i myciu zębów, bo należałam do osób roztrzepanych i gdybym się ubrała już teraz, na pewno bym się czymś pobrudziła. Jak codziennie rano, zjechałam na dół po poręczy schodów i gdy już wylądowałam w salonie, napotkałam wpatrzone we mnie i śmiejące się zielone oczy. Zatkało mnie, bo kompletnie zapomniałam, że może być ktoś na dole, czyli Harry.

- Dzień dobry - powiedział, a jego głos z poranną chrypką sprawił, że zadrżałam. Stał przy kuchennym blacie i popijał wodę z wysokiej szklanki.

- Boże, co to jest? - Spytał uśmiechając się szeroko z dołeczkami, wskazując na moją żółtą, flanelową piżamę w niebieskie misie.
- Heeeej - uśmiechnęłam się - ani słowa na temat mojej piżamy!
Roześmiał się w głos.
- Wyglądasz... słodko... - powiedział to dziwnym tonem i odkładając szklankę zrobił krok w moją stronę.

Serce zaczęło mi mocno walić, więc, by wybrnąć z tej sytuacji powiedziałam.
- Nie spodziewałam się Ciebie tak wcześnie. Przecież wczoraj pracowałeś cały dzień, a spać też poszliśmy późno.
- Ale obudziłem się godzinę temu, chyba miły wieczór i bycie z dala od zgiełku miasta naładowało mi baterie.

Przeczesał ręką włosy, a ja zaczęłam się zastanawiać jakie mogą być w dotyku. Jednak oprzytomniałam i szybko wymijając Harrego, podeszłam do lodówki.

- Lubisz omlety? - Spytałam stojąc do niego tyłem.
- Chyba? - Na niepewność w jego głosie, aż się odwróciłam - nie wiem, nigdy nikt mi nie robił omletów - odpowiedział jakby zmieszany.
- No to, panie Styles - powiedziałam otwierając lodówkę i kiwając na niego głową - będziesz miał dziś ze mną swój pierwszy raz - rzuciłam, a jego kącik ust uniósł się do góry. Gdy uświadomiłam sobie dwuznaczność mojej wypowiedzi, szybko schowałam głowę w lodówce.

- Masz, umyj jajka - podałam mu sześć jajek, a sama wzięłam jeszcze z lodówki masło i mleko. Z jednej szafki wyjęłam mąkę, z drugiej miskę, a z piekarnika patelnię.
- Lubisz szczypiorek?
- Lubię, tylko oliwek nie cierpię - odpowiedział kładąc jajka na osączarce.
- Ooo ja też, a umiesz wybijać jajka?
- Pewnie - rzucił, podałam mu miskę - wybij tu.
Włączyłam ekspres do kawy i wychodząc na dwór rzuciłam tylko
- Zaraz wracam.

*Harry*

Wybijając jajka, patrzyłem jak Julia znika za oszklonymi drzwiami, a potem boso idzie do części ogrodu gdzie rosły warzywa. Oczywiście od razu, gdy wyszła, pojawił się przy niej Rocky i całą drogę obskakiwał ją z radością. Usłyszałem jej śmiech, kiedy pies stanął na tylnych łapach, opierając przednie na jej brzuchu.
Gdy poczochrała jego głowę i uszy, zadowolony wrócił na cztery łapy i pognał gdzieś w głąb ogrodu. Dziewczyna kucnęła i po chwili podniosła się i skierowała z powrotem. Gdy weszła, od razu poczułem zapach szczypiorku.

- Rany, świeży, od razu pachnie w całym domu!
- Prawda? - Podeszła do kranu i najpierw umyła starannie mydłem ręce, a potem umyła szczypiorek.
- Kroisz czy mieszasz? - Spytała.
- Mieszam - odpowiedziałem szybko.
- Ale nie wyrzucisz mnie z mojej kuchni jak szefową kuchni w X Factor? - Rzuciła, a ja udając obrażonego zmierzyłem ją wzrokiem. Nagle wrzasnąłem:
- Get out of my kitchen!

W pierwszej chwili podskoczyła, a potem zaczęła się tak śmiać, że dobrą chwilę nie mogła się uspokoić.
- Boże, uwielbiam Cię - powiedziała kierując się w stronę szuflady. Powiedziała to z taką szczerością i swobodą, że poczułem w brzuchu... Motyle?

- Łyżką mieszasz czy widelcem?
- Widelcem? Jestem Harry nie Liam - znów się uśmiechnęła podając mi łyżkę.
- Chyba nie wytrzymam z Tobą kilku dni jeśli dalej tak będzie, będę miała zakwasy ze śmiechu.
Spojrzałem w jej roześmiane oczy i w końcu zacząłem mieszać. Julia wsypała do miski mąkę i wlała kilka łyżek mleka, podczas gdy ja cały czas mieszałem.

- Ile czego dodajesz? - Zapytałem.
- Po łyżeczce mąki i po dwie łyżki mleka na jajko - kiwnąłem głową - potem jak wymieszasz, wlewasz na patelnię, na której wcześniej rozpuszczasz łyżkę masła - tłumaczyła i od razu włączyła patelnię i położyła łyżkę masła - omlet się ścina na malutkim ogniu, a w międzyczasie szykuje się i wrzuca dodatki.

Julia pokroiła gruby plaster sera w słupki, szynkę w cienkie kawałeczki i podała mi deskę z serem i szynką - możesz wrzucić jak popadnie, albo poukładać jak na pizzy.
Gdy podeszła do kuchenki i sypała na patelnię szczypiorek znów poczułem zapach bzu.

- No, już - nie mogąc się skoncentrować przy niej na gotowaniu, zacząłem w myślach liczyć do 10. W tym czasie dziewczyna posypała omlet świeżo zmielonym kolorowym pieprzem i drobiną soli - teraz przykrywasz i jak będzie wszystko ścięte możesz podawać.
Zasalutowałem na ten jej wywód, a ona spontanicznie machnęła we mnie ścierką.

- Chyba się jednak przebiorę do śniadania - rzuciła - pilnuj jedzenia. Pobiegła na górę skacząc po dwa schody. Czekając aż omlet będzie gotowy, zastanawiałem się czy to możliwe by po kilkunastu godzinach znajomości można było poczuć się z kimś tak swobodnie. Po kilku minutach znowu zobaczyłem ją zjeżdżającą po poręczy. Wyglądała świeżo i niewinnie. Miała na sobie niebieskie spodnie alladynki w duże ciemniejsze kwiaty i białą koszulę przewiązaną w pasie w supeł.

-I jak? Gotowe?- spytała podchodząc i nachylając się nad patelnią, a rozpięta trochę od szyi koszula zsunęła się na prawe ramię, dostrzegłem na samym środku ramienia kolejny jej tatuaż - lilię.

*Julia*

- Boże, to jest rewelacyjne - mruknął Harry i zaczął szybciej jeść. Uśmiechnęłam się pod nosem upijając ze szklanki sok pomarańczowy.

Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, a ja sobie uświadomiłam, że nie spakowałam cebulek. Zerwałam się szybko zapominając, że Harry to ktoś obcy i rzuciłam w jego kierunku.

- To Korey, możesz otworzyć i zaprowadzić go do mnie na koniec ogrodu? Stoi tam altanka.
Harry pokiwał głową z dziwną miną i zapytał.
- To Twój chłopak?

- Co? - Popatrzyłam na niego zdezorientowana.
- No ten Korey, aż Ci się oczy zaświeciły gdy o nim mówiłaś.
- Nie, Harry, nie mam faceta - mruknęłam i ruszyłam na dwór.

Miałam chłopaka raz w życiu przez tydzień, jak do tej pory wszyscy chłopcy chcieli się ze mną tylko kumplować, przyjaźnić, zasięgali rad sercowych, a jeden nawet posunął się do tego, że opowiedział, mi jak to beznadziejnie bawił się na balu maturalnym z jakąś koleżanką, rzucając na koniec "nawet nie pomyślałem, że mógłbym pójść z Tobą, a szkoda, bo przynajmniej byś się nie dąsała. Jesteś spoko".

Dlatego jak ktoś był pewien, że mam kogoś, czułam się beznadziejnie musząc zaprzeczyć. Ale jeśli chodzi o pana Koreya, to rzeczywiście, gdy go widziałam, oczy mi błyszczały. Usłyszawszy rozmowę, wyszłam z altanki napotykając jakby przepraszające spojrzenie Harrego. Pan Korey, 86 letni siwiutki mężczyzna, dreptał powoli, jedną ręką opierając się na drewnianej lasce, a drugą trzymał za łokieć Harrego.

- Dzień dobry, mój aniołku - powiedział głośno, sam nie dosłyszał, więc wszystko co mówił, starał się mówić dużo głośniej niż było potrzeba.
- Dzień dobry, panie Korey - cmoknełam go w policzek - jak się miewa pani Ines?
- Och, śliczna jak zawsze, a te jej warkocze... Szkoda, że nie mam już siły w rękach tyle co dawniej, pociągnąłbym ją za nie - zachichotał jak zakochany nastolatek.
- Oczywiście, panie Korey - powiedziałam przysuwając mu krzesło ogrodowe, a Harry odruchowo go na nim posadził - już to widzę - kontynuowałam - prędzej, by nosił ją pan na rękach niż ciągnął za warkocze.

Spojrzałam jeszcze raz do papierowych torebek i powiedziałam:
- Są wszystkie kolory, które lubi pana żona - zaklasnął w dłonie i zwrócił się do Harry'ego.
- To na naszą sześćdziesiątą rocznicę, jutro przyjadą dzieci i wnuki i posadzimy sześćdziesiąt tulipanów, a na wiosnę, jak Bóg da, będziemy podziwiać ich piękno.

Zebrało mi się na płacz i tylko uścisnełam staruszka, nic nie mówiąc. Poklepał mnie po ręce, po czym zbierając się w sobie, wstał ciężko z krzesła.

- Hellen, moja córka- zwrócił się do Harrego - czeka w samochodzie, więc nie będę wam zabierał czasu.

Nagle spojrzał na Stylsa i zapytał.
- Będziesz dla niej dobry?
Harry zaniemówił, a ja przerwałam.

- Panie Korey, Harry to tylko znajomy, wyjeżdża za kilka dni - spojrzałam na Harrego, a on świdrował mnie wzrokiem.
- Jak jest głupi, to wyjedzie - zaśmiał się staruszek.
- Będę dla niej dobry, może być pan pewien - powiedział nie spuszczając ze mnie spojrzenia swoich pięknych oczu.

Pan Korey uśmiechając się pogroził mu palcem
i podreptał do furtki od strony ogrodu. Nagle oczy Harrego pociemniały i w jednym kroku stanął bardzo blisko mnie.

- Tylko znajomy? - wyszeptał, a potem oczy mu rozbłysły - "tylko znajomy" nigdy nie zrobiłby czegoś takiego - powiedział i mocno złapał mnie za ramiona.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro