40
*Harry*
- Panie komisarzu? Cieszę się, że pan przybył na uroczystość - powiedziałem podchodząc do niego z Julią.
Policjant wyciągnął zza pleców bukiet storczyków i podał je stojącej przy mnie dziewczynie.
Uśmiechnął się i powiedział.
- Jak dotąd nikt nas sobie nie przedstawił - wesołe iskierki zaigrały w jego oczach, a ja wyszczerzyłem się jak wariat, bo szczęście mnie rozpierało. Pierwszy raz mogłem teraz to powiedzieć.
- Kochanie, to komisarz tutejszej policji - Julia wyciągnęła dłoń, a komisarz ją uścisnął - a to moja żona Julia Styles.
Gdy do niej dotarły te słowa uśmiech rozjaśnił jej twarz. Skoczyła w moje ramiona, a ja obkręciłem ją wokół siebie.
- Serio? Jak mogłaś mi to zrobić? - usłyszeliśmy krzyk Gem i już wiedziałem o co jej chodzi. Gdy podniosłem żonę, dostrzegła jej bose stopy.
- Oj, Gem - Juls pocałowała ją w policzek - nie gniewaj się, nie dała bym rady iść w tych szpilkach po piasku.
- Daj spokój, ja też jestem na boso, musieliśmy do siebie pasować - wskazałem na swoje bose stopy - a poza tym siostrzyczko, bądź grzeczna, to twoja jedyna bratowa - na to określenie tym razem to Gem się wyszczerzyła.
- Uhhh, niech wam będzie - roześmiała się i poszła do gości.
- Mam dla was prezent - odezwał się ponownie komisarz i podał nam kopertę.
Otworzyłem ją i przeczytałam imię i nazwisko.
- Arkady Scott? Kto to? - spytałem.
- Osoba odpowiedzialna za porwanie, tamtych tylko wynajął, co oczywiście ich nie usprawiedliwia. Znasz go?
- Nie bardzo - Julia pochyliła się i gdy przeczytała, pokiwała w zaprzeczeniu głową.
- Ja też nie.
- Ten facet miał szesnaście lat, gdy poszedł do X Factor. Niestety odpadł, miał jeszcze nadzieję gdy zaczęli czytać wasze nazwiska, to znaczy twoje i chłopców z późniejszego One direction. Niestety jego nie wyczytali.
- Czyli obwinił za to mnie? - spytałem - dlaczego mnie?
- Bo to twoja kariera rozwija się najprężniej i Niala. Do ciebie miał bliżej i miał kartę przetargową czyli Julię.
- Zatem to wszystko z zazdrości? - spytała zdziwiona Juls.
- Kochanie, nie każdy jest taki jak ty - westchnęła, a ja pocałowałem ją w skroń - co teraz?
- Angielska policja już go zatrzymała, porywaczy przewieziono do Anglii, dostaniecie zawiadomienie odnośnie przesłuchania, a potem rozprawy. Napewno posiedzi kilka lat.
- Czyli już wszystko za nami? - spytała moja żona.
- Na to wygląda - odpowiedział komisarz.
- Moi Kochani - podeszła do nas Ann i uściskała nas.
- Do zobaczenia - powiedział komisarz i skierował się do stolików z zimnymi przekąskami.
- Jestem taka szczęśliwa - westchnęła tuląc mnie do siebie, a potem znów uścisnęła Julię.
- Kiedy wyjeżdżacie? - spytała.
- Mamo! - zawołałem, a ona się roześmiała.
- Gdzieś wyjeżdżamy? - spytała moja żona - Harry, nie nadążam za tobą - pocałowała mnie w nos.
- Dziś o dwudziestej mamy samolot.
- Jesteś szalony - zawołała i mocno mnie przytuliła - to gdzie lecimy?
- Niespodzianka - mruknąłem całując ją krótko w usta.
*Julia*
- A czy zanim wyjedziecie mogę zatańczyć z twoją żoną? - usłyszałam głos Mitcha.
Mój mąż uśmiechnął się i skinął głową.
Niepewnie podałam Mi swoją dłoń, zdążyłam jeszcze usłyszeć jak Harry mówi.
- Mamuś, mogę cię prosić do tańca?
Tańczyliśmy z Mi powoli, choć rytmy reage były dużo szybsze.
- Julio, posłuchaj... - zaczął.
- Jest w porządku Mi, nie musisz nic mówić - powiedziałam.
- Wiem, ale chcę. Kocham Harrego, jest dla mnie jak brat. To co do ciebie czuję, nie jest zwykłym zauroczeniem. To równie głębokie uczucie.
- Mi proszę, to nie jest dobry moment.
- Wysłuchaj mnie - poprosił obracając mnie w tańcu.
Westchnęłam i pokiwałam głową.
- Kocham cię i wiem, że nie mogę na nic liczyć, nawet gdybyście się tak szybko nie pobrali - uśmiechnął się smutno - ale chcę być też twoim przyjacielem. Pamiętaj o tym. Jeśli będziesz kiedykolwiek potrzebować pogadać, jeśli będziesz potrzebowała pomocy czy czegokolwiek, pamiętaj, że cię wysłucham i ci pomogę. Zawsze. Bezinteresownie.
- Dziękuję - wyszeptałam i przytuliłam go lekko - teraz ja. Wiem, że w świetle tego co mi przed chwilą wyznałeś możesz uznać, że to nie najlepszy moment, ale... Podobasz się Sarze.
- Co? Skąd takie przypuszczenie?
Był zdziwiony, ale jego kąciki ust uniosły się ku górze.
- Mi, jestem kobietą, widzę takie rzeczy. Widzę jak patrzy na ciebie podczas koncertów, gdy siedzisz i odpoczywasz, widzę jej uśmiech gdy grasz solówki. Nawet teraz patrzy w naszą stronę. Zrób pierwszy krok...
- Nie mogę, to ciebie kocham.
- Mi... I zamierzasz to powtarzać całe życie? Zacznij powoli, od przyjaźni... Co masz do stracenia?
- Już nic...
- No właśnie.
Mi pocałował mnie w policzek, odwrócił się, a gdy Sara mu pomachała powiedział.
- Nikt cię nie zastąpi.
- Jeszcze ci się odmieni - rzuciłam puszczając go, gdy skończyła się piosenka i odwróciłam się w stronę mojego męża.
*Harry*
Obserwowałem Julię, która szła właśnie w moją stronę. Mi poszedł pogadać z Sarą, choć miał jakąś zbolałą minę. W sumie mu się nie dziwiłem. Nie wiem co bym zrobił, gdyby zamiast we mnie, zakochała się w nim. Popatrzyłem na moją żonę.
Była piękna. Rękami podniosła lekko suknię z obu boków, by nie deptać jej w czasie drogi. W drugiej godzinie zabawy słońce zaczęło zachodzić, rzucając różowe światło na jej włosy. Wyglądała jak anioł i choć byłem romantykiem, nawet mnie to zadziwiało, że liczy się tylko ona. Nikt inny. To ona była od dwóch miesięcy sensem mojego życia. To o niej myślałem budząc się i zasypiając. Zrobiłbym dla niej wszystko. Nawet zrezygnowałbym z kariery. Ale miłość polegała na tym, że nigdy, by mi nie postawiła takiego warunku. Gdy była już na wyciągniecie ręki, przyciągnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem.
- Harry, coś się stało? - spytała patrząc mi głęboko w oczy.
- Po prostu jestem dzięki Tobie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Nie miałem pojęcia, że mogę się tak czuć. Tak bardzo cię kocham.
- Ja ciebie bardziej.
Uśmiechnąłem się na te słowa.
Równo o dziewiętnastej trzydzieści, staliśmy z Mi przy samochodzie, a moja żona odwrócona tyłem rzuciła właśnie bukiet, który ku zadowoleniu moje mamy wylądował w dłoniach Gem. Zack od razu porwał moją siostrę w ramiona.
- Możemy ruszać? - spytał Mi, który miał nas odwieźć na lotnisko.
Złapałem Julię za rękę i wsiedliśmy do samochodu. Zaraz za nami wskoczył merdając ogonem, najszczęśliwszy pies na świecie. Nie zwracając uwagi na cenę sukni ślubnej,usadowił się na siedzeniu kładąc na kolanach dziewczyny, ubrudzone piaskiem łapy.
- Mam w sukience trzy dziury, więc i tak już pójdzie na straty - powiedziała.
- Raczej nie będzie ci już więcej potrzebna - odpowiedziałem ze śmiechem.
- Napewno nie - popatrzyła mi poważnie w oczy.
Gdy Mi ruszył zaczęliśmy machać gościom, a oni wesoło pokrzykując żegnali nas życząc udanej podróży.
Niestety za nami podążali ochroniarze. Życie gwiazdy wiązało się z tym, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach, że nawet w podróży poślubnej nie mogliśmy być sami.
- To gdzie się wybieramy? - spytała Julia, patrząc na mnie badawczo.
- Na El Nido, na Filipinach. Będziemy mieć małą bezludną wysepkę dla siebie. Chłopcy będą na wyspie obok znajdującej się kilkaset metrów od nas.
- Ojej, Harry - mruknęła chowając twarz w moją szyję - może nareszcie uda nam się odpocząć bez złych przygód - powiedziała cicho.
- Zrobię wszystko by tak było - wyszeptałem do jej ucha.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro