Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

40

*Harry*

- Panie komisarzu? Cieszę się, że pan przybył na uroczystość - powiedziałem podchodząc do niego z Julią.
Policjant wyciągnął zza pleców bukiet storczyków i podał je stojącej przy mnie dziewczynie.
Uśmiechnął się i powiedział.
- Jak dotąd nikt nas sobie nie przedstawił - wesołe iskierki zaigrały w jego oczach, a ja wyszczerzyłem się jak wariat, bo szczęście mnie rozpierało. Pierwszy raz mogłem teraz to powiedzieć.
- Kochanie, to komisarz tutejszej policji - Julia wyciągnęła dłoń, a komisarz ją uścisnął - a to moja żona Julia Styles.

Gdy do niej dotarły te słowa uśmiech rozjaśnił jej twarz. Skoczyła w moje ramiona, a ja obkręciłem ją wokół siebie.

- Serio? Jak mogłaś mi to zrobić? - usłyszeliśmy krzyk Gem i już wiedziałem o co jej chodzi. Gdy podniosłem żonę, dostrzegła jej bose stopy.

- Oj, Gem - Juls pocałowała ją w policzek - nie gniewaj się, nie dała bym rady iść w tych szpilkach po piasku.
- Daj spokój, ja też jestem na boso, musieliśmy do siebie pasować - wskazałem na swoje bose stopy - a poza tym siostrzyczko, bądź grzeczna, to twoja jedyna bratowa - na to określenie tym razem to Gem się wyszczerzyła.
- Uhhh, niech wam będzie - roześmiała się i poszła do gości.

- Mam dla was prezent - odezwał się ponownie komisarz i podał nam kopertę.
Otworzyłem ją i przeczytałam imię i nazwisko.
- Arkady Scott? Kto to? - spytałem.
- Osoba odpowiedzialna za porwanie, tamtych tylko wynajął, co oczywiście ich nie usprawiedliwia. Znasz go?
- Nie bardzo - Julia pochyliła się i gdy przeczytała, pokiwała w zaprzeczeniu głową.
- Ja też nie.
- Ten facet miał szesnaście lat, gdy poszedł do X Factor. Niestety odpadł, miał jeszcze nadzieję gdy zaczęli czytać wasze nazwiska, to znaczy twoje i chłopców z późniejszego One direction. Niestety jego nie wyczytali.
- Czyli obwinił za to mnie? - spytałem - dlaczego mnie?
- Bo to twoja kariera rozwija się najprężniej i Niala. Do ciebie miał bliżej i miał kartę przetargową czyli Julię.
- Zatem to wszystko z zazdrości? - spytała zdziwiona Juls.
- Kochanie, nie każdy jest taki jak ty - westchnęła, a ja pocałowałem ją w skroń - co teraz?
- Angielska policja już go zatrzymała, porywaczy przewieziono do Anglii, dostaniecie zawiadomienie odnośnie przesłuchania, a potem rozprawy. Napewno posiedzi kilka lat.
- Czyli już wszystko za nami? - spytała moja żona.
- Na to wygląda - odpowiedział komisarz.
- Moi Kochani - podeszła do nas Ann i uściskała nas.
- Do zobaczenia - powiedział komisarz i skierował się do stolików z zimnymi przekąskami.

- Jestem taka szczęśliwa - westchnęła tuląc mnie do siebie, a potem znów uścisnęła Julię.
- Kiedy wyjeżdżacie? - spytała.
- Mamo! - zawołałem, a ona się roześmiała.
- Gdzieś wyjeżdżamy? - spytała moja żona - Harry, nie nadążam za tobą - pocałowała mnie w nos.
- Dziś o dwudziestej mamy samolot.
- Jesteś szalony - zawołała i mocno mnie przytuliła - to gdzie lecimy?
- Niespodzianka - mruknąłem całując ją krótko w usta.

*Julia*

- A czy zanim wyjedziecie mogę zatańczyć z twoją żoną? - usłyszałam głos Mitcha.
Mój mąż uśmiechnął się i skinął głową.
Niepewnie podałam Mi swoją dłoń, zdążyłam jeszcze usłyszeć jak Harry mówi.
- Mamuś, mogę cię prosić do tańca?

Tańczyliśmy z Mi powoli, choć rytmy reage były dużo szybsze.
- Julio, posłuchaj... - zaczął.
- Jest w porządku Mi, nie musisz nic mówić - powiedziałam.
- Wiem, ale chcę. Kocham Harrego, jest dla mnie jak brat. To co do ciebie czuję, nie jest zwykłym zauroczeniem. To równie głębokie uczucie.
- Mi proszę, to nie jest dobry moment.
- Wysłuchaj mnie - poprosił obracając mnie w tańcu.
Westchnęłam i pokiwałam głową.

- Kocham cię i wiem, że nie mogę na nic liczyć, nawet gdybyście się tak szybko nie pobrali - uśmiechnął się smutno - ale chcę być też twoim przyjacielem. Pamiętaj o tym. Jeśli będziesz kiedykolwiek potrzebować pogadać, jeśli będziesz potrzebowała pomocy czy czegokolwiek, pamiętaj, że cię wysłucham i ci pomogę. Zawsze. Bezinteresownie.
- Dziękuję - wyszeptałam i przytuliłam go lekko - teraz ja. Wiem, że w świetle tego co mi przed chwilą wyznałeś możesz uznać, że to nie najlepszy moment, ale... Podobasz się Sarze.
- Co? Skąd takie przypuszczenie?
Był zdziwiony, ale jego kąciki ust uniosły się ku górze.
- Mi, jestem kobietą, widzę takie rzeczy. Widzę jak patrzy na ciebie podczas koncertów, gdy siedzisz i odpoczywasz, widzę jej uśmiech gdy grasz solówki. Nawet teraz patrzy w naszą stronę. Zrób pierwszy krok...
- Nie mogę, to ciebie kocham.
- Mi... I zamierzasz to powtarzać całe życie? Zacznij powoli, od przyjaźni... Co masz do stracenia?
- Już nic...
- No właśnie.

Mi pocałował mnie w policzek, odwrócił się, a gdy Sara mu pomachała powiedział.
- Nikt cię nie zastąpi.
- Jeszcze ci się odmieni - rzuciłam puszczając go, gdy skończyła się piosenka i odwróciłam się w stronę mojego męża.

*Harry*

Obserwowałem Julię, która szła właśnie w moją stronę. Mi poszedł pogadać z Sarą, choć miał jakąś zbolałą minę. W sumie mu się nie dziwiłem. Nie wiem co bym zrobił, gdyby zamiast we mnie, zakochała się w nim. Popatrzyłem na moją żonę.

Była piękna. Rękami podniosła lekko suknię z obu boków, by nie deptać jej w czasie drogi. W drugiej godzinie zabawy słońce zaczęło zachodzić, rzucając różowe światło na jej włosy. Wyglądała jak anioł i choć byłem romantykiem, nawet mnie to zadziwiało, że liczy się tylko ona. Nikt inny. To ona była od dwóch miesięcy sensem mojego życia. To o niej myślałem budząc się i zasypiając. Zrobiłbym dla niej wszystko. Nawet zrezygnowałbym z kariery. Ale miłość polegała na tym, że nigdy, by mi nie postawiła takiego warunku. Gdy była już na wyciągniecie ręki, przyciągnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem.

- Harry, coś się stało? - spytała patrząc mi głęboko w oczy.
- Po prostu jestem dzięki Tobie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Nie miałem pojęcia, że mogę się tak czuć. Tak bardzo cię kocham.
- Ja ciebie bardziej.
Uśmiechnąłem się na te słowa.

Równo o dziewiętnastej trzydzieści, staliśmy z Mi przy samochodzie, a moja żona odwrócona tyłem rzuciła właśnie bukiet, który ku zadowoleniu moje mamy wylądował w dłoniach Gem. Zack od razu porwał moją siostrę w ramiona.

- Możemy ruszać? - spytał Mi, który miał nas odwieźć na lotnisko.
Złapałem Julię za rękę i wsiedliśmy do samochodu. Zaraz za nami wskoczył merdając ogonem, najszczęśliwszy pies na świecie. Nie zwracając uwagi na cenę sukni ślubnej,usadowił się na siedzeniu kładąc na kolanach dziewczyny, ubrudzone piaskiem łapy.
- Mam w sukience trzy dziury, więc i tak już pójdzie na straty - powiedziała.
- Raczej nie będzie ci już więcej potrzebna - odpowiedziałem ze śmiechem.
- Napewno nie - popatrzyła mi poważnie w oczy.

Gdy Mi ruszył zaczęliśmy machać gościom, a oni wesoło pokrzykując żegnali nas życząc udanej podróży.
Niestety za nami podążali ochroniarze. Życie gwiazdy wiązało się z tym, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach, że nawet w podróży poślubnej nie mogliśmy być sami.
- To gdzie się wybieramy? - spytała Julia, patrząc na mnie badawczo.
- Na El Nido, na Filipinach. Będziemy mieć małą bezludną wysepkę dla siebie. Chłopcy będą na wyspie obok znajdującej się kilkaset metrów od nas.
- Ojej, Harry - mruknęła chowając twarz w moją szyję - może nareszcie uda nam się odpocząć bez złych przygód - powiedziała cicho.
- Zrobię wszystko by tak było - wyszeptałem do jej ucha.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro