28
*Julia*
W autobusie podróżowało się naprawdę wygodnie, chyba nawet w hotelu były mniej wygodne łóżka niż tu. Leżałam za kotarą i czytałam książkę młodej, polskiej autorki, którą poleciła mi Ann, a Harry siedział z Mitchem w części dziennej. Trochę układali tekst do nowej piosenki, trochę brzdąkali na gitarach. Do Koloni w Niemczech, gdzie jutro miał być koncert, mieliśmy już tylko siedemdziesiąt kilometrów. A pojutrze pojedziemy do Londynu. Ustaliliśmy z Harrym, że Ann mi spakuje trochę moich rzeczy, a listę wyślę SMS'em. Odłożyłam zatem książkę i postanowiłam zadzwonić do Ann, żeby najpierw porozmawiać. Odebrała po pierwszym sygnale.
- Cześć, kochanie - usłyszałam Ann w słuchawce.
- Dzień dobry, Ann, co u ciebie? - spytałam.
- Och, cudnie, kocham twój ogród, tylko Rocky śpi ciągle przy moich nogach, chodzi wszędzie za mną, jest troszkę nie swój, ale jutro pewnie jak cię zobaczy będzie szczęśliwy.
- Właśnie, Harry mówił, żebym napisała ci listę i przywieziesz mi na koncert kilka rzeczy.
- Oczywiście, napisz, gdybym nie mogła czegoś znaleźć to zadzwonię.
- Super, bardzo
ci dziękuję.
- Nie masz za co, skarbie, powiedz lepiej jak się czujesz?
- Szczerze to staram się o tym nie myśleć, ciąża była na tyle maleńka... pierwszy miesiąc to zaledwie kilka milimetrów, więc fizycznie nic mi nie jest, gdybym nie zasłabła i Harry nie zadzwonił po lekarza, pewnie nawet bym nie wiedziała, że poroniłam... Tylko wiesz, w środku czuję, że byłaby to dziewczynka...
Ann nie odpowiedziała od razu, pomyślałam, że może sama nie wie co powiedzieć, albo przeżywa, nagle ją usłyszałam.
- Skarbie, poroniłaś? Nic nie wiedziałam. Pytałam o nogę.
Zanim się znów odezwałam łzy popłynęły z moich oczu. Ann milczała dając mi czas.
- Wczoraj po koncercie Harry spytał czy za niego wyjdę, wzruszyłam się i myślałam, że dlatego zasłabłam, ale lekarz stwierdził poronienie.
- Skarbie, tak mi przykro... Gdybym była teraz obok...
W tej chwili do części sypialnej wszedł Harry i usiadł za moimi plecami opierając brodę na moim ramieniu.
- Z kim rozmawiasz? - wyszeptał mi do ucha, a mnie pomimo sytuacji o której opowiadałam przeszły ciarki gdy poczułam jego oddech na szyi.
- Z twoją mamą - powiedziałam i dałam na głośnomówiący.
- Cześć, mamuś.
- Harry, nie mówiłeś o ciąży.
Harry objął mnie ramionami.
- Wczoraj dopiero się dowiedzieliśmy, że w ogóle byliśmy... Rano nie mówiłem, bo chciałem powiedzieć ci osobiście - usłyszałam smutny głos Harrego.
- Moi kochani - w głosie Ann czuć było wzruszenie i miłość do nas
- wasz aniołek dostał napewno już skrzydełka.
- Ann... Kocham cię..- wyszeptałam.
- Ja ciebie bardziej.
*Harry*
Gdy Ann się rozłączyła wpatrywałem się w Julię wyszczerzony. Odwróciła się przodem do mnie troszkę zdziwiona uśmiechem na mojej twarzy.
- O co ci chodzi? - spytała, a ja wyciągnąłem dłoń i kciukiem starłem łzy z jej policzków.
- Właśnie usłyszałem jak moja dziewczyna mówi do mojej mamy, że ją kocha, a moja mama odpowiada, "ja ciebie bardziej". Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ile to dla mnie znaczy. Wszystkich w sobie rozkochujesz.
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i oparła o moją klatkę piersiową.
- Nie do końca wiem bo mam tylko brata, ale próbuje sobie to wyobrazić, to trochę tak jak cieszy mnie fakt, że Zack cię polubił.
- Najpierw mi przyłożył - zaśmiałem się.
- Szkoda, że nie ma już mamy, na pewno też by cię pokochała...
- Kochanie, teraz już masz moją...
Na te słowa wtuliła się we mnie jeszcze mocniej. Pociągnąłem ją za sobą na łóżko i przykryłem nas kocem.
- Harry - usłyszałem Mitcha, który potrząsał moim ramieniem - obudź się, za dziesięć minut będziemy pod hotelem.
- Dzięki - mruknąłem i gdy zobaczyłem, że zniknął za zasłoną obudziłem Juls.
- Słońce, zaraz będziemy na miejscu.
- Która godzina? - uśmiechnąłem się słysząc jej zaspany głos.
- Dziewiętnasta dwadzieścia.
- To wyjaśnia dlaczego burczy ci w brzuchu - mruknęła siadając.
- Wcale mi nie burczy! - zaprzeczyłem.
- Taaa, tak samo ci nie burczy, jak i nie chrapiesz.
- Ale ja nie chrapię!
Julia parskneła śmiechem.
- Chrapiesz, chrapałeś już gdy jechaliśmy pierwszy raz do mnie i zasnąłeś w samochodzie.
-To są jakieś pomówienia - rzuciłem łapiąc ją za nadgarstki, pchnąłem ją na poduszkę i uwięziłem jej ręce nad głową - odwołaj to.
- Ale to prawda - zachichotała.
- Jeśli tego nie odwołasz... - świdrowałem ją wzrokiem i choć robiło mi się gorąco, wiedziałem, że teraz Julia musi po wszystkim trochę odpocząć od seksu.
- To? - spytała cicho, a ja poczułem jak drży.
- Toooo - pochyliłem się do niej bardzo powoli i dotykając jej ust przygryzłem jej wargę - jak pojedziemy na urlop odpokutujesz za to - złączyłem nasze usta, ale dziewczyna się wyrwała.
- Jedziemy na urlop? Kiedy? Gdzie? Sami? - pytała ciesząc się jak dziecko.
- Za dwa tygodnie mam dwanaście dni przerwy pomiędzy koncertem we Włoszech, który jest 10 listopada, a koncertem w Singapurze 23 listopada. Miałem ci nie mówić, to miała być niespodzianka, ale skoro mamy razem decydować...
- Oj, Harry - usiadła i zarzuciła mi ręce na kark - to miłe, aczkolwiek nie takie decyzje miałam na myśli - cmoknęła mnie w nos i powiedziała - nie chcę wiedzieć gdzie pojedziemy, wybierz sam miejsce, dobrze?
Uśmiechnąłem się szeroko.
- Dobrze. Kocham cię, Słońce.
- Ja ciebie bardziej- odpowiedziała.
*Julia*
Gdy wysiedliśmy pod hotelem, czekały na nas tłumy fanów i dziennikarze, a raczej na Harrego. Jednak ze względu na moją nogę, już wcześniej załatwił z kierownikiem hotelu, że autobusem podjedziemy od tyłu. Zanim wszyscy się zorientowali byliśmy już w środku.
- Będą zawiedzeni - powiedziałam, gdy jechaliśmy windą na zarezerwowane przez Harrego dwa piętra - szóste i siódme. Mieszkać mieliśmy na siódmym.
- Fanom zaraz to wynagrodzę, a z dziennikarzami mam jutro o dziesiątej konferencję, na której pewnie ty będziesz głównym tematem.
- Nawet mi nie mów. Z tego wszystkiego obiecałam sobie, że nie będę przez kilka dni wchodzić na internet. Może w końcu zapomną.
- Ja za to przy tobie zapomniałem o całym świecie.
Winda zatrzymała się, a na piętrze już czekali na nas ochroniarze Harrego, ponieważ pojechali windą pierwsi by wszystko sprawdzić.
Gdy tylko Harry wniósł mnie do apartamentu i posadził w fotelu, rozsunął suwak swojej torby i wyjął z niej kilka stosików karteczek.
- Co to? - spytałam.
Podszedł i pokazał mi ulotki w trzech kolorach: jasno różowym, żółtym i czarnym. Na każdej z nich było wydrukowane:
"Treat people with kindness" i dopisany autograf Harrego.
- A teraz chodź - podał mi ramię i wstałam. Powoli podeszliśmy na balkon. Gdy tylko Harry otworzył drzwi balkonowe rozległ się taki pisk, że nie mogłam uwierzyć. Było tak głośno, że gdyby nie fakt, że widziałam na którym piętrze wysiedliśmy, była bym pewna, że jesteśmy o wiele niżej. Harry podprowadził mnie pod barierkę i pomachał do ludzi zgromadzonych pod hotelem.
- Boże, chwilkę temu byłam pewna, że nie da się głośniej.
Harry uśmiechnął się ciepło i zaczął ściągać gumki z plików ulotek.
- Proszę - podał mi ze cztery stosiki, sobie zostawiając tyle samo.
- Co teraz? - spytałam podejrzewając.
- Teraz pobawimy się w motylki - roześmiał się takim pięknym śmiechem, że zaparło mi dech, a potem po kolei podrzucał do góry każdy stosik, a ulotki rozsypywały się i jak kolorowe motyle opadały do wiwatujących fanów. Zrobiłam to samo, znów słysząc potęgujące się okrzyki ludzi.
Harry objął mnie od tyłu ramionami i patrzyliśmy w dół dopóki nie opadła ostatnia kartka.
- Jesteś niesamowity, kochają cię... - mruknęłam.
- Fani są naprawdę cudowni i nie mogę ich nie doceniać.
- Ale gdybyś był inny do ludzi, nie kochali by cię.
- Mama mnie nauczyła, że wszystko wraca. Trzeba traktować ludzi z życzliwością...
- wyszeptał zdanie z ulotek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro