Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23

*Julia*

Odkąd dowiedziałam się, że jadę na koncert nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Oczywiście największy problem top "w co mam się ubrać" już na sam występ. Choć wolałam postawić na jeansy i wygodę, z gipsem i szyną, którą wczoraj założył mi w szpitalu Robert było to nierealne. Na podróż ubrałam, a raczej Ann pomogła mi ubrać, szerokie spodnie dresowe po Zacku i bluzkę z długim rękawem oraz sweter. Na koncert miałam naszykowaną bluzę, którą dostałam od Stylsa, koszulkę na cienkich ramiączkach i i rozkloszowaną spódniczkę przed kolano, brązową w drobne różowo beżowe kwiatuszki. Do tego zabrałam skarpetki z koronką w kolorze brudnego różu i brązowe botki z zamszu, a konkretnie jeden. Na rajstopy nie miałam co liczyć, dlatego Ann spakowała mi też koc. Nie mam pojęcia skąd wytrzasneła składany wózek, który schowały z Gem do bagażnika, może od Roberta? Ja miałam jechać na tylnym siedzeniu, obok mojego miejsca wylądowała torba z jakimiś ciasteczkami od Ann, które wczoraj piekła w ilościach jak dla chóru gospel. Pierwotnie Gem miała po koncercie wracać do siebie, ale po pierwsze musiała mnie przywieźć, a po drugie ze względu na udane spotkanie z Zackiem, postanowiła przyjechać do mnie jeszcze na trochę, by mogli znów się spotkać. Teraz oczywiście Zack też asystował przy pakowaniu, ale tak naprawdę zerkał tylko na Gem.

- Zaraz będzie mówił, że to ciebie przyszedł pożegnać - szturchnęła mnie w bok Ann.
- No, no - roześmiałam się.

A potem po prostu pociągnęłam ją za rękę i gdy była zmuszona się nachylić nad krzesłem przytuliłam ją mocno.
- Bardzo ci dziękuję, Ann - wyszeptałam jej do ucha - nie tylko za koncert, za akceptację, wsparcie i opiekę.
- Moja, kochana - ujęła moją twarz w dłonie i pocałowała mnie w czoło - Gem musi mi nagrać jego minę, gdy cię zobaczy, to będzie dla mnie prawdziwa nagroda - powiedziała opuszczając z mojej twarzy swoje ręce i splatając dłonie z moimi - uważajcie na siebie, to w końcu ponad pięć godzin podróży, Gem będzie prowadzić, ale ty mi pisz co jakiś czas, gdzie jesteście.

- Dobrze - posłałam jej z wdzięcznością uśmiech.
- Zack - zawołała Ann- pomożesz siostrze wsiąść?
Zack niechętnie oderwał się od rozmowy z Gem.
- Skoro muszę - podszedł, a ja trzepnęłam go w ramię. Pochylił się całując mnie w policzek i lekko uniósł z krzesła.
- Mogę już sama - powiedziałam chcąc sięgnąć po kule, ale Zack mi to uniemożliwił kierując się już ze mną do samochodu.
- Oszczędzaj siły, bo w Paryżu Gem nie będzie miała jak cię nosić.

Postawił mnie przy otwartych przednich drzwiach, a potem pomógł mi usiąść na dywaniku i jakoś dałam radę podciągnąć się na rękach do tyłu i podnieść pupę na siedzenie. Nogi akurat prosto spokojnie się zmieściły.
- Buziaki, siostruś, daj znać jak dojedziecie - otworzył tylne drzwi i jeszcze mnie przytulił, złożył kule i położył obok na podłodze.

Potem podszedł do Gem, która skończyła się żegnać z Ann.
- To co? Jutro wracacie? - spytał kładąc dłonie na ramionach Gem delikatnie je głaskając.
- Tak, pewnie wieczorem - odpowiedziała.
- Będę mógł zajrzeć... pojutrze, gdy wrócę... ze szkolenia? - dukał Zack, a ja i Ann chichotałyśmy pod nosem.
- To dom twojej siostry, do tego masz klucze, oczywiście, że możesz zajrzeć - wtrąciła się Ann - przyjdźcie z Kaylem na kolację.
- Dobry pomysł - mruknął mój brat i szybko cmoknął Gem w policzek. Zarumieniła się i uciekła do auta.

Była jedenasta, gdy Gem wsiadła i obie pomachałyśmy im na pożegnanie, a potem wyjechałyśmy na trasę by zdążyć na prom.

* Harry*

O dziesiatej rano, czasu europejskiego przylecieliśmy do Francji, do Paryża. Byłem nieprzytomny, bo tak naprawdę zagraliśmy jeszcze zaległy koncert w Nashville, który skończył się kilka godzin temu.
Po pół godzinie już byliśmy w hotelu. Szybko wskoczyłem pod prysznic, gdy wyszedłem pozasłaniałem rolety i jedenastej już leżałem pod hotelową kołdrą. Wziąłem telefon i napisałem do Julii.

Ja:
Powód 29.
Twoje oczy są moim narkotykiem. Działają na mnie tak jak działa amfetamina na zmęczonego człowieka. To one dają mi siłę i budzą do życia, moim marzeniem jest znów je zobaczyć. Kocham je. I kocham ciebie, pamiętaj o tym, jeszcze tylko kilka dni i się zobaczymy.

Dotknąłem "wyślij" i odłożyłem telefon obok poduszki. Po chwili przyszła wiadomość, sięgnąłem, odblokowałem telefon i przeczytałem uśmiechając się szeroko.

Słońce moje:
Powód 21.
Jesteś mój i tylko mój, a ja jestem twoja. I nigdy nie będę nikogo innego. Nawet jeśli ty zdecydujesz inaczej. Kocham.

Ja:
Nigdy nie zdecyduję inaczej, nie żartuj nawet w ten sposób.

Słońce moje:
Przepraszam. Co robisz?

Ja:
Godzinę temu przylecieliśmy i już leżę pod kołdrą, muszę się przespać przed koncertem. A ty, słońce?

Słońce moje:
Ann wymusiła na mnie bym się zrelaksowała. Więc jej posłuchałam. Idź spać Harry, bo wieczorem musisz dać z siebie wszystko. Całuje mocno.

Odesłałem buziaka i jeszcze raz zacząłem czytać to co mi napisała. Odkąd Mitch powiedział mi o swoich uczuciach do niej, chciałem jej zapewnienia, że jest moja i dostałem je w SMS'ie, choć nie miała pojęcia, że tego potrzebuję.
Przeczytałem go kilka razy i już uspokojony z telefonem w ręce zacząłem zasypiać.

*Julia*

Ja:
Ann, już jesteśmy na miejscu. Oczywiście ochroniarze wpuścili nas na teren sali koncertowej, bo Gem tu przecież wszyscy znają. Podobno Harry już przyjechał. Napiszę po koncercie, dziękuję ci raz jeszcze. I chyba cię kocham.

Mama Harrego:
A ja nawet nie chyba. Baw się dobrze kochanie. Uściskaj Harrego.

*Harry*

Mitch zaczął zbierać swoje rzeczy z busa gdy podjechaliśmy pod tylne wejście. Reszta była w drugim.
- Wychodzisz już? - spytał.
- Potrzebuję jeszcze kilkunastu minut - mruknąłem nie patrząc na niego. Rozumiałem, że serce nie sługa, ale wcale tego nie chcąc podchodziłem do Mitcha z dystansem, co zauważyła też już reszta zespołu. Widziałem, że go to męczy, byłem pewien, że nie wywinie mi żadnego numeru, ale i tak jakoś nie umiałem się na nowo przed nim otworzyć.

- Harry ... Możemy pogadać?
- Mitch, kocham cię, ale daj mi czas... Ufam ci, ale muszę się z tym oswoić.
- Dobrze. Też cię kocham - westchnął głośno i zrezygnowany wyszedł. Siedziałem w spokoju w autobusie, przyciemnione szyby dawały uczucie odosobnienia, choć nawet tu było słychać gromadzących się fanów. Po raz kolejny już, przed koncertem, odczułem potrzebę przytulenia się do Juls. Tego mi tylko brakowało, co było dziwne, no bo jak mogło mi tego brakować, skoro jeszcze nigdy dziewczyna nie była ze mną przed koncertem i nie przytulała mnie przed wyjściem na scenę. Westchnąłem sam zdziwiony swoimi odczuciami. W końcu wstałem, wyjąłem z szafy pokrowiec z moim garniturem z bordowej satyny w czarne kwiaty, zsunąłem okulary przeciwsłoneczne na nos, wziąłem torbę i wysiadłem z autobusu.

Zrobiłem zaledwie kilka kroków gdy usłyszałem.
- Mogę sobie zrobić z panem zdjęcie? - w pierwszej chwili poczułem irytację, bo do jasnej cholery, nikogo mieli tu nie wpuszczać, ale ten głos był tak podobny do... Odwróciłem się powoli na pięcie.

I wtedy znów na jej widok zabrakło mi tchu. Zobaczyłem przed sobą moją Juls. Zmierzyłem ją wzrokiem od stóp do głów, chcąc upewnić się, że to naprawdę ona. Włosy miała rozpuszczone, moja bluza opadała lekko z jej ramienia, ukazując ramiączko koszulki oraz tatuaż róży. Na samą myśl, że będę mógł zsunąć je niżej i pocałować to miejsce dostałem gęsiej skórki. Do tego ta słodka spódniczka w łączkę, i cudowna koronka wystające ponad jednym botkiem bo do tego była oczywiście druga noga na szynie.

- Cześć, braciszku - powiedziała stojąca obok z bananem na twarzy Gem. A ja po prostu puściłem pokrowiec z garniturem i torbę, złapałem moją dziewczynę, która rzuciła kule i uniosłem ją do góry tuląc w ramionach. Ulga jaką odczułem nie mogła się równać z niczym innym. Zakręciłem się słysząc jej radosny śmiech. Odsunałem głowę chcąc spojrzeć w jej oczy.

- Boże, Słońce, co ty tu robisz? - znów ją mocno przytuliłem, potem po prostu podniosłem pod kolanami i trzymałem w ramionach wtulając nos w jej włosy. Wszystko przestało się liczyć. Była przy mnie. Serce waliło mi z wrażenia. I choć gips zaczął mi ciążyć powiedziałem.
- Już cię nigdy nie wypuszczę - wpatrywałem się w jej oczy, które śmiały się do mnie.
- "Helloł"? Też tu jestem - rzuciła Gem z sarkazmem, jednak po jej minie widziałem jak bardzo się z nas cieszy. Postawiłem delikatnie Julię na ziemi i przytrzymałem ją rękami w tali.

- Cześć, Gem - pochyliłem się lekko w stronę siostry, a ona podeszła bliżej i cmoknęła mnie w skroń.
- Mógłbyś chociaż udawać, że na mój widok też się cieszysz - rzuciła w żartach. Rozłożyła wózek dziewczyny, podniosła z ziemi moją torbę, pokrowiec z garniturem i kule, ułożyła to wszystko  cierpliwie na wózku i spytała tylko:
- Gdzie mam z tym jechać?
- Czerwone drzwi - mruknąłem i trzymając Juls, by nie upadła  przywarłem zachłannie do jej ust.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro