Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14

*Mitch*

Julia zabroniła mi pod karą śmierci wracać na tę noc do hotelu, ale oczywiście uparłem się, że będę spać na kanapie, żeby im nie przeszkadzać na górze. Z wielką ulgą i radością zerkałem na nich, przeglądając kolekcję płyt. Harry właśnie szukał czegoś w szafce.

- Słońce, a oregano? Masz gdzieś? - spytał dziewczynę.
- Mam, zaraz przyniosę - powiedziała wycierając dłonie w ręcznik.

- Świeże oczywiście - powiedział patrząc na mnie Harry, a w jego oczach widziałem dumę, z tego, że Julia jest właśnie taka.

Gdy wyszła na ogródek oboje stanęliśmy przed drzwiami i patrzyliśmy jak Rocky biega wokół jej nóg.
- Mitch, ona jest cudowna - powiedział mój przyjaciel.

- Widzę, cieszę się też, że czasem wiem lepiej czego tak naprawdę potrzebujesz.
- Taaa - mruknął - nie wiem co by było gdybyś jej nie podpuścił. Wyjechałbym jak głupek, raniąc ją i siebie. Boże, jestem takim idiotą Mitch.
- Taaa - mruknąłem - z grzeczności nie zaprzeczę.
- Oh, pieprz się - odpowiedział i parskneliśmy śmiechem.

Zarzuciłem mu rękę na ramię i staliśmy tak dopóki Julia nie wróciła z ogrodu.
Gdy weszła do kuchni Harry od razu musnął jej dłoń, gdy przechodziła do zlewu umyć zioła. Widziałem to już któryś raz w ciągu półtorej godziny, którą spędziłem z tą dwójką. Spontanicznie szukali siebie, przechodząc, siadając, gotując.

To było tak naturalne jak rozmowa.
Gdy Julia umyła zioła, Harry poskubał trochę do wyłączonego już sosu. Potem ona wyjęła talerze, a on odcedził makaron. Ona wyjęła sztućce, a on nałożył makaron. Ona wzięła garnek z sosem, a on nalewkę do sosu. Cały czas uzupełniali się bez słów. Nawet dla mnie to było niesamowite. Gdzieś słyszałem, że jeśli się spotka tę połówkę, która jest przeznaczona dla ciebie, znikają nieporozumienia jakie miałeś z innymi dziewczynami i to właśnie obserwowałem teraz.

Usiedliśmy do kolacji i muszę przyznać, że było pyszne. Potem przeszliśmy na werandę. Julia chciała iść po trzeci fotel, ale Harry zgarnął ją po drodze na swoje kolana. Pies spał przy jego nogach, a dziewczyna leżała wtulona w jego szyję, a ja nie mogłem się na nich napatrzeć. Na dworze było już ciemno, choć gdzieniegdzie jeszcze było widać różowe światło zachodzącego słońca. Było po dwudziestej pierwszej.

- Właśnie trwałby koncert w Nasville, gdyby oczywiście spełnili nasze warunki - westchnąłem.
- Mieliście mieć dziś koncert? - spytała Juls nie podnosząc głowy.
- Tak, ale arena, na której mieliśmy zagrać nie miała po remoncie odbioru inspektora budowlanego, coś z bezpieczeństwem w razie pożaru - dopowiedział Harry.
- Jakoś nie żałuję - odpowiedziała na co Harry cmoknął ją w czubek głowy - a jutro gdzie gracie?
- W Chicago.

- Lecicie jutro do Stanów? Zdążycie? - spytała.
- Zdążymy, reszta zespołu poleciała wczoraj, my jutro po dziesiątej lecimy prywatnym samolotem, około osiemnastej trzydzieści powinniśmy być na miejscu, więc będziemy mieli jeszcze dobre dwie godziny do koncertu.
- Hmm - westchnęła, a w jej oczach dostrzegłem łzy.
- A kiedy wracacie do Europy? - smutek w jej głosie był wyczuwalny.

- Czekaj, dziś jest 25 września- Harry zamknął oczy i liczył - chyba 23, aaa nie, 25 października mamy koncert we Francji, będziemy miesiąc w Europie, a potem 23 listopada Singapur i Australia.
- Umrę - usłyszałem głos dziewczyny.

- A może pojedziesz z nami jutro? - Harry ożywił się jak dzieciak.
- Nie dam rady tak z dnia na dzień, musiałabym zabezpieczyć ogród przed zimą, poprosić Zaca albo Kayla by wzięli psa lub tu zamieszkali...  Przygotować nasiona i cebule, bo mam już kilkadziesiąt zamówień na przyszły tydzień.

- A może za miesiąc? Pojechała byś z nami  do Australii?- patrzył na nią z nadzieją.
- Nigdy nigdzie nie byłam poza Anglią - powiedziała -  Ile  by  kosztowała taka  podróż? 
Harry popatrzył na nią i potem na mnie, widziałem jak się uśmiecha, i wiedziałem o czym pomyślał, bo nie dalej jak tydzień temu rozmawialiśmy na ten temat. Oczywiście wszystko związane z podróżą Juls wpisalibyśmy w koszty, a zresztą pieniądze dla Hazzy nie stanowiły problemu, ale cieszyło go, że Julia myśli w ten sposób, że nie traktuje go jak bogatego gościa, tylko jak Harrego Stylsa.

- A propos, skoro mowa o podróży, muszę się wyspać, bo dziś w nocy zabalowałem i spałem tylko dwie godziny, także zostawię was teraz, wybaczcie.
Uśmiechnąłem się widząc powątpiewanie w oczach Hazzy. Dobrze wiedział, że nie znoszę wielkich imprez, jeśli już to takie pokojowe nasiadówki i wiedział, że nigdzie wczoraj nie byłem.
Zebrałem kilka naczyń, poklepałem Harrego po plecach i ruszyłem do domu.

- Dobranoc Mi - usłyszałem Julię i śmiech Harrego.
- Mi? - już wiedziałem patrząc na szczerzącego się przyjaciela, że od dziś będzie tak mnie nazywał.

*Julia*

Gdy Mi już zamknął drzwi podniosłam się i popatrzyłam na Harrego.

- Przepraszam cię...
- Przestań - powiedział składając na moich ustach krótki pocałunek. - Zachowałem się jak dupek.
- Nie mów tak- znów wtuliłam się w jego szyję - bałam się zaryzykować bo boję się bólu i odrzucenia.
- Gdybyś choć na chwilę mogła wejść do mojej głowy i znać  moje myśli, wiedziałabyś, że i ja się tego obawiam, choć mama wpoiła mi pewność siebie i wiem, że zawsze byłem, jestem i będę kochany.

- Nie mogę wejść do twojej głowy, ale ty możesz wejść we mnie - powiedziałam, choć nie wiem co mnie podkusiło, po prostu od razu mi się tak skojarzyło.
- Kilka dni ze mną i już się zrobiłaś taka niegrzeczna? - mruknął Harry w moje włosy.
- Wystarczyło siedemdziesiąt pięć godzin, by Harry Styles, łamacz kobiecych serc sprowadził mnie na złą drogę.

- To nie było zabawne - usłyszałam złość w jego głosie.
- Harry, żartowałam, przepraszam, ale nie uważam tak, wiem, co zawsze mówiłeś gdy tylko ktoś chciał słuchać, że już nie masz siły tego wszystkiego prostować bo paparazzi i tak wiedzą swoje.

- W porządku, słońce - pocałował mnie w czoło - a teraz muszę ci zapłacić zgodnie z umową za te siedemdziesiąt pięć godzin.
- Seksem? - spytałam.
- Rany, ty tylko o jednym - roześmiał się, a w jego śmiechu usłyszałam szczęście.

*Harry*

Objąłem ją mocniej ramionami.
- Oczywiście ta piosenka w ogóle nie pasuje w chwili obecnej do naszej sytuacji, ale umowa to umowa - podniosła głowę i pocałowała mnie w dolną szczękę.
- Zatem płać...

Cicho zacząłem śpiewać do jej ucha Girl Crush, skupiłem się na jej oddechu, który stał się urywany, po chwili poczułem na swojej szyi łzy, ale śpiewałem dalej. Gdy zaśpiewałem do końca powiedziała:

- Dziękuję ci, zawsze na niej płaczę...- wyszeptała.
- Ja może nie zawsze, ale często.
- Słyszałeś o czymś takim jak muzyczny orgazm?
-Tak - uśmiechnąłem się - też to masz?
Pokiwała głową.

- A propos orgazmu - zaczęła.
-Boże, stworzyłem potwora- zaśmiałem się i zacząłem ją gilgotać. Wierciła sie, aż prawie spadła na deski podłogowe.
-Harry, przestań, już nie mogę- śmiała się w głos, aż Rocky zaczął poszczekiwać i wariować koło nas.

-Przestanę, jeśli spojrzysz na mnie i to powiesz.

Popatrzyła na mnie, prosto w moje oczy i wyszeptała:
- Kocham Cię, Harry...
- Kocham Cię, słońce...

Gdy zamknęliśmy dom była zaledwie dwudziesta druga, to wcześnie jak na nas.
Kiedy zacząłem myśleć w liczbie mnogiej? Weszliśmy na górę do jej pokoju, Julia wzięła z szafy nasze ręczniki i bez słowa pociągnęła mnie do łazienki. Zapaliła światło nad lustrem. Gdy przekręciła zamek w drzwiach serce zaczęło mi mocno bić. Jakbym miał brać prysznic z kobietą pierwszy raz. Ale to była przecież właśnie ONA.

Zapaliła świeczki, które miała porozkładane wokół wanny i na szafce przy kabinie, a potem zgasiła światło. Pochyliła się nad wanną i odkręciła wodę. Wlała do wanny jakiś płyn do kąpieli, który pachniał bzem, potem otworzyła szafkę i wyjęła ze słoika jakieś suszone płatki kwiatów.

- Z twojego ogrodu? - spytałem retorycznie.
Odwróciła się, uśmiechnęła do mnie i zaczęła rozpinać mi koszulę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro