52. Wydawał się zagubiony.
— Dobra robota — skomentował Greg, klepiąc Luke'a po plecach, kiedy zatrzymali się na skrzyżowaniu na czerwonym świetle. Co prawda, nie wszystko poszło zgodnie z ich planem, ale teraz w głowie bruneta tworzył się nowy, który świetnie łączył się z dzisiejszą, niezbyt udaną akcją morderstwa Gabriela. Zawsze trzeba było mieć plan awaryjny, właśnie na takie sytuacje, racja?
— Dobra robota? — zakpił Hemmings, poprawiając bandaż na swoim ramieniu, który niemal całkowicie przeciekł już krwią. Był wściekły na Liama i jego cholerną wścibskość oraz zgrywanie bohatera. Liczył na to, że kiedy już naskarży Horanowi, to ten zabije go za zdradę, tak jak zrobił to ze swoją przyjaciółką. Chociaż... jeśli Crawford faktycznie nie przeżyje, to prędzej czy później, poczucie winy zeżre go od środka i sam zapragnie, aby ktoś odebrał mu życie. — Wyszło kompletnie nie tak, jak miało. Miał być martwy, miał być to nasz punkt kulminacyjny w całej tej akcji, a pieprzony Payne wszystko skomplikował! — warknął, uderzając dłonią w kierownicę. — Mogłeś zabić ich obu, dlaczego niczego nie zrobiłeś tylko stałeś jak ta ostatnia pizda?
— Jeśli bym go zabił nie byłoby zabawy, rozumiesz? — roześmiał się Horan — Teraz Liam wszystko opowie mojemu braciszkowi, a ten sam odbierze mu życie. Kiedy dowie się, że to wszystko to prawda, załamie się, że odebrał życie swoim najlepszym i najbardziej zaufanym ludziom. Myśl logicznie, Luke. Im więcej się wydarzy, tym bardziej będzie cierpiał — puknął go palcem w czoło — Mam nowy plan, teraz wystarczy jedynie czekać.
— Może byś się nim podzielił, co? — ruszył z piskiem opon. Mógł poszaleć na drodze, gdyż było późno, nikt inny oprócz nich nie jeździł - ulice świeciły pustkami.
— Wszystko z czasem. Teraz zawieź mnie do Zayna, muszę z nim porozmawiać — oznajmił.
— Myślisz, że naprawdę zerwie kontakt z Niallem? — spytał, zerkając na niego kątem oka.
— Mam go w garści, Luke. Je mi z ręki, jest naiwny i to w końcu ja jestem jego przyjacielem, racja? Był świadkiem morderstwa, uwierzył, że to Niall zabił Gigi, ma dowody niemal jak na tacy. Nie utrzymuje z nim już kontaktu i widzę, że mojego braciszka trafia jasny szlak. Wystarczyło okazać mu odrobinkę czułości, zrozumienia i zaoferować pomocną dłoń, aby się przywiązał — mruknął, odpinając pasy — To dopiero naiwny dzieciak.
— To trochę smutne — westchnął Hemmings, skręcając — W sensie... nikt przez całe życie, od śmierci waszej matki, nie okazywał mu uczuć. Nikt go nie przytulał, nikt nie dawał mu buziaków w czółko i wystarczył taki Zayn, aby całkowicie dla niego przepadł i zmienił się niemal nie do poznania.
— Przestań — burknął, zaciskając dłonie w pięści — Nie obchodzi mnie on, nie obchodzi mnie jego naiwność. To jedynie kolejny dowód, że nasz ojciec jest ślepcem i pieprzonym głupcem, powierzając nasz rodzinny interes w jego ręce. Wyobraź sobie, że Malik jest szefem wrogiego gangu i wystarczy kilka miłych słówek w stronę Nialla, a ten bez problemu dałby założyć sobie klapki na oczy i pewnego dnia obudziłby się po prostu bez niczego, a my stracilibyśmy wszystko — prychnął. — To dziecko, nieodpowiedzialne dziecko, które powinno znaleźć się pod ziemią razem z tą suką.
— Nie mów tak o własnej matce — mruknął Luke, zagryzając wnętrze policzka — Wiem, że... było między wami różnie, ale nie możesz jej wyzywać.
— Mówisz tak, bo twoja matka traktuje cię jak największy skarb — wzruszył ramionami — Zatrzymaj się, wysiadam. Przejdę się.
— Ale to już za rogiem.
— Zatrzymaj się, do cholery! — uniósł się, a Luke gwałtownie zahamował — Dziękuję, a teraz łaskawie nie wsadzaj nosa w nie swoje sprawy, bo może źle to się skończyć dla twojego koteczka — posłał mu złośliwy uśmiech, a następnie wysiadł, trzaskając drzwiami.
Wiedział, że Luke był zaskoczony jego słowami, wiedział, że teraz zapewne wzmocni ochronę Michaelowi i będzie uważał na to, co mówi w jego towarzystwie, bo był szalenie zakochany i Greg był pewien, że to w przyszłości go zgubi. Nialla też zgubiło - miłość to zdradzieckie i niebezpieczne uczucie, dlatego on nie kochał nikogo. Ani matki, ani ojca ani swojego brata. Oh, całą tę trójkę nienawidził z całego serca i miał po dziurki w nosie fakt, że młodszy Horan pragnął się z nim spotkać, że widział w nim autorytet. Właśnie na to pracował przez całe ich dzieciństwo, był z tego dumny.
Po kilku minutach znalazł się pod domem Zayna i za pomocą drabiny wdrapał się na dach. Usiadł przy krawędzi i napisał do Malika, aby wpadł na górę, co ten uczynił raptem dłuższą chwilę później. Był wyraźnie zaskoczony jego obecnością i nawet nie próbował tego ukryć.
— Co ty tutaj, do cholery, robisz o tej porze? Na moim dachu! — usiadł obok niego, marszcząc brwi.
— Byłem w okolicy. Nie mogę spać, chyba za bardzo męczą mnie myśli — wyjaśnił spokojnie — Niedługo zbliża się kolejna rocznica śmierci mojej i Nialla mamy, wiesz? To dołujące — wyznał, wzdychając ciężko. — Jesteśmy przyjaciółmi, więc... szukam zrozumienia.
— Oh, racja — wymamrotał, pocierając swoje ramiona na mocniejszy podmuch wiatru — Kompletnie wyleciało mi to z głowy, wybacz. Faktycznie, to już niedługo.
— To już dziesięć lat, wiesz? — spojrzał w górę — Dziesięć lat, odkąd czuwa nad nami — dodał. Greg był po prostu dobrym aktorem, używającym każdej sztuczki manipulatorskiej, aby dotrzeć do celu, który był już naprawdę blisko.
— Przykro mi, Greg — szepnął, patrząc smutno na przyjaciela. Współczuł mu - ojciec w więzieniu, matka nie żyła, brat morderca. On sam nie wytrzymałby w takiej rodzinie. To chore! Wcale nie dziwił mu się, że musiał zniknąć bez słowa.
— To Niall pozbawił ją życia, wiesz? — szepnął, spoglądając na niego kątem oka — To było w niedzielny poranek — kontynuował, a Zayn zaczął mu się uważnie przysłuchiwać, bo prawdę mówiąc nigdy nie dowiedział się, w jaki sposób kobieta zginęła. Poczuł, jak przechodzą go dreszcze, kiedy usłyszał pierwsze zdanie. Jak można było pozbawić życia własną matkę? Niall był chory i widział to coraz bardziej. Greg miał całkowitą rację z posłaniem go do psychiatryka i zamierzał mu w tym pomóc. Ten chłopak naprawdę tego potrzebował — Już w dzieciństwie zachowywał się dziwnie, strasznie się do mnie przyczepił. Nasza matka widziała jego... ciemną stronę, ostrzegała mnie przed nim, ale ja nie wierzyłem jej, wiesz? W końcu to był mój malutki braciszek. Mój promyczek szczęścia, którym chciałem się zajmować — parsknął cicho. — Spakowała siebie i mnie i chciała uciec ze mną do dziadków, aby mnie chronić zarówno przed nim jak i ojcem, który kochał Nialla najbardziej na świecie i dlatego teraz to wszystko należy do niego — oznajmił — Niall jednak dostrzegł nas w ostatniej chwili, chwycił za pistolet i... chwilę później leżała martwa na ziemi — szepnął, przymykając oczy.
Zayn słuchał tego z lekko otwartą buzią, bo dowiadywał się o nastolatku coraz więcej i ogromna sympatia do niego, chęć pomocy w odnalezieniu brata malała z każdą kolejną opowiedzianą historią. Jak dobrze, że nie powiedział mu prawdy i nie skazał Grega na cierpienie! Przecież mógłby zrobić i jemu krzywdę, to okropne, co działo się w tej rodzinie.
— Cholera, ja nie miałem pojęcia — szepnął w końcu.
— To nie jest proste dla mnie — wyznał — Dlatego uciekłem, bo bałem się, że któregoś dnia skończę podobnie. Ma dziwną obsesję na moim punkcie, a ja nie widziałem tego przez dłuższy czas. Nie chcę wracać, jeszcze nie teraz, nie jestem na to gotowy. Kiedy prosiłem cię o to, abyś miał na niego dyskretnie oko chciałem jedynie mieć pewność, że nie zrobi sobie krzywdy, że będzie cały, rozumiesz? Martwiłem się o niego mimo wszystko, ale byłem przerażony, kiedy dowiedziałem się, że masz z nim stały kontakt. Nie chcę, aby ciebie również krzywdził.
— Wydawał się zagubiony — wymamrotał Zayn, mając ciapkę w głowie — Naprawdę wyglądał, jakby cierpiał...
— To tylko gra, Zayn. jest dobrym manipulatorem. Liczył, że wzbudzając w tobie współczucie, pomożesz mu — odparł — Jeśli przytulał cię, całował to również jedynie na potrzeby swojej gry, nie z przyjemności.
— Oh... — szepnął, zaciskając dłonie w pięści. Naprawdę zrobiło mu się głupio i przykro jednocześnie, bo hej, myślał, że to jednak coś więcej z jego strony. Mimo tego kim był i co zrobił, myślał, że ma swoją uroczą i delikatną stronę, którą pokazał tylko jemu, ale jak widać cholernie mocno się pomylił. Był tylko pieprzonym, naiwnym pionkiem.
— Przepraszam, że nie powiedziałem ci wcześniej — mruknął Greg, wstając — Po prostu uznałem, że to dobra okazja, aby wyjawić ci tę informację. Proszę, uważaj na niego, nie rozmawiaj z nim i... unikaj go, dobrze? Naprawdę nie chcę, aby stała ci się krzywda.
— Dobrze — powiedział cicho — I Greg... pomogę ci. Myślę, że twój brat naprawdę potrzebuje pomocy specjalisty.
Horan uśmiechnął się mimowolnie, spoglądając na przygnębionego Malika, który wpatrywał się w gwiazdy.
— Dziękuję, przyjacielu. To wiele dla mnie znaczy, a teraz... wybacz, ale idę do siebie. Dobrej nocy i przepraszam, że najście. Chyba potrzebowałem tej rozmowy.
I nie czekając na odpowiedź, zszedł po drabinie na dół i kręcąc głową ruszył przed siebie. Już niedługo zniszczy Horana i spełni swoje największe marzenie. Czekał na tę chwilę tyle lat, a teraz wystarczyło poczekać kilka dni i będzie spełniony. Ludzie byli tacy ślepi i naiwni, ale nie narzekał, bo wszystko było na jego korzyść.
— Już niedługo spotkamy się, braciszku — szepnął pod nosem, kopiąc kamień prosto pod koła nadjeżdżającego samochodu.
• • •
więc... od tego rozdziału piszę to ff sama.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro