29. Kurwa, jeszcze jego brakowało mi do pełni szczęścia.
Zayn od dłuższego czasu z lekko przygryzioną dolną wargą przyglądał się, połowicznie śpiącemu na nim Niallowi, przytulonemu do jego klatki piersiowej z ręką, obejmującą jego talię oraz nogą, zarzuconą przez biodro. Niebieskooki spał jak zabity, jednak w oczach Malika wyglądał jak aniołek. Miarowy oddech, włosy opadające na czoło oraz mocny uścisk, sprawiały, że nastolatek wyglądał niewinnie oraz w pewnym stopniu uroczo.
Czując jak Niall wzmacnia uścisk, Malik zdał sobie sprawę, że ten chłopak wewnętrznie naprawdę potrzebował czułości i troski. Przez całą noc spał do niego przylepiony, a ta sytuacja z wczoraj... miał nadzieję, że nie będzie jej żałował.
— Niall? Śpisz? — spytał cicho, nie chcąc by ten po obudzeniu doznał szoku. Chłopak jednak nie drgnął, wywołując u Malika ciche westchnienie, które zaraz zamienił w delikatny uśmiech. Niepewnie nachylił się nad Horanem, a następnie cmoknął go w czoło, przymykając oczy. Niech nastolatek dozna bliskości drugiego człowieka, chociaż w momencie, w którym spał. Każdy czasem potrzebuje przytulenia.
Niall zamruczał cicho, zaczynając się wiercić.
Malik odsunął się od chłopaka, bojąc się, że posunął się za daleko i dostanie po głowie zaraz jak Niall opuści krainę snów. Chwilę później niebieskooki zaczął się przebudzać, mrugając kilkukrotnie oczami, aby przyzwyczaić je do światła dziennego. Odwróciwszy głowę i zobaczywszy Zayna tuż obok siebie odepchnął się gwałtownie, spadając na podłogę. Okej, przez chwilę miał wrażenie, że cała ta sytuacja z pocałunkiem to był jeden, wielki sen, ale jak widać naprawdę do tego doszło.
— Wszystko gra? — spytał ciemnooki, zrywając się z kanapy i kucając przy młodszym.
— Nie, umieram. Upadek śmiertelny — odparł poważnym głosem, zaraz jednak uśmiechając się delikatnie. Zayn się o niego martwił? Uroczo.
— Na pewno? Ostatnio, jak tak mój kolega spadł to złamał rękę — powiedział przejęty.
— Zayn, ja tylko spadłem z kanapy — westchnął — Trochę boli mnie tyłek, ale przeżyje — dodał pewnie, zerkając na rękę chłopaka — A jak twoja ręka?
— Boli trochę — przegryzł wargę, wracając do rzeczywistości.
Niebieskooki, gdy miał już odpowiedzieć, usłyszał wibracje, wydobywające się z jego telefonu, leżącego na stoliku. Podniósł się, sięgając po niego, a następnie widząc połączenie od Louisa zdziwiony przeciągnął palcem po ekranie.
— Liam został uprowadzony!— krzyknął szatyn, zaraz po tym jak jego przyjaciel odebrał.
— Co? Jak to, kiedy? — poderwał się na równe nogi.
— Późnym wieczorem, kiedy wszyscy zbierali się już do domów. Wpadła uzbrojona gromada, mierząc w naszych z broni. Skończyło się na tym, że zabrali tylko Liama, mówiąc, że jeśli chcesz zobaczyć go w jednym kawałku to masz się do nich odezwać — opowiedział.
— Ja pierdole... Ale kto był? Hemmings? — spytał, łapiąc się dłonią za włosy, za które pociągnął.
— Coś ty, to był Gabriel — burknął. Niall doskonale znał Crawforda, jednak nigdy nie doszło między nimi do bezpośredniego konfliktu.
— Kurwa, jeszcze jego brakowało mi do pełni szczęścia — warknął — Zaraz będę i pomyślimy co dalej — dodał, kończąc połączenie.
— Coś się stało? — spytał zatroskany brunet. Martwił się o tego małego gówniarza, nie jego wina.
— Tak... Znaczy nie... Znaczy muszę już iść — mruknął, idąc w stronę drzwi.
— Co się stało? Niall, może pomogę? — nie dawał za wygraną, łapiąc go za nadgarstek.
— Nie, nie pomożesz — wyrwał rękę, zakładając buty.
— No tak mogłem się domyślić — prychnął, idąc w kierunku swojej sypialni. Horan chciał tylko chwile odskoczni i tyle. Znowu odpychał go od siebie i wszystko zataiał.
Niall nie zwracając uwagi na słowa starszego wybiegł z jego mieszkania od razu, kierując się do bazy. Głowa bolała go niemiłosiernie i wiedział, że powinien przeprosić bruneta za wczorajszy wieczór, jednak nie było na to czasu. Teraz liczyli się tylko jego ludzie i kolejny chory plan Gabriela, który z pewnością zaczął już realizować. Czego chciał od niego? To z Gregiem powinien wyrównać swoje porachunki, nie z nim!
* * *
— Dobra teraz jak na spowiedzi — zaczął Louis, kiedy wraz z Niallem weszli do głównej bazy — Gadaj, dlaczego nie odbierałeś moich telefonów? Dzwoniłem kilkanaście godzin i dobiłem z pewnością dwustu połączeń. W pewnym momencie, kiedy nawet nie było cię w domu, zacząłem myśleć, że ciebie też już dopadli — mruknął niezadowolony, jednak zaraz uniósł swoje spojrzenie na twarz nastolatka, podchodzącego do swojego biurka — A może to wszystko miało to związek z tym, że widziany byłeś ostatni raz z Zaynem, hm? — uśmiechnął się złośliwie.
— Nie odbierałem, bo spałem — mruknął, wywracając oczami. Nie chciał tłumaczyć się przyjacielowi z takich rzeczy, Louis nie mógł dowiedzieć się, co zaszło między nim a Zaynem, bo jeszcze ubzdura sobie, że ten się zakochał.
Niby miał zniszczyć ciemnookiego za jego pierwszy dzień w szkole, ale teraz... niekoniecznie widziało mu się ośmieszanie bruneta bądź jakiekolwiek ranienie go. Nawet chęć jednorazowego pieprzenia go, minęła zadziwiająco szybko. Niall nie potrafiłby skrzywdzić starszego, nie po tym wszystkim, co dla niego zrobił.
— Przespałeś się z Zaynem?! — zdziwił się Louis po krótkiej analizie.
Niall prychnął, uderzając chłopaka otwartą dłonią w tył głowy.
— Popieprzyło cię do reszty? — uniósł brew.
Tomlinson zaśmiał się cicho, patrząc na przyjaciela wyczekująco. Chciał wiedzieć, co działo się między nim a Malikiem - Katy, siedząca podczas meczu na trybunach, streściła mu, co stało się na boisku i jak na faul zareagował Irlandczyk. To zdecydowanie nie było w jego stylu, więc coś musiało być na rzeczy.
Chłopak westchnął, opierając się o biurko. — Zawiozłem go do szpitala, później podwiozłem do domu i tak się złożyło, że zostałem u niego na noc — wzruszył ramionami, pomijając incydent z pocałunkiem — Cała historia. Możemy zająć się teraz Liamem? — zmienił temat.
— W porządku — wywrócił oczami — Dzisiaj rano znaleźliśmy kartkę, na której było napisane, że masz jutro przyjść o dwudziestej do starych magazynów, znajdujących się przy lesie. Sam — podkreślił — Mamy dokładne współrzędne — dodał, patrząc na przyjaciela.
— Bardzo kurwa kreatywnie, Gabryś — wywrócił oczami, przymykając oczy — Skąd oni kurwa wytrzasnęli lokalizację naszej bazy?
— Nie mam bladego pojęcia — odparł, wzdychając ciężko.
— Musieli nas śledzić w takim razie — mruknął Niall, zaraz dostając olśnienia. Jeśli obserwowali jego to z pewnością zauważyli jak blisko był z Malikiem. Horan miał nadzieję, że nie zrobią mu krzywdy i pewien był, że musi starszemu załatwić ochronę. Jego wrogowie nie dostaną go w swoje ręce za żadne skarby.
— Jeśli śledzili ciebie, to śledzili również mnie — powiedział Louis, mając w swojej głowie wizerunek Harry'ego. Cholera.
— Musimy być bardziej uważni — mruknął Niall — Jestem ciekawy, czego ode mnie chce. Przecież nigdy nie mieliśmy żadnego konfliktu — westchnął, przecierając twarz dłonią.
— Cóż, jutro się wszystkiego dowiemy — mówiąc to Tomlinson poklepał turkusowowłosego po ramieniu, a następnie ruszył w stronę drzwi wyjściowych — A i najlepiej będzie jak znajdziemy nowa bazę.
— Też o tym pomyślałem — odparł chłopak — Zajmę się tym — zapewnił. Jego obowiązkiem było dbanie o bezpieczeństwo swoich ludzi. — Ah i Louis — dodał szybko, zanim szatyn wyszedł — Mam prośbę.
Szatyn odwrócił się, patrząc na niego znad swojego ramienia.
— Załatw Zaynowi ochronę — powiedział, siadając na fotelu przy biurku, a następnie patrząc na Louisa.
— Od kiedy obchodzą cię inni? — zdziwił się.
— Na obecną chwilę obchodzi mnie tylko on — burknął — Zrób to, o co cię proszę — odwrócił wzrok na komputer.
— Zrobię — westchnął ciężko, nie chcąc dać za wygraną — Ale powiedz mi, co jest między wami. Do tego jeszcze ten wybuch na boisku podczas meczu — dodał, patrząc na chłopaka, który wyprostował się gwałtownie.
— Skąd o tym wiesz? — zmarszczył brwi, zaraz jednak przypominając sobie, że na trybunach siedziała Katy, której kazał zająć się osiłkiem z drużyny przeciwnej — Zresztą to nie twoja sprawa — mruknął, machając na to ręką.
— Jestem twoim przyjacielem Niall. Możesz mi powiedzieć.
Louis poczuł się nieco zraniony. Dlaczego Horan mu nie ufał? Przecież nie miałby nic przeciwko miłości jego i Zayna - cieszyłby się szczęściem blondyna. Może to Malik ukierunkowałby go na właściwe tory? Niebieskooki czasami przechodził samego siebie i szatynowi zaczęło zdawać się, że z pomysłu na pomysł było coraz gorzej.
— Nic między mną a nim nie ma — zaczął po dłuższej chwili, wzdychając ciężko — Jedyne, co nas łączy to sprawa Grega, nie jesteśmy niczym więcej. Chcę, aby był bezpieczny, bo jego pomoc jest mi potrzebna, a ta akcja z meczem... tak po prostu wyszło — wzruszył ramionami.
— Jak sobie chcesz — wymamrotał Louis, wychodząc z pomieszczenia.
Nie bardzo wierzył młodszemu, ale nie chciał już się wykłócać. Może jednak mówił prawdę? W końcu on nie umiał z własnej woli troszczyć się o drugiego człowieka, nigdy nie robił czegoś, w czym nie widział korzyści.
• • •
okej, bez bicia przyznam się, że kończą nam się rozdziały i nie mam pojęcia, kiedy zobaczycie następny. mam jeszcze jeden na przyszły tydzień, a później... no cóż, nie wiem. nie mam kontaktu z drugą autorką i pozostaje mi czekać
mogę prosić was o dużo gwiazdek i komentarzy? 🥰💞
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro