11. Gdybym tam był to dopingowałbym temu, który chciał zrobić mu krzywdę.
Zayn szybkim krokiem przechadzał się szkolnym korytarzem, mając nadzieję, że w którymś bocznym przejściu spotka Nialla i jego przygłupiego, niskiego przyjaciela Louisa. Musiał z nimi porozmawiać, zwłaszcza z tym pierwszym, który powoli zaczynał go irytować.
Kiedy spostrzegł, że wspomniany wcześniej blondyn wyłania się zza ściany, łączącej dwa główne korytarze, uśmiechnął się delikatnie pod nosem, a korzystając z okazji, że był przy składziku woźnego, wszedł do niego, zostawiając lekko uchylone drzwi, aby móc obserwować, kiedy niebieskooki będzie przechodził obok pomieszczenia.
Kiedy tak się stało, Malik złapał za drobne ramię blondyna, wciągając go do składziku. Przycisnął drobne ciało do zimnej ściany, a drzwi zamknął nogą, powodując, że po korytarzu rozległ się głośny huk. Nie przejmował się jednak tym w tej chwili.
— Co wy kombinujcie? — warknął od razu, patrząc na zdezorientowanego młodszego chłopaka.
— O co ci chodzi, człowieku? — spytał, unosząc brew. Położył dłoń na klatce piersiowej starszego, chcąc go od siebie odepchnąć.
— Nagle Twój koleżka zrobił się miły dla Harry'ego - tak to go mieszacie z błotem, a teraz ratujecie? Nie wierzę, że nie ma w tym żadnego haka — burknął, dociskając go mocniej do zimnej powierzchni i łapiąc za nadgarstki, które chwilę później uniósł do góry.
— Hola, hola — przerwał, parskając na zachowanie bruneta — Nie mów w liczbie mnogiej, bo ja nie mam z tym nic wspólnego. Gdybym tam był to dopingowałbym temu, który chciał zrobić mu krzywdę — uśmiechnął się sztucznie, unosząc głowę do góry, aby móc spojrzeć na twarz ciemnookiego.
— Ty też jesteś jakiś podejrzany. Od kiedy wspomniałem, że znam twojego braciszka przestałeś podskakiwać — parsknął cicho, wiedząc, że tym tematem doleje oliwy do ognia.
Niall zacisnął mocno szczękę, mając ochotę przywalić wyższemu, ale nie bardzo miał jak. Zginął więc gwałtownie kolano, skutkiem czego, uderzył chłopaka w miejsce intymne, a korzystając z okazji, że ten syknął zdezorientowany z bólu, odepchnął go na bezpieczną odległość.
Zayn, kiedy po krótkiej chwili doszedł do siebie, chwycił mocno młodszego za przedramię. Pociągnął go na podłogę, a kiedy ten na nią upadł, szybko znalazł się między jego nogami. Przycisnął swoje kolano do jego krocza, a nadgarstki przycisnął do podłoża obok głową, samemu nachylając się nad twarzą blondyna, aby uważnie móc skanować każdą najmniejszą oznakę słabości lśniącą w niebieskich oczach.
Osiemnastolatek sapnął, poruszając się pod brunetem niespokojnie. Orientując się, jak wytwarzane tarcia na niego działa natychmiastowo zastygł w bezruchu.
— Jesteś takim rozpieszczonym gówniarzem — powiedział, ruszając delikatnie nogą by się poprawić, przez co ponownie otarł się o ciało Irlandczyka.
Niall zagryzł mocno wargę, aby z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk. Zacisnął pięści, czując jak jego policzki robią się czerwone - sam Horan nie wiedział czy to ze złości czy z podniecenia. Jego ciało zalała fala gorąca, a on czuł jak zaczyna robić mu się duszno.
— Zejdź ze mnie — wykrztusił w końcu, siląc się na spokojny i opanowany ton. Nie było to łatwe.
— Masz się od nas odwalić Horan — mruknął, przyciskając jeszcze mocniej kolano, skutkiem czego czuł rosnący wzwód w spodniach blondyna.
Turkusowowłosy przymknął na moment powieki, aby przeanalizować sytuację. Nie mógł myśleć kutasem, bo za moment przytaknie grzecznie Malikowi, a później rzuci się na niego, aby się zaspokoić. Musiał działać według planu, wiedział, że Zayn robi to specjalnie.
— Zejdź — wysyczał, szybciej oddychając. Obawiał się jakkolwiek ruszyć, aby nie pogorszyć swojej, marnej już, sytuacji.
— Jeśli powiesz coś, co chce usłyszeć — szepnął mu do ucha, chwytając delikatnie między zęby jego płatek.
— Jeżeli w tej chwili nie przestaniesz to gwarantuje ci, że twój przyjaciel nie dożyje jutrzejszego dnia — warknął, przekręcając głowę, aby być jak najdalej od Zayna. Czuł się źle z faktem, że takie drobne gesty podnieciły go, dając Malikowi całkowitą przewagę.
— Masz nas zostawić w spokoju Horan, bo będziemy inaczej rozmawiać — warknął, aby za chwilę podnieść się z podłogi.
Rzucił ostatnie spojrzenie na zrujnowanego i czerwonego chłopaka, a następnie wyszedł z pomieszczenia, trzaskając drzwiami. Uśmiechnął się pod nosem, kierując do sali, w której czekał na niego Harry.
* * *
Niall siedział na murku przed wejściem do podziemi, czekając na Louisa, który był już w drodze do głównej bazy. Dopiero teraz Horan gotów był zdradzić szatynowi cały swój plan, który po dzisiejszej akcji Malika, chciał zrealizować jeszcze bardziej. Zayn doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ma na farbowanego blondyna haczyk, jednakże niebieskooki nie da się tak łatwo - nie z takiego bagna wychodził bez szwanku.
— Jestem! — krzyknął Louis wyskakując zza pleców przyjaciela i siadając obok niego z delikatnym uśmiechem na twarzy.
— Dłużej się nie dało? — uniósł brew, wzdychając — Zresztą nieważne, ważne, że w ogóle raczyłeś się pojawić — odezwał się głośniej, machając nogami.
— O co ci chodzi? — spytał, nie wiedząc jak zareagować na kolejny tego dnia humorek przyjaciela.
— Nie mam humoru — warknął, nie chcąc tłumaczyć Louisowi, co takiego zaszło między nim a Malikiem w składziku woźnego. Tak cholernie łatwo dał się podniecić i absolutnie nic nie zrobił z faktem, że Zayn zdolny był posunąć się do czegoś takiego. Brunet czerpał z tego ogromną satysfakcję, a Horan był zbyt zaskoczony i oderwany od rzeczywistości, aby dać mu jakąkolwiek nauczkę. Przynajmniej tak się usprawiedliwiał.
Gdyby Louis o wszystkim się dowiedział zacząłby widzieć w blondynie kogoś łatwego i słabego, a taka opinia zdecydowanie Irlandczykowi nie odpowiadała.
— Dobra — machnął szatyn lekceważąco dłonią, przechodząc do sedna dzisiejszego spotkania — Mów, co wymyśliłeś. Jestem ciekaw — burknął, wyjmując papierosa z paczki, a po odpaleniu go, zaciągnął się, czując chwilowy błogi stan.
— Masz zaprzyjaźnić się z Harrym — mruknął, niemal od razu — Możecie się nawet pieprzyć, mnie to nie obchodzi, ale musisz owinąć go wokół swojego palca, aby na jedno twoje skinienie był w stanie zrobić wszystko. Manipuluj nim, odciągnij od rodziny i znajomych, zwłaszcza od Malika — mówił, patrząc przed siebie — Masz mieć tego chłopczyka w garści, nieważne jakim sposobem — oblizał dolną wargę — W tym samym czasie moi ludzie będą śledzić Zayna i któregoś dnia w końcu dowiemy się dla kogo pracuje, kim jest. Nie spuszczą go z oka, a kiedy już Zayn zorientuje się w czym siedzi zmuszę go do tego, aby powiedział wszystko, co wie. Jeśli tego nie zrobi, zranisz jego najlepszego, bezbronnego przyjaciela, a w najlepszym wypadku zabijesz, skazując go przed tym na kilkugodzinne tortury, których Malik będzie świadkiem — uśmiechnął się kpiąco pod nosem. Harry był głównym pionkiem, w całej tej grze. — Oczywiście ja osobiście również zajmę się Zaynem, niech nie myśli sobie, że tak łatwo wygrał — dodał.
Louis spojrzał na niego nie dowierzając. Fakt, spodziewał się ze strony blondyna tortur, ale zabójstwa? Może i zabijali, ale nie osoby, które były całkowicie niewinnymi cywilami, których nagłą śmiercią mogłaby zainteresować się policja i media. Było to ryzykowne dla całego gangu, a najbardziej dla Nialla, którego sytuacja już teraz była w nie najlepszym stanie. Wynajęci ludzie nie będą go kryli do końca jego dni. Zmieszany szatyn skinął jedynie głową, kładąc się na plecach i patrząc w rozgwieżdżone niebo.
— Jeśli to nie poskutkuje to sięgniemy po ostrzejsze środki, ale myślę, że Harry powinien wystarczyć — odezwał się po dłuższej chwili Niall — Nienawidzę Malika, naprawdę i wkurwia mnie fakt, że nie mogę go zajebać, bo może mieć informacje dotyczące miejsca pobytu mojego brata. A wiem, że je ma, bo bezczelnie wykorzystuje to przeciwko mnie — warknął, zaciskając pięści.
Louis ponownie pokiwał głową, wiedząc, że odezwanie się w trakcie gorszego momentu Nialla, równać może się z nieprzyjemnościami. Nie warto było go prowokować i denerwować, Tomlinson był zdania, że nawet on zasługuje na chwilę wyżalenia się z tego, co leży mu na duszy. Niebieskooki był dzisiejszego dnia w wyjątkowo złym stanie. W tak złym, że rozweselić go mogła jedynie jedna rzecz. Szatyn po krótkiej chwili namysłu wyciągnął telefon z kieszeni, a po wpisaniu odpowiednich informacji, wysłał sms'a do jednego z pracowników Nialla.
Horan, spojrzał na szatyna kątem oka, unosząc brew do góry.
— Do kogo piszesz? — spytał.
— Do Stana — wymamrotał cicho, wiedząc że jeden niewłaściwy ruch i będzie po jego dobrym planie.
— Po co? — zdziwił się.
— Załatwi ci kogoś byś mógł go albo zabić albo wypieprzyć, musisz się uspokoić, bo z tymi nerwami nic nie zdziałasz — odparł.
— Nie mam ochoty na seks — warknął, przypominając sobie sytuację z dzisiejszego popołudnia — Ale... — zamyślił się, wyjmując scyzoryk z kieszeni skórzanej kurtki — zabić kogoś mogę — wyszczerzył się, zatracając w swojej chorej wyobraźni.
— No właśnie — westchnął drugi, zeskakując z murku, a następnie kierując się w stronę miejsca, w którym spotkać się mieli ze Stanem.
• • •
hej, hej, nie wiem, czy za tydzień pojawi się rozdział, bo kończy się zapas i no, trzeba oszczędzać
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro