Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Horan, kurwa!

  Stukot ciemnych, ciężkich glanów roznosił się echem po okolicy, wywołując gęsią skórkę u przechadzających się tamtędy mieszkańców. Nastolatek, trzymający papierosa między palcami nie bardzo przejmował się obecnością, jakiejkolwiek ludności oraz dziwnymi spojrzeniami, kierowanymi w jego stronę. Malinowe, wąskie wargi drżały lekko z zimna, spowodowanego najprawdopodobniej temperaturą, panującą dzisiejszej nocy w Londynie.

  Chłopak zaciągnął się ostatni raz, stojąc przed opuszczonym budynkiem, znajdującym się w środku miasta. Pokręcił głową, rzucając peta na ziemię, a następnie zgniatając go butem przekroczył pewnym krokiem próg mieszkania, kierując się od razu do zniszczonej, ciemnej piwnicy, z której słychać już było męskie błagania i kobiecy szloch. Nikt nie musiał wiedzieć, że te dźwięki wywołały u nastolatka dziwną ekscytację. Czyż to nie cudowne mieć poczucie, że bezbronni ludzie boją się śmierci, która ma nadejść właśnie z twojej ręki? Od twojego humoru zależy ich marny żywot.

  — Liam, Louis zostawcie go już — odparł nonszalancko, widząc jak dwójka jego przyjaciół pastwi się nad czerwonowłosym mężczyzną. Uśmiechnął się kpiąco, dostrzegając nadzieję w oczach kobiety, siedzącej nieopodal.

  Głupia stara baba, pomyślał kręcąc w niedowierzaniu głową, a następnie oparł się ramieniem o zimną, pokrytą sprejami ścianę. Przygryzł delikatnie wargę, chwilę bawiąc się swoim kolczykiem, a następnie westchnął, wyciągając broń zza paska swoich czarnych, jeansowych spodni.

  — Michael, Michael, Michael — mruknął, podchodząc powoli w stronę przerażonego chłopaka — Co ja teraz mam z tobą zrobić? — spytał, udając zamyślonego — Chyba wiesz, co czeka tych, którzy wchodzą w drogę mojemu braciszkowi, prawda? — uniósł brew, kucając przy nastolatku, który próbował wyszarpać się z lin. — Oh, kotku, przecież obaj dobrze wiemy, że nie dasz rady się rozwiązać — pokręcił głową, przeładowując pistolet, który następnie przyłożył mu do czoła.

  Kobieta, siedząca kawałek dalej zaniosła się spazmatycznym szlochem, błagając nastolatka, aby przestał się wygłupiać i odłożył broń.

  — Jasne, skarbie — zwrócił się do niej, odsuwając pistolet od czerwonowłosego. Po chwili jednak cmoknął z dezaprobatą i skierował spluwę w jej stronę, naciskając "przez przypadek" spust. — Cóż i tak mnie irytowała — westchnął, patrząc na plamę krwi, rozbryźniętą na ścianie. Chłopak zastanawiał się przez dłuższą chwilę czy to nie przypadkiem pozostałości po jej mózgu, jednakże stwierdził, że nie ma to w tym momencie najmniejszego znaczenia. — To jak kotku? — odwrócił się do przerażonego Michaela, który wyglądał w tym momencie, jakby zobaczył ducha. — Powiesz mi z kim współpracujecie? — spytał, wydymając dolną wargę, a następnie musnął pistoletem policzek chłopaka, który na ten gest zaszlochał.

  — Szefie — odezwał się Liam, zbiegający do piwnicy — Hemmings idzie i jest wkurwiony — dodał, odsuwając się, gdy zauważył cień znajomej sylwetki na schodach.

  Chłopak przeklął, podnosząc się z klęczek. Michael, słysząc nazwisko blondyna uśmiechnął się delikatnie przez łzy, mając świadomość, że jest już bezpieczny.

  — Horan, kurwa! — warknął, odpychając Liama z taką siłą, że ten poleciał na ścianę — Ile razy ci mówiłem, że masz nie dotykać moich ludzi? — spytał, posyłając mu lodowate spojrzenie — Jeśli jeszcze raz dostanę cynk, że sprzątnąłeś kogoś z moich szeregów nie będę miły — syknął, podbiegając do przerażonego chłopaka, który po rozwiązaniu wtulił się mocno w jego ciało — Już kruszynko, obiecuję, że ten skurwiel więcej cię nie tknie. Jesteś cały? — spytał, głaszcząc troskliwie chłopca po włosach, a ten skinął głową.

  Blondyn, stojący teraz oparty o ścianę, westchnął wywracając oczami. Hemmings zniszczył mu zabawę, a przecież była mowa, że ma nie wpierdalać się w jego interesy. Osiemnastolatek chciał jedynie sprawdzić czy Luke i jego banda była mu wierna i nie spekulowała za jego plecami.

  Niall był niewyżyty i potrzebował poczuć choć raz w tygodniu woń świeżej, ludzkiej krwi. Nie jego winą było, że wszystkie potencjalne ofiary należały do grupy Luke'a.

  — Daruję ci, że zamordowałeś Crystal na oczach Michaela, ale jeżeli jeszcze raz — podkreślił, biorąc czerwonowłosego na ręce — zbliżysz się do moich ludzi nie wybaczę ci tego. Skończymy współpracować i poślę cię tam, gdzie gang Duna posłał twojego ojca. Nie zapominaj, że wciąż z nimi współpracuje i w każdej chwili mogę przestać się za tobą wstawiać — warknął, a Niall poczuł jak gotuje się w nim krew. Nikt nie miał prawa mu grozić zwłaszcza Luke, którego znał od dziecka.

  — Dobra, spierdalaj — odparł spokojnie, kierując się w stronę wyjścia. Pstryknął palcami, a Liam jak na zawołanie podniósł się z ziemi i popędził za swoim szefem.

  Luke zmrużył oczy, a następnie spojrzał na zapłakanego Michaela, na którego policzku złożył delikatny pocałunek.

  — Nie myślałem, że to powiem, ale — mruknął cicho, patrząc w puste przejście, w którym jeszcze nie wiadomo znajdował się Niall — zamieniasz się w swojego brata, Horan.

  Po tych słowach czerwonowłosy przełknął gulę w gardle, patrząc ze strachem w oczach na ukochanego. Ten posłał mu smutny uśmiech, a następnie szepcząc słodkie słówka udał się z nim na rękach w stronę wyjścia.

_____

Zaczynamy 😈
Liczę na waszą aktywność, komentarze i gwiazdki mile widziane. Im więcej tym szybciej dostaniecie rozdział, więc myślę, że warto.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro