1. Horan, kurwa!
Stukot ciemnych, ciężkich glanów roznosił się echem po okolicy, wywołując gęsią skórkę u przechadzających się tamtędy mieszkańców. Nastolatek, trzymający papierosa między palcami nie bardzo przejmował się obecnością, jakiejkolwiek ludności oraz dziwnymi spojrzeniami, kierowanymi w jego stronę. Malinowe, wąskie wargi drżały lekko z zimna, spowodowanego najprawdopodobniej temperaturą, panującą dzisiejszej nocy w Londynie.
Chłopak zaciągnął się ostatni raz, stojąc przed opuszczonym budynkiem, znajdującym się w środku miasta. Pokręcił głową, rzucając peta na ziemię, a następnie zgniatając go butem przekroczył pewnym krokiem próg mieszkania, kierując się od razu do zniszczonej, ciemnej piwnicy, z której słychać już było męskie błagania i kobiecy szloch. Nikt nie musiał wiedzieć, że te dźwięki wywołały u nastolatka dziwną ekscytację. Czyż to nie cudowne mieć poczucie, że bezbronni ludzie boją się śmierci, która ma nadejść właśnie z twojej ręki? Od twojego humoru zależy ich marny żywot.
— Liam, Louis zostawcie go już — odparł nonszalancko, widząc jak dwójka jego przyjaciół pastwi się nad czerwonowłosym mężczyzną. Uśmiechnął się kpiąco, dostrzegając nadzieję w oczach kobiety, siedzącej nieopodal.
Głupia stara baba, pomyślał kręcąc w niedowierzaniu głową, a następnie oparł się ramieniem o zimną, pokrytą sprejami ścianę. Przygryzł delikatnie wargę, chwilę bawiąc się swoim kolczykiem, a następnie westchnął, wyciągając broń zza paska swoich czarnych, jeansowych spodni.
— Michael, Michael, Michael — mruknął, podchodząc powoli w stronę przerażonego chłopaka — Co ja teraz mam z tobą zrobić? — spytał, udając zamyślonego — Chyba wiesz, co czeka tych, którzy wchodzą w drogę mojemu braciszkowi, prawda? — uniósł brew, kucając przy nastolatku, który próbował wyszarpać się z lin. — Oh, kotku, przecież obaj dobrze wiemy, że nie dasz rady się rozwiązać — pokręcił głową, przeładowując pistolet, który następnie przyłożył mu do czoła.
Kobieta, siedząca kawałek dalej zaniosła się spazmatycznym szlochem, błagając nastolatka, aby przestał się wygłupiać i odłożył broń.
— Jasne, skarbie — zwrócił się do niej, odsuwając pistolet od czerwonowłosego. Po chwili jednak cmoknął z dezaprobatą i skierował spluwę w jej stronę, naciskając "przez przypadek" spust. — Cóż i tak mnie irytowała — westchnął, patrząc na plamę krwi, rozbryźniętą na ścianie. Chłopak zastanawiał się przez dłuższą chwilę czy to nie przypadkiem pozostałości po jej mózgu, jednakże stwierdził, że nie ma to w tym momencie najmniejszego znaczenia. — To jak kotku? — odwrócił się do przerażonego Michaela, który wyglądał w tym momencie, jakby zobaczył ducha. — Powiesz mi z kim współpracujecie? — spytał, wydymając dolną wargę, a następnie musnął pistoletem policzek chłopaka, który na ten gest zaszlochał.
— Szefie — odezwał się Liam, zbiegający do piwnicy — Hemmings idzie i jest wkurwiony — dodał, odsuwając się, gdy zauważył cień znajomej sylwetki na schodach.
Chłopak przeklął, podnosząc się z klęczek. Michael, słysząc nazwisko blondyna uśmiechnął się delikatnie przez łzy, mając świadomość, że jest już bezpieczny.
— Horan, kurwa! — warknął, odpychając Liama z taką siłą, że ten poleciał na ścianę — Ile razy ci mówiłem, że masz nie dotykać moich ludzi? — spytał, posyłając mu lodowate spojrzenie — Jeśli jeszcze raz dostanę cynk, że sprzątnąłeś kogoś z moich szeregów nie będę miły — syknął, podbiegając do przerażonego chłopaka, który po rozwiązaniu wtulił się mocno w jego ciało — Już kruszynko, obiecuję, że ten skurwiel więcej cię nie tknie. Jesteś cały? — spytał, głaszcząc troskliwie chłopca po włosach, a ten skinął głową.
Blondyn, stojący teraz oparty o ścianę, westchnął wywracając oczami. Hemmings zniszczył mu zabawę, a przecież była mowa, że ma nie wpierdalać się w jego interesy. Osiemnastolatek chciał jedynie sprawdzić czy Luke i jego banda była mu wierna i nie spekulowała za jego plecami.
Niall był niewyżyty i potrzebował poczuć choć raz w tygodniu woń świeżej, ludzkiej krwi. Nie jego winą było, że wszystkie potencjalne ofiary należały do grupy Luke'a.
— Daruję ci, że zamordowałeś Crystal na oczach Michaela, ale jeżeli jeszcze raz — podkreślił, biorąc czerwonowłosego na ręce — zbliżysz się do moich ludzi nie wybaczę ci tego. Skończymy współpracować i poślę cię tam, gdzie gang Duna posłał twojego ojca. Nie zapominaj, że wciąż z nimi współpracuje i w każdej chwili mogę przestać się za tobą wstawiać — warknął, a Niall poczuł jak gotuje się w nim krew. Nikt nie miał prawa mu grozić zwłaszcza Luke, którego znał od dziecka.
— Dobra, spierdalaj — odparł spokojnie, kierując się w stronę wyjścia. Pstryknął palcami, a Liam jak na zawołanie podniósł się z ziemi i popędził za swoim szefem.
Luke zmrużył oczy, a następnie spojrzał na zapłakanego Michaela, na którego policzku złożył delikatny pocałunek.
— Nie myślałem, że to powiem, ale — mruknął cicho, patrząc w puste przejście, w którym jeszcze nie wiadomo znajdował się Niall — zamieniasz się w swojego brata, Horan.
Po tych słowach czerwonowłosy przełknął gulę w gardle, patrząc ze strachem w oczach na ukochanego. Ten posłał mu smutny uśmiech, a następnie szepcząc słodkie słówka udał się z nim na rękach w stronę wyjścia.
_____
Zaczynamy 😈
Liczę na waszą aktywność, komentarze i gwiazdki mile widziane. Im więcej tym szybciej dostaniecie rozdział, więc myślę, że warto.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro