TOM 2 - Rozdział 78
Severus z trudem opuścił Dwór Malfoyów, czuł, że robi mu się niedobrze, bo to co wydarzyło się dzisiejszego popołudnia wywarło na nim o wiele większy wpływ, niż godzinne tortury mugoli. Gdy tylko się aportował i już znalazł się przed bramą zamku zakręciło mu się w głowie, przez co zwrócił całą zawartość swojego żołądka. Po kilku minutach doszedł do siebie na tyle, że był w stanie normalnie funkcjonować. Miał ochotę wrócić przed oblicze Czarnego Pana i wygarnąć mu to co on nim myśli, a następnie zabrać Suzanne daleko stąd, gdzieś gdzie będzie bezpieczna, z dala od tego szaleńca. Ale nie mógł. Nie ważne jak bardzo chciał, nie mógł tego zrobić. Na szali było nie tylko życie jego i Gryfonki, ale milionów innych istnień. Na tą myśl jego spojrzenie padło na pasmo brązowych włosów i różdżkę młodej dziewczyny. Kto by pomyślał, że to wszystko się tak potoczy? Z bólem ruszył w stronę gabinetu dyrektora, marząc, żeby to nie on był zmuszony do przekazania tych wieści Dumbledore'owi.
Jeszcze tego samego wieczoru odbyło się nadzwyczajne zebranie Zakonu Feniksa. Wszyscy zostali wezwani, bez wyjątku. W związku z balem, który odbywał się właśnie teraz w Hogwarcie, niektórzy się nie pojawili, szczególnie nauczyciele. Każdy kto się zjawił wyglądał jakby czekał na najgorsze. I tak zaiste było.
Albus zajmował miejsce u szczytu stołu. Wyglądał na dwukrotnie starszego niż był, wydawał się całkiem nieobecny, tak jakby jego umysł dryfował gdzieś na granicy świadomości. Był tam jedynie ciałem. Matowe, niebieskie tęczówki zostały pozbawione swoich nieodłącznych, radosnych iskierek. Były smutne, pełne bólu i poczucia winy. Po raz pierwszy można było ujrzeć Albusa Dumbledore'a tak bezbronnego.
Minerwa była w bardzo podobnym stanie jednak po niej o wiele bardziej było to widać. Oczy były zaczerwienione i mokre od wylanych wcześniej łez. Nie wyglądała teraz na surową i dumną nauczycielkę, ale na kobietę całkiem pozbawioną nadziei. Jej włosy wydawały się być bardziej siwe niż jeszcze tego poranka, a szata chyba nigdy nie była tak wygnieciona. Jej dłoń spoczywała na ramieniu dyrektora, które ściskała na tyle mocno, że pozostawiła na nim drobne ślady pazurów.
Kiedy Harry Potter zjawił się na Grimmauld Place 12 w towarzystwie Dracona Malfoya i Potterów od razu zauważył kogo brakuje. Jednak starał się to wyprzeć z podświadomości, nie chciał nawet o tym myśleć, ale niestety jego pesymistyczne usposobienie robiło swoje. Już sam fakt, że obie jego przyjaciółki, nie zjawiły się na umówione spotkanie napawał go przerażeniem, a świadomość, że ich tu nie ma podsuwała mu najgorsze możliwe scenariusze.
W tym wszystkim był jeszcze Severus, który siedział w ciemny kącie ze spuszczoną głową, uporczywie próbując pozbyć się obrazu martwej Gryfonki leżącej na marmurowej posadzce, strumieni łez na twarzy swojej ukochanej i tego rozdzielającego serce krzyku. W dłoniach ściskał "prezenty" od Czarnego Pana, na których raz po raz zawieszał swój wzrok. Ciągle zastanawiał się nad odpowiedzią nad jedno nurtującego go pytanie. Co teraz?
Kiedy już wszyscy zebrali się w jadalni, rozpoczęło się zebranie. Było chaotyczne i całkiem pozbawione sensu, ludzie starali się przekazać jak najwięcej informacji, nie wiedząc czy ktokolwiek ich słucha. Nikt nimi nie kierował, nie uspokajał ich, nie uciszał. W pomieszczeniu można było wyczuć pełną niepokoju atmosferę. Dodatkowe przerażenie wzbudzało pełne uporu milczenie dyrektora Hogwartu, który od początku nie powiedział ani jednego słowa.
- Na Merlina, Albusie powiedz coś w końcu!? - najwyraźniej Molly Weasley postanowiła przerwać ten cyrk, za co wielu było jej wdzięcznych.
Dumbledore wydawał się całkiem zagubiony, jakby nie wiedział co on tu w ogóle robi. Dopiero dłoń głodząc go po ramieniu pozwoliła mu wrócić na ziemię. Rozejrzał się zdezorientowany po jadalni i wreszcie dotarło do niego co tu się właśnie dzieje. Odchrząknął zakłopotany i rzucił szybkie spojrzenie na swoją małżonkę.
- Przepraszam... - mruknął cicho, aczkolwiek na tyle wyraźnie, że każdy go usłyszał i zrozumiał. - Zamyśliłem się. Zajmijmy się bieżącymi sprawami. Co się obecnie dzieje w Minis...
- Czego nam nie mówisz? - zapytał przerywając mu Szalonooki. Nawet on nie potrafił ukryć swojego zdenerwowania, jak każdy był zaniepokojony tą sytuacją. W końcu, nie codziennie jest organizowane nadzwyczajne zebranie. - Coś się stało, a ty nic nam nie mówisz. Od początku spotkania jesteś nieobecny. Nie chcę nawet wspominać o tym, że kogoś tutaj brakuje, a ty nawet nie zwróciłeś na to uwagi, to znaczy, że wiesz, dlaczego ich nie ma.
- Gdzie jest Suzanne? - spytał podirytowany Harry. Spojrzenia zebranych padły prosto na Wybrańca. Syriusz, Remus, Tonks, jego rodzice, wszyscy patrzyli na niego ze zmartwieniem. - Czemu jej i Hermiony tutaj nie ma?
- Nie zjawiły się w Hogsmeade. - dodał Draco. - Po tym jak się rozdzieliliśmy. Na pewno nie wróciły do zamku, wysłały by nam wiadomość. Na pewno stało się coś złego, tylko co?
- Albusie? - zwróciła się do dyrektora Lily Potter. - O co chodzi?
Przez chwilę w pomieszczeniu panowało milczenie, aż w końcu z kąta rozległ się zachrypnięty głos hogwardzkiego Mistrza Eliksirów.
- Suzanne została uprowadzona.
Każdy, bez wyjątku spojrzał z zaskoczeniem i niedowierzaniem na Snape, który wyszedł z cienia i stanął u boku Dumbledore'a.
- Ale... ona nie dała by się od tak obezwładnić. Nie bez walki. - zaznaczył brunet, nie mogąc uwierzyć, że jego przyjaciółka została pokonana. - Poza tym... była z nią Hermiona. Śmierciożercy nie mieli z nimi szans.
- Pewnie tak by było. - mruknął Severus. - Gdyby nie to, że Hermiona Granger była szpiegiem.
Harry patrzył na Snape'a, jakby ten postradał wszystkie rozumy. Przecież, jak Hermiona... jego wieloletnia przyjaciółka mogłaby być szpiegiem.
- Pan chyba żartuje... jeśli tak, to słabo panu to idzie...
- Ja nie żartuję. - wywarczał przy okazji rzucając na stół podarki od Czarnego Pana. Oczy Potter'a rozszerzył się w szoku i przerażeniu.
- To... - przełknął głośniej. - ...Hermiony. Ale skąd...?
- Nie żyje. - odparł beznamiętnie dyrektor, spoglądając na młodych Huncwotów, którzy patrzyli na niego zszokowani. - Panna Granger donosiła Voldemortowi o różnych akcjach i tajnych informacjach z Zakonu. Z tego co wiem nie ujawniła mu zbyt dużo sekretów, ale jednak wystarczająco, żeby nam zaszkodzić. Była jego informatorem od śmierci Pana Weasley'a.
- Podobno sama do niego przyszła. - wtrącił Snape. - Czarny Pan obiecał jej, że będzie mogła ponownie spotkać się z ukochanym, jeśli coś dla niego zrobi. - tu rozległy się liczne prychnięcia. - Najwyraźniej źle to zrozumiała. Zginęła niedługo po dostarczeniu Suzanne na dwór Malfoy'ów.
- Czy długo... - próbował zapytać blond włosy Ślizgon.
- Avada. - odpowiedział, żeby zaoszczędzić mu bólu. - Obecnie najbardziej martwił bym się o Suzanne.
- Coś z nią nie tak? - od razu zareagował wybraniec. Jego zielone oczy zabłysnęła gniewnie. - Ten skurwiel coś jej zrobił!?
- Na razie nic mi o tym niewiadomo. - ta informacja choć miała za zadanie ich uspokoić, raczej nie wywarła takiego efektu. Nadal jednak Dumbledore odetchnął z ulgą. - Obawiam się, że może mi nie zaufać.
- Niby dlaczego, Severusie? - zapytała zmartwiona Minerwa. Mistrz Eliksirów był obecnie jedyną osobą z Zakonu, która może utrzymywać jakikolwiek kontakt z jej wnuczką, niestety byłoby to niemożliwe jeśli Suzanne zaczęłaby wątpić w Severusa.
- Czarny Pan poddał w wątpliwość moje oddanie jasnej stronie. - zaczął wyjaśniać. - Za przykład podał tu ostatnią "wizytę" Suzanne we dworze. Zastanawiał się jak po tym co tam się wydarzyło, dalej jest w stanie mi ufać. Zasugerował, że to Albus ją przekonał, a ja tak świetnie się maskuję. Martwię się, że zaczyna wierzyć w to co jej powiedział Czarny Pan.
Nikt się nie odezwał, każdy analizował podane przez ich szpiega fakty i rozważał różne scenariusz oraz wersje tej sytuacji, aż w końcu...
- Nigdy w ciebie nie zwątpi. - odezwał się znany każdemu głos. - Za bardzo cię kocha.
To zdanie wywołałoby o wiele mniejszy szok, gdyby to powiedział Albus, Minerwa lub ktokolwiek inny, a nie Złoty Chłopiec we własnej osobie. Wszyscy, dosłownie wszyscy patrzyli na niego zszokowani i totalnie zagubieni. Do wielu z nich jeszcze nie dotarło, że właśnie teraz, w tej chwili Harry Potter zaakceptował Severusa Snape'a jako partnera swojej siostry.
Obudził ją dźwięk otwieranych drzwi. Ktoś wszedł do jej pokoju. Nie miała w ogóle ochoty wstawać, wolałaby spać dalej, ciepła pościel wyraźnie ją do tego zachęcała. Jednak jej wyostrzone zmysły nie dawały za wygraną zmęczeniu. Słyszała cichy stukot obcasów o posadzkę, który z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy, aż w końcu poczuła jak na jej ramię opada dłoń, która powoli zaczyna nią potrząsać.
- Już ranek. - szepnął cicho bardzo przyjemny i melodyjny głos. - Czarny Pan prosił, abym przygotowała cię na śniadanie.
No tak. Prawie, ale to prawie zapomniała gdzie się znajduje. Wspomnienia wczorajszego dnia na nowo pojawiły się w jej umyśle. Śmierć Hermiony, ta idiotyczna propozycja i zamknięcie w nowym lokum. Jednak zamiast smutku i rozpaczy, jak to miała w zwyczaju poczuła niesamowitą wściekłość. Musiała się jak najszybciej uspokoić. Nie chciała w końcu wysadzić całego dworu, chociaż... w tej sytuacji nie miałaby nic przeciwko. Szybko ostudziła swój zapał, na myśl o rodzinie i przyjaciołach, raczej nie chcieli by jej szukać pośród gruzów posiadłości i trupów śmierciożerców. Westchnęła cierpiętniczo w myślach i pozwoliła sobie na jeszcze chwilę spokoju przed konfrontacją. Wystarczyło jej kilka sekund, aby doprowadzić się do porządku. Podniosła się do siadu i zerknęła zaspanym wzrokiem na kobietę, która stała obok niej. Wyglądała niesamowicie. Już na pierwszy rzut oka można było dostrzec, że należy do arystokracji. Dumna postawa i zimna obojętność to słowa, których na pewno użyłaby aby opisać tą kobietę. Zawsze była pewna, że Draco odziedziczył wszystkie cechy wyglądu po ojcu, ale najwyraźniej się myliła. Pani Malfoy była naprawdę piękną kobietą o bladoniebieskich oczach i jasnych blond włosach. Z tego co wiedziała nie należała ona do śmierciożerców, jednak nadal popierała ideały czystości krwi. Draco niewiele o niej mówił, ale zawsze gdy do tego doszło wyrażał się o niej z szacunkiem. Ona sama nie poznała za dobrze rodziców przyjaciela, gdy była tu ostatnio, ale także nie zwracała na nich zbytnio uwagi, szczególnie na matkę Dracona. Nie była tym zainteresowana, ale teraz, gdy nie ma tu Smoka...
Czując na sobie zniecierpliwione spojrzenie kobiety zrozumiała, że jeszcze nic nie odpowiedziała.
- Och, dziękuję. - mruknęła niepewnie, po czym wstała z łóżka. Pani Malfoy skinęła głową z zadowoleniem, a następnie zmarszczyła brwi. Dopiero po chwili dotarło do niej o co chodzi kobiecie. Ciągle miała na sobie wczorajsze ubrania, poprzedniego popołudnia zasnęła całkiem wykończona i nawet nie zdążyła się przebrać.
- Zaraz ci coś znajdę. - powiedziała wyraźnie zadowolona z zaistniałej sytuacji. Żwawym krokiem udała się w stronę garderoby i już po kilku sekundach przeszukiwała ją bez chwili wytchnienia. Przed oczami Gryfonki przelatywały najróżniejsze kreacje, a każda piękniejsza od poprzedniej. Nie ważne kto to był, była zmuszona przyznać, że osoba która zadbała o jej garderobę ma świetny gust. Wreszcie, po kilku minutach Pani Malfoy wyszła z pomieszczenia ze wspaniałą, czarną sukienką z długim rękawem. Jak zdążyła zauważyć, obecnie ten kolor znacznie górował w jej szafie. Kiedy strój na dziś został wepchnięty w jej ramiona nie zostało jej nic innego, jak ubranie się. Szybko ruszyła do łazienki i przygotowała się jak najlepiej mogła. Gdy już wyszła usłyszała ciche westchnienie blondynki.
- Wspaniale. - szepnęła z uśmiechem, a następnie sięgnęła po różdżkę, machnęła nią, a po chwili w jej dłoni pojawiły się czarne szpilki na niewysokim obcasie. - Są bardzo wygodne. - stwierdziła i podała je dziewczynie. Ta bez słowa sprzeciwu założyła je i w myślach przyznała rację Pani Malfoy. - Śniadanie odbędzie się za pół godziny, ktoś po ciebie przyjdzie. - po tych słowach odwróciła się i wyszła z pomieszczenia. Suzanne patrzyła na miejsce gdzie przed chwilą zniknęła Narcyza, po czym westchnęła zmęczona i usiadła ze zrezygnowaniem na łóżku. Zapowiadał się naprawdę długi dzień.
Harry siedział na fotelu w Pokoju Wspólnym Gryffindoru i ze smutkiem obserwował roześmiane twarze młodych Gryfonów, większość z nich była podekscytowana wczorajszym balem. Rozmawiali, plotkowali i wymieniali się wspomnieniami poprzedniego wieczora, a w tym wszystkim był ponury Potter. W jego głowie właśnie panował chaos jakiego chyba jeszcze nigdy nie doświadczył. Wspomnienia mieszały się ze sobą, a ich głównym bohaterem był on sam. No, konkretniej on i jeszcze dwójka innych uczniów. Ron i Hermiona uśmiechali się do niego w każdym z nich. Byli radośni i roześmiani, jakby nigdy nie zaznali bólu i smutku. Jakby nadal żyli. I pomyślał, że rzeczywiście w jakiś abstrakcyjny sposób oni żyją, żyją w jego wspomnieniach, jak i wielu innych ludzi. Rodziny, przyjaciół, nauczycieli i znajomych ze szkoły. Wielu ich zapamięta, ale w jaki sposób? Ron już jest znany ze swojej roli zmarłego bohatera, a gdy wieści o Hermionie się rozniosą, co wtedy? Wszyscy będą nazywać ją zdrajcą. I czy nie będą mieli racji? W końcu to prawda, Pers ich zdradziła. Jednak nic nie dzieje się bez powodu. Czynnikiem który zmusił jego przyjaciółkę do tego była miłość, ból i pustka po stracie Rona. Czy może ją za to obwiniać? Odpowiedź była prosta. Nie. Dlaczego? Bo on sam zrobiłby podobnie.
Te ponure rozmyślania przerwał Draco, który widząc udręczoną twarz narzeczonego, bez pardonu usiadł mu na kolanach przez co cała uwaga bruneta skupiła się na blond włosym Ślizgonie.
- Myślisz o nich, prawda? - zapytał Malfoy.
- A o kim innym? - odparł z grymasem. Przez chwilę panowało między nimi milczenie, aż w końcu Harry odezwał się ponownie. - Myślisz, że powinienem wybaczyć Hermionie?
- Harry ona n...
- Wiem, że nie żyje. - wtrącił Gryfon, łapiąc za dłoń blondyna. - Po prostu zastanawiam się, czy gdyby przeżyła byłbym w stanie, i czy w ogóle powinienem, jej wybaczyć?
- To do ciebie należy ta decyzja. - stwierdził Draco wzruszając ramionami. - Nikt nie będzie cię oceniać. To ty spędziłeś z nią tyle lat. Znałeś ją najlepiej, nikt nie ma prawa cię oceniać za twój wybór.
- A myślisz, że Suzanne jej wybaczyła? - zapytał spoglądając w szare tęczówki Ślizgona.
- Myślę, że znasz odpowiedź na to pytanie. - powiedział z małym uśmiechem. Po czym wtulił się w bruneta, co ten z zadowoleniem odwzajemnił.
*-*-*
Szkoła już jutro, a mnie wzięło na przemyślenia. Proszę przeczytaj do końca!
Przez ostatni miesiąc miałam masę czasu na myślenie, co dalej? Wiecie mam już 17 lat, co oznacza, że za rok będę już pełnoletnia co wiążę się z jedną rzeczą, której nienawidzę. Dorosłość. Dorośli zawsze czegoś wymagają, a ja nigdy nie chciałam być jednym z nich. Niestety w końcu to mnie dopadło, ale chcę, a przynajmniej postaram się być wiecznym dzieckiem. W byciu dorosłym jest masa plusów, ale za nią jest jeszcze więcej minusów. Brak czasu, co doskwiera w tych czasach dosłownie każdemu dorosłemu. Dzieci, młodzież są bardziej beztroscy, nie chodzą do pracy, tak naprawdę robią co chcą, są radośni (oczywiście są wyjątki). Te wakacje wiązały się dla mnie z masą czasu który został przeze mnie zmarnowany. W tamtym roku pisałam praktycznie codziennie, jednak jakość rozdziałów nie była tak zajebista jak teraz. W tym roku pomimo wolnego czasu narodziło się też masę problemów. Problemy można porównać do chwastów, pozbędziesz się jednego, a niebawem pojawi się następny. W ten sposób mogłabym opisać moje wakacje. Wiecie, że gdyby wszystko poszło po mojej myśli to Zapomniane Dziedzictwo zostałoby już dawno skończone? Jakoś nie potrafiłam się z tym pogodzić. Mam plan na napisanie go do końca i po prostu nie chciałam pchać do niego na siłę dodatkowych rzeczy tylko po to aby się z nim nie rozstawać. Nie wyjaśnia to mojego podejścia do "regularnego" wstawiania rozdziałów, ale jednak miało to z tym pewien związek. Dopiero teraz zrozumiałam, jak wiele czynników składa się na to, aby w ogóle napisać rozdział. Dopiero teraz, gdy dopadła mnie dorosłość. Oczywiście, to nie jest pożegnanie, czy coś, broń Merlinie! Pomyślałam tylko, że warto byłoby was zachęci do korzystania z czasu, który macie. Nie mówię tu o rzeczach typu: "Wyjdź na dwór! Pójdź gdzieś z znajomymi!" Nie tu chodzi o to, jak WY chcecie spędzać swój czas. Dla niektórych dobrze spożytkowanym czasem będzie przeglądanie social mediów, a dla innych oglądanie filmów i seriali, jeszcze inni wolą poświęcić go na szlajanie się po mieście lub różne sporty. Nie żałujcie sobie! Każda chwila spędzona tak jak chcecie jest dobrze spożytkowana. I nie dajcie sobie wmówić, że jest inaczej. Szczerze was zachęcam do robienia tego na co nie macie odwagi, choćby do napisania fanfiction, własnej książki, pisania tekstów piosenek, czegokolwiek! To jest wasz czas! Nie zmarnujcie go niepotrzebnie!
A co do rozdziałów, zawsze podziwiałam twórców, którzy mimo masy obowiązków są w stanie pisać rozdziały regularnie, teraz podziwiam również tych, którzy piszą raz na miesiąc😂. W roku szkolnym obstawiam, że rozdziały będą pojawiać się raz na tydzień, może w porywach do dwóch, na pewno wypracuje sobie jakiś system. Jutro zapewne coś wymyślę, a później ogłoszę to na tablicy.
Życzę wszystkim szczęścia i powodzenia w nowym roku szkolnym, szczególnie tym, którzy mają chujową klasę, a świeżo upieczonymi licealistą gratuluję.
Pozdrawiam,
panienka_dumbledore
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro