TOM 2 - Rozdział 68
Severus przemierzał korytarze rezydencji Malfoy'ów kierując się prosto do jadalni, gdzie to odbywały się wszelakie zebrania. Zmierzając do celu starał się uspokoić i na nowo usidlić swoje myśli i emocje. Obawiał się, że jego bariery mogą nie wytrzymać jeśli utraci kontrolę. Jednak stres i strach robił swoje. Tak... Po raz pierwszy od dawna Severus Snape, Postrach Hogwartu, Mistrz Eliksirów i Nietoperz z Lochów się bał. Ale teraz miał czego, właśnie zrozumiał, że jednak ma coś do stracenia.
Dodatkowo niepokoił go czas wezwania. Czarny Pan zazwyczaj stawiał na późne godziny, było to zdecydowanie bezpieczniejsze, no i większa liczba śmierciożerców mogła się zjawić bez przeszkód. Rozmowa z Suzanne dała mu do myślenia. Jeśli rzeczywiście tak wczesne zebranie jest spowodowane głosowaniem, to poznał odpowiedzi na część swoich pytań, ale co z resztą?
Wszedł do sali nie wzruszony widokiem kilku zakrwawionych ciał w rogu pomieszczenia, przywykł już do takiego widoku. Kiedy tylko zobaczył wolne miejsce niedaleko Lorda wiedział gdzie ma się udać. Stanął przed swoim Panem w idealnej masce posłuszeństwa i oddania.
- Mój Panie.
- Witaj, Severusie. - po plecach Mistrza Eliksirów przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Głos czarnoksiężnika wydawał się być przepełniony satysfakcją, ale i złością i... czyżby to było rozczarowanie? - Usiądź. - wydał rozkaz, a profesor bez słowa go wykonał. Gdy tylko zajął swoje miejsce, Grindelwald spojrzał na niego, po czym próbował wejść do jego umysłu. Snape szybko podsunął mu kilka specjalnie przygotowanych przez siebie wspomnień, po czym odetchnął w duszy z ulgi, gdy Gellerta opuścił jego myśli. - Jesteśmy wszyscy, więc możemy zacząć.
- Brakuję Yaxley'a. - odezwał się niepewnie Goyle. Czarnowłosy miał ochotę rzucić w niego jakąś klątwą, czasem, a nawet częściej niż by chciał zastanawiał się jak takie bezmózgi tu trafiły. Gdy mężczyzna upadł na ziemię z krzykiem od rzuconej w jego stronę klątwy, o mało nie uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Kiedy mówię, że są wszyscy to tak jest. - wysyczał wściekły Riddle. Nikt nie odważył się już odezwać, śmierciożercy spoglądali na swojego Pana ze strachem. - Dzisiaj musimy zacząć od spraw w Ministerstwie. Yaxley popełnił karygodny błąd, przez co straciliśmy wszystkich naszych szpiegów. - zebrani wciągnęli głośniej powietrze. Tak wielka porażka oznaczała tylko jedno. Śmierć. - Wszyscy ludzie których trzymaliśmy pod Imperiusem zostali uwolnieni, straciliśmy kontrolę. Teraz, gdy nie ma Ministra szefowie departamentów starają się wprowadzić, jak najwięcej zmian, bo obecna władza jest po ich stronie.
- Wiesz kto obecnie jest u władzy? - zapytał Grindelwald. Starszy czarnoksiężnik niezbyt orientował się w tych sprawach. Dopiero niedawno wrócił do kraju, starał się odnowić swoje sojusze z bułgarami, niestety nieskutecznie. Wielu z nich pomimo, że w latach jego świetności byli jego zagorzałymi zwolennikami, obecnie była do niego negatywnie nastawiona.
- Wiem, tylko tyle ile przekazał mi Yaxley.
- Czyli niewiele. - warknął zirytowany.
- Panie. - spojrzenie Voldemorta padło na starszego mężczyznę, który potulnie schylił głowę prosząc o możliwość wypowiedzenia się.
- Tak, Nott?
- Udało mi się dowiedzieć, że to Thicknesse jako pierwszy został uwolniony spod Imperiusa. To on wydał resztę. - wyjaśnił spokojnie. - Podobno, nie jaka Lady Morningstar rozpoznała u niego objawy klątwy, a jej brat ściągnął zaklęcia. Pius został odeskortowany przez aurora, po czym dokładnie przesłuchany. Później rozstrzygnięto sprawę głosowania i wybrano Naczelnego Maga Wizengamotu oraz wyznaczono kogoś na miejsce Ministra, aż do rozwikłania sprawy porwania Scrimgeoura.
- Wiesz kto został wybrany? - zapytał zaciekawiony sprawą Grindelwald.
- Naczelnym Magiem ponownie został Dumbledore. - obaj Czarni Panowie skrzywili się na dźwięk tego nazwiska. - Natomiast władzę obecnie sprawuje Kingsley Shacklebolt, zgodził się objąć stanowisko Ministra nie rezygnując ze swoich dotychczasowych obowiązków, jako szefa Biura Aurorów.
- Komuś bardzo zależało na tym by obejmował obie te funkcje. - stwierdził po chwili Riddle.
- Panie... - odezwał się z iście stoickim spokojem Severus. - Kingsley Shacklebolt jest członkiem Zakonu Feniksa, na pewno Dumbledore chciał mieć pewność co do tego, jak będzie funkcjonować Ministerstwo. - Voldemort przez chwilę starał się na nowo odtworzyć słowa swojego sługi, aż jego spojrzenie padło na Snape, który z obojętnością spoglądał prosto w oczy swojego Pana. Marvolo nie wahał się, od razu zagłębił się w myśli hogwardzkiego Mistrza Eliksirów. Przez chwilę widział kilka nic nie znaczących wspomnień oraz dwie rozmowy z Dumbledore'em na temat głosowania, jedna sprzed, a druga już po owym wydarzeniu. Kiedy był pewien, że nauczyciel eliksirów nie ma mu już nic ciekawego do pokazania, chciał się wycofać, ale niespodziewanie ujrzał zaledwie zalążek wspomnienia, który bardzo go zainteresował. Od razu zagłębił się głębiej w umysł Snape, aż dotarł do tej jednej konkretnej myśli.
Mistrz Eliksirów siedział na kanapie w najprawdopodobniej swoim salonie, jednak nie sam. Ktoś mu towarzyszył. I to nie byle kto, tej osoby nie mógł pomylić z nikim innym. Osóbka, która zaprzątać jego myśli od dawna siedziała zaraz obok nauczyciela i czytała jakąś książkę co chwilę uśmiechając się szeroko, ukazując przy tym dwa równiutkie rzędy białych, jak śnieg zębów. Gdy owa postać spojrzał na Snape'a, Marvolo dostrzegł w tych przepięknych błękitnych oczach coś niezwykle interesującego. Opuścił umysł swojego szpiega z o wiele bardziej ciekawymi informacjami niż się wcześniej tego spodziewał. Kiedy ponownie spojrzał na czarnowłosego czarodzieja ten wydawał się niewzruszony tym co przed chwilą zobaczył jego Pan. Ciekawe. Voldemort uśmiechnął się przebiegle i kontynuował zebranie. W końcu po godzinie słuchania nic nie wartych raportów i kilku Cruciatusach za marnowanie jego czasu obwieścił stanowczym tonem.
- To koniec zebrania, dzisiaj nie dowiem się już niczego ważnego. Macie poznać miejsce przetrzymywania Thicknesse'a. On wie za dużo, trzeba się go pozbyć. Im szybciej, tym lepiej. Możecie odejść. - śmierciożercy zaczęli się powoli aportować i Severus już liczył, na to, że będzie mógł pójść w ich ślady, kiedy usłyszał zimny głos Riddle'a. - Ty zostań, Severusie.
Mistrz Eliksirów pełen złych obaw ponownie usiadł na swoim miejscu i czekał, aż wszyscy z wyjątkiem dwóch potężnych czarnoksiężników opuszczą salę. Gdy do tego doszło w jadalni zapanowała wręcz nieskazitelna cisza i Snape'owi ona jakoś bardzo nie przeszkadzała. Jednak nie trwała ona za długo.
Lord Voldemort wstał ze swojego prowizorycznego tronu i ruszył w jego kierunku. On nie dał po sobie pokazać żadnych emocji, jego twarz była teraz pustą maską bez żadnej skazy, wielu arystokratów mogło mu jej pozazdrościć. Jego twarz wydawała się być wyrzeźbiona w marmurze, ani jeden mięsień nawet nie drgnął, gdy Riddle zaszedł go od tyłu i położył zimną dłoń na jego ramieniu. Mimo swojego niezwykle atrakcyjnego i młodego wyglądu, nadal był przerażający, teraz może nawet bardziej niż w swojej wężopodobnej postaci. Dlaczego? Z bardzo prostego powodu, teraz na twarzy Czarnego Pana można było dostrzec przeróżne emocje. Tak... To tak bardzo przerażało Mistrza Eliksirów, myśl, że jest w stanie przewidzieć następny ruch Voldemorta tylko po jego mimice. Zdecydowanie wolał żyć w słodkiej niewiedzy co go czeka, a jednak wyraz niesamowitego zainteresowania i drapieżny uśmiech dawał mu do zrozumienia, że Czarnym Pan wie o czymś, o czym nie powinien wiedzieć. Czyżby jego bariery były niewystarczające? Na samą tą myśl spiął się gwałtownie, w jego umyśle było zbyt wiele myśli, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Szczególnie te związane z pewną blondwłosą Gryfonką.
- Ach, Severusie... - westchnął starszy czarodziej zwiększając uścisk na ramieniu profesora. - Morningstar... To nazwisko będzie mnie chyba prześladować przez całe życie. Czyli wychodzi na to, że przez całą wieczność. Wieczność to całkiem długo, nie sądzisz, Severusie?
- Masz rację, mój Panie. Potwornie długo. - odparł potulnie.
- To ciekawe, prawda Gellercie? - zapytał spoglądając na swojego wspólnika. - Lady Morningstar ma brata.
- Chyba nie mówimy tu o tej samej osobie, Marvolo? - starzec patrzył na bruneta z niedowierzaniem. - Ale... to nie możliwe przecież sam mówiłeś, że ich wymordowałeś.
- Bo tak jest. - powiedział z powagą. - Wygląda na to, że panna Dumbledore na poważnie zainteresowała się polityką. Razem z kimś kto podaje się za Lorda Morningstar'a. Wiesz o kim mowa, Severusie? - spytał niewinnie Voldemort.
- Słyszałem o tym, mój Panie.
- Ach tak? Więc wiesz kto się kryje za postacią Lorda Morningstar'a?
- Niestety, mój Panie.
- A ja wiem. - odparł rozbawiony Riddle, wyzwalając jego ramię z silnego uścisku. - To ten sam osobnik, który zgarnął mi tytuł Lorda prosto spod nosa. Ciekawe, nieprawdaż? Ile to tajemnic skrywa ten świat? A na ile z nich zna odpowiedź panna Dumbledore? Severusie, wiesz dobrze, że ta dziewczyna jest kluczem nie tylko do zwycięstwa.
- Oczywiście, mój Panie.
- A jednak mimo sposobność nadal jej tu nie sprowadziłeś. - ton jego głosu zmienił się diametralnie. Jego wzrok sztyletował Mistrza Eliksirów, tak że ten nie był w stanie wydusić z siebie choćby słowa.
- Panie...
- Miałeś jedno proste zdanie, Severusie. Miałeś sprowadzić Suzanne Dumbledore, a mimo to ona nadal znajduje się w Hogwarcie!
- Panie, bariery...
- Powinieneś je bez problemu obejść. Mówiłeś, że pomagałeś przy ich stworzeniu! - wykrzyknął wytrącony z równowagi.
- Dumbledore zablokował sygnaturę dziewczyny. - starał się wytłumaczyć swoją porażkę. - Jeszcze w październiku. Dziewczyna nie może opuści terenu szkoły, a ja nie mogę wpływać na barierę tak, jak dyrektor. Póki zakaz nie zostanie zniesiony dziewczyna nie opuści murów szkoły.
- Więc to tak. - mruknął do siebie Gellerta, patrząc oceniająco na Mistrza Eliksirów. - Z jakiego powodu?
- Tłumaczył to aresztem za złe zachowaniem, jednak ja uważam, że chciał zapobiec ewentualnym atakom. - przedstawił swój punkt widzenia.
- Jednak ja mam nie jasne wrażenie, że to nie bariery powstrzymują cię przed uprowadzeniem dziewczyny z zamku. - stwierdził Voldemort z niecierpliwością oczekując reakcji nauczyciela. - Jesteś zdolnym czarodziejem, Severusie. Wątpię, żeby takie bariery powstrzymały cię przed wykonaniem swojego zadania.
- Panie, czy ty sugerujesz...?
- Severusie, widziałem, jak na ciebie patrzyła. Mogę być bezuczuciowym psychopatą i szaleńcem, ale potrafię rozróżnić co poniektóre uczucia. To zdecydowanie nie był wzrok uczennicy, która patrzyła na swojego profesora.
- Panie, to głupia dziewucha...
- Och, nie musisz się tłumaczyć. - przerwał mu Riddle z rozbawieniem. - Jesteś podobny do mnie, nie odczuwasz tych wszystkich... ludzkich emocji. Nie wiesz co to miłość, więc jakbyś mógł ją odwzajemnić? - na twarzy Lorda ukazał się iście diabelski uśmiech, który bardzo nie spodobał się Snape'owi. - Jednak jestem ciekaw, ile ona jest gotowa dla Ciebie zrobić?
- Panie...
Suzanne miała w planach położyć się spać. Było już wyjątkowo późno, a ona następnego dnia miała zjawić się na zajęciach. Jęknęła rozdrażniona na samą myśl o męczeniu się na kilku godzinach lekcyjnych. Przez ostatni czas zbytnio się rozleniwiła. Musi się w końcu brać za naukę, bo z takim nastawieniem, jak dotąd nie zda OWTM-ów! Co oczywiście było przesadą, już nie raz Gryfonka udowodniła, że swoimi umiejętnościami przewyższa profesorów, jednak do niej to chyba nadal nie docierało.
Lekko zirytowana próbowała rozczesać swoje długie włosy, niestety jak na złość te wydawały się tylko jeszcze bardziej plątać. Westchnęła sfrustrowana i postawiła na zaplecienie ich na noc w warkocza. Jednak do tego potrzebowała wstążki. Zaczęła się rozglądać po sypialni, poszukując czerwonego kawałka materiału. Była święcie przekonana, że kładła ją na stoliku nocnym jeszcze wczoraj, czy może dzisiaj rano. Przeszukała szufladki po swojej stronie posłania, a kiedy nie znalazła tego czego szukała, przeszła na drugą stronę. Obstawiała, że Severus mógł całkiem przypadkiem schować wstążkę do swojej szafki. Z lekkim oporem otworzyła szufladę i zaczęła ją przekopywać, jednak gdy w górnej półce nic nie znalazła zaczęła tracić nadzieję. Zajrzała do dolnej szufladki i z ulgą przyjęła widok czerwonej wstążki, szybko chwyciła za kawałek materiału i już planowała zamknąć szafeczkę, gdy jej oczom ukazała się dość mała książka oprawiona w czarną, smoczą skórę uśmiechnęła się delikatnie i wzięła ją z zainteresowaniem do ręki oraz przyjrzała jej się dokładnie z niemałym rozbawieniem. Miała w planach ją otworzyć, ale nagle doznała olśnienia i schowała notatnik spowrotem do szuflady, po czym zamknęła ją i całkiem porzucając myśli o czarnej książeczce udała się do łazienki.
Była już na granicy snu kiedy poczuła, jak delikatna smuga magii unosi się nad jej głową. Podniosła się gwałtownie do siadu i spojrzała na znajomego patronusa swojego dziadka - feniksa. Czekała z niecierpliwością, aż stworzenie odezwie się dobrze znanym jej głosem, jednak przeżyła niemałe zaskoczenie kiedy okazało się, że kto inny był nadawcą wiadomości.
- Suzanne... pomóż... brama...
Po tych słowach, patronus rozpłynął się w powietrzu, a Gryfonka nie przejmując się swoim ubiorem oraz porą roku, wybiegła jedynie z różdżką w ręce z lochów. Biegła ile sił w nogach prosto do granicy barier, modliła się, żeby tylko zdążyć na czas nim będzie za późno. Gdy tylko dostrzegła nieprzytomnego czarodzieja leżącego pod bramą przyspieszyła, zaledwie kilka sekund później znalazła się u boku nieźle poturbowanego Severusa Snape'a. Mężczyzna był cały zakrwawiony, na jego szacie widniło wiele rozcięć, które dawały jej idealny widok na głębokie rany, z których ciągle leciała czerwona ciecz.
- Sev, obudź się! - krzyknęła przerażona lekko potrząsając nieprzytomnym profesorem, jednak nie przyniosło do zamierzonych skutków, powoli zaczęła panikować. Starała się uleczyć rany jednym z dobrze jej znanych zaklęć leczących, bo niestety jej wiedza na temat magomedycy nie była na tyle rozległa by bez trudu mogła sobie poradzić z tak poważnymi ranami. Jednak to nic nie dało, wręcz przeciwnie, miała wrażenie, że jest jeszcze gorzej. Mężczyzna dalej silnie krwawił. Nic nie pomagało. Nagle uderzył w nią silny ból, poczuła, jakby jej głowa miała zaraz rozlecieć się ma małe kawałeczki. Złapała się za skronie w nadzieji, że to złagodzi ból, na marne. Obraz zaczął jej się zamazywać, a jej jedyną trzeźwą myślą było to, żeby nie zasnąć. Ostatkiem sił i zdrowego rozsądku udało jej się zepchnąć ból gdzieś w głąb jej umysłu. Kiedy odzyskała przynajmniej część świadomości miała niejasne wrażenie, że już kiedyś była w podobnej sytuacji, tylko dlaczego to wydawało jej się tak znajome? Szybko otrząsnęła się z zamyślenia i obudziła mężczyznę zaklęciem, korzystając z chwili przytomności Mistrza Eliksirów, aportowała ich prosto do kwater profesora. Z trudem udało jej się ułożyć Snape na kanapie, na szczęście ten wydawał się być ciągle przytomny. - Sev, nie zasypiaj! Zaraz podam ci eliksiry, staraj się nie zasnąć!
- Eliksir... Extremum fato... - wycharczał, tak, że Suzanne ledwo udało się go zrozumieć. - W... schowku... tajna... skrytka... - oczy dziewczyny otworzyły się szeroko z zaskoczenia, kiedy sens jego słów dotarł do jej otępiałego umysłu. - hasło... kocham... Potter'a...
Suzanne nie chcąc się kłócić o to, że to nie czas na takie wyznania, pobiegła w dobrze znane jej miejsce. Będąc już w laboratorium podeszła do ściany za którą znajdowała się mała wnęka zabezpieczona hasłem, wiele razy widziała, jak Severus chowa tam najcenniejsze ze swoich ingrediencji i mikstur. Jak dotąd nie dane jej było poznać hasła. Szybko wypowiedziała podane jej przez Snape zdanie i czekała na ujawnienie się skrytki, gdy kamienny mur się otworzył, Gryfonka wyciągnęła z niedużej wnęki małą fiolkę jasnobłękitnej mikstury. Był to jedyny nie podpisany eliksir, więc doszła do wniosku, że to musi być to. Przez chwilę dokładnie przyglądała się zawartości szklanej fiolki, po czym prędko wróciła do salonu, gdzie leżał ledwo żyjący mężczyzna. Z delikatnym oporem, wciąż niepewna co do skuteczności mikstury, podała mu eliksir. Przez pierwsze dziesięć sekund nic się nie stało, a łzy już zdążyły wyznaczyć mokre ścieżki na policzkach Suzanne, dopiero po następnych dwudziestu sekundach wszystkie rany się zasklepiły, a Severus na nowo zaczął odzyskiwać przytomność.
- Suzanne... - wyszeptał mężczyzna lekko zachrypniętym głosem. Od razu odszukał wzorkiem swoją ukochaną, a gdy tylko jego spojrzenie padło na zapłakaną dziewczynę, podniósł się na łokcaciach powoli zbliżając się w jej stronę. - Już wszystko dobrze...
Gryfonka nie czekając dłużej, szlochając ze szczęścia rzuciła się w ramiona Mistrza Eliksirów.
- Ty skończony kretynie... - wymamrotała w zakrwawioną szatę partnera, na co ten tylko parsknął rozbawiony. - Czemu nie powiedziałeś mi, że udało ci się uwarzyć ten przeklęty eliksir!
- Miałem o tym wspomnieć, ale przez to zebranie... - skrzywiła się na samą myśl.
- Rozumiem, ale... mówiłeś, że moja krew...
- Tak... - mruknął z zakłopotaniem. - Niestety, byłem zmuszony użyć krwi jednorożca, nie miałem żadnej dziewicy na zbyciu.
Suzanne prychnęła z rozbawieniem i szybko starła łzy ze swoich zaczerwienionych policzków.
- Za co tak oberwałeś? - zapytała zmartwiona. - Nic ci nie jest? Wszystkie rany się dobrze zasklepiły?
- Nie martw się już wszystko dobrze. A co do zebrania... to nie ważne, to nie było nic poważnego. - nagle zmierzył dziewczynę wzrokiem i powiedział z powagą. - Jednak... powinnaś się cieplej ubrać.
- Nie było na to czasu, umierałeś. - warknęła rozdrażniona.
- Mogłem umierać, ale nie pozwolę by ktokolwiek widział cię tak... - przerwał szukając odpowiedniego słowa.
- Tak? - spytał zaciekawiona.
- Tak piękną. - odparł i z zadowoleniem przyjął widok rumieńców na jej twarzy. - Ten widok jest zarezerwowany tylko dla mnie.
- O to nie musisz się martwić. - powiedział z uśmiechem mocniej wtulając się w jego ciepłą klatkę piersiową. - Nie zamierzam paradować po zamku w koszuli nocnej.
- Ja bym się nie obraził...
- Sev!
*-*-*
Ło, Jezuu, co to był za rozdział!
No nieźle się porobiło. Obecnie złapałam znowu (jak to ja) jakieś chorubsko, i w mojej głowie zrodziły się jakieś chore pomysły. Więc nie zrażajcie się poziomem tego rozdziału, najprawdopodobniej jutro go sprawdzę i poprawię.
Pozdrawiam,
panienka_dumbledore
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro