Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

TOM 2 - Rozdział 67

- Nigdy więcej. - wymamrotał Harry, siadając na krześle w gabinecie Dumbledore'a.

- Podzielam twoje zdanie. - burknęła Suzanne zajmując miejsce obok niego. Skrzywiła się, gdy tylko próbował rozprostować kości. Obecnie bolały ją wszystkie możliwe mięśnie, nawet te o których nie miała zielonego pojęcia.

- Nie było aż tak źle. - odparł z delikatnym uśmiechem dyrektor, czym zasłużył sobie na serię morderczych spojrzeń od swoich uczniów. - Ugraliście na tym więcej niż mieliśmy w planach.

- Planach? - zapytała z niedowierzaniem blondynka. - Jakich planach!? Nie było żadnych planów! Mieliśmy grzecznie udać się na głosowanie, a po nim wrócić do zamku przed ciszą nocną. Z tego co mi się wydaję jest piąta rano. - mruknęła rozdrażniona.

- I dobrze ci się wydaje. - dodał wyczerpany brunet. - Dzisiaj mamy sprawdzian z transmutacji. Zaraz na pierwszej godzinie.

Gryfonka jęknęła na jego słowa i zsunęła się niżej na krześle, tak, że ledwo było ją widać zza biurka.

- Mógłbym wam na dzisiaj załatwić zwolnienie z zajęć, w końcu świetnie się spisaliście. - zaczął z rozbawieniem Albus.

- Świetnie!? - powtórzyła, lekko urażona dziewczyna. - My posprzątaliśmy cały ten bałagan!

- I to w jakim stylu...

Trzy godziny wcześniej...

- Proszę o ciszę! - zawołała blondynka, lecz i tak jej słowa utonęły w morzu krzyków i chaosu. Kiedy tylko wieść o porwaniu Ministra rozeszła się wśród zebranych doszło do masowej paniki, która zdecydowanie nie działała na ich korzyść. Suzanne miała szczerze dość tych niepotrzebnych kłótni i coraz to głupszych pomysłów na "ratowanie" społeczeństwa. Jak na razie pomysł z przywróceniem Knota na stanowisko wygrywał w całej tej histerii. Oczywiście ona nie miała zamiaru nikomu na to pozwolić, choć nie znała tego człowieka osobiście, wystarczająco dużo się o nim nasłuchała, żeby wiedzieć, że on zdecydowanie nie nadaje się do tej roli. - Proszę zachować spokój! - spróbowała ponownie.

- Zamknąć się! - krzyk mężczyzny rozszedł się echem po sali. Wszyscy zamilkli i przenieśli swoją uwagę na młodego blondwłosego czarodzieja o orzechowych oczach. - Dziękuję, a teraz prosiłbym o wysłuchanie tego co mamy państwu do powiedzenia. - zakomunikował złowróżbnym tonem.

- Dzięki. - szepnęła mu w podzięce dziewczyna, po czym na nowo skupiła się na otaczającym ich zewsząd tłumie. Znajdowali się na samym środku sali, siedzieli, a właściwie to stali na miejscu Naczelnego Maga Wizengamotu. - Większość tu zebranych na pewno jest oburzona informacją, która dotarła do nas kilkadziesiąt minut temu. Słyszałam, że wielu proponowało odroczenie sprawy, ja również jestem za tym pomysłem, jednak jestem pewna, że wszyscy znamy protokół postępowania głosowań i zebrań Wizengamotu, prawda?

- Nie możemy kontynuować! - zawołał wstając z miejsca jeden ze starszych sekretarzy. - Na sali nie ma Naczelnego Maga! Musimy odroczyć głosowanie!

- Jednak prawo jasno mówi, że odroczyć zebranie może jedynie osoba, która je zwołała lub Minister. - wtrącił Harry uciszając natrętnego mężczyznę. - Ani jeden, ani drugi nie jest obecnie dostępny. Jedyne co możemy teraz zrobić to zagłosować.

- Niby w jakiej sprawie? - zapytała wysoka kobieta w tylnym rzędzie.

- W tej której się tu zebraliśmy. - odparła Dumbledore. - Wybierzemy Naczelnego Maga Wizengamotu, a następnie znajdziemy człowieka, który tymczasowo zajmie miejsce Ministra.

- Może jego zastępca powinien...

- Nie. - przerwała wypowiedź młodego chłopaka, który zaczerwienił się pod jej morderczym spojrzeniem. - Odbędzie się głosowanie.

- Ale wybory Ministra są organizowane przez wiele miesięcy!? - krzyknęła zdenerwowana staruszka. - Wszystko będzie trwało zbyt długo!

- Dlatego to my zdecydujemy. - wyjaśnił Potter rozglądając się z determinacją po sali, całkiem ignorując przerażone twarze sekretarzy i szefów depertamentów. - Wieści o zniknięciu Ministra rozejdą się po kraju prędzej czy później. Lepiej, żeby do tego czasu wszystko było jak należy. Nie możemy zostawić Ministerstwa bez przywódcy.

- Zaczniemy od początku. - kontynuowała za niego Gryfonka. - Stworzymy wszystko od nowa, cegiełka po cegiełce. Zaczniemy od Wizengamotu, a skończymy na aurorach i mało znaczących urzędnikach. - na twarzach zebranych można było zauważyć nie tylko strach i oburzenie, ale i zainteresowanie oraz chęć do działania. - Zajmiemy się lepszą ochroną Ministerstwa i dokładnie sprawdzimy wszystkich pracowników. Nie możemy zapomnieć o zagrożeniach z zewnątrz. Nie tylko o Voldemorcie, - większość osób wzdrygnęła się na dźwięk tego imienia, tylko nieliczni zachowali kamienną twarz. - mugole nie mogą się o nas dowiedzieć, a niestety jest coraz więcej interwencji związanych z niemagami. Gdyby nasze istnienie wyszło na jaw doszłoby do katastrofy na skalę światową, a do tego nie możemy dopuścić. Dlatego właśnie zaczniemy od początku. A więc...na kogo głosujemy?

Suzanne wracała zmęczona do lochów, starając się nie zasnąć na stojąco. O tej godzinie wszystkie korytarze były puste, w końcu kto normalny wstaje tak wcześnie rano? Gryfonka bardzo szybko poznała odpowiedź na to pytanie.

- Au! - jęknęła wpadając na coś wyjątkowo miękkiego. Przez chwilę była w takim szoku, że nie była w stanie określić w jaki sposób znalazła się w takim położeniu, jednak powoli coraz więcej informacji docierało do jej otępiałego umysłu. Tym bardziej, że rozpoznała bardzo przyjemny i co najważniejsze znajomy zapach.

- Byłem pewien, że już wyleczyłaś się z tego nawyku. - wystękał z bólem Mistrz Eliksirów starając się podnieść z kamiennej podłogi, niestety ciało blondynki skutecznie mu to uniemożliwiało.

- Wybacz. - mruknęła stając powoli na nogi. Otrzepał się szybko z nabytego przez upadek kurzu, po czym przeniosła wzrok na Severusa, który patrzył na nią z zaciekawieniem.

- Czemu nie wróciłaś na noc? - zapytał podejrzliwie.

- Zebranie się przedłużyło. - odparła bez owijania w bawełnę.

- Jasne. - odburknął nieprzekonany. - Mówiłaś, że będziesz przed ciszą nocną, a jest już prawie szósta rano. Niedługo zaczynasz zajęcia.

- Mam wolne. - powiedziała, po czym ziewnęła zmęczona, oparła głowę o ramię Snape'a i była już gotowa zasnąć kiedy poczuła, jak silne ramiona oplatają ją w tali. Po chwili, którą ledwo udało jej się załapać, poczuła jak zostaje podniesiona i przyciśnięta do klatki piersiowej swojego partnera.

- Ach... co ty byś beze mnie zrobiła? - zapytał z delikatnym uśmiechem idąc w kierunku swoich kwater.

- Zasnęłabym pod ścianą...- wymruczała pół przytomnie.

- Cała ty. - szepnął na tyle cicho, żeby Gryfonka tego nie usłyszała. - Tylko nie myśl, że zostawię tą sprawę tak bez słowa.

- Jasne, wrócimy do tego rano... - cichy szept opuścił jej usta, i już po chwili usłyszeć można było jedynie równomierny oddech dziewczyny.

- Ta, rano... - mruknął rozbawiony i ruszył w dalszą drogę do swojego gabinetu z lekkim balastem w ramionach.

Suzanne obudziła się z dziwnym przeświadczeniem, że coś jest nie tak, czuła jakby ktoś ją obserwował. Z trudem otworzyła oczy, od razu pragnąc wrócić do świata sennych marzeń, jednak słodki zapach który unosił się w pomieszczeniu powstrzymał ją od tego. Rozejrzała się nie do końca przytomnie po sypialni, po czym sapnęła zaskoczona natrafiając na czarne, jak węgiel tęczówki, które wpatrywał się w nią z niecierpliwością. Lekko zdziwiona przeniosła wzrok na tacę z niesamowicie aromatycznie pachnącymi naleśnikami, które były zaledwie na wyciągnięcie jej ręki.

- Dzień dobry. - usłyszała aksamitny głos zaraz obok swojego ucha co wyrwało ją z jej marzycielskich myśli o skosztowaniu tych pysznie wyglądających przysmaków.

- Dzień dobry. - odpowiedział spoglądając w jego stronę z szerokim uśmiechem, na chwilę odstawiając myśli o naleśnikach na bok. - Która godzina?

- Dochodzi 13. - odparł oplatając ramiona wokół tali Gryfonki, ta oparła się o mężczyznę plecami z zadowoleniem czując bijące od niego ciepło.

- Masz bardzo dobry humor. - stwierdziła przymykając oczy, starając się nie myśleć o czekającym na nią posiłku.

- Yhm... - mruknął wtulając głowę w zagłębienie jej szyi. - Byłem u Albusa.

- To dziwne. - powiedziała spoglądając na niego kątem oka. - Zazwyczaj po rozmowie z dziadkiem jesteś wyjątkowo rozdrażniony.

- Otóż nie tym razem. - odrzekł z szelmowskim uśmiechem, na którego widok Suzanne od razu zrobiło się cieplej. - Twój kochany dziadek uznał, że po całej nocy obrad możesz nie najlepiej się czuć, dlatego ktoś powinien się tobą zająć...

- A przez kogoś miał na myśli ciebie. - wtrąciła ze zrozumieniem. - Widocznie powrót na stanowisko Naczelnego Maga Wizengamotu bardzo poprawił jego humor skoro zwolnił cię z zajęć.

- Najwyraźniej... - wymruczał, po czym musnął ustami skrawek jej szyi. Blondynkę od razu przeszył dreszcz przyjemność, z trudem udało jej się stłumić jęk. - A skoro oboje mamy dzisiaj wolny grafik to...

- A eliksir? - zapytała starając się myśleć racjonalnie.

- Przykro mi kochanie, ale twoja krew się nie nada. - odpowiedział, po czym wpił się zachłannie w jej usta.

Suzanne nie zamierzała protestować, szybko zapomniała o naleśnikach, które dalej leżała na tacy w nogach łóżka, i oddała pocałunek.

Severus nie ociągając się przewrócił Gryfonkę na plecy, po czym zawisnął nad nią i ponownie złożył na jej aksamitny ustach pocałunek. Powoli tracił kontrolę nad sobą, a przy tym nad swoim ciałem. Miał ochotę zrobić to tu i teraz, jednak gdzieś w głębi jego umysłu dalej tkwiła myśl, że powinien panować nad sobą, w końcu nie chciałby jej przypadkiem skrzywdzić. Jednak ona zdążyła zdecydować za niego, powoli dobrała się do guzików od jego koszuli, zaczęła jej rozpinać, jeden po drugim, robiła to denerwująco wolno. Kiedy poczuł na swojej klatce piersiowej jej delikatne dłonie, z jego ust wyrwało się pojedyńcze warknięcie, któremu towarzyszył cichy jęk dziewczyny. To przeważyło nad jego zdrowy rozsądkiem. Przeniósł dłoń na udo Suzanne i powoli zaczął zbliżać się do krańca materiału jej bielizny.

Wtedy właśnie rozległo się głośne pukanie do drzwi.

- Cholera! - warknął wkurzony. Starał się zignorować natarczywe pukanie, ale niestety stawało się ono coraz głośniejsze. - Jeśli to ty Dan, to nie ma mnie! - krzyknął na tyle głośno, żeby jego głos dotarł do gabinetu. Jednak pukanie nie ustanęło. - Jestem zajęty!

- Severusie!? Suzanne!? - oboje zamarli przerażeni na dźwięk TEGO głosu. - Wiem, że tam jesteście? Snape! Natychmiast mnie wpuść! Chcę porozmawiać z moją wnuczką!

- Minerwa. - szepnął zdenerwowany.

- Jesteśmy już martwi. - odparła równie cicho Dumbledore.

Na raz zerwali się z łóżka i zaczęli się ogarniać. Severus, który był gotowy jako pierwszy pobiegł w stronę wejścia do swoich kwater, zostawiając Gryfonkę w swojej sypialni. Kiedy upewnił się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku pewnie otworzył drzwi. McGonagall skorzystała z okazji i wślizgnęła się do środka.

- Oczywiście, wchodź, nie krępuj się. - prychnął rozdrażniony.

- Och, daj już spokój. - odwarknęła. - Czekałam przed drzwiami od dobrych pięciu minut.

- Mogłaś poczekać drugie tyle. Warzyłem właśnie bardzo skomplikowaną...

- Tak, tak, jasne... - przerwała mu nauczycielka transmutacji zmierzając w stronę salonu. - Gdzie jest Suzanne? - zapytała rozglądając się po pomieszczeniu.

- W sypialni. - odparł, za nim zdążył się powstrzymać. Jednak Minerwa zdawała się nie zauważyć tego błędu.

- Czyli siedzi w swoim pokoju? - spytała dla pewności, a Mistrz Eliksirów dziękował w myślach Merlinowi za tyle szczęścia.

- Tak.

- To gdzie jest jej pokój? Chcę z nią porozmawiać. - na słowa wicedyrektorki Snape zamarł, właściwie mógł już szykować sobie miejsce na cmentarzu.

- Jest... - zaczął niepewnie nie mając żadnego dobrego wytłumaczenia.

- Babciu? - usłyszeli lekko zaskoczony głos od strony drzwi do sypialni. Kiedy spojrzeli w tamtą stronę ujrzeli niską blondynkę która miała na sobie schludnie ułożoną koszulę i równiutko wyprasowaną spódniczkę, która była wręcz nieprzyzwoicie krótka, przynajmniej według Mistrza Eliksirów. Biała koszula była równie idealna, jak jej właścicielka, obecnie jedyne, o czym był w stanie myśleć to zdjęcie tej części garderoby z dziewczyny. Gryfonka wyglądała zbyt grzecznie, wydawała się zbyt ułożona, była wprost idealna, aż nazbyt idealna. A namiot w jego spodniach jedynie to potwierdzał.

- Och, Suzanne, jak dobrze cię widzieć! - zawołała kobieta, po czym podeszła i przytuliła się z całej siły do dziewczyny. - Po tym, jak nie pojawiłaś się dzisiaj na zajęciach bałam się, że coś się stało, jednak Albus wyjaśnił mi całą sprawę. Możemy porozmawiać?

- Eee... jasne. - odparła lekko się wahając. - Chodź do mojego pokoju, tam nie będziemy przeszkadzać profesorowi.

- Twój pok...

- Chodźmy już. - przerwała mu starając się zagłuszyć jego słowa.

Severus przez następną godzinę siedział w salonie starając się zająć czymś myśli. Jednak te ciągle uciekały w stronę blondwłosej dziewczyny, która bezczelnie skradła jego serce. W pewnym momencie zdecydował się na rozpoczęcie sprawdzania prac uczniów, w końcu i tak będzie musiał to kiedyś zrobić.

Najwyraźniej to nie było dzisiaj.

Po tym, jak poraz trzeci źle policzył punkty przełożył eseje na kiedy indziej. Złapał za losową książkę z biblioteczki i zaczął ją czytać, czy raczej próbował, na dodatek nieskutecznie.

W końcu po dwóch godzinach McGonagall i Suzanne weszły do salonu i zastały Mistrza Eliksirów w dość interesującej sytuacji.

- E... Severusie? - zapytała zaskoczona Minerwa. - Co ty robisz?

- Układam. - odparł niewzruszony.

- Czy to jest kostka Rubika, profesorze? - spytała zaciekawiona.

- Zgadza się. - odpowiedział zdawkowo.

- Nie zbyt to Panu wychodzi. - stwierdziła po chwili Gryfonka, czym spowodowała uśmiech na twarzy Opiekunki Gryffindoru.

- Jeśli ty potrafisz lepiej... - warknął podając jej pomieszaną układankę do ręki.

Suzanne przez chwilę przyglądała się niepozornej kostce, po czym wykonał kilka sprawnych i niebywale szybkich ruchów, dzięki czemu kostka była już ułożona. Podała ją Mistrzowi Eliksirów z triumfalnym uśmiechem.

- Ja wychowałam się w świecie mugoli, profesorze. - Snape jedynie mruknął coś pod nosem, a następnie przeniósł wzrok na rozbawioną McGonagall.

- A ty co tu jeszcze robisz?

- Och dobrze, już idę. - powiedziała zrezygnowana. Uścisnęła swoją wnuczkę na pożegnanie i opuściła komnaty nauczyciela eliksirów, dzięki czemu mieszkańcy tego lokum mogli w spokoju odetchnąć z ulgą.

- Było blisko. - stwierdziła.

- Racja. - potwierdził mężczyzna, po czym zadał jej pytanie, które dręczyło go od przeszło dwóch godzin. - O co chodzi z tym pokojem?

- O, to zwykłe zaklęcie iluzji. - powiedział szeroko się uśmiechając. Na ten widok Severus od razu poczuł, jak pożądanie sprzed kilku godzin na nowo się w nim budzi. Podszedł do dziewczyny i objął ją układając dłonie w pewnych strategicznych miejscach. Od razu poczuł jej szybszy oddech.

- A więc, skoro Minerwa już sobie poszła to... na czym to my skończyliśmy?

Suzanne uśmiechnęła się zalotnie i zbliżyła się do jego ust. Była już tuż tuż, od pocałowania go, kiedy usłyszała cichy syk mężczyzny. Spojrzała na niego zaskoczona, ale po chwili zrozumiała.

- Dlaczego teraz!? - zawołał wściekły.

- Zebranie Wizengamotu. - wyszeptała ze zrezygnowanie. - Pewnie chodzi o zmiany jakie zaszły w Ministerstwie, zdemaskowanie szpiegów i porwanie Ministra.

- Ale dlaczego akurat teraz? - zapytał z bólem widocznym w jego czarnych, jak obsydian oczach.

- Idź... - szepnęła. - Nie chcę, żeby cię ukarał. Ja poczekam. - dodała z wymuszonym uśmiechem. Severus złożył na jej ustach czuły pocałunek.

- Zostań tutaj, nie wychodź stąd póki nie wrócę. Nie wpuszczaj nikogo oprócz mnie. Żebyś miała pewność, że to ja powiem coś o czym wiemy tylko my. Dobrze?

- Jasne, a teraz idź. - odparła poganiając go.

- Idę.

*-*-*
Och, jak ja uwielbiam Wam to robić.

Ale już tak serio, nie gniewajcie się na mnie. Mam dla Was niespodziankę na Dzień Dziecka, więc czekajcie cierpliwie😉

Pozdrawiam,
panienka_dumbledore

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro