TOM 2 - Rozdział 64
Suzanne szła właśnie w stronę kuchni, aby omówić sprawę uczty ze skrzatami. Jak wiadomo te małe stworzonka odpowiadają za wszystkie posiłki w zamku, więc wypadałoby z nimi porozmawiać o ich planach. Była już niedaleko portretu z owocami kiedy poczuła na ramieniu silny uścisk. Jak oparzona wyrwała się z pod ręki agresora i dopiero po chwili do niej dotarło kto postanowił zaryzykować życiem zachodząc ją od tyłu.
- Mógłbyś mnie łaskawie ostrzec, że się zbliżasz. - warknęła zdenerwowana.
- Byłem pewien, że mnie usłyszałaś. - odparła z niezbyt udaną miną niewiniątka Severus. - Co z twoimi wysoce rozwiniętymi zmysłami animaga?
- Obecnie z nich nie korzystam. - odburknęła obrażona. - W szkole o tej porze jest za głośno. Zamiast nasłuchiwać wolę się wyciszyć. - mężczyzna skinął głową ze zrozumieniem. - A właściwie, co ty tu robisz?
- Mógłbym zapytać o to samo. - odpowiedział, a widząc jej ponaglające spojrzenie, westchnął i dodał. - Szukałem ciebie. To bardzo udane zrządzenie losu, że akurat wpadłem na ciebie zaraz po wyjściu z gabinetu.
- A mogę wiedzieć, dlaczego mnie szukałeś? - spytała lekko zaniepokojona.
- Pomyślałem, że moglibyśmy spędzić dzisiejszy dzień tylko we dwoje. Ja nie mam żadnych prac do sprawdzenia, ani szlabanów do nadzorowania, a ty masz całkowicie wolny grafik. - wyjaśnił, zbliżając się do niej. Na policzkach Suzanne pojawiły się ledwo widoczne rumieńce, które zniknęły już chwilę potem. Z wielką chęcią skorzystałaby z propozycji Severusa, ale...
- Przepraszam... - wyszeptała spuszczając głowę skruszona. Mistrz Eliksirów lekko zaniepokojony położył dłonie na jej ramionach, a już po chwili przyciągną ją do siebie i zamknął ją w szczelnym uścisku. Gryfonka wtuliła się w niego ufnie i napawała się znajomy zapachem.
- O co chodzi? - zapytał zmartwiony Snape. - Chodzi o wczoraj...
- Nie! - zaprzeczyła natychmiast podnosząc wzrok. - Po prostu... My... To znaczy, ja, Harry, i Draco... my...
- Tak?
Severus patrzył na nią z zaciekawieniem. Przez chwilę pomyślał, że znowu planują jakiś kawał, ale szybko się zbeształ za tą myśl. W końcu zaledwie wczoraj stracili przyjaciela, na pewno żadne z nich nie jest w nastroju na żarty. No, ale co on mógł poradzić na to, że już od lat jest wyczulony na każdy choćby najmniejszy przekręt.
- Wybacz. - odparła po chwili ciszy. - To niespodzianka. - dodała już ciszej z delikatnym uśmiechem.
- Suzanne...
- To nic złego. - zaznaczyła widząc jego niezbyt zadowoloną minę. - Uwierz mi, naprawdę nie planujemy niczego niebezpiecznego lub wbrew zasad.
- To dlaczego mi nie powiesz? - spytał naburmuszony, co bardzo rozbawiło blondynkę.
- Już ci przecież mówiłam. - odparła, jakby tłumaczyła coś pięcioletniemu dziecku. - To niespodzianka.
Zbliżała się pora obiadu, a Suzanne z zadowoleniem zmierzała do Wielkiej Sali. Skrzaty z entuzjazmem przyjęły pomysł Huncwotów i obiecały dać z siebie wszystko, co oznaczało, że mają już sporą część pracy z głowy. Po posiłku prefekci mają zabrać pierwszoklasistów do ich Pokoi Wspólnych co daje im trochę czasu i swobody do kontynuowania ich planu.
Severus nie był zadowolony z faktu, że jego partnerka nie chce mu nic powiedzieć, ale sam obiecał się nie mieszać. Jednak gdyby okazało się, że całe to przedsięwzięcie jest jednym wielkim żartem, to Snape na sto procent wlepiłby jej miesięczny szlaban.
Siedząc przy stole Gryfonów, który był dzisiaj wyjątkowo cichy, rozmawiała z chłopakami o ostatnich dodatkach i pracach wykończeniowych. W pewnym momencie, kiedy sięgała po miskę z ziemniakami, zauważyła kątem oka przygnębioną Ginny. Siedziała kilka miejsc dalej, całkiem sama. Suzanne zaniepokojona tym widokiem postanowiła zainterweniować.
- Hej.
Ginny zaskoczona podniosła wzrok i spojrzała na starszą Gryfonkę.
- O, cześć... - mruknęła, po czym wróciła do oglądania drewnianego blatu.
- Mogę się przysiąść?
- Rób co chcesz.
Blondynka usiadła zaraz obok rudowłosej i przez chwilę, bez słowa przyglądała jej się wnikliwie.
- Jak bardzo?
- Co? - zapytała zdziwiona Weasley. Patrzyła na dziewczynę z niezrozumieniem.
- Nie pytam czy boli. - wytłumaczyła. - Tylko jak bardzo?
Ginny westchnęła, po czym pod wpływem chwilowej dawki odwagi odparła.
- Wystarczająco, żebym nie mogła o tym zapomnieć.
- Nie masz zapomnieć! - zawołała zdenerwowana Suzanne. - Broń Merlinie! Masz pamiętać i to na zawsze! Twoim zadaniem jest się z tym pogodzić.
- Zapomnienie jest prostsze. - stwierdziła młodsza Gryfonka.
- Och, to na pewno. - przyznała jej rację. - Może i być łatwe, ale czy właściwe?
Z tymi słowami wstała z miejsca i ruszyła ku wyjściu z sali, zostawiając nastolatkę z mętlikiem w głowie. Zaledwie chwilę później dołączyli do niej Draco i Harry, którzy razem z nią mieli udać się po potrzebne im rzeczy do Pokoju Wspólnego Gryffindoru.
W salonie było praktycznie pusto, oprócz dwójki trzecioklasistów nie było nikogo. W pomieszczeniu panowała bardzo przyjemna cisza, która niestety została zakłócona przez odgłos zbiegania po schodach. Suzanne zaintrygowana spojrzała w stronę klatki schodowej, jednak bardzo szybko jej zainteresowanie zamieniło się w przerażenie, gdy zrozumiała kto właśnie wszedł do salonu.
Hermiona stała naprzeciwko nich z nieprzytomnym spojrzeniem i stosem ksiąg na rękach. Wyglądała fatalnie, włosy przypominały najprawdziwsze gniazdo dla ptaków, wory pod oczami wskazywały na bezsenną noc, a zaczerwienione i przekrwione oczy mogły oznaczać jedynie kilkugodzinny, do tego bardzo wyczerpujący płacz. Jeszcze jedna rzecz bardzo rzuciła jej się w oczy, złoty pierścionek zaręczynowy. Jednak mimo fatalnego samopoczucia, co można było z łatwością wywnioskować, na jej twarzy gościł obłąkany uśmiech.
- Dobrze, że was spotkałam. Właśnie miałam was szukać! - zawołała biegnąc w ich stronę. Wszystkie książki spadły na podłogę po drodze, ale ona wydawała się tym nie przejmować. Złapała Suzanne za ręce i pociągnęła ją w stronę odległego stolika. Chłopcy chcąc, nie chcąc ruszyli za nimi.
Kiedy Hermiona już usadził ją na wolnym krześle, sama zajęła miejsce na przeciwko. Po chwili całkowitego milczenia, kiedy to Harry i Draco szukali sobie jakiegoś siedziska, Gryfonka odezwała się patrząc na nią z ogromną determinacją, zaangażowaniem i czymś jeszcze. Blondynce robiło się słabo na widok tego spojrzenia. Zazwyczaj tak właśnie wyglądają ludzie, którzy są gotowi na wszystko, bo nie mają nic do stracenia. I z wielką niechęcią Suzanne musiała przyznać, że Hermiona stała się taką osobą.
- Wiem, jak pomóc Ronowi. - wyszeptała konspiracyjnie.
- Miona... - zaczęła zaniepokojona.
- Udało wam się wskrzesić rodziców Harry'ego, więc możemy to samo zrobić z Ronem. - mówiła, a z każdą kolejną chwilą uśmiech na jej twarzy rósł. - Chciałam coś znaleźć, żeby jakoś wam pomóc, ale na nic nie trafiłam, no ale to było do przewidzenia. W końcu to wy sami do tego doszliście, ale chciałam coś zrobić. Dopiero niedawno dotarło do mnie, że muszę porozmawiać z wami. Pewnie już nad tym myśleliście, co? Dlatego dzisiaj nie mogłam was nigdzie znaleźć. Dlaczego nic nie powiedzieliście? - dodała udając urażoną.
- Hermiona... - wyszeptał wstrząśnięty Harry. I on, i Suzanne byli przerażeni stanem w jakim znalazła się dziewczyna. Draco wyglądał na równie zmartwionego.
Dumbledore szczerze pragnęła, żeby słowa Granger, choć nie ważne jak bardzo obłąkane i szalone, okazały się prawdą. Ile by dała, żeby móc wskrzesić Rona!? Ale to było niemożliwe.
- No to kiedy zaczynamy? - zapytała z ogromnym entuzjazmem. - Chętnie zobaczę, jak to działa. Jak żałowałam, że nie widziałam, jak to robiliście za pierwszym razem!? No ale teraz będę mogła zobaczyć! No to, idziemy do Komnaty? Podejrzewam, że to tam wszystko jest przygotowane.
- Granger. - powiedział z niedowierzaniem Malfoy, spuszczając wzrok na podłogę.
- No na co czekacie? - zapytała zdenerwowana.
- Herm... Ron odszedł. - mruknął Harry.
- No, ale twoi rodzice... - zaczęła.
- Oni spełniają pewne warunki, których... - próbował jej wytłumaczyć, ale niespodziewanie ktoś mu przerwał.
- Nie mam już potrzebnych składników. - wtrąciła Suzanne na tyle głośno, żeby zagłuszyć słowa przyjaciela. Harry patrzył na nią wilkiem.
- Ale... gdybyś je miała to byśmy mogli, prawda? Wystarczy je zdobyć! Przecież nie mogą być jakoś bardzo problematyczne, skoro udało się wam je skądś dostać. Wystarczy...
- Hermiona, na razie nic nie możemy na to poradzić. Nie mamy już Kamienia Filozoficznego, bez niego nie mamy żadnych szans. - wyjaśniła Suzanne. - Obecnie na świecie nie istnieje żaden, Hermiona, musisz zrozumieć, że przywrócenie Rona do życia może zająć naprawdę wiele lat. Może...
- Poczekam. - odparła pewnie. - Jeśli ktokolwiek może tego dokonać, to ty Suzanne. Jeśli stworzysz Kamień i przywrócisz mi Rona będę twoją dłużniczką do końca życia.
Po tych słowach z szerokim uśmiechem. Podniosła się z miejsca, zebrała porozrzucane książki i wróciła do swojego dormitorium. Blondynka westchnęła z ulgą i spojrzała na swoich przyjaciół.
- Okłamałaś ją. - warknął zielonooki. - Przecież dobrze wiesz, że Ron nie wróci. Czemu jej tego nie powiedziałaś. Dałaś jej nadzieję! Co jeśli dowie się, że nie możemy wskrzesić Rona!?
- No właśnie, Harry, co się stanie!? - krzyknęła zdenerwowana i roztrzęsiona, uderzając pięścią w stół. - Pomyśl, choć przez chwilę, wysil swój Gryfoński móżdżek i pomyśl. Co by się stało, gdyby Hermiona dowiedziała się, że Ron już nigdy nie wróci!? Odpowiedź jest banalnie prosta! Skoczyła by z najbliższej wieży. Ta nadzieja, którą jej dałam, trzyma ją przy życiu! Jeśli uważasz, że łatwo mi było spojrzeć jej w oczy i okłamać ją w tak ważnej sprawie, to się mylisz!
Wstała z miejsca i wybiegła z Pokoju Wspólnego, potrzebowała ochłonąć za nim będzie musiała na nowo skonfrontować się z Harrym.
Siedziała wściekła przy fortepianie w Pokoju Życzeń. I pomyśleć, że trafiła tu już po raz drugi w przeciągu kilkunastu godzin. Jest z nią coraz gorzej. Miało ochotę roznieść to wszystko w pył, ale wiedziała, że to i tak nie pomoże. Była wściekła na siebie, za to, że okłamała Hermione, na Harry'ego, bo miał rację, na siebie, bo znowu czuje się bezsilna, na Dana tak dla zasady, no i najważniejsze, na siebie, bo wszystko spieprzyła.
Powoli zaczęła się uspokajać, wygrywając jakąś nową melodię na instrumencie. Z każdą kolejną nutą, czuła się trochę lepiej, aż w końcu do przyjemnego dla ucha dźwięku fortepianu dołączył lekko zachrypnięty, ale nadal melodyjny głos dziewczyny.
I can hold my breath
I can bite my tongue
I can stay awake for days
If that's what you want
Be your number one
I can fake a smile
I can force a laugh
I can dance and play the part
If that's what you ask
Give you all I am
I can do it
I can do it
I can do it
But I'm only human
And I bleed when I fall down
I'm only human
And I crash and I break down
Your words in my head, knives in my heart
You build me up and then I fall apart
'Cause I'm only human
I can turn it on
Be a good machine
I can hold the weight of worlds
If that's what you need
Be your everything
I can do it
I can do it
I'll get through it
But I'm only human
And I bleed when I fall down
I'm only human
And I crash and I break down
Your words in my head, knives in my heart
You build me up and then I fall apart
'Cause I'm only human
I'm only human
I'm only human
Just a little human
I can take so much
'Til I've had enough
'Cause I'm only human
And I bleed when I fall down
I'm only human
And I crash and I break down
Your words in my head, knives in my heart
You build me up and then I fall apart
'Cause I'm only human*
- Znowu tutaj?
Kiedy usłyszała znajomy głos od strony wejścia, delikatnie się uśmiechnęła i spojrzała w jego stronę.
- Tak, muszę odetchnąć. - wytłumaczyła się.
- Mogłaś przyjść do mnie. - stwierdził Mistrz Eliksirów siadając obok niej.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - zapytała opierając głowę na jego ramieniu, on objął ją i przyciągnął do siebie.
- Wywnioskowałem. - odparł, a kiedy ta spojrzała na niego z niezrozumieniem, dodał. - Draco był u mnie. Powiedział, że pokłóciłaś się z Potterem. O pannę Granger.
- Wytłumaczył o co poszło? - spytała, nawet na niego nie patrząc.
- Nie wdawał się w szczegóły, ale mogę się założyć, że chodziło o Weasley'a.
- Bingo. - mruknęła, po czym z trudem przyznała. - Okłamałam Hermionę, że mogę wskrzesić Rona. Harry chciał jej powiedzieć prawdę.
- Dobrze zrobiłaś. - stwierdził po chwili ciszy.
- To dlaczego czuję się tak fatalnie?
- Okłamywanie przyjaciół nigdy nie jest łatwe. - powiedział z powagą. - Kłamstwo często tworzy rany, a rany bolą, krwawią, ale w końcu się leczą, czasem zostają po nich blizny. To kłamstwo było konieczne, by zamiast małej ranki, nie powstała ogromna wyrwa. Straciłaś jednego przyjaciela, to logiczne, że nie chcesz stracić kolejnych. - widząc, że jego słowa do niej dotarły uśmiechnął się lekko i pocałował ją z czułością w czubek głowy. - Przestań się tym zamartwiać, bo to cię wykończy. Pamiętaj, że śmierć Rona nie była twoją winą.
- Co? - zapytała nieprzytomnie i spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami. - Sev, przecież to oczywiste, że to z mojej winy umarł i to ja jestem odpowiedzialna za jego śmierć. - odparła z powagą, jednak widząc jego zmartwioną minę dodała całkiem szczerze. - Mimo to nie zamierzam się nad sobą użalać.
- Nie? - spytał zaskoczony i lekko się odprężył.
- Nie. Zbyt wielu ucierpiało i to na dodatek z mojej winy. - ścisnęła dłonie w pięści tak mocno, że jej paznokcie stworzyły małe krwawiące ranki we wnętrzu dłoni. - Zamierzam upewnić się, że to się już nie powtórzy. - przyznała z niezwykłą pewnością.
- Jak zamierzasz tego dokonać?
- Może to już czas uwarzyć eliksir Extremum fato.
Kolacja zbliżała się wielkimi krokami, a pierwszaki, jak i reszta uczniów trzymała się z dala od Wielkiej Sali. Dzięki, Merlinowi! Mimo dość napiętej atmosfery Harry i Suzanne zdołali się nie pozabijać podczas wspólnej pracy. Kiedy nadeszła pora posiłku, wszystko już było gotowe, a uczniowie, jak i nauczyciele, zaczęli się powoli zjawiać w Wielkiej Sali.
Gdy wszyscy już zajęli swoje miejsca, dyrektor podszedł do mównicy i zabrał głos.
- Witajcie. - zaczął Albus uciszając tym samym panujące wszędzie rozmowy. - Dzisiejszy dzień jest wyjątkowy, ale niestety nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ja oraz wielu innych nauczycieli uważam, że macie prawo wiedzieć o tym co się wydarzyło wczorajszego dnia. - zatrzymał się na chwilę, próbując zebrać myśli, po czym powiedział. - Na pewno każde z was zwróciło wczoraj uwagę na panujące w szkole zamieszanie, było tak nie bez powodu. Wczoraj w godzinach południowych śmierciożercy zaatakowali Hogsmeade.
Po Sali rozległy się przerażone szepty. Nie wielu niestety wiedziało o ataku, Prorok nie wydrukował żadnego słowa na ten temat, co było wyjątkowo dziwne i niepokojące. Napisany był za to rozległy artykuł na temat ataku na Londyn, który rozpoczął się wcześniej, ale z o wiele mniejszymi skutkami negatywnymi.
- Wasi koledzy, którzy byli na wycieczce w wiosce mieli masę szczęścia, wielu wyszło z tego bez szwanku, ale niestety nie wszyscy. - wyjaśnił, smutno spoglądając po pustych miejscach przy stołach. - Kilkoro uczniów do tej pory przebywa w Skrzydle Szpitalny w stanie stabilnym. Na pewno ofiar byłoby o wiele więcej, gdyby nie grupa uczniów, która stanęła do walki ze śmierciożercami jeszcze za nim pojawili się aurorzy. Niestety, nie obeszło się bez ofiar śmiertelnych.
Uczniowie zaczęli się z przejęciem rozglądać po Sali próbując wyłapać kogo z nimi nie ma. Po mimo tego zamieszania nie można było nie zauważyć, że znana wszystkim grupka siedząca przy stole Gryfonów jest wyjątkowo milcząca.
Suzanne spojrzała zaniepokojona na Harry'ego. Widząc jak przygryza wargę, aż do krwi złapała go za dłoń i ścisnęła ją mocno. Chłopak popatrzył na nią z wdzięcznością i wtulił się w Dracona, który siedział po jego drugiej stronie. Ginny i Hermiona zajęły miejsca na przeciwko nich, same starały się nawzajem pocieszyć, obie miały łzy w oczach.
- Ron Weasley zmarł wczoraj w Skrzydle Szpitalnym na skutek ran poniesionych w trakcie walki. - ogłosił dyrektor, a cała sala zamilkła. Spojrzenia wszystkich spoczęły na Huncwotach, którzy w tragicznym stanie starali się nie rozpłakać przez wszystkimi. - Nie zdołał obronić się przed nawałem zaklęć, kiedy ratował małą dziewczynkę. Jestem pewien, że jego ofiara nie pójdzie na marne.
Wszyscy w ciszy próbowali przetrawić słowa dyrektora. Nikt nie był gotowy na to co nastąpiło, czy na to w ogóle można by się było przygotować. Kiedy Dumbledore zaczął odchodzić od mównicy na Sali rozległ się czyiś głos. Wszyscy bardzo szybko rozpoznali właściciela.
- Weasley jest naszym królem, - zawołał wstając z miejsca Harry, a jego głos poniósł się echem po Wielkiej Sali. Na twarzy starszych Gryfonów pojawiły się nikłe uśmiechy pełne zrozumienia. - Bohaterem jest na fest!
Więc zaśpiewajmy chórem:
On naszym królem jest!
-Weasley nas wszystkich obronił, - krzyknęła Suzanne dołączając do przyjaciela, a zaraz za nią poszła reszta Gryfonów. - Bohaterem jest na fest!
Więc śpiewają Huncwoci:
On naszym królem jest!
-Weasley naszym królem, - kontynuował Draco, ku zaskoczeniu wszystkich na sali. - Nie będzie więcej łez!
On wszystkich obronił murem,
On naszym królem jest!**
*-*-*
*Human
Utwór: Christina Perri
**Przerobiony tekst piosenki z Zakonu Feniksa
Rozdział późno tylko przez to, że moja siostra miała urodziny, a ja robiłam jej torta i dzisiaj cały dzień spędziłam nad tym cudeńkiem:
(tak, wstawiam zdjęcie, żeby się pochwalić, bo to pierwszy tort jaki mi wyszedł, a poza tym robię wam smaka😈)
Pozdrawiam,
panienka_dumbledore
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro