Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

TOM 2 - Rozdział 63

Ten dzień zapowiadał się interesująco. Suzanne obudziła się z samego rana, żeby jak najszybciej rozpocząć przygotowania na dzisiejszy wieczór. Nie wiedziała od czego powinna zacząć, dlatego uznała, że najlepszym pomysłem będzie rozmowa z chłopakami. Po cichu ogarnęła się i opuściła kwatery Mistrza Eliksirów, tak żeby nie obudzić nadal śpiącego profesora. Zdecydowanie jego obecność była dzisiaj niewskazana, przynajmniej nie do kolacji.

Szła wolnym krokiem w stronę Pokoju Wspólnego. Starała się powoli obmyślić plan działania, niestety trudno jej było myśleć o organizowaniu imprezy, kiedy zaledwie wczoraj próbowała ratować życie swojego przyjaciela. Obraz zakrwawionego Gryfona nawiedzał ją w najmniej oczekiwanych momentach, jego ostatnie słowa odbijały się echem w jej umyśle. Próbowała ukryć wspomnienie głęboko w swojej głowie, niestety nieskutecznie. W pewnym momencie pomyślała nawet o Obliviate, ale uznała, że to zbyt drastyczne, jak na nią. Wtem wpadł jej do głowy wręcz banalnie prosty pomysł. Wyciągnęła swoją różdżkę i machnęła nią w powietrzu, a już po chwili w jej dłoni znajdowała się mała, szklana fiolka. Skupiła się na konkretnym wspomnieniu i przyłożyła różdżkę do skroni.*

Przeszła przez portret zaspanej Grubej Damy i po szybkich oględzinach udała się w stronę klatki schodowej. Bez pukania weszła do sypialni Harry'ego i z zadowoleniem zauważyła, że Gryfon już nie śpi.

- Hej. - przywitała go z delikatnym uśmiechem. Zielonooki spojrzał na nią zaskoczony.

- O, cześć. - mruknął nieprzytomnie. Suzanne przyjrzała mu się podejrzliwie, po czym westchnęła, podeszła do niego i przysiadła na łóżku obok przyjaciela.

- Spałeś dzisiaj? - zapytała spoglądając na niego z troską i zmartwieniem. Harry popatrzył jej w oczy, a po chwili spuścił wzrok zawstydzony. - Wnioskuję, że nie.

- Jest... ciężko. - odparł przenosząc spojrzenie na puste łóżko obok okna. Reszta była zajęta przez jeszcze śpiących Gryfonów. - Trudno mi będzie do tego przywyknąć...

- Nie przywykniesz. - wtrąciła, na co Harry spojrzał na nią zdziwiony. - Ron był przy tobie zawsze, nigdy nie przywykniesz do jego nieobecności.

- Tak, uważasz? - spytał spoglądając na blondynkę. Przez chwilę rozmyślał nad słowami dziewczyny. - Może i masz rację. - mruknął. - A! Draco ma zaraz tutaj przyjść. Wysłał mi patronusa.

- Czyli nadal jesteś zdeterminowany, żeby zorganizować tą ucztę. - stwierdziła zadowolona.

- Oczywiście. Nie chcę zawieść pierwszaków, no i Rona. - odparł z bólem w oczach.

- Harry... Jeśli nie dasz rady, ja to zrozumiem. Masz prawo, żeby nie czuć się na siłach, może... daj sobie czas.

- Czas... - powtórzył ze smutkiem. - To coś czego nie mam. Byłem pewien, że Ron będzie ze mną, aż do końca, a teraz... go już nie ma. Pomyśl, kto będzie następny? Hermiona, Draco... - powiedział z trudem. - A co jeśli to będziesz ty? A co jeśli stracę ciebie? - wyszeptał z łzami w oczach. - Nie poradzę sobie, nie przeżyje kolejnej straty, Suzanne. Ciebie nie może zabraknąć...

- Nie zabraknie. - powiedziała pewnie. - Zostanę...aż do końca.

- Nie składaj obietnic, których nie możesz dochować. - warknął zdenerwowany, ocierając rękawem łzy, które niewiadomo kiedy zaczęły spływać po jego policzkach.

- Ej! - zawołała zezłoszczona. - Jesteśmy rodziną. Obiecaliśmy sobie, że zawsze będziemy sobie pomagać w potrzebie. Póki ta cholerna wojna się nie skończy, ja się nigdzie nie wybieram i nawet Śmierć mi w tym nie przeszkodzi.

Harry prychnął i spojrzał na nią z rozbawieniem.

- Uważasz, że możesz oszukać Śmierć? - zapytał z ironią.

- A co zrobiliśmy zaledwie kilka miesięcy temu? - spytała spoglądając na niego wyczekująco. - Nie tylko ją oszukaliśmy, ale i pokonaliśmy, odwróciliśmy jej wyrok, wyrwaliśmy twoich rodziców spod jej rąk. Przywróciliśmy im życie. - po chwili uświadomiła sobie co powiedziała i spojrzała skruszona na chłopaka. - Przepraszam, trochę się zagalopowałam.

- Nic nie szkodzi, wiem, że jemu już nie możemy pomóc. Zostało nam tylko upewnić się, że nikt o nim nie zapomni. - odparł, po czym podniósł się z łóżka i rozgrzał zastane mięśnie. - Suzanne?

- Tak? - spojrzała na niego zaciekawiona.

- Wiesz gdzie go pochowają? - zapytał z wyraźnym trudem.

- Nie. Ale dzisiaj pewnie się dowiemy.

Po chwili usłyszeli ciche pukanie do drzwi, Harry podszedł do nich i otworzył je na oścież. Do sypialni wszedł zaspany Ślizgon, który bez słowa wyminął narzeczonego i ułożył się na jego łóżku, przy okazji strącając z niego blondynkę. Ta z jękiem podniosła się z podłogi i spojrzała z mordem na wykończonego Malfoy'a.

- Mogłeś uważać. - warknęła zdenerwowana.

- Pierwszoklasiści byli przerażeni po wczoraj. - wymruczał pod nosem. - Połowa z nich nie mogła zasnąć. Razem z resztą starszych uczniów staraliśmy się ich uspokoić. Całą noc przesiedziałem w Pokoju Wspólnym próbując ich uspokoić. Większość zasnęła dopiero kilka godzin temu. Ale było kilka gorszych przypadków.

- Ale dlaczego? - zapytał zaskoczony Potter. - Przecież młodziaki były w szkole, tu nic się nie działo.

- Nie są głupi. - stwierdziła po chwili Gryfonka. - Na pewno zauważyli zamieszanie na korytarzach za nim prefekci zaprowadzili ich do Pokoi Wspólnych. Brak informacji tylko dodatkowo ich martwił.

- No dobra. - jęknął Ślizgon. - Od czego zaczynamy?

***

- Ale dlaczego ja? - zapytała z niezadowoleniem.

Suzanne i Harry stali właśnie przed gabinetem dyrektora lekko się sprzeczając. Draco był w tym momencie nieosiągalny, prowadził poważną rozmową z prefektami z innych domów. Całą trójką wspólnie ustalili, że żeby zacząć cokolwiek związanego z tak ważnym wydarzeniem muszą dostać zgodę Dumbledore'a, co prawda mogliby pójść na żywioł, jednak postanowili dzisiaj zrobić wszystko legalnie. Smok miał przekonać innych prefektów do pomocy w zajęciu pierwszorocznych na czas przygotowań, aby ci nic nie podejrzewali. Rogacz i Kieł mieli się zająć resztą, w tym i zdobyciem pozwolenia. I tu pojawił się mały problem.

- Bo jesteś jego wnuczką. - odparł, jakby to była najoczywistrza rzecz na świecie. - Tobie nie odmówi.

- Nie byłabym taka pewna. - mruknęła. - Jesteś Wybrańcem, ma do ciebie słabość, jeśli go poprosisz na pewno się zgodzi. - stwierdziła z pewnością.

- Dlaczego uważasz, że nie posłucha ciebie? - zapytał podejrzliwie.

- Stracił do mnie zaufanie. Pomyśli, że to jakiś głupi żart.

- Chyba w to nie wierzysz. Wiesz dobrze, że to dla Rona, jak mu to powiesz to...

- Wiem, że wtedy się zgodzi. - westchnęła ze zrezygnowaniem.

- Więc o co tym razem poszło? - spytał zjeżdżając po ścianie na podłogę.

- O nic. - powiedział szczerze siadając obok niego. - Po prostu... nie chcę z nim na razie rozmawiać.

- Obwiniasz go o jego śmierć? - zapytał zaciekawiony.

- Tylko jedna osoba jest winna śmierci Rona i to zdecydowanie nie jest mój dziadek. - odpowiedziała. - Wczoraj było mi ciężko to wszystko sobie ułożyć, szczerze nadal mam z tym problem. - dodała zaciskając dłoń na szklanej fiolce znajdującej się w jej kieszeni. - Boję się, że mogę powiedzieć o jedno słowo za dużo i, że przez to zniszczę wszystko co do tej pory udało mi się stworzyć.

- Boisz się, że pokłócisz się z dyrektorem? Przecież już nie raz się sprzeczaliście. - stwierdził zdziwiony. - Po jakimś czasie zawsze się godziliście.

- Nie rozumiesz o co mi chodzi, Harry. - mruknęła rozczarowana. - W niektórych kwestiach mamy całkiem odmienne zdanie. Staramy się nie drążyć tych tematów, a niestety śmierć Rona jest z nimi ściśle związana. Obawiam się, że w pewnym momencie nie będę się potrafiła powstrzymać i powiem mu co o tym wszystkim myślę, a to nie przyniesie niczego dobrego.

- Och... - tylko tyle był w stanie z siebie wydusić. - To może...

- A co wy tu robicie?

Gryfoni z zaskoczeniem spojrzeli na dyrektora, który w piżamie stał kilka kroków przed nimi. Od razu podnieśli się z ziemi i dość nieskładnie starali się wyjaśnić, dlaczego siedzieli na korytarzu przed jego gabinetem w niedzielę o szóstej rano, kiedy to większość uczniów nadal śpi sobie w najlepsze. Ten z delikatnym rozbawieniem przerwał ich niewyraźne wytłumaczenia i zaprosił ich do swojego gabinetu. Kiedy już wygodnie rozsiedli się na fotelach, Albus zaproponował im herbatę i cytrynowe dropsy, ci naturalnie poprosili tylko o to pierwsze.

- No to o co wam chodziło, bo z tej całej paplaniny niewiele zrozumiałem, Suzanne? - zapytał zwracając się do swojej wnuczki. Dziewczyna ostatni raz spojrzała na przyjaciela, a widzą jego zachęcające spojrzenie, westchnęła ze zrezygnowaniem i zaczęła mówić.

- Widzisz, wczoraj po tej całej aferze uznaliśmy, że...

Zacięła się. Nie wiedziała co powinna powiedzieć. Na początku myślała, że to będzie proste, ale było całkiem odwrotnie. Nie była pewna, jak w ogóle powinna zacząć. W końcu chciała poprosić o zgodę na zorganizowanie uczty, aby oddać cześć swojemu zmarłemu przyjacielowi, samo to brzmi głupio. Powinni przeżyć żałobę, ale wtedy pomyślała o Ronie. Zdecydowanie Gryfon nie chciałby, żeby po nim rozpaczano, wolałby, żeby zapamiętano go jako bohatera, a nie ofiarę wojny.

- Suzanne? - z jej rozmyślań, wyrwał ją głos jej dziadka, który patrzył na nią ze zmartwieniem.

- Zamyśliłam się. - odparła skruszona, po czym z delikatnym uśmiechem i nową siłą do działania zaczęła opowiadać o ich planie na dzisiejszą kolację. Teraz była już całkiem pewna, że warto.

Około godziny później, kiedy wszystko było już jasne, a Albus zgodził się na ich plan, Harry wyszedł z gabinetu, aby zacząć przygotowania, natomiast Gryfonka została, aby omówić z Dumbledore'em kilka formalności.

- Kiedy odbędzie się zebranie? - zapytała dopijając już zimną herbatę.

- Nie wiem. - odparł szczerze starzec, na co blondynka spojrzała na niego zdziwiona.

- Nie wiesz? To jakaś nowość. - mruknęła do siebie.

- Molly nie czuje się najlepiej. Ona i reszta Weasley'ów mocno przeżywają stratę młodego pana Weasley'a.

- Nie chcę sobie tego nawet wyobrażać. - stwierdziła ponuro po chwili ciszy. Albus przyglądał jej się z zaciekawieniem, na co ta spojrzała na niego pytająco. - O co chodzi? Czemu tak ma mnie patrzysz?

- Byłem pewien, że przeżyjesz to o wiele gorzej. - przyznał.

- Byłeś pewien, że się załamę? - spytała zaciekawiona, a kiedy skinął głową na potwierdzenie skrzywiła się delikatnie. - Najwyraźniej słabo mnie znasz.

- Najwyraźniej... - powtórzył szeptem. - Dlaczego trzymasz to w sobie. Kiedyś w końcu nie wytrzymasz i wybuchniesz.

- Nie byłabym tego taka pewna. - powiedziała, po czym wyciągnęła z kieszeni fiolkę z błyszczącą niebieską nitką, która wiła się na dnie szklanego naczynia i położyła ją na biurku przed dyrektorem.

- To nieodpowiedzialne. - stwierdził Dumbledore marszcząc brwi z niezadowoleniem.

- Ale skuteczne, a to jest teraz najważniejsze. Poza tym, sam tak robisz, hipokryto. - dodała ze złośliwym uśmieszkiem.

- To co innego. - odparł lekko oburzony. - Ja po prostu je przeglądam, ty starasz się go pozbyć. - po czym powiedział ze zmartwieniem. - Wiesz przecież, że musisz się z tym pogodzić.

- I pogodzę się, ale dopiero kiedy znajdę na to czas.

- Suzanne...- mruknął niezadowolony Albus.

- Możesz to dla mnie przechować? - zapytała nawet na niego nie patrząc.

- Wiesz, że to ci nie pomoże? Później będzie tylko trudniej. - powiedział, po czym zabrał fiolkę ze wspomnieniem i podszedł do ściany, która po chwili się rozstąpiła ukazując szafkę z masą innych zapełnionych fiolek.

- Wiem. Ale teraz muszę pomóc innym, dopiero wtedy zajmę się sobą.

- Nie podoba mi się to.

- Nie pytałam cię o twoje zdanie. - warknęła wstając z miejsca. - W tym momencie muszę myśleć o przyjaciołach. Jak to lubisz mówić, muszę się poświęcić dla większego dobra. - po tych słowach opuściła gabinet, zostawiając dyrektora z jego ponurym myślami.

- Och, Suzanne...

*-*-*
*Suzanne pozbyła się jedynie wspomnienia z jej próby uratowania Rona, było to dla niej prostrze niż rozpamiętywanie widoku zakrwawionego ciała przyjaciela. Reszta wydarzeń z tego dnia pozostała w jej umyśle.

Przepraszam, że rozdział tak późno, ale dzisiaj zostałam wywieziona na totalne zadupie gdzie nawet nie miałam internetu i dopiero nie dawno wróciłam.

Życzę miłej majówki,
panienka_dumbledore

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro