TOM 2 - Rozdział 59
Powrót do zajęć okazał się o wiele bardziej brutalny niż Suzanne się tego spodziewała. Na pewno nie przewidziała, że odrazu po powrocie zostanie przepytana przez nauczycieli z zaległego materiału. Jednak nie mogło jej to zniszczyć dobrego humoru, sama myśl, że już nie musi spędzać w lochach dwudziestu czterech godzin na dobę, poprawiała jej nastrój. Poza tym, szczęśliwym trafem udało jej się odpowiedzieć na wszystkie pytania nauczycieli, ale był to jedynie fart, no i mała pomoc Hermiony. Dan się nad nią zlitowała i poprosił jedynie o zaprezentowanie ćwiczonego przez uczniów zaklęcia. Slughorn właściwie ją dopytywał niż przepytywał, był on człowiekiem bardzo ciekawym, który musiał wiedzieć wszystko i o wszystkich. Zdecydowanie bardziej interesowało go jej zdanie na temat nowo odkrytego eliksiru, niż odpowiedzi na pytania na które on dobrze wiedział, że Gryfonka zna odpowiedź. No, ale nie wszyscy podzielają ich zdanie. McGonagall, chociaż lekko zaniepokojona jej stanem, nie zamierzała odpuścić. Zadawała jej pytanie za pytaniem, a każde kolejne było coraz trudniejsze, gdyby nie mała pomoc Hermiony nie odpowiedziałaby na połowę z nich. Nawet nie chodziło tu o jej ogólną wiedzę, a bardziej o przygotowanie, była całkiem wybita z rytmu, dlatego trudniej jej było odpowiedzieć, nawet jeśli odpowiedź była gdzieś z tyłu jej głowy. Na zaklęciach nie potrzebowała żadnej pomocy, podobnie jak na zielarstwie, oba te przedmioty były dla niej wręcz dziecinnie łatwe. Hagrid odpuścił jej, nie musiał się martwić o jej wiedzę, bo wszystkie testy z opieki nad magicznymi stworzeniami zawsze zdawała śpiewająco. Historia magii, eee... Tego chyba nie trzeba komentować.
Suzanne starała się spędzić ze swoimi przyjaciółmi, jak najwięcej czasu. Podczas przerw przedstawiała im swój genialny plan na uprzyjemnienie życia nauczycieli i uczniów, a na lekcjach po cichu wymieniali się pogłoskami i plotkami ze szkoły. Jednak kilka godzin dziennie to i tak mało. Po obiedzie zawsze wracała do kwater Mistrz Eliksirów, jednak teraz miała przynajmniej co robić. To zabawne, że całkiem zapomniała o OWTM-ach. Niby miała je zdawać już za kilka miesięcy, ale jakoś nie czuła tej presji z nimi związanej. Traktowała je, jako bardziej rozległe testy, mimo wszystko testy, a nie egzaminy, które zdecydują o jej życiu. Czasem nawet chciała czuć ten stres, tak jak jej znajomi i przyjaciele, ale jakoś nie potrafiła. Nie wiedziała, dlaczego myśl o przyszłości nie napawała jej strachem, co będzie robić po szkole? Nigdy nad tym nie myślała. Oczywiście kiedyś się nad tym zastanowiła, tak to było chyba przed SUM-ami, musiała wtedy zdecydować jakie przedmioty będzie zdawać oraz czego będzie się uczyć w szóstej i siódmej klasie. I tak stanęło na tym, że zdała wszystkie, bo nie mogła się zdecydować na jakieś konkretne. A co do zawodu. Nie miała niewiadomo jakich ambicji, na pewno nie planowała pracować w Ministerstwie, to odrzuciła już na samym początku. Gdyby się uparła mogłaby pracować dla św. Munga, jako Mistrzyni Eliksirów mogłaby warzyć eliksiry lecznicze, ale czy tego chciała? To nudna praca, bez żadnych wyzwań i niebezpieczeństw, oprócz wybuchających kociołków. Teraz jak tak pomyślała, to istnieje tylko jedno miejsce, które może zapewnić jej to wszystko.
Dzisiaj razem z Harry'm, Draco, Ronem i Hermioną postanowili zacząć prace nad ich planem. Wiedzieli już wszystko zostały tylko przygotowania. Kiedy Kieł rozpisywała wszystkie punkty i tłumaczyła im co i jak, Jackie przedstawił kilka taktycznych zagrań, Pers ich stopowała, a Rogacz napędzał. Smok za to pokazał im na Mapie Huncwotów kilka bardzo dobrych miejsc do ucieczki, gdyby coś nie wypaliło. Przedstawił także słabe punkty ich głównych celów, z jego pomocą o wiele łatwiej było im znaleźć sposób na zastawienie pułapek. Niestety samo rozkładanie zaklęć, run i innych tym podobnych gadżetów musieli przełożyć na kiedy indziej, areszt Gryfonki nadal trwał, a bez niej nic by nie było takie samo.
Do kwater Severusa wróciła koło siedemnastej, czyli zdecydowanie za późno. Suzanne miała nadzieję, że mężczyzna nie zauważył jej nieobecności. W sumie na co ona liczyła!? Przecież Snape na pewne wie, że jej nie było. Mieli wspólnie zjeść obiad!Jednak kiedy weszła do salonu, nauczyciela nie było w zasięgu wzroku. Przez chwilę westchnęła z ulgą, ale szybko uświadomiła sobie, że Sev może być w laboratorium. Kiedy zajrzała do pomieszczenia, nikogo tam nie zastała, a wszystkie rzeczy leżały na swoim miejscu. Lekko zaskoczona i zaniepokojona postanowiła usiąść w salonie. Zabrała się za pisanie eseju z zaklęć, aby zająć sobie czas do powrotu mężczyzny i zbliżającej się awantury. Nie wiadomo kiedy minuty zmieniły się w godziny, a na dworze było już całkiem ciemno. Suzanne zjadła kolację i uznała, że dalsze czekanie nie ma sensu. Gdyby to było zebranie Zakonu wiedziałaby, a skoro to nie to... Gwałtownie zbladła zdając sobie sprawę, o co może chodzić. Przez sekundę chciała się zerwać z miejsca i pobiec prosto do gabinetu dziadka, żeby poznać odpowiedź, ale powstrzymała się. Nie może panikować, w końcu to nic pewnego. Może Snape poszedł tylko na Pokątną po składniki, albo jest zebranie Grona Pedagogicznego. Nic nie jest pewne, a jeśli będzie się tak zamartwiać nic z tego dobrego nie wyjdzie. W końcu całkiem zestresowana wzięła prysznic i położyła się spać, w nadziei, że wszystkie zmartwienia odejdą, kiedy przyjdzie sen. Jakże to było naiwne.
Było już po północy kiedy drzwi do sypialni otworzyły się ze skrzypnięciem, a po chwili zamknęły z cichym trzaskiem. Gryfonka nie spała, nie mogła kiedy wiedziała, że Severusowi mogło coś się stać. Z ulgą przyjęła dźwięk otwieranych drzwi i uginający się obok niej materac. Od razu wtuliła się w ciało swojego partnera, który lekko zaskoczony objął ją ramionami.
- Obudziłem cię? - zapytał szeptem, w jego głosie można było usłyszeć poczucie winy.
- Nie spałam. - odparła spoglądając na niego. - Za bardzo się martwiłam.
- Wybacz. - mruknął. - Zebranie.
- Nie Zakonu? - spytała zdenerwowana.
- Nie Zakonu. - przyznał z bólem.
- Nic ci nie jest? - odsunęła się od niego kawałek, aby mu się przyjrzeć. Nie miała nawet okazji dokładnie go zbadać, kiedy została przyciągnięta i zamknięta w jego żelaznych ramionach.
- Wszystko ze mną dobrze. - odrzekł, całując ją w czoło z uczuciem. - Nie masz się czym martwić.
- Ale...
- Nic mi nie jest. - przerwał jej.
Leżeli w ciszy napawając się swoją obecnością. Słowa nie były tu potrzebne każde z nich potrzebowało tego i żadne nie zamierzało tego przerywać. Suzanne powoli odpływała kiedy usłyszała jego przepraszający głos.
- Nie zjedliśmy obiadu. - szepnął. - Pewnie na mnie czekałaś, a ja nie przyszedłem.
- To nie twoja wina. - mruknęła, lekko zła na siebie. - Nie mogłeś nic na to poradzić, gdybyś nie poszedł, ukarał by cię.
- Ale zjadłaś obiad? - zapytał z powagą.
- Tak, Mrużka mi go przyniosła. - odparła.
- To dobrze, ale jutro jemy razem. - powiedział.
- Nie mam nic przeciwko.
Następny dzień zaczął się wyjątkowo miło. Blondynka obudziła się z uśmiechem na ustach kiedy poczuła ramiona swojego partnera wokół siebie. Była sobota, ten dzień mogli spędzić tylko ze sobą. Z wielką chęcią leżała by tak dalej, jednak nie mogła spędzić całego dnia w piżamie. Z jękiem niezadowolenia wyplątała się z objęć Severusa i udała się do łazienki. Po szybkim prysznicu, wysuszyła i związała włosy w warkocza, ubrała się w swojej codzienne ubrania i wyszła z łazienki. Kiedy zobaczyła, że Snape dalej śpi, postanowiła go nie budzić, po cichu przeszła do salonu i usiadła na kanapie zatapiając się w swoich myślach.
Sporo rzeczy musiała przemyśleć i dokładnie rozplanować, na przykład jak wymknąć się z kwater Severusa, przynajmniej na kilka godzin tak by on się o tym nie dowiedział. Miała naprawdę niewiele czasu, Huncwoci chcieli wykonać wszystko już w przyszłym tygodniu. Żart został zaplanowany na środę, tak żeby nie nachodził się z ucztą z okazji Nocy Duchów i wycieczką do Hogsmeade, które wypadało za dwa tygodnie. Jeśli zostaną złapani, to przynajmniej nie dostaną zakazu na wyjście.
Kolejną przeszkodą okazały się nowe zabezpieczenia. Z jakiegoś powodu bariery nie chcą przepuścić Suzanne na zewnątrz. Nie było to im jakoś bardzo potrzebne do zrealizowania planu, ale nadal było to zastanawiające. W końcu, dlaczego niby jej własne osłony miały by jej nie wypuścić. I to jest słowo klucz. Wypuścić. Gryfonka nie może opuścić terenu szkoły, tylko dlaczego i kto za to odpowiada? Odpowiedź przyszła dość szybko. Obecnie w zamku są tylko dwie osoby, które mogłyby wpłynąć na barierę. Jako że ona tego nie zrobiła, został tylko dyrektor. I nagle wszystko nabrało sensu.
Wstała z miejsca i weszła do kominka, złapała za proszek Fiuu i wrzuciła go do ognia mówiąc nazwę miejsca docelowego. Już po kilku sekundach znalazła się w gabinecie dyrektora. Na jej szczęście Dumbledore siedział przy biurku.
- O, witaj Suzanne. - przywitał się z uśmiechem staruszek. - Co cię do mnie sprowadza o tak wczesnej porze?
- Dlaczego zablokowałeś dla mnie osłony? - zapytał od razu przechodząc do meritum sprawy.
- Masz ochotę na herbatę? - spytał, całkiem ignorując jej wcześniejsze pytanie.
- Dziadku, odpowiedz. - powiedziała poważnie, głosem nie cierpiącym sprzeciwu. Albus westchnął, po czym spojrzał przepraszająco na dziewczynę.
- Uznałem, że na razie nie planujesz opuszczać zamku. - odparł.
- Zdecydowałeś za mnie? - zapytała z niedowierzaniem.
- Suzanne... - zaczął zmęczonym głosem. - Nie wolno ci opuszczać szkoły, aż do odwołania. I tak jesteś pod stałym nadzorem, więc dla twojego własnego bezpieczeństwa zablokowałem twoją sygnaturę w barierach.
- A jeśli dojdzie do ataku, albo czegoś co wymaga mojej natychmiastowej interwencji? - spytała zdenerwowana.
- Chyba zapomniałaś. - odrzekł dyrektor. - Nie bierzesz udziału w żadnych misjach, aż do odwołania. Tak samo z atakami, innymi tego typu rzeczami. Nie opuścisz tereny zamku póki ci nie pozwolę.
- A wyjście do Hogsmeade? - spytała z niedowierzaniem i niemym błaganiem.
- Przykro mi. - odparł ponuro. Suzanne nie musiała wiedzieć więcej. Wściekła weszła do kominka i z ponurym poczuciem przegranej wróciła do lochów. A gdy tylko znalazła się w salonie poczuła nowe pokłady determinacji. Jeśli i tak nie może udać się ze znajomymi na wycieczkę to zrobi wszystko, aby każdy w zamku wiedział kto jest autorem nadchodzącej rozrywki. Usiadła na kanapie pogrążając się w myślach. Jak zahipnotyzowana patrzyła na szkarłatne płomienie w kominku, była tak nieobecna, że nie usłyszała cichych kroków mężczyzny. Severus zaszedł ją od tyłu i wyszeptał jej do ucha.
- Dzień dobry. - Suzanne lekko się wzdrygnęła, wyrwana z rozmyślań rozejrzałem się zaskoczona po pomieszczeniu. Kiedy jej wzrok natrafił na Snape'a uśmiechnęła się szeroko.
- Dzień dobry. - przywitała go, po czym wstała z wygodnego siedziska i przytuliła się od nauczyciela. - Jak ci się spało?
- Zaskakująco dobrze. - odparł delikatnie unosząc kąciki ust. - Kiedy wstałaś?
- Z godzinę temu. - powiedziała, jakby to nie było nic ważnego.
- Jadłaś już śniadanie?
- Nie, jeszcze nie. - odpowiedziała odsuwając się od niego. Wcześniej nie zwróciła uwagi na jego ubranie, a musiała przyznać, że wyglądał w nim bardzo korzystnie. Severus miał na sobie luźną, czarną koszulę, której rękawy podwinął do łokci i również czarne spodnie sprasowane w kant. Tak wyglądał o wiele lepiej niż w swoim surducie i rozległej pelerynie.
- Czyli rozumiem, że z chęcią zjesz ze mną posiłek? - zapytał i ukłonił się w jej kierunku teatralnie. Suzanne lekko zachichotała i również się skłoniła.
- Z ogromną przyjemnością.
*-*-*
Rozdział miał być dłuższy, ale z pewnego powodu musiałam go wam wstawić teraz.
Następny pojawi się dopiero w poniedziałek. Przez następne kilka godzin będę całkiem nieosiągalna, więc jakbym nie odpowiadała nie zraźcie się.
Pozdrawiam,
panienka_dumbledore
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro