Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

TOM 2 - Rozdział 57

- Już się tak nie krzyw.

- Nie krzywie się. - zaprzeczyła Suzanne patrząc z mordem prosto w czarne tęczówki Severusa.

- A więc, jak mam nazwać ten grymas na twojej twarzy? - zapytał opierając się plecami o ścianę, w ogóle nie przejmował się zabójczymi spojrzeniami rzucanymi w jego stronę. Gryfonka siedziała na łóżku w Skrzydle Szpitalnym czekając na Madame Pomfrey, która poszła kilka minut temu po coś do swojego gabinetu. Blondynka miała nadzieję, że zdąży opuścić szpital przed pojawieniem się nauczyciela eliksirów, ale niestety Snape przyszedł chwilę temu i od tamtej pory cały czas się z nią droczy, a Pani Pomfrey, jak nie było tak nie ma.

- Wyrazem niezadowolenia. - powiedziała wywracając oczami.

- Nie udawaj, że ci się to nie podoba. Mnie nie nabierzesz. - odepchnął się od muru i ruszył w jej kierunku.

- Jak rozumiem odpowiada ci rola niańki? - zapytała z iskierką rozbawienia w oczach. Na jej słowa Mistrz Eliksirów delikatnie się skrzywił.

- Kto powiedział, że będę cię niańczyć? - spytał. - Mam cię tylko pilnować, nie dopuszczać do kociołka i mieć pewność, że jesz wszystkie posiłki...

- Czyli w skrócie będziesz mnie niańczyć. - wtrąciła ze złośliwym uśmiechem.

- Chyba lepiej, żebym robił to ja, a nie Dan? - nie musiała odpowiadać na jego pytanie. Przerażenie widoczne w jej oczach było wystarczającą odpowiedzią. - Tak właśnie myślałem.

- O! Już jesteś Severusie! - usłyszeli głos pielęgniarki, która zmierzała w ich stronę. - To dobrze. Suzanne może już wyjść, ale gdyby coś się działo niech od razu przyjdzie tutaj. Raczej nie powinny wystąpić, żadne powikłania, ale różnie bywa w jej przypadku.

- Ja tu ciągle jestem. - mruknęła rozdrażniona.

- Wiem o tym, drogie dziecko. - dziewczyna skrzywiła się na słowa starszej kobiety. - Sama dobrze wiesz, że w twoim przypadku wszystko jest możliwe.

- Przecież nie umrę przez trzy dni głodówki! - zawołała sfrustrowana tym, że wszyscy wokół obchodzą się z nią, jak z jajkiem. - Byłam po prostu zdenerwowana, dlatego nic nie jadłam, to nie powód, żeby traktować mnie, jak dziecko.

- Oczywiście, ale to nie zmienia faktu, że nadal musisz się prawidłowo odżywiać. - odparła pielęgniarka, po czym przeniosła wzrok na Mistrza Eliksirów. - To jest ułożony przeze mnie jadłospis, dla Suzanne. Nie miałam czasu zanieść go do kuchni, więc będę ci wdzięczna jeśli przekażesz go skrzatą. - mężczyzna wziął kartkę, przeczytał ją pobieżnie, a następnie bez słowa skinął głową na potwierdzenie, że wykona prośbę pielęgniarki.

- Może wrócić na zajęcia? - zapytał obojętnie.

- Nie widzę przeciwwskazań. - odpowiedziała. - Decyzja należy do ciebie.

- Rozumiem. Coś jeszcze?

- Niech na razie nie bierze żadnych eliksirów. - dodała, zciszając głos do szeptu. - Ostatnio przesadziła z dawką eliksiru pobudzającego. Nie chciałam martwić Albusa, więc mówię to tobie. Pilnuj, żeby nic nie brała.

- Uzależniła się? - spytał zaskoczony. Był to dla niego nieprawdopodobne. Oczywiście wiedział, że Suzanne często zażywa różne mikstury, ale do tego stopnia, żeby się uzależnić? Przecież ona, ze wszystkich ludzi najlepiej wie jakie są skutki ich długotrwałego zażywania. Poppy pociągnęła go trochę dalej od Gryfonki, żeby mieć pewność, że ta nie usłyszy ich rozmowy.

- Nie mam możliwość sprawdzenia, jak długo zażywa eliksir pobudzający, jednak wiem, że ilość jaką miała w swoim organiźmie zdecydowanie przekroczyła normalną dawkę. - wyjaśniła pielęgniarka, zerkając na swoją pacjentkę z zaniepokojeniem. - Nie mówiłam Albusowi, bo nie jestem pewna czy to nie jest tylko jednorazowa sytuacja. Nie chcę go niepotrzebnie denerwować.

- Mam nadzieję, że to tylko pojedyńczy wyskok. - mruknął, zerkając dyskretnie w stronę blondynki.

- Ja także.

Kilka minut później Suzanne w o wiele lepszym humorze opuściła Skrzydło Szpitalne, oczywiście ze Snape'em siedzącym jej na ogonie. Próbowała nacieszyć się ostatnimi chwilami wolności jakie jej pozostały. Niestety zgryźliwe komentarze Severusa znacznie jej to utrudniały. Kiedy już dotarli do lochów, Gryfonka miała ochotę uciec, ukryć się, zapaść się podziemię. Po prostu zniknąć. Suzanne nienawidzi kiedy ktoś podejmuje decyzję za nią, albo stara się na nią wpłynąć. Teraz będzie kontrolowana przez 24 godziny na dobę i to jeszcze przez swojego partnera. Nie ma żadnego wyboru, musi się podpożądkować, i to właśnie to tak bardzo ją przeraża.

- Wejdź. - głos Severusa wyrwał ją z jej rozmyślań. Lekko zdekoncentrowana spojrzała na nauczyciela, po czym przeniosła wzrok na drzwi od jego gabinety, które były teraz uchylone. Blondynka niechętnie weszła do środka i patrzyła na zamykające się za Snape'em drzwi, które były jej ostatnią drogą ucieczki. Mężczyzna przyglądał się jej z niekurywanym rozbawieniem. - Suzanne, nie będzie tak źle. - powiedział podchodząc do niej i zamykając ją w szczelnym uścisku. - Dojdziesz do siebie i będzie po wszystkim.

- Ale ze mną jest wszystko dobrze. - mruknęła, wtulając się mocniej w Seva.

- Wiesz dobrze, że nie. Zdrowi ludzie nie mdleją od tak.

- Była zmęczona i nic nie jadłam. - odparła. - To nie powód, żeby mnie non-stop pilnować. Ile razy mam to powtarzać?

- A eliksiry? - zapytał spoglądając na nią z góry. Nie usłyszał żadnej odpowiedzi i kiedy myślał, że już się nie odezwie, Suzanne szepnęła.

- Musiałam...

- Jak to musiałaś!? - zawołał odsuwając się od niej na odległość ramion. Schylił się i spojrzał prosto w błękitne oczy dziewczyny. - Wytłumacz mi twój tok myślenia. Dlaczego uważasz, że musiałaś?

- Musieliśmy zrobić to zamówienie do końca tygodnia. Wykorzystywaliśmy każdą możliwą chwilę na to. Byłam zmęczona, więc musiałam użyć bardziej radykalnych środków. - westchnęła spuszczając wzrok. - Już od dawna normalna dawka pobudzającego na mnie nie działa, więc musiałam ją zwiększyć. Nic by się nie stało, gdyby nie wzięła eliksiru wzbudzającego euforię.

- Uodporniłaś się i nic mi nie powiedziałaś? - zapytał wstrząśnięty.

- Nie miałam powodu. - odparła dalej unikając jego wzroku. - To tylko i wyłącznie moja sprawa.

- Martwię się o ciebie. Powinienem o tym wiedzieć, co gdyby stało się coś poważniejszego, co gdyby...

- Ale się nie stało, a ty już wiesz. - przerwała mu znowu się w niego wtulając. - Skończmy ten temat. Chcę odpocząć przed jutrzejszymi zajęciami. Muszę jeszcze pożyczyć notatki od Hermiony i...

- Nie idziesz jutro na lekcję. - wtrącił czarnooki.

- Co!? Dlaczego? - spytała zaskoczona.

- Dopiero co wyszłaś ze Skrzydła Szpitalnego, musisz odpocząć.

- Ale Madame Pomfrey...

- ... powiedziała, że to do mnie należy decyzja. - dokończył za nią. - A ją uważam, że jeszcze nie doszłaś do siebie i musisz zrobić sobie jeszcze kilka dni wolnego.

- Ile konkretnie?

- Dwa może trzy. - wymruczał jej do ucha.

- Chyba kilka dni wolnego mi nie zaszkodzi. - odparła przenosząc dłonie na kark mężczyzny.

- Też tak uważam. - powiedział, po czym pocałował ją w czoło i odsunął się od niej kawałek. - A teraz połóż się i odpocznij.

- Gdzie mój pokój? - zapytała podchodząc do drzwi do kwater Mistrza Eliksirów. Otworzyła je i weszła do małego korytarza w ciemnych barwach. Przeszła dalej i znalazła się w salonie, gdzie panował półmrok, a jedynym źródłem światła był obecnie prawie wygasły kominek.

- Niestety, z powodu barku miejsca w moich komnatach będziesz musiała spać w mojej sypialni. Mam nadzieję, że to nie problem? - zapytał niby niewinnie, jednak iskierki rozbawienia w jego oczach zdradzały go.

- Wiesz, że to niezbyt przekonujące kłamstwo. - odpowiedziała z delikatnym uśmiechem. - Nie przeszkadza mi to. Mam tylko nadzieję, że ani dziadek, ani babcia nie wpadną w odwiedziny, trudną będzie im to wytłumaczyć bez zdradzania prawdy.

- O to się już nie martw. - powiedział. - A teraz idź odpocznij. Wiesz gdzie jest łazienka.

Następny dzień był wyjątkowo spokojny. Severus wstał bardzo wcześnie rano, więc Suzanne nawet nie miała okazji się przywitać. Kiedy już się obudziła, miejsce po jej lewej stronie było puste, z westchnieniem niezadowolenia podniosła się do siadu, a już po chwili rozbudziła się na tyle by wstać z łóżka. Od kamiennej podłogi biło nie przyjemne zimno, więc szybko przetransmutowała swoje skarpetki w ciepłe papcie. Udała się do łazienki, gdzie po gorącym i bardzo przyjemnym prysznicu ogarnęła się. Skrzaty musiały wiedzieć o jej pobycie w komnatach Mistrza Eliksirów, ponieważ gdy tylko ponownie znalazła się w sypialni, na schludnie pościelonym łóżku leżały jej ubrania, dość krótka rozkloszowana, czarna spódniczka i standardowa, biała koszula, do tego czarne botki na wysokim obcasie.

W kwaterach Severusa było dość chłodno, dlatego gdy tylko weszła do salonu, rozpaliła ogień w kominku i usiadła na wygodnej sofie. Przez chwilę wpatrywała się w ogień, aż w końcu postanowiła zrobić coś produktywnego. Jej myśli popędziły wprost do sali od eliksrów, ale szybko wybiła sobie ten pomysł z głowy. Zerkając na zegarek zauważyła, że jest już po ósmej, co oznacza, że zaczęło się śniadanie, a po nim rozpoczynają się lekcje. Westchnęła że zrezygnowaniem i podeszła do jednego regały z książkami, nie mając nic innego do roboty zabrała się za czytanie. Czas płyną jej niesamowicie wolno, a ona bardzo szybko znudziła się czytaniem. Właśnie odłożyła książkę na stolik przed nią, kiedy obok niej pojawiła się skrzatka z tacą pełną jedzenia.

- Mrużka przeprasza, że przeszkadza panience, ale Mrużka przynosi śniadanie. - powiedziała lekko zdenerwowana.

- Nic się nie stało Mrużko, dziękuję za posiłek. - szybko zerknęła na tacę z jedzeniem, po czym zwróciła się z uśmiechem do skrzatki. - Byłabym ci wdzięczna gdybyś przyniosła mi jeszcze herbatę toffi.

Mrużka zniknęła i pojawiła się chwilę później z bursztynowym napojem w ręku. Odłożyła filżankę na stolik, po czym zwróciła się do dziewczyny.

- Czy Mrużka może coś jeszcze dla panienki zrobić?

- Nie, to już wszytsko, dziękuję Mrużko.

Po zniknięciu skrzatki, Suzanne zabrała się za posiłek. Była głodna, ale nie na tyle, żeby zjeść całą porcję, która notabene była zdecydowanie za duża, jak na nią. Zostawiła resztę jedzenia i wróciła do czytania. Około godziny później do salonu wszedł Severus, który nie był chyba w zbyt dobrym humorze. Chodził po pomieszczeniu w tą i z powrotem złorzecząc na jakiegoś biednego, pierwszorocznego Puchona, przystaną w miejscu kiedy poczuł na sobie czyiś wzrok. Spojrzał w stronę kanapy i natrafił na parę błękitnych tęczówek, które aż świeciły z rozbawienia. Severus uspokoił się nieco i ruszył w stronę blondynki, usiadł zaraz obok niej obejmując ją ramieniem i przyciągając do siebie.

- Wydaję mi się, że miałeś dzisiaj poranek pełen wrażeń. - powiedziała z uśmiechem wracając do książki.

- Zdecydowanie było to bardzo...wybuchowe rozpoczęcie dnia. - burknął patrząc się, jak zahipnotyzowany w płomienie.

- Kto?

- McCandless. Znowu. - powiedział z rozdrożnieniem i spojrzał na nią. - Dlaczego inni uczniowie nie mogą być tacy jak ty?

- Bo jestem jedyna i niepowtarzalna. - odparła podnosząc wzrok.

- No tak, nie ma co liczyć, że znajdzie się ktoś mądrzejszy, albo przynajmniej równy tobie.

- To chyba dobrze.

- Jak dla kogo. - powiedział. - Na pewno nie dla mojej sali. Coś czuję, że nie długo będę musiał się z nią pożegnać.

- Zawsze możesz wyrzucić Horacego z jego klasy. - odparła, na co Snape się skrzywił.

- Wolałbym pracować w Komnacie Tajemnic pod groźbą zabicia przez bazyliszka, niż w sali Slughorn'a. - przyznał, wzdrygając się lekkolekko na myśl, że mógłby kiedykolwiek uczyć w... tym czymś co kiedyś było klasą. Niestety, Slughorn po pierwsze nie ma wyczucia stylu, po drugie jest zbyt ulgowy, czego konsekwencją są liczne ubytki w ścianach i podłodze, ale także ławkach oraz krzesłach. Nie mówiąc już nawet o stanowiskach pracy.

- Ale po gruntownym remoncie...

- Skończ. - przerwał jej wypowiedź, po czym złożył na jej ustach krótki pocałunek. - Muszę już iść, zaraz mam zajęcia z czwartą klasą.

- Do zobaczenia później. - powiedziała z delikatnym uśmiechem. Gdy tylko Sev opuścił swoje kwatery Suzanne znowu zajęła się lekturą, zatracając się w niej na tyle, że nawet nie poczuła upływającego czasu.

*-*-*
Następny rozdział pojawi się dopiero po świętach.

I tak dla sprostowania.
Żeby nie było, Sev i Suzanne jeszcze ze sobą nie spali. Kilka osób się pytało, dlatego piszę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro