TOM 2 - Rozdział 55
13/14
*-*-*-*-*
Kiedy tylko Suzanne opuściła gabinet dyrektora, uśmiechnęła się szeroko. Teraz, gdy kolejny horkruks został zniszczony mogła choć na chwilę odetchnąć z ulgą. Dokładnie na 56 sekund, bo po tym czasie trafiła na Severusa Snape'a we własnej osobie.
- Szlaban przez cały następny tydzień. - powiedział, po czym obrażony udał się w kierunku zejścia do lochów. Na chwilę jednak zatrzymał się i spojrzał w jej stronę. - Za pięć minut masz być w sali od eliksirów. - odwrócił się i szybkim krokiem opuścił korytarz.
Gryfonka przez chwilę stała w miejscu zdezorientowana nie widząc co powinna właściwie zrobić. To było... do przewidzenia. Mimo wszystko Snape nie da sobą pomiatać, a tym bardziej oszałamiać w taki sposób. Wtedy to ocknęła się uświadamiając sobie, że Sev czeka na nią już od kilku minut.
Wchodząc do sali poczuła bardzo przyjemny zapach. Było to miło odskocznią od smrodu niektórych mikstur. Przez chwilę zastanawiała się co takiego warzy Snape, że wszędzie można było poczuć czarną kawę, cytrusy i piżmowe mydło. Podeszła do profesora spoglądając na kociołek z zaciekawieniem, a już po chwili niedowierzaniem. W kociołku znajdowała się Amortencja. Była co do tego pewna, perłowy połysk i
wzbijająca się nad nim spiralnie para jest niepowtarzalna. Ze zdziwienia aż wciągnęła mocniej powietrze, co nie umknęło czujnemu spojrzeniu nauczyciela.
- Musimy zmienić grafik i zająć się najpierw Amortencją. - wyjaśnił, myśląc, że to to jest powodem zdziwienia dziewczyny. - Dyrektor potrzebuje przynajmniej połowy zamówienia do obiadu.
Suzanne spojrzała na niego lekko nieprzytomnie. Połowy? Przecież za nic nie zdąrzą do popołudnia.
- Jasne. - mruknęła pod nosem. - Czy dziadek ma jeszcze jakieś specjalne życzenia?
- Nic mi o tym nie wiadomo. - odparł wzruszając ramionami całkiem ignorując sarkazm, bardzo wyczuwalny w słowach dziewczyny. - Mamy już Veritaserum, Wielosokowy, Felix Felicis, no i już zacząłem Amortencje. Obecnie najbardziej przydatny będzie eliksir niewidzialności. Zajmiesz się nim? - zapytał spoglądając na nią z nad kociołka.
- Nie ma problemu. - odpowiedziała, po czym zabrał się do pracy, przy okazji pogrążając się w swoich rozmyślaniach.
Po raz pierwszy w życiu poczuła zapach Amortencji, wniosek był tylko jeden. Zakochała się. Jak dotąd nikt nie był w stanie zapełnić pustki po jej zmarłych rodzicach, mieli oni specjalne miejsce w jej sercu. Po ich śmierci została tylko dziura, której nie mogło wypełnić uczucie dziadków, a nawet przyjaciół. Był to całkiem inny rodzaj miłości. Kiedyś zapytał Harry'ego, jak ona poradził sobie po starcie rodziców, a było to dawno, pierwsze miesiące ich znajomości, kiedy myśli o wskrzeszeniu zmarłych jeszcze nie zaprzątały jej umysłu, chłopak odparł: "Było ciężko, a nawet bardzo. Całe życie mówiono mi, że byli pijakami i zmarli w wypadku samochodowym. Zdąrzyłem się do tego przyzwyczaić. Jednak po wkroczeniu do świata magii, dowiedziałem się, że byli bohaterami i poświęcili swoje życie, abym ja mógł żyć. Musiałem się z tym pogodzić na nowo. Trochę mi to zajęło, ale znalazłem sobie kogoś kto jest w stanie zastąpić mi rodzinę. Na przykład ciebie." Te słowa wiele dla niej znaczyły i nadal znaczą. Jednak teraz kiedy w końcu poczuła zapach eliksiru miłosnego do jej umysłu dotarła wieść, że pokochała kogoś bardziej niż rodziców. Teraz miejsce tej pustki zostało zapełnione przez uczucie do kogoś innego, a konkretnie do Severusa Snape'a.
Kolejne dni mijały im podobnie. Wstawali z samego rana warzyli niebotyczną ilość eliksirów, robili godzinną przerwę na obiad, po czym na nowo wracali do pracy. Dni zaczynały stawać się monotonne, a oni nie mogli robić nic innego, jak tylko poddawać się temu.
Suzanne przez to całe zamieszanie spała znacznie mniej niż powinna, ale także jadła o wiele za mało. O czym na szczęście nikt nie wiedział. Gryfonka po długiej sesji warzenia nie miała nawet ochoty, żeby coś zjeść, wszystko co brała do ust, ledwo była w stanie połknąć, dlatego całkiem zrezygnowała z posiłków. Dumbledore opuścił szkołę na dwa dni, żeby załatwić sprawy w Ministerstwie, natomiast Minerwa nie mogła nigdzie jej znaleźć, dlatego nikt nie zawracał jej głowy posiłkami. Oprócz Severusa. Mężczyzna starał się, żeby dziewczyna spożywała przynajmniej jeden posiłek, ale ta zapewniała go, że już jadła, w co on oczywiście nie wierzył, jednak nie chciał robić jej o to awantury. Rozumiał, że jej brak apetytu może mieć związek ze zbliżającym się końcem terminu. Stwierdził, że przejdzie jej kiedy już wrócą do starego harmonogramu. Tak wmawiał sobie przez dwa dni.
Trzeciego dnia coś się zmieniło. Suzanne wydawała się bardzo wyspana i roześmiana, pojawiła się nawet na śniadaniu, chociaż nic nie tknęła. Zostało to jednak niezauważone przez członków grona pedagogicznego i przyjaciół Gryfonki, jedynie Mistrz Eliksirów nie dał się zwieść wspaniałemu humorowi dziewczyny. Gdy tylko Dumbledore pojawiła się w sali od eliksirów, Snape przyparł ją do ściany i zaczął wypytywać.
- Co brałaś? - zapytał na granicy wytrzymałości, widać było po nim, że jeśli zaraz nie pozna odpowiedzi, wybuchnie.
- O co ci chodzi? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, lekko rozdrażniona i zdezorientowana.
- Co brałaś, paliłaś, wstrzykiwałaś, wciągałaś... - wymieniał na palcach, a z każdym jego słowem, oczy dziewczyny otwierały się coraz szerzej.
- Czyś ty całkiem oszalał!? - przerwała jego wywód. - Nie brałam żadnych narkotyków!
- To skąd u ciebie taki świetny humor? - zapytał patrząc na nią z powątpiewaniem.
- Czyli człowiek w tych czasach nie może już się cieszyć z drobnych rzeczy?
- Suzanne...
- No co chcesz niby wiedzieć!? - zawołała zdenerwowana, próbując się wyrwać z jego potrzasku.
- Co wzięłaś? Jeśli nie narkotyk, to jaki eliksir, Suzanne muszę wiedzieć. - patrzył na nią z błaganiem, a ona w końcu nie mogła wytrzymać i uległa.
- Zwykły eliksir pobudzający i wzbudzający euforię. - odparła lekko się jąkając. Snape spojrzał na nią, jak na idiotkę.
- Wzięłaś je razem. - bardziej stwierdził niż zapytał. - Wiesz, że ich nie powinno się mieszać?
- Oczywiście, że wiem, ale w tym momencie to mi wszystko jedno. - powiedziała.
- Jeszcze powiedz, że wzięłaś je na pusty żołądek? - milczenie uznał za odpwiedź tweirdzącą. - Kiedy ostatnio coś zjadłaś? - Gryfonka mruknęła coś pod nosem, ledwo wyraźnie. - Możesz głośniej? - westchnęła zrezygnowana.
- Trzy dni temu...
Snape spojrzał na nią z niedowierzaniem, po czym przetarł twarz dłonią zmęczony tym wszystkim, robił się na to za stary.
- Pamiętasz co mówiliśmy o jedzeniu, nie wolno ci opuszczać posiłków. - przypomniał jej całkiem zrezygnowany, wiedział, że i tak Suzanne zrobi, jak chce.
- Nie potrafiłam nic przełknąć. - odparł i lekko się przy tym zachwiała.
- Wszystko dobrze? - zapytał zmartwiony.
- Ta... - nie była w stanie dokończył, ponieważ zemdlała. Snape złapał ją i z przerażeniem patrzył na nieprzytomną Gryfonkę.
*-*-*
Juto pojawi się ostatni rozdział maratonu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro