TOM 2 - Rozdział 36
Suzanne obudziła się w poniedziałek z paskudnym humorem. To dzisiaj miało odbyć się pierwsze spotkanie Klubu Pojedynków. Dumbledore nie miała najmniejsze ochoty wstawać z łóżka, gdyby nie zajęcia nawet nie wyściubiła by nosa ze swoich kwater. Salazar na pewno by się ucieszył. Po ich sobotniej kłótni, mężczyzna był tak wściekły, że gdy chciała wejść do swojego pokoju, a było już sporo po ciszy nocnej, ten nie chciał jej wpuścić. W końcu po półgodzinnych prośbach, które okazały się bezskuteczne, udała się do Komnaty i zasnęła w salonie Salazara. W niedzielę obudziły ją wrzaski Helgi, która darła się niemiłosiernie na przerażonego czarnoksiężnika. Mężczyzna milczał przez następne kilka godzin, odezwał się dopiero podczas ich wspólnego śniadania, aby przeprosić dziewczynę.
Ale może poruszymy temat dlaczego Suzanne wróciła tak późno? Na pewno miał w tym swój udział Mistrz Eliksirów. Odkąd tylko znaleźli się w komnatach profesora zaczęli rozmawiać na przeróżne tematy, wymieniali się doświadczeniami i wspomnieniami. Wspólnie ustalili, że muszą dowiedzieć się o sobie więcej, aby nie było między nimi żadnych nieścisłości. Tak naprawdę oficjalnie zostali parą. Do Suzanne to jeszcze nie do końca dotarło. Jednak i tak była zadowolona z sobotniego wieczoru. Razem z Severusem ustalili, że na razie nikt nie może wiedzieć, a tym bardziej Albus i Minerwa. Oczywiście, żadne z nich nie wspomniało o swoich sojusznikach. Snape, nie pisnął ani słówka o tym, że Dan wie o ich związku. Dlatego właśnie Suzanne nie zamierzała mówić mu o Hermionie, która bardzo szybko zrozumiała kto wpadł w oko jej przyjaciółce. Dziewczyna pomimo swojego charakteru i wiecznego przestrzegania zasad, bardzo się ucieszyła na wieść o tym, że Gryfonka umawia się z ich profesorem, nie miała tak naprawdę nic przeciwko. Naturalnie, jak to ona musiała ją pouczyć o tym, że nikt nie może się dowiedzieć, gdyż mogą wyniknąć z tego nieprzyjemne konsekwencje. Suzanne poprosiła Hermionę, żeby ta nie wspominała o temacie ich rozmowy chłopcom. Na początku dziewczyna wydawała się zdziwiona, a może nawet zawiedziona, ale zgodziła się zachować to dla siebie. W taki oto sposób, blondynka znalazła kogoś komu będzie mogła się wyżalić. Jednak nadszedł czas wrócić do teraźniejszości.
Suzanne niechętnie zwlekła się z łóżka, po czym zabrała mundurek i szatę, a następnie udała się do łazienki. Po odświeżającym, zimnym prysznicu poczuła się odrobinę lepiej, a jej humor poprawił się. Założyła przygotowane ubrania, związała włosy w luźnego koczka na czubku głowy, co poniektóre, krótsze pasma pouciekały z wiązania i ułożyły się falami, okalając twarz dziewczyny. Wyszła z łazienki całkiem przygotowana, zerknęła na zegarek i aż jęknęła zawiedziona. Za kilka minut miało rozpocząć się śniadanie. Załamana, zabrała zapakowaną torbę z biurka, po czym krótko żegnając się z Salazarem wyszła z kwater i ruszyła w stronę Wielkiej Sali.
Przemierzała korytarze powoli, całkiem nie przejmując się faktem, że za chwilę się spóźni. Kiedy doszła już do ruchomych schodów, zobaczyła grupkę lekko przestraszonych pierwszorocznych, uwięzionych na półpiętrze.
- Hej! - krzyknęła w ich stronę, starając się zwrócić na siebie uwagę. - Nic wam nie jest? - zapytała widząc prawdziwe przerażenie na ich twarzach. Jedna z dziewczynek, która wydała jej się dziwnie znajoma, odkrzyknęła.
- Wszystko z nami w porządku, po prostu...
Nie dane jej było, jednak do kończyć, ponieważ platforma zaczęła się nagle zmieniać. Jedne schody prowadzące niżej pojawiły się naprzeciw pierwszorocznych.
- Wejdźcie na nie i zejdźcie na szóste piętro! - zawołała Gryfonka. - Zaraz do was przyjdę!
Po chwili schody prowadzące na szóste piętro skierowały się w jej stronę, bez problemu weszła na nie i spokojnie czekała aż doprowadzą ją na miejsce. Na szczęście grupa pierwszaków już tam na nią czekała, z prawdziwą ulgą spoglądali na starszą dziewczynę.
- No, wszyscy cali? - odpowiedziały jej pośpieszne potakiwania. Suzanne szybko zauważyła, że większość tej grupki stanowią Gryfoni, co ani trochę jej nie zdziwiło. Sama nie miała jeszcze okazji poznać nowych uczniów Domu Lwa, ale nasłuchała się wystarczająco od swoich znajomych, aby wiedzieć, że dzieciaki są strasznie roztargnione. Blondynka przeniosła wzrok na małą dziewczynkę, która wydawała jej się znajoma... Nagle ją olśniło. - Och, witaj Emily. - zwrócił się do niskiej brunetki. Ta uśmiechnęła się zadowolona, że dziewczyna ze starszej klasy ją pamięta. - Jak rozumiem, jeszcze nie do końca się zaklimatyzowaliście? - zapytała ciekawa, jednak od razu pojęła, że ma rację. Miny uczniów mówiły same za siebie. - Ja jestem Suzanne. Część z was może mnie kojarzy z początku roku, albo widzieliście mnie gdzieś na korytarzu lub Pokoju Wspólnym. Uczęszczam na siódmy rok, więc rzadko można mnie gdzieś spotkać, mam bardzo napięty grafik. - wyjaśniła spokojnie. - Niestety, nie znam większości z was. - odparła ze smutkiem. - Może się przedstawicie, krótko, nie chce, żebyście czuli się niekomfortowo. To jak?
Jako pierwszy odezwał się dość wysoki chłopiec, był bardzo chudy i blady, a jego ciemno brązowe włosy wydawały się niemal czarne. Przez chwilę miała wrażenie, jakby patrzyła na brata bliźniaka Harry'ego, jednak szybko zrozumiała swój błąd kiedy spojrzała w oczu chłopca, które były szare, jak burzowe chmury.
- Anthony Taylor, jestem półkrwi. - powiedział krótko, dość niepewnie. Widząc kolor jego szaty uśmiechnęła się pod nosem. Gryfon.
- Miło mi cię poznać, Anthony. Mogę ci mówić Tony? Tak jest krócej. - spytała uprzejmie.
- J-jasne. - odparł lekko się jąkając. Blondynka spojrzała na dziewczynkę o ślicznych, kasztanowych włosach i brązowych oczach. Obok niej stała identyczna uczennica, jednak jej włosy były troszkę krótsze. Wnioskując po ich wyglądzie były siostrami. Dziewczyny musiały poczuć, że ktoś je obserwuje, ponieważ natychmiast przeniosły wzrok na Dumbledore.
- A wy dziewczyny? - zapytała. Młode Gryfonki lekko się zarumieniły.
- Carolyn... - odezwała się pierwsza.
-... i Cassie... - dodała druga.
- ... White. - dokończyły razem.
- Jesteśmy czystej krwi, ale...
- ...nasi rodzice nie przywiązują do tego większego znaczenia.
- Nasza rodzina jest całkiem...
- ... nowa. - zakończyła Cassie, Suzanne szybko zapamiętała, która z nich to która. Z Fredem i George'm nie miała tyle szczęścia. Wtedy zdała sobie sprawę, że dziewczynki mówią całkiem, jak oni. To było dość zabawkę, kiedy dotarło do niej, że bliźniacy mają konkurencję. Zaraz przed nią stanęła lekko otyła dziewczynka w szacie z godłem Hufflepuff'u.
- Martina Hughes, ale wystarczy Tina. - przedstawiła się młoda Puchonka.
- Cieszę się, że mogę cię poznać Tino. - odrzekła ze szczerym uśmiechem.
- Khm, khm... - usłyszała chrząknięcie po swojej lewej, dlatego szybko spojrzała w tamtą stronę. Natrafiła wprost na bursztynowe oczy niskiego chłopca. - Ja jestem Philip Peterson. Jestem mugolakiem.
- O! - zawołała blondynka z uśmiechem, widząc kolor jego szat. - Jesteś Krukonem, to super! Szanuję bardzo uczniów waszego domu, pewnie gdyby nie moja nadpobudliwość i iście gryfońska ciekawość, trafiłabym właśnie do Ravenclaw'u.
- Zapominała panienka wspomnieć o ślizgońskiej przebiegłości i głupocie, która panuje u wszystkich członków Pani domu. - Suzanne nie potrafiła powstrzymać ironicznego uśmiechu, który pojawił się na jej twarzy. Od razu rozpoznała osobę, która stała zaraz za nią. Nie tylko po głosie, ale i po minach uczniów. Miała ochotę się roześmiać, ale stwierdziła, że to mogłoby tylko bardziej przestraszyć pierwszaków. Odwróciła się w stronę profesora zastawiając sobą pierwszoklasistów, nie chciała by ta rozmowa odbiła się na nich.
- Dzień dobry, profesorze Snape. Jak to miło Pana dzisiaj widzieć. - przywitała go przesłodzonym głosem. - Czy mogę w czymś pomóc?
- Ależ oczywiście. - odparła lekko się przybliżając. - Mogłaby Pani odpowiedzieć na moje pytanie?
- Zależy jakie pytanie, panie profesorze. - powiedziała spokojnie, czując na sobie pełne podziwu spojrzenia młodszych uczniów.
- Na przykład, dlaczego nie pojawiła się Pani na śniadaniu? - spytał.
- Posiłki nie są obowiązkowe. - stwierdziła.
- Dla Pani tak. - przypomniał jej dobitnie, a Suzanne miała szczerą ochotę go przeklnąć.
- Ma Pan rację. - odparła z trudem. - Właśnie zmierzałam na śniadanie, kiedy to trafiłam na zbłąkaną grupę pierwszorocznych. Postanowiłam im pomóc się odnaleźć, właśnie mieliśmy iść do Wielkiej Sali. - wyjaśniła.
- Ach, Gryfoni i ich syndrom bohatera. - dodał złośliwie Snape.
- Ach, Ślizgoni i ich wieczna potrzeba kontroli. - odpyskowała, krzyżując ramiona na piersi. Snape spojrzał na nią z mordem w oczach.
- Wy, Gryfoni nawet nie potraficie kontrolować własnych emocji, na dodatek jesteście zbyt głośni.
- Natomiast, wy, Ślizgoni zbyt mocno tłumicie emocje. To się na was odbija. - powiedziała spokojnie, zaciekle walcząc o wygraną.
- My to nazywamy samokontrolą, czyli czymś czego nie mają Gryfoni. - stwierdził profesor z triumfem.
- Racja. - odparła, po czym dodała złośliwie. - Jednak nie wszyscy Ślizgoni są w stanie kontrolować się przez cały czas. Tak, jak nie wszyscy Gryfoni odczuwają potrzebę ratowanie wszystkich w swoim otoczeniu.
Snape rzucił jej znaczące spojrzenie, po czym uniósł kącik ust z kpiną.
- Polemizowałbym.
- Przepraszam... - odezwał się cicho jakiś dziecięcy głos. Oboje dorosłych spojrzało na rozbawionych i jednocześnie zdezorientowanych uczniów. -... ale czy moglibyśmy już iść na śniadanie? Nie długo będą lekcję. - zauważyła Emily.
- Naturalnie. - powiedział lekko zaskoczony nauczyciel. - Oczywiście, panna Dumbledore zaprowadzi was do Wielkiej Sali.
- Dziękujemy, profesorze. - krzyknęły chórem dzieciaki, po czym zniknęły na schodach, zostawiając Mistrzów Eliksirów za sobą. Suzanne musiała się uśmiechnąć.
- No, to zapowiada się naprawdę ciekawy dzień. - stwierdziła.
- Skąd ten wniosek? - zapytał zaciekawiony nauczyciel.
- Pierwszoroczni podziękowali ci. Może to już czas na apokalipsę. W piekle muszą dziś jeździć na łyżwach. - dodał, po czym roześmiała się głośno, na co Severus jedynie prychnął z irytacji.
- Na twoim miejscu szykowałbym się na najgorsze. - zaczął. - Pamiętasz? Dzisiaj młodsze klasy mają spotkanie Klubu Pojedynków.
Dobry humor Suzanne wyparował w jednej chwili.
*-*-*
Przez doświadczenie z fizyki, rozdział jest z lekkim opóźnieniem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro