TOM 2 - Rozdział 35
Severus Snape stał dalej patrząc na drzwi za którymi chwilę temu zniknęła jego uczennica. Dan, który przyglądał mu się z zaciekawieniem siedział na fotelu, ani na chwilę nie spuszczając z niego wzroku. Czarnowłosy mężczyzna zastanawiał się, jak do tego doszło. Zaledwie dzień wcześniej zarzekał się, że nic go nie łączy z Suzanne, a teraz... Właściwie to co ich łączy?
Są parą? A może po prostu coś do siebie czują i tyle. Nie miał bladego pojęcia co z tym zrobić. Dopiero teraz do niego dotarło, że dziewczyna, która zaledwie chwilę temu opuściła jego gabinet jest nim zainteresowana. Nie interesowały go zapewnienia Minerwy i słowa Dana, teraz dostał najprawdziwszy dowód tego, że Suzanne Dumbledore coś do niego czuje. Miał ochotę skakać ze szczęścia i piszczeć z radości, jednak szybko przypomniała sobie o pewnej osobie, które zniszczyła im tak przyjemny wieczór. Zdenerwowany przeniósł wzrok na delikwenta, który rozgościł się na jego fotelu.
- Nie patrz tak na mnie, Sev. - odezwał się Dan, zanim Snape zdążył otworzyć usta. - Gdybym wiedział, że to tak będzie wyglądać, całkiem bym olał polecenia Albusa.
- Co nie zmienia faktu, że mógłbyś pukać. - stwierdził z mordem w oczach.
- Nie przejmuj się. - odparł i machnął ręką od niechcenia. - Nic takiego nie widziałem. - po czym dodał ciszej. - Oczywiście, bym się nie obraził...
- Chyba nie myślisz, że ja...
- Tak właśnie myślę. - przerwał mu Cortez wstając z miejsca. - Nie zdziwiłbym się, gdybym zastał was dzisiaj w bardziej intymnej sytuacji.
- Nie zrobiłbym tego. - zaprzeczył od razu. - Potrafię się opamiętać i mam jeszcze resztki zdrowego rozsądku.
- Jak mam to rozumieć? - zapytał zaciekawiony.
- Ja i panna Dumbledore pracujemy nad eliksirem, w którym potrzebny jest dość... niekonwencjonalny składnik. - odpowiedział, podchodząc do drzwi od swoich kwater, otworzył je, po czym wpuścił Dana do środka. Po chwili usiedli spokojnie w salonie przy rozpalonym kominku.
- Jaki konkretnie? - dopytywał Cortez, rozsiadając się wygodnie na kanapie.
Mistrz Eliksirów mruknął coś pod nosem.
- Co? Nic nie rozumiem. Mów wyraźniej.
- Na Merlina! - wykrzyknął sfrustrowany Severus. - Potrzebna jest krew dziewicy.
- O... O! - zawołał ze zrozumieniem. - Ja nie wiedziałem, że ona...
- Ja też byłem równie zaskoczony. - odparł. - Jak pewnie zdajesz sobie sprawę, znaleźć dziewicę w szkole pełnej przepełnionych hormonami nastolatków nie jest łatwo.
- A młodsze klasy? - zapytał Dan, przez co został obdarowany karcącym spojrzeniem nauczyciela.
- To nieetyczne. Poza tym są za młodzi.
- Są?
- Krew może być od kobiety lub mężczyzny, to nie ma znaczenie, jedynym istotnym faktem jest to, że musi to być osoba nietknięta. - wyjaśnił. - Dziecięca krew jest inna, może inaczej działać niż ta nastolatków lub dorosłych. No i musi być oddana dobrowolnie, nie każdy byłby do tego skłonny. Fakt, że Suz... znaczy się, panna Dumbledore sama to zaproponowała jest dla nas bardzo korzystny.
- Nie przeszliście jeszcze na "ty"?
- Dan!
W sobotę Suzanne obudziła się dość późno. Wczorajszy szlaban w Wielkiej Sali był nad wyraz męczący, gdyby nie to, że większość Gryfonów musiała się na nim pojawić, pewnie siedziałaby tam do rana. Z tego co pamiętała wróciła do kwater sporo po ciszy nocnej. Gryfonka miała w planach pójść dalej spać, jednak pewna myśl od razu ją otrzeźwiła. Dzisiaj sobota, czyli wieczorem musi stawić się na "szlabanie" u Snape'a. Wstała z łóżka i z miejsca ruszyła w stronę szafy, wyciągnęła z niej białą, lekko obcisłą koszulę i spódniczkę przed kolano. Zabrała jeszcze komplet bielizny i udała się do łazienki. Po długim prysznicu, stanęła przed lustrem i zaczęła się ubierać. Spódniczka okazała się wręcz nieprzyzwoicie krótka, a koszula idealnie podkreślała jej duży biust. Związała swoje długie włosy w wysokiego kucyka, po czym opuściła pomieszczenie. Usiadła na fotelu w salonie i poprosiła skrzata o coś do jedzenia. Miała zamiar w spokoju zacząć czytać jedną z ciekawszych książek z jej kolekcji, kiedy to poczuła na sobie palące spojrzenie Salazara. Z początku postanowiła go zignorować, jednak z minuty na minutę stawało się to coraz bardziej uciążliwe. Kiedy jedzenie pojawiło się na stoliku grzecznie podziękowała i odprawiła skrzata, a następnie zaczęła jeść. Po dziesięciu minutach nie wytrzymała i spojrzała wprost w szare tęczówki Slytherina z portretu.
- Czy mogę wiedzieć, dlaczego tak wnikliwie mi się przeglądasz? - zapytał zirytowana, na granicy wybuchu.
- Skąd taki wniosek? - spytał z miną niewiniątka.
- Może stąd, że czuje na sobie twój wzrok odkąd tylko opuściłam łazienkę? To jest naprawdę denerwujące. - starała się mówić spokojnie, jednak jej samokontrola wisiała na bardzo cieniutkim włosku. Czarnoksiężnik jeszcze chwilę się jej przyglądał, po czym westchnął i odpowiedział.
- Idziesz się z kimś spotkać. - bardziej stwierdził, niż zapytał.
- No i?
- Chce wiedzieć z kim. - odparł.
- To chyba nie twoja sprawa.
- Mam prawo wiedzieć z kim się... spotykasz. - ostatnie słowo ledwo przeszło mu przez gardło.
- Jesteś przewrażliwiony. - stwierdziła, po czym otworzyła grube tomiszcze na pierwszej stronie. - Jednak jeśli już musisz wiedzieć to z nikim się nie spotykam. - "w sensie chyba nie" przeszło jej przez myśl. W sumie nie wiedziała, jak ma nazwać swoje relacje z profesorem Snape'em, ale jednego była pewna, nie chciała, żeby Sal się dowiedział, przynajmniej na razie.
- To w takim razie, dlaczego się tak wystroiłaś? - zapytał podejrzliwie.
- Ubrałam się w losowe ubrania z szafy. - "jasne, jasne, wcale nie wybierałaś ich przez pół godziny". - Mam wieczorem szlaban.
- Z kim? - spojrzał na nią mrużąc oczy ze złości.
- Z profesorem. - odpowiedziała wpatrując się w pierwszą linijkę tekstu.
- Którym?
- Snape'em.
- Tym, tym... - zaczął wściekły nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa. - Nie pozwalam ci! - krzyknął cały czerwony na twarzy.
- Sal, muszę iść na szlaban. - powiedziała, tłumacząc mu jak małemu dziecku. - Nie chce mieć kłopotów.
- A niby za co dostałaś ten szlaban? - zapytał. Wtedy na twarzy dziewczyny pojawiły się delikatne rumieńce. Salazar od razu je zauważył i aż się zapowietrzył z wściekłości.
- To nie ważne...
- Chce poznać szczegóły!
- Wybacz, ale muszę jeszcze zajrzeć do Hermiony, dawno się z nią nie widziałam. - odparła, wstała z miejsca i czym prędzej ruszyła w kierunku wyjścia. Przeszła przez portret i od razu usłyszała krzyki czarodzieja.
- Nawet nie próbuj, młoda damo! Rozumiesz. Wracaj do środka! Hej, nie lekceważ mnie! Jeśli zrobisz choćby jeden krok to znów zablokuje twoje księgi! Ej, słyszysz!?
Suzanne całkiem zignorowała groźby Salazara. Trochę się obawiała, że będzie tego później żałować, ale jednak miała swoje plany i nie zamierzała ich zmieniać. Udała się w stronę czwartego piętra, gdzie to znajdowało się Skrzydło Szpitalne. Zeszła jedno piętro niżej i ruszyła znanymi jej korytarzami. Gdy tylko stanęła przed drzwiami do królestwa Madame Pomfrey, przez chwilę się zawahała. Czy Hermiona nie jest na nią zła? Czy w ogóle zechce z nią porozmawiać? Te i tym podobne myśli krążyły jej po głowie. To przez nią jej przyjaciółka, jeśli jeszcze może ją tak nazywać, znalazła się w tym stanie. W końcu po kilku minutach postanowiła wejść do środka.
Pomieszczenie było praktycznie puste, wszystkie łóżka stały w równych rzędach pod ścianami idealnie pościelone. Jedno z nich było zajęte przez bardzo znajomą dziewczynę o burzy brązowych włosów. Gryfonka, gdy tylko zobaczyła kto pojawił się w Skrzydle uśmiechnęła się szeroko.
- Suzanne! - zawołała uradowana. - Tak się cieszę, że przyszłaś. - na słowa przyjaciółki, blondynka od razu się rozluźniła, na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. W o wiele lepszym humorze ruszyła w stronę Hermiony. Usiadła na wolnym taborecie i z troską przyglądała się dziewczynie.
- Miło cię widzieć. Jak się czujesz? - zapytała zatroskana.
- Wszystko już ze mną w porządku. - odparła z lekkim grymasem. - Ron ciągle pyta o to samo, to jest naprawdę męczące. Mam nadzieję, że nie przejęłaś się jego słowami?
- Ale skąd ty... - nie dane jej jednak było dokończyć.
- Znam go. Wiem, że obwiniał was za całe zajście, ciebie i Harry'ego. - wtrąciła.
- Ale tak było. - szepnęła z ponurą akceptacją.
- Nie, nie było! - gwałtownie zaprzeczyła chwytając za dłoń Suzanne i ściskając ją mocno. - Byliście w samym centrum walki, nie mogliście się rozpraszać. Ja, Draco i Ron mieliśmy pilnować waszych tyłów, jak masz kogoś obwiniać to mnie. Zagapiłam się i nie zauważyłam, że nas otoczyli. To nie była twoja wina!
Oczy Gryfonki zaszły łzami, a z jej gardła wyrwał się pojedynczy szloch. Hermiona instynktownie przytuliła do siebie blondynkę i czekała aż ta się uspokoi. Dopiero po kilku minutach Suzanne doszła do siebie na tyle, aby wyszeptał ciche "Dziękuję". Siedziały tak, wtulone w siebie rozmawiając cicho o tym co działo się w ostatnim czasie. Hermiona narzekała na nadopiekuńczość pielęgniarki, a Suzanne na głupie pomysły Dana. Żartowały i wymieniały się plotkami, aż w końcu poruszyły bardzo interesujący temat.
- A ty, Suzanne, spotykasz się z kimś? - zapytała Granger, nie kryjąc swojego zaciekawienia. Blondwłosa Gryfonka jedynie zarumieniła się czemu towarzyszył głośny śmiech drugiej dziewczyny. - Czyli jednak!
- Nic takiego nie powiedziałam! - wykrzyknęła speszona. - I nie ma w tym nic śmiesznego!
- Oczywiście, że nie ma. Bawi mnie tylko twoja reakcja. - odparła, po czym uśmiechnęła się szeroko i ułożyła na brzuchu patrząc na przyjaciółkę z zaciekawieniem. - No, to kim jest ten szczęściarz?
- Chyba nie myślisz, że ci powiem?
- Ha! Czyli jednak jest ktoś kto zaprząta twoje myśli. - stwierdziła z triumfem. - No dalej, nie karz mi tyle czekać! - na początku Kieł była do tego dość sceptycznie nastawiona, ale po chwili dotarło do niej, że rozmowa z Pers może jej pomóc, po krótkiej walce ze sobą zdecydowała.
- Dobra, masz rację. Jest ktoś. - powiedziała zrezygnowana.
- Znam go? - spytała ze zdecydowanie zbyt dużym entuzjazmem.
- Tak.
- To kto to jest!? Albo nie czekaj... zgadnę! - zaproponowała i usiadła po turecku przyglądając się wnikliwie dziewczynie. - Gryfon... nie! Czekaj, Ślizgon. Nikt inny nie wytrzymałby z twoim charakterem. - zachichotała widząc mordercze spojrzenie dziewczyny. - Na pewno nie jest młodszy, to musi być ktoś z naszego roku. Ale większość to śmierciożercy. - stwierdziła zdziwiona. - Chyba, że to nie uczeń. - widząc minę przyjaciółki wiedziała, że trafiła w sedno. - Znam go, skończył szkołę i był Ślizgonem. To musi być ktoś z Zakonu, nie znasz nikogo innego. Tylko, że w Zakonie nie ma zbyt wielu Ślizgonów. Zaledwie trzech. Mundungusa mogę odrzucić na wstępie. Draco spotyka się z Harrym, a więc zostaje tylko...
Severus Snape siedział w swoim gabinecie i czekał na przybycie pewnej młodej Gryfonki. Z niecierpliwością czekał aż zobaczy dziewczynę, miał tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. Wielu rzeczy był w swoim życiu pewien, ale pierwszy raz tak się stresował nie wiedząc co go czeka. Suzanne Dumbledore była jego utrapieniem, ale i najlepszym co go w życiu spotkało. Myśl, że ta młoda czarownica darzy go uczuciem napawała go najprawdziwszym szczęściem. Jego rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Spojrzał w ich stronę, po czym zaprosił gościa do środka.
Gdy tylko drzwi się uchyli jego oczom ukazała się najwspanialsza kobieta jaką miał okazję poznać. Za każdym razem, gdy ją widział rozwodził się nad jej pięknością. Niesamowite długie, wręcz złote włosy, prześliczne, błękitne jak ocean oczy, zgrabny nosek, który słodko się marszczy, gdy nad czymś myślała. Cała jej figura zapierała mu dech w piersi. Niska i zgrabna, o idealnie zaokrąglonych biodrach oraz dość obfitym biuście. Czasem zastanawiał się, czy dziewczyna nie ma jakichś powiązań z wilami. Była piękna i to był fakt niezaprzeczalny.
- Przyszłam na szlaban, profesorze. - powiedziała z delikatnym uśmiechem, ruszyła w jego stronę. Kiedy stanęła na wprost niego zaproponował jej wolne miejsce na fotelu.
- Usiądź. Dzisiaj chciałbym poruszyć temat ostatnich wydarzeń. - zaczął. - Nie masz się czym martwić. - zaznaczył, widząc jej zmartwienie. - Chce po prostu sprostować kilka rzeczy.
- Nie za bardzo rozumiem, prof...
- Severus. - wtrącił.
- Proszę? - zapytała zdziwiona.
- Mam na imię Severus. - odparł i delikatnie uniósł kącik ust w akcie rozbawienia. - Nie musisz mówić do mnie "profesorze" kiedy jesteśmy sami, to może być dla nas niezręczne.
- Och, w takim razie niech pan... to znaczy, ty też mów do mnie po imieniu, Severusie. - stwierdziła lekko zakłopotana, ale jednak uśmiechnęła się nieśmiało.
- W takim razie, Suzanne, może przejdziemy do moich kwater. - zaproponował wstając z miejsca.
- Bardzo chętnie. - powiedziała ruszając w ślad za Mistrzem Eliksirów. Weszli do salonu i zajęli wolne miejsca na kanapie, usiedli zaraz obok siebie lekko skrępowani, tak nagłą bliskością. Do Suzanne dotarło jakie to głupie. Zaledwie dwa dni temu całowali się bez opamiętania, a teraz? Wreszcie nie mogła wytrzymać i roześmiała się głośno, co lekko zmyliło Mistrza Eliksirów.
- Czy mogę wiedzieć co cię tak rozbawiło? - zapytał lekko zdenerwowany. Gryfonka dopiero po chwili uspokoiła się na tyle, że była w stanie mu odpowiedzieć.
- Cała ta sytuacja wydaje się niezręczna. Zachowujemy się, jak jakieś cnotki. - stwierdziła. Po chwili usłyszała cichy śmiech profesora. Zaskoczona spojrzała prosto w czarne oczy nauczyciela w których widoczne były iskierki rozbawienia. Severus objął ją ramieniem i przyciągnął bliżej siebie, dzięki czemu mogła oprzeć się wygodnie na jego torsie.
- Masz rację. - powiedział. - Pierwszy raz... - dodał ciszej, jednak ona i tak to usłyszała.
- Wcale nie. - zaprzeczyła.
- Ależ oczywiście, że tak.
- Często miałam rację. - odparła.
- Nie przypominam sobie. - powiedział, udając, że się zastanawia. Po chwili na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech. - No może kilka razy...
- Kilka!?
- No już się tak nie denerwuje, bo ci jeszcze żyłka pęknie.
*-*-*
WRÓCIŁAM!!!
Powiem Wam, że mój wyjazd się lekko przedłużył, ale wróciłam i to z rozdziałem. Jest trochę niedopracowany, ale jest. Niestety muszę się wprawić po takiej przerwie, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie. Niedługo powinien pojawić się kolejny rozdział.
Pozdrawiam,
panienka_dumbledore
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro