Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

TOM 2 - Rozdział 17

8/10
*-*-*-*-*

Snape, Dumbledore i Cortez znaleźli się w Londynie po nie całej godzinie lotu. Wszystko odbyło się bez problemu, nawet nie zauważyli kiedy to aportowali się do Hogsmead, a stamtąd pieszo ruszyli do Hogwartu. Suzanne z ulgą przyjęła to, że jej kwatery jeszcze stoją całe. Będąc w Brighton miała nieodparte wrażenie, że po powrocie nie będzie czego zbierać. Jednak nie doceniła założycieli, kiedy chcą potrafią być wyrozumiali, no przynajmniej tak myślała do obiadu. W wyśmienitym humorze udała się na posiłek, w Wielkiej Sali byli już wszyscy nauczyciele, w tym i Dan. Usiadła na swoim stałym miejscu i zaczęła jeść, nie interesując się zbytnio otoczeniem. I tu tkwił jej błąd. Przez ignorowanie otoczenia nie zauważyła, jak drzwi do Sali delikatnie się uchylają, a zza nich wygląda para błękitnych tęczówki, kiedy dostrzegły swój cel zabłysły złośliwie i postać zniknęła za wrotami.

- Nie jesteśmy na to za starzy? - spytała zirytowana kobieta o blond włosach.

- To jest zemsta, raz nam nie zaszkodzi się zabawić. - odparł rudy mężczyzna z diabelskim uśmiechem. - Przedstawienie czas zacząć.

Drzwi Wielkiej Sali otworzyły się i uderzyły z trzaskiem o ścianę. Cztery znajome kilku osobą postacie weszły do pomieszczenia, a na ich ustach czaił się złośliwy uśmiech. Suzanne czuła, że to nie skończy się zbyt dobrze, przynajmniej dla niej.

- Suzanne! - zawołał jeden z mężczyzn. - Jak dawno się widzieliśmy.

- Co wy tu, na Merlina robicie!? - zapytała wręcz przerażona, wstała od stołu i zaczęła się zbliżać do czwórki przybyłych nie zwracając uwagi na zaciekawiona spojrzenia grona pedagogicznego.

- Och kochana, to chyba jasne, że chcieliśmy Cię odwiedzić. - powiedziała pobłażliwie niziutka blondynka. - Zniknęłaś tak na tydzień bez słowa wyjaśnienia. Martwiliśmy się.

- Jeśli to jest wasza zemsta, to błagam przestańcie. Obiecuje, że wszystko Wam wyjaśnię w Komnacie. - szeptała tak cicho, że ledwo mogli zrozumieć co mówi.

- Zemsta? - spytał druga kobieta i roześmiała się szczerze. - O nie, chcemy po prostu spędzić z tobą trochę czasu. - nie dało się nie zobaczyć tego złośliwego błysku w oku kobiety, po tym Suzanne wiedziała, że miała rację, ale jakoś niezbyt się z tego cieszyła. Miała w planach wyprowadzić ich z Sali w nadziei, że nie zrobią nic głupiego, niestety ktoś pokrzyżował jej plany.

- Księżniczko może przedstawisz nam swoich znajomych? - zapytał dyrektor, a ona miała szczerą ochotę ukryć się gdzieś poza zasięgiem tych wszystkich ciekawskich spojrzeń. - Mam wrażenie, że już gdzieś państwa widziałem.

- Ma Pan rację dyrektorze. - przyznała zielonooka kobieta. - Poznaliśmy się w Londynie, podczas napadu na Hay's Galleri.

- Ach! A więc to są nasi Orędownicy Światła. - zawołał piskliwym głosem opiekun Ravenclaw' u. Cała czwórka zgodnie się roześmiała i przyznała rację Flitwick' owi.

- Czemu nam nie powiedziałaś, że jesteśmy sławni, Suzanne? - zapytał brunet i w tej chwili dziewczyna miała ochotę go przeklnąć. - To już czas rozdawać zdjęcia z autografem i ukrywanie się przed bandą zauroczonych nastolatek.

- Zmieniasz się powoli w Lockhart' a. - stwierdził Sal z obrzydzeniem, a na nazwisko starego nauczyciela wszyscy w Sali się skrzywili. Chociaż nazwanie go nauczycielem jest obrazą prawdziwych profesorów, którzy potrafią uczyć.

- Nie porównuj mnie do niego! Jestem od niego zdecydowanie przystojniejszy, zdolniejszy i przynajmniej nie wymyślam o sobie niestworzonych historii. - tak... Godryk ma bardzo duże mniemanie o sobie, ale prawdą jest, że on nie kłamie.

- Zapomniałeś dodać, że jeszcze skromniejszy. - przypomniała Rowena.

- No to oczywiste. - pozostała czwórka parsknęła śmiechem.

- Przepraszam, ale kim jesteście i skąd znacie moją wnuczkę? - zapytała podejrzliwie Minerwa nie spuszczając z nich czujnego spojrzenia.

- Może moglibyśmy się dosiąść? - zapytał uprzejmie Salazar. - Z chęcią odpowiemy na wszystkie Wasze pytania. - czarodziej nie mógł uwierzyć, że wszystko idzie zgodnie z jego planem.

- Proszę, usiądźcie. - zaproponował dyrektor, przy stole pojawiły się cztery dodatkowe krzesła na których usiedli założyciele, siedzieli twarzą w twarz z Dumbledore' em i McGonagall. Suzanne chwilę przeklinała głupie pomysły tej czwórki, po czym zajęła swoje miejsce. - A więc, kim jesteście i jak dostaliście się do zamku? - zapytał wyraźnie ciekawy odpowiedzi Albus.

- Jesteśmy przyjaciółmi Suzanne, znamy się od dawna. - przyznała Helga patrząc z czułością na dziewczynę.

- A jeśli chodzi o to jak się tu dostaliśmy, to nasze sygnatury są wplecione w barierę. - wyjaśnił, krótko Godryk nakładając sobie kurczaka na talerz. Natomiast wściekła Minerwa spojrzała na Suzanne wilkiem będąc przekonana, że to jej wina. Niestety Gryfonka nie miała tu nic do gadania.

- A inne Was nie powstrzymały? - zapytał tym razem Flitwick.

- A dlaczego by miały? - spytał zdziwiony brunet, za co oberwał po głowie od Roweny. - Ał! Co ja takiego powiedziałem!?

- Nie słuchajcie go, ma problemy psychiczne. - wytłumaczył Sal, Gryfonka szczerze się roześmiała, podobnie jak Albus, który pamiętał ostatnie spotkanie z tą czwórką.

- Nie zaczynaj znowu! To, że jestem impulsywny i nadpobudliwy nie daje Ci prawa do obrażania mojej inteligencji. - powiedział nad wyraz poważnie.

- Czy ja coś takiego robię? - zapytał niby niewinnie rudzielec.

- Tak, od przeszło tysiąca lat! - wykrzyknął zdenerwowany.

- Bez przesady. Aż tak długo się nie znamy. - próbował uratować sytuację, na szczęście Godryk szybko zrozumiał swoją gafę i się uspokoił.

- Co nie znaczy, że nie czuję się, jakbym znał Cię od założenia Hogwartu. - Suzanne chichotała, jak głupia pod nosem, co Godryk od razu zauważył. - A Ciebie co tak śmieszy?

- Nic, naprawdę nic. - jednak jej zachowanie całkiem przeczyło wypowiedzianym słowom.

- Przypomnisz mi może, jak to razem z Salem wysadziliście laboratorium? - spytał niewinnie. Uśmiech zniknął z twarzy blondynki zastąpiony grymasem niezadowolenia podobnym do tego, który znajdował się na twarzy Salazara.

- Ty też je wysadziłeś. - przypomniała.

- Tak, ale to wy tu jesteście Mistrzami w tej dziedzinie. Ja od dawna wiedziałem, że nie mam ręki do eliksirów.

- Ale nadal podkradasz się do pracowni. - stwierdzili równo Sal i Suzanne.

- Liczę, że zdarzy się jakiś cud. - przyznał niechętnie.

- Znajdź sobie inną pracownię. - zastrzegł Sal. - Po ostatniej twojej próbie musiałem kupić nowe składniki, ponieważ te które miałem nie nadawały się do użytku. Niektóre z nich już nie istnieją, albo są niemal nie do zdobycia.

- Na przykład? - zapytał zaciekawiony Snape, nie przestając patrzyć na nich z dozą niepewności.

- Chociażby łzy jednorożca. - wymienił czarnoksiężnik. - Zdecydowanie trudniej jest je dostać niż te należące do feniksa. Z tymi drugimi nie mam żadnego problemu, Suzanne co jakiś czas mi je przynosi.

- Nigdy nie słyszałem, żeby ktoś używał takiego składnika. - przyznał Slughorn także zaciekawiony tematem.

- Jest on niemal nie do zdobycia. - zaczęła blondynka ściągając na siebie uwagę wszystkich w Sali. - Nikt ich nie używa od setek lat. Jest tak dlatego, że łza musi być wynikiem szczerego smutku tego stworzenia, jest oddawana dobrowolnie, ponieważ zawsze jest skutkiem opłakiwania śmierci kogoć lub czegoś czystego, pozbawionego skaz i pełnego miłości. Właśnie dlatego tak trudno ją zdobyć, ale z dumą mogę powiedzieć, że mi się udało. - przyznała z triumfalnym uśmiechem.

- Jak? - zapytał zaskoczony Slughorn, a Snape mu zawtórował, natomiast Salazar patrzył na dziewczynę z dumą.

- Pamięta profesor może tego jednorożca, którego spotkaliśmy w Zakazanym Lesie? - zwróciła się do Snape' a, który tylko kiwnął głową na potwierdzenie. Cała reszta patrzyła na nich w szoku. Co oni mogli robić sami w lesie? - Arion przewodzi całemu stadu, dba o nich i pilnuje, żeby inne jednorożce były bezpieczne. W tamtym czasie jeden ze starszych zachorował, niedługo potem zmarł. Arion przekonał mnie, żebym zebrała ich łzy, jego i całego stada.

- Przekonał Cię? - spytał zaciekawiony Hagrid.

- Jednorożce są niezwykłymi stworzeniami, nie tylko pod względem magi. Są ponadprzeciętnie inteligentne. - wyjaśniła. - Arion wiedział czego potrzebuje i pozwolił mi to zabrać.

- Do czego można ich używać? - dopytywał Horacy.

- Łza była pierwszym składnikiem używanym przy eliksirach leczniczych. Dawniej były one o wiele silniejsze, właśnie przez ten składnik, ale z czasem znaleziono różne alternatywy, ale nie tak skuteczne. - wyjaśniła Rowena. - Nie jestem specjalnie uzdolniona w tej dziedzinie, ale wiem to i owo. Sal lepiej się na tym zna. On używa tylko oryginalnych składników, Suzanne też, jeśli oczywiście ma taką możliwość.

- Alex ma niesamowitą kolekcję wszystkich rzadkich ingrediencji. - przyznał niechętnie Sal.

- Trochę mu ją uszczupliłam. - powiedziała ze złośliwym uśmiechem Gryfonka.

- Tak, zabranie Kamienia Filozoficznego musiało go nieźle wkurzyć. - dodał z uśmiechem Godryk, cała ich piątka się roześmiała, natomiast grono pedagogiczne na czele z dyrektorem patrzyli na nich w totalnym szoku.

- Po co Ci był Kamień Filozoficzny? - zapytał Albus, nadal zszokowany.

- A myślicie, że jak wskrzesiła James' a i Lily?

- Skąd o tym wiecie!?

- Pomagaliśmy jej, poza tym Potter' owie ukrywali się razem z nami. - Albusowi ci ludzie wydawali się coraz bardziej podejrzani. Zdecydowanie wiedzieli za dużo, wydawali się o wiele starsi niż wyglądają, co prawda nie wiedział ile mają lat, a przez to, że są pod Eliksirem Wielosokowym nie jest w stanie określić ich wieku. Jednak wiedza i zachowanie tej czwórki pozwala mu wywnioskować, że mogą mieć tyle lat co on. Do tego ta moc, która od nich promieniuje wydawała mu się niesamowicie znajoma. Magia każdego z nich była inna, ale idealnie się dopełniała. Czuł ją nie raz kiedy przechadzał się korytarzami zamku choć nikogo nie widział, czuł ją też wtedy kiedy przebywał z Suzanne. Nagle doznał olśnienie, jakby wszystkie puzzle w jego głowie nagle ułożyły się we wspólną całość.

- Czemu ukrywaliście się w Komnacie Tajemnic? - pytanie Severusa przywróciło go do rzeczywistości. Rudowłosy mężczyzna zmierzył Mistrza Eliksirów wzrokiem godnym samego bazyliszka. Albus miał ochotę roześmiać się histerycznie, jak bardzo to porównanie pasowało.

- A ty niby skąd wiesz o tym, że Potter' owie ukrywali się w Komnacie? Suzanne nikomu nie powierzyła by tej tajemnicy. - jego głos wydawał się być zimny jak lód, dalej patrzył wprost na swoją ofiarę.

- Widziałem, jak Potter i Dumbledore schodzą do Komnaty Tajemnic. - powiedział spokojnie, w ogóle nie przejmując się wściekłym czarnoksiężnikiem, który planował jego morderstwo. - Powinni być bardziej dyskretni.

- Nie, to ty nie powinieneś wtykać nosa w nie swoje sprawy. - dodał równie zimno Godryk.

- Spokojnie, nie zmienimy przeszłości. Stało się i tyle. - Suzanne starała się z całej siły ich uspokoić, czuła jak magia całej czwórki wymyka się spod kontroli, zdecydowanie nie chciała być świadkiem morderstwa Mistrza Eliksirów.

- Wiesz jakie mogły być tego skutki? - zapytała zdenerwowana Helga.

- Tak, ale wiem także, że moglibyśmy sobie z nimi szybko poradzić. Nie ma sensu denerwować się czymś co już miało miejsce, nie uważacie? - spytała, a widząc, że powoli się uspokajają odetchnęła z ulgą.

- Dlaczego zawsze masz rację. - bardziej stwierdziła niż zapytała Rowena.

- Wcale nie. Często popełniam błędy. - przyznała.

- Na przykład wtedy, gdy Eliksir Wiggenowy wybuchł Ci prosto w twarz. - powiedział ze śmiechem Godryk.

- Nie zaczynaj nawet, chyba, że chcesz by twoja żona dowiedziała się co zrobiłeś z obrączką. - zagroziła, a na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.

- Nie zrobisz tego. - Godryk był całkiem blady, wiedział, że Rowena go przeklnie, jeśli tylko się dowie, że założył się z Salazarem o to, który z nich pierwszy będzie miał dziecko. Jako że Harrison urodził się kilka dni przed przed Edwardem, przegrał. Przedmiotem ich zakładu były obrączki. Co prawda odzyskał ją po następnym zakładzie, jednak Rowena mu tego nie daruje.

- Jesteś pewien. - teraz tak się zastanawiał po co on jej w ogóle opowiedział o tym przeklętym zakładzie.

- Dobra, wygrałaś. - uznał jej małe zwycięstwo, niestety jego przyjaciele będą musieli poradzić sobie sami.

- Często jej się to zdarzało? - zapytał zaciekawiony Snape.

- Co?

- Wybuchający eliksir. - dodał, a w jego oczach było widać nadzieję.

- Nie, Suzanne jest bardzo zdolna. Tamten wybuch miał związek z tym, że składnik był słabej jakości. - wyjaśnił Salazar, a na twarzy Severusa pojawił się grymas. - Natomiast często zdarzało jej się przesadzić z alkoholem. - Gryfonka, która akurat piła sok dyniowy, zakrztusiła się napojem i gwałtownie zbladła. Zdecydowanie nie chciała by założyciele opowiadali nauczycielom o jej przygodach z używkami, a szczególnie teraz, gdy siedział obok swojego dziadka, a babcia była zaraz za nim.

- Na przykład? - zapytał nieźle wkurzona Minerwa. Na twarzy Salazara pokazał się uśmiech pełen satysfakcji, właśnie osiągnęli swój cel. Dobrze wiedzieli, że to dziecinne zachowanie, ale nie mogli pozwolić, żeby zignorowanie ich zakazu obeszło się bez konsekwencji.

- Na przykład, gdzieś koło maja postanowiliśmy urządzić sobie małą imprezę. - Suzanne była blada, jak kartka papieru, dobrze wiedziała o czym Salazar miał zamiar im opowiedzieć. Nigdy nie piła za wiele, oprócz tego pamiętnego Sylwestra w Norze, tym razem także ograniczyła alkohol do minimum. Jednak w końcu całkiem pijany Godryk wpadł na genialny pomysł zagrania w "prawda czy wyzwanie". Było to najbardziej żenujące i wstydliwe wydarzenie w jej życiu. Wtedy żałowała, że nie wypiła więcej. - Byliśmy tam my, - wskazał na siebie i swoich towarzyszy. - Suzanne i Harry. Nie piliśmy jakoś dużo, jednak jeden z nas - mówiąc to patrzył wprost na Godryka. - zaproponował, żebyśmy zagrali w jakąś grę, konkretniej w prawda i wyzwanie. - na jego ustach, przez cały czas rósł złośliwy uśmiech. - Na początku zaczęło się niewinnie, zwykłe pytania, proste wyzwania. Z czasem stały się coraz ostrzejsze, aż Suzanne została zapytana...

- Przestań, błagam! - przerwała blada z czerwonymi plamami na policzkach. - Wiem, że macie mi za złe ten wyjazd, ale błagam! Zlitujcie się!

Założyciele spojrzeli po sobie, chcieli się zemścić na dziewczynie, ale nie są tak okrutni. Byli już wystarczająco usatysfakcjonowani.

- Co dasz nam w zamian? - spytał w końcu Salazar. A ona musiała dobrze przemyśleć co odpowiedzieć.

- Ponowny wyjazd do Londynu, z dużą szansą na atak śmierciożerców. - powiedziała, widząc uśmiech na twarzy Godryka wiedziała już, że wygrała.

- Niech będzie. Datę ustalimy później. - odparł zgadzając się na jej propozycję. - Musimy już iść, miło było państwa poznać.

Cała czwórka wstała od stołu, pożegnała wszystkich profesorów i opuściła pomieszczenie. Suzanne obiecała, że już nigdy nie zignoruje tej przeklętej czwórki. Zdecydowanie to nie jest na jej nerwy. Sama miała w planach opuścić Wielką Salę, wstała od stołu i wróciła do swoich kwater. Z ulgą usiadła na kanapie z książką w ręku, którą na reszcie mogła otworzyć. Zaczęła spokojnie śledzić tekst, kiedy to na środku jej salonu pojawiła się kula ognia, która po chwili zmieniła się w Fawkes' a. Feniks podleciał do niej, zasiadł na jej ramieniu i podał krótką notkę, którą trzymał w szponach. Potem wzleciał w powietrze i ponownie zniknął w kuli ognia. Suzanne niepewnie otworzyła zgięte pergamin i zamarła.

Przyjdź do mojego gabinetu, jak najszybciej!

PS. Następnym razem poinformuj mnie, że rozmawiam z Założycielami Hogwartu.

*-*-*
Jutro pojawią się dwa ostatnie rozdziały maratonu.

Przepraszam, że tak późno i, że wczoraj nie było tego rozdziału.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro